Fot. #1abcd: Powyższe trzy zdjęcia prezentują
utrwaloną "w kamieniu" dokumentację cudu na Północnej Wyspie
Aoteroa z 1840 roku jakim był urodzinowy dar Boga dla wówczas
rodzącego się tam chrześcijańskiego kraju Nowa Zelandia. Cud
ten polegał na wyniesieniu ponad poziom morza obszaru bagien, które
wówczas zalegały w miejscu obecnej zabudowy miasteczka Petone i
na wyniesieniu spod dna morza płaskiego lądu pod budowę stolicy
Wellington, a także na nadaniu przez Boga stutusu święte miejsce
obszarowi na plaży w Petone gdzie modlitwy o te płaskie lądy pod
zabudowę miast się odbyły. Oto opisy tych zdjęć i linki do ich kopii:
Fot. #1a (góra)
To górne zdjęcie "Fot. #1a" pokazuje powyżej jeden przykład z całej linii
pamiątkowych płyt o wymiarach około 91 na 46 cm, wmurowanych w chodniki
ulic stolicznego miasta Wellington, które to płyty, wraz z płytą ze środkowego
zdjęcia "Fot. #1b" historycznie dokumentują "urodzinowy prezent unikalnie
stworzony przez Boga dla noworodzącej się Nowej Zelandii" i jednocześnie
zawierają potwierdzenie i ostrzeżenie mądrze zakodowanej w nie biblijnej
wiadomości od Boga "
Ja Jestem". Więcej zdjęć owych płyt
z Wellington można wyszukiwać w internecie np. słowami kluczowymi:
Shoreline 1840 plaque Wellington .
To samo zdjęcie, tj.
Fot. #1a (góra) jest też pokazane jako
Fot. #F1a (góra) ze strony "pigs_pl.htm", a jego kopia jest dostępna pod adresem
http://pajak.org.nz/i_am/wellington_1a.jpg .
Fot. #1b (środek)
To środkowe zdjęcie
Fot. #1b pokazuje tablicę z
"
celtyckiego krzyża"
w odległym o około 8 km na północ od od Wellington przemysłowym
miasteczku Petone. Bóg mądrze zaszyfrował swój unikalny
"podpis" pod udokumentowanym tymi płytami "Aktem Boga"
jaki wyniósł w górę płaski ląd pod budowę Wellington i
Petone, poprzez celowe oddzielenie ich od siebie około
8 km długą linią zbocza górskiego wzdłuż której dno
morza NIE zostało wyniesione na powierzchnię, oraz
poprzez pozostawienie niewyniesionymi wszystkie
pozostałe brzegi obecnej Zatoki Wellingtońskiej -
patrz punkt #L1 poniżej. O takim wyróżnianiu swymi
"Aktami Boga", Bóg też powtarzalnie przypomina np.
unikalnymi "podpisami", które pozostawiają miasteczko
Petone zupełnie nietkniętym chociaż jakiś kolejny
kataklizm niszczy np. budynki w miejscowościach
położonych w kierunkach wszystkich 4 stron świata
i w bliskim sąsiedztwie Petone - np. takim był m.in.
wzmiankowany też w niniejszym wstępie kataklizm trzęsienia
ziemi w Kaikoura o północy z 13 na 14 listopada 2016 roku.
Tymczasem gdyby owe "Akty Boga" były powodowane
przez działającą przypadkowo i "ślepą" naturę, a NIE
przez Boga, tak jak wmawia nam to kontrolowany
przez "moce zła" monopol "oficjalnej nauki ateistycznej",
wówczas niemożliwością byłoby zrujnowanie sąsiednich
miejscowości z 4 stron świata wokół Petone, a
pozostawianie specjalnie traktowanego przez Boga
Petone zupełnie nietkniętym. Tablica z tego środkowego
Fot. #J3d ujawnia też wysłannika Boga
i datę jakie zainicjowaly w Petone "Akt Boga"
powodujący owo "urodzinowe stworzenie daru
dla Nowej Zelandii". Więcej faktów o owym
jednoznacznie "podpisanym" przez Boga
urodzinowym prezencie dokumentuję w punkcie
#L1 poniżej na niniejszej stronie, a ponadto w
blogu #369. Istnieje też jeszcze jeden unikalny
podpis "
Ja Jestem", który też symbolicznie
poświadcza celowe wyniesienie przez Boga spod
poziomu morza obszar płaskiego lądu pod zabudowę
stolicy Wellington i miasteczka Petone. Jest nim
szczególnie dziki i niebezpieczny, chociaż uważany za bardzo piękny, tzw.
"
Providence Canyon Georgia State Park"
pokazany np. od 25 sekundy do 1:43 minuty
z 11:38 minutowego angielskojęzycznego widea w YouTube z adresu
https://www.youtube.com/watch?v=syichBBB6w4
lub na całym 1:43 minutowym wideo o adresie
https://www.youtube.com/watch?v=gtCWIKHDBo8 .
Ów kanion też został stworzony "Aktem Boga" w
1840 roku, czyli właśnie w tym samym czasie
jak powyższy "urodzinowy dar Boga dla Nowej
Zelandii". Tyle iż powstanie tamtego kanionu było
wynikiem używanej przez Boga bardzo efektywnej
metody karania, którą pod nowoczesną nazwą "
metoda
pozbawiania przywilejów"
opisałem szerzej w #I5 z bloga #362 i ze swej strony
bandits_pl.htm.
W przypadku rolników którzy przed 1840 rokiem
uprawiali szczególnie żyzną ziemię na jakiej powstał
ów kanion, ich ukaranie polegało na "
pozbawieniu
ich przywileju" posiadania urodzajnej ziemi i zamienieniu
tej ziemi w jakiś rodzaj nieużytków. Wszakże Biblia
od tysięcy już lat ostrzega "niszczycieli ziemi" we
wersetach zacytowanych w punkcie #T1 mojej strony
woda.htm,
np. we wersetach 24:1-3 z "Izajasza" - cytuję:
"Oto Pan pustoszy
ziemię, niszczy ją i przewraca jej powierzchnię,
a mieszkańców jej rozprasza. I będzie [dotknięty]
jak lud, tak kapłan, jak sługa, tak jego pan, jak
służąca, tak jej pani, jak nabywca, tak sprzedawca,
jak pożyczkę dający, tak bioracy ją, jak wierzyciel,
tak jego dłużnik. Okropnie spustoszona będzie
ziemia, i bezgranicznie rozdrapana, bo Pan wydał
taki wyrok." Inny werset też tak
ostrzegający, to 107:33-34 z "Psalmów" - cytuję:
"Rzeki zamienia On w
pustynię, oazy na ziemię spragnioną, ziemię żyzną
na słony ugór skutkiem niegodziwości jej mieszkańców."
W przeciwieństwie też do nowozelandzkiego miasteczka
Petone, które do dzisiaj jest bronione przez Boga
od kataklizmów, obszar tamtego kanionu, podobnie
jak każde uroczysko powstałe z zaprzestania przez
ludzi wypełniania przykazań i wymagań Boga, z upływem
czasu zaczyna gromadzić swoje myto tajemniczych
niebezpieczeństw, śmierci i zaginięć.
Niniejsze zdjęcie z
Fot. #1b (środek) jest też
ponownie pokazane i omawiane na niniejszej stronie
jako
Fot. #J3d (dół) oraz na Fot. #F1b (dół)
ze strony o nazwie "pigs_pl.htm" i z bloga #368, a
ponadto jego kopia jest dostępna pod adresem:
http://pajak.org.nz/nz/odnowiony_napis_krzyza.jpg .
Fot. #1c (dół)
Pokazuje on historycznie cenny napis dziś zwany "miural" - czyli
obraz lub/i napis na murze, w tym przypadku maoryskiego artysty
ludowego. Znajduje się on po chodnikowej stronie muru, który
odgradza od przy-plażowego chodnika parking nadmorskiej kawiarni
z Petone, NZ, zwanej
Seashore Cabaret Cafe
(o adresie: 160 The Explanade, Petone 5012, Aotearoa). Napis ten
przypomina przechodniom dziś już zapominaną prawdę historyczną,
że obszar gdzie dzisiaj znajdują się zabudowania miasteczka Petone,
historycznie niedawno był słodkowodnym jeziorem, jakie do czasów
przybycia europejskich osadników z Anglii, zmieniło się w rodzaj bagna,
zaś w 1840 roku zostało przez Boga wyniesione w górę stwarzając dar
urodzinowy dla wówczas-rodzącego się kraju Nowa Zelandia. Napis
ten stwierdza - cytuję:
"In those times, Te Whanganui A Tara
was a fresh water lake cut off from the vast sea, it was in this lake
that NGAKE & Whataitai lived." Napis więc informuje, że: "w tamtych
czasach, "Te Whanganui A Tara" było jeziorem słodkowodnym odciętym
od ogromnego morza, to w/na tym jeziorze żyli "Ngake & Whataitai".
To zdjęcie jest też dostępne pod adresem:
http://pajak.org.nz/nz/petone_lake.jpg .
Fot. #1d (tu NIE pokazane, ale patrz Fot. #J3b w dalszym tekście, lub kliknij na ten zielony link).
To zdjęcie jest też dostępne jako
Fot. #J3b
niniejszej strony "petone_pl.htm", oraz pod adresem:
http://pajak.org.nz/nz/celtycki_krzyz_petone.jpg .
Razem z powyższymi trzema zdjęciami, zdjęcie tego
krzyża dokumentują miejsce gdzie opisywany tu
cud z miasteczka Petone
w Nowej Zelandii został zainicjowany grupową modlitwą
do Boga wielu europejskich osadników naraz.
Tym więc z nas, którzy nadal żyją w obszarach omijanych
przez kataklizmy, tak jak miasteczko Petone, na dodatek
do cieszenia się tym przywilejem Boga, zdjęcia te
dostarczają też motywacji oraz upewnienia
aby nadal kontynuowali swymi postępowaniami
zgodnymi z przykazaniami i wymaganiami z Biblii
zapracowywanie dla siebie przedłużania przez Boga
przywileju ich opieki i specjalnego potraktowania.
Dla podkreślenia iż warto o to się starać, streśćmy
więc tu chociaż krótko także opisywane szerzej na
niniejszej stronie rodzaje cudów - którymi do dzisiaj cieszy
się miasteczko Petone z powodu posiadania u siebie omawianego tu
krzyża celtyckiego
oraz istniejącego wokół niego obszaru wykazującego się
posiadaniem cech "świętego miejsca pod gołym niebem".
#2. Cechy miasteczka Petone implikujące,
że Bóg przyznał mu status "Świętego Obszaru":
Odnotuj z Biblii,
że
"przyznany przez Boga jakiemuś
obszarowi status Święte Miejsce pozostaje tam
na zawsze. I tak, czy zastanawiało cię czytelniku,
dlaczego właśnie opisane na tej stronie internetowej małe miasteczko
Petone z Nowej Zelandii
prawdopodobnie ma
najwięcej słonecznych dni ze wszystkich
miast Nowej Zelandii - tak jak
"kontrast" z
pobliskim Wellington w roli ustanowionego przez Boga
"świadka" potwierdza to w blogu #366 oraz w #D1 do #D1a strony
"
wtc_pl.htm".
Kiedy więc w innych miejscowościach Nowej Zelandii
szaleją burze, huragany, lub powodzie, nad Petone może
formować się okrągłe "okno błękitnego nieba" i świecić słońce.
Rozważ więc także co może sobą dowodzić wieloznaczność
naukowych wyjaśnień dla takich powtarzalnych pojawień
się
"błękitnych okien w niebie
ponad Petone" zilustrowanych na
Fot. #I3ab poniżej na tej stronie. Wszakże
ich częste manifestowanie tylko ponad Petone
jednocześnie wymownie ilustruje definiowany
i przypominany w moich publikacjach tzw.
"kanon niejednoznaczności".
Dokładniej ów "kanon niejednoznaczności" jest
opisany w publikacjach wskazywanych jego
nazwą linkami pozestawianymi na stronie
skorowidz.htm -
przykładowo w punkcie #H1 i w podpisie pod
Fot. #H2a strony
biblia.htm.
Z kolei doskonała ilustracja jego wdrożenia
w praktyce jest podana w #C2 mojej strony
tornado_pl.htm.
Zamanifestowanie tego kanonu zawsze jest
cechą
rozpoznawczą dla wszystkiego co spowodowane zostało
za zgodą, albo nawet aktem, samego Boga.
Czy zastanawia cię np.
dlaczego Petone
omijają niszczycielskie kataklizmy przez monopol "oficjalnej nauki ateistycznej"
opisywane jako "naturalne", które obecnie podobnie jak w reszcie
świata, coraz częściej trapią inne miejscowości Nowej Zelandii.
(Odnotuj jednak iż upadłe moralnie ale technicznie zaawansowane
cywilizacje kosmiczne jakich niektóre zdolności udokumentowałem
w #K1 do #K6 niniejszej strony, są w stanie wszystkie te kataklizmy
skrycie powodować na Ziemi swoimi gwiazdolotami UFO - o czym
skrótowo ostrzegam m.in. w podpisie pod
Fot. #N3b strony
cielcza.htm,
zaś szeroko wyjaśniam we wpisach od #363 do #359 do blogów totalizmu.)
Przykładowo miasteczko Petone zupełnie ominęły efekty trzęsienia
ziemi z jakie uderzyło NZ koło Kaikoura o północy z 13 na 14 listopada
2016 roku - a jakie opisałem szerzej m.in. w #J2 poniżej oraz w punkcie
#R2 i na "Fot. #R2abc" ze strony o nazwie
quake_pl.htm.
Tamto trzęsienie ziemi z Kaikoura zburzyło budynki w sąsiednich
miejscowościach położonych we wszystkich czterech kierunkach świata od
Petone. Petone ominęły też efekty szeregu powodzi typu np. tej jaka dnia 2023/1/27
poszkodowała NZ miasto Auckland
oddalone o około 666 kilometrów na północ
od Petone, a nawet ominęła je furia potężnego
cyklonu Gabrielle -
jaki zdewastował niemal połowę Wyspy Północnej NZ
na której Petone jest zlokalizowane. Tymczasem ani
tzw. "zbiegi okoliczności" ani "przypadki" mające jakoby
cechować tzw. "naturę" typowo NIE łamią aż tak wyraźnie
matematycznego prawdopodobieństwa jakie zgodnie z
"
materialistycznym redukcjonizmem" naszej ateistycznej oficjalnej nauki
ma jakoby rządzić byciem "poszkodowanym" lub "ominiętym"
przez "akty natury".
Albo rozważ dlaczego w Nowej Zelandii istnieje
tylko
jedna kolonia białych czapli i to oddalona setki
kilometrów od Petone, chociaż jeden z tych mistycznych
ptaków adorowanych przez religie Wschodu uparł się aby
wysiadywać na samochodzie autora tej strony i wpatrywać
się w okna jego mieszkania - tak jak ilustruje to zdjęcie z
Fot. #B2ab niniejszej strony. Albo rozważ
tajemniczo brzmiącą nazwę
"Arawa" już około
lat urodzin autora tej strony przyporządkowaną do
mieszkania jakie on zakupił w 2012 roku, znaczenie
zaś jakiej wyjaśnił dopiero w 2021 roku i opisał je w
punkcie #A3 swej strony
klasa.htm
oraz we wpisie #352 do blogów totalizmu. Albo docieknij
"co" i "dlaczego" symbolicznie starało się nam uświadomić
"serce" wypalone w centralnym pasie trawy
z najważniejszej promenady Petone - pokazane poniżej
na
Fot. #J3c , a także "dlaczego" na chodnikach
Petone nagle tak często zaczęły mrowić się
wytopienia
stóp UFOnautów, poniżej dokumentowane w #K1 i w
#K3 do #K5 tej strony, niedawne zamrowienie się owych
śladów w Petonie ja wyjaśniam
reakcją
"przeciwników Boga i ludzi"
starających się przeciwdziałać skutkom ujawnienia się w Petone
chrześcijańskiego świętego obszaru pod gołym niebem jaki
wskazuję poniżej już w następnym paragrafie.
Wszystkie powyższe niezwykłe zagadki nieustannie nam podkreślają
iż ich źródłem zawsze jest udokumentowany w punktach #J1
do #J3v niniejszej strony
empiryczny
materiał dowodowy manifestowany przez obszar
przy położonym na obrzeżu petońskiej plaży tzw.
"
krzyżu celtyckim".
Zdaniem autora tej strony krzyż ten oznakowuje
chrześcijański
święty obszar
pod gołym niebem jedyny taki w całej Nowej
Zelandii i wyraźnie
błogosławiący
Petone specjalnym potraktowaniem i ochroną Boga.
Jednocześnie krzyż ten wskazuje też położenie Petońskiego
"
energetycznego czakramu Ziemi",
o których to chakramach wiadomo iż typowo są
umiejscowione właśnie w świętych obszarach. Na
użytek okolicznej ludności czakramy te emitują
uspokajające nerwy i wzmacniające ciało energie
i uczucia pokoju od zagrożeń oraz odprężenia od
trosk. Owa inteligentna energia bijąca z czakramu
w owym świętym obszarze z Petone jest aż tak
silna, że kiedy ja siadam na jednej z umieszczonych
tam ławeczek i po odcięciu swych zmysłów od wpływu
zewnętrznych zakłóceń skupię całą swoją uwagę na
wewnętrznych doznaniach, wówczas jestem w stanie
fizykalnie odczuć jej kojący przepływ przez ciało i jej
odprężające działanie na umysł - w odczuwaniu czego
mi zapewne dopomaga pamięć doznań uprzednio przeżytego zjawiska
zapracowanej nirwany.
Energie czakramów Ziemi są także znane ze swych
zdolności intuicyjnego przyciągania do takich świętych
miejsc wszystkiego co żyje i co cechuje się wyższą od
innych wrażliwością na doznawane odczucia - tak jak
opisałem to we WSTĘPie i od #J2 do #J2c ze strony
stawczyk.htm
oraz we wpisie #344 do blogów totalizmu. W Petone to
przyciągające działanie owej cudownej energii przenoszonej przez
Drobiny Boga
np. powoduje iż w dni kiedy pogoda i jednocześnie dzień wolny
od pracy zaludniają petońską plażę, wówczas
niemal
połowa ludzi odpoczywających na tej relatywnie długiej plaży intuicyjnie
gromadzi się właśnie w bliskości owego krzyża celtyckiego.
Stąd moim zdaniem "moce" ochrony przez Boga, czynienia cudów
i wypełniania próśb zawartych w ludzkich modlitwach przez ów petoński
święty obszar pod gołym niebem
daje się oszacować na w przybliżeniu równe "mocom"
jakimi cechuje się Bazylika i energetyczny czakram ziemi z
Jasnej Góry
w polskiej Częstochowie - które to oszacowania tychże "mocy"
zdają się być potwierdzane przez wyniki badań i osobistych
doświadczeń opisywanych np. w #R2 do #R2ab ze strony
quake_pl.htm
i we wpisie #278 do blogów totalizmu, jak i być potwierdzane przez
znaczenie słowa
"Arawa" wyjaśnione w #A3 do #A4 ze strony
klasa.htm
i we wpisie #352 do blogów totalizmu,
a także przez postulaty z #J2 do #J2c strony
stawczyk.htm
i wpisu #344 do blogów totalizmu.
Wiele mówiąca jest też data wyniesienia w górę lądu
pod zabudowę Petone. Aż do maja 1840 roku, obecny
obszar Petone stanowiło rozległe bagno porośnięte
dżunglą. NIE zniechęciło to jednak angielskiej kompanii
osadniczej do sprzedawania działek pod budowę domów
na owym bagnie, zaś przybyłym z Anglii osadnikom NIE
przeszkodziło to budować tam drewniane i trzcinowe
chałupy. Jednak omawiana msza z dnia 23 lutego 1840
roku odbyta w miejscu obecnie wskazywanym powyższym
"
krzyżem celtyckim",
zmieniła to wszystko. Dokładnie w trzy miesiące później,
bo dnia 26 maja 1840 roku w Petone oraz w pobliskim
Wellington zaczęła się seria łagodnych trzęsień ziemi.
Stopniowo wyniosły one Petone i Wellington do obecnej
wysokości oraz wysuszyły jej bagno. W Wellington do
dzisiaj na chodnikach ulic wmurowane są plakietki oznaczające
granice tamtejszego lądu i morza na początku 1840 roku.
Pierwsze z tych trzęsień ziemi jest raportowane w artykule
miejscowej gezety opublikowanym na stronie internetowej
https://teara.govt.nz/en/document/4379/first-record-of-a-wellington-earthquake .
Trzęsienia te były jednak litościwe dla osadników z Petone
i nie poniszczyły ich domów. Dopiero na ich końcu, zapewne
aby otoczyć to wywyższenie obszaru Petone niepewnością
"kanonu niejednoznaczności" i stąd aby NIE łamać
"wolnej woli" ludzi poznających te fakty, ostatnie z tych trzęsień
zaszłe dnia 23 stycznia 1855 roku, zaś opisane na stronie
https://www.nzgeo.com/stories/the-day-the-earth-shifted/ ,
było na tyle silne aby zniszczyć co bardziej prymitywne
budynki, aczkolwiek w Petone nikt NIE został przez nie
uśmiercony. Szczerze mówiąc to przebieg i następstwa
tych trzęsień ziemi i wywyższenie przez nie bagnistego lądu
obecnego Petone oraz części niedalekiego Wellington na
mnie sprawia wrażenie iż już od owej historycznej mszy
w dniu 1840/2/23 ów obszar z Petone został zaplanowany
przez Boga jako święty obszar - tyle iż, niestety, obszar ten
musiał odczekiwać aż ktoś odkryje manifestacje jego świętych
cech. (Później sąsiedzkie Wellington też zgodnie z planem Boga
zostało stolicą kraju aby w swych instytucjach utrzymywało
historyczne zapisy jakie m.in. dopomogły w udokumentowaniu
opisywanego na tej stronie świętego obszaru Petone, a także
aby tym co poszukują prawdy wyraźnie ilustrować odmienność
cech zdarzeń zaszłych w Petone od zdarzeń z jego sąsiedztwa.)
Specjalne potraktowanie przez Boga i boską opiekę nad
tym świętym obszarem (i nad położonym tuż przy nim
całym miasteczkiem Petone)
po raz pierwszy odnotował
dopiero autor tej publikacji. Z kolei materiał dowodowy
jaki to potwierdza opisuje on na niniejszej stronie. Niefortunnie,
wielu z nas ludzi NIE rozumie iż aby NIE łamać ogromnie
istotnej tzw.
"wolnej woli" osób jakie z nim się
zapoznają, ów materiał dowodowy musi spełniać tzw.
"kanon niejednoznaczności"
który - aby ciągle Bóg mógł odróżniać tych co są zdolni
zidentyfikować prawdę od tych ślepych na prawdę,
musi cechować absolutnie wszystko co dotyczy Boga.
Z powodu działania tego kanonu, odnotowanie opisanego
tu specjalnego potraktowania miasteczka Petone przez
Boga wymagało umiejętności dostrzegania oznak, na które
osoby niewytrenowanie w wypatrywaniu tego co powszechnie
niedostrzegane często
patrzą a NIE widzą - tak
jak to Biblia wielokrotnie powtarza w swych wersetach (np.
w "Mateuszu" 13:14). Ponadto wymagało to także odwagi
publicznego stwierdzania prawdy aż tak niepopularnej w
obecnych czasach iż za jej głoszenie coraz częściej jest się
karanym. Na dodatek, w tym przypadku owo odnotowanie
nastąpiło także na przekór iż na swe życie autor zarabiał
jako
"zawodowy naukowiec" - czyli pracował
w "zawodzie" naukowca. Tymczasem z obecnego życia
wiemy iż typowo
dzisiejsi
zawodowi naukowcy zachowują się jakby byli opłacani
za negowanie istnienia Boga. W swej karierze
badawczej z kilku uniwersytetów świata autor zajmował też
stanowiska profesorskie w aż dwóch odmiennych dyscyplinach
naukowych, żadna z których z badaniami Boga NIE ma nic
wspólnego (tj. w "Inżynierii Mechanicznej" i "Budowie Maszyn"
oraz w "Informatyce" i "Naukach Komputerowych") - patrz
jego strona autobiograficzna.
Co intrygujące, od czasu swych studiów siebie samego uważał
za
"ateistę" - na szczęście tylko do czasu opracowania przełomowej
Teorii Wszystkiego z 1985 roku
(jaka aby unikać sekretnych blokad jej publikowania
jest także upowszechniana pod odmienną nazwą
Koncept Dipolarnej Grawitacji) -
która to teoria zainspirowała go m.in. do sformułowania aż
kilku naukowo niepodważalnych dowodów iż
Bóg istnieje.
Dwa najnowsze z tych dowodów obejmują empiryczny bazujący właśnie
na ustaleniach "Inżynierii Mechanicznej" i "Informatyki" a opracowany
w 2021 roku zaś zaprezentowanego w punktach #D1 do #D4 strony
2020zycie.htm,
oraz nieco wcześniejszy dowód formalny na istnienie Boga z
2007 roku (tj. w jednostkach "lata ludzkie" starszy o dwukrotność
świętej liczby "siedem"), opracowany podczas profesury na
Uniwersytecie Ajou z Korei Południowej,
zaś wraz z kilkoma poprzedzającymi go pokrewnymi dowodami
empirycznymi zaprezentowany w punktach #G2 i #G3 strony
god_proof_pl.htm.
W odnotowaniu przez autora tego specjalnego potraktowania
miasteczka Petone przez Boga znacząco też pomogło iż w swym
życiu emigranta powtarzalnie tracącego uczelniane posady z powodu
oficjalnie prześladowanej tematyki jego badań,
autor nieustannie zmuszony był zmieniać miejsca swego zamieszkania -
doskonale więc wiedział jak wygląda życie w miejscowościach
mieszkańcy jakich pozapominali o Bogu. Kiedy więc w 2001 roku
autor przeniósł się do Petone, natychmiast już od wówczas odnotował
jego niezwykłość i z rosnącym podziwem zaczął badać oraz
systematycznie dokumentować zdarzenia z tego miasteczka.
Dopiero jednak w słoneczną jesienną środę dnia 2018/4/25 zostało
mu ujawnione, że niezwykłość obszaru oznakowanego pamiątkowym
krzyżem celtyckim z petońskiej plaży
opisywanym i zilustrowanym w punkcie #J3 poniżej
na tej stronie, ma historyczne uzasadnienie, tj. że
świętość tego obszaru
z wybrzeża Petone najprawdopodobniej wynika
z faktu iż było ono miejscem pierwszej w całej Nowej
Zelandii mszy chrześcijańskiej (prezbyteriańskiej),
czyli że jest ono rodzajem
"świątyni pod
gołym niebem". (Przed ową datą
autor posądzał iż w bliskości tego miasteczka
żyje owych wymaganych przez Biblię
"10
sprawiedliwych" jakich opisuje np. w #I1 do #I2 ze strony o nazwie
quake_pl.htm.)
W jakiś czas po odnotowaniu świętości obszaru położonego
przy w/w krzyżu celtyckim z petońskiej plaży, autor tej
strony przekonał się również, że podobne święte obszary
Bóg postwarzał w zasięgu pielgrzymki możliwej do
odbycia przez każdego mieszkańca planety Ziemia
ufającego prawdom z wersetów Biblii. Wygląda więc
na to iż celem stworzenia całej sieci tych świętych
obszarów jest
umożliwienie
i nakłonienie każdego wierzącego w Boga aby w
obecnych przełomowych czasach egazminu ludzkości
przynajmniej raz w swym życiu udał się na osobistą
pielgrzymkę do któregoś z takich świętych obszarów
i poprzez swą szczerą, własną i omijającą wszelkich
pośredników modlitwę ustanowił bezpośredni związek
ze swym Bogiem i Stwórcą, a jednocześnie
aby poprzez aktywne podjęcie takiej pielgrzymki
udokumentował Bogu moc swej wiary i stworzył sobie
okazję aby w owym miejscu specjalnego potraktowania
przez Boga móc osobiście poprosić o opiekę i pomoc we
wszelkich sprawach jakie są najważniejsze dla przebiegu
i efektów jego/jej życia.
Jak to dobrze iż w zainicjowanych pandemią "covid-19" czasach
egzaminu i przykładowego zakwalifikowania każdej osoby
i społeczności do biblijnej kategorii "ziarna" lub "plew", mamy
Biblię zaś Bóg ujawnia nam też przykłady takie jak Petone.
Wszakże bosko-precyzyjnie sformułowane wersety Biblii znacznie
precyzyjniej od wielu religii wyjaśniają nam cel dla którego
Bóg nas stworzył, a także wskazują jak mamy żyć. To z
kolei co Bóg zilustrował w Petone demonstruje jak efektywne
są metody działania Boga - a jednocześnie pozwalające
aby w zgodzie ze swą "wolną wolą" każdy wybrał i zadecydował
swój los. Warto więc aby np. symboliczna wymowa owocowego
drzewka figa, w Biblii opisanego np. w wersetach 11:12-14
z "Marka", w 21:18-19 z "Mateusza", 13:6-9 z "Lukasza",
nakłoniła nas do ochotniczego wzięcia sobie do serca tych
dwóch przykładów. Wszakże podobnie jak coraz więcej dzisiejszych
ludzi i społeczności, to drzewko figowe także np. w wersetach
11:20-21 z "Marka" doskonale nam ilustruje do czego prowadzi
ignorowanie celu swego istnienia czyli zamiast rodzenia trwałych
owoców dla dobra innych, samolubne obrastanie krótkotrwałymi
liśćmi powodującymi tylko czyjś własny wzrost.
#3. Autor tej strony:
Treść tej strony autoryzuje
dr inż. Jan Pająk,
czyli badacz, odkrywca i wynalazca Nowej Zelandii i Polski oraz
WorldCat Identity
(tj. "Tożsamość Światowej Kategorii" - patrz strona
http://worldcat.org/identities/),
losy życiowe którego opisane są na jego autobiograficznej stronie o nazwie
pajak_jan.htm.
Z zawodu dr inż. Jan Pająk to nauczyciel akademicki,
który uczył studentów i prowadził badania na 10 uczelniach
świata gdzie wykładał całą gamę przedmiotów z aż dwóch
odmiennych dyscyplin, tj. z dyscypliny Inżynierii Mechanicznej
i Budowy Maszyn najpierw na swej rodzimej
Politechnice Wrocławskiej,
potem zaś na uniwersytetach w Nowej Zelandii (Canterbury),
Malezji (Kuala Lumpur) i Borneo (Kuching), a także z dyscypliny
Inżynierii Softwarowej oraz Języków Programowania na
czterech uczelniach Nowej Zelandii (tj. na: Invercargill College,
Dunedin University, Timaru Polytechnic i Wellington Institute
of Technology) oraz na uniwersytetach z Cypru (Famagusta)
i Korei Południowej (Suwon). Na aż czterech z tych uczelni
(tj. na uniwersytetach z Cypru, Malezji, Borneo i Korei) był
zatrudniony na stanowisku profesora uniwersyteckiego. W
początkowej części 21 wieku dr inż. Jan Pająk tym wyróżnił
się też z grona nadal żyjących wówczas odkrywców i wynalazców
oraz jednocześnie obywateli Polski lub/i Nowej Zelandii, że stał
się najszerzej z nich znanym wtedy w świecie, najróżnorodniej
interpretowanym, a ponadto najbardziej produktywnym - na
przekór prowadzenia badań bez finansowania i na zasadach
jakoby prywatnego "hobby" naukowego wymuszanego oficjalną
dezaprobatą badanych przez niego obszarów wiedzy, oraz na
przekór iż wyniki jego badań stanowią jedną ze skrycie najzacieklej
obecnie na świecie zwalczanej i ukrywanej wiedzy i prawdy.
Aby dać tu jakieś pojęcie ile trudu, środków i ekspertyzy ktoś
niewypowiedzianie potężny wkłada aby skrycie wyszydzać wyniki
badań autora tej strony - oglądnij około półgodzinne wideo
Ruch Oporu – Bity Nadśliskie full album,
lub poczytaj #I4 oraz #A5 do #A5.1 ze strony
totalizm_pl.htm.
(Odnotuj iż na wypadek, że kiedyś może jednak się to wydać - tak
jak obiecuje to Biblia w wersecie 10:26 z "Mateusza", ów ktoś bardzo
fachowo dopilnowuje także aby wyszydzać na sposób legalnie dziś
NIE zabraniany.) Poznając metody tego wyszydzania i obrzydzania
przekonasz się, że właśnie przeglądasz stronę jednego z najbardziej
kosztownie prześladowanych, wyszydzanych i blokowanych naukowców
ludzkości, który pechowo dla siebie tym się naraził jakiejś potężnej
mocy iż odkrył to co wyjaśnił w {10} do {12} z punktu #H2 strony o nazwie
biblia.htm
i we wpisie #354 do blogów totalizmu, zaś empirycznie
potwierdził np. w #K1 do #K4 niniejszej strony
petone_pl.htm
i we wpisach #347 oraz #355 do blogów totalizmu.
Tylko krótkie streszczenie i zilustrowanie najważniejszego dorobku
jego odkryć, wynalazków, teorii i naukowo niepodważalnych dowodów
formalnych wymagało przygotowania aż szeregu półgodzinnych
filmów nauczających udostępnianych za darmo w internecie albo w
trzech językach, tj. polskim, angielskim i niemieckim - przykładowo: filmu
"
Dr Jan Pająk portfolio"
polskojęzyczną wersję którego można oglądnąć pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=f3MuZec4jGM
i filmu
"
Napędy Przyszłości"
polskojęzyczna wersja którego upowszechniana jest z adresu
https://www.youtube.com/watch?v=lBVQfl2bbtI;
czy angielskojęzycznego i niemieckojęzycznego 4-minutowego filmu
"
How big is the Magnocraft"
upowszechnianego z adresu
https://www.youtube.com/watch?v=hkqrVePSj6c;
albo też filmów udostępnianych z narracją w języku polskim
ale z napisami w języku angielskim (niestety, od połowy 2022
roku często przez kogoś sekretnie blokowanymi) - przykładowo: filmu
"
Świat bez pieniędzy: Ustrój Nirwany"
udostępnianego pod internetowym adresem
https://www.youtube.com/watch?v=W9YFI6Fer9E, czy filmu
"
Zagłada ludzkości 2030"
upowszechnianego pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=o06UvHgahr8
(odnotuj, że owe napisy w języku angielskim, jeśli NIE są dla danego obszaru
lub osoby blokowane, wówczas mogą być "włączane" lub "wyłączane"
na życzenie klikaniem na ikonkę "cc", tj. "subtitles/closed captions",
z dolnej-prawej części danego filmu). Niestety, dotychczasowe efekty
przełomowych wyników jego badań stanowią ilustrację jak doskonale
dzisiejszą sytuację z prawdą, wiedzą i "oficjalną nauką ateistyczną"
odzwierciedla mądrość życiowa wersetów Biblii z Mateusza 13:57,
Łukasza 4:24 i Jana 4:44, a także mądrość ludowa zawarta w przysłowiu
"prawda w oczy kole". Wszakże np. w Nowej Zelandii aż do dzisiaj
o istnieniu i wynikach jego badań niemal nikt NIE chce wiedzieć.
Z kolei np. w Polsce dla unieważnienia, zaprzeczenia, wyciszenia
i zwalczenia jego odkryć, wynalazków i dowodów formalnych sporo
rodaków konspiruje się w gangi postępujące jak monopole wypaczające
prawdę i zapominające o Bogu (tak jak przykładowo dokumentuje
to od #A5 do #A5.1 strona o nazwie
totalizm_pl.htm),
a stąd jakie przyszłym pokoleniom usiłują pozostawić tylko kłamstwa,
śmieci, pozatruwaną wodę, powietrze i glebę, oraz wyniszczoną naturę.
Najgorsze jednak iż gro opanowanych chroniczną pasywnością
dzisiejszych mieszkańców Ziemi utrzymujących się z oderwanych
od życia "prac umysłowych" i wygłaszania "przemówień" bogatych
w słownikowe obietnice "co" jednak zupełnie pozbawionych wyjaśnień
inżynierskiej procedury "jak" ich zrealizowania, tak już odwykło
od wykonywania produktywnej "pracy fizycznej" i rzeczywistych
działań opisywanych np. w punktach #G3 do #G5 strony
wroclaw.htm
i tak zatopiło się w iluzji, zakłamaniu i propagandzie swych
komórek, komputerów i telewizji, że NIE są już w stanie
nawet posadzić na nieużytkach, miedzach lub przy drogach
kilku drzew wysoce użytecznych w nadchodzących czasach
powszechnego głodu a opisywanych pod
Fot. #A1 z mojej strony
cielcza.htm,
posiać w swych ogródkach jadalne warzywa i sadzonki, czy
podjąć jakiekolwiek rzeczywiste działania broniące ich, ichnich
potomków oraz pozostałych bliźnich przed szybko nadchodzącą
zagładą lat 2030-tych.
#4. Wielkość drugu tej strony daje się
zwiększać:
Warto też wiedzieć, że
wielkość
druku zarówno tej, jak i wielu innych stron autora daje się
zwiększać aż do około 300% standardowej
wielkości tego druku. To zaś pozwala aby stronę tę łatwo
czytać bez użycia okularów. Każde bowiem
software użyte do jej wyświetlania ma wbudowany w
siebie tzw.
"zoom". Np. w "Google Chrome"
ów "zoom" odsłania się kliknięciem na pionowy "trzykropek"
w prawym górnym rogu ekranu, poczym druk można zwiększać
lub pomniejszać klikając na plus lub minus owego "zoom".
"Firefox" ten sam "zoom" odsłania kliknięciem tam na trzyliniowy
myślnik, zaś "Internet Explorer" - po kliknięciu tam na 8-zębowy
"trybik".
Także zdjęcia i widea z tej
i z innych stron autora też daje się powiększać nawet do 500%
ich oryginalnej wielkości - co pozwala np. na dokładne
oglądnięcie sobie twarzy kogoś kto nas interesuje. Najprościej
takie powiększanie zdjęcia uzyskać najpierw na nie klikając - tak
aby ukazało się ono w odrębnym okienku. Potem należy (też
kliknięciem) pokazać je sobie z tego odrębnego okienka na
ekranie komputera. Mając zaś je już na ekranie komputera,
można otworzyć sobie dla niego "zoom" jaki opisałem powyżej
dla powiększania druku tej strony, poczym klikając na + lub -
owego zoom można sobie owo zdjęcie z ekranu dowolnie
zwiększać lub pomniejszać.
Część #A:
Informacje wprowadzające tej strony:
#A1.
Co mnie zamotywowało do przygotowania tej strony:
Motto:
"Prawdziwie święte miejsca zawsze wyglądają bardzo skromnie -
na przekór iż są ono ustanawiane aby upewniać wierzących, że
za podejmowanie trudów odbycia do nich pielgrzymki wszystkie
modlitwy o interwencję są tam pilniej i przychylniej wysłuchane."
Pretendujemy, że jesteśmy "wysoce cywilizowani".
Jednak żyjemy w szczególnie niemoralnych czasach.
Gdyby przykładowo Jezus pojawił się teraz wśród
ludzi i czynił to co w
Biblii
opisywane jest jako przykłady wyjątkowo moralnego
postępowania nakazywanego ludziom przez
Boga,
wówczas wszystko to co by uczynił dzisiaj okazywałoby
się już nielegalne i karalne. Ludzkie zrozumienie moralnie
poprawnego postępowania uległo bowiem w międzyczasie
aż tak znacznemu powypaczaniu i dewaluacji w porównaniu
z ponadczasowymi standardami moralnymi zdefiniowanymi
w Biblii, że nawet najbardziej moralne postępowanie samego
Jezusa dzisiaj okazałoby się karane przez prawo, byłoby
brane za obrazę przez wielu krzykliwych lecz wpływowych
ludzi, oraz przyjmowane byłoby wrogo przez wielu
bogaczy i polityków - tak jak satyrycznie ilustrują
to punkty #D1 i #C3 strony o nazwie
antichrist_pl.htm
oraz punkt #G3 strony o nazwie
przepowiednie.htm.
W rezultacie, w dzisiejszych niemoralnych czasach
Jezusa też zapewne spotkałby podobny los jak
w starożytności, zaś w obliczu aż tak jawnego
nieposłuszeństwa Bóg ponownie zmuszony byłby
karać, prześladować i rozpraszać po świecie
odpowiedzialny naród - tak jak przez cały czas
trwania chrześcijaństwa Bóg czyni to z Żydami.
Ta dzisiejsza wysoka niemoralność ludzi wynika z monopolu
i nieudolności dotychczasowej oficjalnej nauki ateistycznej,
która swymi prymitywnymi narzędziami ciągle NIE jest
w stanie dociec i ogarnąć Boga, dlatego insynuuje iż
"Boga NIE ma" i promuje postępowanie typu
"hulaj
dusza piekła NIE ma" (patrz punkt #A2 poniżej, lub
punkt #I1 strony o nazwie
god_istnieje.htm).
Jeśli zaś jakiś dzisiejszy zawodowy naukowiec bada
już oficjalnie Boga (np. bada nakazy Boga wyrażone
w Biblii), wówczas aby się
"NIE wychylać",
zawsze czyni to z intencją
"negowania" -
np. udowadniania, że dany cud mógł zostać
sfabrykowany, wyjaśnienia że dane zdarzenia
były tylko ciągiem "przypadków", itp. Przy
takim zaś anty-boskim nastawieniu, owi ateistyczni
naukowcy NIE są w stanie odnotować wielu
prawd, które dla znacznej liczby ludzi okazują
się potem sprawą życia i śmierci. Przykładowo,
ateistyczni naukowcy NIE są w stanie odnotować,
że niemoralnie postępujące społeczności są przez
Boga trapione śmiercionośnymi kataklizmami -
tak jak wyjaśniają to punkty #I3 do #I5 niniejszej
strony, punkty #G2 oraz #H2 do #H7 strony o nazwie
tapanui_pl.htm,
punkty #C1 i #E2 strony o nazwie
day26_pl.htm,
czy cała strona o nazwie
2030.htm
oraz bazujący na niej darmowy film z YouTube o tytule
Zagłada ludzkości 2030.
Albo odnotować, że
instytucje,
które zaprzestały słuchania głosu sumienia są przez Boga
"eliminowane", zaś indywidualni ludzie głusi na głos swego
sumienia są przez Boga przedwcześnie uśmiercani -
zgodnie z
"zasadą wymierania
najniemoralniejszych" (wyjaśnioną
szerzej m.in. w punktach #G4 i #G1 strony o nazwie
will_pl.htm,
w punkcie #A2.7 strony o nazwie
totalizm_pl.htm,
czy w punkcie #B1 strony o nazwie
changelings_pl.htm).
Albo zrozumieć, że każdą wojnę zawsze w ostatecznym
rozrachunku przegrywa agresor - tak jak wyjaśniają to
punkty #I2 i #E3 ze strony o nazwie
bitwa_o_milicz.htm.
Albo przyjąć do wiadomości, że tzw. "naukowa moralność",
wzmiankowana w punkcie #I5 tej strony, w rzeczywistości
jest odmianą "niemoralności" i jest przez Boga karana tak
samo surowo jak każda inna forma niemoralnego zachowania.
(Owa "naukowa moralność" to reguły moralne które spełniają
naukową definicję "moralności" przytoczoną w punkcie #B2 strony
morals_pl.htm,
a stąd które są zalecane ludziom przez reprezentantów
najróżniejszych dyscyplin dzisiejszej oficjalnej nauki - na
przekór, że wcale NIE spełniają one definicji "faktycznej
moralności" nakazanej ludziom przez Boga, jaka to
definicja została przytoczona w punkcie #B5 owej strony
morals_pl.htm,
zaś przykładem jakiej to naukowej moralności jest ukrywanie
przez dzisiejszą "oficjalną naukę ateistyczną" dowodów na
istnienie Boga i równoczesne upowszechnianie "teorii ewolucji" -
tak jak to ilustrują np. rozważania z #D1 do #D6 ze strony
2020zycie.htm.)
Poprzez też ignorowanie faktu, że Bóg ma swoje
cele do osiągnięcia i metody prowadzące do owych celów,
owi naukowcy NIE są również w stanie wykryć, że wszystkie
społeczności mogą efektywnie bronić się przed
kataklizmami - tak jak wyjaśniają to punkty #H1, #I2 i #J1 strony
quake_pl.htm,
że instytucje mogą łatwo unikać zostania "wyeliminowanymi" -
dzięki poprawnemu wdrożeniu u siebie zaprojektowanego przez
Boga "schematu wzrostu" wyjaśnionego w punkcie #J5 niniejszej
strony, zaś indywidualni ludzie mogą oddalać niebezpieczeństwo
przedwczesnej śmierci poprzez przestrzeganie nakazów i wymagań
Boga zawartych w Biblii oraz podpowiadanych nam przez
organ
"sumienia", lub poprzez zwykłą zmianę praktykowanej filozofii na
totalizm -
tak jak wyjaśniają to np. punkty #G6 i #G7 strony
will_pl.htm,
oraz punkt #J5 niniejszej strony. W rezultacie tych
ignoranckich postępowań oficjalnej nauki ateistycznej,
nasza cywilizacja coraz bardziej oddala się od prawdy
o Bogu, coraz bardziej zbliża się do anarchii i
samozniszczenia, coraz częściej jest karana za
swą niemoralność narastająco niszczycielskimi
kataklizmami, zaś długowieczność ludzi zamiast
wzrastać, ostatnio zaczęła ulegać skróceniu z powodu
konieczności przedwczesnego uśmiercania przez
Boga najniemoralniejszych osobników i społeczności.
Na szczęście dla prawdy, niedawno powstała odmienna
i konkurencyjna wobec dotychczasowej, nowa nauka
zwana
"nauką totaliztyczną" (tj. ta nauka
opisywana w punkcie #A2 niniejszej strony). Nauka ta
pomału prostuje kłamstwa, błędy i wypaczenia powprowadzane
przez starą, monopolistyczną, "oficjalną naukę ateistyczną"
(tj. przez tą starą, monopolistyczną, oficjalną naukę,
której kłamstw i błędnych twierdzeń my ciągle musimy
uczyć się w szkołach i na uczelniach). Jednym z tematów
objętych owym prostowaniem błędów i wypaczeń
oficjalnej nauki jest
prawda stwierdzeń Biblii.
Niniejsza strona w swej "części #I"
(szczególnie
w jej punktach #I3 i #I3.1)
dostarcza materiału dowodowego jaki potwierdza
prawdę zawartej w Biblii obietnicy Boga, że
"Bóg NIE ześle żadnego
kataklizmu który by zniszczył czy poważnie
poturbował miasto albo społeczność w obrębie
której zamieszkuje co najmniej 10 tzw. 'biblijnych
sprawiedliwych' ". (Kim dokładnie są
owi "biblijni sprawiedliwi", oraz jak każdy może przeprowadzić
test czy on sam należy do tej wyjątkowej kategorii,
wyjaśniam to w punkcie #I1 ze swej strony o nazwie
quake_pl.htm.)
Ów materiał dowodowy jest opisany w punktach
#I3, #I3.1, #I5 i #J2 tej strony. Pozostaje on też
sprawdzalnym dla każdego czytelnika tej strony.
Wszakże dotyczy on dobrze udokumentowanych
faktów i miejscowości (tj. bazuje na faktach opisanych
w artykułach z gazet dostępnych w internecie,
dotyczy zjawisk i miejscowości też opisanych w
internecie - np.
dzisiejszego nowozelandzkiego
miasteczka "Petone", zlokalizowanego na
przedmieściu Wellington, w którym to miasteczku
mieszka m.in. autor niniejszej strony, itp.: po
przykłady patrz punkty #J1 do #J3 niniejszej strony).
W sytuacji więc, kiedy powtarzalnie potrząsane
aż do dzisiaj przez Boga miasto Christchurch
NIE spojrzało nawet na publiczną ofertę autora
tej strony, aby zastopować tam dalsze trzęsienia
ziemi z pomocą bazującej na moralności metody
opisanej w punktach #J1 i #P5.1 strony o nazwie
quake_pl.htm,
być może wiele lat musi dalej upłynąć zanim
powszechnie dostępny stanie się także jakikolwiek
inny podobnie naukowo potwierdzony materiał
dowodowy na absolutną prawdę stwierdzeń i
obietnic z Biblii. W międzyczasie zaś miasteczko
Petone i miasto Christchurch z Nowej Zelandii
zapewne zdążą już przejść do legend o moralności -
podobnie jak do legend przeszło już miasto "Niniwa"
opisane w Biblii i polskie miasto "Wineta" opisana
w punkcie #H2 na stronie
tapanui_pl.htm.
Petone, Nowa Zelandia, 17 października 2012 roku
#A2.
Materiał dowodowy tej strony mógł być zgromadzony tylko dzięki
powstaniu "totaliztycznej nauki" z jej "a priori" podejściem do badań:
Już jako małe dzieci wszyscy się przekonujemy
o jednej z najbardziej fundamentalnych prawd
naszego świata fizycznego, mianowicie, że
"aby coś poznać naprawdę dokładnie,
trzeba to oglądać, egzaminować lub badać
z więcej niż jednej strony, punktu widzenia,
podejścia, itp." To dlatego nawet jako
małe dzieci, każdą zabawkę i każdą rzecz
oglądamy od przodu i od tyłu, z boku i od
góry, oraz pod każdym możliwym kątem
widzenia jaki jest dla nas dostępny. Kiedy
zaś dorośniemy, nie kupimy sobie samochodu,
domu, ani nie wejdziemy w posiadanie niczego
innego (np. żony) jeśli dokładnie tego sobie nie
oglądniemy przynajmniej od przodu i tyłu, a
często także i z każdej innej możliwej strony.
Niestety, o tej fundamentalnej prawdzie
najwyraźniej zapomnieli ludzcy luminarze
nauki. Wszakże obecna oficjalna nauka ziemska
bada całą otaczającą nas rzeczywistość z
tylko jednego filozoficznego podejścia, które
nazywane jest "
a posteriori" czyli
"od skutku do przyczyny". W rezultacie,
nauka ta poznaje co najwyżej tylko "
połowę"
otaczającej nas rzeczywistości. Wszakże aby
poznać drugą połowę tej rzeczywistości, ludzkość
musi oficjalnie ustanowić także drugą, kompletnie
nową naukę, która będzie "konkurencyjna" wobec
dotychczasowej starej, oraz która podejmie naukowe
badania otaczającej nas rzeczywistości z zupełnie
przeciwstawnego podejścia, przez filozofów zwanego
"
a priori", czyli
"od przyczyny do skutku"
albo
"od
Boga
rozumianego jako nadrzędna przyczyna wszystkiego,
do otaczającej nas rzeczywistości rozumianej jako
skutek działań tegoż Boga".
Dotychczas bowiem, jeśli jakiś ziemski naukowiec
bada, lub badał, coś oficjalnie z owego podejścia
"a posteriori" (np. bada lub badał powstanie
wszechświata, czy stwierdzenia Biblii), wówczas
jego najważniejszym chociaż ukrytym celem
automatycznie staje się, lub stawało się,
"zanegowanie Boga" (np. próba
udowodnienia, że wszechświat powstał bez
udziału Boga, albo udowodnienia, że wszystkie
stwierdzenia Biblii dały się sformułować bez
potrzeby istnienia Boga). Wszakże podejście
"a posteriori" (tj. "od skutku do przyczyny")
dotychczasowej oficjalnej nauki bazuje na
założeniu o nieistnieniu Boga, wyrażonym tzw.
"Brzytwą Occama". Założenie owo stanowi
fundament filozoficzny dzisiejszej oficjalnej
nauki ziemskiej. (NIE bez powodu nauka ta
przez niektórych nazywana jest
"ateistyczną
nauką ortodoksyjną".) Co gorsza, niektórym
"luminarzom nauki" wcale NIE wystarcza że
stara "ateistyczna nauka ortodoksyjna" jako
całość neguje Boga, a sami, zupełnie prywatnie,
wykorzystują swoje tytuły naukowe, pozycje
akademickie, oraz wysokie zarobki (finansowane
z podatków), aby podejmować publiczne kampanie
nastawione na przekonanie ludzi do postawy
wyrażanej staropolskim powiedzeniem
"hulaj
dusza piekła nie ma". Przykładem takiej kampanii
było niedawne umieszczanie na autobusach Anglii
i Nowej Zelandii ogłoszenia "There's probably no
God. Now stop worrying and enjoy your life" (tj.
"Prawdopodobnie nie ma Boga. Przestań więc
się martwić i ciesz się życiem") opisywanego
np. w punkcie #E1 totaliztycznej strony o nazwie
will_pl.htm
czy w punkcie #A2 totaliztycznej strony o nazwie
timevehicle_pl.htm.
Na dodatek do tego, tacy "luminarze nauki" okupujący
pozycje decydentów, wywierają ogromny nacisk
na swoich podwładnych i na innych naukowców, aby
i ci we wszystkim co oficjalnie czynią też "negowali
Boga". W rezultacie więc, niemal do dzisiaj, nikt na
Ziemi NIE podejmował naukowych badań otaczającej
nas rzeczywistości z owego drugiego podejścia
filozoficznego zwanego "a priori", jakie pozwoliłoby
poznać ludzkości także "tą drugą", przeaczaną
przez oficjalną naukę, część prawdy.
Na szczęście jednak dla prawdy, w 1985 roku
sformułowana została jedyna dotychczas faktyczna
teoria wszystkiego zwana
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
(w skrócie "Kodig").
Formalnie udowodniła ona istnienie Boga.
Tym zaś formalnym dowodem stworzyła ona fundamenty
filozoficzne i naukowe dla zupełnie nowej nauki,
zwanej
"totaliztyczną nauką". Ta nowa
nauka bada otaczającą nas rzeczywistość właśnie
z owego (przeciwstawnego do dotychczas używanego
przez monopol oficjalnej nauki) podejścia "a priori" -
tj. bada rzeczywistość "od przyczyny do skutku". W
tym zaś podejściu ta nowa nauka jest już w stanie
poznać także ową drugą, przeaczaną przez starą naukę
i brakującą nam połowę prawdy o otaczającej nas
rzeczywistości. (Np. badaniem wszechświata może
ona naukowo ustalić jak naprawdę wszechświat
powstał - po szczegóły tego faktycznego powstania
wszechświata patrz podrozdziały A1 do A3
z tomu 1 mojej najnowszej
monografii [1/5].
Badaniem zaś Biblii może ona już naukowo ustalić
"jak" i "dlaczego" Bóg dokonuje tego co Biblia
stwierdza, "jaki materiał dowodowy to potwierdza",
itp.) Niniejsza strona prezentuje wyniki niektórych
z ustaleń tej nowej nauki totaliztycznej.
W obecnych czasach nasilają się naciski starej
oficjalnej nauki aby zagwarantować jej absolutny
"monopol" w ugruntowywaniu u ludzi wyłącznie
wyznawanych przez tą naukę ateistycznych poglądów.
Naciski te manifestują się już praktycznie w każdym
obszarze życia. Ich doskonałym przykładem mogą
być coraz to większe prześladowania chrześcijańskich
wierzeń i systemów wartości, wyrażające się np.
oficjalnym podejmowaniem prześladowczych działań
opisywanych m.in. w artykule [1#C3] z punktu #C3
poniżej czy opisywanych w artykule
[1#A2]
o tytule "Christians persecuted by courts, ex-archbishop
says" - tj. "chrześcijanie są prześladowani przez
sądy, stwierdził były arcybiskup", ze strony B1
nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z wtorku (Tuesday), April 17, 2012; albo
działań opisywanych w artykule
[2#A2] o
tytule " 'No right' to wear cross at UK work" - tj.
"ubieranie krzyża 'zabronione' poczas pracy w
Anglii", ze strony B3 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), March 12, 2012.
(Intrygujące iż dzisiejsi naukowcy zdają się NIE
odnotowywać, że takie
naukowe prześladowania
chrześcijan i "nowożytna krucjata" oficjalnej nauki
przeciwko "wierze w Boga", faktycznie reprezentuje
jeszcze jedno potwierdzenie dla istnienia Boga.
Wszakże postępowanie tej nauki tylko potwierdza,
że wobec tzw. "intelektu grupowego" cechowanego
własną "moralnością grupową", jakim to "intelektem
grupowym" są m.in. chrześcijanie, właśnie zaczyna
działać grupowa wersja
zwrotu karmy
oraz rządzącego tym zwrotem karmy tzw. "Prawa Bumerangu" -
opisywanego m.in. w punkcie #C4.4 strony o nazwie
morals_pl.htm
czy w punkcie #B3 strony o nazwie
mozajski.htm,
zaś na odmiennym przykładzie
nałogu "meth"
(methamphetamine) stanowiącego grupowy zwrot
karmy dla mieszkańców byłego Imperium Brytyjskiego za tzw.
"
wojny opiumowe w Chinach"
zilustrowane też w punkcie #C4.1 z mojej strony o nazwie
immortality_pl.htm.
(Czym dokładnie są "intelekty grupowe" i cechująca
je "moralność grupowa" wyjaśnia to szerzej punkt #E2 strony
totalizm_pl.htm.)
To "Prawo Bumerangu" powoduje, że obecnie chrześcijanie
otrzymują m.in. od ateistów tzw. "zwrot
karmy
grupowej" za potraktowanie jakiemu poddawali
ateistów w czasach inkwizycji i palenia niewiernych
na stosach, podobnie jak najróżniejsze inne
"intelekty grupowe" też otrzymują obecnie zwroty
karmy za to co one czyniły kiedyś w przeszłości - np.
Anglia otrzymuje zwrot karmy kolonializmu, Europa
otrzymuje zwrot karmy za swe "wyprawy krzyżowe",
Nowa Zelandia otrzymuje zwrot karmy sprzed
około 200 lat, tj. z czasów przybycia tam pierwszych
białych osadników, USA otrzymuje zwrot karmy z
czasów niewolnictwa, itd., itp. Sam zaś fakt, że owo
Prawo Bumerangu działa w rzeczywistym życiu
i wymierza "samoregulującą się" sprawiedliwość,
jest potwierdzeniem istnienia Boga, ponieważ tak
naprawdę to tylko Bóg jest w stanie nadzorować
i wyegzekwować takie "bumerangowe" działanie
mechanizmów moralności.)
Innymi przykładami takich nacisków starej nauki na
przyjmowanie przez ludzi ateistycznych poglądów
może być owo wyżej opisane umieszczenie na
autobusach ogłoszeń nakłaniających do ateizmu
(tj. ogłoszeń w rodzaju "There's probably no God.
Now stop worrying and enjoy your life" - tj.
"Prawdopodobnie nie ma Boga. Przestań więc się
martwić i ciesz się życiem" z londyńskich autobusów
opisane m.in. w punkcie #E1 strony o nazwie
will_pl.htm);
czy też oficjalne wdrażanie najróżniejszych sposobów
moralnego (ateistycznego) korumpowania dzisiejszej
młodzieży - np. patrz takie sposoby korumpowania
młodzieży opisane w punkcie #B5.1 w/w strony
will_pl.htm,
lub opisane w punkcie #D3 strony o nazwie
god_istnieje.htm.
Najbardziej jednak groźne dla ludzkości jest ustanowienie
"monopolu oficjalnej nauki" w nauczaniu w szkołach wyłącznie
ateistycznych poglądów. Manifestacją tego monopolu
jest m.in., że naukowcy otwarcie już zabraniają nauczania
"kreacjonizmu" w szkołach i wymuszają aby nauczany
tam był jedynie "ewolucjonizm". Przykładem owych
nacisków są losy tzw. "Monkey Bill" (czyli prawa
do nauczania kreacjonizmu w szkołach) - opisane
w artykule
[3#A2] o tytule "Scientists
campaign for veto on controversial Monkey Bill"
(tj. "naukowcy walczą aby zawetować kontrowersyjne
prawo do nauki kreacjonizmu w szkołach, zwane
Monkey Bill"), ze strony B1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), April 11, 2012. Z
kolei uleganie owym naciskom wprowadza bardzo
niebezpieczny precedens ustanawiania monopolu
na tylko jeden rodzaj poglądów (tj. ateistycznych).
Dlatego jednym z celów jaki postawiła dla siebie nowa
"totaliztyczna nauka", jest uświadamianie ludziom
że wszelkie monopole, włączając w to "monopol
na wiedzę i na poglądy" starej "ateistycznej nauki
ortodoksyjnej", są wysoce niebezpieczne i ogromnie
szkodliwe dla ludzi - co najszczegółowiej stara
się wyjaśnić punkt #H1 strony o nazwie
humanity_pl.htm.
"Totaliztyczna nauka" argumentuje więc, że zamiast
dotychczasowego nauczania w szkołach
tylko jednokierunkowych poglądów, np. obecnie
tylko "naukowego ewolucjonizmu", albo w przyszłości
tylko
"totaliztycznego kreacjonizmu" (tj.
"kreacjonizmu" bazującego na nowej
teorii wszystkiego zwanej
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
oraz na wynikającej z tej teorii moralnej
filozofii totalizmu),
najwięcej korzyści przyniesie ludzkości oficjalne
nauczane w szkołach obu tych poglądów równocześnie -
tak aby zdrowa i wnosząca postęp naukowa
"konkurencja" pomiędzy nimi mogła inspirować
i przyspieszać odkrywanie przez ludzi gdzie
faktycznie leży prawda.
Więcej informacji o obu powyższych, "konkurencyjnych"
wobec siebie naukach, tj. o starej "ateistycznej
nauce ortodoksyjnej" oraz o nowej "nauce
totaliztycznej", a także o ich podejściach i
możliwościach, prezentuje m.in. punkt #A2.6 strony o nazwie
totalizm_pl.htm,
punkty #C1 do #C6 strony o nazwie
telekinetyka.htm,
punkt #J2 strony o nazwie
pajak_jan.htm,
punkt #B1 strony o nazwie
tornado_pl.htm,
punkty #F1.1 do #F3 strony o nazwie
god_istnieje.htm,
a także kilka innych totaliztycznych opracowań.
#A3.
Niniejsza strona prezentuje wyniki kolejnych badań
skompletowanych przez całą jednoosobową
"totaliztyczną naukę", jakie na bazie empirycznego
materiału dowodowego weryfikują naukowo i bezstronnie
prawdę stwierdzeń (obietnic Boga) wyrażonych w
autoryzowanej (zainspirowanej) przez Boga Biblii:
Problem z naszą obiektywną wiedzą na temat
Boga i na temat stwierdzeń zawartych w Biblii
polega na tym, że faktycznie to
dotychczas
nikt NIE stosował nowoczesnych metod
naukowych aby dokonywać obiektywnych
i bezstronnych weryfikacji naszej wiedzy
dotyczącej Boga - co nieustannie staram
się wyjaśniać i podkreślać w swoich publikacjach
(np. patrz punkt #A2 strony o nazwie
healing_pl.htm).
Wszakże religie nakazują nam aby "wierzyć im
na słowo" we wszystkich sprawach dotyczących
Boga i dotyczących prawdy stwierdzeń świętych
ksiąg. Natomiast stara tzw. "ateistyczna nauka
ortodoksyjna" skupia się głównie na spekulatywnym
"negowaniu" wszystkiego co dotyczy Boga (zamiast
na obiektywnym tegoż badaniu) - co wyjaśniam i
podkreślam m.in. we wstępie do niniejszej strony.
Stąd nowa "nauka totaliztyczna" jest pierwszą
nauką w dziejach Ziemi, która z użyciem nowoczesnych
narzędzi dzisiejszej nauki stara się obiektywnie
weryfikować na dostępnym jej empirycznym
materiale dowodowym prawdę naszej wiedzy
na temat Boga, na temat stwierdzeń zawartych
w Biblii, na temat istotnych różnic jakie musiałyby
istnieć pomiędzy hipotetycznym "światem
pozbawionym Boga" a światem stworzonym
i inteligtentnie rządzonym przez wszechmogącego
Boga w którym my żyjemy (tak jak owe istotne
różnice opisuje punkt #B1 ze strony o nazwie
changelings_pl.htm),
itp., itd.
Do dnia dzisiejszego nowa "nauka totaliztyczna"
zdołała już obiektywnie i naukowo zweryfikować
na dostępnym jej empirycznym materiale dowodowym
aż cały szereg stwierdzeń zawartych w Biblii.
Wylistowane teraz tutaj będą tematy owych
weryfikacji oraz linki do tych punktów na
totaliztycznych stronach i publikacjach, w
których wyniki owych obiektywnych weryfikacji
stwierdzeń Biblii przez "totaliztyczną naukę"
zostały zaprezentowane. Oto one:
1.
Obietnica Boga z Biblii, że NIE zniszczy on
miejscowości w której zamieszkuje co najmniej 10
tzw. "sprawiedliwych". Obietnica ta okazuje
się niewypowiedzianie istotna dla ludzi. Wszakże
w dzisiejszych czasach kataklizmów i nieszczęść
oddaje ona nam do ręki bardzo skuteczną i
relatywnie łatwą do urzeczywistnienia metodę
obrony i samoobrony przed kataklizmami.
Wyniki weryfikacji tej ogromnie istotnej obietnicy
zostały zaprezentowane w punktach #I3 do #I5
niniejszej strony. Z kolei aż cały szereg bazujących
na tej obietnicy Boga metod obrony przed kataklizmami
opisany został w punktach #I1 do #J1 strony o nazwie
quake_pl.htm.
2.
Dyskretne ostrzeżenia Boga z Biblii, że uśmiercona będzie
każda osoba która zaprzestanie słuchania głosu swego
sumienia. Następstwem zaś owego ostrzeżenia
jest, że np. jeśli jakiś rodzic NIE dyscyplinuje swoich
dzieci lub nastolatków z pomocą przysłowiowej "rózgi",
wówczas pozwala im wyrobić w sobie głuchotę na głos
sumienia, a tym samym prawdopodobnie skazuje
je na śmierć jeszcze w młodym wieku. Interpretację
przykładów owych ostrzeżeń Boga, a także mechanizmu
jaki u dzieci pozbawionych dyscyplinowania rózgą
może powodować przedwczesną śmierć tych dzieci,
zaprezentowano w punkcie #G1 odrębnej strony o nazwie
will_pl.htm.
Jak też ustaliła to nowa "nauka totaliztyczna", owo
uśmiercanie niemoralnie postępujących ludzi (tj.
ludzi głuchych na głos swego sumienia) jest jedną
ze składowych konsekwentnie wdrażanej na Ziemi przez Boga
zasady "przeżywania najmoralniejszego".
(Inne składowe tej samej zasady "przeżywania najmoralniejszego"
obejmują np. bankrutowanie przez Boga instytucji które stały
się głuche na głos sumienia, czy przegrywanie wojen zawsze
przez agresorów.) Ta zasada "przeżywania najmoralniejszego"
faktycznie jest wdrażanym przez Boga odpowiednikiem
dla darwinowskiej zasady "przeżywania najsilniejszego" -
która jednak na Ziemi obowiązuje tylko w świecie dzikich
zwierząt pozbawionych sumienia. Niestety, niekompetentna
stara "ateistyczna nauka ortodoksyjna" błędnie wmawia
ludzkości, że owa zasada "przeżywania najsilniejszego"
ze świata zwierząt obowiązuje także wyposażonych w
organ sumienia ludzi. Generalna zasada "przeżywania najmoralniejszego"
została opisana dokładniej w punkcie #B1 strony o nazwie
changelings_pl.htm.
Z kolei szczegółowa prezentacja wyników obiektywnej weryfikacji omawianego
tu ostrzeżenia Boga na dostępnym empirycznym materiale dowodowym,
zaprezentowana została w punktach #G1 do #G7 owej strony o nazwie
will_pl.htm.
3.
Wyjaśnienie Boga z Biblii, że wszystko co jest dla
ludzi "widzialne" zostało stworzone z tego co dla ludzi
pozostaje "niewidzialne". Wyjaśnienie nowej
"totaliztycznej nauki", iż cały nasz widzialny "świat
fizyczny" został uformowany poprzez odpowiednie
zorganizowanie naturalnym "programem" niewidzialnej
dla ludzi i inteligentnej tzw. "przeciw-materii", opisane
zostało w (5) z punktu #C12 strony o nazwie
biblia.htm.
Wyjaśnienie to bazuje na wykrytej dopiero przez
ową "teorię wszystkiego" zwaną
Konceptem Dipolarnej Grawitacji,
niewidzialnej dla ludzi substancji zwanej "przeciw-materią".
Warto tutaj też odnotować, że ów naturalny "program"
który organizuje tamtą niewidzialną "przeciw-materię"
w widzialną dla ludzi "materię", w Biblii jest zwany "słowem"
Boga. W czasach zaś kiedy nie znano jeszcze dzisiejszego
pojęcia "program", pojęcie "słowo" doskonale już oddawało
to co dzisiaj nazywamy "informacją", a także "algorytmem"
i "programem".
4.
Wyjaśnienie Boga z Biblii, że "kobiety" zostały stworzone
jako uzupełnienie i poszerzenie "mężczyzn", które w unii
z mężczyznami formuje coś znacznie lepszego niż każda
z tych dwóch płci wzięta oddzielnie, a nie jako kopie
mężczyzn przeznaczone do niezależnego od mężczyzn
życia, decydowania, zarządzania, prokreacji, itp.
Wyjaśnienie to potwierdzone zostało w punkcie #B2
strony o nazwie
antichrist_pl.htm.
5.
Nakaz Boga w Biblii, że obszar w którym pojawi się
"płonący krzew" należy taktować jako miejsce święte.
Taki zaś "płonący krzew" wodorostu, jaki telepatycznie
"przemawiał" do autora tej strony, pojawił się w nowozelandzkim
miasteczku Petone - co opisałem dokładniej w punkcie
#J3 niniejszej strony oraz w podpisach pod ilustracjami
i wideami jakie punktowi temu towarzyszą. Co ciekawsze,
z czasem ujawniać się zaczęło coraz więcej materiału
dowodowego, jaki dodatkowo podpiera religijne znaczenie
tamtego pojawienia się "płonącego krzewu".
6.
Upomnienie Boga z Biblii, że ludziom NIE wolno
oddawać się praktykom homoseksualnym.
Wysoką szkodliwość społeczną homoseksualnych
praktyk objętych tym upomnieniem Boga potwierdza
i wyjaśnia punkt #B4 ze strony o nazwie
antichrist_pl.htm.
Z kolei jeden ze sposobów na jaki Bóg dyskretnie
dziś karze (bez odbieranie ludziom ich "wolnej woli")
promowanie otwartego praktykowania homoseksualizmu,
został udokumentowany materiałem dowodowym
w punkcie #I3.1 poniżej na niniejszej stronie.
7.
Sugestia duskretnie zawarta w tym co napisane w Biblii
oraz co w niej pominięte, że przerwanie ciąży NIE jest
morderstwem - aczkolwiek dla wielu powodów NIE wolno
go stosować lekkomyślnie. Wyjaśnienie tej sugestii
zawarłem w punkcie #C6 z innej mojej strony o nazwie
soul_proof_pl.htm.
Jak czytelnik sam może też sobie sprawdzić z pomocą
owych procedur weryfikacyjnych zaprezentowanych
pod w/w linkami, każde ze stwierdzeń Biblii jakie zostało
obiektywnie i naukowo zweryfikowane przez nową
"totaliztyczną naukę", okazuje się wyrażać absolutną
"prawdę" Na dodatek, stara "ateistyczna nauka
ortodoksyjna" jedynie bezpodstawnie natrząsa
się z Biblii, negując jej treść wyłącznie w sposób
spekulatywny jaki NIE opiera się na żadnym
empirycznym materiale dowodowym, a jaki
jedynie jest produktem teoretycznych wypocin
indywidualnych naukowców. Żaden też naukowiec
nigdzie jeszcze NIE udowodnił bezspornie, że w
Biblii zawarta jest nieprawda czy jakiekolwiek zwodnicze
stwierdzenie. To zaś razem wzięte, nakłania abyśmy
zaczęli jednak traktować i studiować stwierdzenia
Biblii z naukową powagą, rzeczowością i obiektywnością
na jakie one zasługują, a z jakimi zaczęła do nich
się odnosić dopiero nowa "nauka totaliztyczna".
(Więcej na temat naukowego potwierdzania stwierdzeń
Biblii wyjaśnia też punkt #G7 na stronie o nazwie
will_pl.htm.)
#A4.
Jaki więc jest główny cel tej strony:
Głównym celem tej strony jest naukowe udokumentowanie
na sprawdzalnych przez każdego badacza,
rzeczywiście zaistniałych przykładach, że z
kilku odmiennych powodów (np. obecności
w Petone świętego obszaru oznaczonego przez
krzyż celtycki przy petońskiej plaży
opisywany i zilustrowany w punkcie #J3
poniżej na tej stronie, a być może też relatywnie
trwałe zamieszkiwanie tzw. "10 sprawiedliwych"
w bliskości nowozelandzkiego miasteczka Petone),
miasteczko Petone
cieszy się "specjalnym potraktowaniem i opieką"
Boga -
i (tak jak
Biblia
to obiecuje) faktycznie jest ono wyraźnie
chronione przed kataklizmicznymi zjawiskami,
które kłopoczą inne otaczające je pobliskie
miejscowości.
Szczerze mówiąc, to spory materiał dowodowy jaki
na temat owego
"opieki i specjalnego potraktowania
Petone przez Boga" ja gromadzę praktycznie
począwszy od 2001 roku (tj. począwszy od roku,
w którym zamieszkałem w Petone i zacząłem
odnotowywać niezwykłe cechy tego unikalnego
miasteczka), aż do dzisiaj, zaś nadający się do
opublikowania fragment jakiego staram się na
niniejszej stronie udokumentować chociaż częściowo,
coraz intensywniej przekonuje mnie do wysunięcia
dość rewolucyjnej tezy. Teza ta stwierdza, że
"miasteczko Petone
z Nowej Zelandii powtarzalnie manifestuje
zdarzenia i zjawiska, jakie osobom głęboko
wierzącym ujawniają, że zostało ono zaszczycone
przez Boga przyznaniem Petone przywilejów obszaru
"ogólno-chrześcijańsko świętego" zdolnego realizować
cuda i spełniać modlitewne prośby tych osób dowolnej
wiary, jakie na to spełnienie sobie zasłużyły poprawnym
moralnie postępowaniem". Najbardziej
do prawdy tej tezy przekonują mnie zdarzenia jakie
opisałem w punktach #J1 do #J3 tej strony. Niestety,
jako naukowiec nawykły do dowodzenia każdego swego
stwierdzenia czuję się tu dość bezsilnym, bowiem
prawdy tej tezy (z moich badań wynika, że aby NIE
odbierać nikomu tzw.
"wolnej woli"), ani
ja sam, ani prawdopodobnie nikt inny, NIE jest, ani
zapewne NIE będzie, w stanie udowodnić naukowo
ponad wszelką wątpliwość. Przykładowo, powtórzenia
się omawianej w Biblii obserwacji
"płonącego krzewu"
jaką opisałem w punkcie #J3 tej strony, a jaka ma
potencjał aby jednoznacznie potwierdzić pewność
(na bazie treści wersetów Biblii), że obszar ten jest
miejscem świętym, NIE zdołałem już zaobserwować
(a stąd i udokumentować) ponownie, chociaż do miejsca
pojawienia się tego
"gorejącego krzewu" wybieram
się praktycznie niemal codziennie począwszy od 2018/4/25 -
jeśli tylko pogoda i moja sytuacja mi na to pozwalają.
Jedyne więc osoby, które będą w stanie prawdę tej tezy
odnotować, to zapewne te nieliczne głęboko wierzące
osoby, które "patrzą i widzą" (jako przeciwieństwo
owej przeważającej większości dzisiejszych ludzi, sporo
z których także mieszka w Petone, a którzy "patrzą jednak
NIE widzą"). Wszakże chociaż wykaz odmiennych lokacji,
w których ja zamieszkiwałem nieco bardziej długotrwale
w swym życiu, liczy już około 40 adresów, jednak
w miejscowości powtarzalnie doświadczającej podobnie
cudownych zdarzeń jak Petone, ja nigdy uprzednio
NIE miałem przyjemności mieszkać (i to nawet pamiętając
o cudach i niezwykłościach jakich doświadczyłem w rodzinnych
Wszewilkach).
Niestety, wszelkie moje próby zwracania uwagi
innych ludzi na cechy świadczące o świętości Petone,
jak dotychczas zdają się spełzać na niczym. Podobnie
bowiem jak większość dzisiejszych ludzi odrzuca Boga,
ludzie ci odrzucają też prawdę, iż Bóg może wyraźnie
traktować miasteczko Petone jako jedyne w Nowej Zelandii
miejsce "ogólno-chrześcijańsko święte". Pytanie więc jakie
warto sobie zacząć zadawać, to czy widząc takie odrzucanie
prawdy, Bóg będzie trwał w swym utrzymywaniu
świętości i unikalności Petone, czy też z czasem
także zdecyduje, iż NIE można wmuszać przywileju
świętości tym ludziom, którzy sami tak usilnie
świętość tę odrzucają?
#A5.
Niniejsza strona jest kolejną z całej serii stron jakie autoryzuję,
a jakie poświęcone są niezwykłym miejscowościom moje
zamieszkiwanie w których wpłynęło na wykształtowanie się
filozofii totalizmu:
Do innych takich stron, które ja też autoryzuję,
a które opisują miejscowości w jakich kiedyś
mieszkałem i jakich wyróżniający się czymś
mieszkańcy wpłynęli na stopniowe
wykształtowanie się obecnej formy
filozofii totalizmu
i nowej "totaliztycznej nauki", zaliczają się (kliknij
na poniższe ich nazwy aby je przeglądnąć):
wszewilki.htm,
wszewilki_jutra.htm,
stawczyk.htm,
milicz.htm,
bitwa_o_milicz.htm,
sw_andrzej_bobola.htm,
wszewilki_milicz.htm,
wroclaw.htm,
malbork.htm,
przepowiednie.htm,
korea_pl.htm.
Niemal też jedyną miejscwością na temat której
nadal NIE ukończyłem jeszcze pełnej odrębnej
strony internetowej, chociaż mieszkałem w
niej przez niemal cały rok szkolny i chociaż
wywarła ona znaczący wpływ na moją
świadomość filozoficzną, jest polska wieś
Cielcza koło Jarocina.
Wprawdzie już przygotowałem i opublikowałem
w internecie odrębną stronę o owej wiosce
Cielcza,
jednak strona ta ciągle wymaga końcowego
"wypolerowania" i "dostrojenia". Wszakże
dla jej ukończenia potrzebuję więcej informacji
i więcej danych - które będę w stanie zgromadzić
dopiero kiedy następnym razem będę w Polsce
(zamierzam wówczas odwiedzić tę wioskę,
odświeżyć swoją pamięć, potem zaś dokończyć
już rozpoczętą stronę internetową o nazwie
cielcza.htm
w całości przygotowywaną na jej temat i na temat
wpływu jaki wioska ta wywarła na wykształtowanie się nowej
filozofii totalizmu).
Część #B:
Co to takiego "Petone":
#B1.
Gdzie znajduje się Petone:
Petone jest małym miasteczkiem zlokalizowanym
około 8 kilometrów na północ od centrum Wellington -
tj. od stolicy Nowej Zelandii. W dniu 17 kwietnia
2012 roku statystyki podawały zaludnienie Petone
jako równe 6609 osób - czyli w przybliżeniu było
równe liczbie ludzi mieszkających w polskiej wsi
Cielcza,
którą wzmiankuję w punkcie #A3 tej strony.
(Jednak od owej daty zaludnienie
miasteczka Petone zapewne już się obniżyło - tak jak
opisuje to artykuł
[1#B1] o tytule "Skilled
and cashed-up Kiwis flee in numbers" - tj. "wykwalifikowani
i dobrze zarabiający Nowozelandczycy uciekają
masowo", ze strony A5 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku-Thursday, December 22, 2011.
Wszakże rozliczne monopole, którymi obrosła Nowa
Zelandia, sprowadziły na ów kraj tyle podwyżek
cen, takie drożyzny, oraz taki poziom biurokracji,
komplikacji, nieudolności i bezrobocia, że życie
staje się tam coraz trudniejsze zaś coraz większa
liczba Nowozelandczyków klepie coraz większą
biedę.) Właściwie to Petone jest uważane przez
miejscowych za jedno z przedmieść stolicznego
Wellington. Ponieważ jednak z Wellington łączy
je tylko jedna szosa i jedne tory kolejowe
przebiegające wzdłuż krawędzi (styku)
stromego zbocza łańcucha górskiego
widocznego na horyzoncie fotografii z
"Fot. #B1a", oraz zatoki morskiej zwanej
"Wellington Harbour" - też ujętej na owej
fotografii, zaś wąska wykuta w skale półka
skalna po której owa szosa i tory przebiegają
NIE pozwala aby umieszczane na niej były
także jakieś zabudowania, faktycznie Petone
jest odrębnym miasteczkiem oddzielonym
od Wellington przez aż kilkukilometrowy
obszar braku zabudowań ludzkich.
Petone jest położone na wylocie długiej doliny
obrzeżonej przez dwa pasma górskie i wycelowanej
w morze w kierunku z północy na południe.
Petone jest ostatnią miejscowością na
południowym końcu owej doliny. Po Petone
dolina ta zagłębia się już w morze i formuje
rodzaj zatoki morskiej zwanej "Welligton Harbour".
Położone na południe od Petone stoliczne
miasto Wellington, rozlokowane jest już nie
w owej dolinie, a na szczytowych częściach
zachodniego pasma górskiego ograniczającego
tą dolinę - w miejscu gdzie owo pasmo zagłębia
się w morze aż tak mocno, że szczyty niektórych
z owych gór schodzą w dół niemal do poziomu
morza. Na północ od Petone, w tej samej dolinie
rozlokowany jest aż cały szereg innych miejscowości,
z których najbliższa do Petone jest "Lower Hutt".
Od Lower Hutt Petone oddzielona jest jedynie
dosyć szeroką rzeką o nazwie "Hutt River",
ujście której do Wellington Harbour widoczne
jest na zdjęciu z "Fot. #B1a". Po dopłynięciu
do Petone ta rzeka przecina dolinę na ukos,
od jej zachodniego grzbietu górskiego ku
wschodniemu grzbietowi. Będąc więc
ograniczone aż z trzech stron przez:
(1) ową rzekę, (2) zachodni grzbiet
górski, oraz (3) plażę Wellington Harbour,
zabudowania Petone zmuszone są do
rozprzestrzeniania się po obszarze o
kształcie trójkąta.
Z Wellington Petone jest połączone jedną szosą
i jedną linią kolejową - obie biegnące wzdłuż owej
półki skalnej na krawędzi owej Wellington Harbour.
Z lotniska w Wellington do Petone najłatwiej się
dostać za pomocą pomarańczowo pomalowanego
autobusu numer 91 o nazwie "Airport Flyer".
Przejazd z lotniska w Wellington do Petone
trawa około pół godziny. Ceny biletu nie jestem
w stanie zdefiniować jednoznacznie, bowiem
co krótkie okresy czasu ponownie ona wzrasta.
W chwili gdy pisałem ten paragraf bilet ten
kosztował około 10 dolarów.
Podobnie jak w niemal całej Nowej Zelandii,
również w Petone wszystko działa na zasadzie
"znajomości". Wszakże niemal wszyscy się tu
znają - czasami nawet od kilku generacji. Każdy
też do każdego zwraca się tu "po imieniu".
Jako dla twórcy totalizmu oraz dla badacza
filozoficznych trendów, jest dla mnie więc wysoce
interesujące porównywanie działania mechanizmów
życiowych w Petone, z mechanizmami jakie
ciągle pamiętam z polskiej wsi
Cielcza -
w której wszystko także załatwiane było na
zasadach "znajomości". Powodem dla którego
budzi to taką moją ciekawość, jest że obie te
miejscowości okupują niemal przeciwstawne
końce moralnego spektrum.
Fot. #B1ab: Widoki miasteczka Petone
z przedmieścia Wellington, Nowa Zelandia.
Zdjęcia te ilustrują typowy wygląd miasteczka
Petone w pogodny dzień. Niestety, ostatnio
takie pogodne dni mają miejsce raczej rzadko
w stolicznym mieście Wellington, które w
Nowej Zelandii jest znane jako "windy city" -
czyli "miasto wiatrów". Z powodu zaś
bliskości Petone do owego omiatanego wiatrami,
przeważnie zachmurzonego i okrywanego
mgłą Wellington, także typowa pogoda w
Petone to wietrzny dzień, zachmurzone niebo,
mgła ponad lotniskiem, oraz częsty deszcz.
Tyle, że w następstwie
bliskości owych tzw. "10 sprawiedliwych"
(wyjaśnionego lepiej w punkcie #I2 tej strony),
Petone jest nieporównanie rzadziej trapione
mgłami niż Wellington - co doskonale ilustruje
zdjęcie z "Fot. #B1a" - które uchwyciło mgłę
w typowe dni gromadzącą się ponad Wellington,
podczas gdy Petone jest wolne od mgły. (Wszakże,
przeciwstawnie do chmur, mgły są częstym
powodem trudności komunikacyjnych, paraliży
lotnisk, zderzeń i wypadków samochodowych,
itp. Stąd, podobnie jak kataklizmami, także m.in.
mgłami inteligentna "matka natura" manifestuje
swoje wyzwalane mechanizmami moralności
"dezaprobaty", "ostrzeżenia", "nieprzyjazne
nastawienia do danych społeczności", itp.)
Dni więc kiedy niebo nad Wellington i Petone
jest wolne od chmur, tak jak na powyższych
zdjęciach, są bardziej wyjątkiem niż normą.
(Kliknij na któreś z powyższych zdjęć aby zobaczyć je w
powiększeniu, albo aby przemieścić je w inne miejsce ekranu.)
Fot. #B1a (góra):
Ogólny widok Petone sfotografowany w kierunku
od wschodu ku zachodowi z wierzchołka wąskiego
łańcucha górskiego który oddziela miasteczko Petone
od miejscowości Wainuiomata. Z powodu owego
łańcucha górskiego, Wainuiomata NIE należy już
do tego samego "zasięgu zniszczenia" co Petone.
(Czym jest ów "zasięg zniszenia", wyjaśnia to punkt #G2 strony
day26_pl.htm.)
Stąd wiele kataklizmów które powodują spore
zniszczenia w owym Wainuiomata, nie czyni
żadnej szkody w Petone. Odnotuj na owym
zdjęciu zatokę morską zwaną "Wellington
Harbour", ujście rzeki zwanej "Hutt River",
oraz odcinek długiej, prostej petońskiej plaży
pokrytej czarnym żwirem. Po owej prostym
odcinku plaży ja lubię spacerować w pogodne
dni w godzinach lunchu. Lubię też przesiadywać
na ławce i delektować się widokami z owego
wybiegającego w morze petońskiego molo
jakiego cieniutki zarys widać na zdjęciu około połowy
długości prostego odcinka plaży. Przy połowie
lewej krawędzi zdjęcia widać też na zatoce morskiej
fragment najbliższej do Petone wyspy zwanej
"Somes Island" - która jest też widoczna na zdjęciach
"Fot. #B1b" i "Fot. #I3a" z niniejszej strony.
Wyspa ta jest obecnie rezerwatem przyrody,
zaś w przeszłości była miejscem kwarantanny
(i wygnania) ludzi posądzanych iż przynoszą
do Nowej Zelandii jakąś groźną chorobę.
Na uwagę zasługuje także generalna "atmosfera"
tego zdjęcia. Wszakże doskonale ilustruje ona
ustalenie "totaliztycznej nauki" wyjaśnione w
punkcie #I4 strony o nazwie
day26_pl.htm,
że pogoda i natura danego miejsca na ziemi
jest zawsze odzwierciedleniem stanu moralnego
społeczności która zamieszkuje w owym miejscu.
Fot. #B1b (dół):
Widok zatoki morskiej "Wellington Harbour"
sfotografowanej w pogodny dzień podczas
jednego z moich ulubionych spacerów w
godzinach lunchu po żwirowej (wulkanicznej)
plaży petońskiej. (Tj. spacery po owej plaży
były moim ulubionym sposobem odpoczynku
aż do czasu pojawienia się tam plagi krwiopijnych
"muszek piaskowych" (po angielsku zwanych
"sand-flies") opisywanych w punkcie #B3 tej
strony.) Owa żwirowa plaża widoczna w dolnej
części tego zdjęcia jest dosyć istotna
strategicznie. Wszakże w przypadku jakiejś
wojny i inwazji Nowej Zelandii (spowodowanej
np. nadchodzącą na Ziemię epoką "wielkiego
głodu" - tak jak wyjaśnione w punkcie #H3 strony
przepowiednie.htm),
to najprawdopodobniej właśnie na niej
wylądowałby desant morski usiłujący opanować
stolicę Wellington - tak jak wyjaśniłem to w punkcie
#C2 poniżej. Odnotuj że na tym zdjęciu grzbiety
fal morskich są ustawione równoległe do linii
plaży - co jest typowym zachowaniem dla morza.
Zdjęcie to wykonałem z obiektywem aparatu
wycelowanym w kierunku na południe. Dlatego
oprócz pobliskiej wyspy "Somes" z zabudowaniami
kwarantannymi na swym wierzchu, na horyzoncie
zdjęcie uchwyciło też zabudowania niedalekiego
Wellington - które to miasto w pogodne dni jest
doskonale widoczne z Petone i dla którego Petone
jest jednym z przedmieść. (Wyspę Somes widać
także na "Fot. #I3a", jednak NIE widać tam już
zabudowań Wellington, ponieważ zakryte one
tam były nisko zawisającymi chmurami.)
Interesującym zjawiskiem też uchwyconym na
opisywanym tu zdjęciu są owe rozwiewane przez
silne nowozelandzkie wiatry, długie białe chmury.
Od właśnie takich długich, białych chmur, Nowa
Zelandia bierze swoją maoryską (rodzimą) nazwę
"Aotearoa" - czyli "Ląd Długich Białych Chmur".
#B2.
Satelitarne zdjęcie i mapa Petone:
Satelitarne zdjęcie Petone można sobie oglądnąć pod adresem
http://maps.google.com.
Z kolei mapa Petone jest dostępna pod adresem
http://maps.google.com.
Zachęcam do ich oglądnięcia.
#B3.
Niezwykłości i ciekawostki miasteczka Petone:
Z jakichś tajemniczych powodów Petone jest
raczej niezwykłym miasteczkiem. Przykładowo,
zostało ono zasiedlone przez europejskich
emigrantów znacznie wcześniej niż pobliskie
Wellington - bo już w 1840 roku. W tamtym
czasie dzisiejsze Petone było miastem portowym
i nazywane "Port Nicholson". Ulica na której
obecnie mieszkam do dzisiaj nosi nazwę drugiego
z trzech statków z osadnikami jaki wówczas
przybył z Anglii aby uformować to miasteczko.
Dla niniejszej strony najważniejsze są oczywiście
niezwykłości i ciekawostki Petone mające związek
z moralnością. Najważniejszą z tych moim zdaniem
jest fakt, że
w bliskości Petone mieszka owych
wymaganych co najmniej "10 sprawiedliwych",
którzy chronią to miasteczko przed wszelkimi
kataklizmami i anomaliami pogodowymi - tak
jak dokładniej dokumentują to punkty #I3, #I3.1
i #I5 z niniejszej strony. Zanim podjąłem systematyczne
badania owego miasteczka, ja policzyłem ilu
jest tych "sprawiedliwych", zaś wyniki swoich
podliczeń opisałem w punkcie #I3 strony o nazwie
day26_pl.htm.
Doliczyłem się wówczas, że w bliskości Petone rzeczywiście
zamieszkuje ich 9-ciu - których osobiście miałem honor
poznać, zaś wierzę, że istnieje też co najmniej jeden
dalszy którego NIE wliczałem do owej dziewiątki,
stąd niemal z pewnością wokoło Petone mieszka
ich co najmniej 10-ciu. Tę liczbę potwierdza też
zupełny brak kataklizmów jakie dotykałyby Petone
podczas gdy dotykają one już sąsiednie miejscowości -
tak jak dokumentuje to empiryczny material dowodowy
zaprezentowany w punktach #I3, #I3.1 i #I5 tej strony.
Od czasu kiedy zamieszkałem w Petone takie kataklizmy
i niszczycielskie anomalie pogodowe systematycznie
omijają bowiem to miasteczko, na przekór, że zgodnie
z wyjaśnieniami z punktu #C2 tej strony, Petone okazuje
się być jednym z najbardziej niebezpiecznych dla swych
mieszkańców miejscowości na świecie. Jak też wiadomo
z historii owego miasteczka, w przeszłości dotykały je
bardzo niszczycielskie kataklizmy. Przykładowo, kiedyś
niemal całe spłonęło, tak że większość jego pozbawionych
dachu nad głową mieszkańców po owym pożarze go
opuściła. Było też dotknięte dwoma wysoce niszczycielskimi
trzęsieniami ziemi, które znacząco wyniosły w górę jego
nabrzeże zas spłyciły morze, uniemożliwiając w ten sposób
dalsze działanie jego portu morskiego "Port Nicholson" (z
powodu użyteczności którego to portu oryginalnie miateczko
to powstało) - tak że większość jego ludności żyjącej
wówczas z obsługi statków zmuszona była przenieść się
do pobliskiego Wellington. Szalała w nim też śmiertelna
epidemia grypy hiszpańskiej, która uśmierciła sporą
proporcję jego mieszkańców. Innymi słowy, obecne
zamieszkiwanie w pobliżu Petone owych co najmniej
10 "sprawiedliwych" jest więc rodzajem unikatu, jaki
zupełnie odmienił losy tego miasteczka. Według mojego
rozeznania sytuacji, żadna inna miejscowość w całej
Nowej Zelandii NIE spełnia tego wymogu Boga zawartego w
Biblii. Wszakże wymogu tego NIE spełnia nawet najgościnniejsze
miasto Invercargil, którego mieszkańcy - według
moich osobistych doświadczeń, są najbardziej
mili, przyjacielscy, oraz bezinteresowni z całej
Nowej Zelandii. Nie bez powodu to właśnie w
Invercargill do dzisiaj działa jedyna w całej
Nowej Zelandii uczelnia, która NIE domaga
się opłat za naukę od swoich studentów, podczas
gdy wszystkie inne uczelnie Nowej Zelandii
przekształciły się w generatory bogactwa,
które pozwalają zdobyć dyplomy tylko tym
studentom, jacy są w stanie płacić za naukę -
tak jak wyjaśnia to punkt #E1 strony o nazwie
rok.htm
oraz jak zachwala to artykuł "Cashing in on overseas
students" (tj. "bogacenie się na zagranicznych
studentach") ze strony A11 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie ze środy (Wednesday), May 16, 2012.
W dzisiejszych czasach powszechnej chciwości
i nastawienia na zyski, moralną ciekawostką jest też to co
na temat pobliskiego do Petone miasteczka Upper
Hutt pisze artykuł "Mayor and council turn down
$8600 salary increases" (tj.
"burmistrz i jego
konsule odrzucili 8600 dolarową podwyżkę zarobków"),
ze strony A1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), May 3, 2012.
Stanowią oni jedyny przypadek w całej Nowej
Zelandii, kiedy jacyś wybieralni politycy odrzucili
podwyżkę zarobków nakazywaną im przez rządowe
tzw. "Renumeration Authority", ponieważ wiedzą
że aby zgromadzić pieniądze na jej wypłacanie,
finansujący ich mieszkańcy zmuszeni będą płacić
zwiększone opłaty za czynsz - co w panujących
w kraju ciężkich dla każdego czasach ekonomicznej
depresji NIE stanowi moralnie właściwego postępowania.
Artykuł ten stworzył więc przykład do naśladowania
dla innych ludzi przy władzy, którzy na przekór ciężkich
czasów ciągle nieustannie podwyższają własne zarobki
każąc za to płacić zwykłym ludziom. Być może iż z tego
właśnie powodu, już w dwa tygodnie później ukazał się
następny artykuł o tytule "Unwanted pay rise on way"
(tj. "niechciana podwyżka zarobków już nadchodzi"),
ze strony A5 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), May 17, 2012, który
poinformował że owo "Renumeration Authority"
zadecydowało iż burmistrzowi i jego konsulom NIE
wolno odrzucić przyznanej im podwyżki zarobków.
Czyżby więc owi decydenci obawiali się że takie
odrzucenie podwyżki może dać niewłaściwy sygnał
tym tysiącom bezrobotnych i z trudem "wiążących
koniec z końcem" ludzi, jakimi przepełniona jest
Nowa Zelandia. Wszakże na temat wybieralnych
polityków i osób przy władzy z praktycznie całej
Nowej Zelandii jedyne co daje się wyczytać w gazetach
to informacje w rodzaju: "MPs get pay rise package
of $7000" (tj. "posłom na sejm przyznano podwyżkę
7000 dolarów"), ze strony A1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), November 17, 2011;
"I'm worth a $68 000 rise" (tj. "jestem wart podwyżki
o wysokości 68000 dolarów"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), January 5, 2012;
"$44 000 another council boss pockets huge pay
rise" (tj. "jeszcze jeden szef konsulów zaportfelował
ogromną podwyżkę 44000 dolarów"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), January 25, 2012;
"Residents to protest over CEO's pay rise" (tj. "mieszkańcy
podejmują protest z powodu podwyżki zarobków CEO"),
ze strony A2 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), February 2, 2012;
itd., itp.
W Petone moim zdaniem interesujące są też
niezwykłości natury. Ich przykładem może być
biała czapla pokazana poniżej na
Fot. #B2ab . W 2011 roku i na początku 2012
roku jej ulubionym miejscem przesiadywania był bowiem
mój samochód zaparkowany na podwórku przed
mieszkaniem które wówczas wynajmowałem -
patrz "Fot. #B2ab" poniżej. Kiedy zaś po 11 latach
tam zamieszkiwania, na przełomie lutego i marca
2012 roku wyprowadzałem się z owego mieszkania,
czapla ta przybyła tak jakby chciała ze mną się
pożegnać - patrz
Fot. #B2b .
W wielu krajach, np. w Korei, białe czaple są
symbolem duchowości. Uważa się je tam niemal
za święte ptaki i przypisuje im cały szereg
niezwykłych zdolności. Widok takiej białej czapli
przesiadującej na moim samochodzie nie byłby
niczym niezwykłym gdyby ptak ten był widywany
w Nowej Zelandii równie często jak np. wróble,
lub gdyby jego kolonia rozrodowa mieściła się
gdzieś w pobliżu na Wyspie Północnej Nowej Zelandii,
tj. niedaleko od Petone. Tymczasem jednak, zgodnie
z artykułem "NZ's 10 most endangered species"
(tj. "dziesięć nowozelandzkich stworzeń najbardziej
zagrożonych wymarciem"), ze strony A10
Weekend Herald
(wydanie z soboty (Saturday), April 7, 2012) w
całej Nowej Zelandii żyje obecnie już tylko 126
owych białych czapli. Należą one też do grupy
10 najbardziej zagrożonych wymarciem stworzeń
Nowej Zelandii. Co zaś najciekawsze, jedyna w
całej Nowej Zelandii kolonia rozrodowa białych czapli
istnieje w prowincji Westland na brzegu rzeczułki
Waitangiroto (tj. ok. 30 km na północ od lodowca
"Franz Josef"), czyli na innej wyspie i w odległości
około 600 km na południe od Petone. Skąd więc
wzięła się w Petone owa samotna biała czapla,
oraz dlaczego lubowała się w przesiadywaniu
na moim samochodzie? Czy jej pojawienie
się i dziwne zachowanie ma symbolicznie nam
przekazać jakąś istotną wiadomość?
Inną niezwykłością natury odnotowywalną w
Petone jest silny
zapach końskiej uryny
jaki rozprzestrzenia się od sportowego terenu
rekreacyjnego położonego w samym centrum
miasteczka (tuż przy budynkach miejscowej
politechniki). W bezwietrzne dni i typowo zaraz
po deszczu, ów zapach uryny rozprzestrzenia
się po całym Petone i uderza on w nosy w każdym
miejscu tego miasteczka. Natomiast podczas
silnych wiatrów można go jedynie wyczuć w
deszczowe lub mokre dni jeśli pospaceruje się
wówczas po owych pokrytych trawą terenach.
Kiedyś bardzo dawno temu Petone powtarzalnie
organizowało wyścigi końskie i zbudowało sobie
nawet w tym celu trawiasty tor wyścigowy położony
w samym centrum owego miasteczka. Jednak wyścigów
tych zaniechano spory czas temu, zaś przez owe
12 lat w jakich ja zamieszkiwałem w Petonie NIE
odbył się tam już żaden wyścig koński. Natomiast
ów były trawiasty tor wyścigowy zamieniono w rodzaj
sportowego terenu rekreacyjnego, na którego trawie
w weekendy miejscowe drużyny grają w rugby lub w
krykieta, zaś w dni powszednie ludzie wychodzą tam
na spacer lub wypuszczają dzieci i psy aby sobie
pobiegały. Niezwykłością jednak owego byłego
trawiastego toru wyścigów końskich jest, że do dzisiaj
przesiąkniety jest on silnym zapachem końskiej uryny.
Jest to dziwne zjawisko, bowiem ja znam wiele innych
podobnych trawiastych torów wyścigowych dla koni,
na których jednak tego zapachu wcale się NIE czuje.
Przykładowo w Dunedin mieszkałem w domu
przylegającym do czynnego wówczas i wysoce
aktywnego takiego toru, jednak NIE bił od niego żaden
zapach. Tymczasem w Petone zapach ten jest wprost
uderzający. Pod owym petońskim torem wyścigowym
przebiega ów słynny "fault geologiczny" jaki opisuję
w punkcie #C2 tej strony. Jest więc możliwe, że z tego
"fault'u" wydobywają się spod ziemi jakieś gazy wulkaniczne
które nieustannie jakby "odnawiają" i "intensyfikują"
ów zapach końskiej uryny. Jakże bowiem inaczej
wytłumaczyć dlaczego ów smród trwa przez aż tak
długi okres czasu oraz dlaczego jest on aż tak silny
że zagłusza on nawet śmierdzące wyziewy z miejscowej
ogromnej fabryki papierosów, a uprzednio także
i trujące wyziewy z fabryki Exide (obie te fabryki
opisane są w punkcie #I3 niniejszej strony).
Prawdopodobnie do niezwykłości petońskiej natury
należy także
plaga krwiopijnych "muszek piaskowych"
o bardzo bolesnych ukąszeniach - po angielsku
nazywanych tam "sand-fly", zaś po polsku podobno
nazywanych "mustyk". Owe muszki są bardzo
małe. Ich wielkość NIE przekracza bowiem wielkości
polskiej "muszki owocowej". Jednak ich ukąszenie
jest relatywnie bolesne - czasami można je odczuć
jak ukąszenie polskiego bąka. Co gorsze, potrafią
one kąsać nawet przez pojedyńczą warstwę odzieży,
np. przez skarpetki, spodnie, lub koszulę. Trudno
się więc przed nimi opędzać. Na dodatek, podczas
ukąszenia wprowadzają one do rany rodzaj jadu,
który powoduje że miejsce ich ukąszenia nie chce
się potem goić i swędzi oraz gnije przez około miesiąc
czasu. Rozmnażają się one w piasku w którym ich
larwy żywią się zawartą tam masą organiczną - stąd
bierze się ich angielska nazwa "muszka piaskowa".
W Nowej Zelandii najczęściej można być przez nie
ukąszonym na plaży, bowiem tam jest najwięcej piasku -
a stąd i tych muszek. Po raz pierwszy pojawienie się
owej plagi na petońskiej plaży (tj. na tej plaży którą
widać na "Fot. #B1") odnotowałem dopiero w
październiku 2012 roku. Wprawdzie bowiem te
bolesne muszki były zawsze obecne w całej Nowej
Zelandii, jednak na plaży w Petone spotykało się
je raczej rzadko i stąd dawało się tam przed nimi
opędzać. Na przekór więc, że po plaży tej poprzednio
spacerowałem niemal każdego dnia, bywałem tam
przez nie kąsany nie częściej niż około raz na
miesiąc - co byłem w stanie wytrzymać. Jednak
w październiku 2012 roku (tj. podczas nowozelandzkiej
wiosny) nagle pojawiły się ich tam całe chmary.
Było ich już aż tak dużo, że NIE dawało się przed
nimi opędzać. Z ich powodu zmuszony więc byłem
zaprzestać swych ulubionych spacerów po plaży.
Co gorsza, ponieważ moje mieszkanko leży około
200 metrów od plaży, zaczęły one pojawiać się nawet
w mieszkaniu, znacząco uprzykszając życie. Ich
pojawienie moim zdaniem wynika z faktu ponadprogowego
zanieczyszczenia wody w rzece "Hutt River"
odpadami organicznymi - tak jak opisuje to artykuł "No
swimming: 52% impure NZ" (tj. "nie wolno pływać: 52%
nieczysta Nowa Zelandia"), ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie ze środy (Wednesday), October 17, 2012.
Gęsta bowiem jak zupa woda owej rzeki wpływającej
do "Wellington Harbour" nasyca swymi organicznymi
odpadami petońską plażę, dostarczając wymagane
pożywienie larwom tych muszek. W rezultacie ich
liczebność eksplodowała. Uprzednio ja już raz byłem
świadkiem bardzo podobnej masowej eksplozji malezyjskiej
krewniaczki tej samej muszki piaskowej. Było to na
mojej ulubionej tropikalnej plaży w Port Dickson,
Malezja. Przed 2005 rokiem ja często przybywałem
na tamtą plażę w Port Dickson, aby pobrodzić sobie
po gorącym tropikalnym morzu owej plaży o złotych
piaskach. Nic bowiem wówczas mnie tam NIE kąsało.
Niestety, około 2005 roku tamtejsze władze zdecydowały
aby zbudować rurociąg jaki odprowadza surowe miejskie
ścieki do morza tuż przy owej plaży. Ścieki te szybko
nasyciły piasek owej plaży odpadkową masą organiczną -
co spowodowało tam eksplozyjne pojawienie się chmar
owych bolesnych muszek piaskowych. (Malezyjska wersja
tych muszek jest mniejsza od nowozelandzkiej, bo zaledwie
wielkości ziarenka maku, stąd jeszcze trudniej ją odnotować
i przed nią się opędzać. Jej jad jest także bardziej
znieczulający, stąd jej ukąszenia nie są aż tak bolesne
jak te w Nowej Zelandii. Jednak jej jad równie długo
gnije potem w ciele i równie diabolicznie potem swędzi.)
Z kolei ukąszenia tych muszek powystraszały wszystkich
plażowiczów. W rezultacie obecnie nikt tam już po owej
plaży nie brodzi. Jako wynik więc odprowadzania do morza
ścieków z Port Dickson, złote plaże owego miasteczka
zupełnie opustoszały - co z czasem sprowadziło ruinę
do miejscowych businesów. Kiedyś buszujący życiem
i turystami Port Dickson obecnie stał się obumarłą
i śpiącą mieściną, w której trudno zobaczyć człowieka.
Podobnie może więc się stać i w Petone (a także w
Wellington i w reszcie Nowej Zelandii). Szczególnie,
że podobnie jak owe muszki, w Nowej Zelandii szybko
rośnie też liczba miejscowych monopoli i karteli - tak
jak wyjaśnia to punkt #H2 na stronie
humanity_pl.htm.
Owe zaś monopole i kartele podnoszą ceny wszystkiego,
a obniżają jakość i produktywność - co dla portfeli turystów
staje się nawet bardziej bolesne niż muszki piaskowe dla
ich ciał.
Jeszcze inną niezwykłością natury odnotowywalną
w Petone są dziwne eliptyczne
okna w niebie
jakie od czasu do czasu pojawiają się w warstwie
gęstych chmur ponad owym miastem. Zdjęcie jednego
z takich okien pokazałem (i opisałem) na "Fot. #I3ab"
poniżej na tej stronie. Ciekawe czy i owe okna też mają
być jakimś rodzajem wiadomości albo przekazu do
miejscowych ludzi.
Fot. #B2ab: Jedna z niezwykłości
miasteczka Petone - czyli samotna biała
czapla która lubowała się w wysiadywaniu
na moim samochodzie zaparkowanym
przed poprzednim mieszkaniem jakie
wynajmowałem w Petone w latach 2001
do 2012. Kiedy wyprowadzałem się z
owego mieszkania na przełomie lutego
i marca 2012 roku, czapla ta przyleciała
prawdopodobnie aby się pożegnać ze
mną lub z moim samochodem. Wpatrwywała
się w okna mieszkania które niedawno
opuściłem i sprawiała wrażenie jakby
zasmuconej i osamotnionej z tego powodu.
(Kliknij na któreś z powyższych zdjęć aby zobaczyć je w
powiększeniu, albo aby przemieścić je w inne miejsce ekranu.)
Fot. #B2a (góra):
Zdjęcie samotnej białej czapli która w latach 2011
i 2012 lubowała się przesiadywać na moim samochodzie.
(Odnotuj, że ten sam mój stary samochód był świadkiem
dla wielu dziwów naszego świata fizycznego. Przykładowo,
ten sam samochód jest też obecny na "Fot. #H2" ze strony o nazwie
seismograph_pl.htm
i na "Fot. #D1" ze strony o nazwie
mozajski.htm.)
Zdjęcie to wykonałem podczas nowozelandzkiej zimy
2011 roku. Niezwykłość tego ptaka wynikała z faktu, że
białe czaple wcale NIE mieszkają w bliskości Petone,
zaś najbliższa ich kolonia mieszka na innej wyspie
w obszarze oddalonym o około 600 km od Petone.
Zgodnie z artykułem "NZ's 10 most endangered
species" (tj. "dziesięć nowozelandzkich stworzeń
najbardziej zagrożonych wymarciem") ze strony A10 gazety
Weekend Herald
(wydanie z soboty (Saturday), April 7, 2012),
w całej Nowej Zelandii żyje już tylko 126 owych ptaków.
Białe czaple należą bowiem do grupy 10 najbardziej
zagrożonych wymarciem stworzeń Nowej Zelandii.
Warto też wiedzieć, że w niektórych innych krajach,
np. w Korei, białe czaple uważane są za wysoce
uduchowione i symboliczne ptaki, które odznaczają
się kilkoma niezwykłymi cechami. Ciekawe więc
jaką symboliczną wiadomość ma wyrażać
pojawienie się i dziwne zachowanie powyższego ptaka?
Fot. #B2b (dół):
Owa biała czapla siedząca smutna i samotna
na płocie przy miejscu obok którego zwykł być
zaparkowany mój samochód oraz wpatrująca
się w okno i drzwi pustego mieszkania w którym
uprzednio mieszkałem. (Okno i drzwi tego mieszkania
widoczne są na parterze przy lewej krawędzi
zdjęcia.) Na mnie czapla ta sprawiała wrażenia,
że przyleciała wiedząc iż się wyprowadzam,
z zamiarem aby ze mną się pożegnać. Zdjęcie
to wykonałem 15 marca 2012 roku.
Część #C:
"Jakie zabójcze kataklizmy" i "dlaczego" nieustannie
zagrażają Petone oraz jego okolicom:
#C1.
Nawet Starosta Christchurch (tj. miasta niedawno zniszczonego
trzęsieniami ziemi) bał się pobytu w Wellington i NIE mógł się doczekać
swego odlotu z Wellington z powrotem do niemal nieustannie wstrząsanego miasta Christchurch:
W artykule
[1C1] "Parker frightened
to be in Wellington" (tj. "Parker boi się przebywać
w Wellington") ze strony A3 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), February 29, 2012,
zostało podkreślone, że starosta nowozelandzkiego
miasta Christchurch, po przybyciu do Wellington
publicznie dał znać że odczuwa strach przed
przebywaniem w tym mieście, ponieważ obawia
się trzęsienia ziemi którego groźba wisi ponad
głowami Wellingtonian. Trzeba zaś pomiętać,
że Christchurch niedawno zostało poważnie
zniszczone morderczym trzęsieniem ziemi z
wtorku, dnia 22 lutego 2011 roku (opisanym
w punkcie #P6 ze strony o nazwie
quake_pl.htm) -
które uśmierciło tam około 185 osób oraz zniszczyło
sporą część Christchurch, oraz które w okresie
wizyty owego starosty w Wellington było ciągle
powtarzalnie wstrząsane przez serie wtórnych trzęsień
ziemi. Jeśli więc starosta miasta Christchurch boi
się przebywać w Wellington, można sobie wyobrazić
jak oczywiste, żywe i jak poważne jest zagrożenie
Wellington trzęsieniami ziemi i falami tsunami.
Ponieważ zaś każdy kataklizm który uderzy
Wellington, uderzy także w jego przedmieście
Petone, tamte obawy Starosty miasta Christchurch
można extrapolować także i do Petone.
Aby zrozumieć powyższe opory Starosty miasta
Christchurch, poniżej w punktach #C2 do #C4
podsumuję najważniejsze zagrożenia jakie
wiszą nad miasteczkiem Petone. Ponieważ
jednak obie nauki opisane w punkcie #A2 tej
strony zasadniczo różnią się w swom zdefiniowaniu
co to takiego "zagrożenie kataklizmem", poniżej
najpierw w punkcie #C2 opiszę zagrożenia
które wiszą nad Petone w zrozumieniu "kataklizmów"
wyznawanym przez dotychczasową oficjalną naukę.
Potem zaś w punkcie #C3 opiszę zagrożenia kataklizmami
wiszące ponad Petone w zrozumieniu owych "kataklizmów"
wypracowanym przez nową "totaliztyczną naukę". Obie
te kategorie zagrożeń razem wzięte ujawniają, że miasteczko
Petone, a z nim również wszystkie sąsiednie
miejscowości (np. Wellington, Lower Hutt, itp.),
są prawdopododobnie jednymi z najbardziej
niebezpiecznych miejscowości na świecie.
Zapewne bowiem żadne inne miejscowości
na świecie NIE są wystawione na aż tyle
najróżniejszych potencjalnych zagrożeń
kataklizmami, jak one. Nic więc dziwnego
że nawet Starosta powtarzalnie trzęsionego
miasta Christchurch wyrażał obawy przed
dłuższym przebywaniem w Wellington.
#C2.
Jakie kataklizmy zagrażają miasteczku Petone (a także zagrażają
miejscowościom sąsiadującym z Petone, takim jak Wellington,
Lower Hutt, itp.) - zgodnie z definicją "kataklizmów" wyznawaną
przez dotychczasową "oficjalną naukę ateistyczną":
Nasza "oficjalna nauka ateistyczna" definiuje, że
"kataklizmy są to
zdarzenia wynikające z ekstermalnego działania
praw i mechanizmów natury, jakie powodują
znaczące zniszczenia lub nawet śmierci ludzi".
Innymi słowy, zgodnie z dotychczasową oficjalną
nauką,
przyczyną kataklizmów jest nieco
potężniejsze niż normalnie zadziałanie
mechanizmów natury, zaś
skutkiem
kataklizmów są zniszczenia lub śmierci ludzi.
Warto tutaj też odnotować, że przy takim
zdefiniowaniu kataklizmów, ludzie nie są
w stanie przed nimi się bronić ani im
zapobiegać.
Aby ujawnić jakie typowe kataklizmy zagrażają
dzisiejszej ludzkości, poniżej wyszczególnię te
ich rodzaje jakie zagrażają miasteczku Petone,
oraz miejscowościom z Petone sąsiadującycm,
tj. Wellington, Lower Hutt, itp. Wszakże miasteczko
Petone jest aż tak poważnie i tak oczywiście
zagrożone najróżniejszymi zabójczymi kataklizmami,
że niektórzy ludzie wprost obawiają się w nim
zamieszkać czy nawet tylko przebywać (to
zapewne z tego powodu ceny mieszkań i
domów są w Petone niższe niż w niektórych
innych miastach Nowej Zelandii). Oto więc
wykaz najróżniejszych kataklizmów na jakie
wystawione jest Petone, a także inne miejscowości
o cechach Petone. (Niektóre z owych zagrożeń
opisane są także w punkcie #I1 strony o nazwie
day26_pl.htm.)
1.
Trzęsienia ziemi. Bezpośrednio pod domami Petone,
a także bezpośrednio pod budynkami Wellington,
przebiega najważniejszy "fault" sejsmiczny który
obiega naokoło całego Pacyfiku - a który określany
jest mianem "pacyfikowego kręgu ognia". "Fault"
ten praktycznie bez przerwy się "trzęsie". To ten sam
"fault" był powodem m.in. trzęsienia ziemi i fal tsunami
które w piątek dnia 11 marca 2011 roku zniszczyły
Japonię - po ich opisy patrz punkt #C7 strony
seismograph_pl.htm.
To także aby powtarzalnie przypominać miejscowej
ludności o obowiązku moralnego zachowywania się
i przestrzegania nakazów Boga, ten sam "fault" co
jakiś czas jest ożywiany przez Boga i powoduje liczne
trzęsienia ziemi, które od czasu do czasu wstrząsają
zarówno miasteczkiem Petone jak i pobliskim miastem
Welington - jednak które z powodów wyjaśnionych i
udokumentowanych w punktach #D1 i #I3 tej strony,
narazie NIE czynią w żadnym z nich poważniejszych
szkód. Jednym z najbardziej wymownych, ilustratywnych
i upewniających takich trzęsień ziemi, było to które
wstrząsnęło Petone i Wellington we wtorek dnia
3 lipca 2012 roku o godzinie 22:36, a które opisane
jest m.in. w artykule "Big quake rocks capital but
no damage reported" (tj. "potężne trzęsienie ziemi
zakołysało stolicą jednak zniszczenia nie są
raportowane") ze strony A5 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), July 4, 2012. Jego
wymowność polega na tym, że siła tego trzęsienia
ziemi wynosiła 7 ma skali Richtera - czyli była
nawet większa od siły trzęsienia ziemi które
zdewastowało miasto Christchurch i które
opisane jest w punkcie #P6 strony o nazwie
quake_pl.htm.
Podobnie też jak w Christchurch, towarzyszył
mu głośny "ryk" matki ziemi. Na przekór jednak
tego wszystkiego, ani w Petone, ani w Wellington,
nic NIE uległo zniszczeniu. Ów więc brak zniszczeń
może być interpretowany jako zapewnienie Boga,
że
"przez cały czas kiedy
Petone spełnia wymóg jaki zaznaczyłem w swojej
obietnicy z bibilijnej "Księgi Rodzaju", werset 18:32,
będzie ono chronione przed zniszczeniem przez
jakikolwiek kataklizm".
2.
Fale tsunami. W dniu 23 stycznia 1855
roku Wellington zostało uderzone potężnym
trzęsieniem ziemi o sile 8.2 w skali Richtera,
po którym ulice tego miasta zostały zalane
falami tsunami o wysokości około 3 metrów,
podczas gdy pobliskie wybrzeża "Wairarapa"
doświadczyły tsunami o 10-cio metrowej wysokości.
Zginęła wówczas masa ludzi, zaś większość
budynków miasta uległa zniszczeniu. Tamte
tragiczne dni Wellington opisane zostały w
aż dwóch artykułach, mianowicie w artykule
"If you think it couldn't happen here ... It already
has" (tj. "Jeśli myślisz że to nie mogłoby zdarzyć
się tutaj... To już się zdarzyło") ze strony A1
nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post Weekend
(wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday),
March 19, 2011), a także w artykule "What
happened on January 23, 1855" (tj. "Co się
zdarzyło 23-ciego stycznia 1855 roku"), ze
strony A2 tej samej nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post Weekend
(wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday),
March 19, 2011). Innymi słowy, mniej niż 200
lat temu miasto Welligton zostało potraktowane
niemal podobnie śmiercionośnymi kataklizmami
jak niedawno Japonia, a jakie omówiłem w
punktach #C7 i #I1 strony o nazwie
seismograph_pl.htm,
a także w punkcie #M1 strony o nazwie
telekinetyka.htm.
3.
Wybuchy wulkanów. Petone znajduje się w zasięgu
zniszczeń aż kilku czasowo uśpionych wulkanów, które
już od dawna są dojrzałe do kolejnego wybuchu. Gdyby
zaś któryś z owych wulkanów nagle zbudził się z
wielowiekowej drzemki i wybuchnął, wówczas los
Petone (oraz sąsiadujących z Petone miejscowości)
byłby zapewne godny pożałowania. Na dodatek do
tego, ów "fault" sejsmiczny jaki przebiega pod Petone
też ma potencjał aby niespodziewanie wygenerować zupełnie
nowe i uprzednio nieistniejące wulkany. Nie wolno
więc wykluczać możliwości, że pewnego dnia w Petone
zdarzy się to co już zdarzyło się w Christchurch - tj.
mieszkańcy obudzą się do rodzaju aktywności sejsmicznej
jakiej istnienia pod swymi nogami zupełnie nie podejrzewali.
4.
Opady popiołów wulkanicznych. Opady te reprezentują
ten sam rodzaj kataklizmu, który zniszczył starożytną
Pompeję koło Neapolu, Włochy. Dla Petone kataklizm
taki mógłby być łatwo wywołany potężnym wybuchem
któregoś z pobliskich wulkanów.
5.
Zagazowanie. Z tzw. "faultów", których jeden z
największych w świecie przebiega właśnie pod Petone,
czasami wydobywają się trujące gazy. Od czasu
do czasu gazy takie na małą skalę pojawiają się w
nowozelandzkim miasteczku Rotorua, zatruwając
tam pojedyńczych ludzi lub pojedyńcze rodziny.
Prawdopodobnie na małą skalę pojawiają się one
także w pobliżu Petone, powodując masowe śmierci
ptaków i innych stworzeń jakie usiłują coś zbierać
na ziemi (śmierci takie opisane są m.in.
w punkcie #C5 strony o nazwie
newzealand_pl.htm).
Jednak gazy takie mogą tez pojawiać się na większą
skalę, wypełniając całe doliny i uśmiercając wszystkich
mieszkających tam ludzi. Gdyby gazy takie pojawiły
się w dolinie w której znajduje się miasteczko Petone,
wówczas istnieje groźba że uśmierciłyby one wszystkich
mieszkańców zarówno Petone jak i sąsiadujących z
Petone miejscowości, tj. Wellington, Lower Hutt, itp.
6.
Epidemia (lub pendamia) zabójczej choroby.
Nieustanne przepisywanie antybiotyków dla praktycznie
niemal każdej dolegliwości spowodowało że ludność
Nowej Zelandii jest szczególnie nieodporna na zarazki.
A zarazków tych nieustannie przybywa - tak jak wyjaśnia
to punkt #B1 na stronie o nazwie
plague_pl.htm.
Istnieje więc spore niebezpieczeństwo, że jakaś śmiertelna
zaraza pewnego dnia zaatakuje Nową Zelandię. Będąc zaś
położone przy tuż stolicy, do której nieustannie przybywają
ludzi z całej Nowej Zelandii oraz z zagranicy, w takim
przypadku Petone będzie jedną z pierwszych ofiar zarazy.
7.
Masowe zatrucie. Nie daje się też wykluczyć
niebezpieczeńśtwa, że pewnego dnia cała ludność
Petone ulegnie masowemu zatruciu. Wszakże np.
większość ludności pije tu tą samą wodę, która może
ulec skażeniu jakimś trującym agentem - co zresztą
na małą skalę prawdopodobnie miało już tu miejsce
(tak jak opisałem to w punkcie #G2.2 strony
healing_pl.htm).
Wszakże w Nowej Zelandii nieustannie zrzucane są
z samolotów i wylewane na pola najróżniejsze trujące
substancje - tak jak opisane jest to w punkcie #E1 strony
cooking_pl.htm.
Dostają się one potem w "łańcuch pokarmowy"
i mogą wylądować np. w wodzie pitnej lub w
jakiejś popularnej żywności. Ponadto, na przekór
protestów ludności i braku niezawodnych
zabezpieczeń, są w niej prowadzone też liczne
eksperymenty nad inżynierią genetyczą - np.
patrz artykuł "GM attack 'threatens NZ's edge' "
(tj. "atak inżynierii genetycznej zagraża krawędzi
Nowej Zelandii") ze strony A10 nowozelandzkiej gazety
Weekend Herald,
wydanie z soboty (Saturday), April 14, 2012.
Owe zaś eksperymenty genetyczne prowadzone
w Nowej Zelandii mają to do siebie, że chronicznie
i powtarzalnie wymykają się one spod kontrol
naukowców.
8.
Zjawiska które powodują pobliskie masowe śmierci
ryb, królików, owadów, itp. Niedaleko od Petone
mają miejsce masowe śmierci najróżniejszych
stworzonek, np. ryb, królików, owadów, itp. Śmierci
te opisuje np. punkt #C5 strony
newzealand_pl.htm
i (1) z punktu #D4 oraz w punkcie #I1 strony o nazwie
day26_pl.htm.
Nigdzie jednak NIE natknąłem się na wyjaśnienie
co je powoduje. Cokolwiek zaś powoduje te śmierci,
zapewne ma potencjał aby spowodować też masowe
śmierci mieszkańców Petone.
9.
Potężne eksplozje. Na obrzeżu Petone zlokalizowane
są potężne zbiorniki na benzynę i na inne paliwa.
Oczywiście, przez jakiś przypadek, wypadek, sabotaż,
lub akt terroryzmu, zbiorniki te mogą eksplodować.
Ich zaś eksplozja zniszczyłaby dokumentnie całą Petone,
a prawdopodobnie także i pobliski Wellington i Lower Hutt.
Ponadto, niedaleko od Petone, tj. w Taranaki, wykryty
i eksploatowany był gaz ziemny. Nie daje się wykluczyć,
że pokłady takiego gazu znajdują się i pod Petone, zaś
jakieś niewielkie trzęsienie ziemi może spowodować pęknięcia
skorupy ziemskiej jakie wyzwolą ulatnianie się palnego gazu na powierzchnię.
W takim przypadku jedna iskra też wystarczyłaby aby
spowodować eksplozję która zmiotłaby Petone z powierzchni
ziemi. Wszakże nie tak daleko od Petone, w tzw. "Pike
River Mine", miała miejsce właśnie taka eksplozja gazu -
nawet w chwili pisania tego punktu ciągle uwięzione tam
były ciała 29 górników.
W końcu, rzeka Hutt River obecnie nanosi sobą
ogromną ilość organicznych odpadków, których osadzanie
się wyzwala dużo gazu metanu. Gaz ów ma tendencję
do gromadzenie się w dolinie, zaś przy odpowiednim
stężeniu też może on eksplodować. Petone zaś właśnie
leży w dolinie, co chwila tez pojawiają się w nim płomienie
i iskry zdolne zaidukować taką eksplozję gazu.
10.
Pozar całej miejscowości. Niemal wszystkie budynki
Petone zbudowane są z drzewa lub z dykty. Są też
budowane blisko obok siebie. Takie zaś całe miasteczko
zbudowane z palnych materiałów, w którym palne domy
niemal się stykają, aż się doprasza o katastrofalny pożar
który objąłby je całe naraz. Wszakże takie pożary całych
miast historycznie już się zdarzały - ostatnim z nich była
"czarna sobota" w stanie Wiktoria z Australii w dniu 7 lutego 2009 roku -
kiedy to spłonęło tam 173 ludzi. Nie wolno więc wykluczać możliwości,
że jakiś wypadek, przypadek, sabotaż, czy akt terroryzmu pewnego
dnia może spowodować także taki pożar całego miasteczka
Petone. Szczególnie gdyby pożar ten zainicjowany został
jakąś eksplozją omówioną w poprzednim punkcie. W takim
zaś przypadku niemal wszyscy mieszkańcy Petone spłonęłiby
żywcem w swoim miasteczku - tak jak niedawno miało to
miejsce w Australii. Wszakże, jak wyjaśnia to punkt #C4
poniżej, Petone jest zbudowane na kształt "pułapki na
szczury" z której w przypadku jakiegokolwiek kataklizmu
niemal NIE ma możliwości ucieczki.
11.
Anomalie pogodowe. W dobie ocieplania się klimatu
cały świat traktowany jest coraz bardziej niszczycielskimi
anomaliami pogodowymi. Niektóre z nich, szczególnie
silne wiatry, sztormy, powodzie, mrozy, susze, itp.,
już od dłuższego czasu trapią Nową Zelandię i atakują
ją z coraz większą furią. Stąd pewnego dnia miasteczko
Petone także może paść ich ofiarą. Szczególnie, że
położone jest tuż przy Wellington, które znane jest
w całej Nowej Zelandii jako "wietrzne miasto" (po
angielsku "windy city"), oraz szczególnie że położone
jest ono w dolinie pomiędzy dwoma grzbietami
górskimi których oddzialywanie na chmury ma
potencjał wyzwalania ulewnych deszczy i gwałtownych
powodzi.
12.
Błyskawiczne powodzie (po angielsku zwane "flash flooding").
Owe powodzie to rodzaje "ścian wody" które toczą się
wzdłuż obszarów na jakie nastąpiło "oberwanie chmury".
Cechują się one błyskawicznym wzrostem poziomu wody.
Znaczy, woda podnosi się w nich aż tak szybko, że np.
zalewa ona domy już po czasie rzędu minut, a nie np.
godzin czy dni - jak to ma miejsce w przypadku zwykłych
powodzi (te "zwykłe powodzie" po angielsku są zwane
"surface flooding"). Dlatego owe błyskawiczne powodzie
są szczególnie niebezpieczne w górskich dolinach, gdzie
cały opad wody zaczyna się toczyć wzdłuż relatywnie
wąskiego wąwozu lub doliny. Tam bowiem powodzie te
przyjmują formę wysokich ścian wody jakie toczą się z
aż tak dużą szybkością, że pochłaniają one wszystko na
swej drodze. Ludzie NIE mają więc tam czasu aby przed
nimi uciec. Dalsze opisy owych "błyskawicznych powodzi"
są też przytoczone w punktach #K1.1 i #K1.9 strony
newzealand_pl.htm.
Błyskawiczne powodzie są zjawiskiem raczej nietypowym
i rzadkim. Przykładowo, kiedy ciągle mieszkałem
w Polsce, nigdy o nich tam NIE słyszałem. O ich
istnieniu dowiedziałem się dopiero w Nowej Zelandii,
gdzie są one relatywnie częstrze niż w innych krajach.
Jak też wyjaśniam to w opisach z punktu #K1.9 strony
newzealand_pl.htm,
jedna z nich prawdopodobnie uderzyła nawet w
sąsiadującą z Petone "złą doliną" zwaną "Rimutaka".
Podobnie więc jak każda miejscowość Nowej Zelandii
zlokalizowana w dolinie i otoczona oceanami, także
Petone jest wystawiona na owe "błyskawiczne powodzie"
które mogą powstać z powodu "oberwania się chmury"
przedzierającej się przez szczyty okolicznych gór.
13.
Zatopienienie wodami morza. Jak informują
nas ortodoksyjni naukowcy, ocieplanie się klimatu
ziemi powoduje szybkie topienie się lodowców.
Z kolei woda z owych lodowców podnosi poziom
oceanów i mórz. Jeszcze nawet bardziej intrygujący
trend ujawnia punkt #I5 niniejszej strony. Zgodnie
z nim, w obszarach których ludność praktykuje
grupowo tzw. "naukową moralność" (tj. wypaczoną
moralność wmuszaną obecnie ludzkości przez
"ateistyczną naukę ortodoksyjną"), poziom morza
wzrasta znacznie szybciej niż w pozostałych miejscach
ziemi. Przykładowo, według artykułu [3#I5] z tamtego
punktu #I5, poziom morza w Wellington wzrasta
najszybciej ze wszystkich wybrzeży Nowej Zelandii.
Petone leży niedaleko od Wellington i nisko nad
poziomem morza. Chociaż więc poziom morza
w Petone wzrasta znacznie wolniej niż w Wellington,
ciągle w przypadku gdy poziom ten znacznie się
podniesie, Petone ulegnie zatopieniu. Petone
może też zostać zatopione jeśli w wyniku jakiegoś
trzęsienia ziemi jego powierzchnia ulegnie obniżeniu.
Wszakże w 1840 roku Petone, podobnie jak
Wellington, zostały wyniesione w górę zaistniałym
wówczas trzęsieniem ziemi. (Do dzisiaj na ulicach
Wellington można zobaczyć mosiężne tablice z
napisem "Shoreline 1840" które oznaczają granicę
fragmentu Wellington jaki wówczas został wyniesiony
w górę z dna morza - tablice takie m.in. można
zobaczyć tam tuż przy bramie do parlamentu.) Skoro
zaś miejscowości te zostały wyniesione w górę z
dna morza jednym trzęsieniem ziemi, inne trzęsienie
ziemi może je pogrążyć w morzu - tak jak stało się
to kiedyś z miastem Wineta koło Świnoujścia, opisanym
w punktach #H2 i #G2 strony o nazwie
tapanui_pl.htm.
14.
Tornada. W okolicach Petone pojawiały się już
tornada.
Niedawno jedno z nich zasiało spustoszenia w niedalekim
New Plymouth. Nie wolno więc wykluczać możliwości,
że pewnego dnia jakieś śmiercionośne tornado uderzy
i w Petone.
15.
Huragany.
Huragany
relatywnie często przetaczają się ponad Petone - co
dokumentuje m.in. materiał dowodowy z punktu #I3
niniejszej strony. Może się więc zdarzyć, że któryś
z nich dokona odnotowalnych zniszczen, lub nawet
odbierze komuś życie.
16.
Obsuwiska ziemi. Leżąc w dolinie, Petone jest
wystawione na katastrofalne
obsuwiska ziemi.
Szczególnie że jedyne dwie drogi dojazdowe do Petone przebiegają
tuż pod zboczami gór - stąd moga być łatwo zablokowane
co większymi obsuwiskami ziemi. Także rzeka "Hutt River"
w niektórych miejscach przepływa tuż przy zboczu gór.
Ona także może być zablokowana takim obsuwiskiem,
w ten sposób formując zarówno powódź jak i błyskawiczną
powódz.
17.
Meteoryty. Tak jak niemal każda inna miejscowość
na Ziemi, również Petone może zostać zniszczone
uderzeniem meteorytu o znacząco wyższej masie
niż typowe meteoryty. Takim wlaśnie zniszczeniom
od meteorytów poświęcone byly nawet całe filmy
fabularne.
18.
Spalenie ludności promieniowaniem kosmicznym.
Okresowo Petone łatwo może się znaleźć w zasięgu tzw.
"dziury ozonowej" jaką ludzie otworzyli ponad południowym
biegunem ziemi. (Dziura ta, a także jakieś inne tajemnicze
mechanizmy wyniszczające które wyniszczają ludność
Antypodów, opisane zostały m.in. w punkcie #G1 strony o nazwie
newzealand_visit_pl.htm.)
Niekontrolowane powiększenia tej dziury eliminują ochronę
Ziemi i ludzi przed morderczym promieniowaniem kosmicznym.
Może się więc zdarzyć, że jakieś zdarzenie na Ziemi,
przykładowo jakaś eksplozja lub błędne zadziałanie w
którejś z ogromnych fabryk chemicznych, spowoduje
nagłe i masowe usunięcie ozonu z atmosfery. W takim
zaś przypadku ludność niemal całej Nowej Zelandii,
włączając w to mieszkańców Petone, prawdopodobnie
zostałaby spalona morderczym promieniowaniem
kosmicznym.
19.
Katastrofa nuklearna. Nowa Zelandia nie posiada
własnych reaktorów nuklearnych ani własnych bomb
jądrowych, aby sama spowodowała kataklizm nuklearny
w rodzaju tego opisanego w punktach #M1 do #M1.3 strony o nazwie
telekinetyka.htm.
Jednak w 2009 roku się okazało, że spora część
australijskiego eksportu uranu przepływa przez
nowozelandzkie porty. Ponadto miasteczko Petone
leży nad morzem, w którym pływają atomowe łodzie
podwodne. Nad Petone latają też samoloty i satelity
innych niż Nowa Zelandia krajów - zaś nie zawsze
wiadomo co jest na ich pokładzie. Wcale NIE daje
się więc zupełnie wykluczyć możliwości jakiegoś
wypadku czy przypadku, w którym Petone padłoby
ofiarą nuklearnej katastrofy podobnej do tej z
Fukushima w Japonii czy z Czernobyla na Ukrainie.
20.
Katastrofa i upadek jakiegoś urządzenia latającego.
Do dzisiaj ludzie nabudowali ogromną liczbę latających
urządzeń, sporo z których często przelatuje ponad
Petone. Stacje orbitalne, satelity, rakiety, samoloty
wojskowe, transportowe i pasażerskie, itp. Niektóre
z tych urządzeń niosą w sobie sporo paliwa jakie
może eksplodować, a czasami nawet izotopy radioaktywne
lub nawet bomby nuklearne. Nie daje się więc wykluczyć,
że któreś z owych urządzeń pewnego dnia uderzy
w Petone i np. skazi je radioaktywnie albo np.
zniszczy jakąś eksplozją.
21.
Anarchia, bezprawie, upadek państwowości, rabunki,
głód, wyludnienie, itp.
W okresach średniowiecznych plag niektóre
obszary Europy doświadczyły kompletnego upadku
cywilizacyjnego, połączonego z anarchią, rabunkami,
upadkiem produkcji żywności, głodem, wyludnieniem,
itp. Przykładowo, w okresie plagi cholery z 1680 roku,
jednym z takich obszarów cywilizacyjnego upadku stał
się teren dzisiejszego Dolnego Śląska z Polski, szczególnie
jego część leżąca na pograniczu dzisiejszej Polski i
Czech. Popędzani głodem ludzie opuszczali wówczas
miasta i wsie i wędrowali w poszukiwaniu żywności,
rabując i niszcząc wszystko na swej drodze. Ci co
dłużej nie mogli już wytrwać umierali gdzie popadło.
Na dodatek, mieszkańcy sąsiadujących obszarów
w których ciągle panował relatywny ład, organizowali
"oczyszczające wyprawy wojenne" do takiego zanarchizowanego
terenu w celu pozabijania resztek takich zdziczałych
i głodnych włóczęgów - tak aby włóczędzy ci NIE mogli
przenosić rabunków i anarchii także na sąsiadujące obszary.
W rezultacie, drogi i pola zostały tam zaścielone ludzkimi
szkieletami i czaszkami. W sto lat później, gdy ład
i cywilizacja powróciły do tego obszaru, miejscowy
ksiądz Wacław Tomaszek pozbierał z pól niektóre z owych
kości i czaszek, oraz powykładał nimi ściany i sufit
słynnej obecnie na cały świat i tłumnie odwiedzanej
"kaplicy czaszek" w Czermnej k. Kudowy Zdroju,
Polska. W owej kaplicy zgromadzone zostało niemal
25 tysięcy ludzkich czaszek. Przyczyną która w
średniowieczu powodowała pojawianie się tych
okresów anarchii, bezprawia i masowych śmierci,
było nagłe wymieranie z powodu zarazy specjalistów
którzy są absolutnie niezbędni dla podtrzymania
cywilizacyjnego ładu na danym terenie, tj.
nagłe wymieranie młynarzy, piekarzy, rolników,
itp. W rezultacie bowiem tego nagłego wymierania,
reszta społeczeństwa doświadczała nagłego głodu.
Zmuszona więc była do rabowania żywności -
co powodowało dodatkową eskalację głodu,
upadku produkcji żywności, wymierania,
wyludniania, zdziczenia, itp. Co jednak dosyć
intrygujące, chociaż z zupełnie odmiennej przyczyny,
na obszarze Nowej Zelandii zaczynają pogłębiać
się warunki niebezpiecznie podobne do tych jakie
powodowały tamte średniowieczne upadki państwowości,
wyludnienia, okresy anarchii, głodu, rabunków, itp.
Mianowicie, począwszy od 2008 roku z Nowej Zelandii
coraz bardziej masowo uciekają do Australii specjaliści
absolutnie niezbędni do podtrzymywania cywilizacyjnego
ładu całego kraju - po szczegóły patrz np. artykuł
"Thousands of disillusioned Kiwis pay $15 each
for chance to attain the mass exodus to OZ" (tj.
"tysiące rozczarowanych Nowozelandczyków
płaci $15 każdy za szansę aby uczestniczyć w
masowej ucieczce do Australii"), ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z poniedziałku (Monday), April 14, 2012.
Jeśli więc owa masowa ucieczka specjalistów
NIE zostanie jakoś powstrzymana, progowa
ilość specjalistów wymaganych dla utrzymania
cywilizacyjnego ładu w kraju może zostać zaniżona.
W takim zaś przypadku wystarczy jakiś niewielki
dodatkowy kataklizm, np.trzęsienie ziemi, powódź,
susza, duży pożar, nagły mróz, itp., który uniemożliwi
dystrybucję żywności, a nagle pojawią się braki żywności,
co z kolei może spowodować raptowną ucieczkę ludności
z miast, rabunki, anarchię, upadek produkcji żywności,
głód, oraz szybkie wymieranie całej ludności. Przy
kontynuowaniu więc owego niebezpiecznego trendu
zapoczątkowanego jeszcze w 2008 roku NIE daje się
całkowicie wykluczyć mozliwości, że sytuacja
może wymknąć się spod kontroli i że Nowa Zelandia
jako pierwsza w świecie doświadczy nowoczesnej
wersji tamtych średniowiecznych okresów anarchii,
bezprawia, wyludnienia i głodu. Stałoby to w zgodzie
ze starą przepowiednią opisaną w punkcie #H1 strony
przepowiednie.htm,
że zaludnienie Ziemi kiedyś aż tak się obniży, iż
"człowiek będzie całował ziemię kiedy zobaczy
na niej ślady innego człowieka". Oczywiście,
gdyby przypadkiem taka anarchia, wyludnienie
i głód nadeszły do Nowej Zelandii, Petone leżące
tuż przy stolicy kraju byłoby miastem które od niego
by ucierpiało jako jedno z pierwszych i jedno z
najsilniej poturbowanych.
22.
Rewolucja. Ta ma miejsce, kiedy znaczna proporcja
ludności danego kraju zaczyna tak mieć dosyć ustroju
lub rządu jaki panuje w owym kraju, że podejmuje zbrojną
walkę o usunięcie tego ustroju lub rządu. Najlepszym
przykładem rewolucji jest owa "Rewolucja Październikowa"
w Rosji z 1917 roku. (Chociaż zaczęła się ona kiedy mniej
niż 20% ludności carskiej Rosji wykazało wysokie niezadowolenie
z ustroju i rządu, ciągle była ona zwycięska.) Była ona też
równie krwawa i niszczycielska, jak typowa wojna domowa.
Żaden kraj na świecie NIE jest wolny od niebezpieczeństwa
rewolucji. Wszakże aby rewolucję wywołać, wystarczy że
rząd danego kraju alienuje się od swego narodu. A może
wyglądać na to, że tak właśnie ma się obecnie sytuacja z rządem
Nowej Zelandii. Przykładowo, w artykule "Low value of vote,
lack of trust, key to poor election turnout" (tj. "Niska wartość
głosowania, brak zaufania, klucz do niskiego uczestnictwa
w wyborach") ze strony A6 nowozelandzkiej gazety
Weekend Herald
(wydanie z soboty (Saturday), April 28, 2012) zostało
poinformowane, że w wyborach z 2011 roku, ponad milion
uprawnionych do głosowania obywateli Nowej Zelandii (czyli
około 25%), wykazał tak dużą niechęć do rządu i do obecnego
systemu politycznego, że NIE poszedł głosować. A Nowa
Zelandia ma teraz zaledwie cztery i pół miliona mieszkańców.
Innymi słowy, już obecnie w Nowej Zelandii jest większy
procent zniechęconych do swego rządu i systemu politycznego,
niż było ich w carskiej Rosji w chwili wybuchnięcia tam
Rewolucji Październikowej. Nie należy więc być zdziwionym,
jeśli pewnego dnia dzienniki będą miały wiele do powiedzenia
na temat Nowej Zelandii.
23.
Wojna domowa. Ta ma miejsce kiedy jedna część
danego kraju lub narodu zaczyna działania zbrojne
wymierzone przeciwko drugiej części tego samego
kraju lub narodu. Z reguły są one też nawet bardziej
krwawe i niszczące niż wojny. Wszakże każda z
walczących stron stara się w nich kompletnie
unicestwić drugą ze stron. (Podczas gdy w wojnie
agresor zwykle chce tylko uzyskać dostęp do zasobów
naturalnych zaatakowanego kraju - jest więc zainteresowany
aby zasoby te pozostawały relatywnie nieuszkodzone.)
Zgodnie z ustaleniami
filozofii totalizmu,
aby w danym kraju lub narodzie wybuchła jakaś
wojna domowa, spełnione muszą być co najmniej dwa
warunki. Mianowicie: (1) muszą tam istnieć co najmniej
dwa tzw. "intelekty grupowe" o tych samych cechach jednak
o nawzajem kolidujących ideologiach, oraz (2) historycznie
pomiędzy tymi dwoma intelektami grupowymi musi istnieć
nagromadzenie niezbalansowanej "karmy grupowej" (czym
jest owa "karma grupowa" wyjaśnia to zgrubnie punkt #A2
tej strony). W przypadku Nowej Zelandii, warunek (1) moim
zdaniem jest spełniony. Chociaż bowiem nie natknąłem się
jeszcze na wymagane badania, odnoszę wrażenie że faktycznie
zamieszkują ją dwa tożsame intelekty grupowe o podobnych
cechach genetycznych jednak o kolidujących ideologiach,
mianowicie (a) Nowozelandczycy wychowani w wierze,
że są potomkami Maorysów którzy około 800 lat temu
odebrali całą Nową Zelandię od uprzednio ją zamieszkujących
tzw. "Moa Hunters", a stąd którzy wierzą że mają wyłączne
prawo do wszelkich zasobów naturalnych owego kraju,
oraz (b) Nowozelandczycy wychowani w wierze, że są
potomkami Europejczyków którzy kilka pokoleń temu
zakupili lub odebrali część Nowej Zelandii od Maorysów,
a stąd którzy wierzą że mają prawo do korzystania
przynajmniej z częsci zasobów naturalnych tego kraju.
Co do spełnienia warunku (2) NIE wykonałem wymaganych
analiz. Wszakże analizy takie wymagałyby wysoce
pracochłonnej moralnej quantyfikacji dotychczasowych
wojen domowych jakie już zaszły pomiędzy oboma tymi
intelektami grupowymi. Jednak na podstawie efektów
działalności tzw. Trybunału Treaty of Waitangi odnoszę
wrażenie, że, niestety, ciągle istnieje taka niezbalansowana
karma pomiędzy owymi dwoma intelektami grupowymi.
Z kolei ewentualne istnienie takiej karmy oznaczałoby,
że któregoś dnia może dojść pomiędzy nimi do jakiejś
formy wojny domowej. Oczywiście, Petone położone
tuż przy stolicy kraju prawdopodobnie podczas takiej
wojny domowej ucierpiałoby znacząco (jeśli nie najbardziej).
24.
Wojna. Mogłoby się zdawać że Petone jest zbyt
daleko od reszty świata aby jakakolwiek wojna mogła
zagrażać temu miasteczku. Jednak jeśli sprawdzi się
historię drugiej wojny światowej, wówczas staje się
jasnym że Nowa Zelandia tylko "o włos" uniknęła inwazji.
Jakaś zaś wojna ciągle może się powtórzyć - wszakże
świat jest pełen polityków z nadmiernie rozdmuchanym
ego oraz zagłuszonym sumieniem. Nadchodząca zaś na
Ziemię epoka "wielkiego głodu" może spowodować sytuację,
że jakiś zagłodzny kraj lub naród pokusi się o zdobycie
dostępu do żywności którą masowo produkuje Nowa
Zelandia. W przypadku zaś wojny, gdyby ktoś zaplanował
inwazję na militarnie bardzo słabą Nową Zelandię,
wówczas Petone padłoby zapewne pierwszą jej ofiarą.
Wszakże każda inwazja zawsze wymierzana jest najpierw
w stolicę (w tym przypadku w Wellington). Jednak
położenie Wellington powoduje, że strategicznie
bardziej opłacalnym byłoby aby desant do Wellington
skierować na plażę w Petone. Wszakże Petone ma
jedyną plażę w bliskości Wellington, na której łatwo
mogą wylądować dowolne desantowe wehikuły - podczas
gdy desant byłby ogromnie trudny w górzystym Wellington
(które to miasto zapewne będzie też lepiej niż Petone przygotowane do obrony).
Desant zaś w Petone umożliwiałby proste odcięcie
Wellington od reszty Nowej Zelandii, a więc od posiłków
i od zaopatrzenia - wszakże jedyne dwie drogi do
Wellington przebiegają tuż przy Petone. Petone
leży też w płaskiej dolinie - znacznie trudniejszej
do obrony niż Wellington. W końcu z Petone
przyszłoby łatwo okrążyć i zaatakować Wellington
ze wszystkich stron, czego NIE dałoby się dokonać
z żadnego innego miejsca desantu. W sumie,
w przypadku ewentualnej wojny i inwazji Nowej
Zelandii, jest niemal pewnym, że Petone byłoby
jej pierwszą nowozelandzką ofiarą i zapewne
miejscem które ucierpi od niej najwięcej.
Podsumowując powyższe, liczba kataklizmów
które mogą zniszczyć miasteczko Petone, a z
nim zniszczyć również wszystkie sąsiednie miejscowości
(tj. Wellington, Lower Hutt, itp.), jest prawdopododobnie
jedna z nawyższych w świecie. Praktycznie
bowiem Petone (a z nim wszystkie sąsiadujące
z nim miejscowości) jest "zagrożone" niemal
każdym kataklizmem jaki jest możliwy na Ziemi
i jaki zagraża dowolnej innej miejscowości na
świecie. Bez przesady można więc twierdzić,
że Petone jest jedną z najbardziej niebezpiecznych
miejscowości na świecie. Z tego bowiem co mi
wiadomo, żadne inne miejscowości na świecie
NIE są wystawione na aż tyle najróżniejszych
potencjalnych kataklizmów, jak Petone. Nie powinno
więc nas dziwić, że nawet Starosta powtarzalnie
trzęsionego miasta Christchurch wyrażał obawy
przed dłuższym przebywaniem w sąsiadującym
z Petone stolicznym mieście Wellington.
#C3.
Na jakie dalsze zagrożenia jest wystawione miasteczko Petone (a także wystawione są
miejscowości sąsiadujące z Petone, takie jak Wellington, Lower Hutt, itp.) - zgodnie
z definicją "kataklizmów" wypracowaną przez nową "totaliztyczną naukę":
Nowa "totaliztyczna nauka" (ta skrótowo opisana
w punkcie #A2 niniejszej strony), wypracowała
definicję "kataklizmów" która jest drastycznie
odmienna od definicji wyznawanej przez starą
"ateistyczną naukę ortodoksyjną". Mianowicie,
z ustaleń nowej "totaliztycznej nauki" wynika, że
"kataklizmem" nazywane
jest każde działanie
Boga
które "koryguje grupową moralność ludzi" poprzez
zasiewanie znaczących zniszczeń lub nawet
śmierci jakie zmuszają potem daną społeczność
do podjęcia swej odnowy moralnej i filozoficznej.
Więcej informacji na temat owych kataklizmów
korygujących ludzką moralność zawarte jest
m.in. w punktach #C1 i #E2 strony o nazwie
day26_pl.htm.
Z kolei definicje "moralności" oraz "grupowej moralności" wypracowane
przez nową "totaliztyczną naukę" podane są w punkcie #B5 strony
morals_pl.htm
oraz w punkcie #E2 strony o nazwie
totalizm_pl.htm.
Drastyczna odmienność powyższej definicji
"kataklizmów" wypracowanej przez nową
"totaliztyczną naukę", od definicji "kataklizmów"
wyznawanej przez starą "ateistyczną naukę
ortodoksyjną" i przytoczonej w punkcie #C2
powyżej, wprowadza szereg znaczących
konsekwencji. Wszakże przykładowo,
przed
kataklizmem zsyłanym ludziom przez Boga
ludzie mogą się bronić poprzez wyeliminowanie
powodów dla których ów kataklizm jest zsyłany.
Ponadto już obecnie ludzie mogą im zapobiegać,
a nawet powstrzymywać z pomocą obietnic
jakie Bóg udzielił ludzkości w tej sprawie.
Zgodnie też z powyższą definicją "kataklizmów",
nowa "totaliztyczna nauka" będzie kompletnie
inaczej definiowała "zagrożenia" jakie mogą
sprowadzić jakiś kataklizm na dane miasto czy
daną społeczność. Przy takim bowiem
zdefiniowaniu "kataklizmów",
zgodnie
z ustaleniami nowej totaliztycznej nauki
"zagrożeniem" będącym w stanie sprowadzić
"kataklizm" na dane miasto czy daną społeczność
jest "każde grupowe odejście od praktykowania
moralnego życia". Innymi słowy, według
totaliztycznej nauki,
kataklizmy są tylko
skutkami, podczas gdy przyczynami
pojawiania się kataklizmów, są grupowe odejścia
danych miast czy społeczności od zasad prowadzenia
moralnego życia. Aby więc zilustrować
tutaj jakie rodzaje "zagrożeń" według nowej
"totaliztycznej nauki" mogą spowodować nadejście
kataklizmu, poniżej wskażę na przykładzie miasteczka
Petone (i miejscowości je otaczających) jakie
zagrożenia pojawiają się dla owego miasteczka.
Oto wykaz najważniejszych z nich (zestawione
w kolejności szacowanej przez autora ich
aktualności dla Petone i dla sąsiadujących
z Petone miast):
1.
Niebezpieczeństwo spadku liczby "sprawiedliwych"
poniżej minimum 10-ciu wymaganych przez Boga.
Prawdopodobnie jedynym powodem dla którego miasteczko
Petone (a stąd także i miasto Wellington, Lower Hutt, itp.)
ciągle NIE doświadczyło jeszcze jakiegoś niszczycielskiego
kataklizmu, jest że w "zasięgu zniszczenia" od Petone
nadal mieszka owych co najmniej "10 sprawiedliwych"
wymaganych przez Boga - tak jak wyjaśnia to m.in.
punkt #I1 strony o nazwie
quake_pl.htm,
zaś opisują punkty #G2 i #I1 strony o nazwie
day26_pl.htm.
Niestety, w ostatnich czasach pojawiła się "inicjatywa"
miejscowych władz, która w efekcie końcowym może
spowodować spadek liczby owych "sprawiedliwych"
poniżej wymaganej liczby dziesięciu. Inicjatywą tą jest
opisywany w artykule
[1#C3] o tytule "Quake
fears strike Catholic churches" (tj. "obawy trzęsinia
ziemi uderzyły kościoły katolickie"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post Weekend,
wydanie z soboty (Saturday), April 7, 2012. Zgodnie
z nim, w okolicach Petone około 25 kościołów katolickich
może zostać zamknięte, ponieważ sposób na jaki
zostały one zbudowane nie wypełnia dzisiejszego
"kodu budowlanego" jaki legalnie jest wymagany
w Nowej Zelandii. Z kolei niespełnianie owego
"kodu budowlanego" powoduje, że kościoły te
nie mogą zostać ubezpieczone - czyli że w razie
jakiegokolwiek wypadku władze kościóła ponosiłyby
wszelkie koszta. Jest zaś oczywistym, że jeśli kościoły
owe faktycznie zostaną zamknięte na dobre, księża
którzy w nich odprawiają msze, zostaną przeniesieni
do innych rejonów kraju, lub nawet do innych krajów.
Owo masowe zamykanie kościołów w okolicach
Wellington (czyli także i Petone) zostało ponownie
potwierdzone artykułem
[2#C3] o tytule
"Number of Catholic parishes set to halve" (tj.
"liczba katolickich parafii zadecydowana do
pomniejszenia o połowę"), ze strony A5 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z wtorku (Tuesday), May 14, 2013).
Tego typu więc "inicjatywy" miejscowych władz,
zagrażają że już wkrótce może się okazać iż
w okolicach Petone zabraknie kilku osób z grona
owych wymaganych "10 sprawiedliwych", brakuje
więc kompletu tych co chronili zarówno Petone jak
i okoliczne miejscowości przed jakimś kataklizmicznym
zdarzeniem jakie już od dawna zagraża tym miejscowościom.
2.
Następstwa niemoralnych postępowań ludzi.
W wielu miejscach
Biblii
zawarte są ostrzeżenia, że jeśli ludność jakiegoś
miasta zacznie postępować niemoralnie, wówczas
miasto to zostanie zniszczone kataklizmem. Przykłady
bibilijnych miast zniszczonych w taki sposób to
Sodoma i Gomora. Natomiast bibilijny przykład
miasta które uchroniło się od takiego zniszczenia,
a stąd dało nam przykład jak my możemy się bronić
przed kataklizami, to Niniwa. (Niniwa to stolica
dawnej Asyrii, zwana także "Nowym Bibilonem".
Jej ruiny zlokalizowane są na obszarze dzisiejszego
Iraku. Zgodnie z artykułem "Detective work
proves Hanging Gardens existed, but not in
Babylon", ze strony B6 gazety
Weekend Herald
(wydanie z soboty (Saturday), May 11, 2013), to
właśnie w Niniwa miały się znajdować słynne "wiszące
ogrody" w starożytności uważane za jeden z 7 "cudów
świata".) Jaki jednak los może spotkać niemoralnie
postepujące miasta, ilustrruje nam to NIE tylko Biblia,
ale także aż cały szereg przykładów historycznych
i dzisiejszych. Do takich przykładów opisanych na
totaliztycznych stronach, należą m.in. średniowieczne
miasto Wineta, które kiedyś istniało koło dzisiejszego
Świnoujścia, a którego zniszczenie opisane
jest w punktach #H2 i #G2 strony o nazwie
tapanui_pl.htm,
a także miasta Salamis i Saeftinghe opisane w punktach #H3 do #H4 strony
tapanui_pl.htm.
3.
Następstwa niemoralnych decyzji i działań polityków.
Wellington jest stolicą Nowej Zelandii. Jak zaś przystało
na stolicę, to w Wellington podejmowane są najróżniejsze
decyzje których następstwa dotykają potem cały kraj.
Kiedy więc któreś z owych decyzji i działań nie spełniają
definicji "moralnie poprawnego postępowania" (tj. nie spełnią
definicji przytoczonej w punkcie #B5 strony o nazwie
morals_pl.htm),
wówczas ich następstwa indukują skargi i narzekania
ludzi. Z kolei takie właśnie skargi i narzekania ludzkie
są powodem dla którego określone miejscowości są
karane kataklizmami przez Boga - tak jak wyjaśniają
to "2" i "Ad. 2" z punktu #B5 strony o nazwie
seismograph_pl.htm.
Ujmując powyższe innymi słowami, to co czynią politycy
w Wellington, jest powodem iż m.in. ponad Wellington
i ponad Petone gromadzą się coraz cięższe chmury
nadchodzącego kataklizmu.
4.
Unikanie przez lokalną społeczność oficjalnego podjęcia
wdrożania którejkolwiek z bazujących na moralności
metod ochrony przed kataklizmicznymi zjawiskami.
Ani Petone, ani żadna inna miejscowość w Nowej
Zelandii NIE podjęła jeszcze oficjalnego wdrożenia
którejkolwiek z bazujących na moralności metod
obrony przed kataklizmicznymi zjawiskami, w rodzaju
metod opisanych w punktach #H1, #I2 i #J1 strony o nazwie
quake_pl.htm
czy w punkcie #I3.1 strony o nazwie
day26_pl.htm.
5.
Unikanie przez lokalną społeczność próby choćby
tylko przetestowania efektywności bazujących na
moralności metod ochrony przed kataklizmami -
w rodzaju metody opisanej w punkcie #J1 strony
quake_pl.htm
czy metody opisanej w punkcie #I3.1 strony o nazwie
day26_pl.htm.
6.
Pogłębiające się odchodzenie od wiary w Boga i uleganie
ateistycznym naciskom dzisiejszej oficjalnej nauki.
Jak zaś wyjaśniłem to w punkcie #A2 niniejszej strony;
jak podkreśla to artykuł "Worried scientists call for veto
of Monkey Bill" (tj. "zmartwieni naukowcy nawołują do
zawetowania ustawy o dozwoleniu nauki kreacjonizmu,
zwanej Monkey Bill") ze strony A14 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie ze środy (Wednesday), April 11, 2012;
a także jak ujawnia to aż kilka innych totaliztycznych stron -
dla przykładu patrz punkty #D1 i #C3 na stronie o nazwie
antichrist_pl.htm
czy punkt #G3 na stronie o nazwie
przepowiednie.htm,
stara "ateistyczna nauka ortodoksyjna" niemal już siłą
zmusza obecnie ludzi do coraz bardziej niemoralnego
postępowania. Drastycznym przykładem tego procesu
ulegania ateistycznej nauce, jest pojawienie się także
na nowozelandzkich autobusach ogłoszenia dla Londynu
opisywanego w punkcie #A2 tej strony.
7.
Niemoralne konsekwencje kapitalistycznej gospodarki.
Jedyne o co kapitalizm dba, to dochód. Owa jednak pogoń
za zyskiem zbyt często odbywa się kosztem zatrucia,
zanieczyszczenia lub zniszczenia naturalnego środowiska,
wykorzystywania i eksploatacji robotników, itd., itp.
W ten sposób rośnie przepaść pomiędzy bogatymi
i biednymi mieszkańcami Nowej Zelandii, rośną więc
także ilości skierowanych do Boga skarg biedagów
dopraszających się sprawiedliwości.
Z kolei np. gleba i woda w Petone mogą zostać
zatrute jakąś niechlujną fabryką, tak jak do niedawna
zatruwane one były sproszkowanym ołowiem i chemicznymi
wyziewami zlokalizowanej w Petone fabryki "Exide".
Natomiast woda lokalnej rzeki "Hutt River" może być
zatruwana produktami gospodarki rolnej, gnojówką,
odchodami ludzkimi, oraz odpadami przemysłowymi,
które z kolei zatrują aż dokumentnie środowisko basenu
"Wellington Harbour", że oprócz owadów nic zdrowego
nie będzie chciało tam się rodzić. Już obecnie okolice
Petone są trapione przez chmary krwiożerczych "muszek
piaskowych" (po angielsku zwanych "sand flies") na
których ukąszenia wielu ludzi, włączając w to mnie,
jest uczulonych. W pobliskich wodach zagnieździł
się też nowy rodzaj komara - tego samego który w
tropiku roznosi chorobę "żółtą febrę" oraz "dengue".
Każde z powyższych zagrożeń moralnych może
byc eskalowane powyżej karalnego przez Boga
poziomu. W takim zaś wypadku Bóg może zesłać
na dane miasto czy społeczność dowolny z kataklizmów
opisanych w punkcie #C2 tej strony. Dlatego w
interesie każdego miasta i społeczności leży
podejmowanie świadomych działań aby utrzymywać
każde z tych moralnych zagrożeń na możliwie
najniższym poziomie. Niestety, wygląda na to
że naukowa wiedza o Bogu ciągle narazie jest
zbyt niska zarówno w samym Petone, jak i w
całej Nowej Zelandii, a nawet w całym świecie,
aby jakeś miasto lub społecznść już obecnie
podjęły taką świadomą obronę przed kataklizmami.
Stąd, jak narazie, zamiast celowego działania,
wszędzie ludzie bronieni są przed kataklizmami
tylko przez działanie przypadków i zbiegów
okoliczności.
Szczerze mówiąc, jeśli porówna się powyższy
wykaz zagrożeń, a także realia moralne panujące
na miejscu w Petone i w pobliskich do Petone
miejscowościach, wówczas staje się jasnym,
że jakieś kataklizmiczne zjawisko już dawno
temu powinno uderzyć w owe miejscowości.
Jedynym zaś racjonalnym wytlumaczeniem
dla faktu, że jeszcze ono NIE uderzyło, jest
czysto przypadkowe zamieszkiwanie w zasięgu
zniszczeń od Petone owych chroniących przed
kataklizmami co najmniej "10 sprawiedliwych".
Jak zaś na przypadki przystało, pewnego dnia
jego ochronne działanie może się zakończyć.
#C4.
Petone jest zbudowane jak przysłowiowa "pułapka na
szczury" - w przypadku kataklizmu NIE da się z niego
ani uciekać, ani pomoc NIE będzie mogła do niego przybyć:
Ktoś kto nawykł do europejskiego sposobu
zarządzania miastami, kiedy to miejskie
starostwa faktycznie podejmują decyzje
i wdrażają jakiś dobrze przemyślany plan
dla zabudowy, struktury komunikacyjnej,
wody i kanalizacji danego miasta, po
przybyciu do Nowej Zelandii doznaje
szoku. Aczkolwiek bowiem Nowa Zelandia
ma wiele zalet w porównaniu z Europą
i oferuje sporo dobrych rzeczy, np.
ciągle znaczną wolność wypowiedzi,
otwarte przestrzenie, dbałość o naturę
i o zwierzęta, itp., kiedy jednak jej
miasta porówna się do tych z Europy,
odkrywa się że panuje w nich rodzaj
"wolnej amerykanki" albo "dzikiego wschodu".
Władze miejskie niemal jako reguła NIE
mają tu żadnego długoterminowego planu,
brak jest dyscypliny publicznej i
jednorodności potraktowania, zaś
każdy buduje tu gdzie tylko zechce (szczególnie
jeśli jest krewniakiem lub szkolnym kolegą
starosty, albo jeśli należy do rodziny która
mieszka w danym mieście już od kilku pokoleń).
W rezultacie w Nowej Zelandii powstają takie
dziwolągi jak np. Petone w którym ja mieszkam.
Znaczy, powstają miejscowości które są
bardziej podobne do miejskich "labiryntów",
niż do miast. Na przekór ogromnych połaci
ziemi jakie miasta te zajmują, ulice są w nich
wąskie i kręte, szosy które wyglądają na
główne nagle się kończą na jakimś budynku,
aby zaś dostać się do danego miasta, lub
aby z niego wyjechać, trzeba doskonale
znać drogę bowiem przychodzi w nim się
poruszać jak w obrębie skomplikowanego
labiryntu.
Takie ukształtowanie nowozelandzkich miast w
formę skomplikowanych labiryntów, w powiązaniu
z rodzajem potencjalnych kataklizmów jakie im
zagrażają, zamieniają owe miasta w rodzeje
"pułapek na szczury". Aby zaś zrozumieć ich pułapkową
naturę, wystarczy przyglądnąć się zabudowie
miasteczka Petone w ktorym ja mieszkam.
Wszakże Petone jest maleńkim miasteczkiem,
z którego w przypadku nadejścia kataklizmu
powinno być łatwo uciec. Tymczasem ma
ono właśnie zabudowę typowej "pułapki" z
której efektywna ucieczka ludzi jest wręcz
niemożliwa. Przykładowo, ma ono kształt
trójkąta, który od południa przystaje do morza
(tego widocznego m.in. na zdjęciu z "Fot. #B1b").
Oczywiście, w przypadku kataklizmu NIE daje
się uciekać do morza - szczegółnie jeśli
kataklizmem tym będzie tsunami, trzęsienie
ziemi, czy wybuch wulkanu. Od wschodniej
strony ów trójkąt przystaje do rzeki zwanej
"Hutt River" - której ujście widoczne jest na
zdjęciu z "Fot. #B1a". Przez ową rzekę
przeprowadzone są tylko dwa mosty,
istniejące na obu krańcach Petone.
Jednak dojazd do owych mostów jest
krętymi i wąskimi uliczkami. Gdyby więc
w przypadku nadejścia kataklizmu ktoś
usiłował uciekać samochodem przez owe
mosty, wówczas utknie w zatorach na
owych wąskich i krętych uliczkach i
nawet nie dotrze do żadnego z nich.
Z kolei gdyby ktoś uciekał piechotą,
wówczas dystans do mostów jest aż
tak duży, że nie zdąży do nich dotrzeć.
Ponadto pierwszy z tych mostów,
widoczny na zdjęciu z "Fot. #B1a",
znajduje się tuż przy morzu. W
przypadku więc np. fali tsunami,
zostanie on zmieciony już w pierwszej
fazie kataklizmu. Ostatni z boków
trójkątnej zabudowy Petone przylega
do ogrodzonych torów kolejowych i
do ogrodzonej płotami szosy - jakie
obie biegną obok siebie wzdłuż zachodniego
grzbietu górskiego doliny w które miasteczko
to leży. Przez owe tory kolejowe i szosę
też z Petone przeprowadzone są tylko dwa
wyjścia, do których dostęp jest równie kręty
i równie wąskimi uliczkami, jak dostęp do
mostów na Hutt River. Gdyby więc ktoś
usiłował uciekać przez nie, wówczas też
ucieczka taka okaże się niemożliwa -
niezależnie czy będzie uciekał piechotą
czy też samochodem, W sumie Petone
jest więc zbudowane jak rodzaj "pułapki
na szczury" - tyle że w przypadku jakiegokolwiek
kataklizmu, złapani w tej pułapce i uśmiercani
będą ludzie, a nie gryzonie. Relatywnie
podobna sytuacja ma też miejsce w
praktycznie niemal każdej większej
miejscowości Nowej Zelandii, włączjąc
w to stolicę Wellington.
Na dodatek do tego, gdyby kataklizm już uderzył,
wówczas ani do Petone, ani do miast z nim
sąsiadujących, np. do Wellington, pomoc NIE
ma jak przybyć. Wszakże z resztą świata miejscowości
te są połączone poprzez tylko dwie główne szosy,
obie wąskie, kręte i przebijające się przez
strome góry. W przypadku więc niemal
każdego istotnego kataklizmu, szosy te
ulegną zatarasowaniu przez obsuwiska
ziemi i staną się nieprzejezdne. Wszakże
obsuwiska takie nawet bez większych
kataklizmów nieustannie trapią sporo
pozagrażanych erozją dróg tego kraju.
Interesująco, już po moim opublikowaniu
niniejszej strony, nagle władze pobliskiego
Wellington opublikowały wynik jakichś analiz,
z których wynika że w przypadku gdyby owo
miasto uderzyło trzęsienie ziemi o sile ponad
7 w skali Richtera, wówczas Wellington (a z
nim także i Petone) zostanie odcięte od połączenia
drogowego z resztą wyspy na okres około
4 miesięcy. Wyniki owych analiz opublikowane
są m.in. w artykule "Lifeline cut for four months"
(tj. "lina ratownicza odcięta na cztery miesiące") ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), July 5, 2012.
Z doświadczeń przeszłości jednak wiadomo,
że po chwilowym pobudzeniu sensacji, takie
ustalenia są szybko odkładane gdzieś na półkę
i nikt NIE podejmuje żadnych działań na ich bazie.
Przez tak długo jak tylko sięgam pamięcią prowadzone
są dyskusje o zbudowaniu jeszcze jednej, tym razem
już bezpiecznej szosy, bo biegnącej wzdłuż
jednej z dolin wybiegających na Wellington.
Jednak owe dyskusje niemal na zawsze
pozostają tylko dyskusjami. Natomiast gdyby
ktoś liczył np. na użycie helikopterów podczas
kataklizmu, wówczas także się zawiedzie.
Wszakże sumaryczna liczba helikopterów
jakimi Nowa Zelandia dysponuje, z ledwością
wystarczyłaby na udzielanie pomocy rodzinom
rządu i dygnitarzy zamieszkujących Wellington,
zaś do pomocy i ratowania zwyklych ludzi
zwyczajnie nie wystarczyloby im już "mocy
przerobowej".
#C5.
W obliczu zagrożeń i sytuacji opisanych w poprzednich punktach, tzw.
"łaska Boga" jest jedynym ratunkiem na jaki Petone może liczyć -
na szczęście w Petone istnieje "święta ziemia" opisana w #J3 poniżej:
Podsumowując informacje opisane w poprzednich
punktach #C1 do #C4, istniejące i wysoce realne
zagrożenia kataklizmami, oraz brak możliwości
otrzymania pomocy w przypadku gdyby kataklizm
faktycznie nadszedł, pozostawia bezpieczeństwo
Petone wyłącznie "w rękach Boga". Nic dziwnego,
że co bardziej ateistyczni ludzie nawet NIE próbują
się osiedlić w owym miasteczku!
Na szczęście,
na petońskim nadbrzeżu
morskim istnieje obszar "świętej ziemi" jaki Bóg wyróżnił zaszłymi
tam cudami. Obszar ten i oznaczający go
"Celtycki
Krzyż" opisałem i zilustrowalem szczegółowo w #J3 do #J3xyz
poniżej a także w #A3 do #A3de z innej swej strony o nazwie
klasa.htm.
Jak dotychczas, obszar ten obronił Petone przed doświadczeniem
aż całego szeregu kataklizmów jakie opisałem w punkcie #I3
poniżej. Kataklizmy te rujnowały fragmenty innych sąsiadujących
z Petone miejscowości, jednak Petone pozostawiały one nietknięte.
Do ich opisów linkuję w punktach #J1 do #J2 poniżej. Niestety,
tak jak wyjaśniam to w punkcie #K1 tej strony, okupujące,
eksploatujące i umartwiające ludzkość "złe moce" już mobilizują
się przeciwko Petone. Czy więc zadedykowanie Bogu mieszkańców
Petone będzie wystarczająco trwałe aby Bóg kontynuował bronienie
tego miasteczka przed atakami owych "złych mocy"?
Część #D:
Dlaczego więc będąc aż tak zagrożone kataklizmami,
Petone ciągle NIE oberwało:
#D1.
Chroniąca moc "10 sprawiedliwych" zamieszkujących
w okolicach Petone oraz jej obszar "świętej ziemi":
Aczkolwiek wszystkie znaki na niebie i ziemi
wskazują, że Petone już dawno powinno oberwać
od jakiegoś kataklizmu, fakt że nadal ono NIE
oberwało wynika z zamieszkiwania w jego pobliżu
owych wymaganych przez obietnicę z Biblii
co najmniej "10 sprawiedliwych" - o jakich
piszę w punkcie #I2 tej strony. Ilość owych
"sprawiedliwych" mieszkających w pobliżu
Petone ja osobiście policzyłem, zaś wyniki
swych podliczeń opisałem w punkcie #I3 strony o nazwie
day26_pl.htm.
Jak też wykażę to materiałem dowodowym z
punktów #I3, #I3.1 i #I5 tej strony, faktycznie
obecność owych "10 sprawiedliwych" efektywnie
chroni Petone przed nadejściem jakiegokolwiek
niszczycielskiego kataklizmu lub anomalii
pogodowej.
Część #E:
"Po następstwach je poznacie" - czyli jak odróżnić "specjalne potraktowanie" miasteczka Petone od tzw. "przypadkowych wydarzeń":
#E1.
Rodzaje "potraktowań":
Rodzaje potraktowań, jakie zależnie od moralności
i filozofii praktykowanej przez daną społeczność,
Bóg serwuje tej społeczności, opisane są w punkcie
#I4 strony o nazwie
day26_pl.htm.
W tym miejscu warto też podkreślić, że w świecie
stworzonym i rozumnie rządzonym przez wszechwiedzącego
i wszechmogącego Boga (w jakim my żyjemy) NIE
istnieje takie coś jak "przypadek" - co staram się
wyjaśnić dokładniej w punkcie #B1 strony o nazwie
changelings_pl.htm.
Wszystko bowiem co w takim świecie z Bogiem się
zdarza jest zamierzonym działaniem Boga o ściśle
zdefioniowanym celu i następstwach. "Przypadek"
więc jest czyjmś, co w naszym świecie NIE istnieje,
a co jest wymyślone i używane przez "ateistycznych
naukowców ortodoksyjnych" aby zamaskować ich
brak wiedzy i brak zdolności do wyjaśnienia.
#E2.
Czego wypatrywać aby rozpoznać "specjalne potraktowanie":
"Specjalne potraktowanie" trzeba odróżniać
od ekstremalnych zjawisk pogodowych jakie
są normalne dla danego obszaru. Wszystko
bowiem co okazyjnie powtarza się przez
całe dzisiątki lat, włączając w to czasy na
króko po drugiej wojnie światowej - kiedy
to ludność niemal każdego kraju i miejsca
na Ziemi zachowywała się przykładowo
moralnie, to ekstremalne zjawiska pogodowe
jakie są normalne dla danego obszaru.
Natomiast specjalne potraktowanie to
nieszczęścia i kataklizmy jakie nas omijają,
chociaż zdewastowały one innych w naszym
pobliżu i chociaż zgodnie z prawami przyrody
powinny one zdewastować także i nas.
Część #F:
Czy "specjalne potraktowanie" dla Petone jest tymczasowe
i wynika tylko z pobliskiej obecności "10 sprawiedliwych"?
#F1.
Czy dotychczasowe "specjalne potraktowanie" Petone
się skończy, kiedy liczba "sprawiedliwych" spadnie
poniżej 10, oraz czy Petone, a z nim i pobliski Wellington,
mogą doświadczyć wtedy coś niezbyt pożądanego?
Tak jak my wszyscy, także mieszkańcy Petone wcale
NIE są "świętymi" i NIE różnią się od mieszkańców
innych miast Nowej Zelandii. Stąd, aż do czasu ujrzenia
owego
"płonącego krzewu" opisanego
w punkcie #J3 poniżej, ja wierzyłem, że jedyną
rzeczą która zamieniła Petone w wyjątek, jest
ten jakby przypadkowy "zbieg okoliczności", że
w tzw. "zasięgu zniszczenia" tego miasteczka
zamieszkuje owych wymaganych przez obietnicę
z Biblii, tzw. "10 sprawiedliwych". (Jak ja osobiście
wierzę - patrz punkt #J5 poniżej, owo zamieszkiwanie
"10 sprawiedliwych" w bliskości Petone też zostało
celowo "zorganizowane" przez Boga, aby zaistniała
możność zbadania i naukowego udokumentowania
jego następstw, oraz udostępnienia wyników tych badań
do wglądu i wiadomości innych ludzi.) Dlatego kiedy z jakichś
powodów któryś z owych "10 sprawiedliwych" przeniósłby
się w inne miejsce, ochrona Petone by się zakończyła
i miasteczko to zaczęłoby obrywać - tak jak obrywają
miejscowości z jego pobliża. Ja osobiście jednak
wierzę, że NIE stanie się to "za mojego życia".
Uprzednio też wierzyłem, że jedynym sposobem
aby Petone zostało objęte trwałym "specjalnym
potraktowaniem" przez Boga, byłaby kontynuacja
udoskonalania filozofii i moralności przez mieszkańców
tej miejscowości - tak jak opisuje to punkt #H1 strony
quake_pl.htm.
Jednak sytuacja może być inna, jeśli Petone zostało
błogosławione statusem "chrześcijańsko-świętego
miejsca" - tak jak opisałem to w punkcie #J3 z
niniejszej strony. W takim bowiem przypadku
Petone miałoby szansę pozostawać wyjątkiem
praktycznie na zawsze.
Część #G:
Jak możliwą "tymczasowość" obecnego "specjalnego
potraktowania" dałoby się zamienić na jego "trwałość":
#G1.
Aby przekonać Boga, konieczne jest "zademonstrowanie
swojej pokory" poprzez publiczne, oficjalne i otwarte
zadeklarowanie i wdrożenie działań zmieniających filozofię:
Więcej na temat upublicznienia, uoficjalnienia
i otwarcia swoich zamierzeń i wysiłków, czyli
"zademonstrowania Bogu swej pokory", wyjaśniają
m.in. punkty #A2 i #G1 na stronie o nazwie
quake_pl.htm.
Część #H:
Dlaczego wzrost "specjalnego potraktowania" dla Petone
leży w interesie sąsiadujących z nim miejscowości:
#H1.
Działanie na zasadzie chińskiego przysłowia "im
potężniejsze drzewo tym większy obszar chronią jego konary":
Przez tak dlugo jak Petone cieszy się "specjalnym
potraktowaniem Boga", również przed nieszczycielskimi
kataklizmami chronione są przez owo Petone
wszystkie miejscowości które leżą na tyle blisko
Petone, że zniszczenie Petone dotykałoby i je
(a także że zniszczenie ich dotknęłoby także i Petone).
Tak więc w chwili obecnej Petone chroni sobą
także miasto Wellington, jak i miasteczko Lower
Hutt. Dlatego w interesie mieszkańców tamtych
miejscowości także leży aby "specjalne potraktowanie"
przedłużało się dla Petone możliwie przez jak
najdluższy okres czasu, a jesli się da, to aby
mieszkańcy Petone podjęłi oficjalny program
utotaliztycznienia swojej filozofii.
#H2.
Miejscowości spoza "zasięgu zniszczenia" wyłączone są z ochronnego działania Petone:
Poza tzw. "zasięgiem zniszczenia" miasteczka Petone
leży np. sąsiadująca z Petone miejscowość zwana
Wainuiomata. (Wainuiomata zlokalizowana
jest w "złej dolinie Rimutaka", tuż przy tzw.
"Rimutaka Forest Park" znanego z działania
"mrocznych mocy" opisywanych m.in. w
punkcie #K1.9 strony o nazwie
newzealand_pl.htm.)
Miejscowość Wainuiomata jest oddzielona
od Petone tylko wąskim grzbietem górskim
z którego wierzchołka wykonane zostało zdjęcie
z "Fot. #B1a". Niemniej jej ewentualne zniszczenie
NIE dotknęłoby Petone. Dlatego Wainuiomata
NIE jest chroniona przez mechanizmy moralne
chroniące Petone przed kataklizmami. Jak też
opisuje to punkt #I3 tej strony, Wainuiomata
jest trapiona kataklizmami które ominęły Petone.
Część #I:
Materiał dowodowy który potwierdza, że faktycznie
nowozelandzkie miasteczko Petone otrzymuje od
Boga "specjalne potraktowanie":
#I1.
Niniejsza "część #I" reprezentuje powtórzenie, uzupełnienie i poszerzenie
materiału dowodowego zaprezentowanego w "części #I" odmiennej strony o nazwie
day26_pl.htm:
Poczatkowo, przy okazji kolejnej aktualizacji
i przeredagowywania strony o nazwie
day26_pl.htm,
do jej "części #I" włączyłem opisy tych kataklizmów,
które nastąpiły już w czasach po moim zamieszkaniu
w Petone (i już po przeredagowaniu początkowej
treści tamtej strony "day26_pl.htm"), a które
zgodnie z zachowaniami się natury powinny
uderzyć w miasteczko Petone i wyrządzić w nim
spore szkody. Każdy bowiem z owych kataklizmów
czynił szkody w pobliżu Petone, jednak przez
Petone przeskakiwał nie wyrządzając tu żadnych
zniszczeń. Potem się okazało że takich kataklizmów
jest niespodziewanie dużo i że ich skrupulatne
opisywanie zaczyna powiększać tamtą stronę
"day26_pl.htm" do niepożądanej długości.
Dlatego w dniu 30 marca 2012 roku postanowiłem
zaprzestać dalszego wydłużania tamtej strony,
zas opisy owych kataklizmów przerzucić do
niniejszej strony i tutaj kontynuować je dalej.
Tak powstała niniejsza "część #I" tej strony.
Poza jej punktem #I3 (który jest dokładnym
powtórzeniem opisów takich kataklizmów
zaprezentowanych w punkcie #I3 strony
day26_pl.htm),
wszystkie pozostałe punkty niniejszej strony
mają prezentować odmienne ustalenia
nowej "totaliztycnzej nauki" niż odpowiadające
im punkty ze strony "day26_pl.htm".
#I2.
Dlaczego oryginalnie ja podjąłem gromadznie i zestawianie
materiału dowodowoego zaprezentowanego w niniejszej "części #I":
Oryginalnie podjąłem gromadznie i zestawianie
materiału dowodowego zaprezentowanego
w niniejszej "części #I" (szczególnie zaś
w jej punkcie #I3), aby naukowo sprawdzić
czy Bóg faktycznie dotrzymuje swojej obietnicy
zawartej w Biblii - którą to obietnicą
Bóg
gwarantuje ludziom, że NIE zniszczy miast ani
społeczności w których gronie zamieszkuje na
stale co najmniej tzw. "10 sprawiedliwych".
(Ową boską gwarancję opisuję dokładniej
w punktach #I1 i #I2, zaś dodatkowo wzmiankuję
ją w punktach #P5.1, #A2, #G1, #H3 i #K2,
swej strony o nazwie
quake_pl.htm.
Z kolei wymogi przynależności do owych "sprawiedliwych"
wyjaśniłem w punkcie #G2 swej strony o nazwie
day26_pl.htm.)
Jak bowiem wykazały moje osobiste sprawdzenia,
w pobliżu miasteczka Petone faktycznie mieszka
na stałe co najmniej 10 osób spełaniających
bibilijną definicję "sprawiedliwych". Stąd,
zgodnie z obietnicą Boga, Petone powinno być
omijane przez wszelkie niszczycielskie kataklizmy
aż do czasu gdy liczba "sprawiedliwych" spadnie
dla owego miastaczka poniżej wymaganych co najmniej
10-ciu. Jak też moje sprawdzenie dokumentuje
to naukowo za pomocą materiału dowodowego
zaprezentowanego w punkcie #I3 poniżej, faktycznie
owa obietnica Boga wypełniana jest dla Petone
z iście "żelazną konsekwencją". Opisywane tu
Petone jest więc pierwszą miejscowością nowożytną,
dla której zostało sprawdzone naukowo wypełnianie
przez Boga obietnicy zawartej w
Biblii.
#I3.
Materiał dowodowy potwierdza, że pobliskie goszczenie "10 sprawiedliwych"
naprawdę oddala kataklizmy od nowozelandzkiego miasteczka Petone (tak jak
Bóg
obiecuje to w
Biblii):
Poniżej zestawiam przypadki kataklizmicznych
zdarzeń jakie dotknęły nowozelandzkie miejscowości
zlokalizowane niedaleko od Petone. Cechą tych
zdarzeń jest, że ich cechy, natura i przebieg sugerowały
iż powinny one dotknąć kataklizmicznie także miasteczko
Petone. Jednak faktycznie "przeskakiwały" one przez
to miasteczko NIE czyniąć w nim żadnej szkody.
Ten fakt zaś potwierdza "specjalne potraktowanie"
jakie miasteczko Petone cieszy się od Boga.
Oto więc te kataklizmiczne zdarzenia, które
oryginalnie ja obserwowałem, analizowałem naukowo
i opisałem w punkcie #I3 odmiennej strony o nazwie
day26_pl.htm:
1.
Chmura rodząca tornada.
Najdoskonalszym przykładem takich właśnie
przypadków był "fenomen atmosferyczny" opisany
w artykule
[1#I3] "Southerly buster hits
Wellington, ripping off roofs, and halting trains"
(tj. "Południowy wicher uderzył Wellington
zrywając dachy oraz zatrzymując pociągi"),
ze strony A1 nowozelandzkiej gazety
"
The Dominion Post Weekend",
wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday),
March 13-14, 2010. Fenomenem tym była
soczewko-kształtna chmura wyglądająca jak gigantyczny wehikuł UFO,
jaka przeleciała wzdłuż niemal całej Nowej Zelandii,
generując huraganowy wiatr wirowy jaki zasiewał
zniszczenia i chaos na jej drodze, zrywał dachy i
obalał drzewa, itp. Chmura ta czasami generowała nawet
mini-tornada
na swoim obrzeżu. Ten inteligentnie zachowujący
się fenomen pogodowy pozostawił ścieżkę zniszczenia
na niemal całej swojej drodze, włączając w to stolicę
Wellington (oddalnoą od Petone tylko o około 8 km) -
do którego to miasta dotarł około 16:30 owego piątku.
Jednak kiedy po Wellington doleciał do Petone,
jedynie rubasznie postraszył trochę przechodniów
łamiąc w tym celu kilka gałęzi na drzewach, poczym
poszybował dalej. Już jednak w następnej
miejscowości poza Petone (tj. w Lower Hutt)
zaczął ponownie szaleć tarasując drogę,
obalając drzewa i zatrzymując pociągi.
2.
Ulewne deszcze idukujące powodzie.
Innym przykładem niszczycielskiego fenomenu
pogodowego który także ilustratywnie potwierdził
ową regułę omijania miejscowości Petone
bez wyrządzania w niej poważniejszych szkód,
były dwutygodniowe przewlekłe opady ulewnych
deszczy jakie dotknęły Nową Zelandię w drugiej
połowie maja i na początku czerwca 2010 roku.
Deszcze te spowodowały poważne powodzie,
obsuwiska ziemi, ewakuacje miejscowości, oraz
zniszczenia dróg zarówno na północnym jak i
na południowym końcu długich jak kiszka dwóch
głównych wysp Nowej Zelandii. Jednak w centrum
tych wysp, gdzie właśnie położone jest Petone,
deszcze te jedynie zmoczyły wysuszoną glebę
NIE czyniąc praktycznie żadnych szkód. Na temat
tych powodziowych deszczy i ich następstw,
niemal codziennie ukazywały się wówczas
alarmujące artykuły w nowozelandzkich gazetach,
np. patrz artykuł
[2#I3] "Heavy downpours
to hamper clean-up operations" (tj. "Ciężkie ulewy
uniemożliwiają operacje oczyszczania"), ze strony A5 gazety
The New Zealand Herald
wydanie ze środy (Wednesday), May 26, 2010 roku;
artykuł
[3#I3] "After the floods and a
landslide, now get set for bitter cold and snow" (tj.
"Po powodziach i obsuwisku ziemi, teraz przygotuj
się na kąsające zimno i śnieg"), ze strony A3 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), May 27, 2010;
artykuł
[4#I3] "Nature's fury" (tj. "Furia natury") ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald
wydanie ze środy (Wednesday), June 2, 2010 roku
(jaki opisuje i pokazuje zdjęcia z kataklizmicznej
powodzi na obszarze Nowej Zelandii zwanym "Bay
of Plenty" - który jest oddalony od Petone tylko
o odległość znacznie mniejszą niż zasięg układu
niżowego który spowodował te powodzie, chociaż
ten sam układ niżowy wcale NIE zaszkodził mojej
miejscowości); czy artykuł
[5#I3] "Residents
flee homes as Whakatane hit by water bomb" (tj.
"Mieszkańcy uciekają z domów gdy Whakatane
uderzone zostało bombą wody"), ze strony A4 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), June 3, 2010 (jaki
to artykuł dyskutuje dane liczbowe katastroficznie
intensywnego opadu deszczu w owym obszarze
zwanym "Bay of Plenty").
3.
Trzęsienie ziemi z Christchurch.
Jeszcze jednym potwierdzeniem chroniącego
działania owych "10 sprawiedliwych", było silne
trzęsienie ziemi którego nadejście ja przewidywałem
już na kilka miesięcy wcześniej i ostrożnie zapowiedziałem
w treści niniejszej strony, a które w sobotę dnia
4 września 2010 roku uderzyło w miasto Christchurch.
(Owo trzęsienie ziemi z Christchurch opisane zostało
dokładniej w punkcie #C5 odrębnej strony o nazwie
seismograph_pl.htm -
poświęconej omówieniu urządzenia do zdalnego
wykrywania nadchodzących trzęsień ziemi, oraz
w punkcie #P5 odrębnej strony o nazwie
quake_pl.htm -
poświęconej opisowi bazujących na mechanizmach
moralności metod zapobiegania wszelkim kataklizmom.)
Jak bowiem wyjaśniam to w punkcie #I2 powyżej
na tej stronie, Wellington (a więc także i Petone)
należy do owych 3 głównych miast Nowej Zelandii,
jedno z których musi zostać zniszczone jakimś
kataklizmem, jeśli koniecznym się okaże dokonanie
wymuszonej przez
Boga
odnowy moralnej i filozoficznej tego kraju. Na dodatek,
z naukowego punktu widzenia, Wellington ma
nieporównanie większe szanse na doświadczenie
silnego trzęsienia ziemi, niż oba pozostałe z
tamtych 3 miast, tj. niż Auckland lub Christchurch.
Wszakże dokładnie pod Wellington przebiega
ów morderczy "Ring of Fire" - który jednak
Christchurch i Auckland omija z dosyć daleka.
Ponadto, jakikolwiek rodzaj filozofii lub zachowań
by nie zadominował w reszcie Nowej Zelandii,
ich pochodzenie zawsze daje się wytropić do
Wellington. Wszakże Wellington jest stolicą w
której politycy podejmują wszelkie decyzje i
ustanawiają wszelkie prawa jakie potem muszą
być wypełniane przez całą Nową Zelandię.
Niemniej - jak się okazało, dla doświadczenia
niszczycielskich trzęsień zimi (które zaczęły
się tam w 2010 roku, trwały przez cały rok
2011, oraz ciągle były kontynuowane w 2012
roku - kiedy to aktualizowałem niniejszy punkt)
Bóg wybrał jednak Christchurch. (Można spekulować,
że ma to jakiś związek z nazwą "Christ-church",
tj. "kościół-Chrystusa", która to nazwa jest szczególnie
"zobowiązująca" - tak jak wyjaśnione to zostało
w punkcie #G2 storny o nazwie
przepowiednie.htm.)
Co też ciekawe, owo pierwsze potężne trzęsienie
ziemi nastąpiło kiedy ja właśnie przebywałem na
wakacjach w Kuala Lumpur, Malezja.
4.
Całotygodniowy lodowaty sztorm. Począwszy od
soboty 18 września 2010 roku przez cały następny
tydzień Nowa Zelandia była bita przez lodowaty sztorm
jaki zamroził na śmierć tysiące owieczek na łąkach,
powalił sporo linii wysokiego napięcia, zawalił stadion
sportowy w Invercargill, tarasował liczne drogi,
zakłócał łączność, oraz pozalewał gospodarstwa rolne.
W tygodniu owego sztormu telewizja była pełna raportów
o zniszczeniach, zaś gazety aż roiły się od artykułów
w rodzaju "Chaos as big blow hits" (tj. "Chaos jak
potężny podmuch uderza") ze strony A1
nowozelandzkiej gazety
Weekend Herald,
wydanie z soboty (Saturday), September 18, 2010,
czy "Three days of storm leave trail of damage" (tj.
"Trzy dni sztormu pozostawia ścieżkę zniszczeń")
ze strony A3 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), September 20, 2010.
(Ten ostatni artykuł opisuje rówmież m.in. zawalenie się
dachu niemal nowego stadionu sportowego w Invercargill,
opisywane także w 1 z punktu #E1 totaliztycznej strony o nazwie
rok.htm.)
Na przekór jednak że niemal cała Nowa Zelandia była bita przez
ów sztorm, Petone w którym mieszkam niemal dzień po
dniu miało słoneczną pogodę i tylko lekki wiaterek - tak
jakby Bóg celowo chciał podkreślić, że jest to miejscowość
o wyjątkowym potraktowaniu. Co ciekawsze, to już
w sąsiedniej miejscowości o nazwie "Lower Hutt" piorun
z owego sztormu uderzył i spalił domostwo (choć jego
mieszkanka została uratowana) - co opisuje artykuł
"Lower Hutt woman's lucky strike" (tj. "Uderzenie
szczęśliwe dla kobiety z Lower Hutt"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post Weekend,
wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday),
September 18-19, 2010.
5.
Powódź "jedna na 150 lat" w pobliskiej "Golden Bay".
Niedaleko od Petone, bo tylko po przeciwnej stronie wąskiej
"Cieśniny Cook'a", leży obszar zwany "Golden Bay". Faktycznie
to gdyby nie łańcuch górski który ją zasłania, wówczas
owa "Golden Bay" prawdopodobnie byłaby widoczna z
Petone. W dniu 28 grudnia 2010 roku jej obszar został
zniszczony sztormem i niszczycielską powodzią.
Powódź tą publikatory opisywały jako zdarzającą się raz na
150 lat - patrz artykuł "Clean-up begins after storm inflicts
worst flooding in 150 years" (tj. "Sprzątanie się zaczyna
po tym jak sztorm spowodał najgorszą powódź od 150 lat")
ze strony A2 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z czwartku (Thursday), December 30, 2010).
Szokująco, w dniu tego kataklizmicznego sztormu i deszczu
w pobliskiej "Golden Bay", w Petone świeciło słońce. (Odnotuj
że ową "powódź 150-lecia" opisuję także w 9 z punktu #C5
na stronie
seismograph_pl.htm.)
6.
Powódź od "królewskiego przypływu" i sztormu w Auckland
z niedzieli dnia 23 stycznia 2011 roku. W ową niedzielę
w Petone padal sobie zwykły deszczyk-kapuśniaczek, który
korzystnie ponawadniał miejscową glebę i rośliny. Był on
zbyt mały aby np. powstrzymać mnie przed udaniem się
do miejscowej biblioteki. Kiedy jednak wieczorem włączyłem
telewizor, przeżyłem szok. Cała wyspa północna Nowej
Zelandii, włączając w to Petone w jakim ja mieszkam,
była owego dnia pokryta złowrogo wyglądającą eliptyczną
chmurą niżową o kształcie podobnym do cyklonu silnego
sztormu tropikalnego. Sztorm ten zalał miasto Auckland
i tzw. "Bay of Plenty" kilkunastoma centrymetrami deszczówki.
Jednocześnie tzw. "królewski przypływ" (po angielsku "king tide")
dodatkowo powiększony ssącym działaniem owego niżu
sztormowego podniósł wody oceanu do góry, tak że zaczęły
wlewać się one na ulice miasta. W wieczornych dziennikach
telewizyjnych na kanałach "3" i "Prime" raportowano o incydencie
niedawnej budowy niskiego murku jaki miał odgradzać
wody oceanu od miasta. Podczas owej budowy podobno
mieszkańcy pobliskich domów błagali inżyniera prowadzącego
tą budowę, aby zbudował znacznie wyższy mur. Ów
inżynier jednak zignorował prośby miejscowych, twierdząc
że z jego obliczeń wynika iż morze nigdy NIE podniesie
się aż tak wysoko. Jednak owej niedzieli morze się
podniosło i zalało miasto - ciekawe czy ów inżynier
będzie pociągnięty do odpowiedzialności za "odwalenie
tak niefachowej lipy". W rezultacie, w telewizji pokazywano
ulice Auckland zamienione w rwące rzeki, fale morskie
wdzierające się do miasta, oraz ludzi brodzących
po kolana w kuchniach własnych domów. Ta sama
więc chmura niżowa która w Petone spowodowała
jedynie korzystny dla roślinek kapuśniaczek, dla
Auckland okazała się źródłem kataklizmicznej powodzi.
Zdjęcia z owej powodzi, oraz mapę wywołanych nią
zniszczeń, można sobie oglądnąć w artykule "Nature's
brutal king hit" (tj. "Brutalne królewskie uderzenie
natury") ze stron A1 i A5 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z poniedziałku (Monday), January 24, 2011).
Owa powódź w Auckalnd była faktycznie pierwszym
poważniejszym kataklizmem jaki dotknął owo miasto.
Przed tą powodzią Auckalnd było jedyne "ostrzegane"
przerwami w dopływie prądu, oraz dziwnymi awariami
transportu publicznego. Wygląda więc na to, że albo
Auckland właśnie weszło w poziom praktykowania
filozofii pasożytnictwa
którego Bóg NIE jest już gotowy dalej tolerować, albo
też że uprzednio miasto to było chronione owymi "10
sprawiedliwymi" - jednak właśnie z jakichś powodów ich
liczba spadła poniżej minimum wymaganych 10-ciu.
Którakolwiek jednak z owych dwóch przyczyn by nie
spowodowała że Auckland dołączyło właśnie do miast
Nowej Zelandii "karanych" przez Boga kataklizmami,
ciągle z całą pewnością już wkrótce ponownie coś
usłyszymy na jego temat.
7.
Dewastacja miasta Auckland i jego okolic przez tropikalny
cyklon "Wilma". W zaledwie 6 dni po powodzi opisanej
w poprzednim punkcie, tj. od soboty wieczorem dnia 29
stycznia 2011 roku, niemal cała północ Nowej Zelandii,
włączając w to miasto Auckland, została zalana wodą i
obita wiatrami tropikalnego cyklonu o nazwie "Wilma".
Raporty zniszczeń od owego cyklonu są podsumowane
w artykule "Cyclone Wilma leaves sodden trail of
damage in its wake" (tj. "Cyklon Wilma pozostawia
zalaną wodą ścieżkę zniszczeń na swej drodze")
ze strony A4 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), January 31, 2011.
Tym razem również jedynie (słabe) obrzeże owego cyklonu
przetoczylo się ponad Petone. Zrosiło ono tylko glebę
dosyć obfitym deszczem, oraz porozsiewało dzikie
nasiona silnym wiatrem, jednak ludziom NIE wyrządziło
żadnych szkód. Jak widać Bóg dotrzymuje swej obietnicy,
omijając kataklizmami Petone i potwierdzając w ten sposób
że owo miasteczko jest faktycznie chronione przez
"10 sprawiedliwych".
8.
Wizja maoryskiego jasnowidza. W niedzielę, dnia
6 lutego 2011 roku, Nowa Zelandia obchodziła doroczne
święto rodzimych Maorysów zwane "Waitangi Day". Jak
zwykle przy tej pokazji, w oficjalnych uroczystościach brały
udział tłumy Maorysów, oraz wielu dygnitarzy rządowych.
Ku zaskoczeniu tych tłumów, maoryski jasnowidz (który
również jest kapłanem jednego z kościołów Nowej Zelandii)
wykorzystał swoje przemówienie z okazji tego święta, aby
publicznie ujawnić wizję którą miał 38 lat temu. Ta wizja
ujawniona przez niego publicznie powtórzona została
owego dnia w wieczornych dziennikach telewizyjnych
Nowej Zelandii, a także w dzień później była opublikowana
w artykule "Kaumatua's earthquake prophecy will come true ...
eventually" (tj. "Przepowiednia maoryskiego jasnowidza
o trzęsieniu ziemi ulegnie wypełnieniu ... pewnego dnia")
ze strony A1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), February 7, 2011.
W swojej wizji ów jasnowidz widział miasto Wellington
uderzone morderczym trzęsieniem ziemi. Widział jak
ulice tego miasta wyłożone zostały zwłokami niezliczonych
ludzi. Widział jak budynki na zboczach Wellingtońskich
wzgórz zwyczajnie znikały. Widział jak dach parlamentu
mieszał się z ruinami pobliskich budynków. Widział jak
wody Welingtońskiej zatoki morskiej najpierw się wycofały,
potem zaś z furią wróciły aby uderzyć w miasto zabójczym
tsunami. W jego wizji wszystkie te zniszczenia miały
nastąpić w miesiący czerwcu - tyle że NIE wiedział
którego roku. Ponieważ niepodważalnie wierzył on w
nadprzyrodzoną prawdę tej wizji, przez 38 lat każdego
czerwca z obawą wypatrywał czy ona się wypełni.
Jednak narazie owo trzęsienie ziemi jeszcze NIE nastąpiło.
Zdecydował się więc aby o nim ostrzec innych ludzi w swoim
publicznym przemówieniu. (Ja osobiście rozumiem jego
pewność, ponieważ sam też kiedyś miałem wizję pobytu
we wsi Stawczyk dalekiej przyszłości - co opisałem w
punkcie #J3 totaliztycznej strony o nazwie
wszewilki_jutra.htm
oraz w punkcie #C4 ze strony o nazwie
stawczyk.htm.
Wiem więc jak pewnym jest się prawdziwości tego co
w takich wizjach się widzi.) Aczkolwiek wielu zajęło
wysoce sceptyczne stanowisko co do merytu owej maoryskiej
wizji, generalnie niemal każdy się zgadza że Wellington
ma już przedawniony termin nadejścia takiego silnego
trzęsienia ziemi, oraz że NIE ma wątpliwości iż kiedyś
ono nadejdzie, jedynie narazie nie wiadomo "kiedy" to
nastąpi. Wszakże Welligton leży na silnym geologicznym
"fault". Ja do tego bym dodał, że Wellington, jako stolica
kraju, jest też "przyczyną" i "mózgiem" wszystkiego tego
za co inne obszary Nowej Zelandii już od dawna biorą
łomotanie od Boga. Wszakże jeśli np. Nowozelandzczycy
nie dyscyplinują swoich dzieci zgodnie z wymaganiami
Biblii - tak jak to opisane jest w punkcie #B5.1 strony
will_pl.htm,
"przyczyną" tego są prawa i nakazy uchwalone właśnie
w Wellington. Jeśli Nowa Zelandia jest oblazła niemoralnymi
monopolami - tak jak wyjaśnia to (1) z punktu #E1 strony o nazwie
rok.htm,
przyczyną tego są układy, nawyki i działania zapoczątkowane
w Wellington. Itd., itp. Innymi słowy, zarówno zgodnie
z logiką, jak i zgodnie z wizją Maoryskiego jasnowidza,
Wellington powinno być "ukarane" jakimś znaczącym
kataklizmem znacznie nawet wcześniej niż wszystkie
inne miejsca opisywane w niniejszym punkcie, a także
w punktach #C5 i #C5.1 strony o nazwie
seismograph_pl.htm.
Skoro więc taki kataklizm jak dotychczas omija Wellington
(a stąd i Petone w którym ja mieszkam), jedynym znanym
nam wytłumaczeniem tego omijania jest chroniąca przed
kataklizmami moc obecności w owym mieście i w jego
okolicy tych "10 sprawiedliwych" którzy narazie bronią
to miejscowości przed tym co nieuchronne. Na przekór
więc że zapewne data nadejścia kataklizmu do Wellington
i do Petone jest już przedawniona, ciągle opisywana tu
wizja NIE ulegnie spełnieniu aż do czasu kiedy z jakichś
tam powodów liczba zamieszkujących tu "sprawiedliwych"
spadnie poniżej dziłających ochronnie "co najmniej 10-ciu".
9.
Potężny sztorm jaki szalał nad Nową Zelandią przez
ponad tydzień, począwszy od 26 kwietnia 2011 roku.
Zniszczenia od owego sztormu opisywane były w
całym szeregu artykułów, np. w
[1#I3(9)]
"Gale-force fury" (tj. "Furia potężnych wiatrów"),
ze strony A1 gazety nowozelandzkiej
The New Zealand Herald,
wydanie ze środy (Wednesday), April 27, 2011. Sztorm
ten jest opisywany w podpisie pod "Fot. #M1" ze strony
telekinetyka.htm
jako główna przyczyna dla której jego wiatry wyrzuciły
na brzeg plaży w Petone, Nowa Zelandia, jedną z owych
słynnych już w calym świecie "żółtych kaczuszek" które
wrzucone były do morza koło wschodnich wybrzeży USA,
oraz dryftowały potem z prądami morskimi praktycznie
po całym świecie. Ów potężny sztorm wyrządził całą
masę zniszczeń i szkód dosłownie w każdym kierunku od
Petone, kiedy łomocząc Nową Zelandię zataczał on jakby
ogromny okrąg w jakiego centrum znajdowało się Petone,
jednak samo Petone zostało przez niego pozostawione
niemal nietknięte (tj. podczas tego sztormu w Petone
padał jedynie słaby deszcz i wiał typowy dla Petone
wiatr). Ogrom zniszczeń tego sztormu (który niszczył
pobliskie miejscowości, jednak strannie omijał Petone)
można prześledzić z artykułów jakie ukazały się wówczas
na ten temat w prasie Nowej Zelandii. Sztorm ten
np. w tzw. "Hawkey's Bay" zalał domy tak nagłą i tak
silną powodzią, że ludzie musieli być tam ewakuowani
helikopterami. Ich domy zostały zalane, bydło i
owce potopione, drogi zniszczone obsuwiskami
ziemi i błota, mosty pouszkadzane, linie elektryczne
pozrywane, zaopatrzenie w wodę uszkodzone, itp. -
po więcej informacji patrz np. artykuły
[2#I3(9)]
"Heavy rain 'worse than Bola' wreaks havoc in
Hawke's Bay" (tj. "Silny deszcz 'gorszy niż z huraganu
Bola' wszczyna zniszczenia w Hawke's Bay"), ze
strony A3 nowozelandzkiej gazety
"
The Dominion Post",
wydanie z piątku, April 29, 2011; czy
[3#I3(9)]
"Storm battering gets fierce" (tj. "Uderzenia sztormu
stają się coraz zajadlejsze"), ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z poniedziałku (Monday), May 2, 2011.
Co mnie najbardziej zastanawia, to że ów sztorm był
pierwszym jaki wywołał znaczące zniszczenia w
przeciwstawnej niż Petone części Wellington (tj.
w mieście dla którego Petone jest przedmieściem).
Najwyraźniej z jakichś powodów ostatnio owo
Wellington przestało być już chronione przez
"10 sprawiedliwych" - którzy jednak nadal chronią
Petone.
10.
Sztorm który nieco na południowy-zachód od Petone
pozalewał powodzią nabrzeża rzeki "Grey river",
zaś nieco na północny-wschód od Petone (tj. w
Masterton) zabił przechodnia. Na przekór
jednak, że przechodził on też ponad Petone,
oraz że zasiał on znaczące zniszczenia w obu
przeciwstawnych kierunkach od Petone, w samym
Petone był on niemal nieodnotowalny. Sztorm ten,
a także jego ofiary, są opisane i zilustrowane w
artykule
[1#I3(10)] o tytule "Couple crushed
in weather chaos" (tj. "Para zmiażdżona w pogodowym
chosie") ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z wtorku (Tuesday), November 22, 2011.
11.
Trzęsienie ziemi które uszkodziło budynek w samym
Wellington, zaś w pobliskim Petone było już niemal
nieodnotowywalne. Owo trzęsienie ziemi o sile 5.7
na skali Richtera uderzyło w Wellington o godzinie 19:19
w sobotę dnia 3 grudnia 2011 roku - uszkadzając
niemal nowy budynek który był naczelną siedzibą zarządu
firmy "Meridian" sprzedającej ludności energię elektryczną.
Opis tego trzęsienia ziemi i zniszczeń jakie ono spowodowało
zawiera artykuł
[1#I3(11)] o tytule "New city building
damaged by quake" (tj. "nowy budynek miasta uszkodzony
przez trzęsienie ziemi") ze strony A1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku, December 5, 2011. Z powodu więc
uszkodzenia jedynie tego właśnie budynku, warto byłoby
zadać sobie pytanie, "czy owa firma 'Meridian' jest np.
odpowiedzialna za niekontrolowany (niemoralny) wzrost
cen energii elektrycznej w Nowej Zelandii?" - po badziej
szczegółowe dane patrz artykuł
"
Power chiefs' mixed fortunes"
(tj. "zmienne losy wodzów elektryczności")
ze strony C1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), October 22, 2009, lub artykuł
"
Power rises defended amid 'windfall profits'"
(tj. "podrożenie elektryczności utrzymywane na przekór
'kokosowych zysków' ") ze strony A2 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z piątku (Friday), December 12, 2008.
(Odnotuj, że fakty opisane w owych artykułach miały
miejsce w czasach kiedy z powodu światowego kryzysu
ekonomicznego normalni Nowozelandczycy zmuszeni
byli "zaciskać pasa".) Wszakże owe niemal już astronomiczne
ceny energii elektrycznej, którą Nowa Zelandia generuje
przecież prawie za darmo w jej licznych i już dawno
pospłacanych elektrowniach rzecznych, są powodem
dla którego wielu co biedniejszych mieszkańców tego
kraju jest niemoralnie poddawane cierpieniom - przykładowo
ponieważ emerytów przestaje już być stać na używanie
elektryczności do ogrzewania swych mieszkań, zaś
bezrobotnych przestaje być już stać na użycie elektryczności
do gotowania swej żywności. Z kolei liczba takich coraz
uboższych ludzi w NZ gwałtownie się zwiększa - np.
patrz artykuł
[2#I3(11)] "NZ rich-poor gap
widens faster than rest of world" (tj. "W Nowej Zelandii
przepaść pomiędzy bogatymi a biednymi poszerza się
szybciej niż w reszcie świata"), ze strony A6 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie ze środy (Wednesday), December 7, 2011.
W tej sutuacji 42% podwyżka ponad milionowej pensji
"naczelnego" owej firmy "Meridian Energy", opisana
w artykule
[3#I3(11)] "Public CEOs hit paydirt"
(tj. "Naczelni z państwowych firm na żyle złota") ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z poniedziałku (Monday), March 26, 2012,
jest NIE tylko niemoralnością, ale także arogancją.
Czyżby więc uszkodzenie tego właśnie budynku oznaczało,
że istniały wyraźne "moralne powody" dla których z całego
Wellington uderzonego tym sporym trżesieniem ziemi,
wymownie tylko budynek firmy Meridian został uszkodzony?
Czy więc teraz powinniśmy też się spodziewać, że następne
trzęsienia ziemi zniszczą też kwatery główne niektórych
innych firm nowozelandzkich niemoralnie indukujących
ludzkie cierpienia, przykładowo monopolistycznej firmy
która podniosła tak wysoko ceny mleka w Nowej Zelandii,
że mleko to stało się niedostępne dla większości zwykłych
Nowozelandczyków? - np. patrz artykuł "Price families
pay for milk an outrage, says health chief" (tj. cena
jaką rodziny płacą za mleko jest hańbą, stwierdza
szef zdrowia") ze strony A7 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), February 16, 2011,
czy artykuł "Milk products tipped to get even pricier"
(tj. "produkty mleczne wytypowane
do podwyżki cen") ze strony A2 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z czwartku (Thursday), February 17, 2011.
(Odnotuj że Nowa Zelandia jest jednym z największych
w świecie producentów mleka. Niestety, jej mieszkańcy
są bezpardonowo ograbiani z korzyści tak wysokiej
produkcji mleka przez monopolistyczną instytucję
która, zgodnie z informacją podaną w wiadomościach
wieczornych na kanale 3 telewizji nowozelandzkiej
w środę dnia 8 lutego 2012 roku w godzinach 18:00
do 19:30, płaci rolnikom tylko 65 centów za litr mleka,
jednak potem pozwala aby to mleko było sprzedawane
w supermarketach za cenę około cztery razy wyższą.)
Więcej informacji na temat najróżniejszych "monopoli"
które zwolna "zaduszają" Nową Zelandię, zawartych
jest w punkcie #H2 strony o nazwie
humanity_pl.htm
oraz w punkcie #D5 strony o nazwie
fruit_pl.htm.
12.
"Najgorsza od 50 lat" powódź, która zdewastowała miasto
Nelson i jego okolice. Opisana jest ona dokładniej
np. w artykule
[1#I3(12)] o tytule "Torrent sweeps
farmer outside" (tj. "rwący prąd wody wyrzucił rolnika
z domu") ze strony A5 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post Weekend,
wydanie z soboty (Saturday), December 17, 2011.
Miasto Nelson niemal "sąsiaduje" z Wellington i z
Petone, bowiem leży na przeciwległym niż Wellington
brzegu wąskiego przesmyku "Cook Strait". Jednak kiedy
w środę i czwartek, dnia 14-15 grudnia 2011 roku, Nelson
zostało zalane "oberwaniem chmury" i niszczycielską
powodzią, w Petonie trudno było wypatrzyć jakiegokolwiek
deszczu. Faktycznie też w ostatnich czasach pogoda
w Wellington i jego okolicach (m.in. w Petone) stała się
aż tak przyjemna i aż "przyjacielska" wobec ludzi, że jej
nietypowa łagodność ze zdumieniem zaczęła nawet być
komentowana w wieczornym dzienniku telewizyjnym na
kanale 3 telewizji nowozelandzkiej z godziny 18-19 we
wtorek dnia 27 grudnia 2011 roku. Wszakże w czasach
poprzedzających moje przeprowadzenie się do
przedmieścia Wellington, miasto to znane było
jako "stolica wiatrów" (tj. "windy city") i miało
opinię jednego z najburzliwszych miast Nowej
Zelandii o wprost trudnej do wytrzymania,
wietrzystej pogodzie.
13.
Zapowiedź poprawy sytuacji z zanieczyszczeniem
powietrza w Petone. Obecna depresja ekonomiczna
na świecie powoduje, że niemal wszędzie tzw. "ochrona
środowiska" schodzi teraz na dalszy plan i jest zupełnie
zaniedbywana. Wszakże niemoralnie postępujący kapitaliści
którzy powodują dzisiejsze katastrofalne zanieczyszczania
powietrza, wody, gleby, lasów, itp., mają teraz doskonałą
wymówkę dla swoich niemoralnych zapędów zatruwania
naszej planety, twierdząc że zmuszeni są do "walki o
przetrwanie" w trudnych warunkach ekonomicznych
i że NIE mają już rezerw finansowych aby także dbać
o naturalne środowisko i o naszą planetę (który to "brak
rezerw" wcale jednak NIE przeszkadza większości z
nich osiągać wyższe niż uprzednio zyski). Wszędzie
więc zanieczyszczenia powietrza, wody, gleby, lasów,
itp., są teraz gwałtownie eskalowane. Dlatego mile
zaskakująca była dla mnie wiadomość opublikowana
w artykułach
[1#I3(13)] "Residents hail Exide closure"
(tj. "mieszkańcy wiwatują zamknięcie Exile") ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), February 16, 2012;
oraz
[2#I3(13)] "Exide plant closure plan
within week" (tj."plan zamknięcia zakładu Exide będzie
gotowy za tydzień" ze strony A6 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post Weekend,
wydanie z soboty (Saturday), February 18, 2012.
W owych artykułach upowszechniana była bowiem
wiadomość, że jeden z najbardziej śmierdzących,
nieczystych i niebezpiecznych zakładów przemysłowych
Nowej Zelandii, który zatrudniał tylko około 40 robotników
jednak od niepamiętnych czasów zatruwał powietrze
i środowisko w Petone, zostanie zamknięty na
dobre w dniu 31 marca 2012 roku. Zakład ten,
należący do "Exide", przetwarzał stare i zużyte
akumulatory. Z jego komina i licznych wentylatorów
wyrzucane były nieustannie na Petone smugi
ciężkiego, lepkiego, śmierdzącego dymu i pyłu,
pełnego trujących ludzkie organizmy, ciężkich
pierwiastków, sproszkowanego ołowiu i
najróżniejszych morderczych chemikaliów. W
rezultacie tych zanieczyszczeń, mieszkańcy
Petone niemal nieustannie chorowali na najróżniejsze
choroby układu oddechowego, rodziło się tu
też sporo dzieci ze zwyrodnieniami, gleba,
trawa i wszysko co tylko tu rosło pokrywane było
warstewką trujących substancji jakie docelowo trafiały
do organizmów ludzi, zaś kołnierzyki koszul pokrywały
się brązową warstwą już w kilka godzin po ich ubraniu.
Przez też tak długo jak tylko mieszkam w Petone (tj. od
2001 roku), słyszę jak miescowi ludzie bezskutecznie
walczą i procesują się o zamknięcie tego zakładu. Wszystko
jednak co ludzie dotychczas czynili szło na marne. Jakiż bowiem
decydent słucha głosu zwykłych ludzi, kiedy ma też wybór
aby wysłuchać perswazji kapitalistów i ich kapitału - zaś
wiadomo że "money talk" (tj. "pieniądze przemawiają").
W rezultacie przez wszystkie te lata owa fabryka arogancko
smrodziła wprost w twarze mieszkańcom Petone i wszyscy
wiedzieli że trzeba będzie jakiegoś cudu aby ją zamknąć
i zakończyć to jej smrodzenie. I tak oto ów cud się zdarzył
właśnie w lutym 2012 roku - jak ja osobiście wierzę, tylko
ponieważ niedługo wcześniej Petone i jej okolica zaczęła
być zamieszkiwana przez ową minimalnie wymaganą liczbę
co najmniej 10-ciu "sprawiedliwych". Faktu, że zamknięcie
to faktycznie miało charakter nadprzyrodzonej interwencji -
a NIE moralnie zamierzonego działania ludzkich decydentów,
najlepiej daje się wywnioskować z informacji zawartych w
treści artykułu
[3#I3(13)] "Exide was wrong; NZ not
a backwater" (tj. "Exide się pomylił; Nowa Zelandia nie jest
zaściankowością") ze strony B4 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post
(wydanie z poniedziałku (Monday), February 20, 2012) oraz
artykułu
[4#I3(13)] "Council seeks more info on
Exide shutdown plan" (tj. "Starostwo poszukuje dalszych
informacji o zamknięciu Exide") ze strony A4 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie ze środy (Wednesday), March 7, 2012).
Artykuły te ujawniają bowiem, że ów zakład wcale NIE
został zamknięty z powodu nacisku opinii publicznej
czy z powodu czyjejś moralnie właściwej decyzji. Został
on zamknięty tylko ponieważ mechanizmy rynkowe
spowodowały iż Korea i Filipiny zaczęły płacić znacznie
więcej za zużyte nowozelandzkie akumulatory niż cena
za jaką akumulatory te gotowi byli skupywać właściciele
zakładu Exide. Właściciele Exide odwoływali się nawet
aż do sądu aby powstrzymać ten lukratywny export
zużytych akumulatorów i aby nadal móc je skupywać
niemal za darmo. To zaś że przy okazji zatruwali otoczenie
i mieszkańców Petone oraz że rozsiewali sproszkowany
ołów, NIE martwiło ani polityków ani decydentów. Owe
fakty dowodzą więc, że zamknięcie tego zakładu zostało
spowodowane mechanizmami rynkowymi sterowanymi
przez Boga i uwarunkowanymi ludzką moralnością, a
nie moralnie właściwym postępowaniem ludzkich
decydentów czy polityków.
Wygląda też na to, że Bóg NIE tylko przywróca
czystość środowiska do Petone, ale także zamierza
już wkrótce udowodnić naocznie wszystkim otwartym
na prawdę, że owo przywrócenie czystości wcale
NIE było przypadkiem. Zgodnie bowiem z artykułem
[5#I3(13)] "US High-Tech firm considers
making furnaces in Hutt" (tj. "Amerykańska firma
zaawansowania technicznego rozważa produkcję
pieców w Hutt"), ze strony C11 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), March 3, 2012,
jakiś amerykański zakład produkujący piece zdecydował
się otworzyć fabrykę w sąsiadującej z Petone
miejscowości zwanej Lower Hutt. Wiadomo zaś,
że producenci pieców są znani w świecie z rozsiewania
wysoce szkodliwych dla zdrowia zanieczyszczeń (zarówno
chemicznego, ceramicznego, albo azbestowego typu, jak
i niebezpiecznych dla zdrowia ciężkich metali). Zapewne
więc ów zakład jest "wykopywany" z USA właśnie za
zanieczyszczenia jakie generuje. Prawdopodobnie
wybrał więc niemal pozbawioną praw anty-zanieczyszczeniowych
Nową Zelandię aby móc bezproblemowo kontynuować swoje
niebezpieczne emisje. Bóg będzie miał więc doskonałą
okazję aby udowodnić osobom otwartym na prawdę, że
i ów zakład spotka podobny los jak Exide. Dla mnie będzie
więc wysoce interesującym obserwować dalej (i raportować
czytelnikom na łamach niniejszej strony) jak Bóg
rozwiąże sprawę utemperowania zanieczyszczeniowych
ambicji tego zakładu. Czy więc np. Bóg spowoduje, że
wlaściciel tego amerykańskiego zakładu nagle ulegnie
atakowi serca czy śmiertelnemu wypadkowi, albo
zbankrutuje, czy też np. zakład ten będzie trapiony
nieustannymi strajkami, problemami z robotnikami,
sabotażami, wypadkami, kataklizmami, kłopotami
legalnymi, wykroczeniami finansowymi, itp., aż w
końcu będzie zmuszony wynieść się z Nowej Zelandi -
pozyjemy, zobaczymy!!! Faktem jest bowiem, że
jeśli ktoś działa przeciwstawnie do intencji
Boga
wówczas nikt NIE chciałby znaleźć się w jego skórze!
14.
"Bomba pogodowa" ("weather bomb") jaka przemieściła
się ponad Petone w weekend z dni 3 i 4 marca 2012 roku.
Klimatolodzy NIE wiedzieli jak nazwać zjawisko które nawiedziło
Nową Zelandię w ów weekend. Nazwali więc je "bombą
pogodową". Zjawisko to było bowiem czymś pośrednim
pomiędzy tornadem a huraganem. Znaczy, niosło bardzo
silne wiatry - w porywach osiągające 150 km na godzinę,
falę zimna, oraz jednocześnie potężne opady deszczu.
Przemieszczało się ono w poprzek Nowej Zelandii wzdłuż
linii łączącej tzw. Taranaki (z jego centralną miejscowością
New Plymouth) oraz Wairarapa (z jej centralną miejscowością
Masterton). Niszczycielskie obrzeże tej "bomby" przechodziło
więc też i ponad Petone. Na przekór jednak że w innych
miejscowościach spowodowało ono milionowe szkody,
w Petone popodlewało jedynie kwiatki nieco obfitszym
niż zwykle deszczem, oraz wyperswadowało ludziom
aby dla odmiany spędzili swój weekend w domu. Owa
nietypowa "bomba pogodowa" została opisana szerzej
m.in. w artykułach
[1#I3(14)] "Weather bomb
will be like a bull in a china shop" (tj. "bomba pogodowa
będzie jak byk w sklepie z porcelaną") ze strony B2
nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post Weekend,
wydanie z soboty (Saturday), March 3, 2012, oraz
[2#I3(14)] "Millions in damage after gale battering"
(tj. "minionowe zniszczenia od bijących wiatrów") ze strony A3 gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), March 5, 2012.
Najbardziej wymowne działanie tej "bomby pogodowej"
opisane zostało w artykule
[3#I3(14)] o tytule
"High winds and floods hit Wainui" (tj. "silne wiatry
i powodzie uderzyły Wainui") ze strony 15 lokalnej gazety
The Hutt News,
wydanie z wtorku (Tuesday), March 6, 2012. Chodzi
bowiem o to, że opisana w owym artykule miejscowość
Wainuiomata położona jest zaledwie jakieś 2 km od
Petone, zaś oddzielona od Petone jedynie przez wąski
grzbiet górski. Z powodu owej bliskości do Petone,
należałoby się spodziewać, że uderzona ona zostaje
dokładnie takimi samymi wiatrami i opadami jak
Petone. Jednak Wainuiomata NIE należy do tego
samego "obszaru zniszczenia" co Petone. Na dodatek,
gro jej mieszkańców należy do odmiennej kategorii
moralnej niż mieszkańcy Petone. (Np. sporą proporcję
ludności Wainuiomata stanowią więźniowie dużego
zlokalizowanego tam więzienia "Rimutaka Prison". Wiadomo
zaś, że w więzieniu rzadko lądują osoby postępujące
wzorcowo moralnie.) Dlatego moralna odmienność
Rimutaka powoduje, że całą dolinę w jakiej leży miejscowość
Wainuiomata, Bóg zakwalifikował jako "złą dolinę". Niemal
bez przerwy trapią ją więc najróżniejsze nieszczęścia.
Stąd podczas omawianej tu "bomby pogodowej", straż
pożarna z Wainuiomata była wołana do około 20
wypadków zerwania dachów przez wichurę, do wbijania
się trampolin do garaży i do mieszkań, oraz do zalewania
domostw i szkoły. Kilka ludzi doznało tam obrażeń
ciała spowodowanych obiektami porwanymi przez
wichurę. Drzewa i linie elektryczne zostały tam
powalone przez silny wiatr, zaś kierowca samochódu
tylko cudem wyszedł bez szwanku z kolizji z jednym
z nich. Itd., itp. Wszystko to się stało kiedy w pobliskiej
Petone niemal nic podobnego NIE miało miejsca.
Refleksją więc wynikającą z owej "bomby pogodowej"
jest, że Petone (a przy nim także Wellington) jest rodzajem
"wyjątka" zlokalizowanego w samym centrum
"kataklizmicznego trójkąta". Podczas gdy ów cały
"kataklizmiczny trójkąt" powtarzalnie "łomotany"
jest najróżniejszymi kataklizmami, Petone położone
w jego centrum zawsze wychodzi bez szwanku.
Ów zaś trójkąt obejmuje aż trzy prowincje (tj. jakby
województwa) Nowej Zelandii, mianowicie tzw.
Taranaki - z centralnym miastem New Plymouth,
Wairarapa z centralnym miastem Masterton, oraz
Tasmania obrzeżona przez trzy miasta, tj. przez
Nelson, Westport i Graymouth. Ponadto, tuż przy
Petone, odzielona jedynie wąskim grzbietem
górskim, znajduje się też "zła dolina Rimutaka"
która też powtarzalnie doświadcza najróżniejszych
nieszczęść i kataklizmów. Co jednak najwymowniejsze,
jeśli przeanalizuje się kataklizmy uderzające w ów
trójkąt, wówczas ani geografia, ani geologia, ani
też żadne cechy zjawisk natury, NIE pozwalają
wyjaśnić "dlaczego?" kataklizmy te z furią atakują
wszystkie trzy prowincje owego trójkąta, jednak
zawsze omijają Petone położone w jego centrum.
Jedynym więc powodem jaki pozwala na wyjaśnienie
omijania Petone przez kataklizmy, są różnice w
moralności ludzkiej oraz obecność owych co najmniej
"10 sprawiedliwych". Wszakże, zgodnie z opisami
z punktow #H3 i #H4 strony o nazwie
quake_pl.htm,
takie powtarzalnie nękane danych społeczności
przez coraz potężniejsze "anomalie pogodowe",
reprezentuje ostrzeganie mieszkańców owych
terenów przez Boga, iż ich filozofia zaczyna
już osiągać karalny poziom
filozofii pasożytnictwa,
a stąd że jeśli społeczności te NIE podejmą działań
aby zmienić swoją filozofię albo aby osiedlić u siebie
owych wymaganych co najmniej "10 sprawiedliwych",
wówczas będą tam wysłane jeszcze bardziej
niszczycielskie rodzaje kataklizmów. W tym
miejscu być może warto więc aby czytelnik
też się zastanowił, czy i jego miejscowość
NIE jest przypadkiem ostrzegana przez
Boga właśnie w podobny sposób.
15.
Niszczycielski sztorm jaki wyłomotał Wyspę Północną
Nowej Zelandii w dniach 20 do 22 marca 2012 roku.
Sztorm ten opisany został m.in. w artykułach
[1#I3(15)] "Family run for their lives
as gale rips off roof" (tj. "rodzina ucieka z życiem
kiedy wichura zerwała dach") ze strony A5 gazety
The New Zealand Herald
wydanie ze środy (Wednesday), March 21, 2012,
oraz
[2#I3(15)] "Brace for more violent weather"
(tj. "trzymaj się bo więcej dzikiej pogody") ze strony A3 gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), March 21, 2012. Sztorm
ten najwięcej szkód wyrządził w pobliskiej do Petone
prowincji Taranaki, a także w Northland - na północnym
czubku Nowej Zelandii. W pobliskim New Plymouth
(centralnego miasteczka Taranaki) jego wiatry sięgały
113 km/h powodując wyrywanie drzew z korzeniami,
obalanie linii wysokiego napięcia, wywracanie samochodów
oraz zrywanie dachów. Spektatularny przykład spowodowanego
nim zniszczenia pokazany został na zdjęciach ilustrujących
artykuł
[3#I3(15)] "End of line on cards for train
track" (tj. "w widoku koniec użycia torów kolejowych")
ze strony A5 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), March 28, 2012, oraz
artykuł
[4#I3(15)] "Slips leave 100 m of track
dangling" (tj. "obsuwisko ziemi pozostawia 100 m torów
wiszących nad przepaścią") ze strony A6 gazety
The New Zealand Herald
wydanie ze środy (Wednesday), March 28, 2012.
Zdjęcia te pokazują odcinek torów kolejowych o
długości około 100 metrów wiszący wysoko w
powietrzu ponad przepaścią. Sztorm spowodował
bowiem obsunięcie się zboczy dwóch gór po obu
stronach głębokiej doliny którą uprzednio tory te
przecinały. Ponieważ obecnie NIE ma już na czym
oprzeć owych torów, zaś przecięcie tej doliny w
innym miejscu byłoby zbyt drogie i nieekonomiczne,
zapewne cała linia kolejowa łącząca miasta Napier
i Gisborne będzie z powodu tego sztormu musiała być
zlikwidowana. Sztorm ten spowodował też rozległe
powodzie. Jednak w Petone deszcz i wiatr niemal
niczym się nie różnił od tych panujących tam normalnie.
Obserwując przebieg najnowszych wydarzeń trudno
oprzeć się wrażeniu, że w ostatnich czasach Nowa
Zelandia zaczęła obrywać od "matki natury" coraz
częściej i coraz silniej. Wiedząc zaś z treści takich
stron internetowych jak
quake_pl.htm
czy
morals_pl.htm
"za co" matka natura sprawia ludziom łomotanie, wystarczy
przeglądnąć nagłówki dzisiejszych nowozelandzkich
gazet, lub oglądnąć wiadomości telewizyjne tego kraju,
aby natychmiast zrozumieć "dlaczego" owo obrywanie
od natury tak w niej się nasila, oraz "co" Nowozeladczycy
powinni zacząć czynić aby powstrzymać jego dalszą
eskalację.
Tamten sztorm zaczął się uspokajać w piątek, dnia
23 marca 2012. Kiedy więc w godzinach "lunchu"
ponad Petone zaświeciło słońce, ja wybrałem się
na spacer po plaży. Tam ponownie moją uwagę
przykuło zjawisko idealnie eliptycznego "okna na
niebie", jakie istniało wówczas dokładnie ponad
Petone w gęstej warstwie chmur, oraz jakie
spowodowało ową słoneczną pogodę która nakłoniła
mnie do wyjścia na spacer. "Okno" to było tak
ulokowane na niebie, że poza Petone żadna inna
pobliska miejscowość NIE otrzymywała wtedy słońca.
Takie eliptyczne "okna" ja widywałem ponad Petone
już kilkakrotnie wcześniej (najłatwiej je zobaczyć i
odnotować z miejscowej plaży) - i nawet często się
zastanawiałem jak możnaby je udokumentować
fotograficznie bez potrzeby użycia samolotu czy
satelity które byłyby wymagane aby uchwycić na
jednym zdjęciu ich całość i ich niemal idealnie eliptyczne
kształty. (Poza Petone takich precyzyjnie uformowanych
eliptycznych "okien w niebie" NIE widziałem w
żadnym innym miejscu na Ziemi.) Tego dnia okazało
się, że okno to było tak rozlokowane, iż swoim zwykłym
aparatem zdołałem sfotografować oba jego zaokrąglone
końce z krawędzi plaży po jakiej wtedy spacerowałem -
wycelowując obiektyw swego aparatu na południe i potem
na północ. Kształt bowiem i położenie owych końców elipsy
dokumentował jak cała elipsa była rozlokowana ponad
Petone. Oba zdjęcia jakie wtedy wykonałem pokazane
zostały na
"Fot. #I3" poniżej. Dokumentują
one fotograficznie, że Bóg na swój dyskretny sposób
daje zainteresowanym znać, iż Petone otrzymuje od
Niego unikalne "specjalne potraktowanie". Wszakże gdy
cała Wyspa Północna Nowej Zelandii zakryta była grubą
warstwą gęstych chmur - które też widoczne są na owych
zdjęciach, ponad Petone widać było czyste błękitne
niebo. Aby jednak dostarczyć wyjaśnienia także i
dla sceptyków - tak jak Bóg zawsze to czyni, to swoje
potwierdzenie "specjalnego potraktowania" dla Petone
wyraził On w typowy dla Boga sposób - tj. taki który
zawiera w sobie aż co najmniej trzy (3) niezależne
wytłumaczenia opisane w punkcie #C2 tej strony
(a nawet jeszcze lepiej opisane w punkcie #C2 strony o nazwie
tornado_pl.htm).
Fot. #I3ab: Dokumentacja zdjęciowa jednego z owych
"okien w niebie" (albo "pogodowych aureoli") o kształtach
wydłużonych elips, jakie powtarzalnie otwierają się (są
formowane) ponad Petone. Powyższe "eliptyczne okno w niebie"
pojawiło się ponad Petone w piątek dnia 23 marca 2012 roku,
w fazie uspokajania się trzydniowego niszczycielskiego sztormu
jaki w dniach 20 do 22 marca 2012 roku sprawiał "łomot" większej
części Wyspy Północnej Nowej Zelandii, a jaki opisany jest w (15)
z punktu #I3 tej strony. Jednak "okna" podobne do niego ja widywałem
wcześniej już aż kilkakrotnie ponad Petone - zawsze z ciekawością
analizując ich cechy i zastanawiając się jak mógłbym je udokumentwać
zdjęciowo bez użycia samolotu. Poza Petone, tak precyzyjnych "eliptycznych
okien w niebie" NIE widziałem ponad żadnym innym miejscem na Ziemi.
(Kliknij na któreś z powyższych zdjęć aby zobaczyć je w
powiększeniu, albo aby przemieścić je w inne miejsce ekranu.)
Powtarzalne pojawianie się ponad Petone takich "okien w niebie"
o gładkim zarysie brzegów i o kształtach wydłużonych elips,
NIE daje się naukowo wytłumaczyć żadnym znanym zjawiskiem
atmosferycznym. "Okna" te mają bowiem kształty wydłużonych
elips (a NIE okrąglych kół). Ich środki symetrii są zawsze
trwale osadzone jakby ponad moim mieszkaniem. (Ponieważ
moje mieszkanie jest zlokalizowane w pobliżu plaży, tylko ich
większa połowa rozciąga się dokładnie ponad zabudowaniami
Petone, mniejsza zaś połowa zachodzi ponad petońską plażę
oraz ponad petońską część zatoki morskiej.) Nigdy też NIE
obejmują swym zasięgiem żadnej innej miejscowości sąsiadującej
z Petone. Ponadto, ich obrzeża są relatywnie gładkie, wyglądające
jakby ktoś je precyzyjnie powycinał. Wcale NIE dryftują one z
wiatrem - tak jak czyni to warstwa chmur w jakich są formowane,
a po prostu wiszą nieruchomo ponad Petone aż do czasu swego
zaniku. Kiedy zaś zanikają, po prostu w całym ich obrębie, na
uprzednio błękitnym niebie nagle zaczynają się kondensować
coraz gęstrze kłęby chmur. Po krótkim więc czasie, po prostu
chmury te przestają być odróżnialne od warstwy chmur w jakiej
dane "okno" wcześniej było uformowane.
Jedyne zjawiska atmosferyczne o jakich mi
wiadomo, że także formują podobne, tyle że "okrągłe",
"okna w niebie", to tzw. "oka cyklonów". Mianowicie,
w samych centrach wirujących formacji pogodowych
zwanych "cyklonami", zawsze istnieje jedno idealnie
okrągłe "okno", w którym typowo panuje cisza i piękna
pogoda. Jednak takie "oka cyklonów" wykazują aż
kilka cech które znacząco różnią się od cech
owych "okien w niebie" ponad Petone o kształcie
wydłużonych idealnych elips. Mianowicie, zawsze
są one okrągłe, a NIE eliptyczne. Ponadto są one
trwałe i dryftują wraz z danym cyklonem, a NIE
(jak w Petone) pojawiają się tylko jako bezruchowe
tymczasowe twory "zakotwiczone" pośród ruchomych
chmur, poczym po około godzinie czasu zanikają
poprzez kondensowanie chmur w swoim obrębie.
Następne pojawienie się "okna w niebie" podobnego
do powyższego, jakie odnotowałem, miało miejsce
w czwartek, dnia 12 kwietnia 2012 roku - także w
godzinach popołudniowych. Kiedy je odnotowałem
natychmiast udałem się na miejsce wykonania
zdjęć pokazanych tu na "Fot. #I3ab" - aby także
wykonać podobne jego zdjęcia. Kiedy jednak
tam dotarłem, okno to zaczęło już generować
wypełniające je chmury i zanikać. Na wykonanych
zdjęciach chmury te psują wygląd jego uprzednio
gładkich, eliptycznych zarysów. Ciekawe czy gdzieś
są dostępne do zwykłych ludzi satelitarne zdjęcia
obszaru Petone z godzin od około 14 do 15 owego
dnia. Na takich bowiem zdjęciach ciągle powinien
być widoczny jeszcze niepopsuty eliptyczny zarys
tamtego "okna w niebie".
Fot. #I3a (góra):
Fotografia południowego końca wydłużonej elipsy
opisywanego tu "okna w niebie". Ujawnia ona jak
idealnie eliptyczne są owe "okna", oraz jak formują
one rodzaj nieruchomego tunelu w sięgającej niemal do ziemi
i ruchomej wartwie gęstych chmur. Przykładowo, w prawej
części tego zdjęcia powinen być uchwycony widok
miasta Wellington - które w pogodne dni jest doskonale
widoczne z tego miejsca petońskiej plaży, Jednak
owa sięgająca aż do ziemi warstwa chmur całkowicie
miasto to ukryła. (Miasto Welligton częściowo jest widoczne na zdjęciu
Fot. #C1
ze strony o nazwie
cloud_ufo_pl.htm -
które także wykonane zostało w przybliżeniu z tego
samego miejsca plaży w Petone, oraz w przybliżeniu
w tym samym kierunku, co powyższe zdjęcie.) Odnotuj,
że nawet przebieg fal morskich uchwyconych na tym
zdjęciu znacząco różni się od typowego. (Typowo fale
morskie zawsze mają grzbiety ułożone równoległe do
linii brzegu plaży.)
Fot. #I3b (dół):
Północny koniec wydłużonej elipsy opisywanego
tu "oka w niebie". Koniec ten został sfotografowany
z tego samego miejsca petońskiej plaży co jej
koniec południowy pokazany na zdjęciu "Fot. #I3a".
Tyle, że aby go uchwycić, po wykonaniu zdjęcia
"Fot. #I3a" przy aparacie wycelowanym ku
południu, odwróciłem się o 180 stopni i pstryknąłem
powyższe zdjęcie "Fot. #I3b" przy aparacie
wycelowanym ku północy. (Niestety, NIE mam
do dyspozycji helikoptera, samolotu, ani satelity,
aby uchwycić tą elipsę w widoku z góry i aby
udokumentoiwać jej idealnie eliptyczne kształty oraz
precyzję a jaką otwarła się ona dokładnie ponad Petone.)
Kształt i rozmiary tej elipsy ujawniają, że została
ona tak uformowana iż przeświecające przez nią
słońce rzucało promienie wyłącznie na miejscowość
Petone. Żadna inna sąsiadująca z Petone miejscowość
NIE była włączona do zakresu tego "okna w niebie".
Ów zaś fakt, moim zdaniem, reprezentuje sposób na
jaki Bóg subtelnie daje znać mieszkańcom Petone, że
narazie ich miejscowość cieszy się wyjątkowo rzadkim
"specjalnym potraktowaniem", oraz że potraktowanie
to może być kontynuowane - jeśli Petone jako całość
włoży wysiłek w wypełnianie nałożonych przez Boga
wymogów moralnych. Dlatego, moim zdaniem,
mieszkańcy Petone mają naprawdę wiele do stracenia,
jeśli będą pozostawali pasywnymi w odniesieniu do
przedsięwzięć w rodzju tych opisanych w artykule
[5#I3(13)] powyżej, lub opisanych w artykule
[5#I3(15)] o tytule "Tabacco deal turns
Petone into the big smoke" (tj. "umowa tytoniowa
czyni Petone wielkim zadymiaczem") ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), March 26, 2012.
(Ten ostatni artykuł [5#I3(15)] był potem krygowany
listem czytelnika opublikowanym pod tytułem
[6#I3(15)] "Imperial Tobacco expansion
is bad news" (tj. "powiększanie fabryki Imperial
Tobacco jest złą wiadomością") na stronie B4 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), March 29, 2012.
Ów czytelnik wyliczył w swoim liście, że każdy nowy
robotnik zatrudniony tam przy produkcji papierosów
spowoduje w Nowej Zelandii śmierć 15 ludzi oraz
będzie kosztował Nową Zelandię 5.4 miliona dolarów
strat w kosztach medycznych leczenia chorób
wynikających z nałogu palenia tytoniu.)
#I3.1.
Anomalie pogodowe i kataklizmy które już po założeniu
niniejszej strony "przeskoczyły Petone" bez wyrządzenia
w nim szkody (chociaż miasteczko to stało na ich drodze),
a stąd które dodatkowo potwierdzają, że Petone cieszy się
"specjalnym potraktowaniem" od Boga z uwagi na zamieszkiwanie przy nim
owych wymaganych przez obietnicę z Biblii co najmniej 10-ciu "sprawiedliwych":
Po założeniu niniejszej strony zaprzestałem
dalszego uzupełniania punktu #I3 ze strony
day26_pl.htm
dokumentacjami następnych anomalii
pogodowych i kataklizmów jakie wyglądały
iż zamierzają uderzyć w miasteczko Petone,
jednak jakie "przeskakiwały" przez Petone
bez wyrządzania w nim szkody (tj. zaprzestałem
dalszego uzupełniania owego punktu #I3 z
tamtej strony, który został powtórzony na
niniejszej stronie również jako punkt #I3).
Aczkolwiek już po zaprzestaniu owego uzupełniania,
Nowa Zelandia co jakiś czas była powtarzalnie
"łomotana" kolejnymi takimi anomaliami pogodowymi,
ja byłem zbyt zajęty badaniam kilku innych tematów
i stąd NIE miałem czasu na dokumentowanie faktu
celowego omijania Petone przez owe anomalie.
Dopiero w dniu 17 października 2012 roku
zaawansowałem tamte swoje inne badania
do stanu w którym mogłem powrócić do
dokumentowania owych anomalii. Tak zaś się
złozyło, że kilka dni wcześniej wzdłuż Nowej
Zelandii przemieścił się kolejny potęzny sztorm,
który jednak (jak zwykle) przeskoczył ponad
Petone bez wyrządzenia w nim szkody. Swój
powrót do dokumentowania w niniejszym punkcie
owych następnych niszczycielskich anomalii
pogodowych i kataklizmów mogłem więc rozpocząć
od podania danych dla tamtego sztormu. W ten
sposób niniejszy punkt #I3.1 staje się przedlużeniem
poprzedniego punktu #I3, tyle że jest on już obecny
tylko na niniejszej stronie, zaś spisywane w nim
dane NIE są już powtarzane na stronie o nazwie
day26_pl.htm.
Oto więc raporty z następnych niszczycielskich
wydarzeń które przetaczały się ponad Petone i
turbowały inne miejscowości, jednak z powodu
"szczególnego potraktowania" jakim Petone
cieszy się od Boga, NIE wyrządzały one w
Petone żadnej szkody:
16.
Niszczycielski sztorm "Vile" który przetoczył się ponad
całą Nową Zelandią w weekend, 12 do 14 października
2012 roku. Sztorm ten wywołał sporo zniszczeń,
obalając drzewa na budynki, przerywając linie elektryczne,
rzucając samochód dostawczy na pasażerski samolot
z lotniska w Auckland, powodując potężne obsuwisko
głazów i ziemi na jedyną drogę wiodącą do Milford Sound,
uniemożliwiając 700 zagranicznym pasażerom statku
wycieczkowego "Sea Princess" powrót na pokład po
zwiedzeniu miasteczka Akaroa, itp. - po szczegóły
patrz np. artykuł
[1#I3.1(16)] o tytule " 'Vile'
storm hits country" (tj. "sztorm 'Vile" uderzył w kraj")
ze strony 5 nowozelandzkiej gazety
Herald on Sunday
wydanie z niedzieli (Sunday), October 14, 2012. Jak
jednak z szokiem pomału zaczynają to odnotowywać nawet
nowozelandzkie publikatory, jak zwykle sztorm ten
przeskoczył przez Petone i przez inne sąsiadujące
z Petone miejscowości (np. przez Wellington - tj.
przez stolicę Nowej Zelandii) bez uczynienia w nich
najmniejszej szkody - po raport zaszokowanych tym
faktem dziennikarzy patrz artykuł
[2#I3.1(16)]
"Capitol 'unscathed' as storm batters country" (tj. "stolica
'nietknięta' kiedy sztorm łomocze kraj"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), October 15, 2012.
Jak wynika z treści owego artykułu, nowozelandzkie
publikatory pomału zaczynają odnotowywać to co ja
dokumentuję i wyjaśniam już od szeregu lat m.in. na
tej stronie, mianowicie że Petone cieszy się "specjalnym
potraktowaniem" ze strony Boga - z czego korzystają
także miejscowości najbliższe do Petone - w tym
stolica Nowej Zelandii, czyli miasto Wellington.
Przykładowo, na przekór że Petone (i ów Wellington)
są historycznie znane w całej Nowej Zelandii jako
miejscowości o wyjątkowo wietrznej, deszczowej i
paskudnej pogodzie, w artykule
[3#I3.1(16)]
o tytule "Coolest little capital warm up" (tj. "najchłodniejsza
mała stolica nagrzewa się"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), October 3, 2012, ktoś
z zaskoczeniem wyjaśnił, że w miesiącu wrześniu 2012
roku miasto Wellington było najbardziej słonecznym miastem
w całej Nowej Zelandii. (Odnotuj jednak, że faktycznie tym
najsłoneczniejszym miejscem w całej Nowej Zelandii
było wówczas miasteczko Petone. Tyle, że dla Petone
nikt oficjalnie NIE rejestruje pogody, chociaż z powodów
opisanych na tej stronie w dzisiejszych czasach to właśnie
Petone decyduje i zarządza jaką pogodę ma stolica
Wellington.) Co też wysoce ciekawe, oficjalne prognozy
pogody przygotowane dla Wellington i nadawane w
nowozelandzkich dziennikach telewizyjnych, w ostatnich
czasach niemal zawsze się mylą i niemal zawsze opisują
one pogodę która jest znacznie gorsza niż ta jaka faktycznie
tam nadchodzi - chociaż typowo te same prognozy pogody
w dużym procencie się spełniają dla innych miejscowości
Nowej Zelandii. (Odnotuj, że Petone jest uważane za zbyt
małoznaczące aby otrzymywać własne prognozy pogody
nadawane przez telewizję którą ja oglądam. Na szczęście
do Petone odnoszą się prognozy pogody przygotowane
dla Wellington.) Ten fakt niemal chronicznej błędności
prognoz pogody przygotowanych dla Wellington także
dowodzi i potwierdza, że pogoda w Petone jest sterowana
przez Boga w "specjalny sposób" - który zupełnie wymyka
się spod praw i regularności znanych klimatologom i używanych
przez nich dla prognozowania pogody. Ponieważ zaś owo
"specjalne potraktowanie" przez Boga pogody w Petone
wpływa też na pogodę w Wellington, NIE należy się dziwić,
że prognostycy nie są w stanie przewidzieć równie dokładnie
jak dla innych miast Nowej Zelandii jaka pogoda właśnie
nadchodzi nad Wellington (czyli faktycznie nad Petone).
17.
"Klęska" słonecznej, ciepłej, letniej pogody z pierwszego
kwartału 2013 roku. Czytelnicy z Europy wiedzą
doskonale, że gdy nadchodzi lato, wówczas należy
się też spodziewać około trzech miesięcy słonecznej,
ciepłej pogody, kiedy to jest na tyle gorąco, że mężczyźni
ubierają krótkie spodnie zaś kobiety letnie sukienki, oraz
kiedy w środku dnia trzeba czasami uciekać do cienia.
Niestety, w Nowej Zelandii lato (przychodzące tam w
miesiącach styczeń do marca), typowo jest zupełnie
odmienne. Typowo bowiem w Nowej Zelandii latem pada
niemal każdego dnia, zaś zimne podmuchy znad Antarktydy
typowo powodują, iż nienawykli do nich emigranci z Europy,
tacy jak ja, dla ochrony przed zimnem bez przerwy
ubierają długie spodnie i co najmniej koszule z długim
rękawem. Szczególnie zimno i deszczowo, typowo
bywało w Petone, które wszakże jest przedmieściem
Wellington znanego w całej Nowej Zelandii jako "miasto
wiatrów" ("windy city"). Praktycznie aż przez kilka
pierwszych lat od czasu kiedy przeprowadziłem się
do Petone w dniu 12 lutego 2001 roku, NIE miałem
okazji założenia tam koszuli z krótkimi rękawami ani
krótkich spodni. Zimne wiatry wiały zaś tam aż tak
potężnie, że jednego dnia wyrwały mi z ręki właśnie
otwierane drzwi mojego samochodu i wydarły te drzwi
z zawiasów. Jednak z chwilą kiedy w okolicach
owego miasteczka zamieszkała w końcu owa minimalnie
wymagana przez Boga liczba "10 sprawiedliwych"
(o których piszę w punkcie #I2 tej strony), sytuacja
pogodowa zaczęła szybko się tam zmieniać.
Najwyraźniej Bóg zdecydował, że za udzielenie
gościny owym "10 sprawiedliwym" działającym
na resztę mieszkańców jako przykład moralnego
postępowania, całemu miasteczku Petone należy
się nagroda ciepłego, słonecznego lata - wszakże
miasteczko to ma własną plażę, której posiadaniem
jego mieszkańcy powinni być w stanie się cieszyć.
Począwszy więc od około 2005 roku, kolejnymi latami pogoda w
Petone zaczynała stawać się coraz bardziej słoneczna,
aż latem 2013 roku stała się tak ciepła i słoneczna, jak
pamiętam ją z czasów swej młodości w Polsce. W 2013
roku przez trzy kolejne miesiące, tj. od stycznia do marca,
w Petone niemal bez przerwy świeciło słońce i brak było
owych zimnych wiatrów spod Antarktydy - znanych mi
z uprzednich lat. Począwszy zaś od 8 lutego aż do 16
marca 2013 roku, w Petone NIE spadł żaden deszcz.
Dopiero w sobotę dnia 16 marca do całej Nowej Zelandii
powróciły pierwsze deszcze - co oczywiście natychmiast
spowodowało najróżniejsze problemy (np. patrz artykuł
[1#I3.1(17)] "Flooding in Wairarapa" - tj.
"powodzie w Wairarapa", ze strony A5 gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), March 20, 2013).
Normalną zaś dla całej Nowej Zelandii przeplatankę niemal
codziennych deszczy z zimnymi wiatrami sponad Antarktydy
Bóg przywrócił w typowy dla siebie sposób, tj. wraz z
dyskretnie zaszyfrowaną do niej wiadomością - zesyłając
ją w wysoce symbolicznym dniu, bo począwszy od
Wielkanocnej Niedzieli z dnia 31 Marca 2013 roku.
Z kolei owa mieszanina deszczy i wiatrów przywróciła
zieleń na wyschnięte pastwiska, oraz uśmiechy na
twarze rolników żyjących z wypasu bydła lub owiec.
Oczywiście, tamta wspaniała, letnia pogoda, dla mieszkańców
Petone była rodzajem "daru Boga", błogosławieństwa
i przedmiotem radości. Ponieważ zaś jej zasięg rozciągał
się na spory obszar reszty Nowej Zelandii, "darem od
Boga" i błogosławieństwem stała się ona także dla
szeregu innych miejscowości Nowej Zelandii -
szczególnie dla tych, które są znane z sadów i z
produkcji owoców. Przykładowo, właściciele winnic
stwierdzili, że zbiór winogron zapowiadał się dla 2013
roku jako najlepszy od co najmniej 30 lat - po szczegóły
patrz artykuł
[2#I3.1(17)] "Grape growers
revelling in the hot, dry conditions" - tj. "uprawiający
winogrona cieszą się z gorących, suchych warunków",
ze strony A23 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z czwartku (Thursday), March 21, 2013. Z
kolei plantatorzy oliwek stwirdzili, że susza dała im
najlepszy zbiór wszystkich czasów - po szczegóły
patrz artykuł
[3#I3.1(17)] o tytule "Olives
aplenty" (tj. "zatrzęsienie oliwek") ze strony B8 gazety
The Dominion Post,
(wydanie z czwartku (Thursday), May 16, 2013).
Jednak będąc "boską nagrodą" dla Petone i dla
niektórych wybranych społeczności, ta sama
słoneczna pogoda okazała się równocześnie
być "boską karą" dla sporej liczby innych obszarów
Nowej Zelandii - szczególnie dla tych których rolnicy
żyli z hodowli krów lub owiec. W przeciwieństwie
bowiem do rolników Europy, typowi rolnicy Nowej Zelandii
NIE są przygotowani na sytuację, że deszcz przestaje
padać, zaś słoneczna pogoda wysusza ich pastwiska
oraz zwalnia odpływ ścieków w rzeczułkach z których ich
trzoda pije wodę. Wszakże
Nowa Zelandia NIE ma
problemu braku wystarczającej ilości deszczu, za to ma
problem braku przygotowanej przez ludzi infrastruktury
jaka powstrzymywałaby czystą wodę która spada w
deszczu przed zanieczyszczeniem i przed jałowym
spłynięciem do morza. Tylko nieliczni rolnicy
Nowej Zelandii mają przygotowane baseny lub studnie
jakie dostarczałyby ich trzodzie czystej wody do
picia. Niemal żadna farma NIE ma w niej systemu
zagospodarowania gnojówki i innych odchodów
posiadanej trzody. Rzadko też który rolnik ma zgromadzoną
paszę lub siano na wypadek suszy lub śniegów.
W rezultacie, owe trzy miesiące ciepłej, słonecznej,
letniej pogody, zaczęły być traktowane w Nowej
Zelandii jako rodzaj narodowej klęski - wszakże
wypas bydla i owiec stanowi podstawę ekonomii
tego kraju. Na całej Wyspie Północnej ogłoszono
stan "klęski suszy". W gazetach ukazały się mapy
najsuchszych obszarów - np. patrz artykuł
[4#I3.1(17)]
o tytule "Forecast: Rain many days away" (tj.
"prognoza: deszcz odległy o wiele dni"), ze strony A7 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z poniedziałku (Monday), March 11, 2013.
Natomiast w telewizji zaczęto pokazywać wypalone
słońcem i pozbawione żadnego drzewka pastwiska
rolników.
Podczas uważnej analizy tego co owa "klęska
suszy" zaczęła ujawniać, mi osobiście rzuciły
się w oczy najróżniejsze wysoce wymowne
regularności, które dowodowo podpierają główną
tezę tej strony internetowej (tj. tezę, że
"klęski
naturalne mają bezpośredni związek z poziomem
moralności społeczności dotykanych tymi klęskami").
Przykładowo,
(A) opublikowane wtedy
mapy najsuchszych obszarów ujawniły, że
obszary najbardziej
poszkodowane tą suszą są równocześnie
obszarami, które na mapie "centrów grzeszenia"
Nowej Zelandii zostały oznaczone jako nowozelandzkie
ośrodki grzechów, czyli oznaczone tam
jako obszary o najwyższym nasileniu "grzeszenia"
przez zamieszkującą je ludność - aby zobaczyć
ową mapę "centrów grzeszenia" należy sięgnąć
do artykułu
[5#I3.1(17)] o tytule "City
of Sails in the sin-bin" (tj. "miasto żagli w
kotle-grzeszników"), ze strony A19 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z czwartku (Thursday), February 28, 2013.
Inną taką wymowną regularnością jaka rzuciła mi
się w oczy, to
(B) że
ci
rolnicy, jakich owa słoneczna pogoda najbardziej
poszkodowała, typowo NIE mają posadzonego na
swoich posiadłościach niemal żadnego drzewa,
podczas gdy gospodarstwa tych rolników, którzy
raportowali, że są przygotowani na ową suszę,
mają wysadzone drzewami granice, pobocza dróg,
oraz celowo ocieniowane wysepki na pastwiskach -
tak że ich trzoda ma cienie w których może się
ukrywać przed palącym słońcem, deszczem, lub
śniegiem. (W Nowej Zelandii trzoda przez cały rok
przebywa na pastwiskach, zaś rolnicy NIE mają
obór, stajni czy chlewów, jak rolnicy Europy.) Ciekawe
więc teraz, jaki jest mechanizm owego związku pomiędzy
sadzeniem drzew na posiadłościach rolników, a
brakiem problemów z suszą. Przykładowo, czy
mechanizm ten działa poprzez (1) naturę (tj. czy
owe drzewa podtrzymują wilgotność gleby i stąd
pobudzają wzrost trawy która pomaga trzodzie
przeżyć), poprzez (2) dodanie użytecznego
zasobu naturalnego do swych łąk (tj. czy dzięki
wycinaniu zielnych gałęzi i liści drzew takich jak
wierzby lub topole, oraz karmieniu nimi swej
trzody, co bardziej zapobiegliwi rolnicy mogą
łatwiej przetrzymać okresy suszy - tak jak to
wyjaśnia artykuł
[6#I3.1(17)] "Tree
cuttings keep heard fed during drought" (tj.
"gałązki drzew utrzymują stado syte podczas
suszy"), ze strony B7 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), April 18, 2013).
poprzez (3) cechy charakteru rolników (tj. czy
drzewa są sadzone tylko przez pracowitych i
zapobiegliwych rolników, których dalekowzroczność
nakłania też na przygotowanie się do ewentualności
suszy), czy poprzez (4) moralność (tj. czy Bóg widząc
cierpienia zwierząt dla jakich ich właściciele NIE
raczyli nawet przygotować cienia na lato i osłony
przed opadami i wiatrami, karze tych rolników najbardziej
surowo). Jeszcze inną wymowną regularnością
jaka rzuciła mi się w oczy, to
(C) kolejne
potwierdzenie faktycznego działania owej moralnej
zasady wyjaśnionej w punkcie #E2 totaliztycznej strony o nazwie
totalizm_pl.htm,
a stwierdzającej, że
wszyscy
uczestnicy danego "intelektu grupowego" (np. danego
społeczeństwa czy kraju) ponoszą też zbiorową
odpowiedzialność moralną (np. wszyscy są razem
nagradzani lub karani przez Boga) za skutki działania
każdego z uczestników tego "intelektu grupowego".
W przypadku omawianej tutaj suszy, owa zbiorowa
odpowiedzialność wyraża się sytuacją, że już w najbliższym
czasie wszystkim obywatelom Nowej Zelandii przyjdzie
płacić za brak przygotowania do suszy niektórych rolników
i instytucji tego kraju. Wszakże przykładowo, jeszcze
owa susza się NIE zakończyła, a już w publikatorach
zaczęły się ukazywać ostrzeżenia, że z jej powodu
ceny mleka i mięsa ulegną w Nowej Zelandii jeszcze
jednemu podrożeniu. Po przykład takich ostrzeżeń patrz
artykuł
[7#I3.1(17)] o tytule "Drought tipped
to push up milk and red meat prices" (tj. "susza zapowiada
podwyżki cen mleka i mięsa"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku-Monday, March 18, 2013.
Z kolei pojawianie się tego typu ostrzeżeń może
zaindukować najróżniesze zapytania. Przykładowo
zapytanie, czy przypadkiem Bóg celowo nie
zaplanował tego słonecznego lata w taki właśnie
sposób, aby NIE tylko lato to stało się nagrodą dla
zasługujących na nie społeczności (np. dla Petone,
czy dla miejscowości żyjących z sadów lub winnic),
ale stało się także rodzajem kary dla tych społeczności,
które swoją biernością popierają niemoralnie postępujące
monopolistyczne instytucje które są odpowiedzialne
za głód i niedobory jakie cierpi coraz większa proporcja
mieszkańców tego zasobnego kraju. Albo pytanie, czy
przypadkiem owo słoneczne lato NIE było rodzajem
pierwszego ostrzeżenia dla tych monopolistycznych
instytucji, które swoimi machinacjami rynkowymi
spowodowały, iż na przekór że Nowa Zelandia jest
jednym z największych w świecie producentów mleka
i mięsa, jest ona równocześnie krajem, w którym ceny
mleka i mięsa odniesione do zarobków ludności
są jednymi z najdroższych na świecie (jeśli nie
najdroższymi) - tj. są one nawet droższe niż w
niektórych krajach do których produkty te są
eksportowane z Nowej Zelandii.
Wieczorem w środę dnia 17 kwietnia 2013 roku,
w wellingtońskim parlamencie odbyło się głosowanie
w którym 77 posłów na sejm głosowało "za", zaś
44 - "przeciwko", wprowadzeniu prawa czyniącego
z Nowej Zelandii 13-ty kraj na świecie w jakim
homoseksualiści mogą zawierać małżeństwa,
cieszyć się tymi samymi prawami jakie przysługują
tradyzyjnym małżeństwom kobiet z mężczyznami,
a stąd otwarcie kultywować swoje zboczenia.
Więcej informacji na temat tego prawa można
znaleźć np. w artykule
[8#I3.1(17)] "Gay
marriages likely within months" ze strony A1 gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), April 18, 2013.
Faktycznie to
obok tzw. "prawa przeciw-klapsowego"
opisanego w punkcie #B5.1 mojej strony o nazwie
will_pl.htm,
to nowe prawo dla homoseksualistów jest
kolejnym prawem które zostało "wmuszone"
społeczeństwu Nowej Zelandii. Parę bowiem godzin
przed tym parlamentarnym głosowaniem, program
telewizyjny "Campbell Live" przeprowadził telefoniczne
głosowanie w tej samem sprawie, w którym 78%
biorących udział opowiedziało się przeciwko prawu
homoseksualistów do zawierania małżeńśtw, z
jedynie 22% popierało takie małżeństwa. Prawo
więc uchwalone przez polityków wyraźnie biegnie
przeciwko przeważającej woli narodu którą to wolę
politycy ci jakoby mają reprezentować! Przy
okazji oficjalnego uchwalenia owego prawa, jeden
z posłów na sejm wygłosił przemówienie w którym
zawarty był żart starający się przekonywać, że
z całą pewnością susza jaka właśnie doświadczyła
Nową Zelandię nie była zesłana przez Boga jako
kara za uchwalanie tego prawa. Ja jednak
bym polemizował z intencją tamtego żartu. Z moich
badań wynika bowiem, że każde działanie Boga zawsze
jest tak dokonywane, aby osiągało równocześnie
aż cały szereg odmiennych celów. Wiem też jakie
jest stanowisko Boga wyjaśnione w Biblii na temat praktykowania
homoseksualizmu, oraz jak bardzo społecznie szkodliwe
(a stąd niemoralne) są otwarte zachowania homoseksualne -
którą to opinię i szkodliwość starałem się wyjaśnić w punkcie #B4 strony
antichrist_pl.htm.
Nie bez powodu miasto Sodoma, niemoralne praktyki
mieszkańców którego dały nazwę dla "sodomii" (czyli
dla męskiej wersji homoseksualnej kopulacji), zostało
przykładowo spalone przez Boga, zaś jego los został utrwalony
w Biblii jako ostrzeżenie i przykład kary dla uprawiających
tę formę rozpusty i zboczenia. Tamten bibilijny przykład
dosyć jednoznacznie więc sugeruje, że na typowe dla
Boga dyskretne sposoby, które NIE łamią niczyjej
"wolnej woli", przy każdej sposobności Bóg nie tylko
dawał, ale z boską konsystencją także daje i będzie
dawał do zrozumienia tym co zwracają uwagę na
Jego sygnały, iż NIE aprobuje niczego co nakładnia
do niemoralności, w tym nie aprobuje także posunięć
nowozelandzkich polityków którzy uchwalają prawa
jakie zamieniają ten do niedawna bogobojny kraj w
dzisiejszy odpowiednik bibilijnej Sodomy. Ja zresztą
wcale NIE jestem jedynym który wyznaje takie poglądy -
dla przykładu patrz też artykuł
[9#I3.1(17)]
o tytule "Church group claims Chch quakes 'warning
from God' " (tj. "kościelna grupa twierdzi że trzęsienia
ziemi z Christchurch są 'ostrzeżeniem od Boga' "),
ze stron 3 i 4 lokalnej gazety
The Hutt News,
wydanie z wtorku (Tuesday), April 16, 2013.
18.
Serie ulew i tzw. "błyskawicznych powodzi" jakie zaczęły nękać
Nową Zelandię począwszy od uchwalenia w dniu 17 kwietnia
2013 roku prawa homoseksualistów do zawierania małżeńśtw.
Jak wyjaśniłem to już w (17) powyżej, wieczorem w
środę dnia 17 kwietnia 2013 roku parlament Nowej Zelandii
uchwalił prawo jakie pozwala homoseksualistom na
oficjalne zawieranie małżeństw. Tak jednocześnie
się zdarzyło, że zaraz po uchwaleniu tego prawa,
nad Nową Zelandię zaczęły nadciągać fale ciężkich
chmur sztormowych, jakie już w dwa dni później
spowodowały całą serię rzadkich i nietypowych
tzw. "błyskawicznych powodzi" (po angielsku
zwanych "flash floods" - patrz opis tych powodzi
dostępny w punkcie #C2 powyżej na tej stronie).
Od tych "błyskawicznych powodzi", a także od
towarzyszących im tornad i piorunów, ucierpiał
aż cały szereg nowozelandzkich miejscowości,
chociaż regularnie omijały one miasteczko Petone
(za to sąsiednie miasto Nelson zostało nimi poszkodowane).
Przykłady opisów tamtych "błyskawicznych powodzi"
czytelnik znajdzie np. w artykule
[1#I3.1(18)]
o tytule "Wild weather sweeps across NZ" (tj. "dzika
pogoda zmiata długość Nowej Zelandii"), ze strony A5 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z poniedziałku (Monday), April 22, 2013; lub
np. w artykule
[2#I3.1(18)] "Waihi Beach braced
for another deluge" (tj. "miejscowość Waihi Beach
przygotowuje się do następnej powodzi"), ze strony A2 gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), April 22, 2013; czy
w artykule
[3#I3.1(18)] "Relief to Nelson residents
as torrential rain get to ease" (tj. "wytchnienie dla mieszkańców
Nelson jako że ulewny deszcz zaczyna słabnąć"), ze strony A5 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z wtorku (Tuesday), April 23, 2013.
Owe burzowe opady i błyskawiczne powodzie ciągle
wisiały nad nowozelandzkimi miejscowościami kiedy
w dniu 1 maja 2013 roku spisywałem niniejszy raport.
Przykładowo, w wieczornych dziennikach telewizyjnych
z 30 kwietnia 2013 roku była pokazywany taka
"błyskawiczna powódź" jaka owego dnia nastąpiła
w mieście Christchurch. (Na uwagę zasługuje tu
fakt, że poseł na sejm wybrany w mieście Christchurch
głosował "za" uchwaleniem dyskutowanego tu prawa.)
Oczywiście, dla naukowej ścisłości, kiedy przygotowywałem
niniejszy raport w dniu 1 maja 2013 roku, podjąłem
także poszukiwania jakichś pisanych informacji
o tamtej błyskawicznej powodzi z Christchurch -
tak aby czytelnik mógł je łatwo sam sobie poczytać.
Informację
[4#I3.1(18)] na jej temat, przygotowaną
o godzinie 16:24 w dniu 30/04/2013, znalazłem
w internecie, gdzie była ona udostępniona pod tytułem
"
Hail, thunderstorms batter Canterbury".
Na przekór jednak usilnych poszukiwań w gazetach
które standardowo czytam, NIE znalazłem w nich
nawet najmniejszej wzmianki na temat owej powodzi
z Christchurch. To milczenie gazet na jej temat jest
bardzo dziwne. Wszakże owe gazety opisują dokładnie
powodzie i zdarzenia z każdego innego miasta, jednak
o powodzi w Christchurch nawet NIE wspomniały - na
przekór, że wiadomo iż cała Nowa Zelandia z ogromną
uwagą śledzi co w owym mieście się dzieje. Czy jest
więc możliwe, że cenzura celowo zablokowała opisy
tej błyskawicznej powodzi z Christchurch, aby już dalej
NIE podsycać szybko narastającego w Nowej Zelandii
przekonania, wyrażonego m.in. artykułem [8#I3.1(17)]
referowanym powyżej, iż Bóg najwyraźniej NIE aprobuje
postępowań na jakie niektóre grupy ludzi działających
w owym mieście sobie pozwalają? W 6 dni później, bo
w poniedziałek dnia 6 maja 2013 roku, telewizyjne dzienniki
wieczorne ponownie pokazywały sceny z gwałtownej
powodzi w Christchurch, jaka miała tam miejsce owego
dnia. Ponownie też następnego dnia nie mogłem znaleźć
żadnej informacji o owej powodzi w gazetach jakie czytam.
Za to w gazetach tych był obszerny artykuł
[5#I3.1(18)]
o tytule "Sunny spell forecast as country recovers from
heavy dose of rain" (tj. "słoneczny okres przewidywany
kiedy kraj otrząsa się z obfitej dozy deszczów"),
ze strony A3 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z wtorku (Tuesday), May 7, 2013. Opisywał
on podobne gwałtowne powodzie, jakie owego poniedziałku
6 maja 2013 roku nastąpiły w miastach Auckland
i Wellington. Z obu opisanych tam powodzi najbardziej
zastanawia gwałtowna powódź z Wellington (siedziby
parlamentu), opisana i zilustrowana także w artykule
[6#I3.1(18)] o tytule "Wellington residents
wake to find their streets under water" (tj. "mieszkańcy
Wellington zbudzili się aby znaleźć ich ulice pod wodą"),
ze strony A2 gazety
The Dominion Post,
wydanie z wtorku (Tuesday), May 7, 2013. Wszakże
Wellington jest oddalone jedynie o około 8 kilometrów
od Petone oraz leży w tej samej dolinie i nad tą samą
zatoką morską co Petone - czyli powinno mieć identyczne
opady jak Petone. Tymczasem, chociaż w Petone też
trochę padało - tak jak czyni to zwykle o tej porze roku,
w Wellington opady były aż tak gwałtowne, że woda
pozatykała kanalizację i spowodowała powodzie. Czyżby
więc owym powodziowym deszczem zalewającym miasto
nowozelandzkiego parlamentu Bóg ponownie przekazywał
nam jakąś pilną wiadomość lub nawet ostrzeżenie?
Na tym intrygującym pytaniu wcale zresztą NIE koniec.
W w/w artykule [5#I3.1(18)] zawarta jest też jeszcze
inna dosyć zastanawiająca informacja. Mianowicie,
artykuł ten stwierdza m.in., cytuję: 'Federacja Rolników
ujawniła, że deszcze zdołały ominąć obszary rolnicze
które najbardziej desperacko ich potrzebują. ...
"Rolnikom aż zołądki wywraca widok bibilijnych
ilości spadającego deszczu podczas gdy oni mają
szczęście jeśli zdoła im się uzbierać go więcej niż kilka milimetrów." '
(W oryginale angielskojęzycznym: 'Federated Farmers
said the rain had managed to miss the farming areas
most desperate for it. ... "Farmers are gutted to
see biblical quantities of rain falling while they
are lucky to scrape up more than a few millimetres." ')
Innymi słowy, podczas gdy miejscowości kraju znane nam
już od dawna z najróżniejszych innych trapiących je kataklizmów,
są zalewane powodziami, te obszary rolnicze które uprzednio
dotknięte były suszą opisaną w 17 powyżej, jak dotąd
spryskiwane są z rzadka zaledwie kilkoma skąpymi
kroplami deszczu. Ta sytuacja az się prosi, aby zacząć
zadawać sobie chociaż te najbardziej istotne pytania.
Wszakże totalizm nas uczy, że
kluczem do poznania
prawdy jest zadawanie właściwych pytań, zaś bez
poznania prawdy NIE ma postępu. Oto więc
owe najbardziej istotne pytania, odpowiedzenie sobie
na które być może przyniosłoby odpowiadającemu
rozwiązanie i dla jego własnych problemów. (1) Gdyby
faktycznie zjawiska pogodowe były sterowane tylko przez
przypadkowe zadziałania mechanizmów bezrozumnej
natury - tak jak wmawia nam to oficjalna tzw. "ateistyczna
nauka ortodoksyjna", to jak wówczas wytłumaczyć
ów inteligentnie selektywny wybór społeczności i
obszarów kraju na które opadają odmienne ilości
deszczu i jak tłumaczyć zgodność tych ilości
deszczu z nasileniem odmiennych rodzajów kataklimów
jakie jjuz od dawna trapią te społeczności i obszary?
(2) Jakie jest kryterium które decyduje o owym inteligentnie
selektywnym zróżnicowaniu ilości opadającego deszczu, a
które powoduje, że w Nowej Zelandii daje się teraz wyróżnić
aż 3 kategorie obszarów, mianowicie te (jak miasto Christchurch)
które zalewane są powodziami, te (jak miasteczko Petone)
które otrzymują ilość deszczu jaka normalnie jest im potrzebna,
oraz te (jak pastwiska owych objętych suszą rolników) które
otrzymują zbyt mało deszczu? (3) Czy owa selektywna dystrybucja
deszczu przynosi w sobie jakąś wiadomość dla tych których ona
dotyka, zaś jeśli tak, to co owa wiadomość stara się przekazać
społecznościom poturbowanym powodziami, oraz co
ona stara się uświadomoć rolnikom dotkniętym suszą?
Z moich badań wynika, że każde działanie Boga
jest tak zaprojektowane, aby osiągało aż cały szereg
celów - w tym m.in. przekazywało zainteresowanym
osobom "wiadomość od Boga" dotyczącą powodów,
znaczenia, itp., tegoż boskiego działania.
Stąd, w świetle owych badań NIE powinno
uważać się tylko za "przypadek", że owe serie
rzadkich i nietypowych "błyskawicznych powodzi"
nadciągnęły nad Nową Zelandię zaraz po
uchwaleniu przez jej parlament owego prawa
do małżeństwa osób praktykujących zakazywany
przez Boga homoseksualizm. Jestem też pewien,
że gdyby ktoś dokładnie przeanalizował które
miejscowości i które okręgi wyborcze Nowej
Zelandii wybrały posłów na sejm jacy głosowali
"za" owym prawem, a także ustalił w jakich miejscowościach
znajdują się dobra owych posłów głosujących
"za", potem zaś porównał uzyskane dane z
wykazem miejscowości poszkodowanych
tamtymi "błyskawicznymi powodziami", wówczas
zapewne uzyskałby dodatkowe wyjaśnienie owej
wiadomości od Boga. Tyle tylko, że na pozór iż
badania te wyglądają niby prosto, w praktyce
są one bardzo trudne - wszakże do posłów
przyporządkowane są jedynie nazwy ich
okręgów wyborczych, które typowo NIE mówią
jakie miejscowości należą do owych okręgów,
a ponadto NIE wiadomo który poseł gdzie
posiada dom czy jakieś dobra - co wcale
NIE jest łatwe do ustalenia z powodu tzw.
"prawa prywatności". Stąd, niestety, na przekór
iż jest powszechnie wiadomym który poseł
na sejm jak głosował nad omawianym tu
prawem - bowiem ich głosy zostały opublikowane
np. w artykule
[7#I3.1(18)] "How they
voted - final reading" (tj. "jak oni głosowali -
ostateczne odczytanie"), ze strony A8 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z czwartku (Thursday), April 18, 2013);
ja sam NIE mam ani czasu, ani środków, ani
wymaganego oficjalnego statusu aby
przeprowadzić takie badania. Z kolei poza
mną prawdopodobnie NIKT inny w całej
Nowej Zelandii NIE jest zainteresowany
w obiektywnym i NIE nastawionym na celowe
zanegowanie przeprowadzeniu tego rodzaju
badań (tak jak oficjalnie zawsze negują Boga
tzw."ateistyczni naukowcy ortodoksyjni").
W punkcie #T1 odrębnej strony internetowej o nazwie
humanity_pl.htm,
opisywana jest cecha wszelkich niemoralnych działań
ludzkich, powodująca że
jeśli te niemoralne działania
NIE są w porę zastopowane, wówczas ulegają one eskalowaniu
aż do poziomu przy którym wywołują one wpisaną w nie
katastrofę. Jak też się okazuje, eskalacja niemoralności
wyzwolona nadaniem homoseksualistom prawa do oficjalnego
zawierania małżeństw, już zaczęła się rzucać w oczy -
chociaż minął zaledwie około miesiąc od uchwalenia
omawianego tu prawa. Jak bowiem opisuje to artykuł
[8#I3.1(18)] o tytule "Gay man rejected as
priest goes to court" (tj. "homoseksualista odrzucony
jako ksiądz podał sprawę do sądu"), ze strony A2 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z poniedziałku (Monday), May 6, 2013),
homoseksualista podał biskupa Auckland do sądu
oskarżając go o dyskryminację i o spowodowanie
upokorzenia za to że ów biskup odmówił przyjęcia
go do seminarium duchowego - chociaż ów homoseksualista
twierdzi, że czuje powołanie aby zostać księdzem.
Teraz więc sądy i prawnicy nowozelandzcy mają
poważny problem na głowie. Z jednej bowiem strony
powinny karać przypadki dyskryminacji i upokarzania,
z drugiej zaś strony NIE powinny narzucać religiom
kto musi lub nie może zostać księdzem. Niestety,
kolejny artykuł
[9#I3.1(18)] o tytule "Church
urged to accept same-sex marriages as archibishop
sworn in" (tj. "kościół przynaglany do zaakceptowania
małżeństw osób-tej-samej-płci kiedy nowy arcybiskup
ślubowany"), ze strony A2 gazety
The Dominion Post,
(wydanie z poniedziałku (Monday), May 13, 2013),
ujawnia, że takie narzucanie kościołowi co powinien
i musi czynić, już się zaczęło. W jeszcze innym artykule
[10#I3.1(18)] o tytule "Family First finds
unlikely ally in charitable status fight" (tj. "Rodzina
Najpierw znalazła nieprawdopodobnego sprzymierzeńca
w swej walce o charytatywny status"), ze strony A10 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z wtorku (Tuesday), May 7, 2013), zostało ujawnione,
że rząd właśnie podjął decyzję rozwiązania charytatywnej
organizacji o nazwie "Family First" (tj. "Rodzina Najpierw"),
ponieważ organizacja ta w obronie rodziny przeciwstawia
się owemu prawu homoseksualistów do zawierania małżeństw
oraz zwalcza też uchwalone przez rząd "prawo
przeciw-klapsowe" opisywane w punkcie #B5.1 strony o nazwie
will_pl.htm.
Największe jednak obawy i zatroskanie może wzbudzać
groźna eskalacja wydarzeń, jaka już została zapoczątkowana
w Nowej Zelandii, a jaka ostrzega o nadchodzącej konfrontacji
pomiędzy tymi ludźmi którzy chcą prowadzić moralne
życie zgodne z nakazami Boga, a tymi na umysłach
których już został wyciśnięty "znak bestii" jaki nakłania
ich do eskalowania wypaczonego zrozumienia praw i zasad
moralnych. Opisy tej eskalacji wydarzeń zapoczątkował
artykuł
[11#I3.1(18)] o tytule "Guest house
refuses to let gay couple sleep together" (tj. "właściciele
domu z pokojami gościnnymi nie zgodzili się aby para
homoseksualistów spała w tym samym łóżku"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post Weekend
(wydanie z soboty (Saturday), May 11, 2013). Artykuł
ten informuje, że para lesbijek podała do Komisji Praw
Człowieka (tj. do rodzaju sądu zajmującego się przypadkami
dyskryminacji) małżeńśtwo będące właścicielami prywatnego
domu z pokojami gościnnymi do wynajęcia. Zasady religijne
i moralne wyznawane przez to małżeństwo NIE pozwalały
mu bowiem wynająć we własnym domu pokoju z jednym
łóżkiem o podwójnej szerokości, jaki to jedno-łóżkowy
pokój zażądała od nich owa para lesbijek (małżeństwo
to oferowało jednak lesbijkom pokój z dwoma wąskimi
łóżkami). Kolejny artykuł o tym samym małżeństwie
właścicieli pokojów gościnnych, tj. artykuł
[12#I3.1(18)] o tytule "Lesbian ban sparks
threats and abuse" (tj. "odrzucenie lesbijek zaincjowało
pogróżki i wyzwiska"), ze strony A6 gazety
The Dominion Post
(wydanie z wtorku (Tuesday), May 21, 2013), raportuje
że owi właściciele domu z pokojami do wynajęcia
właśnie stali się obiektem zawziętych prześładowań
z powodu zasad moralnych które wyznają, że są
obrzucani wyzwiskami, zaś ostatnio zaczęto nawet
grozić im śmiercią. Taka zaś eskalacja sytuacji
uświadamia, że w dzisiejszych niby nowoczesnych
czasach świat zwolna powraca do powtórzenia sytuacji
z pierwszych dni chrześcijaństwa - kiedy to ci którzy
chcieli prowadzić moralne życie zgodne z nakazami
Boga byli przez pogan prześladowani i rzucani lwom
na pożarcie. Aby zrozumieć nienaturalność owej
sytuacji, trzeba sobie uświadomić, że oto zaczęta
już została konfrontacja dwóch postaw życiowych,
każda z których twierdzi iż obstaje przy słusznych
prawach. Tyle tylko, że jedna z owych postaw
reprezentuje wypaczoną moralność otwarcie
zabranianą ludziom przez Boga, że upiera się
przy prawie do publicznego praktykowania swoich
powypaczanych żądz o jakich wiadomo iż są
społecznie wysoce szkodliwe, że podejmuje
agresywną kampanię jaka nosi wszystkie cechy
osobistej zemsty, oraz że nadaje tej kampanii
cechy represji - bowiem na zwykłe odmówienie
wynajęcia pokoju odpowiada groźbami śmierci.
Tymczasem w drugiej postawie NIE ma nic
osobistego, a jedynie jest próba obstawania
przy bezosobowych ideałach wywodzących
się od Boga i przy swoim własnym prawie do
praktykowania we własnym domu moralnego
życia zgodnego z nakazami Boga. Jak więc
powyższe uświadamia, politycy Nowej Zelandii
właśnie wypuścili z klatki wysoce agresywną
bestię opisywaną i symbolicznie zapowiadaną
jeszcze w bibilijnej Apokalipsie, która będzie
teraz zamęczała i pożerała tych, co w imię
swych religijnych ideałów pragną w swoim
prywatnym życiu przestrzegać zasady
moralne nakazywane im przez Boga.
19.
Dziesięć dni powodzi, śnieżycy i wichury. Począwszy
od czwartku, 13 czerwca 2013 roku, na Nową Zelandię nadeszła
fala 10 dni wyjątkowo paskudnej pogody. Najpierw lunęły
nietypowo-obfite deszcze, które w niektórych obszarach
w przeciągu kilku godzin zrzuciły ilość wody jaka typowo
NIE spada tam nawet w przeciągu całego mokrego
miesiąca czerwca. Deszcze te szybko zamieniły spore
połacie kraju w jedno ogromne jezioro. Woda załała domy
mieszkalne, zatopiła drogi, pozrywała mosty, podmyła tory
kolejowe, poodcinała dopływ elektryczności do wielu
osiedli, poobsuwała całe zbocza gór, zaś koło miasta
Nelson potężnym obsuwiskiem ziemi zmiotła cały dom
mieszkalny i uśmierciła jego mieszkankę - patrz artykuł
[1#I3.1(19)] o tytule "Woman dies as slip
destroys home" (tj. "kobieta umarła kiedy obsuwisko
ziemi zniszczyło dom"), ze strony A3 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z poniedziałku (Monday), June 17, 2013).
Natychmiast po powodzi przyszła fala zimna, opadów
śniegu, oraz potężnej wichury - patrz artykuł
[2#I3.1(19)] o tytule "Polar blast to follow the
flooding" (tj. "wichura z bieguna podąża za powodzią"),
ze strony A5 gazety
The Dominion Post,
(wydanie z wtorku (Tuesday), June 18, 2013). Wichura
była tak potężna, że zrywała dachy domów i obalała stare
drzewa. W stolicy Wellington wiatr w porywach osiągał
szybkość 202 km/h. Stąd w Wellington wiatr pozostawił
około 30000 domów bez elektryczności, zerwał prom
morski z kotwicy, unieruchomił komunikację publiczną,
zaś pędzone wiatrem fale morskie poobalały betonowe
mury zaporowe, zniszczyły cały szereg nadbrzeżnych
budynków, zmyły odcinki nadbrzeżnej linii kolejowej,
oraz pozrywały nawet wielometrowe płyty asfaltu - np.
patrz artykuł
[3#I3.1(19)] o tytule "Freezing
Antarctic blast could be worst in decades" (tj. "mroźny wiatr z
Antarktydy może być najgorszym od dziesięcioleci"), ze strony A3 gazety
The Dominion Post,
(wydanie z piątku (Friday), June 21, 2013). Z kolei
opady śniegu o ponad metrowej głębokości poodcinały
szereg miejscowości od reszty kraju, zasypały pastwiska,
uwięziły w śniegu owce i krowy - tak że trzeba je było
indywidualnie odkopywać, pozbawiły elektryczności
jeszcze więcej domów, oraz pozamykały szkoły. Zła
pogoda raptownie skończyła się w niedzielę 23 czerwca
2013 roku, kiedy to praktycznie na całą Nową Zelandię
powróciła cisza i słoneczna pogoda.
Na przekór zniszczeń jakie doświadczyły inne
miejscowości, jak zwykle Petone wyszło niemal
bez szwanku. Miasteczko to NIE doświadczyło
ani powodzi, ani opadów śniegu. Wprawdzie
wichura poroznosiła w nim nieco śmieci po
chodnikach i po podwórkach, jednak wiatr czyni
to zawsze. Trudno więc dopatrzyć się różnicy
pomiędzy następstwami dla Petone owych 10
dni wyjątkowo złej pogody, a pogodą typową
dla owego miasteczka.
W zdarzeniach owego 10-dniowego ataku złej
pogody na Nową Zelandię, ponownie daje
się odnotować intrygujące regularności, które
zdają się upominać ludzi aby zrozumieli, że istnieje
związek pomiędzy grupową moralnością danej
społeczności, a zdarzeniami jakie społeczność
tą dotykają (odnotuj tu religijną wymowę owej liczby
10). Przykładowo, najbardziej poszkodowanymi
społecznościami ponownie okazały się być te
same, które są słynne z odmiennych powodów
i były już uprzednio trapione najróżniejszymi
kataklizmami - przykładowo Christchurch,
Nelson, czy Dunedin. (Np. Dunedin słynie
ze studenckich hulanek, a także słynie np.
z wojny prowadzonej z morzem - które zjada jego
chodniki.) Na dodatek, owa niby ślepa niepogoda
jakby celowo omijała niektóre obszary kraju - np.
miasteczko Petone, czy niemal całą prowincję
Southland wraz z jej miastem Invercargill - i to
na przekór, że zarówno Petone jak i Invercargill
leżały na drodze owej 10-dniowej niepogody.
Co też najciekawsze, chociaż owa niepogoda
ominęła Petone, poważnie poturbowała ona
pobliską stolicę Wellington, której przedmieściem
jest Petone. NIE była to zresztą pierwsza anomalia
pogodowa jaka poszkodowała Wellington a ominęła
Petone. Wszakże począwszy od czasu kiedy
parlament w Wellington uchwalił owo prawo
homseksualistów do zawierania małżeństw
(opisywane w podpunkcie 17 powyzej), praktycznie
kazde przyjście złej pogody uderza teraz w
Wellington z całą mocą swojej furii, jednocześnie
zaś omija Petone.
20.
Kolejne 10 dni sztormowej pogody jaka trapiła Wellington.
Zaledwie w parę dni po zaniknięciu serii śnieżyc i wichur
opisanych w poprzednim podpunkcie, nad Nową Zelandię
nadciągnęło następne 10 dni ulewnych deszczy i potężnych
wiatrów. Aczkolwiek owa kolejna fala niepogody poturbowała
wiele miejscowości, najmocniej poszkodowała ona stoliczne
miasto Wellington. Dosyć symboliczną wymowę miało dla
mnie satelitarne zdjęcie Nowej Zelandii jakie pokazywali w
dzienniku telewizyjnym w jednym z końcowych dni jej trwania.
Na zdjęciu tym wyglądała ona bowiem jak rodzaj wąskiej dzidy
rzuconej znad Antarktydy, jaka ugodziła w Wellington. Owa
10-dniowa fala niepogody pozrywała w Wellington dopływ
prądu do wielu domów, w porcie zerwała z kotwicy prom
morski, spowodowała groźne obsuwiska ziemi, obaliła sporo
drzew, podmyła tory kolejowe, zatrzymała loty pasażerskie
na lotnisku, itd. W najgorszym (końcowym) jej okresie,
sztormowy wiatr osiągał przy Wellington szybkość
165 km/h. Opisy niektórych z następstw tej fali niepogody
są zaprezentowane np. w artykule
[1#I3.1(20)]
o tytule "Storm lashes capital again" (tj. "sztorm ponownie
łomocze stolicę"), ze strony A1 gazety
The Dominion Post
(wydanie z poniedziałku (Monday), July 15, 2013). Słońce
i łagodna pogoda powróciły do Wellington i Petone dopiero
we wtorek dnia 16 lipca 2013 roku.
Ponownie niezwykłością owych kolejnych 10 dni
sztormowej pogody było, że kiedy łomotała ona
Wellington, w Petone niewiele różniła się ona od
typowych dni deszczowej i wietrznej pogody. W
przeciwieństwie też do Wellington, w Petone owa
fala niepogody NIE spowodowała żadnych zniszczeń.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że Petone
leży tak blisko Wellington, iż kiedy Petone jest
chronione przez Boga przed skutkami jakiegoś
Aktu Boga, wówczas ochronne działanie Petone
powinno się rozciągać także i na Wellington.
Faktycznie też, aż do daty uchwalenia w
Wellington prawa opisanego w podpunkcie 17
powyżej, kiedy jakaś anomalia pogodowa przeskakiwała
przez Petone bez wyrządzania w nim szkody, typowo
podobnie przeskakiwała ona również i przez Wellington.
Jednak po uchwaleniu owego prawa, ta sytuacja
uległa zmianie. Mianowicie, praktycznie każdy Akt
Boga jaki pojawia się w Nowej Zelandii z furią uderza
teraz w Wellington, zaś przeskakuje tylko przez Petone
bez wyrządzania w nim szkody. Ciekawe, czy ma
to oznaczać, że Bóg daje nam w ten sposób dyskretnie
do zrozumienia jakie jest Jego stanowisko w sprawie
owego prawa uchwalonego w Wellington? Ciekawe
też czy owe okresy trwania złej pogody przez 10 dób
celowo liczą tyle dni aby przenosiły w sobie jakąś
wiadomość?
21.
Serie trzęsień ziemi, jakie uderzyły Wellington począwszy
od piątku, dnia 19 lipca 2013 roku. Spokój i słoneczna
pogoda panowały w Wellington jedynie przez 3 dni. Już
bowiem o godzinie 9:06 rano w piątek dnia 19 lipca 2013
roku, Wellington zostało uderzone trzęsieniem ziemi o sile
5.7 w skali Richtera. Trzęsienie owo wyraźnie odczuwało
się także w Petone, chociaż w Petone NIE wyrządziło ono
żadnej szkody. Po owym pierwszym wstrząsie, Wellington
zaczął być potrząsany długimi seriami trzęsień ziemi,
najsilniejsze z których, o mocy 6.5 w skali Richtera, miało
miejsce o godzinie 17:09 w niedzielę dnia 21 lipca 2013
roku. W wyniku owych trzęsień ziemi, miasto Wellington
doznało znacznych zniszczeń. Opisy owych zniszczeń
można sobie poczytać ze stron A1 do A7 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z poniedziałku (Monday), July 22, 2013) -
szczególnie patrz tam artykuł
[1#I3.1(21)]
ze stron A2 do A3 o tytule "Residents terrified as
tremors rock capital" (który to artykuł podaje wykaz
zniszczeń zaistniałych w stolicy Nowej Zelandii).
Podobne opisy zniszczeń w Wellington zawarte
są też na stronach A1 do A5 gazety
The Dominion Post
(wydanie z poniedziałku (Monday), July 22, 2013) -
szczególnie patrz tam artykuł
[2#I3.1(21)]
ze strony A4 o tytule "Quake equal to 100 nuclear
bombs" (który to artykuł wyjaśnia, że owo trzęsienie
ziemi w Wellington o sile 6.5, faktycznie przenosiło
w sobie znacznie więcej niszczycielskiej energii niz
tamto które w dniu 22 lutego 2011 roku zniszczyło
miasto Christchurch i które opisałem w punkcie #P6
strony o nazwie
quake_pl.htm -
tyle że wstrząsy jakie uderzyły w Wellington
miały łagodniejszy charakter).
Niezwykłością tamtych trzęsień ziemi, jakie w
Wellington spowodowały znaczące zniszczenia,
było że w Petone nie odnotowałem żadnych zniszczeń.
Jest to dziwne, bowiem faktycznie owe trzęsienia
dokonały zniszczeń praktycznie w każdym kierunku
od Petone, jednak NIE w samym Petone. Przykładowo,
niezależnie od sąsiedniego Wellington położonego
jakieś 8 km na południe od Petone, ucierpiała od
niego także sąsiadująca z Petone Wainuiomata
leżąca na wschód od Petone, a także sąsiedni
Lower Hutt który graniczy z Petone od północnej
strony. Ponadto, trzęsienia owe były znaczące.
Towarzyszyły im też głośne dudnienia oraz łoskot.
Kiedy np. w Petone rozpoczęło się owo niedzielne
trzęsienie ziemi z godziny 17:09, oboje z żoną
natychmiast wybiegliśmy z mieszkania do ogrodu.
Odnotowałem wówczas, że budynek naszego
mieszkania, a także pobliskie drzewa i domy,
falowały jak łodzie na wzburzonej wodzie. Ziemia
tak mocno kołysała się pod nogami, że moja
zona NIE mogła ustać na nogach i musiała
usiąść na ławce. Aż dziw bierze, że ceglany
budynek naszego mieszkania NIE uległ przy
tym rozsypaniu. Ja sam wprawdzie ustałem
na nogach, jednak fale telepatyczne emitowane
przez to trzęsienie ziemi były tak silne, że
powodowały w mojej głowie rodzaj szoku,
zamętu, oraz blokady zdolności do myślenia -
nic dziwnego, że owe fale telepatyczne są w
stanie zdalnie zaincjować działanie urządzenia
ostrzegającego opisanego w częściach #D do #H strony o nazwie
seismograph_pl.htm.
Jako naukowca obiektywnie badającego metody
działania Boga, mnie najbardziej zastanawia pytanie:
"czy kiedy Bóg zesyła jakiś kataklizm, to czy wówczas
w przedmioty i rodzaje zniszczeń jakie kataklizm
ów wywołuje, Bóg dyskretnie wpisuje wiadomość
co do powodów jego zesłania?" Oczywiście, dla
większości kataklizmów nie ma jak zdobyć powszechnie
dostępnych danych aby móc zadowalająco odpowiedzieć
na owo pytanie. Jednak dla opisywanego tu trzęsienia
ziemi ja mam dostęp do wymaganych danych. Wszakże
trzęsienie to dotknęło stoliczne miasto Wellington
leżące niemal na progu mojego mieszkania. Podzielę
się więc teraz z czytelnikiem faktami jakie zdołałem w
nim odnotować. Pierwszym z tych faktów jest informacja
pokazywana w dzienniku telewizyjnym zaraz po owym
niedzielnym trzęsieniu ziemi o sile 6.5. Ujawniła ona,
że jednym z najbardziej poszkodowanych budynków
w Wellington była dawna biblioteka parlamentu. Jeśli
więc Bóg przekazuje nam jakąś wiadomość, wówczas
jedno z jej słow kluczowych brzmi "parlament". Znacząco
poturbowane w Wellington okazały się też inne biblioteki.
Jedna z nich została zalana wodą. Z kolei zbiory
w innej bibliotece (tej przy wydziale prawa uniwersytetu
w Wellington) zostały pozrzucane z półek i pomieszane.
Kolejne więc słowa kluczowe jakie można dodać do
owej dyskretnej wiadomości brzmiałyby "prawo" i
"mieszanie idei i praw". Najliczniejsze szkody wyrządzone
w Wellington stanowiło szkło jakie powylatywało z okien
poszczególnych budynków. Stąd następne słowa
kluczowe owej dyskretnej wiadomości brzmiałyby
zapewne "wypaczanie lub niszczenie ludzkich
perspektyw i poglądów". Znacząco oberwał też port
eksportowy Wellington, spory fragment którego zapadł
się w morze. Omawiana tu wiadomość zawierałaby
więc zapewne słowo kluczowe o znaczeniu "eksport"
lub "wysyłanie w świat". Na sporej też liczbie ulic Wellington
pojawiły się pęknięcia i zapadliska ziemi. Słowa kluczowe
omawianej tu wiadomości zapewne obejmowałyby też "utratę
gruntu pod nogami" lub "utratę stabilności". Podsumowując
więc tutaj symboliczną wymowę chociaż tylko powyżej-opisanych
przedmiotów i rodzajów zniszczeń, możnaby argumentować,
że jeśli w omawianym trzęsieniu ziemi zawarta jest jakaś
dyskretnie przekazywana wiadomość, wówczas wiadomość
ta stwierdza coś w rodzaju
"prawo parlamentu
jakie wypacza ludzkie poglądy, usuwa ludziom grunt pod
nogami, oraz eksportuje do reszty świata pomieszane
idee". Pytanie więc na jakie odpowiedzi warto będzie
dalej szukać w cechach i skutkach opisywanego tutaj
trzęsienia ziemi, oraz w cechach i skutkach innych
kataklizmów jakie ostatnio powtarzalnie trapią stoliczne
miasto Wellington, to czy powodem tych Aktów Boga
stało się uchwalenie przez parlament z Wellington
owego sprzecznego z nakazami Biblii prawa
opisanego w podpunkcie 17 powyżej?
22.
Najróżniejsze dalsze przypadki niszczycielskich zjawisk,
których trajektoria nacelowana była na Petone, które
nawet sprawiły łomot miejscowościom leżącym tuż przed
Petone, jednak które przeskoczyły przez Petone bez
uczynienia w nim szkód, poczym ponownie zaczęły
łomotać miejscowości leżące zaraz za Petone.
Po udokumentowaniu opisywanego powyżej całego
szeregu obserwacji jak najróżniejsze naturalne
kataklizmy wycelowane w Petone zachowują się
po dotarciu do owego miasteczka, odkryłem że
niezależnie od tego jaki jest to rodzaj kataklizmu,
zawsze jego przebieg i scenariusz wygląda w
przybliżeniu niemal tak samo. Mianowicie, każdy
taki kataklizm typowo zbliża się do miasteczka
Petone, sprawiając po drodze łomot miejscowościom
leżącym przed naszym miasteczkiem i zasiewając
tam zniszczenia. Jednak po dotarciu do Petone
jego niszczycielska siła jakby czasowo zanika,
NIE wyrządzając w Petone żadnych poważniejszych
szkód. Niemniej po przeskoczeniu przez Petone szybko
odzyskuje on siły, ponownie łomocząc miejscowości
na jego dalszej drodze. Scenariusz ten jest aż tak
powtarzalny, że można go znaleźć w praktycznie
każdym katakliźmie jakiego niszczycielska trajektoria
przebiegała przez Petone po 2009 roku. Chociaż więc
po kataklizmach udokumentowanych powyżej ciągle
przez jakiś czas spisywałem sobie artykuły w gazetach
dokumentujące dalsze takie kataklizmy nacelowane na
Petone, po przeanalizowaniu ich opisów doszedłem
do wniosku, że NIE ma już powodów aby ich
dokumentacjami dodatkowo poszerzać objętość
niniejszej strony (i tak już dosyć obszernej). Wszakże
ich działanie zawsze jest takie samo, a ponadto, jeśli
któryś z czytelników dla istotnych powodów zapragnie
przeanalizować taką dokumentację, wówczas może do
mnie oficjalnie po nią się zwrócić abym mu ją dosłał -
prywatnie bowiem narazie ciągle kontynuuję jej spisywanie.
Ponadto zainteresowani czytelnicy sami też mogą
znaleźć sobie opisy dalszych tego typu kataklizmów -
wszakże w powyższych dokumentacjach przytaczam
też linki do stron internetowych gazet które ja sam
systematycznie czytam i które typowo publikują opisy
kataklizmów przetaczających się przez Petone (a stąd
i przez stoliczne miasto Wellington). Kopie wielu z tych
gazet czytelnicy mogą też przeglądnąć sobie w serwisie
gazetowym jaki opisuję dokładniej w punkcie #D9 swojej strony o nazwie
faq_pl.htm.
Tu na tej stronie dodam następny opis już tylko w przypadku,
jeśli w przyszłości wydarzy się jakiś naprawdę niezwykły
"Akt Boga" - jakiego przykładu nadal NIE miałem okazji
aby tutaj udokumentować. Wszakże
dotychczas udokumentowałem
tu już wystarczająco dużą liczbę typowych dla Petone
Aktów Boga, aby z punktu widzenia statystyki i teorii
prawdopodobieństwa dowieść konklusywnie, że Bóg
faktycznie chroni miasteczko Petone przed kataklizmami -
tak jak dla wszystkich miejscowości goszczących u siebie
wymaganą przez Boga liczbę co najmniej "10 sprawiedliwych"
wyjaśnia to punkt #I1 na mojej stronie o nazwie
quake_pl.htm.
Niemniej uwadze czytelnika polecam tu fakt,
że chociaż NIE dokumentuję tutaj już dalej owych
przypadków gdy następne z takich "przeskakujących
przez Petone" kataklizmów się wydarzają, ciągle do czasu
kiedy w dniu 23 grudnia 2013 roku dodawałem tu niniejsze
wyjaśnienie, praktycznie co najmniej jeden z nich przetaczał
się przez Petone niemal każdego miesiąca.
#I3.2.
Niezwykłe ożywienie ekonomiczne i wzrost znaczenia, które
po 2009 roku miasteczko Petone doświadczyło równocześnie
z zanikiem trapiących je kataklizmów:
Ja zamieszkałem w Petone począwszy od
12 lutego 2001 roku. Przez pierwszych 9
lat mojego pobytu w owym miasteczku, pod
niemal każdym względem było ono podobne
do innych miejscowości kraju o podupadającej
gospodarce i opróżniających się kościołach.
Znaczy, jego jedyna główna ulica (zwana
Jackson Street) świeciła licznymi oczodołami
pustych lokali "do wynajęcia" - tak jak dla czasów
po utracie władzy przez najbardziej moralnego
ze znanych mi przywódców Nowej Zelandii opisuję
to w punkcie #B1 swojej strony o nazwie
pajak_jan.htm.
Domy i mieszkania były wówczas w Petone
relatywnie tanie (jak na Nową Zelandię),
bowiem nikt NIE chciał się osiedlać w
"zapomnianym przez Boga" i "śpiącym" miejscu.
Na dodatek pogoda była paskudna - Petone niemal
bez przerwy było wówczas łomotane sztormami,
gnębione mgłami, omiatane silnymi wiatrami,
zaś dni słoneczne mozna było tu policzyć na
palcach. Ja też widząc jak sprawy wyglądają
zamierzałem pozostać w Petone tylko na czas
kiedy miałem tu zatrudnienie, potem zaś z niego
uciekać do jakiegokolwiek miejsca bardziej przyjaznego
ludziom (w owym czasie moim marzeniem było zamieszkanie
w Christchurch, które w tamtych czasach uważałem
za najfajniejsze miasto Nowej Zelandii - tyle że w
Christchurch nigdy NIE mogłem znaleźć dla siebie
pracy).
Jednak po 2009 roku wszystko zaczęło w Petone
się zmieniać. Najpierw odnotowałem wówczas,
że wokoło Petone mieszka już owych co najmniej
"10 sprawiedliwych" wymaganych przez Boga -
który to fakt opisałem dokładniej w punkcie #I3
swej strony o nazwie
day26_pl.htm.
Potem odnotowałem, że pogoda w Petone stopniowo
zaczyna się poprawiać i staje się znośna. Faktycznie
to z uprzednio jednej z najgorszej w tym rejonie kraju,
pogoda w Petone stała się jedną z najlepszych.
Przykładowo, aczkolwiek Petone jest zbyt małym
miasteczkiem aby ktokolwiek systematycznie publikował
statystyczne dane pogodowe na jego temat, ciągle
dane takie są publikowane dla pobliskiego stolicznego
miasta Wellington - dla którego Petone jest przedmieściem.
Stąd w słoneczne dni, oraz poza czasami sztormów i kataklizmów,
pogoda w Wellington jest więc niemal tak samo przyjemna
jak pogoda w Petone - tyle że Wellington jest trapiony
mgłami i chmurami znacznie częściej niż Petone.
Tymczasem w dniu 20 grudnia 2013 roku, wieczorny
dziennik telewizyjny na rządowym kanale 1 telewizji
nowozelandzkiej podawał oficjalnie, że w ostatnim
roku Wellington stał się najbardziej słonecznym miastem
Nowej Zelandii - miał bowiem najwięcej dni słonecznych
ze wszystkich miast całej Nowej Zelandii. Oczywiście,
owa wiadomośc dziennika telewizyjnego NIE wzmiankowała
nawet, że taka doskonała słoneczna pogoda w Wellington
wynika z faktu, że owo Wellington jest położone niedaleko
od miasteczka Petone - które to miasteczko właśnie cieszy
się "specjalnym potraktowaniem" od Boga.
Począwszy od 2010 roku zacząłem też dokumentować
fakty opisywane w punktach #I3 do #I5 tej strony.
Fakty te stopniowo potwierdziły mi obiektywną prawdę,
że Petone rzeczywiście otrzymuje od Boga
owo "specjalne potraktowanie" obiecane w Biblii
za goszczenie wymaganych "10 sprawiedliwych".
Głównym rodzajem potwierdzenia tej prawdy było
moje obiektywne ustalenie, że Petone faktycznie jest
chronione przed następstwami kataklizmów. Na
dodatek do tego zacząłem też odnotowywać niezwykłe ożywienie
gospodarcze miasteczka Petone. Owe oczodoły uprzednio
pustych lokali "do wynajęcia" wszystkie poznikały. Ceny
mieszkań i domów nagle zaczęły też szybko rosnąć - co
dla mnie okazało się raczej przykrą niespodzianką, kiedy
po trzęsieniu ziemi w Christchurch opisywanym m.in. w
punkcie #G2 mojej strony o nazwie
przepowiednie.htm,
zmieniłem swoje uprzednie zamiary i zdecydowałem się
osiedlić w Petone na stałe. W międzyczasie Petone stało
się bowiem rodzajem "jadłodajni" i miejsca zakupów dla
mieszkańców pobliskiego Wellington i kilku innych
miejscowości. Dniami liczni przyjezdni z owych
miejscowości zaludniają chodnik głównej ulicy Petone,
wizytując dzisiątki sklepów jakie w międzyczasie
na niej się pojawiły. Wieczorami zaś, szczególnie w
weekendy", główna uliczka Petone stała się niemal równie
gwarna i równie pełna ludzi wizytujących jej blisko 100 restauracji,
kawiarń i jadłodajni, jak główna ulica Courtenay ze stolicznego
Wellington - tyle tylko, że w Petone tłum wizytujących wykazuje
bardziej kulturalne i bardziej przyjemne zachowanie niż tłum z
pobliskiego Wellington. Wszystko to zaś na przekór, że owo
ożywienie gospodarcze Petone nastąpiło kiedy praktycznie
cała reszta Nowej Zelandii była skuwana coraz potężniejszym
kryzysem ekonomicznym i bezrobociem. W sumie okazało
się więc także, iż do niedawna ospałe i zapomniane Petone,
zaczyna zwolna się stawać przedmiotem zazdrości ze strony
innych sąsiednich miejscowości, które też chciałyby radzić
sobie tak dobrze jak Petone. Wszystko to powyższe nagle
mi uświadomiło, że
niezależnie od spokoju
i obrony przed kataklizmami, miejscowości chronione obecnością
owych wymaganych co najmniej "10 sprawiedliwych"
otrzymują także od Boga zasobność gospodarczą i
ożywienie ich znaczenia oraz życiodajnych aktywności.
Innymi słowy, jest więcej korzyści w czyimś zyskaniu poparcia
od Boga, niż "ateistycznym filozofom" kiedykolwiek się śniło.
#I4.
"Uczuciowość" zachowań pogody jako "znaki" że dana społeczność ma
swoich "10 sprawiedliwych" lub że np. jako całość praktykuje ona totalizm:
Motto:
"Lokalna natura zawsze dostraja się do dominującej filozofii miejscowych ludzi.
Innymi słowy, jeśli wyraźnie oddzielić charakterystykę klimatu od zachowań natury i pogody,
wówczas zachowania natury i pogody na danym obszarze zawsze dokładnie odzwierciedlają
filozofię praktykowaną przez społeczność ludzką żyjącą na tym obszarze."
Według moich dotychczasowych obserwacji,
istnieją jednoznaczne "znaki" jakie relatywnie
niezawodnie informują nas o stanie moralności
i o filozofii społeczności zamieszkującej dane
miasto czy dany obszar. "Znaki" te dosyć klarownie
informują każdego zainteresowanego co do
jednej z 3 możliwych sytuacji filozoficznych
ludności mieszkającej na danym obszarze,
mianowicie informują one czy dana społeczność
jako całość:
(a) praktykuje jakąś formę
totalizmu
(np. "totalizm intuicyjny"), albo czy
(b)
praktykuje ona pasożytnictwo jednak współzamieszkuje
w niej na stałe owych "10 sprawiedliwych", albo
też czy jako całość
(c) praktykuje ona
pasożytnictwo
i wcale NIE ma w swym gronie żadnych "sprawiedliwych".
"Znakami" tymi są rodzaje "uczuć" jakie przebijają
z zachowań pogody i natury na danym obszarze,
które to uczucia mogą reprezentować: albo (a)
"serdeczność", albo jakby (b) "uprzejmość" czy
"oficjalną przyjacielskość" (w stylu tej jaką
wykazują nam np. "stewardessy" w samolotach),
albo też wręcz (c) "wrogość". Znaczy,
zachowania miejscowej pogody i natury zawsze
są jak zachowania zakochanej kobiety która
swoim postępowaniem daje obiektowi swojej
miłości jednoznacznie znać co myśli na temat
jego postępowania. Mianowicie, jeśli tzw. "anomalie
pogodowe" zawsze wykazują wręcz "serdeczne"
potraktowanie danej społeczności, wówczas jest
to znakiem że społeczność ta jako całość praktykuje
totalizm. Owo "serdeczne" potraktowanie objawia
się na wiele sposobów. Przykładowo, nawet w zimnym
klimacie, takim jaki ma Polska, deszcz może być "ciepły" -
tak że np. dzieci będą tam lubiły bawić się w deszczu,
bowiem jest on jak przyjemny jak ciepły prysznic.
Albo objawia się tym, że np. kiedy dana społeczność
czy miasto znajdzie się na drodze jakiejś przykrej
anomalii pogodowej, takiej jak silna śnieżyca, grad,
mróz, wiatr, deszcz, spiekota, susza, itp., wówczas
następstwem tej anomalia jest zupełny brak
wyrządzanych szkód bez względu na siłę tej anomalii.
Natomiast jeśli pogoda i natura wykazują "uprzejme"
albo "przyjazne" chociaż jakby "oficjalne" potraktowanie,
które jest typowe jeśli społeczność ta praktykuje
pasożytnictwo ale ciągle ma swoich "10
sprawiedliwych", wówczas następstwem
dowolnej anomalii pogodowej jest minimum
możliwe szkód wyrządzanych przy danej sile
tej anomalii. Jeśli zaś pogoda i natura na danym
obszarze wykazuje "wrogość" wobec miejscowej
ludności, co jest znamienne dla praktykowania
przez nia filozofii pasożytnictwa i NIE posiadania
własnych "10 sprawiedliwych", wówczas praktycznie
każdy rodzaj pogody, nawet tej najlepszej, wyrządza
miejscowej ludności maksimum szkody i cierpień
jakie przy danej sile tej pogody jest ona w stanie
wyrządzić. Także jeśli spada tam deszcz, wówczas
zawsze jest on zimny i nieprzyjemny. Często też
zamiast deszczu będzie tam padał duży i niszczycielski
grad. Co też istotne, w dzisiejszych czasach
internetowych prognoz pogody, każdy może sobie
zdalnie sprawdzić jaki rodzaj "znaku" pogoda i natura
z danego obszaru wysyła w świat na temat ludności
zamieszkujących ten obszar. (Np. w czasach pisania
tego punktu w kwietniu 2010 roku, aktualną pogodę
Nowej Zelandii można było poznać ze stron internetowych
metservice.com/national/ oraz
tvnz.co.nz/weather-forecast.)
Tyle że aby sprawdzić ten "znak",
trzeba porównywać pogodę ze zdarzeniami jakie
mają tam miejsce - to zaś już wymaga dosyć długich
badań (stąd najłatwiej sprawdzać to na miejscu
poprzez odwiedziny przy możliwie najgorszej
pogodzie). A sprawdzić ten "znak" naprawdę
warto - jeśli np. zamierza się tam zamieszkać.
Wszakże znak ten definiuje dokładnie jak miejscowi
ludzie nas tam przyjmą i jak tam będziemy się
czuli. Filozofia ludzi najwyraźniej i najdrastyczniej
bowiem się ujawnia w ich odnoszeniu się
do słabszych od siebie, do emigrantów,
oraz do "obcych" przybyszy z innych stron.
Przykładem niezwykle "serdecznego" zachowania
się pogody i natury jakiego ja osobiście
doświadczyłem, była moja rodzina wieś
Wszewilki
w czasach mojej młodości (tj. pomiędzy 1946
i 1964 rokiem). W owych czasach wieś
Wszewilki była definitywnie "totaliztyczną"
wsią która jako całość zdecydowanie praktykowała
filozofię totalizmu.
Interesująco, kiedy jakiś wyniszczający fenomen
natury pojawiał się w pobliżu Wszewilek, zawsze
jakimś dziwnym "zbiegiem okoliczności" omijał on
z daleka ową wieś, nie wyrządzając w niej praktycznie
żadnej szkody. Z kolei kiedy przyszła jakaś nieprzyjemna
pogoda, wówczas tak jakoś się działo że pogoda
ta nikomu NIE szkodziła a jedynie wprowadzała
urozmaicenie do życia mieszkańców Wszewilek.
Innym dosyć niezwykłym przykładem był mój pobyt
w nowozelandzkim mieście zwanym "Invercargill"
w latach 1983 do 1987. W owym czasie ludność
tego miasta jako całość również praktykowała
totalizm (chociaż wcale NIE była tego świadoma).
Na przekór więc iż w Nowej Zelandii owo "Invercargill"
słynie jako miasto o podobno najgorszej pogodzie
z całego kraju, w czasie gdy tam mieszkałem
owa niby "zła" pogoda była tam tak "serdeczna"
dla ludzi, że wogóle się tam NIE czuło iż jakoby
pogoda jest tam gorsza niż gdziekolwiek indziej.
Faktycznie ja wówczas odebrałem tamtejszą
pogodę jako całkiem przyjemną.
Przykładem "przyjacielskiego" choć jakby
"oficjalnego" zachowania się pogody i natury
jest opisywane tu miasteczko Petone (w którego
okolicy mieszka owych co najmniej "10
sprawiedliwych"). Jak bowiem powtarzalnie
potwierdzają to miejscowe zdarzenia, przykładowo
przepowiadane w telewizji przez służby meteorologiczne
przypadki szczególnie złej pogody, niemal nigdy się
nie spełniaja dla Petone - chociaż typowo
spełniają się dla innych pobliskich miejscowości.
Ponadto, wszelkie anomalie pogodowe zawsze
w samej Petone wyrządzają minimum szkód
możliwych przy danej ich sile - chociaż już
w pobliskich miejscowościach wyrządzają
maksimum możliwe zniszczeń. Doszło do tego,
że lokalne służby meteorologiczne jakby czuły
się zaambarasowane ogłaszać prognozę złej
pogody dla Petone, bowiem ich ewentualne
ostrzeżenia na temat anomalii pogodowych
zagrażających tej miejscowości niemal już z
góry są skazane iż potem okażą się błędne.
Jeśli jakaś społeczność zasłuży sobie na to rodzajem
filozofii którą praktykuje, wówczas zamiast
wykazywania "przyjacielskości", anomalie pogodowe
mogą też wykazywać wręcz "wrogość". W latach
1999 i 2000 mieszkałem w niewielkiej nowozelandzkiej
miejscowości zwanej Timaru. Tam właśnie wyraźnie
dawała się odnotować owa "wrogość" pogody. W
rezultacie, nawet przy maksymalnie korzystnych warunkach,
takich jak słoneczna pogoda i zupełny brak wiatru,
natura też potrafiła tam maksymalnie pognębić
miejscowych ludzi np. poprzez zwiększanie
zapylenia powietrza i indukowanie alergicznych
oraz astmatycznych reakcji - np. patrz artykuł
"Timaru now smog capital" (tj. "Timaru obecnie
stolicą zapylenia") ze stron 1 i 3 miejscowej gazety
The Timaru Herald,
wydanie z niedzieli (Sunday), 8 July 2000.
Innym miejscem gdzie natura daje wyraźnie
poznać ludziom swoją "wrogość", jest tzw.
"Rimutaka Forest Park" o którym
piszę szerzej w punkcie #K1.9 strony
newzealand_pl.htm.
Przy owym parku znajduje się jedno z największych
więzień Nowej Zelandii w jakim odbywają swoje
wyroki praktycznie wyłącznie ludzie o pasożytniczej
filozofii. Na przekór też iż ów park jest oddzielony
zaledwie grzebietem górskim od Petone (a stąd
już NIE należy do tego samego "obszaru zniszczenia"),
natura postępuje tam z ludźmi zupełnie odwrotnie niż
w Petone - faktycznie w sposób otwarcie "wrogi"
wobec ludzi i dokładnie pasujący do filozofii
pensjonariuszy z Więzienia Rimutaka.
#I5.
Jeśli mieszkańcy jakiegoś obszaru zasłużą sobie
na to moralnym postępowaniem i grupowym praktykowaniem
filozofii totalizmu,
wówczas natura działa na ich korzyść
nawet kiedy powinna im szkodzić (z niemoralnymi
zaś społecznościami dzieje się dokładnie odwrotnie):
Motto:
"Wrogość lub przyjacielskość miejscowej natury zawsze jest proporcjonalna do poziomu
grupowej niemoralności lub moralności ludzi którzy zamieszkują daną miejscowość."
Jak przyjazna może być natura
dla
najbardziej moralnych społeczności
które grupowo praktykują intuicyjną wersję
filozofii totalizmu,
wykazują to badania raportowane w niepozornym
artykule
[1#I5] o tytule "Islands in Pacific
are growing, study says" (tj. "Wyspy Pacyfiku
rosną, wykazują badania"), ze strony A6 gazety
The New Zealand Herald
wydanie z czwartku (Thursday), June 3, 2010.
Artykuł ten raportuje wyniki empirycznych badań nad wyspami
dwóch archipelagów Pacyfiku, mianowicie Tuvalu
i Kiribati. Problem jaki wyspy te mają polega na tym,
że obecne indukowane przez ludzi i przemysł ocieplanie
się klimatu Ziemi wiedzie do nieustannego podnoszenia
się poziomu wody w oceanach. Z kolei podnoszenie
się poziomu wody w oceanach, zgodnie z twierdzeniami
starej "ateistycznej nauki ortodoksyjnej" powinno wieść
do zalewania co niżej położonych wysp i nabrzeży -
takich jak właśnie Tuvalu i Kiribati (np. patrz
artykuł "Sea level to rise 13 cm in a century",
ze strony 8 malezyjskiej gazety
New Straits Times
wydanie z piątku (Friday), July 23, 2010).
Tymczasem się okazało, że 7 wysp z Tuvalu
oraz 3 wyspy z Kiribati faktycznie urosły w
przeciągu ostatnich 60 lat - tj. w czasach kiedy
wykonywane były ich fotografie lotnicze i
satelitarne. Owo ich urośnięcie miało miejsce
na przekór że poziom oceanu podniósł się
tam już o 12 cm - stopniowo zalewając wiele
innych nisko położonych wysp koralowych
Pacyfiku. Innymi słowy, jeśli mieszkańcy
danych wysp zasłużą sobie na to praktykowaniem
zasad moralnych wymaganych od nas przez
Boga, a opisywanych dokładnie m.in. filozofią totalizmu,
ich wyspy zamiast tonąć w wyniku ocieplania się
klimatu Ziemi i wzrostu poziomu oceanów, raczej
zaczynają coraz bardziej wynurzać się z morza.
Powyższe zjawisko z wysp Tuvalu i Kiribati jest
tylko jednym małym przykładem z całego zatrzęsienia
materiału dowodowego który potwierdza odkrycie
nowej "nauki totaliztycznej" publikowane w punkcie #I4 strony
day26_pl.htm,
a stwierdzające, że
"zachowania
natury na danym obszarze zawsze są odzwierciedleniem
'moralności grupowej' ludzi zamieszkujących ów obszar
i stąd dotykanych przez te zachowania".
(Czym jest owa
"moralność grupowa"
wyjaśnia to dokładniej punkt #E2 strony o nazwie
totalizm_pl.htm.)
Niestety, stara "ateistyczna nauka ortodoksyjna"
(tj. ta oficjalna nauka której ciągle uczymy się w
szkołach i na uczelniach, zaś której rozliczne
wady omawia szerzej punkt #A2 niniejszej strony)
interpretuje zupełnie niewłaściwie zjawiska
jakie zawierają w sobie owo zatrzęsienie dowodów.
Sztucznie wzmacniając ateistyczność swych wyjaśnień,
nauka ta przeacza bowiem, lub celowo ignoruje
i pomija, związek tych zjawisk z poziomem "grupowej
moralności" ludzi których one dotykają - znajomość
którego to związku okazuje się być najistotniejszym
wymogiem postępu ludzi. Wszakże aby te zjawiska
zinterpretować poprawnie i ujawnić ich dowodową
wartość jako następstw działania mechanizmów moralnych,
owa oficjalna nauka musiałaby najpierw pozbyć
się swego ateizmu. Jednak zarzucenie ateizmu
przez dzisiejszą oficjalną naukę NIE jest już
możliwe. Ateizm bowiem jest jej fundamentem
filozoficznym, na którym nauka ta jedzie tak
samo jak pociąg jedzie po swych szynach - co
dokładniej opisują punkty #F1.1 i #F2 strony
god_istnieje.htm.
W rezultacie, jeśli ludzkość NIE obali dotychczasowego
"monopolu na wiedzę" owej starej nauki np. poprzez
oficjalne ustanowienie konkurencyjnej i nowej "nauki
totaliztycznej" bazującej na dowodach i ustaleniach
relatywnie nowej
"teorii
wszystkiego" zwanej
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
(obalenie którego to monopolu jest silnie
rekomendowane w punkcie #C1 na stronie
telekinetyka.htm),
wówczas naukowcy nigdy NIE podejmą obiektywnych
badań faktu iż
natura demonstruje ludności danego
obszaru wrogość lub przyjacielskość jaka jest
proporcjonalna do poziomu "grupowej niemoralności"
lub "grupowej moralności" ludzi zamieszkujących ów obszar.
Wszakże
"dzisiejsza nauka
zachowuje się jak rozpędzony pociąg który sam NIE
potrafi się już zatrzymać nawet jeśli wszystkim
jest już wiadomym, że szyny na których on jedzie
zmierzają ku przepaści i do katastrofy".
Z tego powodu, bez obalenia obecnego monopolu
"ateistycznej nauki ortodoksyjnej", materiał dowodowy
dokumentujący opisywane tu ustalenie nowej
"totaliztycznej nauki" nigdy NIE będzie mógł
być oficjalnie zaprezentowany w jakiejkolwiek
publikacji naukowej ani oficjalnie dyskutowany
w programie jakiejkolwiek konferencji naukowej.
Z kolei
bez naukowego uznania faktu iż zachowaniem
natury rządzi grupowa moralność ludzi żyjących na
danym obszarze, NIE jest możliwe dla nauki wypracowanie
i wdrożenie efektywnych metod obrony ludzkości
przed naturalnymi kataklizmami - w rodzaju
metod obrony opisywanych na stronie o nazwie
quake_pl.htm,
zaś potwierdzanych empirycznie m.in. dowodami
z punktu #I3 niniejszej strony.
Wróćmy jednak do materiału dowodowego z w/w
wysp Tuvalu i Kiribati. Dokumentuje on, że na
wyspach które praktykują właściwy rodzaj "moralności
grupowej", relatywny poziom wody morskiej (tj.
poziom wody odniesiony do poziomu lądu)
zachowuje się przeciwstawnie do trendu z
reszty świata, czyli opada (podczas gdy w
reszcie świata relatywny poziom wody morskiej wzrasta).
Powodowanie tego zjawiska przez mechanizmy moralne
jest dodatkowo potwierdzane przez odmienny materiał
dowodowy, który dokumentuje też zupełnie odwrotny
trend. Mianowicie, istnieje też materiał dowodowy
który dokumentuje, że na obszarach zamieszkałych
przez co bardziej niemoralnie zachowujących się
ludzi, relatywny poziom morza postępuje odrotnie
niż na w/w wyspach Tuvalu i Kiribati - czyli poziom
ten podnosi się tam wielokrotnie szybciej niż w reszcie
świata i zagraża tam już niedalekim zalaniem lądu.
Niestety, ów materiał dowodowy prawdopodobnie NIE zostanie
udokumentowany dla obszarów w których ludność już
od dawna zeszła na praktykowanie wysoce niemoralnej
filozofii pasożytnictwa.
Wszakże naukowcy z krajów obezwładnionych przez
filozofię pasożytnictwa są już zupełnie niezdolni
do dokonywania jakichkolwiek kompleksowych i
nowatorskich badań eksperymentalnych z powodu
panującej wśród nich tzw.
"wynalazczej impotencji" - opisywanej
m.in. w punkcie #H1 i #G1 strony o nazwie
eco_cars_pl.htm.
(Naukowcy dotknięci "wynalazczą impotencją" są
co najwyżej zdolni do produkowania "naukowej
makulatury" poprzez wycinanie nożyczkami
fragmentów starych artykułów, oraz publikowanie
ich jako nowe po uprzednim ich posklejaniu razem.)
O fakcie, że "natura" rzeczywiście jest tam wroga wobec miejscowej
ludności, można więc dedukować jedynie pośrednio
z raportów o licznych tam zabójczych trzęsieniach
ziemi, tsunami, tornadach, huraganch, powodziach,
suszach, upałach, pożarach, mrozach, itp. (a także
rozruchach, wojnach, rewolucjach, aktach terroru
i terroryzmu, katastrofach, formach wyzysku,
bankructwach, depresjach ekonomicznych, aktach
niesprawiedliwości społecznej, przestępczści, itd.).
Tak jednak się składa, że na świecie istnieją też już
obszary których ludność coraz szerzej praktykuje
"naukową moralność"
(tj. praktykuje ten rodzaj powypaczanej moralności
opisanej we wstępie do niniejszej strony, którą
wmuszają społeczeństwom ignoranckie twierdzenia
dzisiejszych ateistycznych naukowców, zaś utwierdzają
potem prawa uchwalane przez głuchych na głos
sumienia polityków). Jak zaś bardzo owa "naukowa
moralność" różni się już od "faktycznej moralności"
wymaganej od ludzi przez Boga, satyrycznie ilustruje
to punkt #G3 na stronie o nazwie
przepowiednie.htm.
Tymczasem dzisiejsi ateistyczni naukowcy zdołali już
wmówić niektórym społeczeństwom, że ignorancko formowana
przez nich owa powypaczana "naukowa moralność" jest
jakoby "faktyczną moralnością". Niestety, empiryka
ujawnia, że przez Boga owa "naukowa moralność"
jest traktowana jako odmiana
"niemoralności" -
a więc jest surowo karana. (Tj. jej praktykowanie przez
całe "intelekty grupowe" jest karane m.in. śmiercionośnymi
kataklizmami i bankructwami, zaś jej praktykowanie przez
pojedyńcze "intelekty indywidualne" jest karane przedwczesnymi
śmierciami - tak jak dokumentują to punkty #G1 do #G7 strony
will_pl.htm.)
Wszakże owa "naukowa moralność" coraz bardziej odbiega
od "faktycznej moralności" nakazywanej ludziom przez
Boga - zaś zdefiniowanej w punkcie #B5 strony o nazwie
morals_pl.htm.
Jednak narazie owa "naukowa moralność" NIE paraliżuje
jeszcze eksperymentalnych badań naukowych do tego
samego stopnia jak czyni to praktykowanie wysoce niemoralnej
filozofii pasożytnictwa.
Dlatego naukowcy z takich obszarów czasami są nadal
w stanie dokonywać jakichś wysoce konserwatywnych
(a stad nadal modnych) badań eksperymentalnych,
włączając w to niektóre komplesowe badania relatywnego
wzrostu poziomu morza. Wyniki z takich właśnie badań
są już nawet stopniowo publikowane. Totaliztycznie zorientowani
badacze mogą więc je przeanalizować i samemu sobie
sprawdzić, czy faktycznie w obszarach których mieszkańcy
praktykują ową "naukową moralnść", relatywny poziom morza
wzrasta znacznie szybciej niż z pozstałych miejscach świata.
Jeden z przykładów takich wyników jest raportowany m.in.
w artykule
[2#I5] o tytule "Sharp sea level rise in
'hot spot' threatens US cities" (tj. "Ostry wrost poziomu
morza we 'wrażliwym obszarze' zagraża miastom Stanów
Zjednoczonych") ze strony A11 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), June 27, 2012.
Artykuł ten omawia wyniki badań alarmujących
wzrostów relatywnego poziomu morza na wschodnich
wybrzeżach Stanów Zjednoczonych - jakie okazują się
być już 3 do 4 razy większe niż średni wzrost relatywnego
poziomu morza w reszcie świata. To z kolei oznacza, ze
takie miasta Stanów Zjednoczonych jak Nowy Jork, Boston,
czy Filadelfia, są zagrożone już niedalekimi powodziami
morskimi lub nawet zupełnym utonięciem w morzu.
Co ciekawsze, zgodnie z owym artykułem także
Kalifornia, leżąca przecież po przeciwstawnej (zachodniej)
stronie Stanów Zjednoczonych, też doświadcza
ostatnio nietypowo dużego relatywnego wzrostu
poziomu morza. Inny przykład podobnych wyników
jest raportowany w artykule
[3#I5] o
tytule "Time and tide" (tj. "czas i przypływ") ze
strony A1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z piątku (Friday), July 13, 2012. Artykuł ten
ujawnia, że aż dwa raporty potwierdziły iż na wybrzeżach
miasta Wellington (tj. stolicy Nowej Zelandii) relatywny
poziom morza wzrasta najszybciej ze wszystkich wybrzeży
całej Nowej Zelandii. Czy nie jest więc już najwyższy czas
aby mieszkańcy takich obszarów zaczęli zadawać sobie
pytanie, dokąd prowadzi ich praktykowanie owej "naukowej
moralności", oraz czy aby "matka natura" NIE używa
owego przyspieszonego wzrostu relatywnego poziomu
morza aby im zakomunikować, że NIE aprobuje "grupowej
moralności" ludzi zamieszkujących te obszary, oraz że
jest wrogo nastawiona wobec zachowań ludzkich
jakie wynikają z owej "grupowej moralności".
Czym taki ogólnoświatowy wzrost poziomu morza
może się skończyć dla ludności obszarów które
w porę NIE podejmą praktykowania
"moralności
grupowej" nakazywanej ludziom przez Boga
(tj. które NIE zaadoptują jakiejś wersji
filozofii totalizmu),
doskonale ilustrują to nam przypadki opisywane historią.
Przykładowo, na wybrzeżach Morza Bałtyckiego
opowiadane są legendy o mitycznej wyspie-mieście
Vineta
(po polsku "Wineta") którą opisałem m.in. w punktach #G2 i #H2 strony
tapanui_pl.htm.
Mieszkańcy owej wyspy-miasta wyznawali zaawansowaną formę
filozofii pasożytnictwa,
praktykując niemoralność, obżarstwo (włączając
zjadanie nawet ludzkiego mięsa), rozpustę,
zwyrodnienia seksualne, nieuczciwość,
bezbożność, itp. Społeczność owej wyspy
została więc ukarana jako całość i wyspa
ta utonęła w odmętach Morza Bałtyckiego,
zaś niemal wszyscy jej mieszkańcy zginęli.
Tak samo stało się z równie niemoralnymi
i dekadentnymi mieszkańcami starożytnego
miasta Salamis z wyspy Cyprus na Morzu
Śródziemnym - którego los przypomniałem
m.in. w punkcie #H3 ze strony
tapanui_pl.htm
zaś szerzej opisałem w podrozdziale #D3 z
monografii [5/4]
i w podrozdziale V5.2 z tomu 17 mojej najnowszej
monografii [1/5].
Stąd nie powinno nikogo zdziwić, kiedy potopione
lub unicestwiane (w podobny sposób jak owa społeczność
niemoralnej wyspy-miasta Wineta z okolicy polskiego
Świnoujścia, czy podobnie do zwyrodniałego i
niemoralnego miasta Salamis na Cyprze) będą też
i niektóre
dzisiejsze najbardziej niemoralne społeczności,
które albo otwarcie praktykują ową wysoce niemoralną
filozofię pasożytnictwa
(tak jak ma to miejsce w sporej już liczbie krajów
jakie łatwo zidentyfikować po nieustannie trapiących
ich trzęsieniach ziemi, tsunami, tornadach, huraganach,
powodziach, upałach, suszach, pożarach, wojnach,
rewolucjach, terrorze, aktach terroryzmu, itp.),
albo też praktykują "naukową moralność" -
która jednak obecnie drastycznie odeszła
już od moralności wymaganej od ludzi
przez wszechmogącego Boga. Początki tego
zatapiania i unicestwiania już dzisiaj widzimy.
Nie trzeba też specjalnej wyobraźni czy wiedzy,
aby sobie dodedukować, co się stanie dalej jeśli
dane społeczeństwa NIE zaadoptują w porę
tej właściwej "moralności grupowej"
wymaganej od ludzi przez Boga, tj. NIE zaadoptują
"moralności grupowej" opisanej w punkcie #E2 strony o nazwie
totalizm_pl.htm
i rekomendowanej wszystkim do pedantycznego praktykowania przez
filozofię totalizmu,
jakiej formalna definicja przytoczona jest w punkcie #B5 strony o nazwie
morals_pl.htm.
Wszakże bez praktykowania właściwej moralności,
takie kataklizmy i katastrofy będą się tam nasilały
aż do poziomu jaki może zupełnie wyniszczyć
społeczności, narody i kraje które najbardziej
uparcie praktykują niewłaściwy rodzaj moralności -
np. praktykują rodzaj "grupowej moralności" zalecany
im przez starą "ateistyczną naukę totaliztyczną"
(zamiast moralności grupowej nakazywanej nam
przez Boga i zalecanej np. przez sumienie czy
przez rekomendacje filozofii totalizmu), a stąd
które są najbardziej uparte w coraz głębszym
niemoralnym prowadzeniu się samemu oraz w
propagowaniu niemoralnych zachowań po reszcie
świata.
Część #J:
Niezwykłości Petone:
#J1.
Niezwykłości i ciekawostki Petone już opisane na tej stronie:
Praktycznie cała niniejsza strona poświęcona
jest opisowi niezwykłości i ciekawostek miasteczka
Petone. Sporą liczbę z nich już wyszczególniłem
i opisałem w punkcie #B3 na początku niniejszej
strony - stąd tutaj NIE będę ponownie powtarzał
ich wyszczególniania. Tu wymienię jedynie
najważniejsze i jednocześnie najbardziej niezwykłe
z omawianych w innych punktach niż ów #B3,
zaś dla poznania ich opisów odeślę czytelnika do
odpowiednich punktów niniejszej strony. Oto one:
(1) Sytuacja przysłowiowej "pułapki na
szczury" - tj. z której NIE ma ucieczki w przypadku
jakiegoś raptownego kataklizmu, np. tsunami. Sytuację
tę opisałem dokładniej w punkcie #C4 niniejszej strony,
zaś kataklizmy jakie nieustannie zagrażają miasteczku
Petone wyszczególniłem w punktach #C2 i #C3.
(2) Omijanie Petone przez kataklizmy i anomalie
pogodowe. Pomimo całej masy potencjalnych zagrożeń
na jakie miasteczko Petone jest nieustannie wystawione,
wszystkie kataklizmy oraz anomalie pogodowe,
jakie w czasach mojego zamieszkiwania w Petone
przykro doświadczyły lub pouszkadzały miejscowości
sąsiadujące z tym miasteczkiem, w samym Petonie
dotychczas NIE wyrządziły żadnej szkody (po ich
przykłady patrz punkty #I3 i #I3.1 powyżej, oraz (c)
z punktu #J2 poniżej).
(3) Ożywienie i zasobność w okresach
krajowej depresji ekonomicznej. Opisuję je
w punkcie #I3.2 niniejszej strony.
(4) Ciąg niezwykłych zdarzeń, włącznie
z cudem opisywanym począwszy od punktu #J3
poniżej aż do podpisów pod "Wideami #J3xyz",
jaki zdaje się dowodzić, że Bóg ma szczególny plan
długoterminowy co do przyszłej roli miasteczka Petone.
(5) Dziwne zrządzenia losu jakie powodują, że Petone
stało się miejscowością, w której zamieszkuję przez najdłuższy
okres czasu w całym swym życiu, znaczy już przez ponad
18 lat (tj. zaczynając od początku roku 2001 aż do dzisiaj). Dwie
inne miejscowości gdzie uprzednio mieszkałem najdłużej, to
Wszewilki oraz
Wrocław -
w każdej z nich też mieszkałem przez okresy około 18 lat.
Intrygująco, w pozostałych 7 miejscowościach do jakich
przeprowadzałem się jakby "na stałe", tj. w Christchurch,
Invercargill, Dunedin, Famagusta, Kuala Lumpur, Kuching
i Timaru, sumarycznie też zamieszkiwałem przez około 18 lat.
Stąd na mój wiek 72 lat z chwili pisania niniejszego punktu,
składały się 4 takie okresy 18-letniego zamieszkiwania -
jest to bardzo dziwna i szokująca mnie prawidłowość (coś
jakby zalążek jeszcze jednej "Tablicy Cykliczności" podobnej
do tablic opisanych w punktach #J1 do #J7 z mojej strony o nazwie
propulsion_pl.htm.)
Odnotuj, że po 2001 roku aż kilkakrotnie zabierałem się
do przeprowadzki do jakiejś innej niż Petone miejscowości,
jednak zawsze następowało jakieś zdarzenie, jakie przeprowadzki
te mi uniemożliwiało - przykładowo kiedy po przejściu na emeryturę
zabierałem się za przygotowanie swej przeprowadzki do Christchurch,
nastąpiło tam dewastujące trzęsienie ziemi. Ciekawe też, że w żadnej
poprzedniej niż Petone miejscowości w której zamieszkiwałem, moich
planów przeprowadzki nic mi NIE uniemożliwiało - tj. kiedykolwiek
poprzednio poczułem, iż nadszedl czas aby ruszyć dalej
w swą życiową drogę, zawsze mi się to udawało.
* * *
Odnotuj, że nawet już tylko fakt istnienia materiału
dowodowego jaki wskazuję w niniejszym punkcie
#J1 wystarcza aby się zorientować, że miasteczko
Petone cieszy się szczególnymi względami u Boga.
#J2.
Niezwykłości i ciekawostki Petone, które
opisałem już na innych swych stronach:
Przykładami takich niezwykłości i ciekawostek
miasteczka Petone, które opisałem już na innych
niż niniejsza swych stronach internetowych, mogą być:
(a) Moje natknięcie się w Petone na "orba",
czyli na jedną z całej serii miniaturowych, sterowanych
komputerowo sond UFO jakie operują na Ziemi - zaś
szersze opisy techniczne jakich przytaczam m.in. w
punkcie #J3 ze swej strony internetowej o nazwie
hurricane_pl.htm.
Tamto swe natknięcie się na "orba" opisałem m.in.
w punkcie #I3 swej strony o nazwie
explain_pl.htm.
Sposób jego pojawienia się poprzez "wylecenie spod ziemi"
zaś oznacza, że pod Petone może znajdować się np. jakaś
ukryta podziemna baza takich sond UFO lub nawet wehikułów UFO.
(b) Morskie molo jakie dostarcza historycznego porównania
dla trwałości tzw. "księżycowego drewna" - które to drewno
gnije dziesiątki razy wolniej od zwykłego drewna. Molo to opisałem
dokładniej w podpisie pod "Fot. #D2abc" ze swej strony internetowej o nazwie
tapanui_pl.htm,
zaś owo "księżycowe drewno" opisałem tam w punkcie #D2.1. Odnotuj
tu iż do lutego 2024 UFOnauci zdołali już hipnotycznie przeprogramować
lokalnych decydentów aby nakazali rozebranie tego historycznego molo
(którego naprawa kosztowałaby niewiele wiecej niż jego rozbiórka) a tym
samym aby usunąć z ludzkiego widoku dowody iż w Petone mają miejsce
sprzeczne z ateistyczną nauką zjawiska, np. jak "księżycowe drewno"
owego molo.
(c) Zagrożenia, uszkodzenia i zniszczenia trapiące
najbliższe miejscowości położone wokół Petone, kiedy jednocześnie
omijały one samo Petone leżące na drodze danego kataklizmu.
Oto wykaz najważniejszych takich przypadków:
(c1) Chroniczne unikanie zniszczeń przez kataklizmiczne
zdarzenia jakie niszczyły coś tuż przy Petone, jednak NIE w niej samej.
Wykaz takich przypadków i ich powodów omawiam w punkcie #I3 na stronie
day26_pl.htm.
(c2) Uniknięcie zniszczeń od trzęsienia ziemi z
dnia 2016/11/13 jakie zrujnowało budynki w każdej
z najbliższych miejscowości otaczających Petone. Uszkodzenie
to i zniszczenie było spowodowane trzęsieniem ziemi jakie
uderzyło NZ koło Kaikoura o północy z 13 na 14 listopada
2016 roku - a jakie opisałem szerzej m.in. w punkcie
#R2 i na "Fot. #R2abc" ze strony o nazwie
quake_pl.htm.
Tamto trzęsienie ziemi pozawalało, a także pouszkadzało,
budynki odległe zaledwie o kilka kilometrów we wszystkich
czterech kierunkach świata od Petone, tj. na wschód, zachód,
północ i południe od tego małego miasteczka. Niektóre z
owych pouszkadzanych budynków były nadal rozbierane
w 2018 roku. Jednak w Petone (zlokalizowanym w samym
środku pomiędzy tak zdewastowanymi obszarami) żaden
budynek NIE uległ zawaleniu ani odnotowalnemu uszkodzeniu -
co nawet jeśli ktoś NIE wierzy w cuda ciągle powinno go
głęboko zastanowić zważywszy moc owego trzęsienia ziemi
jaką opisałem w punkcie #R2 wyżej wymienionej strony
quake_pl.htm,
a także zważywszy że wiele budynków z Petone demonstruje
posiadanie podobnych, lub nawet słabszych, konstrukcji i
materiałów, jak budynki poniszczone w innych obszarach.
(c3) Wykluczenie Petone (a także wykluczenie leżącego przy
tej samej zatoce morskiej miasta Wellington) z zagrożenia nadchodzącym
"tsunami" (które na szczęście potem okazało się nieszkodliwe) -
jakie w czwartek dnia 2021/3/5 było spowodowane aż trzema potężnymi
trzęsieniami ziemi o siłach od 7.1 do 8.1 w wodach oceanu przy wybrzeżu
Nowej Zelandii - szczegółów poszukuj w Google używając słowa kluczowe:
tsunami 5 march 2021.
Owo tsunami i towarzyszące mu zdarzenia opisałem w punkcie #R3 strony
quake_pl.htm.
(d) Prawdopodobne działanie studni artezyjskiej w
Petone, jako wskaźnika poziomu zatrucia nowozelandzkich
wód gruntowych. Działanie to opisałem szerzej m.in. w
punkcie #G2.3 i na "Fot. #G2abc" swej strony o nazwie
healing_pl.htm.
#J3, blog #296.
Inteligentny "płonący krzew" wodorostu emitujący "błędny ognik",
jaki na zapełnionej ludźmi plaży w Petone (Nowa Zelandia) dnia
25 kwietnia 2018 roku około godziny 16 ujawnił, że jest w stanie
"omamiać" fascynującym "tańcem", a także "inspirować", NIE
tylko w mrokach ciemnych nocy, ale i w pełni słonecznego dnia:
Motto:
"Chociaż folklorystyczną wiedzę i ludowe opowieści oficjalna nauka traktuje
jak bajki dalekie od prawdy, w rzeczywistym życiu częściej przytrafia nam
się to co stwierdza folklor, niż to co wmawia nam oficjalna nauka."
W czasach swej młodości nasłuchałem się sporo
opowieści ludowych o typowo wrogich ludziom,
podstępnych, zwodniczych, inteligentnie zachowujących
się światłach, przez polski folklor najczęściej zwanych
"
błędne ogniki" -
aczkolwiek w Polsce znanych też pod całym szeregiem
innych nazw, np. "strażników" (ponieważ jakoby strzegą
one zbójeckich skarbów), "ogni szatańskich" (ponieważ
typowo wyrządzają one zło tym co dadzą się im zwieść),
"zwodniczych ogników" (ponieważ podstępnie zwodzą
one na zatracenie osoby które ulegną ich czarowi),
oraz kilku jeszcze innych określeń. Światła te znane
są też w folklorach wielu innych krajów. Przykładowo
po łacinie nazywane są "ignis fatuus" (tj. "podstępny
ogień"), po angielsku "will-o'-the-wisp" lub "ghost-light"
(tj. "świetlisty duch"), w Malezji znane są pod nazwą
"The Spirit of the Jungle" (tj. "Duch Dżungli") -
ponieważ zwodzą one ludzi zapuszczających się do
dżungli. W Nowej Zelandii też je znają, typowo używając
dla nich albo nazwy "The Watchman" (tj. "Strażnik"),
albo też jakieś opisowe określenia.
Ja osobiście od dawna interesuję się zjawiskiem "błędnych
ogników". Wszakże znam sporo ludzi którzy je widzieli
(niektórzy z nich widzieli je nawet wielokrotnie). Z kolei
raporty kilku obserwatorów tych ogników powtarzałem
w aż szeregu swoich publikacji - przykładowo we wstępie
do rozdziału C oraz w podrozdziałach C1 i D1 z
traktatu [4b]
o tytule
Tunele NOL spod Babiej Góry,
a także w punkcie #E3 z mojej strony internetowej o nazwie
newzealand_pl.htm.
Z moich teoretycznych analiz wynika, że ateistyczna ideologia
dzisiejszej oficjalnej nauki połączona z brakiem naukowych badań
zarówno tego zjawiska, jak i świetlistych zjawisk mu pokrewnych,
powoduje iż do jednego worka "błędne ogniki" typowo wrzuca
się aż cały szereg zupełnie odmiennych zjawisk jakie powodują
emitowanie światła, a jakie wykazują zarówno "nadprzyrodzone",
jak i "naturalne" pochodzenie. Przykładowo, za "błędne ogniki"
najczęściej bierze się miniaturowe i sterowane komputerowo sondy
UFO, popularnie zwane "orb" lub "rod" - które przy słabym świetle i
nocami jarzą się błękitnym światłem (po przykład zdjęcia jednego
z nich patrz "Fot. #G2ab" na mojej stronie internetowej o nazwie
landslips_pl.htm).
Sporo materiału dowodowego sugeruje, iż istnieje też jakaś
wersja także niebiesko lub srebrzyście świecących duchowych
błędnych ogników typowo jednak o nieregularnym kulistym
kształcie, które pojawiają się w lokalizacjach katastrof z
licznymi ofiarami, miejscach zbrodni, oraz np. na cmentarzach.
Na mokradłach faktycznie widywane są też płonące gazy, zaś
typowo przed trzęsieniami ziemi oraz w czasie burz elektrycznych
niektórzy widzą ogniste kule elektryczności. W lasach spróchniały
fragment drzewa także może emitować nieruchome światło.
Niektórzy zaś "eksperci" posuwają się nawet do zakamuflowanego
oskarżania, że raportujący takie "błędne ogniki" zapewne widzieli
jedynie świecące nocą owady. (Jakże podobne jest to oskarżenie
do posądzeń niektórych naukowców, że osoby raportujące UFO
musiały być pijane.) Z mrowia tamtych obserwacji zdecydowanie
odcinają się jednak najrzadziej raportowane, zwodniczo-inteligentne
w zachowaniu, a stąd zapewne faktyczne "błędne ogniki",
jakie NIE mają kulistego kształtu, a są rodzajem inteligentnie
tańczących podłużnych języków złotego, pomarańczowego
lub czerwonego ognia. Te moim zdaniem są najbardziej
tajemnicze - chociaż narazie niemal nikt ich NIE bada. Ich
tajemniczość powiększa fakt, iż z wyglądu i zachowania
przypominają one płomień jaki wydobywał się z
"
płonącego krzewu"
(często też zwanego
"
krzewem gorejącym")
widzianego przez Mojżesza, tj. płomienia opisanego w Biblii
w wersetach 3:1-5 z
"Księgi Wyjścia".
Aż do przypadku opisanego w niniejszym punkcie, ja sam nigdy
takich podłużnych języczkowatych "błędnych ogników" czy płomyka
"krzewu gorejącego" NIE widziałem - chociaż widziałem już aż kilka
orbów (tj. miniaturowych sond UFO). Jednak na popołudniowym spacerze
po czarnej żwirowej plaży niedaleko od swego mieszkania w Petone
(Nowa Zelandia) w ciepłą, słoneczną, jesienną środę dnia 2018/4/25,
w końcu sam zobaczyłem jedną z wersji, czy manifestacji, tego niezwykłego
zjawiska, które w niniejszym opisie też będę tu nazywał "błędnym
ognikiem" - chociaż z jego cech i z materiału dowodowego z nim
związanego wynika, że był to telepatycznie "sprzeczający się" ze mną
"
płonący krzew".
Ku mojemu zdumieniu, długi języczek tego ognika zaistniał na
upakowanej ludźmi plaży w pełnym świetle słonecznego dnia i
jarzył się bardzo silnym czerwonawym światłem widocznym już
z odległości około 100 metrów - chociaż w jego opisach typowo
się twierdzi, iż pojawia się on jedynie na bezludziach i tylko
mrocznymi nocami, zaś jego światło jakoby jest zbyt słabe aby
było widoczne w pełni dnia. Dla naukowej rzetelności poniżej
przytaczam więc swój szczegółowy raport z tej fascynującej
obserwacji - jakiej najważniejszym moim zdaniem elementem
było potwierdzenie, że faktycznie ów ognik zademonstrował
posiadanie inteligencji i umiejętności telepatycznego "omamiania".
Około godziny 16, pięknej, słonecznej i bezwietrznej
środy, dnia 2018/4/25, spacerowałem po czarnej
petońskiej plaży żwirowej. Kiedy po zawróceniu
zdążałem już w kierunku swego mieszkania, w
obszarze plaży leżącej na wprost wzniesionego przy
tej plaży celtyckiego kamiennego krzyża pamiątkowego
lokalnie nazywanego też "Iona Cross of Petone" (patrz
"Fot. #J3b" poniżej) spostrzegłem języczek
silnie świecącego się czerwonego płomyka jaki buchał
jakby z wysuszonego na kość fragmentu krzewu jakiegoś
wodorostu leżącego na owej plaży - po angielsku zwanego
kelp seaweed.
Wymiary widocznej dla mnie części języczka tego płomyka
przy oglądaniu go z bliskiej odległości oceniałem
na: szerokość około 2 cm, wysokość około 5 cm.
Płomyka tego NIE widziałem kiedy uprzednio
też przechodziłem koło owego miejsca jakieś pół
godziny wcześniej. Sam ów płomyk w jakiś dziwny
sposób fascynował i przyciągał do siebie moją uwagę.
W jego zachowaniu było bowiem coś inteligentnego,
nieprzypadkowego i jakby "ludzkiego". Wyglądał bowiem
jakby "tańczył" żywo i radośnie, chociaż nie było wówczas
wiatru, którym można byłoby wyjaśnić jego rytmiczne,
intrygujące i jakby inteligentnie egzekwowane taneczne
poruszenia. Jego ruchy mi przypominały pełne gracji
i rytmu taneczne poruszenia dzisiejszych pojedyńczo
tańczących kobiet. (Odnotuj tutaj, że jedynie kobiety
tańczące bez bycia zniewolonymi tanecznymi uściskami
swych partnerów demonstrują owe pełne gracji i rytmu
ruchy pokusy i uwodzenia, jakie demonstrował też ów
płomyk.) Ja potrafię szybko odnotować i rozpoznać te
ruchowe kuszenie i uwodzenie tańczących kobiet, ponieważ
znam je dobrze ze swoich
"playlists" z ulubionymi
piosenkami i tańcami, które zaprogramowałem osobiście do
częstego oglądania na "smart" telewizorach firmy LG i na
komputerch PC pracujących pod wyszukiwarką "Google Chrome" -
a stąd które czytelnik też może sobie oglądnąć np. pod adresami
http://drobina.rf.gd/p_nfj.htm
czy
http://pajak.org.nz/p_nfi.htm.
Na przekór swych niewielkich rozmiarów, płomyczek
ten jarzył się aż tak silnie, że przykuł do siebie mój
wzrok już kiedy byłem jeszcze w znacznej od niego
odległości, jaką oceniłbym na około 100 metrów od
niego. Jego intensywność, jaskrawość i kolor już z
tak dużej odległości mi przypominały oglądany z bliska
nocny płomień z lampy naftowej - jaką moja babcia mieszkająca w
Cielczy
oświetlała nocami swoje pozbawione elektryczności
mieszkanko. Tyle, że będąc podobnie szeroki jak niski
płomyk unoszący się z knota lampy naftowej, widzialny
fragment języczka owego płomyka z Petone miał
wysokość około trzykrotnie wyższą od swej szerokości.
Ja spacerowałem bardzo wolno tuż przy krawędzi wody,
podczas gdy morze było wówczas znacząco cofnięte odpływem.
Stąd ów języczek płomyka tańczył w odległości około
20 metrów na lewo od przedłużenia trajektorii mojego
spaceru. Ponieważ odnotowałem go już ze sporej odległości,
stąd spacerując wolno oglądałem go i analizowałem
przez okres co najmniej około 5 minut. Jednak już po
pierwszym jego ujrzeniu natychmiast ogarnęły mnie
jakieś niezrozumiałe i silne wątpliwości na jego temat.
Kiedy później już w swym mieszkaniu zacząłem analizować
te wątpliwości, doszedłem do wniosku iż ów płomyk
jakby telepatycznie starał się mnie "omamić" i nakłonić
abym przestał się nim interesować i kontynuował
swój spacer w sposób niezakłócony. Tak się bowiem
zdarzyło, że ja dobrze już znałem ów telepatyczny przymus
ze swoich uprzednich przypadkowych natknięć się
na wehikuły UFO - które też typowo rozsiewają
wokół siebie telepatyczny nakaz stwierdzający coś
w rodzaju
"to co widzisz jest niczym niezwykłym,
przestań więc się tym interesować i kontynuuj czynienie
tego co czynisz". (O owym telepatycznym nakazie
czytelnik może poczytać sobie w podrozdziale VB4.1.1
z tomu 17 mojej
monografii [1/4].
To właśnie z powodu wykrycia istnienia tego silnego
nakazu, w swych publikacjach wypracowałem i zalecam
czytelnikom zachowanie
"najpierw
fotografuj, a dopiero potem deliberuj" - którego
zrealizowania, niestety, ja sam haniebnie zaniedbałem
w sprawie opisywanego tutaj "błędnego ognika" czy
"płonącego krzewu".) Pierwsza z tych silnych wątpliwości
jaka mnie ogarnęła, to że płomyk ten wcale NIE jest
niczym niezwykłym. W ów bowiem dzień piękna
pogoda sprawiła, iż na plaży było sporo ludzi. Kilku
z nich siedziało w niedużych odległościach po niemal
wszystkich stronach owego płomyka. Najbliżej,
bo jedynie jakieś 5 metrów poza owym tańczącym
języczkiem płomyka był niski murek jaki odgradza
plażę od chodnika (poza którym to chodnikiem stoi
ów krzyż celtycki pokazany na "Fot. #J3b"). Na murku
tym siedziała grupka około 5 młodych osób (NIE zadałem
wówczas sobie trudu aby dokładnie ich policzyć),
zwróconych w kierunku morza, a stąd i w kierunku
owego płomyka. Ponieważ zaś ów tańczący płomyk
najpierw mi przypominał też płomyk silnej zapalniczki
do papierosów, początkowa wątpliwość jaka mnie
ogarnęła, stwierdzała iż ktoś z owej grupy ludzi
wcisnął zapewne palącą się zapalniczkę w piasek,
ukrywając ją w leżącym na plaży wyschniętym
fragmencie krzewu wodorostu, zaś obecnie wszyscy
oni zabawiają się śledzeniem jak spacerowicze i
przechodnie na to zareagują. (NIE mam pojęcia skąd
taka jakby teleptycznie narzucona mi z zewnątrz wątpliwość
przyszła do mojej głowy, bowiem ja sam nigdy ani NIE widziałem
nikogo kto by tak uczynił, ani NIE słyszałem o nikim
kto by tak postąpił.) Zdecydowałem więc, że chociaż
bez przerwy kontynuowałem uważne śledzenie
owego płomyka, dalej będę spacerował w sposób
niezakłócony, udając że wcale NIE interesuję się tym
płomykiem. Kiedy jednak byłem w punkcie spaceru
jaki leżał najbliżej od owego płomyka, zaś tylko około
25 metrów od grupki owych młodych osób, odnotowałem,
że wcale NIE patrzą oni na miejsce gdzie tańczył
ów płomyk, a oglądają morski horyzont leżący w
oddali. Faktycznie na mnie sprawili wówczas wrażenie,
iż płomyka tego wcale NIE widzą - chociaż "tańczył"
on tuż pod ich nosami. Zmieniłem więc swój zamiar
i zdecydowałem się podejść bliżej aby sprawdzić co
wytwarza ów fascynujący mnie płomyk. Kiedy podszedłem
na odległość około 10 metrów od niego, płomyk zaczął
się zachowywać, jakby miał inteligencję i zmysły jakiegoś
dzikiego zwierzątka, które odnotowało, że ktoś do niego
się zbliża. Zaprzestał bowiem swego fascynującego mnie
"tańca" i znieruchomiał jakby nasłuchując czy też obserwując.
Ponieważ kontynuowałem swoje zbliżanie się do niego,
zaczął zwolna jakby przykucać, czy chować się w dół, nadal
stojąc nieruchomo i jedynie pomału obniżając swoją wysokość
(tj. zachowywał się jak człowiek, który się ukrywa, a odnotował
iż ktoś do niego się zbliża). Gdy podszedłem na odległość
około 5 metrów, płomyk nagle zniknął. Podszedłem więc
do wysuszonego fragmentu krzewu wodorostu z którego
płomień się wydobywał aby sprawdzić, czy ukryta jest w
nim zapalniczka - jednak nic tam NIE było. (Jak w przybliżeniu
taki fragment wysuszonego na kość krzewu wodorostu
wygląda, pokazałem to na "Fot. #J3a" poniżej.) Także sam
ten fragment krzewu wodorostu
NIE miał na sobie
żadnych śladów upalenia, zwęglenia, dymu, czy sadzy -
co jest bardzo dziwne zważywszy, iż płomyk palił się przez
raczej spory okres czasu, a stąd fragment wysuszonego krzewu
wodorostu z jakiego się wydobywał powinien częściowo się spalić,
zwęglić, lub zakopcić. W sumie więc
ów
krzew wysuszonego wodorostu wykazywał taki sam brak popalenia
jak płonący krzew opisany w wersetach 3:1-5 z bibilijnej
"Księgi Wyjścia" - ze środka którego też wydobywał się płomień
ognia, jednak krzew od ognia tego NIE spłonął.
Nogą przesunąłem więc ów krzew wodorostu na bok aby
odsłonić piasek plaży i sprawdzić co jest pod nim - jednak ponownie
ani żadnego otworu, ani też sadzy, dymu, popiołu, zwęglenia,
popalenia, czy czegokolwiek odmiennego od normalnego
piasku, pod tym wysuszonym krzewem wodorostu NIE
odnotowałem. Piasek i wodorost wyglądały tak, jakby
języczek owego tajemniczego ognika powstawał w powietrzu
zamiast wydobywać się z ziemi czy z czegokolwiek, oraz
jakby NIE generował ani gorąca, ani żaru, popiołu, sadzy,
czy dymu. Ponieważ pobliscy plażowicze zaczęli
zwracać uwagę na to co czynię, NIE sprawdziłem
już piasku ani wodorostu czy są gorące, a wycofałem
się na odległość około 10 metrów od owego miejsca
i zacząłem tam czekać aby sprawdzić czy płomyk
ponownie się pojawi. Jednak już się NIE pojawił.
Za to zarówno owa grupa około 5 osób, jak i inni ludzie
siedzący niedaleko na plaży, wszyscy oni zaczęli się
zachowywać jakby moje dziwne dla nich działania
pobudziły ich ciekawość i zainicjowały ich szeptane
komentowanie. Doszedłem więc do wniosku, iż oni
zapewne płomyka tego NIE widzieli. Aby zaś niepotrzebnie
NIE stwarzać im okazji do przypisania mi etykiety osoby
dziwnie zachowującej się na plaży, zaprzestałem
dalszego wyczekiwania czy płomyk ponownie się ukaże
i wyruszyłem w drogę powrotną do swego mieszkania.
Wszakże z tego co na mój temat pisze się w polskim
internecie doskonale już wiem, iż dla każdego tak
zaetykietowanego mieszkańca małomiasteczkowego
Petone uzyskanie takiej etykiety indukowałoby potem
równie niepożądane następstwa, jak dla mnie ma
zaetykietowanie mnie przez Polaków i przez niemal
całą Polskę etykietą "pseudonaukowca" i rzekomego
wyznawcy "teorii spiskowych" (podczas gdy tak
naprawdę, to ja naukowo i nieodpłatnie staram
się badać i popularyzować wszystko, czego zbadania
odmawia nasza kosztowna oficjalna nauka ateistyczna -
w tym przypadku badać zjawisko "błędny ognik" czy
też "płonący krzew" wodorostu).
Dopiero w swym domu ochłonąłem z tego niewyjaśnionego
"omamu" jaki spowodował u mnie widok i bliskość
owego płomyka, który jasno świecił, jednak nic NIE
popalił ani osmolił. Zacząłem bowiem sobie uświadamiać,
że byłem świadkiem wysoce rzadkiego, tajemniczego
i raczej niezwykłego zjawiska najczęściej nazywanego
"błędnym ognikiem" - do istnienia jakiego referują
tysiące legend ludowych, chociaż oficjalna nauka
ignoruje jego istnienie. Co nawet jeszcze dziwniejsze,
ognik ten pojawił się na plaży pełnej ludzi podczas
światła dziennego i to w ładny słoneczny dzień -
podczas gdy panuje dość powszechne przekonanie,
że płomyki takie są widywane niemal wyłącznie na
odludziach i tylko podczas niemiłych dla ludzi i złowróżebnie
mrocznych nocy. Płomyk ten wykazywał też inteligentne
zachowania i telepatyczne zdolności (np. jakby telepatycznie
"sprzeczał się" ze mną). Ponadto, płomyk ten pojawił
się w bliskości pamiątkowego krzyża celtyckiego.
Z tyłu bowiem za owym murkiem, na którym siedziało
około 5 młodych osób, istnieje kamienny krzyż celtycki,
z wmurowaną w niego pamiątkową tablicą, zdjęcie
jakiego to krzyża czytelnik może sobie oglądnąć
poniżej na "Fot. #J3b", a także m.in. w
Google,
zaś napis na pamiątkowej tablicy którego może sobie przeczytać
z fotografii jego zbliżenia, w kwietniu 2018 roku pokazywanego na stronie
https://goo.gl/images/WbbfQa.
Tablica ta informuje, że dnia 23 lutego 1840 roku,
w owym miejscu odbyła się pierwsza nowozelandzka
msza publiczna przysłanego właśnie ze Szkocji Reverend'a,
który założył wówczas Kościół Prezbyteriański Nowej Zelandii.
Można się domyślać, że podczas owej mszy, prowizoryczny
ołtarz umiejscowiony był właśnie w miejscu w jakim pojawił
się ów niezwykły płomyk - wszakże płomyk ten swym wyglądem
przypominał, między innymi, tzw.
"
wieczne lampki",
kiedyś palące się w kościołach, niezwykłą tradycję jakich to
lampek opisuję szerzej m.in. w punkcie #J2 swej strony o nazwie
immortality_pl.htm
zaś sporo historycznych faktów o ich znajdowaniu zawiera np. ok. 18-minutowe wideo
"
Zagadka wiecznych lamp - lampy, które świecą od tysięcy lat!"
w marcu 2023 roku upowszechniane pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=DECJdZUptRg.
Z opisywanych m.in. w punktach #D2, #E2 i #E3 strony o nazwie
malbork.htm
moich badań na temat akumulowania się tzw. "energii moralnej"
w obszarach i obiektach będących odbiorcami ludzkich modlitw
zdaje się wynikać, że z powodu historycznego znaczenia owego
krzyża celtyckiego dla rozwoju chrześcijaństwa w Nowej Zelandii,
oraz efektów późniejszych modlitw nowozelandzkich chrześcian,
cały obszar związany z tradycją owego krzyża, w tym zapewne
spory fragment miasteczka Petone (prawdopodobnie wraz z
położonym niedaleko tego krzyża moim mieszkaniem) akumuluje
w sobie energię moralną - stopniowo nabierając nadprzyrodzonych
cech. Wcale by mnie więc NIE zdziwiło, gdyby z czasem ów obszar
(i krzyż) nabrał zdolności do czynienia cudów, np. w rodzaju zjawisk
podobnych do tych jakie tu raportuję, czy np. przyszłej zdolności
do cudownego uzdrawiania ludzi albo do wypełniania podjętych
w tym miejscu realistycznych marzeń (tak jak takie wypełnianie
się marzeń już następuje w mojej rodzinnej wsi
Stawczyk,
zaś jak opisałem to szerzej m.in. w punktach #A1 i #F2 z mojej strony o nazwie
wszewilki.htm).
Fakt, że ów "błędny ognik" pojawił się w wysuszonym
krzewie wodorostu i w obrzarze o historycznym i
modlitewnym znaczeniu dla rozwoju chrześcijaństwa
w Nowej Zelandii - upamiętnianym wzniesionym tam
celtyckim krzyżem, tamtemu mojemu doświadczeniu
nadaje też jeszcze innej wymowy. Wszakże niezależnie
od przykładu "omamienia", doświadczenie to może także
reprezentować sobą "zainspirowanie", "ujawnienie" oraz
"upewnienie" - w których owo celowe "omamienie" mnie,
w połączeniu np. z brakiem dowodowej fotografii owego
"błędnego ognika", może służyć zasadzie utrzymywania
"wolnej woli" u osób sceptycznych jakie wyznają odmienne
poglądy. Taka "ujawniająca" i "upewniająca" rola tego
zdarzenia zdaje się nawet być potwierdzana analogią
jego przebiegu do "płonącego krzewu" zaobserwowanego
przez Mojżesza, a opisanego w w/w wersetach 3:1-5 z
bibilijnej "Księgi Wyjścia" (który to opis z powodu swej
wagi został potem dodatkowo powtórzony, poszerzony
i uściślony w wersetach 7:30-43 z bibilijnych "Dziejów
Apostolskich"). Wszakże jeden z wersetów z bibilijnej
"Księgi Wyjścia" (też z naciskiem powtórzony w
"Dziejach Apostolskich"), tj. werset 3:5, stwierdza m.in. -
cytuję:
"... miejsce, na
którym stoisz, jest ziemią świętą". Nowa
Zelandia praktycznie NIE posiada jeszcze miejsca
jakie byłoby uznane przez jej mieszkańców za
chrześcijańsko-święte - takie jakim np. w Polsce jest
cała Jasna Góra z Częstochowy. Wprawdzie w NZ
jest sporo obszarów i obiektów, np. kamieni, wzgórz,
miejsc czyichś lądowań, pól bitew, cmentarzy, legowisk tzw.
"
Taniwha",
itp. - przez miejscowych Maorysów uważanych za "święte",
jednak charakter i pochodzenie tych obiektów wykazuje
cechy w Biblii definiowane jako pogańskie. (Jako ich
przykład rozważ kamień "Te Kohatu-O-Hatupatu" pokazany
na "Fot. #D1" i opisany w punkcie #D1 z mojej strony o nazwie
newzealand_pl.htm.)
Skoro zaś chrześcijaństwo docelowo ma rozprzestrzenić
się po całym świecie, takie chrześcijańsko-święte miejsce
zapewne pojawi się i w Nowej Zelandii. Jeśli więc Bóg
zdecydował się ustanowić takie chrześcijańsko-święte
miejsce i w NZ,
zapewne będzie stwarzał i udostępniał
do poznania miejscowym ludziom cały szereg jakichś
wymownych znaków - tyle, że tak zaprojektowanych i
zamanifestowanych, aby NIE łamały one sobą niczyjej
"wolnej woli" (czyli znaków podobnych do zdarzeń oraz
manifestacji opisywanych i zilustrowanych w niniejszym
punkcie #J3). Na bazie też sporej liczby takich właśnie
znaków, jakie autor niniejszej strony już odnotował i tutaj
opisał i to w czasie zaledwie do pół roku od zaobserwowania
owego płonącego krzewu wodorostu, z dużym prawdopodobieństwem
wolno nam wnioskować, że obszar otaczający miejsce na
plaży w Petone, gdzie zamanifestowany został ów ogromnie
wymowny znak religijny, zapewne
jest
miejscem "chrześcijańsko świętym" - tj. miejscem, które
NIE jest ani prezbyteriańsko święte, ani protestancko święte,
ani katolicko święte, ani pogańsko święte, a właśnie
ogólno-chrześcijańsko święte, czyli święte dla błogosławieństwa
i użytku wszystkich ludzi jakich religia lub wierzenia bazują
na treści chrześcijańskiej Biblii. To zaś także
oznacza, że w owym miejscu i w jego okolicy (w tym również
w całym NZ miasteczku Petone) w przyszłości będzie działo
się znacznie wiecej "niewyjaśnionych" zdarzeń, podobnych do
tych jakie dotychczas ja zdołałem odnotować i udokumentować
na całej niniejszej stronie (jedyny problem będzie w tym, czy
dzisiejsi ludzie, których oczy są trwale poprzyklejane do ich
telewizorów i do telefonów komórkowych, będą w stanie
odnotować te znaki).
Przebieg opisanego powyżej zdarzenia charakteryzował
się aż szeregiem cech, które można nazwać co najmniej
"zagadkowymi", a które namnożyły u mnie pytań - jednak
NIE udzieliły na nie definitywnych odpowiedzi. Przykładowo,
jak to możliwe, iż ów "błędny ognik" czy "płonący krzew"
pojawił się w miejscu publicznym, świetle dziennym
i to przy słonecznej pogodzie - wszakże nigdy uprzednio
o jego publicznym i dziennym pojawianiu się NIE
słyszałem. Jak to możliwe, iż zalecając w swych publikacjach
"najpierw fotografuj, a dopiero potem deliberuj"
i mając w kieszeni aparat fotograficzny, ja ognika tego
NIE sfotografowałem - czyli postąpiłem tak samo jak
w sytuacji opisywnej w podrozdziale Q1 z tomu 14 mojej
monografii [1/4]
postąpił mój znajomy, A.J. Huddy, który uwielbiał
operowanie kamer telewizyjnych, zaś jego domek
zawalony był gotowymi do działania kamerami,
jednak kiedy o 2:56 nad ranem dnia 23 marca
1989 roku za jego oknem pojawiło się czteropędnikowe
UFO, jedynie obserwował je wzrokowo zamiast
złapać jedną ze swych kamer aby UFO to trwale
udokumentować. Jak też to możliwe, iż prawdopodobnie
byłem jedyną osobą na owej plaży, która zobaczyła
i analizowała ten ognik, podczas gdy "tańczył" on
dosłownie "pod nosem" wielu innych plażowiczów -
najbliżsi z których siedzieli jedynie około 5 metrów
od niego zwróceni wprost w jego kierunku? Dlaczego
ja go NIE widziałem pół godziny wcześniej, kiedy
uprzednio przechodziłem koło owego miejsca w
przeciwstawnym kierunku swego spaceru - czy
wówczas ognik ten jeszcze się NIE pojawił, czy
też i wtedy już "tańczył", ale ja go NIE odnotowałem?
Dlaczego ognik ten NIE upalił, zwęglił, czy pokrył sadzą
ani suchego wodorostu, ani piasku plaży, z jakich gdyby
był fizycznym zjawiskiem wówczas musiałby się wydobywać?
Dlaczego ów ognik telepatycznie aż tak mnie "omamił",
iż zapobiegł tym abym go sfotografował (wszakże w
Google istnieje już sporo zdjęć i wideów podobnych
ogników - jedno czy kilka ich więcej jakie ja wykonałbym
NIE uczyniłoby więc niemal żadnej różnicy)? Jaka
"moc" kryła się za inteligentnymi i omamiającymi
działaniami tego ognika? Czy jest możliwe, że ów
"błędny ognik" czy
"płonący krzew" starał się potwierdzić na moim
przykładzie, iż w zamierzony i inteligentny sposób
może on jednak "omamiać" i telepatycznie wpływać
na ludzkie postępowania -
tj. iż może on każdego (w tym nawet mnie) dowolnie
"omamić" - tak jak na temat omamiającej natury i cech
owych ogników od dawna twierdzą ludowe opowieści
praktycznie wszystkich narodów świata? Wszakże w
jego przypadku postąpiłem zupełnie odwrotnie do swego
naukowego treningu, myślenia i dotychczasowego
doświadczenia. Czy jest możliwe, że owo moje "omamienie"
miało jedynie być NIE odbierającym innym ludziom ich
"wolnej woli" sposobem "ujawnienia", "poinformowania" i
"upewnienia"?
Z innych moich badań "niewyjaśnionych zjawisk" też
jasno wynika, iż wszelkie zdarzenia, które mają pozostawiać
ludziom swobodę zachowywania ich "wolnej woli" poprzez
możność bycia interpretowanymi na dowolny sposób,
są celowo tak sterowane, aby NIE wygenerowały
sobą niezbitego materiału dowodowego - po więcej
szczegółów patrz punkt #C2 na mojej stronie o nazwie
tornado_pl.htm.
Innym słowy, zawsze tak się dzieje, że do istotnej
prawdy ludzie muszą przekonywać się świadomym
wysiłkiem procesu swego własnego poznawania,
a NIE być np. zmuszanymi wymową bezwysiłkowo
sprezentowanego im przez kogoś materiału
dowodowego. Ale aby mogli oni podejmować
proces takiego własnego poznawania, najpierw
ktoś (tak jak ja tutaj) musi swym bliźnim
dopomóc poprzez ich naprowadzenie na kierunek
pod którym prawda się ukrywa, poprzez np. udostępnianie
im wiedzy jaka ma potencjał aby skierować ich
myślenie na właściwe tory - podczas gdy proces
przekonywania siebie do tej prawdy bliźni będą
potem mogli realizować już własnym wysiłkiem.
* * *
P.S. (2019/1/27): Instrukcja jak dojechać
do najprawdopodobniej "świętego miejsca" z Petone.
Kiedy znajdziesz się na głównej ulicy Wellington (stolicy NZ),
znajdź przystanek autobusu numer 83 (zwykłego = tańszego)
lub numer 91 (pospiesznego = droższego) i u jego kierowcy
wykup bilet do
Petone. Po około pół godziny jazdy
tym autobusem wzdłuż pozbawionego zabudowań brzegu
Zatoki Wellingtońskiej dotrzesz do głównego przystanku
miasteczka Petone - zlokalizowanego około środka długości
jego ulicy
"Jackson Street". Łatwo poznasz ten
przystanek, ponieważ po lewej (północnej) stronie ulicy
jaką przybyłeś zobaczysz przy nim czerwone oznakowania
urzędu pocztowego (po jej prawej/południowej stronie
jest lokalny budynek policji - ale oznakowany niezbyt
rzucająco się w oczy). Ponadto, dla pospiesznego
autobusu numer 91 jest to jedyny przystanek w
Petone. Odnotuj gdzie się znajdujsz, bowiem swą
powrotną drogę do Wellington też zaczniesz z
przystanku po przeciwnej (prawej/południowej)
stronie owej ulicy autobusem o tym samym numerze.
Po opuszczeniu autobusu kontynuuj pieszą wędrówkę
tą samą ulicą "Jackson Street" w kierunku wschodnim -
w jakim odjedzie autobus jakim przyjechałeś (tj. przeciwstawnym
do swego przybycia z Wellington). Jak daleko przyjdzie
ci iść natychmiast odnotujesz po ujrzeniu przed sobą
skrzyżowania ze światłami z "Cuba Street" - jakie jest
widoczne już z przystanku autobusowego. Najlepiej
jeśli będziesz wędrował po prawej/południowej stronie
owej ulicy. Po jakichś 300 metrach (czyli ok. 10 minutach)
tej wędrówki dotrzesz do wylotu małej uliczki położonej
po twej prawej/południowej stronie i zwanej
"Tory
Street". Poznasz ją po tym, że będzie to ostatnia
mała uliczka bez świateł położona jakieś 30 metrów
tuż przed skrzyżowaniem ze światłami sygnalizacyjnymi.
Skręć w prawo (tj. w kierunku ku południu) w ową
uliczkę "Tory Street" i podążaj nią aż dotrzesz do
końca jej zabudowań (tj. przez kolejne ok. 10 minut).
Przed sobą ujrzysz tam szary
"Krzyż Celtycki"
z kamieni i cementu, wznoszący się na obrzeżu plaży.
Jakieś 5 metrów za murkiem oddzielającym ów krzyż
od plaży, mi zamanifestował się
"gorejący krzew"
jaki opisałem w punkcie #J3 i w towarzyszących mu
ilustracjach z tej strony. Przy krzyżu znajdują się dwie
ławki osłonięte żywopłotem. Po usiądnięciu na którejś
z nich będziesz już na "świętym gruncie" i możesz w swej
prywatnej modlitwie przedłożyć Bogu prośbę w sprawie dla
jakiej podjąłeś swą podróż aż do tego "świętego miejsca".
Gdyby ktoś mnie pytał czym się różni modlitewna
prośba skierowana do Boga w "świętym miejscu"
od podobnej prośby skierowanej w dowolnym
"zwykłym" miejscu, np. we własnym mieszkaniu,
czy w kościele, wówczas odpowiedziałbym, że
zgodnie z moimi doświadczeniami -
"priorytetem".
Wyjaśniając to żartobliwie, jeśli w "zwykłym"
miejscu prosi się o coś Boga na zasadach wyrażonych
staropolskim przysłowiem
"kiedy trwoga to
do Boga", wówczas prosić może nam przyjść
aż do czasu kiedy boska tolerancja bycia nieustannie
bomardowanym naszymi prośbami się skończy,
stąd aby nas uciszyć np. spełni On tę naszą prośbę
(chyba, że ma się wiarę większą od opisanego
w Biblii "ziarnka gorczycy" - patrz wersety 17:20
i 21:21-22 z "Mateusza", albo też zna się jakiś
wysoce efektywny sposób modlenia się - np. ten
jaki opisałem w punkcie #G7 swej strony o nazwie
will_pl.htm
i we wpisie numer #224 do
blogów totalizmu).
Tymczasem jeśli ktoś podejmie trud związany z
pomodleniem się o coś dla niego istotnego w miejscu
jakiemu Bóg przyznał status "miejsca świętego" to
jeśli NIE istnieją jakieś istotne powody dla których
Bóg wogóle NIE zdecyduje się wypełnić danej prośby,
wówczas będzie wystarczało aby proszący przedłożył
tam modlitewnie tylko jeden raz to o co pragnie Boga
poprosić.
Fot. #J3abc: Trzy fotografie jakie mogą mieć tajemniczy
związek z omawianym powyżej "płonącym krzewem" czy
"błędnym ognikiem" - niestety, były one pstrykane w
innych dniach niż dzień kiedy to cudowne zjawisko mi
się zamanifestowało.
Począwszy od dnia dokonania niezwykłej obserwacji
jaką opisałem w punkcie #J3 powyżej, praktycznie
niemal codziennie (i zawsze też około tego samego czasu
jak w oryginalnym zdarzeniu) staram się ponownie wybrać
na miejsce tego cudu - chyba że jakieś okoliczności,
np. nadmierne zimno, deszcz, sztorm, itp., mi w tym
przeszkadzają. Aczkolwiek w międzyczasie zaobserwowałem,
doświadczyłem osobiście, lub dane mi było poznać,
aż cały szereg dalszych zdarzeń i zjawisk jakie mają
bezpośredni związek z owym cudownym jak wierzę
płonącym krzewem (najbardziej objektywne z których
to zdarzen i zjawisk starannie udokumentowałem szeregiem
ilustracji i wideów przytoczonych poniżej), ów niezwykły
płomień drugi raz już mi się NIE ukazał - co z jednej strony
ponownie potwierdza, iż NIE mógł być on spowodowany
ulatującym gazem (wszakże z miejsc na Ziemi gdzie taki
podziemny gaz ulatuje, doskonale już wiadomo, że ich ulot
nigdy NIE jest jedynie krótkotrwałym zjawiskiem, a zawsze
trwa przez wiele lat), zaś z drugiej strony potwierdza to iż
aby NIE odbierać nikomu "wolnej woli" owo cudowne zjawisko
NIE może zostać udokumentowane w sposób odbierający
wszelkie wątpliwości tym osobom co się z nim zapoznają.
Fot. #J3a (góra):
Wysuszony na kość fragment krzewu wodorostu po angielsku zwanego
kelp seaweed.
Sfotografowałem go jak leżał na petońskiej plaży jeden
dzień później po tym jak zaobserwowałem omawiany
powyżej "błędny ognik". Niestety, tamtego fragmentu, z
którego buchał ów "błędny płomyk", zaś który odsunąłem
swą nogą aby zobaczyć czy znajduje się pod nim jakiś
otwór, opalenie, zadymienie, zapalniczka, lub cokolwiek
innego wyjaśniającego pochodzenie owego dziwnego ognika,
w dzień później NIE mogłem już znaleźć. Sfotografowałem
więc inny kawałek wysuszonego wodorostu, też leżący na
petonskiej plaży, aby dać czytelnikowi zgrubne rozeznanie
jak taki wysuszony na kość fragment "kelp seaweed" wygląda.
Fot. #J3b (środek):
Oto moje zdjęcie pamiątkowego celtyckiego krzyża
kamiennego wzniesionego przy plaży w Petone
(pstryknięte dnia 2008/7/5, skompresowane 2018/5/3).
Szereg rzekomych "zbiegów okoliczności" jakich
doświadczyłem w Petone zdaje się sugerować, że
dziwne zjawiska i cuda jakie wyszczególniam i opisuję
we WSTĘPie i w punktach #J1 do #J5 niniejszej strony
zapewne dzieją się w związku ze znaczeniem owego
krzyża jako symbolu wskazującego gdzie w Petone Bóg
ustanowił
święty obszar -
czyli rodzaj świątyni pod gołym niebem.
(W punkcie #J5 poniżej wyjaśniam szczegółowo,
dlaczego w świecie dalekowzrocznie rządzonym
przez wszechmogącego Boga za pośrednictwem
Omniplanu, NIE istnieje takie coś jak "zbiegi
okoliczności", a istnieją wyłącznie wszechstronnie
zaplanowane działania Boga.) Przykładowo, ów
"płonący krzew"
(który ja w chwili jego zaobserwowania wziąłem
za "błędny ognik"), pojawił się na plaży koło
owego krzyża - czyli w miejscu w którym podczas
upamiętnianej tym krzyżem historycznej mszy świętej
znajdowałby się ołtarz. Z kolei po przeciwstawnej niż
plaża stronie tego krzyża, tj. na wąskim pasie wysuszonej
trawy istniejącym pomiędzy obu pasami petońskiej jezdni
zwanej "The Esplanade", około lutego 2011 roku wylądowało
UFO najmniejszego typu K3, wypalając tam w trawie
zarys "serca" powszechnie uznawany jako znak "miłości" -
zdjęcie śladów tego lądowania pokazałem na najniższym
zdjęciu "#J3c". Ponadto, od czasu kiedy zobaczyłem
koło tego krzyża ów "płonący krzew", odnotowałem
kilka dalszych intrygujących zdarzeń, część z których
udokumentowałem poniżej z pomocą "Fot. #J3def".
Osobiście też wierzę, że inne opisywane na tej
stronie dziwne zjawiska, np. fakt że wokoło Petone
skupiło się owych 10 "sprawiedliwych" opisywanych w
Biblii i że los (Omniplan) sprawił iż ja tu także zamieszkałem,
czy fakt że wszelkie kataklizmy jakie dotykają okoliczne
miasta pozostawiają Petone nietknięte, też mają jakiś
związek ze zdarzeniami i modlitwami upamiętnianymi
owym krzyżem. Wszakże przytoczone powyżej w
opisach punktu #J3 cytowanie z wersetu 3:5
bibilijnej "Księgi Wyjścia" zdaje się sugerować, że
wydobywanie się ognia
z fragmentu wysuszonego krzewu wodorostu,
bez spowodowania popalenia ani osmolenia tego
krzewu, wskazuje miejsce w Petone będące
"ziemią chrześcijańsko świętą" - co
wyjaśnia też pochodzenie owych dziwnych zjawisk
graniczących z cudami, jakich zachodzenie od
dawna już odnotowuję i obserwuję w Petone
oraz opisuję na niniejszej stronie.
Jak potężna jest owa
cudowna moc z otoczenia petońskiego
Celtyckiego Krzyża jaki wskazuje położenie jak wierzę
jedynego w
całej Nowej Zelandii świętego obszaru
będącego rodzajem
"świątyni pod gołym niebem"
poświadcza fakt iż efektywnie chroni ona przed coraz częstrzymi w NZ
kataklizmami całe miasteczko
Petone,
podczas gdy wszystkie miejscowości otaczające Petone kataklizmy te
znacząco dotykają. O efektywności ochrony Petone przez tą cudowną
moc ze świętego obszaru w Petone czytelnik może się dowiedzieć czytając
moje dowodowo dobrze udokumentowane raporty przytoczone na niniejszej stronie
petone_pl.htm -
szczególnie w jej WSTĘPie albo np. w #K5 do #K5e. Przykładowo,
moc ta jest aż tak potężna, że kiedy mój ulubiony i niemal nowy zegar
elektroniczny
około 31 maja 2023 roku przez jakieś "mroczne moce"
został celowo i złośliwie popsuty i to aż tak bardzo iż NIE potrafiły
go już ożywić nawet nowiutkie baterie, jednak po niemal 4 miesiącach
jego NIE działania zapewne aby ze mnie zakpić coś zmyślnie zaczęło
nocami przestawiać jego nieruchome wskazówki na coraz to inne
wskazania, poszedłem do owego świętego obszaru i modlitwą poskarżyłem
się na to wszystko Bogu, zaś kiedy stamtąd wróciłem do domu z szokiem
ujrzałem iż ów przez niemal 4 miesiące
popsuty
zegar sam podczas mej modlitwy się naprawił i już działa poprawnie.
Z innych miejsc na świecie, które demonstrują
podobnie niezwykłe atrybuty jak Petone, takich
jakim w Polsce jest np. "Jasna Góra" - szeroko
znana z jej cudownych uzdrowień, czy jest np.
uważana za "typową" wieś zwana
Wszewilki -
w której jednak wypełniają się realne marzenia
i widywane są niezwykłe zjawiska (np. deszcz
z żywych rybek, niewytłumaczalnie zachowujące
się ciała niebieskie, nadprzyrodzone stworzenia,
itp.), już wiadomo, że gdyby Bóg właśnie ustanowił
w Petone np.
"obszar
chrześcijańsko-święty", zaś np.
mi powierzył zaszczyt NIE łamiącego niczyjej
"wolnej woli" powiadomienia bliźnich o tym
ustanowieniu, wówczas w miejscu tym NIE
tylko będą działy się trudne do racjonalnego
wyjaśnienia zdarzenia, ale zaczną też spełniać
się np. modlitwy osób proszących Boga
o cudowne uzdrowienie, o spełnienie jakichś
życzeń, o uwolnienie od określonych
problemów, o załagodzenie zasłużonej kary,
itp. Tyle, że w NZ narazie niemal nikt NIE
wie o takiej możliwości, nikt więc zapewne w
ewentualnym
"petońskim chrześcijańsko-świętym
miejscu" NIE modli się do Boga o spełnienie
czegoś, co dla niego, lub dla niej, jest bardzo
istotne. Jeśli więc ty czytelniku, po poznaniu
tego co opisałem w niniejszej "części #J",
pomodlisz się w koło owego petońskiego krzyża
o coś realnego, nie przeciwstawnego do boskich
planów i nakazów, oraz dla ciebie bardzo istotnego
(najlepiej formułując swą modlitwę w sposób
jaki opisałem w punkcie #G7 ze strony
will_pl.htm),
zaś prośba z twojej modlitwy z upływem czasu
zostanie spełniona, wówczas NIE zapomnij
osobiście poinformować bliźnich o tym fakcie -
tak aby dla innych bliźnich twoje poświadczenie
też otwarło dostęp do cudownego potencjału tego
miejsca. Przecież w dzisiejszych czasach telefonów
komórkowych, SMSów, internetu, emailów, itp.,
takie udostępnienie bliźnim swych osobistych
upewnień dla większości osób NIE stanowi już
problemu. Jednocześnie z powodu korupcji
dzisiejszych kapłanów - którą wyjaśniam szczegółowiej
np. w (1) z punktu #T2 i w (1) z punktu #U1 strony
woda.htm,
oraz w punkcie #S4 strony
2030.htm,
zaś o której Biblia ostrzega np. w wersetach 4:4-9
"Księgi Ozeasza", a także z powodu podziałów i
sprzeczności poszczególnych odłamów chrześcijaństwa,
NIE ma już co liczyć, że na oficjalne głoszenie takiego
upewnienia będzie miała odwagę się zdobyć którakolwiek
z istniejących instytucji religijnych - podobnie jak poprawności,
prawdy, oraz zgodności z otaczającą nas rzeczywistością mojej
Teorii Wszystkiego zwanej
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
NIE mają już odwagi potwierdzić dzisiejsi pracownicy
oficjalnej nauki ateistycznej.
Fot. #J3c (dół):
Lądowisko UFO o kształcie "serca", które w kwietniu 2011
roku "przypadkowo" zauważyłem poczym sfotografowałem na owym
pasie trawy ze środka dwukierunkowej ulicy "The Esplanade"
przebiegającej po przeciwnej niż plaża stronie celtyckiego krzyża
z Petone. Odnotuj tu, że powyżej udokumentowane fotograficznie
"serce" jest jednym z tylko trzech takich serc jakie widziałem
(i udokumentowałem fotograficznie) w całym swoim życiu -
aczkolwiek widziałem i przebadałem setki lądowisk UFO o innych
niż serce kształtach. Jak też wyjaśniłem to poniżej w punkcie #J4,
każde z trzech miejsc na świecie w jakich
ujrzałem i sfotografowałem takie "serca", posiada historycznie
przełomowe znaczenie dla postępu ludzkiej wiedzy o Bogu, a stąd
z religijnego punktu widzenia faktycznie jest "miejscem świętym".
I tak powyższe "serce" pojawiło się w miejscu przy plaży w Petone,
gdzie odbyła się pierwsza w Nowej Zelandii msza święta. Przed nim
zaś inne "serce" (pokazane poniżej na "Fot. #J4a" i "Fot. #J4c")
pojawiło się pod moim mieszkaniem z Kuching, Borneo, w którym to
mieszkaniu jako pierwszy zawodowy naukowiec
na świecie doznałem i przebadałem
zjawisko nirwany,
na bazie którego później opracowałem opisywany
w punktach #A1 do #A4 strony
partia_totalizmu.htm
idealny ustrój społeczny, w którym "praca moralna" będzie
wynagradzana nirwaną, a stąd który Bóg zapewne wdroży
w przyszłym społeczeństwie ludzi o nieśmiertelnych ciałach,
zaś którym już obecnie ludzie mogliby spróbować zastąpić
ustroje kapitalizmu i komunizmu jakie pracę wymuszają
strachem lub pieniędzmi. Jeszcze inne "serce", które niestety
z powodu ujęcia go pod niewłaściwym względem słońca
kątem na mojej fotografii jest widoczne nieco mniej wyraźne,
widziałem w dniu 2008/9/11 (i też sfotografowałem -
kliknij na niniejszy zielony link aby je zobaczyć)
w Malaka, Malezja, w pobliżu miejsca gdzie zbudowany był przez
Portugalczyków pierwszy w Azji kościół katolicki i pierwsza twierdza
zarządzana przez chrześcijańskich Europejczyków. Na dodatek do
powyższego, odnotuj też, że zgodnie z ustaleniami mojej pierwszej
w świecie i nadal jedynej
naukowej
Teorii Wszystkiego z 1985 roku zwanej też
Koncept Dipolarnej Grawitacji:
(1) Bóg zna myśli i wierzenia każdej osoby na świecie -
wie więc doskonale że kształt "serca" dla wszystkich ludzi
stanowi symbol "miłości"; oraz
(2) absolutnie żadne zdarzenie z naszego świata
fizycznego (w tym pojawienie się gdzieś zarysu "serca",
czyli symbolu miłości) NIE zachodzi tylko przez przypadek,
a wszystko co się zdarza jest starannie zaplanowane i
wyegzekwowane przez Boga, ma za zadanie osiągać aż
kilka istotnych boskich celów naraz, oraz zawiera w sobie
najróżniejsze boskie przekazy i wiadomości adresowane
do ludzi - po więcej informacji patrz podpis pod "Widea #J3xyz"
i punkty #J4 i #J5 poniżej.
Powyższe lądowisko UFO w kształcie "serca" pojawiło
się na wąskim trawniku umiejscowionym pomiędzy oboma
przeciwstawnymi pasami jezdni o nazwie "The Esplanade" -
jaka przebiega wzdłuż petonskiej plaży tuż za owym krzyżem
celtyckim. Fotografię tego lądowiska wykonałem w kwietniu
2011 roku, czyli zaraz po tym kiedy je po raz pierwszy dostrzegłem.
Jednak samo lądowisko już wówczas wyglądało jakby wypalone
zostało przez UFO jakieś dwa miesiące wcześniej, czyli około
lutego 2011 roku (czyli zapewne w 171 rocznicę przełomowej
mszy zaistniałej w tamtym miejscu - odnotuj symbolikę
cyfr 1+7+1). Ponieważ kiedy wykonywałem jego zdjęcie cała
trawa owego trawniczka była już wyschnięta, stąd normalnie
dobrze widoczne zarysy trawy wypalonej polem magnetycznym
lądowania UFO, na tym zdjęciu są trudne do wizualnego
odróżnienia od pozostałej, też suchej trawy. Jednak uważne
przyglądnięcie się zdjęciu ciągle pozwala odnotować nieco
silniejsze wypalenia trawy aż do gołej ziemi układające się
w kształt właśnie "serca". Lądowiska UFO w kształcie "serca"
mogą formowane kiedy lądujące UFO działające w trybie wiszącym
jest nachylone pod znacznym kątem - zwykle większym od
45 stopni. Wyraźniej widoczny kształt oraz ilustrację zasady
wypalania w trawie tych serco-kształtnych lądowisk przez
wirujące obwody magnetyczne takiego UFO pokazałem na
poniższej ilustracji "Fot. #J4abc". Odnotuj, że UFO typu K3
jest najmniejszym załogowym gwiazdolotem, osiem bocznych
pędników magnetycznych którego jest rozlokowanych na
obwodzie okręgu o średnicy d=3.1 metra. Ponieważ jednak
wehikuły te podczas swych "lądowań" faktycznie zawisają
nieruchomo w powietrzu, stąd zależnie od wysokości na jakiej
się zatrzymają, ich eliptyczne obwody wypalają "lądowiska"
o mniejszych średnicach niż owa "d". Jak precyzyjnie wygląda
taki gwiazdolot UFO typu K3, czytelnik może się dowiedzieć
z 4-minutowego wideo w
YouTube
o adresie
youtube.com/watch?v=hkqrVePSj6c,
lub z ilustracji opublikowanych na mojej stronie o nazwie
magnocraft_pl.htm
(przeglądanie pokazanych tam ilustracji warto rozpocząć
od poczytania krótkiego punktu #K2 tamtej strony).
Fot. #J3def: Kolejne trzy fotografie jakie dokumentują,
że na przekór iż linki do moich ciągle aktualizowanych
stron internetowych są przez jakieś mroczne moce
ukrywane aż tak usilnie, iż zapewne nikt w Nowej Zelandii
(a także tylko bardzo niewielu w Polsce) ma jakąkolwiek
szansę aby strony te odnaleźć i przeczytać, jednocześnie
nadal jakaś anonimowa i potężna moc uważnie analizuje
to co piszę i dyskretnie daje mi o tym znać. Stąd np.
po opublikowaniu w internecie opisów zawartych
w powyższym punkcie #J3 o zaobserwowaniu na
petońskiej plaży "płonącego krzewu" - nagle przy
miejscu pojawienia się tego krzewu, a także w moim
życiu, zaczęły się dziać zdarzenia związane z owym
zjawiskiem i zaadresowane wyłącznie do mojej uwagi,
na jakie dotychczas nigdy się NIE natknąłem, chociaż
mieszkam w pobliżu miejsca pojawienia się tego
płomienia i spaceruję regularnie koło niego od 2001
roku. Poniżej zilustruję zdjęciami przykłady
niektórych z nich, jakie nieco bardziej od innych
kwalifikowały się do opublikowania. (Kliknij na wybrane
z powyższych zdjęć aby zobaczyć je w powiększeniu.)
Fot. #J3d (góra):
Odnowienie napisu na krzyżu. Ja mieszkam w Petone
of 2001 roku. Jako, że nic istotnego NIE umyka tam
mojej uwadze, przez cały ów okres odnotowywałem
zaniedbanie napisu na omawianym tu celtyckim
krzyżu z "Fot. #J3b". Stąd w czasie gdy dokumentowałem
swe ujrzenie "płonącego krzewu" napis ten był aż tak
zaniedbany, iż z trudem dawało się go odczytać. Zamiast
więc samemu wykonać zdjęcie tego napisu i powołać
się na NIE podczas pisania powyższego punktu #J3,
uznałem że tym co zechcą napis ten przeczytać lepiej
jest wskazać w internecie gdzie jest on czytelniej zreprodukowany.
Ku swemu jednak zaskoczeniu, w kilka dni po opublikowaniu
swych opisów ujrzenia "płonącego krzewu" właśnie koło tego
krzyża, przejeźdżając koło niego samochodem odnotowałem,
że napis ten został odnowiony i jest już wyraźnie widoczny.
Tyle, że aby go czytelnie sfotografować musiałem odczekać
aż ustaną nieprzerwane deszcze jakie zaczęły padać w Petonie
zaraz po opublikowaniu moich opisów ujrzenia płonącego
krzewu i jakie przerwały padanie tylko na jeden dzień 2018/6/14 -
w którym mogłem wreszcie pstryknąć powyższą fotografię.
Oczywiście, owo odnowienie napisu właśnie w owym czasie
możnaby uważać za "przypadkowy zbieg okoliczności". Tyle,
że wiedząc to co wyjaśniam poniżej w punktach #J4 i #J5, mianowicie
iż
wszystko co zdarza się w naszym
świecie fizycznym najpierw musi być celowo i trwale wprogramowane
przez Boga do tzw. "Omniplanu", wiem też już ponad
wszelką wątpliwość, iż
w naszym świecie fizycznym "zbiegi
okoliczności" po prostu NIE istnieją, a istnieją jedynie
dalekowzrocznie zaplanowane działania Boga. Ponadto, to
odnowienie napisu było zaledwie jednym z całego szeregu
nietypowych zdarzeń jakie zacząłem odnotowywać iż rozpoczęły
się dziać koło tego krzyża i jakie wykazywały wielopoziomowe
związki z "płonącym krzewem" jaki tam mi się ukazał. (Niestety,
nie każde z tych zdarzeń kwalifikowało się do opublikowania.
Nie każde też z nich można było obfotografować i tu pokazać -
dla przykładu jak udokumentować, że po zbudowaniu swego
zestawu do wyłapywania pitnej deszczówki opisanego w punktach #J1 i #J2 strony
woda.htm
w NZ niemal przestały padać deszcze - tak, że czystą wodę pitną
zmuszony byłem zakupywać w supermarketach. Od czasu jednak
zaobserwowania "płonącego krzewu" w Petone pada z regularnością
szwajcarskiego zegarka każdej niedzieli do wtorku, a niekiedy nawet
dłużej, tak że obecnie regularnie mogę wyłapywać potrzebną mi
ilość czystej wody do picia.)
Fot. #J3e (środek):
Oto zdjęcie znaku
spirali
ułożonej z muszli oraz z nadal zielonych i mokrych
wodorostów (wyraźnie tylko chwilę wcześniej
zaczerpniętych z morza), którą znalazłem w kilka dni
po opublikowaniu w internecie treści punktu #J3 powyżej.
(Odnotuj datę pojawienia się i sfotografowania tego
znaku - "17" zawiera wszakże cyfrę 7, której Biblia
nadaje znaczenie świętej, obie cyfry 1+7 dają nam
sporo do zrozumienia, zaś suma cyfr "1+7=8" daje liczbę
"8" - przez Chińczyków uznawaną za świętą.) Znak
ten pojawił się w bardzo zimny dzień w miejscu w
jakim uprzednio widziałem ów
płonący krzew.
Owego dnia niemal bez ustanku padał też zmienny deszcz,
czasami nawet "lejąc jak z cebra", a stąd poza mną praktycznie
nikt wówczas NIE był na tyle zdeterminowany aby wyjść
na spacer po plaży ryzykując zmoknięcie i przeziębienie.
Odnotuj z owego zdjęcia, że powierzchnia plaży na jakiej
widnieje owa spirala wyraźnie jest mokra, oraz że sama
ta spirala wygląda jakby ktoś sporządził ją pracowicie tylko
kilka sekund przed moim jej dostrzeżeniem - aczkolwiek
z powodu zimna i deszczowej pogody, poza mną nikt inny
NIE znajdował się wtedy na plaży. Oczywiście, każdy sceptk
zapewne stwierdzi, iż to wszystko jest tylko szeregiem
"zbiegów okoliczności" - co wniesie potem odpowiednie
następstwa też i dla niego (tak jak wyjaśniam to poniżej
w #J4 i #J5). Zastanawiające w tej spirali jest także, iż
jej zakończenie zostało przez kogoś jakby "zamykane" -
czyżby więc symbolicznie przekazywała ona wiadomość
"powstrzymywania" czegoś, lub potwierdzała sobą treść strony
2030.htm?
W tym miejscu muszę przypomnieć, że znak
spirali
jest świętym w praktycznie wszystkich kulturach
świata i ma bardzo wzniosłe znaczenia. Przykładowo
oznacza on moc niebios, narodziny, życie i cykle
życiowe, postęp, wzrost, fortunę, szczęście, oraz
szereg jeszcze innych
"dobrych omenów".
Stąd w niektórych krajach świata znakiem spirali
są uświęcane co bardziej istotne miejsca i obiekty.
(Ja jednak nigdy NIE widziałem spirali ułożonej
na plaży - wszakże jej układanie jest trudne i
pracochłonne, szczególnie zimą i na mokrym
piasku, zaś ludzie wychodzą na plażę głównie
dla przyjemności i odpoczynku.) Stąd, przykładowo,
wmurowane spirale mogą ozdabiać budynki - jak ta w
centrum malezyjskiego miasta Melaka.
Mogą one także ozdabiać masowo produkowane przedmioty,
jakie komuś mają przynosić fortunę, szczęście, czy zdrowie, np.
plastykowy kubek do japońskiej zupy "miso".
Spirale ozdabiały także
kocioł znicza olimpijskiego podczas
olimpiady w Chinach z 2008 roku.
Fot. #J3f (dół):
W sprawie "płonącego krzewu" jaki mi się
ukazał koło krzyża celtyckiego z Petone, zaś
jaki zapewne wskazywał
pierwsze w Nowej Zelandii miejsce będące
"ziemią chrześcijańsko świętą", mnie
zaczęły także zastanawiać dziwne (jak sceptycy
by to nazywali) "zbiegi okoliczności" -
aczkolwiek opisy działania Omniplanu podane w
punkcie #J5 poniżej ujawniają, że z pewnością
były to dalekowzrocznie zaplanowane działania
Boga. Przykładowo, przeglądając internet dnia
2018/6/29 przypadkowo natknąłem się na blog z adresu
candour.presbyterian.org.nz/2017/02/22/the-burning-bush -
z treści którego wynika, iż bibilijny "płonący krzew"
został wybrany jako "logo" NZ kościoła prezbiteriańskiego.
To moje przypadkowe
natknięcie
się na informację, że "płonący krzew" stanowi "logo" NZ
kościoła prezbiteriańskiego, w połączeniu ze wskazującą
go spiralą ułożoną m.in. z wodorostów, upewniło mnie
konklusywnie, iż "płonący krzew" wodorostu, jaki widziałem
na petońskiej plaży, połączony został w jedną spójną
całość ze statystycznie zbyt wielką liczbą innych
wymownych zdarzeń, powiązań i symboli, aby nadal
ignorować jego znaczenie, jako NIE odbierającego ludziom
"wolnej woli" znacznika miejsca szczególnie wyróżnionego
przez Boga. Na dodatek do tego, całe
miasteczko Petone, czyli otaczająca ten krzyż celtycki
miejscowość jego twórców, dosłownie tonie w wyglądającym
jak "płonące krzewy" kwiatostanie drzew zwanych
Pohutukawa -
przez Maorysów obdarzanego duchowymi mocami,
a przez Nowozelandczyków nazywanego też "Drzewem
Bożego-Narodzenia" (tj. "Christmas tree") - patrz pokazane
powyżej zdjęcie tego celebrującego narodziny Jezusa
drzewa Pohutukawa rosnącego niedaleko mojego mieszkania.
Od tak dawna jak pamiętam, drzewa te zakwitały na Boże
Narodzenie - czyli w środku nowozelandzkiego lata. Jednak
w 2018 roku, odnotowałem iż owe drzewa obsypane są
kwiatami właśnie w czasach kiedy na plaży pojawił się
opisywany tu płonący krzew. Ich kwitnięcie było nadal
kontynuowane nawet przez okres najcięższych czasów
nowozelandzkiej zimy, bowiem ze zdumieniem ich kwiaty
oglądałem w centrum Petone jeszcze w dniu 5 lipca 2018 roku.
Fot. #J3g: Zdjęcie jakie dokumentując
niezrozumiałe zmiany liczby ramion w żywych rozgwiazdach
znalezionych na petońskiej plaży, pobudza do zadawania
pytania, czy zmiany te to: (1) manifestacja rozmachu i
szerokich możliwości boskiego stwarzania "bardzo dobrych"
żyjątek np. już podczas pierwszych 7 dni tworzenia
opisywanych w Biblii, czy też (2) wynik postępów w
niedawno rozpoczętym i trwającym do dzisiaj chorobliwym
"mutowaniu się" owych rozgwiazd spowodowanym ludzkimi
zanieczyszczeniami naturalnego środowiska? Udokumentowana
tym zdjęciem niezrozumiała powszechność sześcioramiennej
wariacji gatunku najszerzej spotykanej w NZ i "normalnie"
pięcioramiennej morskiej rozgwiazdy zwanej
Patiriella Regularis,
jaka swym wyglądem mi przypomina religijnie wysoce
znaczące "Gwiazdy Dawida" oraz jaka współistnieje z
wariacjami tego samego gatunku owej rozgwiazdy
ale już o 4 i 7 ramionach, nakłoniła mnie do podjęcia
badań rozstrzygających, która z powyższych opcji/zapytań
(1) czy (2) wyraża prawdę. Wyniki tych badań zaprezentowalem
w punkcie #B1.1 z innej swej strony internetowej o nazwie
woda.htm
oraz we wpisie numer #306 do
blogów totalizmu.
Wszystkie pokazane powyżej wariacje kształtów tej rozgwiazdy
znalazłem dnia 2019/1/18 zaplątane w długim na około 10
metrów zwale zgniłych trocin i wodorostów, wyrzuconym
przez fale na plażę w Petone. Dla naukowej rzetelności,
a także dla kilku innych powodów jakie opisałem dokładniej
w owym punkcie #B1.1 ze strony o nazwie
woda.htm,
ze zwału tego zacząłem wygrzebywać rozgwiazdy o innej niż
5 liczbie ramion - która to liczba 5 ramion jest typowa dla
NZ rozgwiazd "Patiriella Regularis". (Tę typową 5-ramienną
rozgwiazdę pokazałem w samym centrum powyższego zdjęcia.)
W tymże zwale gnijących trocin i wodorostów widziałem
kilkadziesiąt, a może nawet ponad 100 takich 5-ramiennych żywych
rozgwiazd. (Precyzyjne ich policzenie było jednak niemal niemożliwe
w tamtej sytuacji która nakłaniała do pośpiechu w poszukiwaniach
ponieważ temu co tam starałem się osiągnąć z dezaprobatą
przyglądało się sporo pobliskich plażowiczów). Ja jednak
skoncentrowałem się na szybkim sprawdzeniu niemal
każdej z nich ile ma ramion. Po zaś umyciu owych innych
niż 5-ramienne rozgwiazd z oblepiających je gnijących trocin
i wodorostów, poukładłem je na fragmencie czystej plaży
i sfotografowałem - zaś ich zdjęcie przytaczam powyżej. Wszakże
pierwsza naukowa myśl jaka się narzuca patrząc na nie, to że
gdyby zróżnicowanie liczb ich ramion w przyszłych badaniach
faktycznie okazało się wynikać z chorobliwego "mutowania"
powodowanego jakimiś zanieczyszczeniami, wówczas być może
wskazałoby nam to też nadające się do wyeliminiowania powody,
dlaczego czasami ludzie mogą się rodzić np. bez rąk czy bez
palców, albo ze zwielokrotnionymi organami czy z aż sześcioma
palcami. Wszakże np. z badań pszczół już wiemy, że o tym czy
siostrzane ich organizmy wyrosną na różniących się od siebie
budową ciała i funkcjami: pszczelą matkę, robotnicę, czy trutnia;
decydują wyłącznie dodatki jakie dostają się do ciał ich płodów
wraz z pokarmem.
Moje poszukiwania takich być może chorobliwie "zmutowanych"
rozgwiazd zostały zainicjowane dwa dni wcześniej (tj. w środę
dnia 2016/1/16) przez ateistycznie ani naukowo niewytłumaczalne
zdarzenia, jakie nastąpiły tuż przy miejscu na petonskiej plaży,
w którym niemal rok wcześniej, bo w środę dnia 2018/4/25,
zamanifestował mi się bibilijny
"gorejący krzew" (patrz
werset 3:5 z bibilijnej "Księgi Wyjścia"), a stąd na bazie tego co
wyczytałem z Biblii, który to obszar od owego czasu ja osobiście
uważam za
miejsce "chrześcijańsko-święte". Mianowicie,
owej środy dnia 2016/1/16, wyrzucone zostało na plażę przy
tamtym prawdopodobnie "świętym miejscu" parę pięknie
ukształtowanych rozgwiazd sześcioramiennych, wyglądających
jak miniaturowe szare poduszki ozdobnie uszyte na kształt
sześcioramiennej izraelskiej
Gwiazdy Dawida.
Ponieważ nauki biologiczne NIE są przedmiotem moich zainteresowań,
widząc wówczas tamte 6-ramienne żywe miniaturki Gwiazd Dawida,
NIE wiedziałem wtedy jeszcze, że w innych częściach świata,
gdzie woda jest mniej zanieczyszczona, takie rozgwiazdy typowo
mają jedynie po 5 ramion. Tamtego więc ujrzenia paru pięknie
uformowanych, dużych rozgwiazd o kształcie Gwiazdy Dawida,
NIE uznałem za na tyle
"niezwykłe zdarzenie" aby je
sfotografować (a szkoda, kiedy bowiem około pół godziny później
wracałem do domu, już tam ich NIE było). Kontynuowałem
więc swój spacer wzdłuż plaży w sposób niezakłócony. Jednak
pamiętając, że ich kształt był identyczny do zarysu Gwiazdy
Dawida, po jakimś czasie w moim umyśle coś zwolna zaczęło
indukować coraz bardziej intrygujące mnie zapytanie, noszące
niemal cechy jakby czyjegoś podszeptu, a stwierdzające:
"skoro sześcioramienna izraelska
Gwiazda Dawida
oraz owe sześcioramienne rozgwiazdy bazują na tej
samej figurze geometrycznej, to czy bibilijny Dawid
(ten sam, który zabił Goliata) zaczerpnął natchnienie do
przyjęcia sześcioramiennej gwiazdy jako swojego "herbu"
np. z powodu uprzedniego oglądania takich morskich
rozgwiazd? Z kolei owo zapytanie skłoniło
mnie do uważnego przyglądnięcia się kilku innym rozgwiazdom,
jakie owej środy fale też wyrzuciły na plażę - tyle że w
nieco dalszych jej miejscach. Z szokiem jednak wówczas
odkryłem, że te inne rozgwiazdy "Patiriella Regularis"
typowo mają po 5 ramion, a NIE po 6, oraz że wcale
NIE wyglądają jak Gwiazdy Dawida. Aby więc ustalić
"co jest grane" zacząłem liczyć liczbę ramion w każdej
następnej napotkanej tam rozgwieździe. W rezultacie,
pierwsza rozgwiazda
"Patiriella Regularis"
o innej niż 5 liczbie ramion, jaką potem tam odnalazłem,
miała tylko
4 ramiona - natychmiast więc
ją sfotografowałem po ułożeniu na czystej plaży
obok "normalnej" rozgwiazdy pięcioramiennej
(kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć w widoku od góry) lub
(kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć po odwróceniu pokazującym jej spodnią część).
Po jakimś czasie znalazłem też rozgwiazdę "Patiriella Regularis" z
7 ramionami -
(kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć w widoku od góry) lub
(kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć po odwróceniu pokazującym jej spodnią część).
W końcu po dłuższych poszukiwaniach znalazłem też
i rozgwiazdę "Patiriella Regularis" z
6 ramionami,
jednak ta wyglądała NIE tak symetrycznie i pięknie
jak tamte widziane przy miejscu ujrzenia "płonącego krzewu" -
(kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć w widoku od góry) lub
(kliknij na niniejszy zielony link aby ją oglądnąć po odwróceniu pokazującym jej spodnią część).
Tamto spostrzeżenie, iż siostrzane rozgwiazdy tego samego
gatunku "Patiriella Regularis" mogą się rodzić i żyć z aż
tak odmiennymi liczbami ramion, zaindukowało we mnie
podobne uczucia i myśli, jak uprzednie wielokrotne ujrzenia,
iż niektórzy ludzie urodzili się albo zupełnie bez rąk czy
palców, albo też np. z podwójnymi głowami czy z sześcioma
palcami. Ponadto, zaindukowało u mnie też pytanie, czy owe
zmienne liczby ramion u tych rozgwiazd NIE są przypadkiem
maniefestacjami chorobliwego "mutowania się" wynikającymi
z zanieczyszczania przez ludzi ich środowiska najróżniejszymi
chemikaliami, truciznami, zanieczyszczeniami i odpadkami.
Z kolei, z uprzednich swych doświadczeń jakie zgromadziłem
o tamtym miejscu ukazania mi się "gorejącego krzewu", wiem
już ze sporej liczby innych zdarzeń jakie tam zaobserwowałem,
a dla jakich dzisiejsza "oficjalna nauka ateistyczna" NIE ma
wiarygodnego wytłumaczenia, że zawsze zdarzenia te symbolicznie
przekazywały sobą jakąś istotną wiadomość. Stąd, zacząłem
posądzać, że również ujrzenie owych paru sześcioramiennych
rozgwiazd zaistniało tam dla przekazania podobnie istotnej
wiadomości. Zdecydowałem więc, że pod takim kątem sprawę
tę zbadam z pomocą tego co na jej temat ujawniają publikacje
powszechnie dostępne w internecie - wszakże ja sam NIE
mam wymaganej ekspertyzy w naukach biologicznych.
Wnioski zaś wynikające ze swych badań opiszę dokładniej
w punkcie #B1.1 ze swej innej strony o nazwie
woda.htm.
Niestety, kiedy po powrocie do domu rozpocząłem czytanie
w internecie najróżniejszych publikacji innych autorów na temat
rozgwiazd "Patiriella Regularis", zamiast prowadzić do znalezienia
odpowiedzi na opcje/pytania (1) lub (2) z pierwszego zdania
podpisu pod niniejszą "Fot. #J3g", publikacje te raczej zniechęcały
do poszukiwania jakiejkolwiek prawdy. Okazały się one bowiem być
aż na tyle "politycznie poprawne" i unikające podjęcia jakiegokolwiek
ryzyka choćby tylko najmniejszej wzmianki w rodzaju "dlaczego", "ile",
"kiedy", albo "co to implikuje", że faktycznie nic konkretnego z nich
NIE daje się dowiedzieć. (Jeśli ktoś mi tu NIE wierzy, wówczas proponuję,
aby na bazie dostępnych obecnie publikacji o "Patiriella Regularis" oraz
ustaleń mojej
Teorii Wszystkiego zwanej
Konceptem Dipolarnej Grawitacji,
szczególnie zaś
wynikającego z tej teorii formalnego dowodu, że Bóg istnieje,
spróbował ustalić, lub chociaż wstępnie uzasadnić, prawdę lub
nieprawdę któregokolwiek z obu możliwych opcji/pytań (1) lub
(2) postawionych w pierwszym zdaniu podpisu pod niniejszą
"Fot. #J3g" (pamiętając przy tym, że najróżniejsze naciski
na dzisiejszych reprezentantów nauk biologicznych powodują,
iż bez względu jakie są ich faktyczne wierzenia, w swych
publikacjach i oficjalnych stwierdzeniach zawsze inteligentnie
zamierzane działania twórcze Boga z opcji (1) zastępują oni
ślepymi wynikami bezrozumności
"przypadkowej ewolucji").
Tymczasem publikacje naukowe, które NIE podpierają ani
NIE negują żadnej z tamtych dwóch fundamentalnych opcji
(1) lub (2) wyczerpujących cały zakres istniejących w danej
sprawie możliwości, faktycznie nic nowego NIE wprowadzają
do ludzkiej wiedzy. Jedyne więc czemu takie opracowania
zdają się służyć, to zwiększanie liczby tytułów publikujących
je naukowców - tylko im potrzebne do utrzymywania
zajmowanych stanowisk.
Następnego dnia wybrałem się ponownie na petońską plażę
aby spróbować dokonać własnych oszacowań ilościowych.
Jednak ani jednej rozgwiazdy już tam NIE było. Podobnie
w dwa dni później - też na niemal całej plaży rozgwiazd
już NIE było. Jakimś jednak cudem, w najdalszym punkcie
swego spaceru niespodziewanie natknąłem się na około 10
metrowej długości zwał gnijących trocin wymieszanych z
wodorostami i żywymi rozgwiazdami, jakie fale tam jedynie wyrzuciły
na plażę (choć przy sztormowej pogodzie, niekiedy fale potrafią
zawalić takimi gnijącymi trocinami, tyle że już pozbawionymi rozgwiazd,
niemal całą petońską plażę). Aczkolwiek więc pobliska obecność
licznych plażowiczów spowodowała iż zaniechałem wówczas
dokonania ilościowych badań czy dłużej trwających poszukiwań,
w zwale tym ciągle zdołałem wyszukać powyżej pokazane "mutacje".
Ponadto, ponieważ
ja wiem już z całą
pewnością, że w naszym świecie fizycznym nic się NIE przytrafia
jedynie przez "przypadek" (po szczegóły patrz wyjaśnienia
z punktu #J5 pniżej), obecnie się zastanawiam,
czy ów jedyny na całej plaży zwał
zgniłych trocin wymieszany z wodorostami i z rozgwiazdami,
na jaki natknąłem się dnia 2019/1/18, NIE reprezentuje też sobą
jakiejś celowo nam podsuwanej symbolicznej wiadomości?
Wszakże rozgwiazdy (i reszta żyjątek) stworzone zostały do życia w
czystych wodach i środowiskach, podobnie jak organizmy ludzi też były
stworzone do zjadania naturalnego pokarmu, picia niezatruwanej wody,
oraz oddychania niezanieczyszczanym powietrzem. Niestety, chciwość
niektórych ludzi i inne nieposkramiane ich przywary zamieniły ludzi
i inne stworzenia w schorowanych i alergicznych degeneratów żyjących
na dzisiejszych wysypiskach śmieci. Jednocześnie politycy, którzy
przez swoje narody zostali obdarzeni mandatem rozwiązywania
dzisiejszych problemów i naprawiania pomyłek przeszłości, od lat
na bankietach ze swych międzynarodowych zjazdów pięknie ubierają
w słowa to czego wprowadzanie w życie poprawiłoby losy ludzkości,
jednak po powrocie do własnych krajów nadal wdrażają tylko szkodliwe
dla ludzi i natury odwrotności tego co na owych zjazdach tak pięknie
deklarowali.
Wideo #J3v: Jeśli czytelnika interesuje jak wyglądał nadprzyrodzony
płomień "płonącego krzewu", wyjątkowy honor ujrzenia którego na
plaży w Petone został udzielony właśnie mi, wówczas rekomenduję
mu przejrzenie chociaż powyższego krótkiego (2:22 minuty)
angielskojęzycznego wideo, a jeszcze lepiej - przejrzenie
wszystkich darmowych wideów z YouTube pokazujących tzw.
"Eternal Flame Falls",
czyli "wieczysty płomień" zlokalizowany w maleńkiej grocie pod
wodospadami (a ściślej poza lustrem wody jednego długiego wodospadu
o skomplikowanym przebiegu) ze szlaku wędrownego w parku
narodowym "Chestnut Ridge Park" ("Orchard Park") w zachodnim
Nowym Jorku, USA. Wodospady te i ich cudowny "wieczysty płomień"
są zgrubnie opisane na angielskojęzycznych stronach i blogach
możliwych do znalezienia w google.com z użyciem słów kluczowych:
Eternal Flame Falls.
Niestety, proces filmowania typowo wypacza ilościowy, jakościowy
i uczuciowy odbiór wrażeń wzrokowych. Stąd powoduje on m.in., iż ów
nowojorski nadprzyrodzony płomień na wideach z YouTube wygląda
mniej czerwony i mniej intensywnie świecący, niż nadprzyrodzony
płomień jaki ja ujrzałem na plaży w Petone. (Intensywność petońskiego
płomienia mi przypominała intensywność olśniewającego oczy światła
generowanego podczas elektrycznego spawania - tyle że światło
elektrycznej spawarki zwykle ma kolor niebieski, podczas gdy światło
płomienia z petońskiej plaży miało kolor intensywnie czerwony.)
Jeśli jednak uwzględnić fakt owego wypaczania, wówczas ów "wieczysty
płomień" z Nowego Jorku manifestuje te same cechy, zachowania i skutki
swego działania, co płomień z petońskiego "płonącego krzewu" jaki ja
opisałem w punkcie #J3 powyżej. Oba też opisywane tu płomienie, tj.
zarówno ten z petońskiej plaży, jak i tamten z Nowego Jorku, dokumentują
posiadanie atrybutów jakie dowodzą iż mają one nadprzyrodzone pochodzenie.
(Kliknij na powyższy starter tego wideo aby sobie je przeglądnąć.)
Na upowszechniane jedynie przez prywatnych entuzjastów
internetowe informacje o cudownym "wieczystym płomieniu"
(po angielsku: "Eternal Flame") z Nowego Jorku, o istnieniu
którego ja nigdy wcześniej NIE słyszałem, natknąłem się
jakby "przypadkowo" w sposób doskonale ilustrujący metodę
działania Boga opisywaną staropolskim przysłowiem, że
"
Kiedy Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno".
Oczywiście, z powodu jaki wyjaśniłem dokładniej w punkcie
#J5 poniżej, ja wiem już z całą pewnością, że w naszym
świecie fizycznym "przypadki" NIE istnieją - a wszystko co
w nim zaistnieje jest celowym działaniem Boga. Niemniej
rozumiem, że owo niby "przypadkowe" odkrycie oficjalnie
ignorowanych informacji o tym cudownym płomieniu
przez stulecia widywanym poza szybą wody nowojorskiego
wodospadu, ma na celu uniknięcie łamania czyjejkolwiek
"wolnej woli". Rozumiem więc, że programy boskiego
"Omniplanu" NIE mogły pozwolić mi na zdjęciowe
udokumentowanie petońskiego "płonącego krzewu"
z użyciem "drzwi" powyższego staropolskiego przysłowia.
Wszakże moje wykonanie jego zdjęć mogłoby
przymusić
kogoś do wierzenia w to co opisałem w punkcie #J3 powyżej.
Tymczasem we wszystko co wiąże się z Bogiem i w co
ludzie mają uwierzyć, powinni oni uwierzyć
ochotniczo
(a NIE poprzez zostanie jakkolwiek do tego przymuszonym,
np. dowodami, czyimś autorytetem, groźbą, namową, szantażem,
korupcją, itp.). To zapewne dlatego udokumentowanie owo Bóg
dopomógł mi skompletować dopiero po otwarciu dla mnie "okna"
z powyższego staropolskiego przysłowia. Tak więc, przeglądając
internet we wtorek, dnia 31 lipca 2018 roku, "przypadkowo"
natknąłem się na ślad darmowych wideów z YouTube, które
ilustrują wygląd innego płomienia, który wygląda i zachowuje
się bardzo podobnie do inteligentnego płonącego krzewu
wodorostu, jaki ze mną telepatycznie "się sprzeczał" na petońskiej
plaży. Pierwszym z tych napotkanych wówczas wideów było około
20-minutowe, dosyć sceptycznie komentowane wideo angielskojęzyczne z
youtube.com
o tytule "This Mysterious Island Appears Out of Nowhere &
What Happens Next Is Surprising" - dostępne pod adresem
https://youtu.be/sO1O7V926s0.
Na swej długości od 6:22 do 8:17 minut wideo to pokazywało wodospad
Eternal Flame Falls
(którego nazwa tłumaczy się:
"Wodospady Wieczystego
Płomienia"), z parku narodowego "Chestnut Ridge Park"
w zachodnim Nowym Jorku, USA. Już pierwsze ujrzenie tego
wieczystego płomienia poruszyło mnie do głębi jego zgodnością
z tym co widziałem na plaży w Petone. Natychmiast więc poszukałem
w internecie dalszych o nim informacji. Odkryłem wówczas, że
ów cudowny wodospad, wraz z jego "wieczystym płomieniem", pokazywany jest na znacznie większej liczbie wideów wykonanych przez prywatne osoby.
Tyle tylko, że większość z nich powtarza kłamstwa oficjalnej
nauki ateistycznej, jakie wmawiają oglądającemu, że tamten
wieczysty płomień, jakoby ma proste wytłumaczenie i
NIE reprezentuje sobą nadprzyrodzonego zjawiska.
Na szczęście, mi doskonale są już znane kłamstwa,
nieudolność, niedbałość, luki metodologiczne i brak
podbudowy teoretycznej, badawcze lenistwo, itp., z
jakimi dzisiejsi niedoinformowani naukowcy swymi
spekulacjami przysłowiowo "powysysanymi z palca"
i obiektywnie niepodpieranymi żadnymi rzeczowymi
badaniami usiłują zaprzeczać istnieniu Boga i manifestacjom
nadprzyrodzonego. Z łatwością więc poustalałem i
ujawniłem w poniższych punktach najróżniejsze błędy,
niezgodności i przeoczenia zawarte w owych "naukowych
spekulacjach" na temat cudownego wieczystego płomienia
z zachodniego Nowego Jorku.
W moim ujawnianiu kłamstw i błędnych spekulacji
jakimi naukowcy usiłują wmówić zainteresowanym,
iż nowojorski płomień wcale NIE ma nadprzyrodzonego
pochodzenia, dopomogło mi uprzednie obserwowanie
nadprzyrodzonego "płonącego krzewu" na petońskiej
plaży, oraz odnotowanie cech i następstw jakimi ów
petoński nadprzyrodzony płomień się charakteryzował,
a jakie opisałem już w punkcie #J3 tej strony. Jedyne
więc co potrzebowałem uczynić, aby wykazać że podobnie
jak petoński, także nowojorski płomień ma nadprzyrodzone
pochodzenie, to przeglądnąć uważnie widea i poczytać
uważnie publikacje, jakie ukazują i omawiają ów nowojorski
płomień, poczym wskazać i podkreślić tu ujawniane nimi
te cechy i następstwa nowojorskiego płomienia, które
poznałem już wcześniej dzięki obserwacji petońskiego
nadprzyrodzonego płomienia i opisałem w punkcie #J3
powyżej, a które NIE wystąpiłyby w nich obu, gdyby
owe płomienie NIE posiadały cudownego pochodzenia.
Oto więc wyszczególnione w
punktach owe cechy i następstwa, jakie świadczą o
nadprzyrodzonym pochodzeniu obu omawianych tu
płomieni (odnotuj, że poniżej omawiam jedynie cechy
i następstwa nowojorskiego płomienia, ponieważ dla
płomienia z Petone, opisałem je już w punkcie #J3
powyżej - tyle że w innej niż tutaj kolejności):
(1)
Inteligentne zachowywanie się, mezmeryzujący wpływ
na oglądających, telepatyczne oddziaływanie na przybyłych.
Jak przystało na nadprzyrodzone zjawisko, podobnie jak
petoński, także nowojorski płomień zachowuje się inteligentnie.
Przykładowo, za każdym razem wygląda on, płonie i tańczy
nieco inaczej. Każdorazowo też jakby bucha z innego punktu
podłogi w miniaturowej grocie w jakiej płonie - chociaż gaz
wydobywający się spod ziemi NIE mógłby zmieniać szczelin
w skale przez jakie uchodzi. Czasami go widać jako jeden
płomień, innym razem pokazuje się jako kilka płomyków
zaczynających się w odmiennych miejscach ich małej groty.
Czasami pokazuje się jako solidny, cienki i długi język, innym
razem jest niski i szeroki. Itd., itp. Z analizy wideów wykonanych
przez oglądających daje się też odnotować, że ma na nich
mezmeryzujący wpływ, intryguje i pobudza ich podniecenie
swym tańcem, oraz telepatycznie na nich oddziaływuje
zależnie od ich wierzeń, historii, moralności, charakteru
i celów aktualnego działania.
(2)
Płonięcie w miejscu o cechach "obszaru świętego".
W kilku opracowaniach na temat nowojorskiego wieczystego
płomienia jest ostrożnie dawane do zrozumienia, że miejsce
jego zaistnienia od wieków (albo nawet tysiącleci) było znane
lokalnym Indianom i uważane przez amerykańskich Indian za święty obszar.
O miejscach zaś świętych i o miejscowościach noszących świetą nazwę moja
filozofia totalizmu
ustaliła, że zgodnie z francuską maksymą
"szlachectwo
zobowiązuje" ("noblesse oblige"), na zachowania osób jakie w
miejscach tych się znalazły Bóg nakłada szczególnie ostre wymagania
moralne - tak jak wyjaśniam to szerzej m.in. w punkcie #C4 strony
seismograph_pl.htm.
Nie powinno więc nikogo dziwić, że świętość miejsca nowojorskiego
"wieczystego płomienia" podkreślają też między innymi wypadki,
a nawet śmierć, jakim ulegają osoby NIE wykazujące tam swym
zachowaniem wymaganego respektu dla świętości tego miejsca.
Nie daje się też wykluczyć, że to właśnie pobliska obecność
prastarego świętego miejsca stała się między innymi przyczyną
wydarzeń opisywanych na mojej stronie o nazwie
wtc_pl.htm,
czy zlokalizowania ONZ właśnie w Nowym Jorku. Osobiście posądzam,
aczkolwiek narazie NIE znalazłem żadnej pisanej dokumentacji na
ten temat, że podobnie jak już to zaczyna się potwierdzać dla obszaru
otaczającego petoński "Krzyż Celtycki", pomodlenie się o coś przy owym
nowojorskim wieczystym płomieniu, np. o uzdrowienie jakiejś chronicznej
choroby, czy o rozwiązanie trapiącego kogoś problemu, także spowodowałoby
wypełnienie się owej prośby dla ludzi jacy swym moralnym zachowaniem
na nie sobie zasłużyli.
(3)
Podsuwanie ludziom wieloznacznego materiału dowodowego
dla celowego unikania łamania "wolnej woli" u tych osób, które
NIE chcą uwierzyć w nadprzyrodzone pochodzenie płomienia.
W okolicach miniaturowej groty w jakiej nowojorski płomień się
pojawia, daje się zarejestrować wieloznaczny materiał dowodowy,
który między innymi pozornie sugeruje proste wyjaśnienie dla
mechanizmu jaki spowodował pojawienie się tego płomienia -
w zgodzie z tym co wyjaśniłem w punkcie #C2 swej strony o nazwie
tornado_pl.htm
na temat co najmniej trzech odmiennych kategorii materiału
dowodowego, jaki dla uniknięcia łamania czyjejkolwiek "wolnej woli"
Bóg zawsze włącza w każdą ujawnianią przez siebie manifestację, a
także w zgodzie z moim odkryciem opisanym m.in. w punkcie #A2.2 strony
totalizm_pl.htm,
w #A3 do #A3abc ze strony
klasa.htm
oraz w innych opracowaniach linkowanych słowami kluczowymi
"Bóg celowo dostarcza materiał dowodowy potwierdzający
każde silne wierzenie ludzi" z mojej strony o nazwie
skorowidz.htm,
iż
jeśli ktoś bardzo silnie w
coś wierzy, wówczas nawet jeśli jest to przeciwstawne do
manifestacji rzeczywistości uznawanej za jedyną prawdę przez
"materialistyczny redukcjonizm" naszej obecnej oficjalnej nauki ateistycznej,
ciągle dla nadrzędnych powodów (np.: inspirowania poszukiwań
prawdy przez ludzi, otwarcia drogi do nieograniczonego rozwoju
naszego świata materii, itp.) Bóg fabrykuje na użytek tak silnie
wierzącego jakiś materiał dowodowy potwierdzający mu iż ma
rację w swych wierzeniach. Przykładowo, w pobliżu
tego płomienia z "Chestnut Ridge Park" roznosi się smród zepsutych
jajek, z powodu jakiego czasami jego działanie (i miejsce) nazywa
się nawet grubiańsko "płonącymi wypierdzinami natury" (po
angielsku: "flaming fart of nature"). Okoliczne zbiorniki wodne
dokumentują też istnienie wycieków podziemnych gazów.
Na przekór tego, naukowcom do dzisiaj NIE udało się jednak
wykryć co faktycznie zasila i podtrzymuje wielowiekowe
płonięcie tego świętego płomyka.
(4)
Ukazywanie się jedynie tym ludziom, którzy zasłużyli na
jego zobaczenie. Aczkolwiek większość ludzi, którzy
podjęli trud pielgrzymki do miejsca zaistnienia nowojorskiego
płomienia, zastają go już płonącym, napotkałem też widea,
że niektórzy, szczególnie ci co w swej drodze do płomienia
NIE wykazują wymaganego respektu, zastają go wygaszonym
i NIE są w stanie go zapalić - nawet jeśli usilnie się starają.
(5)
Płonięcie bez generowania oddziaływującego na otoczenie
ciepła ani dymu czy sadzy. Płomienie zasilane
podziemnym gazem typowo generują sporo ciepła,
dymu i sadzy, jakich znaczące oddziaływania zmieniają
cechy ich otoczenia. Stąd przykładowo na wideo o adresie
https://youtu.be/UhjXhh-jhWA -
pokazującym płomyki z góry Chimera w Turcji zasilane
podziemnym gazem, a także na wideo o adresie
https://youtu.be/a5Dv2o1em8M -
pokazującym podobne płomyki z okolic Murchison w Nowej
Zelandii, też zasilane podziemnym gazem, owe typowe produkty
i następstwa spalania gazu są wyraźnie udokumentowane.
Tymczasem w nowojorskim wieczystym płomieniu, NIE widać:
(a) ani kłębów pary wodnej w jaką powinny być zamieniane
odpryski wodospadu przez taki indukujący ciepło płomień gazowy,
(b) ani owa maleńka grota skalna (w jakiej "gaz" ten jakoby
płonie) jest zadymiona, zapełniona wyziewami i rozgrzana
niemal do czerwoności przez ów długotrwale płonący tam ogień,
(c) ani też płomień ten NIE gaśnie - chociaż zwykły płomień
gazowy szybko zostałby wygaszony opryskującą go wodą.
(6)
Zawieranie ukrytych dowodów na swe nadprzyrodzone
pochodzenie. Przykładem takich dowodów przykładowo
jest kształt (i kolor) samego płomienia. Płomienie gazowe
mają kształt jakby "postrzępionego" oraz chaotycznie
drgającego i zawijającego się liścia. Ich kolor typowo
jest niebieski. Tymczasem nadprzyrodzony płomień
zachowuje się dostojnie, tańczy fascynująco, jest
jednolity (niepostrzępiony) i ma unikalnie intensywny
czerwony kolor zachodzącego (lub wschodzącego)
Słońca.
(7)
Niezdolność dzisiejszej oficjalnej nauki ateistycznej do
ustalenia faktycznego mechanizmu powstawania tego
płomienia. W kilku co odważniejszych publikacjach
na temat nowojorskiego płomienia zawarte jest napomknięcie,
że oficjalna nauka nadal NIE jest w stanie wyjaśnić
zadowalająco i sprawdzalnie, skąd ów płomień faktycznie
się bierze - na przekór iż oficjalnie rozgłasza się stwierdzenia,
iż jakoby wszystko na jego temat jest proste i doskonale
już wiadome. Przykładowo, naukowcy nadal mają
zasadnicze trudności z pomierzeniem, empirycznym
przebadaniem, oraz naukowym udokumentowaniem:
(a) "jaki" naprawdę "gaz" się pali, (b) "skąd" ten "gaz"
tam się bierze, (c) "dlaczego" produkty i proces spalania
owego nowojorskiego "gazu" różnią się aż tak znacząco
od produktów i procesu spalania naturalnych gazów w
innych wskazywanych powyżej miejscach świata (np.
w Chimera z Turcji, czy w Murchison z Nowej Zelandii),
itp. Powinienem tutaj dodać, że w punktach #J1 do
#J3 i w podpisie pod #J1a ze swej strony o nazwie
1985_teoria_wszystkiego.htm,
a także we wpisie #349 do blogów totalizmu, zaprezentowałem
dowody iż światło można
dowolnie wysterować i ukształtować, oraz że Bóg swą zdolność
sterowania światłem już wiele tysięcy lat temu opisał nawet
w Biblii. Ta zaś umiejętność pozwala Bogu
zasymulować oglądanie opisywanego tu płomienia w
dowolnym miejscu, czasie, cechach oraz w demonstracji
dowolnego zachowania przez ten płomień!
Dla Boga NIE istnieje więc nic niemożliwego.
Co ciekawe, dnia 2022/10/01 natknąłem się na
jeszcze jedno miejsce
na świecie, które obok Petone opisanego
w #J3 powyżej i nowojorskiego "Chestnut Ridge
Park" opisanego w tym podpisie do
#J3v,
jest już trzecim znanym mi miejscem świata, gdzie
takie tańczące i niewytłumaczalne naukowo cudowne
płomienie NIE tylko iż się ujawniły (a na tym trzecim
miejscu jest aż 9 płomieni) ale w dwóch z tych miejsc
były one także (oraz są do dziś) obserwowane i czczone
od wieków. Opisy i filmy z tego trzeciego miejsca można
wyszukiwać w Internecie za pomocą np. słów kluczowych
Jwala Devi Temple in Kangra India Eternal Flame
(znaczących: Świątynia Jwala Devi w Kangra India Wieczysty
Płomień). Z wideów jakie oglądałem o tych płomieniach, a
także z ich obiektywnych opisów jakie unikają
"naukowo
stronniczych" spekulacji i uwag, jasno wynika, że płomienie
te charakteryzują się również wszystkimi wyżej wymienionymi
7 cechami
nadprzyrodzonych ogni.
To z kolei oznacza, że prawdopodobnie za pomocą wszystkich
trzech opisanych tutaj obszarów nadprzyrodzonych ogni Bóg
wyznaczył i już wskazuje dla tych z ludzi, którzy są otwarci na
prawdę, co najmniej trzy odmienne
"święte obszary" na świecie,
do których, zgodnie z tym, co opisałem w #A3 do #A3abc ze strony
klasa.htm
oraz w poście #352 do blogów totalizmu, zwykli (a nawet biedni)
ludzie mogą teraz odbywać pielgrzymki, aby modlić się do Boga
o Łaskę w czymś ogromnie dla nich istotnym.
Widea #J3xyz, blog #303: Wszystko co Bóg czyni i czemu pozwala
się zamanifestować za pośrednictwem albo natury, albo
słów i działań ludzi, faktycznie jest istotną częścią
gigantycznego boskiego planu nastawionego na dobro
wielu ludzi. Innymi słowy, wszystko
co Bóg czyni, jest np. częścią gigantycznego planu
edukowania i postępu całej ludzkości - nawet jeśli
wygląda to jedynie jak coś małoznaczące lub krótkotrwałe.
Motto wideów #J3xyz: "Nawet
jeśli działasz samotnie i wierzysz iż jesteś jedyną osobą
na świecie, która dane coś czyni, faktycznie jesteś tylko
jedną z elementarnych składowych większego planu
realizowanego i koordynowanego przez Boga, w którego
urzeczywistnienie Bóg angażuje wielu wymaganie
zainspirowanych ludzi."
Metoda postępowania Boga, że każde zaaprobowane
lub urzeczywistnione przez Niego zdarzenie i działanie
zawsze jest taką elementarną składową jakiegoś większego
boskiego planu, powoduje że także moja obserwacja
płonącego krzewu wodorostu opisanego w punkcie
#J3 powyżej na niniejszej stronie, wprawdzie może
sprawiać wrażenie nieistotnej i przypadkowej, jednak
z całą pewnością jest którymś z fragmentów większego
planu jaki Bóg właśnie wprowadza w życie. O takiej
roli "składowej większego boskiego planu" wypełnianej
przez każde zdarzenia lub każdą manifestację, ja wiem
już od dawna z aż całego szeregu teoretycznych przesłanek.
Przykładowo, jedną z tych przesłanek jest filozoficzna
zasada, że każde zdarzenie lub każda manifestacja jest
skutkiem jakiejś przyczyny, która jest skutkiem jeszcze
innej poprzedzającej ją przyczyny, zaś pierwotną
przyczyną całego formowanego w ten sposób
łańcucha przyczynowo-skutkowego musi być sam
Bóg. Inną przesłanką są wyniki moich badań nad
boskimi metodami działania, opisywanymi na całym
szeregu stron linkowanych hasłami ze strony o nazwie
skorowidz.htm.
Jeszcze zaś inną taką teoretyczną przesłanką jest działanie
boskiego systemu rządzenia, edukowania i egzaminowania
ludzi, jaki opisałem w punkcie #J5 poniżej na tej stronie.
Co jednak najciekawsze, dane mi też już było poznać
pierwsze praktyczne potwierdzenie, że powyższa moja
obserwacja płonącego krzewu z plaży w Petone, jest
tylko jednym z licznych fragmentów większego boskiego
planu. To pierwsze potwierdzenie zostało mi ujawnione
z okazji ogłoszenia przez NZ kościół katolicki, że
niedziela 7 października 2018 roku była dorocznym
dniem modlitw ku intencji czcigodnej
Suzanne Aubert.
Od szeregu już "ludzkich lat" kościół ten prowadzi bowiem
proces jej kanonizacji na świętą, obecnie zaś apeluje
do wierzących aby modlili się do Boga o ujawnienie
cudów jakie są niezbędne aby móc uznać ją za świętą.
Łącznikiem zaś i powodem dzięki jakiemu zwolna ujawnia
się bezpośredni związek pomiędzy obserwacją płonącego
krzewu w Petone, a owym religijnie istotnym planem kanonizacji
Suzanne Aubert,
jest zapowiedź zawarta w już szeroko upowszechnianych
w internecie publikacjach na ten temat, że kiedy kanonizacja
ta zakończy się sukcesem, wówczas stworzony zostanie w NZ
szlak religijnych pielgrzymek śladami Suzanne Aubert.
Trasa zaś fragmentu tego szlaku będzie przebiegała w pobliżu
miejsca w Petone, gdzie ja widziałem właśnie ów płonący
krzew wodorostu opisany w punkcie #J3 powyżej. Jeśli
więc intencją Boga w pokazaniu mi owego płonącego
krzewu było przyszłe oficjalne uznanie tego obszaru za
miejsce "chrześcijańsko święte", wówczas ów większy
boski plan, którego składową było m.in. pokazanie owego
płonącego krzewu, zapewne będzie obejmował między
innymi jakiś sposób włączenia tego świętego miejsca do
szlaku przyszłej religijnej pielgrzymki śladami Suzanne
Aubert. Wszakże w miłości Boga do wszystkich ludzi,
a także w filozofii życiowej czcigodnej Suzanne Aubert,
leży zasada równego traktowania wszystkich i wszystkiego -
bez względu na religię i na rasę do jakich są zakategoryzowani.
Jeśli więc kiedykolwiek trwały szlak omawianej tu pielgrzymki
faktycznie zostanie stworzony, wówczas zgodnie z tą zasadą,
a także z logiką, jego składową powinna stać się też możliwość
wizyty pielgrzymów w opisywanym tu szczególnym miejscu
z Petone - gdzie będą oni mogli modlić się do Boga o wszystko
co do czego już im wiadomo, iż w cudownych miejscach świata
może to uzyskać błogosławieństwo spełnienia. Niestety, aczkolwiek
owa zasada i wniosek logiczny same się nasuwają, w dzisiejszych
czasach, kiedy istnieje już ponad 1000 odmiennych odłamów
chrześcijaństwa, zaś każdy z nich skupia swą uwagę na tym
co go dzieli od innych oraz każdy uważa siebie za ów "jedyny
poprawny", włączenie do katolickiego szlaku pielgrzymkowego
świętego miejsca zainicjowanego modlitwami prezbyterianów
wcale NIE będzie ani proste, ani łatwe. Wszakże tylko w maleńkim
Petone, zamieszkałym przez mniej niż 7 tysięcy mieszkańców
(w/g cenzusu z 2013 roku), ja wiem o istnieniu i działaniu co
najmniej 11 kościołów, każdy z których skupia wierzących z drastycznie
odmiennego odłamu chrześcijaństwa (tj. wiem już o następujących
kościołach - aczkolwiek posądzam iż może być ich w Petone
nawet jeszcze więcej:
Congregational Christian Church Of Samoa - 132 Cuba St,
Greek Orthodox Community Church - 23 Bay St,
HCUC - Wesley Multicultural Methodist Chruch - 42 Nelson St,
Petone Baptist Church - 38 Buick St,
Petone Spiritualist Church - 88 Richmond St,
The Salvation Army Church - 72 Cuba St,
Sacred Heart Catholic Church - 41 Britannia St,
St Augustine's Anglican Church - 12 Britannia St,
St David's Multicultural Church - 2 Britannia St,
The Church of Jesus Christ of Latter-Day Saints - 2 Kensington Ave,
The Olive Tree Church - 476-486 Jackson St).
A Petone wcale NIE jest miejscowością o największej liczbie
odmiennych kościołów - wszakże otaczające to miasteczko
miejscowości, np. Wainuiomata, Lower Hutt, czy Wellington,
mają takich kościołów (a stąd i religijnych podziałów) nawet
znacznie więcej. Ja nigdy też NIE odnotowałem, aby którykolwiek
z tych kościołów utrzymywał jakiekolwiek oficjalne związki
czy współpracę z innymi - tak jak wiemy, iż na codzień taką
współpracę praktykowała Suzanne Aubert, oraz jak czynili
inni duchowni jej czasów. Stąd zapewne, aby prezbyteriańskie
miejsce "płonącego krzewu" z Petone móc oficjalnie włączyć do
katolickich pielgrzymek, potrzebnych byłoby wiele modlitw, sporo
dalszych interwencji Boga, a także znaczny wysiłek i dobra wola
wielu ludzi wierzących iż uwagę trzeba skupiać na tym co nas łączy,
zamiast na tym co nas dzieli. Ponadto, w obecnej kruchej sytuacji
pogłębiającego się ateizmu, braku odpowiedzialności, dalekowzroczności,
wizji i bibilijnej wiedzy u dzisiejszych ludzi, dodatkowo jeszcze
pogarszanej podwyższaniem murów dzielących poszczególne odłamy
chrześcijaństwa, potrzebne byłyby też liczne modlitwy o pomoc i
inspirację Boga dla znalezienia rozwiązania jakie w przyszłości NIE
postawiłoby żadnego z kościołów ani z ich wiernych w trudnej lub
przegranej sytuacji, bez względu na to co długoterminowo Bóg
zaplanował w sprawie pobłogosławienia Nowej Zelandii i jej mieszkańców
udostępnieniem im chrześcijańsko świętego miejsca potencjalnie
zwiastowanego owym "płonącym krzewem" z plaży w Petone.
Niniejszym wskazuję więc zainteresowanym osobom linki
do trzech najważniejszych moim zdaniem wideów gratisowo
dostępnych dla każdego w
youtube.com,
które to widea zapewne ilustrują sobą m.in. dyskretnie zainspirowane
i nam przekazywane przez Boga fragmenty Jego nadrzędnego planu
w owej sprawie. (Uwaga, niemal wszystkie widea i publikacje o
Suzanne Aubert, wraz z tymi, linki do których wskazuję poniżej,
są w języku angielskim - jeśli więc czytelniku sam NIE znasz
tego języka, wówczas lepiej jeśli będziesz je przeglądał z
youtube.com razem z kimś kto zna angielski.)
Linki do widea #J3x o adresie: https://youtu.be/QivzdX2LCII
(1:20 min - aby przeglądnąć to wideo kliknij na któryś z podanych tu linków):
W Nowej Zelandii, czyli kraju większość mieszkańców którego
jest albo emigrantami, albo też potomkami emigrantów, podjęto
proces kanonizacji na świętą francuskiej emigrantki, Suzanne
Aubert (1935-1926) - patrz strony internetowe
dostępne poprzez Google
i poświęcone tej niezwykłej kobiecie, która do dziś budzi podziw i najgłębszy
szacunek. Przy życiowych osiągnięciach i poglądach tej emigrantki, to co
osiągają oraz w co wierzą dzisiejsi nawet najwybitniejsi lokalnie urodzeni
ludzie, wygląda bardzo blado i mizernie. Przykładowo, stworzyła ona unikalny
dla NZ, nowy religijny order katolicyzmu, zwany
"Siostry
Współczucia" (w angielskojęzycznym oryginale zwane
"
Sisters of Compassion").
Opiekowała się chorymi, sierotami, bękartami, starszymi, niedołężnymi,
oraz tymi których społeczeństwo odrzuciło. Otworzyła też pierwszą w NZ
kuchnię serwującą głodującym darmową zupę - która to kuchnia działa do dziś i na
wzór której ostatnio powstaje coraz więcej podobnych jej kuchni. Stworzyła
darmowy system pomocy socjalnej. Była też przyjaciółką Maorysów -
na pomocy i radach której oni polegali jak na przysłowiowym Eliaszu.
Napisała sporo imponujących publikacji poświęconych leczeniu
najróżniejszych chorób nowozelandzkimi ziołami. Jej religijny order
stał się też największym w NZ producentem lekarstw ziołowych
faktycznie leczących ówczesne istotne choroby z jej czasów.
(Czyli lekarstw lepszych od dzisiejszych - wszakże zamiast leczyć,
obecne lekarstwa typowo łagodzą jedynie symptomy chorób aby
zaspokajać czyjąś zachłanność poprzez dożywotnie uzależnianie
chorych od kupowania i zażywania tych lekarstw - po szczegóły
patrz punkty #I1 do #I3 na mojej stronie o nazwie
healing_pl.htm.)
Była pionierką leczniczego użycia marihuany - czyli w przeciwieństwie
do dzisiejszych polityków i niektórych pseudo-moralistów, którzy
potrafią jedynie zakazywać wszystkim ludziom to czego złe następstwa
kilku nielicznych zacznie nadużywać, wiedziała iż wszystko co
Bóg stworzył i nam udostępnił może służyć zarówno dobru, jak
i złu, a stąd faktyczny postęp i moralność wcale NIE polegają
na zakazywaniu, a na poznaniu i na szerokim upowszechnianiu
wiedzy jak wykorzystywać dobro przez dane coś wnoszone, a jednocześnie
jak unikać złych tego następstw. Jej motywacją do działania było,
że
"wszyscy ludzie są równi - bez
względu na to jaką religię praktykują i z jakiego kraju pochodzą",
oraz że
pomagać trzeba natychmiast i w miejscu gdzie zło
zaistniało. Módlmy się więc wszyscy aby Bóg szybko urzeczywistnił
cuda związane z tą niezwykłą kobietą - jakie w kościele katolickim są wymagane
dla ogłoszenia ją świętą. Wszakże w dzisiejszym rosnąco zakłamanym i
wypaczonym świecie jest ona coraz bardziej nam potrzebnym przykładem
ludzkich wartości moralnych i niedoścignionym wzorcem do naśladowania.
Linki do widea #J3y o adresie: https://youtu.be/IZiWNqhFo2Q
(0:30 min - kliknij na któryś z tych linków aby przeglądnąć owo wideo):
Wideo to ilustruje planowaną trasę religijnych pielgrzymek po Nowej Zelandii
śladami Suzanne Aubert - o jakich
to pielgrzymkach już opublikowane materiały sugerują, że kościół katolicki
obiecuje stworzyć możliwość masowego ich odbywania przez
zainteresowanych wiernych zaraz po tym jak Suzanne Aubert
zostanie ogłoszona świętą. Jest to ogromnie konstruktywna, moralnie
poprawna i religijnie potrzebna inicjatywa. Wszakże z europejskich
doświadczeń o szlakach katolickich pielgrzymek już wiadomo, że kościół
tak je nadzoruje i utrzymuje, iż typowo zabezpieczają one pielgrzymom
NIE tylko bezpieczne i wysoce edukujące podróżowanie, ale także
darmowe lub tanie noclegi oraz podstawowe wyżywienie. Wdrożenie
więc tych samych zasad w NZ pozwoliłoby wierzącym pielgrzymom z
nawet najskromniejszymi zasobami finansowymi tanio zwiedzić praktycznie
całą Nową Zelandię oraz na własne oczy podziwiać stworzone przez Boga
wspaniałości i cuda jakimi Bóg obdarzył ten normalnie jeden z najdroższych
w świecie i jednocześnie widokowo najwspanialszych krajów turystycznych.
Wszakże ochotnicy kościoła katolickiego zadbają o wszystko wzdłuż całej
trasy owych pielgrzymek. Przez zaś "przypadek" tak się też złożyło, że w
wielu segmentach pielgrzymkowej trasy rząd Nowej Zelandii już wybudował
turystyczne trasy rowerowe
jakie pozwalają na tanie i interesujące podróżowanie rowerami (lub nawet piechotą).
Jednocześnie przebieg trasy tych pielgrzymek pokrywa się z widokowo
najpiękniejszymi oraz turystycznie najciekawszymi obszarami wartymi
zwiedzenia w Nowej Zelandii - jakie to obszary NIE tylko są celami wizyt
wycieczek i turystów organizowanych przez oficjalne agencje, ale także
kryją liczne cuda i niezwykłości oficjalnie przemilczane, jednak opisywane
w szeregu moich publikacji. Linki do opisów najważniejszych z tych
oficjalnie przemilczanych niezwykłości Nowej Zelandii podam pod
następnym (dolnym) z linkowanych stąd wideów. Odnotuj także, iż
planowana trasa owej pielgrzymki przebiega przez Wellington, czyli bardzo blisko
petońskiej plaży i krzyża
opisywanych w punkcie #J3 powyżej - o której to lokacji zwolna ujawniają się
najróżniejsze zdarzenia i przesłanki sugerujące iż z dużym prawdopodobieństwem
jest to
"miejsce chrześcijańsko święte", a stąd że pod ciężarem empirycznych
obserwacji i doświadczeń ludzkich z upływem czasu zostanie ono potwierdzone
jako takie. To zaś oznacza, że nawet najbiedniejsi Nowozelandczycy, którzy
w przypadku konieczności modlenia się bezpośrednio do Boga o coś ogromnie
dla nich ważnego NIE byliby w stanie sfinansować swojej podróży do któregoś
z zaoceanicznych miejsc świętych znanych ze spełniania modlitewnych próśb
kierowanych do Boga, obecnie będą mogli w swym własnym kraju modlić się
np. o uzdrowienie czy o wypełnienie jakiegoś szczególnego życzenia - stąd NIE
będą już musieli daleko i długo podróżować aby móc pomodlić się o to samo w
jakimś zagranicznym świętym miejscu z odległego kraju.
Linki do widea #J3z o adresie: https://youtu.be/vP3hZrbVdd8
(8:30 min): Wideo to ujawnia materiał dowodowy o jednej z oficjalnie
nieuznawanych niezwykłości Nowej Zelandii, mianowicie o obecnie
już zasypanej popiołem wulkanicznym prawdopodobnie ogromnej
piramidzie z płaską powierzchnią górną (tj. typu używanego
w Amerykach m.in. do obrządków religijnych) - lokalnie znanej pod nazwą
Kaimanawa Wall.
(Najbliżej NZ położona inna piramida z taka płaską powierzchnią górną,
to "Borobudur" z Indonezji, pokazany między innymi na 11 minutowym polskojęzycznym wideo o tytule
Tajemnica Niezwykłej Piramidy Borobudur z Indonezji.)
Podobnie jak jest to z innymi oficjalnie nieuznawanymi niezwykłościami
NZ, linki do najważniejszych z których tutaj wskażę, niedaleko od
tej kamiennej struktury "Kaimanawa Wall" przebiega planowany
przez NZ kościół katolicki przebieg trasy religijnej pielgrzymki
śladami Suzanne Aubert.
Dzięki temu uczestnicy owej pielgrzymki będą mieli okazję aby poznać
niektóre z cudownych dzieł Boga, jakie nadal ukrywa obszar Nowej
Zelandii, oraz jakiego istnienie nadal jest oficjalnie zaprzeczane i
ukrywane. Przykładowo z badań nowej
"totaliztycznej nauki"
wynika, że aby dać pierwszym stworzonym przez siebie ludziom
wszystko co im do życia potrzebne, oraz aby zainspirować ich przyszłe
pokolenia do poszukiwań prawdy i do działań twórczych, na użytek tych
pierwszych ludzi to sam Bóg postwarzał z kamienia całe starożytne miasta,
piramidy, mury, świątynie, naczynia, ozdoby, przedmioty codziennego użytku,
itp. - jakich istnienie na Ziemi, dla odwrócenia uwagi od Boga i od Jego
stworzeniowej mocy, wrogowie Boga najpierw przypisywali organizacji
i ambicjom pradawnych władców Egiptu, Inków, Chin, itp., obecnie zaś,
kiedy już się okazało, że owi pradawni władcy NIE dysponowali techniką zdolną do
powznoszenia tak doskonałych kamiennych monumentów - zaczęli przypisywać
istotom przybyłym z gwiazd. Jednym z licznych takich boskich dzieł w starożytności
postwarzanych z kamienia jest właśnie powyższa zapewne zasypana popiołem
piramida z NZ - po więcej szczegółów o stworzeniu przez Boga pierwszych kamiennych
piramid, murów, miast, świątyń, itp., patrz m.in. 4 z punktu #B2 na mojej stronie o nazwie
humanity_pl.htm,
lub wyszukaj sobie ich linki na stronie o nazwie
skorowidz.htm.
Do innych niezwykłości postwarzanych przez Boga w NZ i wartych
odwiedzenia, jednak NIE włączanych do oficjalnych tras wycieczkowych
(za to leżących na trasie, lub w pobliżu trasy, omawianej tu religijnej
pielgrzymki) należą m.in.: znany wśród Maorysów jednak nadal nieodkryty dla
Europejczyków
"Śpiący Olbrzym" opisany w punkcie #J3.3 mojej strony
god_proof_pl.htm,
niezwykły
"chodzący" kamień z Atiamuri NZ o nazwie "Te Kohatu-O-Hatupatu",
który po przestawieniu podobno wraca na swoje uprzednie miejsce -
opisany i pokazany na zdjęciu z punktu #D1 mojej strony o nazwie
newzealand_pl.htm;
Krzyż Celtycki oraz przylegającą do niego plażę z Petone
gdzie miało miejsce moje ujrzenie telepatycznie "sprzeczającego się"
ze mną płonącego krzewu wodorostu opisywanego w punkcie #J3 powyżej;
kamienne
"płytki Jezusa" w dobrej wierze poinstalowane jeszcze
w 1999 roku na centralnym placu "Cathedral Square" z Christchurch
poczym zawzięcie zwalczane przez sporo wojowniczych indywidułów -
opisane w punkcie #G2 i zilustrowane na "Fot. #G1ab" ze strony
przepowiednie.htm;
maleńkie muzeum geologiczne z Otago University z Dunedin, w
którym kiedyś znajdowały się aż dwa samorodki jakiegoś tajemniczego
metalu szlachetnego nieodróżnialnego od złota, które jednak były
namagnesowane - jeden z tych samorodków pokazałem na zdjęciu
"Rys. #8ab", zaś razem z innym (też podobno namagnesowanym
samorodkiem zwanym "Honourable Roddy" i podarowanym królowej
Anglii) opisałem w punkcie #E3 ze swej strony o nazwie
tapanui_pl.htm -
niestety, z chwilą kiedy opublikowałem ich opisy, wszystkie te
samorodki w jakiś tajemniczy sposób poznikały, podobnie jak
poznikały wszystkie poodkrywane w NZ szkielety gigantów,
jeden z których opisałem w punkcie #I2 na swej stronie o nazwie
newzealand_pl.htm;
niezwykłe wzgórze zwane
"Saddle Hill" koło miasta Dunedin,
o którym osoby uprowadzone do UFO (jakie kiedyś badałem w czasach
swej pracy jako wykładowca na Uniwersytecie Otago) raportowały mi
iż poddane były badaniom po zostaniu teleportowanym na pokład UFO
jakie zawisało w jaskini istniejącej we wnętrzu tego wzgórza (legendy
Maorysów twierdzą, iż w jaskini tej ma swe legowisko
"płaczący"
olbrzym "Taniwha") - tak jak opisałem to w punkcie #F2 swej strony o nazwie
newzealand_pl.htm;
miejsce eksplozji UFO z "Pukeruau" koło miasteczka
Tapanui, opisane i zilustrowane na stronie
tapanui_pl.htm;
podziemne
tunele odparowane przez UFO (np. tzw. "Cathedral Caves" i tunel
pod "Grey River") opisywane m.in. w punkcie #C9.1 na mojej stronie o nazwie
ufo_proof_pl.htm;
oraz cały szereg jeszcze innych niezwykłości NZ - linki do jakich podałem na swej stronie o nazwie
skorowidz.htm.
#J4, blog #296.
Ważny jest NIE tylko kształt "serc" wypalanych przez UFO w trawie
dwóch miejsc świata odległych od siebie o tysiące kilometrów, ale
i wiadomości wyrażone przez te symbole miłości (tj. serca):
Motto:
"W świecie rządzonym przez wszechwiedzącego i wszechmogącego
Boga każde zdarzenie następuje aż dla wielu istotnych powodów naraz -
w każde też takie zdarzenie Bóg wpisuje wielopoziomowe wiadomości
jakich zrozumienie podnosi poziom naszej wiedzy i świadomości."
W dawnych czasach (które jednak ja nadal pamiętam),
każda historyjka miała tzw. "morał". Ponadto, jeśli
zaszło wówczas jakieś zdarzenie, ludzie doszukiwali
się w nim wiedzy z aż dwóch odmiennych
obszarów, tj.: (1) fizykalnego (np. w jaki spsób
i dlaczego to zdarzenie zaszło), oraz (2)
nadrzyrodzonego (np. jaką wiedzę i przekaz
od Boga do ludzi zdarzenie to sobą wnosi).
Przykładowo, na końcu podpisu pod
"Fot. #C2a" ze swej strony o nazwie
wszewilki.htm
opisałem przypadek jaki według tradycji
rodzinnej zdarzył się na prastarym cmentarzu ze
wsi Wszewilki. Mianowicie, miejscowy zabijaka
i kazanowa, podobno aż tak silny, że twierdził
iż nie boi się niczego (nawet samego diabła),
założył się z koleżkami, że o północy pójdzie
na wszewilkowski cmentarz i wbije kołek w
grób jednego z samobójców. Kiedy rano
koleżkowie znaleźli go nieżywego na owym
grobie, szukali odpowiedzi NIE tylko na pytanie
"jak" i "dlaczego" fizykalnie on umarł, ale także
"jakie reguły i wiedzę nam przekazuje jego los"
(tj. wiedzę, że
"NIE
ma odważnych ani silnych, kiedy przychodzi
do praw tego drugiego świata").
Tragedią ludzkości dzisiejszych czasów jest, że
dla "politycznych" powodów jakie opisuję
w punktach #A1 do #A4 swej strony internetowej o nazwie
partia_totalizmu.htm,
oficjalna nauka ateistyczna zniszczyła ową dawną
tradycję, aby niezależnie od fizykalnego "jak" i
"dlaczego", w każdym zdarzeniu doszukiwać się
także nadprzyrodzonego przekazu reguł i wiedzy.
Zniszczenie tej tradycji wynika z sukcesu z jakim
oficjalna nauka ateistyczna kłamliwie wmówiła
większości ludzi, że Boga NIE ma, a stąd NIE
istnieje nic nadprzyrodzonego, zaś w każdym
zdarzeniu należy doszukiwać się wyłącznie
jego fizykalnych przyczyn i mechanizmów -
co dzisiejsza oficjalna nauka ateistyczna
czasami czyni (chociaż NIE zawsze - np. wcale
NIE szuka ona fizykalnych przyczyn i mechanizmów
rzekomego tzw. "wielkiego bangu" - zapewne
bowiem większość jej pracowników jest równie
pewna jak ludzie wierzący w Boga, że "wielki
bang" w rzeczywistości nigdy NIE zaistniał, co
zresztą niepodważalnie wynika z mojego formalnego
dowodu naukowego iż Bóg jednak istnieje -
zaprezentowanego w punkcie #G2 strony o nazwie
god_proof_pl.htm).
W następnym punkcie #J5 niniejszej strony postaram
się więc wyjaśnić "czym", "jak" i "dlaczego" oficjalna
nauka popełnia radykalny błąd w tej sprawie,
zaś owym błędem i kłamstwami jakie z niego
wynikają spycha całą dzisiejszą ludzkość ku
upadkowi i ku konieczności jej oczyszczenia.
Jest powszechnie wiadomym, że oficjalna nauka
NIE tylko kłamliwie wmawia ludziom, że Bóg NIE
istnieje, ale także obstaje przy wielu innych sprawach
jakie coraz bardziej oddalają ją od prawdy.
Przykładowo, do dzisiaj uparcie NIE uznaje
istnienia UFO - implikując tym, że wszystkie
osoby raportujące UFO lub badające materiał
dowodowy formowany na Ziemi przez UFO,
są albo kłamcami, albo też coś z nimi nie tak.
Stąd przykładowo, wcale by mnie NIE zdziwiło,
że jeśli "serce" wypalone w trawie pojawi się
w jakimś publicznym miejscu, wówczas ktoś
z naukowców z ekspertyzą od trawy wyda np.
oświadczenie, że "serce" to ma około 50%
"naukowej szansy", iż powstało w wyniku
przypadkowego działania bezmyślnej sfory
zakochanych psów, które biegały po trajektorii
o kształcie serca i sikały na trawę aby uwiecznić
w ten sposób swoje uczucia. (Kiedyś, gdy w NZ
aktywnie działało jeszcze tzw. "skeptic society",
zaś ja badałem i upowszechniałem lądowiska UFO,
faktycznie natknąłem się m.in. na bardzo podobne
do powyższego wyjaśnienie "sikaniem" lądowisk
UFO w trawie.)
W latach 1996 do 1998, podczas swej profesury
na tropikalnej wyspie Borneo mieszkałem przy trawniku
na jakim pojawił się symbol "serca". Zdjęcia tamtego "serca"
pokazuję i wyjaśniam poniżej na
"Fot. #J4abc".
Niestety, w czasach jego pojawienia się byłem aż
tak zajęty badaniem, analizowaniem i rozwijaniem
fizykalnej i technicznej strony zasad działania moich
Magnokraftów -
czyli gwiazdolotów z napędem magnetycznym jakie
ja wynalazłem, zaś o których dopiero w jakiś czas
po ich wynalezieniu odkryłem, iż używają one dokładnie
ten sam rodzaj napędu magnetycznego jaki używany
jest przez gwiazdoloty UFO, a jednocześnie byłem też
wówczas aż tak zmartwiony nieustannymi problemami,
szkodami i zniszczeniami jakie działania UFOnautów
(w połączeniu z ludzką nagonką na mnie za ich badanie)
wywoływały w moim życiu, że też nawet NIE rozważałem
innej niż fizykalna i techniczna wymowy tego co już istniejące
gwiazdoloty UFO wówczas czyniły. NIE powiązałem więc
wówczas symbolu "miłości" jakim wszakże było owo
wypalone przy moim mieszkaniu "serce", np. z faktem
iż to w tymże mieszkaniu w swoim wolnym czasie
rozpracowywałem wtedy związek pomiędzy
gromadzeniem w sobie energii moralnej oraz
czynieniem dobra - co później doprowadziło
do odkrycia aż kilku kolejnych udoskonaleń
jakie Bóg powprowadzał do dusz i ciał ludzi,
a jakie to udosokonalenia opisałem w punkcie
#A1 swej strony internetowej o nazwie
evolution_pl.htm.
Nie powiązałem też pojawienia się tego "serca"
przy swym ówczesnym mieszkaniu np. z
faktem, iż to właśnie podczas zamieszkiwania
w nim, jakie pierwszy zawodowy naukowiec
na świecie przez aż 9 miesięcy przeżywałem
i równocześnie naukowo badałem zjawisko tzw.
totaliztycznej nirwany.
Tymczasem ówczesne
naukowe
przebadanie przeżytej wówczas totaliztycznej nirwany
z upływem czasu doprowadziło do odkrycia iż to
właśnie na wynagradzaniu "pracy moralnej"
poprzez zjawisko nirwany Bóg zamierza oprzeć
organizację działania społeczności (tj. "ustrój")
przyszłych ludzi o nieśmiertelnych ciałach -
tak jak wyjaśniam to w punktach #A1 do #A4
swej strony internetowej o nazwie
partia_totalizmu.htm.
Ponadto, ta sama "totaliztyczna nirwana" natchnęła
mnie później do zaprojektowania nieporówannie
doskonalszgo niż wszelkie uprzednie (w tym znacznie
doskonalszego od kapitalizmu i komunizmu) ustroju
politycznego jaki bazowałby na wynagradzaniu pracy
moralnej właśnie doświadczaniem nirwany, stąd jaki
wyeliminowałby rujnujące całą ludzkość i wypaczające
charatery indywidualnych ludzi wymuszanie pracy za
pomocą "strachu" i "pieniędzy" jakie praktykują
wszystkie dotychczasowe ustroje na Ziemi. (Ten
nowy "ustrój nirwany",
jaki okazuje się być nieporównanie doskonalszy
od wszystkich znanych poprzednio ustrojów na
Ziemi, też opisałem szczegółowiej w owych
punktach #A1 do #A4 swej strony
partia_totalizmu.htm -
mając nadzieję, że zainteresuje on usilnie dotychczas
eksploatowanych ludzi, a stąd że znajdą się ochotnicy
jacy pomogą mi go wdrożyć na Ziemi już obecnie.
Niestety, zawiodłem się i w tej sprawie. Nawet bowiem
ani przysłowiowy "pies z kulawą nogą" NIE zainteresował
się tym wspaniałym ustrojem, jaki dla dobra ludzkości
został zaprojektowany i wprogramowany w nasze dusze
osobiście przez samego Boga.)
Powyżej opisane fakt zacząłem wiązać dopiero w 2007
roku, kiedy to opracowałem pierwszy w świecie formalny
dowód naukowy na istnienie Boga przeprowadzony
metodami logiki matematycznej, który opublikowałem
potem m.in. w punkcie #G2 strony
god_proof_pl.htm.
(Odnotuj, że przed 2007 rokiem też formalnie dowiodłem
istnienia Boga aż kilkoma odmiennymi metodami, tyle że
uprzednio użyłem w tym celu empirycznych metod dowodzenia,
odmiennych od owej najszerzej uznawanej w dzisiejszym
świecie teoretycznej "metody logiki matematycznej". Opisy
tamtych moich wcześniej użytych metod dowiedzenia
istnienia Boga wyszczególniłem i polinkowałem między
innymi w punkcie #G3 z wyżej wymienionej strony o nazwie
god_proof_pl.htm.)
Sformułowanie owego formalnego dowodu na istnienie Boga
zwolna bowiem mi uświadomiło, że
"UFO i UFOnauci są jedynie
tymczasowymi "symulacjami" wysyłanymi przez Boga na Ziemię
dla zrealizowania istotnych boskich celów" (które to cele
NIE zawsze muszą okazywać się przyjemne dla doświadczanych
nimi ludzi - np rozważ pełnienie przez UFOnautów roli
"aniołów
śmierci" jaką opisałem w 3 z punktu #A2 swej strony o nazwie
2030.htm).
Pełne ugruntowanie u mnie wierzenia, że pojawienie się
"serca" wypalonego w trawie przez UFO, niezależnie od
swego znaczenia fizykalnego i technicznego jako manifestacji
określonego użycia praktycznego zasad działania gwiazdolotów
z napędem magnetycznym (tj. działania jakie ja wynalazłem
dla zastosowań w moim
Magnokrafcie),
wyraża też sobą nadprzyrodzone przekazy od Boga (np.
przekazy miłości), nastąpiło dopiero po głębokim przemyśleniu
powodów "dlaczego" przy krzyżu celtyckim opisanym
uprzednio w punkcie #J3 tej strony dane mi było zobaczyć
ów
"płonący krzew" zgodnie z Biblią oznaczający
"chrześcijańsko święte miejsce". Przemyślenia te
ujawniły mi bowiem, że
wszystkie
trzy zarysy "serca" jakie w swym życiu znalazłem wypalone
w trawie, oznaczają miejsca w jakich zaszły zdarzenia
posiadające przełomowe znaczenie dla chrześcijaństwa,
a stąd jakie w sensie wiary są świętymi miejscami.
W punkcie #J3 i na "Fot. #J3c" niniejszej strony
opisałem i pokazałem wypalenie trawy o kształcie
"serca" (tj. symbolu miłości), jakie sfotografowałem
przy celtyckim krzyżu z nowozelandzkiego miasteczka
Petone. W niniejszym punkcie pokażę i opiszę takie
same "serco-kształtne" wypalenie trawy jakie sfotografowałem
przy swym mieszkaniu w odległym o tysiące kilometrów
od Petone mieście Kuching na tropikalnej wyspie
Borneo, w którym to mieszkaniu odkryłem i opisałem
istnienie "energii moralnej" (zwow) a także przeżyłem
"totaliztyczną nirwanę" jaka spowodowała późniejsze
wypracowanie owego idealnego ustroju politycznego
opisywanego w punktach #A1 do #A4 mojej strony
partia_totalizmu.htm -
Wszakże pojawienie się podobnie fizykalnie
wypalonych "serc" (symboli miłości) w dwóch
miejscach świata odległych od siebie o tysiące
kilometrów, wnosi sobą aż kilka istotnych przesłań.
Warto więc zastanowić się na bazie ustaleń mojej
Teorii Wszystkiego zwanej
Koncept Dipolarnej Grawitacji
"jakie" są to wiadomości (tj. co "serca" te symbolizują)
oraz "dlaczego" pojawiły się one w owych dwóch
miejscach świata. Potem warto będzie też poznać
z punktów: niniejszego i #J7 tej strony, jak teoria
gwiazdolotu mojego wynalazku nazywanego
Magnokraft
wyjaśnia techniczne zasady wypalania lądowisk
o kształcie "serca", oraz jak trudnie fizykalnie
jest wykonanie wypalenia takiego kształtu "serca"
w trawie - nawet jeśli posiada się do swej dyspozycji
gwiazdolot o cechach mojego Magnokraftu. Jak
bowiem się okazało w praktyce, kiedy razem z
utalentowanym graficznie Dominikiem Myrcik
próbowaliśmy komputerowo wygenerować zaledwie
ilustrację pokazującą jak obwody magnetyczne
Magnokraftów podczas lądowania wypalają w
trawie zarysy takiego "serca", trudności
komunikowania się emailem na odległość dla
wyjaśnienia złożonych szczegółów działania
napędu Magnokraftów okazały się aż tak duże,
iż do chwili pisania niniejszego paragrafu zajęło
nam już niemal dwa miesiące nieustannych
konsultacji i współpracy, zaś rysunki wyczerpująco
wyjaśniające i ilustrujące zasadę wypalania takiego
"serca" nadal NIE są gotowe. Tłumacząc to więc
np. na dzisiejszy stan techniki i na możliwości
dzisiejszych ludzi w kierowaniu skomplikowanych
wehikułów takich jak Magnokrafty, posądzam że
nawet gdyby ludzkość dzisiaj już posiadała latające
Magnokrafty, narazie ich piloci nadal NIE byliby
w stanie w zamierzony sposób wypalać w trawie
zarysów "serca". Natomiast np. wyłożenie zboża
Magnokraftami w zarys któregoś z powszechnie
pojawiających się na Ziemi tzw. "piktogramów" -
np. tego jaki pokazałem i opisałem w punkcie
#A6.1 swojej strony o nazwie
portfolio_pl.htm,
moim zdaniem nawet dla całych ogromnych instytucji
takich jak NASA - na obecnym poziomie rozwoju
technicznego których ich pracownicy wykazują
podstawowe trudności ze zrozumieniem działania
Magnokraftów, zapewne wogóle NIE byłoby jeszcze
możliwe dla ludzi. Fakt więc, że takie "serca" i
"piktogramy" pojawiają się jednak na Ziemi, ujawnia
jak nadrzędna w stosunku do ludzi jest inteligencja
i umiejętności istot sterujących gwiazdolotami
UFO, oraz jak istotne jest dla nich aby przekazać
ludzkości informacje wyrażane owymi "sercami"
oraz "piktogramami".
Symbol "serca" w praktycznie wszystkich kulturach
świata oznacza miłość, miłość Boga, sumienie,
dobroć, wdzięczność, uznanie, szacunek, miłosierdzie,
zrozumienie, podświadomą wiedzę (jako przeciwstawność
rozumowej wiedzy - rozważ fragment utworu "Romantyczność"
Adama Mickiewicza: "miej serce i patrzaj w serce"),
oraz kilka jeszcze innych nadprzyrodzonych i pozytywnych
znaczeń. Symbol ten nabiera też szczególnego znaczenia,
jeśli zostaje stworzony w jakiś nadprzyrodzony sposób, np.
w formie lądowiska UFO, czy zarysu
wzrostu słoi drzewa.
Ja w swoich publikacjach dokumentuję zdjęciami, że
lądowiska UFO najróżniejszego kształtu pojawiały się
praktycznie pod oknami każdego mieszkania jakie w
swym życiu zajmowałem - np. patrz "Rys. #A2" z tomu 1 swej
monografii [1/4].
Na dodatek, w swych naukowych badaniach UFO analizowałem
setki dalszych lądowisk UFO, jakie celowo wyszukiwałem
wówczas na łąkach, polach i w zasiewach. Wśród owych
setek lądowisk jakie przebadałem, tylko dwa - jakich fotografie
pokazuję w niniejszej "części #J" tej strony, miały właśnie ów
wyraźnie widoczny kształt "serca". W sumie zaś, w swych
badaniach setek lądowisk UFO, pamiętam iż napotkałem
zaledwie trzy lądowiska o kształcie "serca" - większe, trzecie
z nich (po UFO typu K5), niestety wypalone niekompletnie, a
stąd u oglądającego mogące budzić najróżniejsze wątpliwości
(kliknij na niniejszy link aby je zobaczyć),
napotkałem i sfotografowałem w dniu 2008/9/11 w malezyjskim
miaście Melaka w obszarze, w którym upowszechniający tam
chrześcijaństwo Portugalczycy, wkrótce po podboju Melaka w
1511 roku zbudowali pierwszy w Azji europejski kościół, a także
zbudowali pierwszą zarządzaną przez Europejczyków twierdzę -
obecnie już nieistniejącą. Ta więc rzadkość owych "serc" dla mnie jest
informacją, że przekaz "miłości" jakie opisywane tu dwa "serco-kształtne"
lądowiska UFO sobą reprezentowały jest unikalny i wyjątkowo
ważny. Jeśli zaś chodzi o treść przekazu jaki wyrażają sobą
znacząco bardziej niż "serca" kompleksowe "piktogramy"
pojawiające się w zbożach, to moim zdaniem są one manifestacjami
dezaprobaty i pokpiwania z ludzkiej krótkowzroczności, zarozumiałego
uporu i braku logiki, ponieważ ich treść możnaby interpretować
np. słowami
"ludzie, przestańcie się okłamywać nawzajem
i zacznijcie w końcu uznawać prawdę jaką od dawna ujawnia wam
moja pierwsza w świecie i nadal jedyna naukowa
Teoria Wszystkiego z 1985 roku - z powodu prześladowań
upowszechniana po świecie pod swoją pierwszą nazwą
Koncept Dipolarnej Grawitacji,
a także ujawnia wam konstrukcja, działanie i teoria mojego gwiazdolotu zwanego
Magnokraft.
Od czasu ujrzenia opisywanego tu płonącego krzewu,
kiedykolwiek tylko pogoda mi na to pozwala, ja wychodzę
obecnie na spacer po plaży koło petońskiego celtyckiego
krzyża, aby sprawdzić czy przypadkiem NIE pojawi się
tam ponownie opisywany w punkcie #J3 płomień, a także
aby zbadać co nowego tam się dzieje. Wszystko też
co dotychczas tam odnotowałem, zaś co nadawało się
do opublikowania, opisałem w niniejszej "częsci #J" tej
strony. Analizując te zdarzenia, mi osobiście rzuca się
w oczy kilka istotnych regularności czy wniosków końcowych.
Pierwszy z nich, to że owe liczne zjawiska oraz
zdarzenia, jakie opisuję w niniejszej "części #J", tylko
z pozoru są ze sobą niezwiązane. Faktycznie jednak
wykazują one ukryte wzajemne powiazania i linki zarówno
z innymi z owych zjawisk i zdarzeń, jak i z płonącym
krzewem oraz petońskim krzyżem celtyckim. Tych ukrytych
powiązań jest zaś aż tak dużo, że praktycznie eliminują
one prawdopodobieństwo, iż wszystko co tu opisuję to
jedynie ciąg "zbiegów okoliczności" czy "przypadków" (że
NIE są to jedynie "zbiegi okoliczności" ani "przypadki"
naukowo wykazałem także w punkcie #J5 tej strony).
Drugi zaś z owych regularności i
wniosków, to że musiał istnieć jakiś istotny powód
dla którego to właśnie mi przypadł zaszczyt ujrzenia
płonącego krzewu na plaży w Petone. W chwili
obecnej sam sobie odpowiadam na owe trudne
pytanie
"dlaczego ja", iż prawdopodobnie
byłem najbardziej odpowiednią
osobą aby informację o zaistnienia cudu pojawienia
się w Petone płonącego krzewu przekazać innym
bliźnim w sposób jaki NIE łamie ich "wolnej woli".
Z moich badań bowiem wynika, iż wszystko co Bóg
czyni, zawsze dokonywane jest w taki sposób, aby
ludzie ochotniczo i dobrowolnie przekonywali się do
prawdy, a NIE aby zostawali do tego przekonywania
się czymś przymuszeni. To zapewne właśnie aby
przymuszaniem dowodami NIE łamać niczyjej "wolnej
woli", Bóg NIE pozwolił mi wykonać zdjęcia owego
płonącego krzewu. To też zapewne dlatego wszystko
w sprawie tego specjalnego krzyża celtyckiego Bóg
pootaczał najróżniejszymi kontrowersjami. Przykładowo
ów krzyż celtycki leży na wylocie na plażę krótkiej
petonskiej ulicy zwanej "Tory Street". Przy przeciwstawnym
zaś wylocie tej ulicy, tam gdzie wpada ona na ulicę
"Jackson Street", zlokalizowana jest pizzeria zwana
"Hell" (czyli "Piekło"). Co też ciekawe, w internecie
sam krzyż celtycki jest m.in. propagowany jako
symbol nacjonalizmu i białej supremacji -
przykładowo często hitlerowcy go używali w swoich
flagach i oznakach, obecnie zaś używają go różne
neo-nazistowskie grupy. Warto też odnotować, że
ów symbol miłości, czyli "serce", wypalone niedaleko
od petońskiego krzyża, zostało wypalone przez UFO -
faktycznemu istnieniu którego zarówno oficjalna nauka
ateistyczna, jak i spora proporcja ludzi, nadal energicznie
zaprzecza. W sumie więc, aby ktoś uznał, iż w Petone
faktycznie Bóg ustanowił "chrześcijańsko-święte miejsce",
musi w tym celu dobrze przeanalizować ukryte powiązania,
które istnieją pomiędzy całym owym materiałem dowodowym
jaki tu prezentuję, oraz musi uczynić ochotniczo to na bazie
swej otwartości na poznanie prawdy, a NIE wskutek np.
zostania przymuszonym do takiego uznania np. poprzez
ujrzenie czegoś, co wyglądałoby jakby było niepodważalnym
dowodem!
Fot. #J4abc: Trzy ilustracje pokazujące wygląd i zasadę
powstawania serco-kształtnego lądowiska UFO. (Kliknij
na którąś z powyższych ilustracji aby zobaczyć ją w
powiększeniu.)
Fot. #J4a (góra):
Moje (tj.
dra inż. Jana Pająk)
zdjęcie przy uformowanym na kształt "serca" (tj.
symbolu "miłości") lądowisku UFO typu K3 wypalonym
na trawniku koło mieszkania jakie zajmowałem
podczas swojej profesury na tropikalnej wyspie
Borneo. To właśnie podczas życia i pracy w tamtym
mieszkaniu przeżyłem i jako pierwszy zawodowy
naukowiec świata dokładnie przebadałem cudowne
zjawisko
"totaliztycznej nirwany" jaką opisałem na stronie
nirvana_pl.htm.
Zdjęcie to było pstryknięte we wrześniu 1998
roku. Odnotuj, że kształt i wielkość owego
lądowiska pokrywa się z kształtem i wielkością
lądowiska UFO też typu K3, jakie około 13 lat
później sfotografowałem w Petone i pokazałem
na poprzedniej "Fot. #J3c". Faktyczną jednak
wymowę "dlaczego" owo lądowisko UFO miało
kształt "serca" (tj. symbolu "miłości") wydedukowałem
jednak dopiero kiedy zająłem się naukowym
rozpracowywaniem przyszłościowego
"ustroju
nirwany" jaki w przeciwieństwie do wszystkich
uprzednich ustrojów politycznych na Ziemi, zamiast
jak one używać "strachu" lub "pieniędzy" w celu
zmuszania do pracy, będzie motywował ludzi do
ochotniczego wykonywania ciężkiej fizycznej "pracy
moralnej" nagradzaniem ich przeżyciami niedoścignionej
w inny sposob szczęśliwości zjawiska nirwany. Owo
wyjaśnienie "dlaczego tamto 'serce' zostało wypalone przy moim
mieszkaniu na Borneo" opisałem dokładniej w punkcie #A3.1 strony
partia_totalizmu.htm.
Tamta strona wyjaśnia też w punktach #A1 do #A4 jak
Polacy zbiorowym wysiłkiem mogliby demokratycznie
wprowadzić u siebie ów "ustrój nirwany" już obecnie -
gdyby potrafili zdobyć się na ochłonięcie z obecnego
szału egoistycznego odracania się tyłem do Boga,
bliźnich i natury, poczym zaczęli słuchać przysłowiowych
"głosów rozsądku". Szybkie wprowadzenie "ustroju nirwany"
byłoby bowiem dowodem zrozumienia błędności i zmiany
swych uprzednich postępowań oraz sposobem zbiorowego
wybłagiwania od Boga uchronienia Polski i Polaków przed
doświadczaniem śmierci i rozpaczy nadchodzącej
zagłady ludzkości lat 2030-tych.
Fot. #J4b (środek):
Ilustracja "Rys. F35" z tomu 3 mojej
monografii [1/4].
Wyjaśnia ona jak wirujące obwody magnetyczne
gwiazdolotu UFO (zaczernione) zawisającego niedaleko
od ziemi w pozycji wiszącej formują wypalone lądowisko
w trawie. W dolnej części (c) tego "Rys. #F35" pokazany
jest wygląd tak wypalonego lądowiska przyjmującego
kształt pierścienia, które powstaje jeśli gwiazdolot UFO
zawisa w pozycji przy jakiej jego podłoga jest dokładnie
równoległa do powierzchni trawy, zaś jego obwody
magnetyczne wirują dotykając ziemi. Przykłady lądowisk
UFO o takim właśnie kształcie pierścienia pokazałem
na "Rys. V1" z tomu 17 mojej polskojęzycznej
monografii [1/5].
Z kolei przy nieruchomych obwodach magnetycznych
powstaje wypalenie o kształcie (b) - tj. o koncentrycznie
zbiegających się liniach. Przykład takiego lądowiska UFO
pokazałem na "Fig. M4 (Upper)" z mojej angielskojęzycznej
monografii [1e].
Chociaż ja sam NIE przygotowałem jeszcze rysunku, który by
ilustrował jak zmieniłaby się ta sytuacje gdyby UFO zawisało
pochylone pod dużym kątem, czytelnik sam może sobie wypracować,
że obwody magnetyczne pochylonego gwiazdolotu wirujące
po trajektoriach o kształcie "skórki z donut" powodowałyby
wówczas, iż wypalone przez UFO lądowisko przyjęłoby
właśnie kształt "serca" - ponieważ wtedy część owych palących
trawę trajektorii wirującej " skórki z donut" zawracałaby jeszcze
w powietrzu, zamiast już po wniknięciu pod powierzchnię
trawy. Jak dokładnie owa "skórka z donut" wypala w trawie
kształt "serca", razem z Dominikiem Myrcik staramy się to
zaprezentować w komputerowo-wygenerowanych ilustracjach
z punktu #J7 niniejszej strony.
Fot. #J4c (dół):
To samo lądowisko UFO w kształcie "serca" co w
części "#J4a", tyle że sfotografowane około pół miesiąca
później. Ponieważ jednak sfotografowałem je już
bez pokazania na nim mojej osoby - zdjęcie ujawnia
iż lądowisko to faktycznie ma kształt "serca" (tj.
symbolu miłości), niemal identyczny do kształtu
lądowiska z "Fot. #J3c" powyżej. Odnotuj tutaj,
że identyczny kształt "serca" obu lądowisk UFO
pokazanych na niniejszych zdjęciach "Fot. #J4ac"
oraz na poprzednim zdjęciu "Fot. #J3c", zaś wykonanych
w dwóch odległych od siebie o tysiące kilometrów
wyspach świata, dokumentuje nam dowodowo aż
cały szereg prawd naraz, których oficjalna nauka
NIE chce badać, zaś o których zwykli ludzie NIE
chcą wiedzieć - chociaż owe prawdy znacząco
wpływają na losy życiowe każdego mieszkańca
Ziemi. (Np. poczytaj-o i oglądnij-sobie bliznę na
nodze pokazaną na "Fot. #B4" z mojej strony o nazwie
ufo_pl.htm -
a po uważnym przeegzaminowaniu swej i bliskich
nogi, przekonasz się naocznie, że masz ją także,
oraz że mają ją wszyscy twoi bliscy.)
#J5, blog #299.
Czyżby moje opisanie działania stworzonego
przez Boga zaś odkrytego i opisanego dzięki
Konceptowi Dipolarnej Grawitacji
systemu rządzenia, edukowania i egzaminowania ludzi,
przypadkowo ujawniło co i dlaczego bibilijny Eliasz
udostępnił ludzkości pod nazwą "kabała" i jej drzewo życia -
oraz jak ów system stosowany przez Boga wskazuje
proste sposoby przestawiania na generowanie wzrostu
tych ludzi i instytucji, które dotychczas powodowały upadek:
Motto:
"Stworzony przez Boga system rządzący losami ludzi i instytucji, jaki
poznaliśmy z odkryć i materiałów dowodowych wypracowanych dzięki
Konceptowi Dipolarnej Grawitacji,
formuje efektywnie działający mechanizm zarządzający, edukujący i osądzający,
który swą strukturą i działaniem przypomina drzewo życia z narzędzia o
nazwie kabała udostępnionego ludziom przez bibilijnego Eliasza zapewne
w celu wypracowywania nim indukujących wzrost udoskonaleń w ludzkich
systemach zarządzania uprzednio znanych z powodowania upadku."
Jeśli czytelnik przyglądnie się uważnie mojemu
dorobkowi naukowemu (z obszaru wiedzy zwykle
określanego jako moje "hobby" badawcze), wówczas
odkryje, że większość tego dorobku stara się
naukowo zidentyfikować, zdefiniować, rozpracować
i opisać dla użytku innych ludzi wszystkie narzędzia
Boga, które mają decydujący wpływ na przebieg, jakość
i wyniki naszego życia. Proces gromadzenia tego
dorobku naukowego w sposób świadomy prowadzę
nieustająco począwszy od 1985 roku. W 1985 roku
sformułowałem bowiem trzy najważniejsze składowe
swego "hobbystycznego" dorobku naukowego, tj. moją
Teorię Wszystkiego zwaną
Koncept Dipolarnej Grawitacji,
oraz wynikające z tego konceptu opisy wzrostowej
filozofii totalizmu
i opisy upadkowej
filozofii pasożytnictwa.
Nieświadomie zaś gromadzenie to prowadzę od początku
swego życia. Do chwili więc kiedy w czerwcu 2018 roku
przystąpiłem do opracowywania niniejszej "części #J" tej
strony, moje publikacje zidentyfikowały i ujawniały już
zainteresowanym czytelnikom nazwy, definicje i opisy
ogromnej liczby tych narzędzi Boga. Stąd wysiłki jakie
wówczas podjąłem aby zdefiniować to co wyjaśniam
na całym szeregu swych stron internetowych, mianowicie
że
w naszym świecie fizycznym absolutnie nic NIE
zdarza się przez tzw. "przypadek", uświadomiły mi
iż nadszedł już czas, aby zestawić w jeden efektywnie
działający system, poczym zilustrować graficznie
te z owych narzędzi, które wpływają na przebieg,
jakość i wyniki życia każdej osoby oraz każdej instytucji.
W ten sposób podjąłem formułowanie opisów niniejszego
punktu, a także ilustracji jakie pokazałem jako kolejne
części
"Rys. #J5" poniżej.
W swoich wysiłkach opisania i zilustrowania tu wpływu
poszczególnych narzędzi Boga na życie każdej rozpatrywanej
osoby czy instytucji, staram się pokazać wyniki porównań
procesu zarządzania osobami i instytucjami w dwóch
przeciwstawnych podejściach filozoficznych, jakie w moich
publikacjach powtarzają literaturowe nazwy: (1) "a priori",
oraz (2) "a posteriori" - po wyjaśnienia tych nazw patrz linki
do owych haseł podane na mojej stronie internetowej o nazwie
skorowidz.htm.
W obszarze badań naukowych jakim ja się zajmuję,
podejście "a priori" (czyli od przyczyny do skutku,
czyli od Boga do otaczającej nas rzeczywistości)
jest reprezentowane przez mój Koncept Dipolarnej
Grawitacji oraz przez wzrostową filozofię totalizmu -
jakie razem wzięte stworzyły nowy rodzaj nauki, w
moich publikacjach nazwywany
"totaliztyczną nauką".
Z kolei podejście "a posteriori" do badań (tj. od skutków
do przyczyn) jest używane przez starą, upadkową
"oficjalną naukę ateistyczną" -
która w powodu swego przejścia na praktykowanie upadkowej
filozofii pasożytnictwa
ponosi odpowiedzialność za bagno w jakie jej postępowania
i jej metody rządzenia ludźmi i instytucjami wprowadziły
dzisiejszą ludzkość. Narzędzia i systemy używane przez
obie te przeciwstawne do siebie nauki (tj. wzrostową "naukę
totaliztyczną" i upadkową "oficjalną naukę ateistyczną") aby
zarządzać życiem ludzi i instytucji poddanych ich wpływom,
postaram się nazwać, opisać i polinkować w niniejszym
punkcie, poczym zaprezentować je graficznie poniżej na
"Rys. #J5".
Moja filozofia totalizmu informuje, że aby zamienić
obecny upadek ludzkości na jej wzrost, konieczne
jest użycie w zarządzaniu życiem ludzi tych samych
(lub bardzo podobnych) narzędzi i systemów jakie
używa Bóg. Tylko bowiem kopiowanie przez ludzi
dalekowzrocznych i ponadczasowo działających metod,
narzędzi oraz zasad postępowania Boga daje gwarancję
iż w praktyce okażą się one budujące postęp i wzrost.
Moje zaś analizy narzędzi Boga, jakie zidentyfikowałem
iż przy podejściu "a priori" kształtują one przebieg,
jakość i wyniki życia osób i instytucji, wykazały iż
narzędzia Boga można podzielić na trzy odmienne kategorie.
Pierwszą i najważniejszą ich kategorię można nazwać
"egzekutorami" (lub "wykonawcami") - ponieważ
wprowadzają one w życie wszystko co decyduje o
przebiegu, jakości i wynikach rozpatrywanego życia.
We wszystkich częściach "Rys. #J5" owe "egzekutory"
zilustrowałem ponumerowanymi prostokątami.
Drugą kategorię tych narzędzi Boga można nazwać
"mechanizmami zarządzającymi" - ponieważ
rządzą one działaniem wszystkich innych narzędzi
Boga. W częściach "a", "b" i "c" z "Rys. #J5" te boskie
mechanizmy zarządzające pokazałem jako ponumerowane
symbole "serca" - bowiem głównym powodem dla
jakiego Bóg je stworzył i nieustannie obecnie utrzymuje
ich działanie, jest miłość do swych stworzeń i wynikająca
z owej miłości dbałość o możliwie najlepszą przyszłość
tychże stworzeń. Natomiast w częściach "d" do "g" z
"Rys. #J5" te same mechanizmy zarządzające, jednak
użyte w upadkowych systemach zarządzania przez ludzi,
pokazałem jako symbole "tarczy" - bowiem głównym
powodem dla jakiego upadłe instytucje je powprowadzały
i utrzymują, jest osłanianie i bronienie swych interesów,
dochodów, sławy i władzy przed resztą świata usiłującą
uracjonalnić ich wpływy i metody rządzenia, oraz
wyeliminować ich monopole. Odnotuj przy tym, że
wszystkie owe "mechanizmy zarządzające" zawsze
ustanawia i kontroluje "egzekutor numer 1", który jest
rodzajem twórcy czy nadawcy wszystkiego co definiuje
wyniki życia "egzekutora numer 10" będącego odbiorcą
zarządzania i produktów tegoż nadawcy. Trzecią
i ostatnią kategorię omawianych tu narzędzi używanych
do zarządzania można nazwać
"produktami działań
odbiorcy" - ponieważ są one generowane w następstwie
postępowań i życia egzekutora numer 10 - tj. osoby czy
instytucji, życie których rozpatruje się dokonywanymi
właśnie analizami jako "odbiorcę (10)" działań zarządzających
"nadawcy (1)". Na całym "Rys. #J5" owe produkty
działań odbiorcy zilustrowałem ponumerowanymi
okręgami. Pomiędzy poszczególnymi narzędziami
z wszystkich trzech kategorii działają dwa rodzaje
połączeń. Pierwsze z tych połączeń to
"kanały
przesyłu". Na "Rys. #J5" są one pokazane jako
odcinki linii prostej. W każdym schemacie łączą one
między sobą każde dwa narzędzia, które przesyłają
sobie nawzajem jakieś produkty swego działania.
Ich przykładem może być kanał przesyłu łączący
narzędzia Boga numer 3 i 6. Drugie z tych połączeń
to
"kanały nadzoru i komunikowania się".
Występują one jednak tylko w schematach wzrostu -
poniżej pokazanych w częściach "a" i "b" z "Rys. #J5". Łączą
one i formują "sprzężenia zwrotne" pomiędzy "egzekutorem
numer 1" a każdym innym elementem lub narzędziem.
Na "Rys. #J5" pokazane są one jako zakrzywione fragmenty
czerwonych łuków lub elips. Ich przykładem może być
połączenie pomiędzy nadawcą 1 (tj. Bogiem) a odbiorcą
10 (tj. egzekutorem numer 10) - które to bezpośrednie
połączenie z Bogiem w rzeczywistym życiu działa w nas
jako tzw. "sumienie". W schematach upadku, kanałów
"nadzoru i komunikowania się" jest brak. Ich nieobecność
jest tam też jednym z głównych powodów upadku instytucji
zarządzanych bez ich udziału. Najlepiej widzimy to na
przykładach dzisiejszych rządów - im mniej konsultacji
i sprzężenia zwrotnego pomiędzy rządem i narodem,
tym upadek tam szybszy, zaś życie pełniejsze opresji
i strachu. Aż więc żal pomyśleć co czeka ludzkość,
skoro w dzisiejszych nawet najbardziej demokratycznych
krajach konsultacje, łączność z narodem i sprzężenie
zwrotne zanikają z chwilą gdy politycy są już wybrani
do rządów. Wszakże bez względu na to co "złotoustnie"
jest twierdzone w tzw. "obietnicach wyborczych", po
wyborach każdy z polityków albo wdraża własne
"widzimisie", albo też spłaca swymi przysługami zadłużenie
zaciągnięte u bogaczy za sfinansowanie bycia wybranym.
W rezultacie życzenia narodu są uwzględniane tylko jeśli
pokrywają się z zamiarami rządzących polityków - tak jak
dokumentują to losy referendum "przeciw-klapsowego"
opisanego w punkcie #B5.1 mojej strony o nazwie
will_pl.htm.
W przykładzie podejścia "a priori" do życia i do badań,
ilustrowanym "Rys. #J5a" i "Rys. #J5b", a stosowanym
praktycznie przez mój Koncept Dipolarnej Grawitacji
i przez filozofię totalizmu (a stąd i przez nową "naukę
totaliztyczną" jaką swymi badaniami właśnie tworzę),
najważniejszymi "egzekutorami", czyli najważniejszymi
istotami, osobami, narzędziami, lub mechanizmami,
jest Bóg i osoba lub instytucja jakiej życie właśnie
się analizuje. Bóg jest "egzekutorem numer 1" (czyli
"nadawcą"), zaś osoba lub instytucja, życie której
właśnie analizujemy (np. czytelnik, jakaś konkretna
osoba, oficjalna nauka, rząd, religia, itp.) jest egzekutorem
numer 10 (czyli odbiorcą). Z kolei egzekutorem napędowym,
którego działanie jest rodzajem "silnika" dla całego
danego systemu zarządzania np. daną instytucją,
państwem, planetą, czy całym naszym światem
fizycznym, jest "egzekutor numer 6".
Istnieje sporo powodów dla których dzisiejszym
ludziom, kiedyś włączając w to i mnie, z takimi
trudnościami przychodzi zrozumienie i
zaakceptowanie prawdy jaką staram się tu
opisać i zilustrować, tj. prawdy iż dzięki stworzeniu
przez Boga egzekutora numer 6 (tj. Omniplanu),
każde zdarzenie z naszego świata fizycznego,
nawet to najbardziej banalne, jest przez Boga
najpierw bardzo starannie zaplanowane, potem
wyczerpująco wytestowane w działaniu czy
faktycznie jest ono najoptymalniejsze z grupy
wszelkich możliwych przebiegów danego zdarzenia
(tj. używając zwrotu Boga z bibilii, czy jest ono
najbardziej "bardzo dobre"), a dopiero na końcu
jest ono pedantycznie wyegzekwowane. Takie
pracochłonne zaplanowanie, przetestowanie i
egzekwowanie każdego zdarzenia przez Boga
(tj. przez "egzekutora numer 1" z "Rys. #J5abc" -
zarządzającego całą ludzkością i wszystkim co
dzieje się w świecie fizycznym), jest możliwe
ponieważ na długi "czas ludzki" zanim owo
zdarzenie zachodzi, Bóg już je wprogramował
do swego Omniplanu (tj. do egzekutora nr. 6).
Jako zaś w takie, niezależnie od wymowy fizykalnej
danego zdarzenia, Bóg ma czas, możliwość i
powody, aby dodatkowo wpisać w nie najróżniejsze
wielopoziomowe przekazy wiedzy, uczuć, wzorców,
zasad moralnych, przykładów, itp., zamierzonych
jako sposób powiększania naszej wiedzy, moralności,
dojrzałości, poziomu świadomościowego, itp. - tak jak
starałem się to wyjaśnić m.in. w punktach #J3 i #J4
niniejszej strony.
Najważniejszym z powodów tych naszych trudności
w zrozumieniu i zaakceptowaniu opisywanej tu prawdy
(że
w naszym świecie fizycznym "przypadki" nie istnieją) jest
korupcja
wszystkich kluczowych dzisiejszych instytucji, w tym
także dzisiejszych instytucji religijnych, dzisiejszej oficjalnej
nauki, polityki, bankowości, publikatorów, itp. W rezultacie
bowiem tej korupcji, przez większość życia jesteśmy
bombardowani kłamliwymi stwierdzeniami kapłanów,
zwodniczymi zapewnieniami oficjalnej nauki, polityków,
bankierów, telewizji, prasy, itp., jakie notorycznie już
zaprzeczają temu co stwierdza Biblia i prawdę czego
naukowymi metodami niezależnie od Biblii potwierdziły
już ustalenia mojego
Konceptu Dipolarnej Grawitacji i mojej
filozofii totalizmu.
Wszakże zarówno dzisiejsze oficjalne stwierdzenia
kapłanów niemal wszystkich religii świata, a także
oficjalne teorie naukowe, oraz deklaracje polityków,
wmawiają nam kłamliwy obraz naszego świata
fizycznego, w jakim albo zupełnie NIE ma Boga,
albo też wprawdzie Bóg w nim istnieje - jednak
jakoby obecnie NIE egzekwuje on swej zdolności
do zarządzania "żelazną ręką" wszystkim co się dzieje
w naszym świecie fizycznym. Tymczasem zarówno Biblia jak i mój
Koncept Dipolarnej Grawitacji oraz
filozofia totalizmu
ujawniają nam wręcz odwrotną sytuację - mianowicie, że
NIE tylko istnieje wszechmożny i wszechwiedzący Bóg,
ale także nic w naszym świecie fizycznym NIE zachodzi
bez uprzedniego zaprogramowania tego przez Boga we
wręcz doskonały, wszechstronny i dalekowzroczny sposób.
Przywróćmy więc prawdę do naszego zrozumienia świata
jaki nas otacza i poznajmy jak sytuacja i postępowanie
Boga wyglądają naprawdę w świetle ustaleń mojego
Konceptu Dipolarnej Grawitacji.
Zgodnie z moją
Teorią
Wszystkiego zwaną
Koncept Dipolarnej Grawitacji,
cały nasz świat fizyczny ma formę precyzyjnie
działającego mechanizmu softwarowo-hardwarowego
na "Rys. #J5" pokazanego w miejscu "egzekutora numer 6".
W mechaniźmie tym składową hardwarową jest struktura
materialna celowo utworzona przez Boga z programowalnej
przeciw-materii, której poprawne działanie sterowane
jest przez składową softwarową będącą rezydującymi
w owej przeciw-materii programami przygotowanymi
przez Boga. Ten "egzekutor numer 6" rezyduje w
cztero-wymiarowym świecie zwanym "przeciw-światem",
jaki istnieje odrębnie od naszego trzy-wymiarowego
"świata fizycznego". W swoich opracowaniach cały
mechanizm tego egzekutora nr 6 najczęściej nazywam
"Omniplanem".
Ów "Omniplan", czyli także cały nasz świat fizyczny jaki
on formuje i jakiego działaniem on steruje, składa
się ogromnej ilości odrębnych, niezwykle cieniutkich
warstewek, ponakładanych na siebie wzdłuż niekończenie
długiej rozmiarowo osi "wgłębnej (G)" przeciw-świata
(tj. wzdłuż czwartego wymiaru liniowego przeciw-świata).
Swą strukturą fizykalną Omniplan przypomina więc
pomarszczony stos cieniutkich "naleśniczków"
ponakładanych na siebie wzdłuż owej osi "wgłębnej
(G)" przeciw-świata. (Więcej informacji na temat
czwartego "wgłębnego (G)" wymiaru liniowego
przeciw-świata jest podane w punkcie #D3 strony
god_proof_pl.htm.)
W każdą z tych cieniutkich warstewek, czy naleśniczków,
Bóg wprogramował "zamrożoną" w bezruchu jedną
z niemal nieskończonych sytuacji całego naszego
trzy-wymiarowego świata fizycznego - włącznie
z wszystkimi obiektami istniejącymi w całym
naszym świecie fizycznym w danej chwili czasowej
reprezentowanej jedną warstewką czy naleśniczkiem.
Każdy zaś z nas, to jest każdy z ludzi, instytucji
i istot żywych, tj. każdy z egzekutorów numer 10
będących odbiorcami działań Boga, z częstotliwością
egzekwowaną przez mechanizmy sterujące zawarte
w jego genach przeskakuje swoją świadomością z
jednej takiej warstewki (czy naleśniczka) do następnej.
Pomiary jednej z osób (DM) współpracujących ze mną
ustaliły, że częstotliwość owych przeskoków pomiędzy
warstewkami Omniplanu jest równa którejś z harmonicznych
od 11 Hz - po szczegóły patrz punkt #D2 ze strony o nazwie
immortality_pl.htm.
Każdy z nas (tj. każdy z egzekutorów nr 10, czyli odbiorców
rządów i działań Boga) odbiera to szybkie przeskakiwanie z
jednej warstewki (naleśniczka) Omniplanu do następnej
warstewki, właśnie jako upływ naszego
"ludzkiego czasu" -
tj. sztucznego czasu zaprogramowanego dla nas przez
Boga, w jakim my ludzie (i wszelkie inne istoty żywe)
się starzejemy, a jaki w swych opracowaniach nazywam
"nawracalnym czasem
softwarowym". W wyniku tego przeskakiwania,
to co Bóg zaprogramował jako bezruchowe i podobne
do sytuacji z pojedyńczej klatki filmowej, owe przeskoki
naszej świadomości z warstewki do warstewki Omniplanu
czynią ruchome, żywe i mające przebieg oraz cechy
zmieniające się skokowo z upływem czasu - tak jak obraz w kinie
zmienia się skokowo, ożywia i staje się ruchomy w wyniku szybkich
przeskoków pojedyńczych klatek filmu z unieruchomionymi
na nich sytuacjami. Powyższe wyjaśnienie budowy i działania
Omniplanu stanowi też esencję i podsumowanie ustaleń
Konceptu Dipolarnej Grawitacji o działaniu "ludzkiego czasu"
oraz o budowie i działaniu naszego świata fizycznego - jakie
to ustalenia, oprócz punktów niniejszego i #J6 z tej strony,
wyjaśniam też szerzej aż na całym szeregu innych swych
stron internetowych (których przeczytanie przez osoby
zainteresowane treścią niniejszego punktu gorąco
zalecałbym) - przykładowo wyjaśniam w punkcie #D3 swej strony o nazwie
god_proof_pl.htm,
w punktach #J2, #C3 do #C4.1, oraz #D1 i #D2 ze swej strony o nazwie
immortality_pl.htm,
a skrótowo także m.in. we wstępie, punkcie #G4 i
częściowo też punkcie #D4 swej strony o nazwie
dipolar_gravity_pl.htm.
Z ustaleń tych wynika bardzo istotny dla nas wniosek,
mianowicie, że
wszystko
co zdarza się w naszym świecie fizycznym już
uprzednio Bóg uważnie i przewidująco wprogramował
w warstewki czasowe swego Omniplanu - nic
więc nigdy NIE zdarza się np. przez "przypadek",
a wszystko zawiera wpisane w siebie wielopoziomowe
cele i informacje jakie Bóg zamierza tym osiągnąć
i przekazać do naszej wiadomości.
Dzięki swemu
Konceptowi Dipolarnej Grawitacji
do chwili obecnej zdołałem już zgromadzić i opisać
w swych publikacjach ogromny materiał dowodowy
jaki potwierdza, że faktycznie opisany powyżej
Omniplan został stworzony przez Boga w sposób
na jaki go opisałem i działa tak jak go opisałem.
Materiał ten zaprezentowałem relatywnie dobrze w innych
swych publikacjach, zaś linki do niego można znaleźć w
skorowidz.htm.
Na jego temat istnieje też coraz więcej wideów w
YouTube - tyle że trzeba znać mój Koncept Dipolarnej
Grawitacji aby widea te móc poprawnie zrozumieć.
Aby niepotrzebnie NIE wydłużać niniejszego punktu,
NIE będę tu już powtarzał opisów tych dowódow. Wspomnę
tu tylko, że obejmują one m.in. empiryczne dowody: iż
"ludzki czas" faktycznie upływa skokami, iż nasz czas
jest nawracalny - bowiem wielu ludzi, istot, lub obiektów
jest cofanych do tyłu w czasie lub przypadkowo "wypada"
przez czasowe "portale" do czasów innych niż ich własne,
iż cofnięcia "ludzkiego czasu" często zmieniają dookoła
nas pamiętaną uprzednio rzeczywistość, iż istnieje
"deja vu", itd, itp.
Dzięki powyżej opisanej budowie i działaniu całego
naszego świata fizycznego, wszystkie zachodzące
w nim zdarzenia następują wyłącznie ponieważ
uprzednio Bóg wprogramował je już do Omniplanu -
czyli do "egzekutora nr 6" z "Rys. #J5abc". Innymi
słowy, na przekór tego co kłamliwie nam wmawiają
naukowcy, kapłani, politycy, sceptycy, leniwcy,
tumiwisicy, opluwacze, itp., w naszym świecie fizycznym
absolutnie wszystko zachodzi wyłącznie z udziałem i
pośrednictwem Boga. Wszakże ludzie oraz wszelkie
stworzenia i obiekty, w świecie fizycznym mogą zrealizować
jedynie te działania, które uprzednio Bóg już wprogramował
w ów Omniplan - i to tylko kiedy w swym przeskakiwaniu
przez kolejne warstewki (naleśniczki) "ludzkiego czasu"
dotrą oni do warstewki czasowej (naleśniczka),
w której zrealizowanie tych działań jest zaprojektowane
i już wprogramowane (aczkolwiek z powodu 365 tysięcy
razy wolniejszego upływu naszego "ludzkiego czasu"
niż "czasu Boga", Bóg zawsze ma wystarczająco dużo
czasu aby większość szczegółowych przebiegów co
mniej istotnych zdarzeń wprogramowywać do Omniplanu
już po tym jak my podejmiemy myślową i motywacyjną
decyzję o ich zrealizowaniu). Następstwa ludzkiej
drogi poprzez Omniplan też więc są wyłącznie takie
jakie Bóg w niego wprogramował. Powodem zaś,
dla którego nam się zdaje, że zdarzenia dzieją się
głównie z powodu ludzkich (naszych) wysiłków,
jest ponieważ aby NIE odbierać nam "wolnej woli"
w owym wprogramowywaniu działań i zdarzeń
do Omniplanu Bóg przestrzega określonych
zasad. Przykładowo, zasady iż
żadne
zdarzenie wprowadzana do Omniplanu NIE może łamać
"wolnej woli" osób jacy zdarzenie to urzeczywistniają,
a stąd że
szczegóły przebiegu
danego działania i wynikającego z niego zdarzenia
typowo są wprogramowane do Omniplanu tylko jeśli
osoba czy instytucja go realizująca faktycznie z własnej
"wolnej woli" (tj. z własnej chęci i z już posiadanych motywacji)
chce je zrealizować oraz właśnie podejmuje aktywnie wysiłki
i kroki zmierzające do zrealizowania tego działania.
Ponadto, zasady iż
dane
działanie i wynikające z niego zdarzenie są uniemożliwiane
przez Boga poprzez NIE wprogramowanie ich do
Omniplanu tylko jeśli istnieje osoba lub instytucja celowo
i aktywnie starająca się je uniemożliwić, lub jeśli Bóg już
uprzednio wprogramował w Omniplan ciąg takich zdarzeń
lub zjawisk, jakie wyraźnie ilustrują, że działanie to i zdarzenie
są niemożliwe do zrealizowania. W rezultacie,
w naszym świecie
"wolna wola" ludzi wcale
NIE polega na czynieniu tego co ludzie uczynić
zechcą (wszakże uczynić mogą jedynie to czego
uczynienie przez nich zostało uprzednio wprogramowane
przez Boga do Omniplanu), a jedynie sprowadza
się do wolności generowania tego co można
nazywać "produktami działań odbiorcy", a co
na "Rys. #J5abc" pokazałem okręgami o numerach
2, 4 i 7 (czyli generowania wypacowaną przez nas
"moralność (2)" w totaliztycznym jej rozumieniu
jako "ochotniczej posłuszności z jaką wypełniamy
nakazy i wymagania Boga" opisane w treści Biblii -
patrz totaliztyczna definicja moralności z punktu #B5 strony
morals_pl.htm,
a także przysparzania naszej "wiedzy (4)" oraz
manifestacji "fizykalnych dokonań (7)" - które
wprawdzie realizuje Bóg, jednak w większości
normalnych zdarzeń czyni to zgodnie z naszymi
wysiłkami i zamiarami). Odnotuj tutaj, że każdy z owych
"produktów działań odbiorcy" ma liczne składowe -
przykładowo składowymi "moralności (2)" są nasze:
pamięć, myśli, uczucia, postawy, nastawienia,
intencje, wypowiedzi, niektóre cechy charakteru,
itp., jakie w "odbiorcy (10)" są indukowane przez
każde zdarzenie, zaistnienia którego odbiorca ten
będzie świadomym. Innymi słowy, zgodnie z ustaleniami
mojej
Teorii Wszystkiego zwanej
Koncept Dipolarnej Grawitacji,
absolutnie wszystkimi "zdarzeniami" jakie dotykają
poszczególnych ludzi bezpośrednio zarządza "los"
i "przeznaczenie" tych ludzi uprzednio wpisane przez
Boga w warstewki czasowe Omniplanu, natomiast
bezpośrednia "wolna wola" ludzi ogranicza się wyłącznie
do wolności zaledwie myśli, uczuć, postaw, itp., jakie
owe dotykające ich zdarzenia w nich zaindukują.
Jednak na szczęście dla ludzi, z pomocą połączenia
1 z 10 (tego czerwonego) z "Rys. #J5ab", Bóg uważnie
śledzi i analizuje każdą myśl i każde uczucie jakie
indukują w poszczególnych ludziach zachodzące zdarzenia.
Wszakże fragment programu Boga jest zapisany w 12-tym
poziomie pamięciowym każdej drobiny przeciw-materii,
z jakiej uformowana została materia naszego świata -
po szczegóły patrz punkty #D3 i #A0 z mojej strony o nazwie
god_proof_pl.htm.
Stąd Bóg śledzi "od wewnątrz" absolutnie wszystko
co dzieje się w każdej cząsteczce ciała i umysłu każdego
z nas. Na podstawie też znajomości treści ludzkich
doznań, uczuć i myśli, Bóg odpowiednio przeprogramowuje
Omniplan. Jeśli więc swymi moralnymi myślami i
uczuciami ludzie ci zasłużą sobie na odpowiednio
korzystne dla nich następstwa, Bóg tak wprogramowuje
w Omniplan przyszłe zdarzenia, że zdarzenia te
wynagradzają ich uprzednie myśli i uczucia. W
ten sposób, chociaż ludzka "wolna wola" NIE daje
im bezpośredniego wpływu na zdarzenia jakie ich
dotkną w przyszłości, faktycznie sprzężenie zwrotne
ich "wolnej woli" (tj. ich myśli, uczuć, postaw, modlitw, itp.)
z przeprogramowaniami wprowadzanymi przez Boga
do Omniplanu, powoduje iż pośrednio ta ludzka "wolna wola"
wpływa jednak na to co każdego spotyka, tyle że wpływ
ten działa jako rodzaj łańcucha "przyczynowo-skutkowego"
idącego od ludzkich myśli, uczuć, itp. - zaindukowanych
danymi zdarzeniami, poprzez analizy i decyzje Boga
wiodące do przeprogramowania Omniplanu, a w końcu
do zdarzeń jakie Bóg wprogramował do przyszłości
(lub do przeszłości) owych ludzi po poznaniu ich
myśli, uczuć, postaw, intencji, itp.
Wyjaśniając naszą drogę przez "ludzki czas" zamodelowany
Omniplanem, mam obowiązek aby dodatkowo tu
wyjaśnić, że zgodnie z Biblią każdą osobę Bóg
aż kilkakrotnie cofa w czasie do tyłu. Aby jednak
NIE dostarczać gotowych rozwiązań dla leniwców
i nieuków, oraz aby NIE łamać niczyjej "wolnej
woli", fakt owego aż kilkakrotnego cofania każdego
z nas, podobnie jak każdy inny istotny fakt jaki
decyduje o naszym awansie świadomościowym
i cywilizacyjnym, Biblia przekazuje nam tylko w
zakodowany sposób w wersetach 33:25-30 z "Księgi Hioba".
Czyli dla zrozumienia owych wersetów, najpierw trzeba
(tak jak ja) intelektualnie odkryć (lub zaakceptować
moje odkrycie), iż faktycznie jesteśmy aż wielokrotnie
cofani w czasie. Dobrze zaszyfrowaną informację
zawartą w owych wersetach ja dokładniej i szerzej
zinterpretowałem w punkcie #B4.1 ze swej strony
immortality_pl.htm.
Ta bowiem wiedza o fakcie naszego powtarzalnego
bycia cofanym w czasie przez Boga, jest dla nas
ogromnie istotna z powodów dotychczas błędnego
zrozumienia przez ludzi pojęć "przyszłość" i "przeszłość".
Wszakże to co Bóg zadecyduje w wyniku analizy czyjegoś
dojrzałego lub końcowego życia, może dla tej osoby
zostać potem wprogramowane do Omniplanu np. w
"ludzkie czasy" jej dzieciństwa lub nauki - zaś wyegzekwowane
ponownie po cofnięciu tej osoby do owych czasów.
Owo aż kilkakrotne cofanie ludzi w czasie przez
Boga powoduje więc, że pojęcia "przyszłość" i
"przeszłość" istnieją jedynie przy mierzeniu upływu
czasu zgodnym z tzw.
"nienawracalnym
czasem absolutnym wszechświata" - który
to absolutny "czas Boga, atomów i minerałów" zawsze
upływa wyłącznie do przodu. Natomiast nasz "czas ludzki"
może zarówno upływać do przodu jak i być cofany do
tyłu. Dla nas więc "przyszłością" - w zrozumieniu tamtego
czasu absolutnego, może też być nasza "przeszłość".
Przykładowo, w Omniplan ludzi, którzy są głusi na
głos swego sumienia i stąd co do których w ich dorosłym
życiu Bóg utraci już nadzieję na ich właściwe wychowanie,
ich śmierć może zostać wprogramowana do ich lat
dziecięcych i zrealizowana po ich cofnięciu do czasu
dzieciństwa - tak jak opisałem to np. w punkcie #D3 strony
god_istnieje.htm.
Oczywiście, powyższy opis powszechnego u
dzisiejszych ludzi błędnego zrozumienia pojęć
"przeszłość" i "przyszłość" jest tylko jednym z
ogromnej liczby spraw jakie wymagały zbadania,
przedefiniowania i zrozumienia po wypracowaniu
mojej
Teorii Wszystkiego zwanej
Konceptem Dipolarnej Grawitacji -
która była pierwszą i dzisiaj nadal jedyną teorią
dostępną dla ludzi, jaka ujawniła nam m.in. prawdę
o budowie i działaniu świata fizycznego oraz czasu.
Przykładem kolejnej podobnie złożonej sprawy jest
zidentyfikowanie i opisanie mechanizmu jaki Bóg
używa aby zawsze wypracować, wytestować i wdrożyć
do użytku ludzi najbardziej optymalne (tj. używając
wyrażenia z Biblii - najbardziej "bardzo dobre") i
jednocześnie zgodne z planami Boga rozwiązania
dowolnego problemu jaki zaistniał w naszym świecie
fizycznym. (Które to najoptymalniejsze i stąd faktycznie
"bardzo dobre" rozwiązania Boga, ludzie potem z
uporem maniaków będą psuli swoimi krótkowzroczymi
"usprawnieniami", tak jak już popsuli np. oryginalnie
bardzo dobre: żywność, wodę i swoje ciała - co wyjaśniłem
szczegółowiej m.in. w punktach #A1 do #A5 ze swej strony o nazwie
cooking_pl.htm,
na całej stronie o nazwie
woda.htm
i w punkcie #I3 strony o nazwie
healing_pl.htm.)
O tym mechaniźmie "testującym" i o jego działaniu
dotychczas NIE doszukałem się ani jednej wzmianki
w Biblii, oraz ani jednej wskazówki w otaczającej
nas rzeczywistości. Jednak moje doświadczenie
życiowe, naukowy trening, oraz empiryczna wiedza
jaką zdobyłem w trakcie błąkania się po świecie
"za
chlebem" i konieczności wykładania na poziomie
profesorskim wszystkich odmiennych dyscyplin
jakie moi pracodawcy zlecali mi wykładać (np.
wykładania inżynierii mechanicznej, obrabiarek
i narzędzi, obrabiarek sterowanych numerycznie,
systemów napędowych, obróbki, miernictwa,
komputeryzacji, mechaniki klasycznej, programowania,
języków komputerowych, elektroniki, fizyki, matematyki,
elektrotechniki, logiki, rysunku technicznego, CAD,
inżynierii softwarowej, oraz kilkudziesięciu jeszcze innych),
jednoznacznie mi podpowiadają, że taki mechanizm
wypracowywania, testowania i wdrażania Bóg musi
posiadać i używać. Skoro jednak NIE mam żadnych
zewnętrznych wskazówek jak taki mechanizm mógł
zostać przez Boga stworzony, ani "jak" i "gdzie" on
działa, w sprawie jego zidentyfikowania i opisania także
użyję takiej samej metody
rozwiązywania zagadek otaczającej nas rzeczywistości,
jaką nawykłem używać "hobbystycznie" podczas
dokonywania niemal wszystkich swoich odkryć
naukowych. Mianowicie, najpierw rozważę
jak ja bym tę sprawę rozwiązał gdybym był w sytuacji
w jakiej zachodzi potrzeba jej rozwiązania, potem
wkomponuję to rozwiązanie w strukturę modeli
zilustrowanych na "Rys. #J5", w końcu zaś zacznę
szukać materiału dowodowego jaki pozwoli mi
potwierdzić poprawność moich modeli oraz
korygować lub dopracowywać te ich szczegóły,
jakie NIE są jeszcze zgodne z empirycznymi
dowodami na które się natknę. Używając tej
metody rozwiązywania zagadek natury, moja
wiedza i doświadczenie już mi podpowiadają,
że jedyny sposób na jaki daje się sporządzić
taki efektywnie działający boski mechanizm
wypracowywania, testowania i wdrażania
optymalnych rozwiązań problemów naszego
świata fizycznego, wymaga aby główną
składową owego mechanizmu stanowił
softwarowy model całego naszego świata
fizycznego, czyli "kopia Omniplanu". Model
ten na "Rys. #J5" pokazuję w pozycji "egzekutor
numer 11" - jakiego istnienie jest dokładnie
ukryte przed ludzmi, zaś jakiego działanie
wypracowuje, testuje i wspiera działanie
najważniejszego dla nas "egzekutora numer
6" (czyli wspiera działanie faktycznego
Omniplanu). Jednocześnie mój
Koncept Dipolarnej Grawitacji
implikuje, że jedynym miejscem gdzie ta "kopia Omniplanu"
daje się fizycznie umiejscowić, jest drugi kierunek przebiegu
"wgłębnej (G)" osi czwartego wymiaru przeciw-świata -
tj. kierunek przeciwstawny do kierunku "ku górze" w jakim
Bóg programuje kolejne warstewki (naleśniczki) czasowe
Omniplanu i naszego świata fizycznego. Wszakże owa oś
"wgłębna (G)" przeciw-świata rozciąga się w nieskończoność
w obu swych kierunkach. Tymczasem od kiedy w trakcie
bibilijnego Wielkiego Potopu Bóg przetworzył ciała ludzi
z życia w "nienawracalnym czasie absolutnym wszechświata"
na życie w "nawracalnym czasie softwarowym", owe warstewki
czasowe w Omniplanie są progamowane i nakładane tylko w
kierunku "pod górę" naszego świata fizycznego. Stąd kierunek
"w dół" począwszy od momentu zerowego w czasach Wielkiego
Potopu, NIE jest używany do bezpośredniego zarządzania światem
fizycznym w jakim my faktycznie żyjemy. Bóg miał więc możność
umieszczania w tym drugim kierunku "w dół" owej "testowej"
kopii, czy wersji, całego Omniplanu dla naszego świata fizycznego -
zawierającej kopie wszystkiego co istnieje w naszym świecie
fizycznym, w tym kopie wszystkich warstewek (naleśniczków)
czasowych Omniplanu, oraz kopie każdego z nas. Tyle, że
wszystkie owe kopie z "testowej wersji Omniplanu" NIE
żyją tak jak my, a jedynie są używane do testowania i do
wypracowywania najoptymalniejszych rozwiązań problemów.
Oczywiście, nazywanie tu tamtej "testowej wersji Omniplanu"
terminem "kopia" naszego świata fizycznego (tj. kopią Omniplanu),
jaką dla wytłumaczenia jej ludzkim językiem zmuszony jestem
tu używać w celu opisywania owego "świata testowego", jest
znaczną niedoskonałością. Wszakże tamta dodatkowa kopia
Omniplanu z kopią całego naszego świata fizycznego musi
mieć zupełnie odmienne oprogramowanie od naszego. Oprócz
bowiem oprogramowania praw fizycznych, wszystkich obiektów
i istot, oraz psychiki, historii i cech każdego z nas, jakie tam
będą niemal identyczne jak w naszym świecie fizycznym,
musi tam być dodane oprogramowanie, które przykładowo
po każdym zakończeniu przebiegu testowego jakim Bóg
wypracuje jakieś najoptymalniejsze (tj. najbardziej "bardzo
dobre") rozwiązanie dla określonego problemu pojawiającego
się w naszym świecie fizycznym, oprogramowanie tamtego
"świata testowego" musi być w stanie automatycznie przywrócić
stan tamtego świata testowego dokładnie do stanu naszego
świata fizycznego. Ponadto, aby móc szybko wypracowywać
najlepsze rozwiązania problemów naszego świata, tamta
kopia Omniplanu i świata fizycznego musi działać tysiące
razy szybciej niż egzemplarz faktycznego Omniplanu i
faktycznego naszego świata fizycznego. Z moich dawnych
badań UFO-nautów (tj. badań boskich "aniołów śmierci" - po
szczegóły patrz punkt #G1, 1 z punktu #B2 i 3 z punktu #A2 strony
2030.htm
oraz patrz punkt #M1 strony o nazwie
antichrist_pl.htm)
wynikało, że cały proces wyszukiwania i testowania "bardzo dobrego"
rozwiązania dla jakiegoś problemu naszego świata fizycznego,
typowo trwał wtedy około dwóch "ludzkich tygodni" - podczas
gdy w naszym Omniplanie działanie naszego świata aż do
"końca świata" mającego nastąpić dopiero w, lub po, roku 2656,
ciągle wówczas wymagało upłynięcia co najmiej 650 "ludzkich
lat". Warto tu też dodać, że ową "kopię testową Omniplanu (11)"
Bóg zaprogramował dopiero po, lub w trakcie, bibilijnego potopu.
Niektóre przesłanki sugerują, że przed bibilijnym potopem jego
rolę prawdopodobnie spełniała sąsiadująca z Ziemią planeta Mars.
(Odnotuj, że aby NIE zwiększać i tak
sporej już objętości opisów z niniejszego punktu, jeśli w przyszłości
natknę się na jakiś materiał dowodowy, iż w niniejszym opisie jestem
na właściwej drodze do poznania i opisania prawdy o "kopii Omniplanu"
używanej przez Boga jako mechanizm do wypracowywania,
testowania i wdrażania optymalnych, tj. bardzo dobrych i ponadczasowych,
rozwiązań problemów świata fizycznego, wówczas ów materiał
dowodowy zaprezentuję w jakimś innym miejscu swych opracowań,
zaś poniżej wstawię tylko link, który wskaże czytelnikom gdzie ów
materiał dowodowy mogą odnaleźć.)
Niezaleźnie od opisanych powyżej "egzekutorów",
omawiany tutaj boski system zarządzający zawiera
jeszcze "otaczającą nas rzeczywistość (9)",
która wywiera najróżniejszy rodzaj nacisków
na jeszcze jeden egzekutor, tj. na "odbiorcę (10)",
czyli na każdego z nas.
Kolejna kategoria trzech istotnych narzędzi Boga składających
się na opisywane tu systemy, to "mechanizmy zarządzające" -
na "Rys. #J5" pokazywane jako ponumerowane zarysy "serc"
dla "schematu wzrostu", lub "tarcz" dla "schematu upadku".
W swym systemie zarządzania z "Rys. #J5ab" Bóg ustanowił
trzy z tych mechanizmów, mianowicie boski "wymiar
sprawiedliwości (3)", boskie "cele, plany i intencje (5)",
oraz boskie "nakazy i wymagania (8)" - wyjaśniane nam
dokładniej treścią Biblii.
Wzięte razem i połączone w konsystentnie działający
system wszystkie opisane powyżej składowe uzyskały
działanie jakie stopniowo przysparza wiedzę Bogu
i ludziom oraz powoduje wzrost świadomościowy i
cywilizacyjny osób i instytucji, które są posłuszne
nakazom i wymaganiom Boga opisywanym w Biblii.
Jako taki, system "a priori" pokazany na "Rys. #J5ab"
można nazwać
"schematem wzrostu".
Aby zrozumieć działanie tego obrazowanego
"schematem wzrostu" z "Rys. #J5ab" boskiego systemu
rządzenia ludźmi i instytucjami, wystarczy z moich opisów
Konceptu Dipolarnej Grawitacji oraz
filozofii totalizmu
poznać działanie i wzajemne współdziałanie każdej z używanych
w nim składowych. Przykładowo, jeśli w otaczającej nas
rzeczywistości (9) zajdzie jakieś zdarzenie, które wprowadzi
coś nowego (zmianę) do moralności (2) rozpatrywanego odbiorcy
(10) - tj. do moralności osoby lub instytucji z operatora nr 10,
wówczas owa zmiana natychmiast będzie odnotowana
przez Boga dzięki kanałom nieustannego śledzenia myśli,
postaw, uczuć, itp., owego odbiorcy (tj. kanałom łączącym
1 z 2 i z 10 pokazanym czerwonym kolorem), w rezultacie
pobudzając Boga (1) i boski system sprawiedliwości (3)
do wypracowania i do wytestowania w kopii Omniplanu
(11) najoptymalniejszych zmian w przyszłych zdarzeniach,
poczym wprogramowania tych zmian do Omniplanu (6),
jakie to zmiany spowodują sobą zmianę otaczającej mas
rzeczywistości (9), a stąd i zmianę losów i sytuacji
rozpatrywanego odbiorcy (10) - tj. losów i sytuacji
rozpatrywanej osoby albo instytucji. W podobny sposób
zmiany losów i sytuacji odbiorcy spowodują także
zmiany w jego wiedzy (4) lub/oraz dokonaniach (7).
Zaskakujące i zagadkowe w moim "schemacie
wzrostu" z "Rys. #J5ab" jest, że na przekór iż ja
schemat ten wypracowałem dzięki swym odkryciom
wynikającym z Konceptu Dipolarnej Grawitacji,
czyli niezależnie od podobnych schematów
omawianych w literaturze, jego struktura i
działanie wykazują intrygujące podobieństwo do tzw.
"
drzewa życia"
z systemu zwanego
"
kabała".
Mnie samego bardzo zdziwiło i zastanowiło odkrycie
tego intrygującego podobieństwa. Zacząłem więc
poszukiwać powodów skąd ono mogło się wziąść.
W wyniku tych poszukiwań doszedłem do wniosku, że
powodem zapewne jest pochodzenie kabały. Zgodnie
bowiem z literaturą, kabała została ujawniona starożytnym
Izraelitom przez Eliasza - tj. przez tego samego sprawdzonego
już aż w dwukrotnym poprzednim działaniu na Ziemi "żołnierza
Boga", o którym wyjaśniam w "części #H" swej strony
2030.htm,
że zarówno bibilijny werset 9:12 z "Ewangelii św. Marka",
jak i przepowiednie Indian Hopi, dosyć zgodnie nas informują,
że będzie on ponownie przysłany na Ziemię przed nadchodzącą
zagładą aby ponaprawiać wszystko co ludzie popsuli. Co dosyć
ciekawe, dawniej, w tym w czasach Eliasza, drzewo życia
kabały NIE zawierało "egzekutora numer 11" - do dzisiaj
zresztą NIE umieszczanego na sporej proporcji drzew życia
wystawianych w internecie. To, wraz z brakiem jej opisu w
Biblii, zdaje się sugerować, że "testowa kopia Omniplanu"
zaczęła być używana przez Boga relatywnie niedawno.
Przez kilkaset też pierwszych lat po ujawnieniu kabały
przez Eliasza, wiedza o niej była przekazywana jedynie
ustnie, bez sporządzenia jakiegokolwiek dokumentu
pisanego który by utrwalał jej działanie. W trakcie więc
tego jej ustnego przekazywania zapewne wiele elementów
kabały zostało wypaczonych i pozmienianych. Stąd nawet
gdyby oryginalnie Eliasz przekazał ludziom z pomocą
kabały opisywany tutaj i pokazany na "Rys. #J5" ogromnie
istotny dla ludzi boski mechanizm zarządzania zdarzeniami
naszego świata fizycznego i życia, ciągle owe późniejsze
wypaczenia i zmiany jej rozumienia powprowadzane ustnie
do niej przez dalszych użytkowników zamieniłyby ją w
jedynie to co opisują dzisiejsze źródła literaturowe i mistycy.
Niestety, kłamliwe twierdzenia dzisiejszej oficjalnej nauki
ateistycznej wyjaśniają działanie postulowanego przez
tą naukę "świata bez Boga" (tj. naszego świata fizycznego)
zupełnie inaczej (i błędnie) niż wyjaśnione powyżej działanie
"świata z Bogiem" odkryte i opisane dopiero dzięki mojemu
Konceptowi Dipolarnej Grawitacji. Wszakże zgodnie z
owymi błędnymi (a stąd niemożliwymi do dowiedzenia
jako poprawne) twierdzeniami dzisiejszej oficjalnej nauki,
wszystkie zdarzenia zachodzące w całym "naukowym
wszechświecie" wywoływane są NIE przez działanie
boskiego Omniplanu, a przez działanie
"przypadków",
które oficjalna nauka typowo wyjaśnia wymyślonymi
przez siebie i "naukowo brzmiącymi" zjawiskami
prawdopodobieństwa, zdarzenia losowego,
efektu placebo, itp. (które to jednak zjawiska faktycznie
są zaobserwowanymi "skutkami" jakich nauka NIE jest
w stanie zignorować, jednak dla jakich po zaprzeczeniu
istnienia Boga oficjalna nauka ateistyczna NIE zna
mechanizmów "przyczyn" umożliwiających zaistnienie
tychże "skutków"). Najszerzej zaś znanymi przykładami
"przepadków", które na przekór bycia "skutkami" jakie
NIE posiadają swej "przyczyny" ciągle oficjalna nauka
uważa za "wyjaśniające już wszystko", to ów przypadkowy
"wielki bang", przypadkowe zadziałania praw natury,
przypadkowe zdarzenia, przypadkowe wyewoluowanie
się żyjątek i ludzi, przypadkowe działania ludzi czy
innych ludzko-podobnych istot myślących (co do
istnienia których to istot oficjalna nauka ateistyczna
nadal jednak NIE ma pewności), itp. Owe "przypadki"
w twierdzeniach oficjalnej nauki ateistycznej pełnią
więc rolę "egzekutora (6)", jaki według tej nauki jest
"motorem" wszelkich zdarzeń w całym "wszechświecie".
W takim więc rządzonym przypadkami "świecie
bez Boga", opisywanym teoriami i stwierdzeniami
dzisiejszej oficjalnej nauki ateistycznej, jakoby nic
NIE jest realizowane rękami Boga. Bóg więc NIE
jest w nim wogóle potrzebny. Wraz zaś z brakiem
potrzeby Boga, w tym zmyślonym przez naukę,
nierealnym, oraz NIE posiadającym mechanizmów
napędowych i realizacyjnych "świecie bez Boga"
NIE są też potrzebne ani prawa i wzorce moralności,
ani przestrzeganie nakazów i wymagań Boga,
ani poszerzanie wiedzy, ani dbałość o naturę,
ani oczywiście miłość i opieka nad innymi bliźnimi,
itp. Aby zaś wbrew zaprzeczającym nauce manifestacjom
otaczającej nas rzeczywistości wmuszać ludzion wiarę
w poprawność takiego naukowego "świata bez Boga",
oficjalna nauka ateistyczna ucieka się do
"kłamstwa"
pełniącego dla niej rolę "egzekutora (11)" - który to
egzekutor w boskim mechaniźmie zarządzania jest
używany do testowania poprawności każdego z rozwiązań.
(Przykładami tego "kłamstwa", jakie już zostały zdemaskowane
przez mój Koncept Dipolarnej Grawitacji, mogą być: (1) że
jakoby Bóg NIE istnieje, pomimo że opublikowanych jest już
wiele dotychczas przez nikogo niepodważonych formalnych
dowodów naukowych na istnienie Boga - patrz #G2 i #G3 strony
god_proof_pl.htm;
(2) że jakoby wszechświat ma skończone wymiary i czas istnienia,
oraz że właśnie się rozpręża, pomimo że niezmienność praw
fizycznych i cech materii poświadcza inaczej - patrz #D4 strony
dipolar_gravity_pl.htm;
(3) że "perpetuum mobile" jakoby NIE daje się zbudować, pomimo
że od 1150 roku znane jest na Ziemi doskonale działające w tej funkcji
Koło Bhaskara -
patrz punkty #J1 do #J3 z mojej strony
free_energy_pl.htm;
(4) że jakoby telepatia NIE istnieje zaś fale telepatycznie
to fale grawitacyjne, pomimo tego co dokumentuję między
innymi w #E1.1 i #F1 swej strony
telepathy_pl.htm;
(5) że jakoby atomy i nieożywiona materia starzeją się zgodnie z
upływem tego samego rodzaju czasu co człowiek i inne żywe stworzenia,
pomimo tego co wyjaśniam w niniejszym punkcie oraz w #C3 do #C4.1 strony
immortality_pl.htm;
a ponadto aż cały szereg jeszcze innych kłamstw oficjalnej nauki
ateistycznej, opisy jakich polinkowałem ze swej strony o nazwie
skorowidz.htm.)
Wszakże w przeciwieństwie do Boga, oficjalna nauka
ateistyczna NIE posiada żadnego modelu czy mechanizmu,
jaki sprawdzałby w działaniu jej szkodzące ludzkości
"usprawnienia" naszego świata fizycznego, jak będą
one się spisywały w długotrwałym przebiegu czasu -
co doskonale ilustruje nam np. bezrozumne wprowadzenie
przez nią do powszechnego użycia antybiotyków, plastyku,
pestycydów, chemikalii, teorii względności, oraz innych
niefortunnych wytworów - czego opłakane skutki widzimy
już dzisiaj. Z braku zaś takiego mechanizmu, w jego roli nauka
używa kłamstwa - którym ukrywa swoje błędy i szkodliwość.
(W podobny sposób, z braku jakichkolwiek sprawdzeń, sporo
innych dzisiejszych instytucji kluczowych też używa kłamstwa -
to dlatego w swoich kampaniach wyborczych w Polsce ja postulowałem
nadanie specjalnej funkcji urzędowi Prezydenta,
tak aby wszystkie decyzje i działania rządu były sprawdzane czy
są one zgodne z treścią Biblii lub są kopią rozwiązań Boga, ani
czy NIE są przeciwstawne do metod działania Boga - wszakże
Biblia oraz kopiowanie metod działania i rozwiązań Boga, dla
nas ludzi nadal stanowi najdoskonalsze wzorce i wymogi
dalekowzrocznie poprawnego działania.) W oczach dzisiejszych
naukowców nasz świat fizyczny jest więc jak "dzicz", gdzie każdy
zjada każdego, liczy się wyłącznie bogactwo, sława i władza,
przetrwać zaś w nim jakoby mogą jedynie ci najsilniejsi -
którzy potrafią pogryźć swych bliźnich w najboleśniejszy
sposób i okłamywać ich w najbardziej przekonywujący
sposób, zaś gdzie kluczowe instytucje rządzące tym światem
używają upadkowo zorientowanych narzędzi zilustrowanych
na "Rys. #J5de". Jako takiego, działanie tego upadkowego
świata wymyślonego i upowszechnianego przez oficjalną
naukę ateistyczną, zaś realizowanego obecnie przez niemal
wszystkie inne kluczowe instytucje ludzkości, NIE może
być obrazowane "schematem wzrostu" pokazanym na
"Rys. #J5ab", a musi być obrazowane odmiennym
"schematem upadku" pokazanym na "Rys. #J5de",
zaś skrótowo opisanym i wyjaśnionym pod tamtymi
rysunkami. Zrozumienie jego działania też jest łatwe,
jeśli rozumie się działanie omówionego uprzednio
"schematu wzrostu", oraz jeśli pozna się z moich opisów
Konceptu Dipolarnej Grawitacji i
filozofii pasożytnictwa
działanie wszystkich jego elementów składowych.
Wielka szkoda, że w dzisiejszych czasach jedynie
bardzo nieliczni nieskorumpowani jeszcze zwykli
ludzie (jednak już NIE ani skorumpowani kapłani,
naukowcy, politycy przy władzy, itp.) interesują
się opisanym tu wyjaśnieniem "jak" i z "pomocą
czego" Bóg rządzi naszym światem fizycznym.
Wszakże wiedza na ten temat pozwala poznać
i zrozumieć co jest najważniejsze w naszym
życiu i świecie, stąd na wypełnianie czego
należy zwracać największą uwagę. Ponadto,
wiedza ta pozwala przykładowo na porównywanie
działania "schematu wzostu" z "Rys. #J5ab", ze
"schematem upadku" z "Rys. #J5de". Wszakże
w dzisiejszych czasach, niezależnie od oficjalnej
nauki ateistycznej, po zaledwie niewielkich
zmianach, ów "schemat upadku" używany jest
także przez praktycznie wszystkie inne kluczowe
instytucje ludzkości - np. przez rządy, administracje
państwowe, religie, systemy finasowe, banki,
opiekę zdrowotną, podatki, przemysł, organizacje
międzynarodowe, itp., powodując ich upadki, a
stąd i spychanie ludzkości ku zagładzie. Porównanie
więc "schematów upadku" owych instytucji, z
działaniem "schematu wzrostu" pokazanego
na "Rys. #J5ab", uświadamiałoby powody i
mechanizmy ich upadkowego postępowania,
a stąd pozwalało zatrzymać dalsze szkodzenie
ludzkości przez te kluczowe instytucje poczym
stopniowo przekierować je na postępowanie
wzrostowe. To z kolei zapewne zapobiegłoby nadejściu
zagłady ludzkości 2030 roku -
opisywanej dokładniej na mojej stronie o nazwie
2030.htm.
Raportowane w niniejszym punkcie ustalenia mojej
Teorii Wszystkiego zwanej
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
na temat używanego przez Boga systemu zarządzania ludźmi
i instytucjami wiodą do szokującego wniosku. Ustalenia te ujawniają
bowiem, że rzeczywistość w jakiej żyjemy działa zupełnie odwrotnie
niż zdaje się nam to podpowiadać codzienne doświadczenie oraz
niż bazując na wysoce mylącym podejściu "a posteriori" do badań
wierzy i rozgłasza cała instytucja obecnej oficjalnej nauki ateistycznej.
Mianowicie ów szokujący wniosek stwierdza, że
absolutnie żadne zdarzenie z naszego
świata fizycznego NIE zachodzi przez "przypadek", przez działanie sił
natury, ani ponieważ my ludzie (lub inne stworzenia) je zrealizowaliśmy,
a wszystko co się zdarza zaistniało, uzyskało przebieg jaki nam się
ujawnia, oraz generuje wyniki jakie poznajemy, tylko i wyłącznie ponieważ
Bóg wcześniej to wprogramował do Omniplanu w sposób aż tak dalekowzroczny,
nadludzko inteligentny, oraz wyczerpująco posprawdzany na testowej
kopii Omniplanu, iż zawsze wiedzie to do wzrostu i postępu zarówno
indywidualnych ludzi, jak i ludzkości oraz całego świata fizycznego.
Jedynymi zaś powodami dla których my ludzie odnosimy wrażenie,
iż to NIE Bóg, a owe wszystkie inne przyczyny realizują każde zdarzenie,
jest zbór nadrzędnie inteligentnych zasad i metod, które Bóg rozważnie
przestrzega przy realizowaniu każdego zdarzenia, tak aby dzięki ich
przestrzeganiu uniknąć łamania czyjejkolwiek "wolnej woli".
Rys. #J5a-g: Poniżej pokazane są schematy ilustrujące zasadnicze
podobieństwa i różnice w budowie i działaniu systemu mechanizmów
rządzących przebiegiem i efektami życia pojedyńczych ludzi lub
instytucji w przykładach dwóch zasadniczych podejść filozoficznych
do badań, mianowicie: (1) w podejściu "a priori" stosowanym przez
moją Teorię Wszystkiego zwaną
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
oraz przez wynikającą z niej nową "naukę totaliztyczną", a także (2)
w podejściu "a posteriori" stosowanym przez starą, monopolistyczną,
oficjalną naukę ateistyczną.
Każdy z obu pokazanych poniżej przykładów systemów
działa na tej samej zasadzie posługiwania się trzema
odmiennymi rodzajami ponumerowanych elementów lub
narzędzi, mianowicie: (a) "egzekutorów" pokazanych
poniżej jako prostokąty, (b) "mechanizmów zarządzających" -
pokazanych poniżej jako "serca" lub "tarcze", oraz (c)
"produktów działań odbiorcy" - czyli produktów życia
zarządzanych tym systemem ludzi i instytucji - pokazanych
poniżej jako okręgi. Poszczególne z tych składowych
połączone są ze sobą "kanałami przesyłu" w formie
odcinków linii prostej, zaś w schematach wzrostu
"egzekutor numer 1" jest dodatkowo połączony bezpośrednio
z każdym innym elementem za pomocą czerwonego "kanału
nadzoru i komunikowania się" o łukowatym przebiegu.
W tym miejscu czuję się w obowiązku aby nadmienić,
że kiedy identyfikowałem, badałem i opisywałem oba
poniższe systemy, zaintrygowało mnie ich podobieństwo do tzw.
drzewa życia
rysowanego i opisywanego przez osoby praktykujące
kabałę.
Wszakże "drzewo życia" posiada wszystkie elementy moich
"schematów wzrostu", tyle że nieco inaczej skonfigurowane,
ponazywane, oraz połączone ze sobą - np. posiada ono
nawet owe czerwone "kanały nadzoru i komunikowania się",
jakie np. na ostatnim "Rys. 8 – Drzewo Życia" ze strony
aetherius.pl/notatki-o-kabale-drzewo-zycia/
są pokazane niebieskimi wektorami ze strzałkami. O owej
"kabale" zaś wiadomo, że wśród starożytnych Izraelitów
upowszechnił ją ten sam już dwukrotnie sprawdzony
w działaniu "żołnierz Boga" w Biblii zwany Eliasz,
o którym w "części #H" swej strony
2030.htm
wyjaśniłem, iż zarówno bibilijny werset 9:12 z "Ewangelii
św. Marka", jak i przepowiednie Indian Hopi, dosyć zgodnie
nas informują, że będzie on ponownie przysłany na Ziemię
przed nadchodzącą zagładą aby ponaprawiać wszystko co
ludzie popsuli. Niestety wiedza Eliasza na temat kabały przez
pierwszych kilkaset lat była upowszechniana wyłącznie ustnie.
Natomiast zgodnie z moimi badaniami np. tych z religii, które
też początkowo NIE miały formy pisanej, a były powtarzane
z ust do ust w formie mówionej (np. religii NZ Maorysów, czy
oryginalnych religii Grecji oraz Rzymu), takie ustne powtarzanie
typowo znacząco wypacza wiele istotnych szczegółów i zastępuje
je pomysłami powtarzających. Moja osobista hipoteza na ten
temat jest więc taka, że faktycznie to kabała Eliasza oryginalnie
starała się ujawnić ludziom (dla późniejszego kopiowania w
celu optymalnego rozwiązywania przyszłych ludzkich problemów)
racjonalny opis tego samego sprawdzającego się jako niezawodny
boskiego systemu zarządzania losami ludzi i instytucji, który
obecnie ja staram się pokazać i opisać w niniejszym punkcie #J5.
Tyle, że powprowadzane do niej późniejsze wypaczenia i ludzkie
pomysły z czasem zamieniły ją w owo narzędzie magii i mistyki,
za jakie kabałę uważa się obecnie.
Dziękuję tu Dominikowi Myrcik, za wygenerowanie
swym komputerem pokazanych poniżej schematów.
Moje ręczne ich wykonywanie NIE bardzo nadaje się
bowiem do internetowego pokazywania - co staram
się zilustrować i podkreślić swym "Rys. #J5f" poniżej.
(Kliknij na dowolny z poniższych rysunków aby
zobaczyć go w powiększeniu.)
Rys. #J5a:
Ogólnikowy schemat mechanizmów wzrostu i upadku.
Ilustruje on ogólną budowę i działanie stworzonego przez
Boga wzrostowego systemu zarządzania życiem pojedyńczych
ludzi i instytucji, odkryty, zidentyfikowany i opisany przez mój
Koncept Dipolarnej Grawitacji.
To ten schemat z jakichś intrygujących powodów jest
zdumiewająco podobny do "drzewa życia" z "kabały"
ujawnionej ludziom przez bibilijnego Eliasza.
Rys. #J5b: Przykład opisowej wersji "schematu
wzrostu", który dzięki mojemu podejściu "a priori" do
badań został odkryty, zidentyfikowany i opisany ustaleniami
Konceptu Dipolarnej Grawitacji
jako system zarządzania przez Boga życiem indywidualnych
ludzi i instytucji. Ten opisowy schemat wzrostu
powstał poprzez uzupełnienie niebieskimi nazwami
opisowymi ponumerowanych operatorów (tj. okręgów,
prostokątów i serc) ze schematu tego samego systemu
wzrostowego ogólnikowo zilustrowanego na "Rys. #J5a".
Opisowe nazwy przyporządkowane do poszczególnych
jego operatorów wynikają z działania boskich narzędzi
jakie opisałem powyżej w punkcie #J5, zaś stwierdzają co następuje:
1 = Bóg (nadawca),
11 = testowa kopia Omniplanu,
2 = moralność odbiorcy,
3 = Boski wymiar sprawiedliwości,
4 = wiedza odbiorcy,
5 = cele, plany i intencje Boga,
6 = Omniplan,
7 = dokonania odbiorcy,
8 = nakazy i wymagania Boga,
9 = otaczająca nas rzeczywistość,
10 = zarządzana wzrostowo osoba lub instytucja (odbiorca).
Warto tu wiedzieć, że niniejszy "schemat wzrostu",
po zamienieniu jego "egzekutorów" i operatorów na
organizacje, instytucje, mechanizmy działania, itp., jakie
są najodpowiedniejsze dla danego jego ludzkiego zastosowania,
jest rekomendowany przez Boga
do szerokiego wprowadzania w życie przez ludzi.
To dlatego w sposób zamierzony schemat ten został udostępniony
ludziom poprzez boskiego wysłannika na Ziemię, tj. przez
sprawdzonego w działaniu
"żołnierza Boga"
w Biblii nazywanego "Eliasz", zaś przez Indian Hopi -
"Pahana" czyli "Biały Brat". (Więcej informacji o Eliaszu
i o Pahana zawarłem w "części #H" ze strony o nazwie
2030.htm.)
Gdyby więc jakiś naród, przykładowo Polacy, zdecydował się
na iście rewolucyjne posunięcie adoptowania tego "schematu
wzrostu" na zreformowaną strukturę działania swego rządu,
wówczas
poprawne wdrożenie tego
schematu w zarządzaniu krajem odwróciłoby wieloletni trend
pogarszania się stardardu życia jego mieszkańców, oraz
stopniowego ześligiwania się całego kraju w coraz wyższą
korupcję, wyzysk, niesprawiedliwość, chaos, kłamstwa,
prywatę, społeczne niezadowolenie, itp.
Ponadto zdołałoby uchronić cały kraj i niemal wszystkich jego
mieszkańców przed szybko nadchodzącą zagładą lat 2030-tych -
najbardziej skrótowo opisaną w punkcie #E4 i na "Rys. #E4" ze strony
przepowiednie.htm,
a obrazowo zilustrowaną darmowym filmem z YouTube o tytule
"
Zagłada ludzkości 2030".
Niestety, przetransformowanie jakiegokolwiek obecnego systemu
rządzenia na taki sprawdzony przez Boga system wskazywany
powyższym schematem, wymagałoby daleko-idących zmian
politycznych graniczących niemal z "bezkrwawą rewolucją"
i przywróceniem faktycznej demokracji, sprawiedliwości,
równości obywateli, moralności, poszanowania natury i
bliźnich, itd., itp. Przykładowo wymagałoby powołania
"urzędu weryfikującego",
opisywanego dokładniej, między innymi, we wstępie (blog
#276) i w punktach #A2, #A3 (całym), #A4, #F1, oraz
#J3 ze strony internetowej o nazwie
pajak_dla_prezydentury_2020.htm.
Urząd ten sprawowałby funkcję "egzekutora" numer (11)
z powyższego schematu - podczas gdy reszta rządu i urzędów
rządowych kraju sprawowałby wówczas funkcję "egzekutora"
numer (1). W ten sposób "urząd weryfikujący" w praktyce działałby
jak ludzki odpowiednik organu grupowego
"sumienia"
dla całego kraju, zaś jego poprawne działanie uniemożliwiałoby
niemoralnym osobnikom (jacy w każdych czasach np. sprytem,
przekupem, kumoterstwem, itp., zawsze potrafią znaleźć jakiś
sposób aby "wślizgnąć" się do rządu) dokonywanie ich niszczycielkiego
spychania całego kraju w dół z drogi wypełniania przykazań
i wymogów Boga oraz gromadzenia tylko pożądanej karmy -
tak jak wyjaśnia to dokładniej ów punkt #E4 z mojej strony o nazwie
przepowiednie.htm,
zaś uzupełniają szczegółami inne opisy powoływane z tamtego punktu #E4.
Rys. #J5c: Opisane "drzewo wzrostu" narysowane
z zachowaniem tej samej konfiguracji jego elementów
składowych, jaką typowo używają dzisiejsi praktykujący
kabałę
podczas rysowania ichnich
drzew życia.
Drzewo to jednak zostało celowo tak opisane, aby obrazowało
objaśniany tutaj system zarządzania przez Boga życiem indywidualnych
ludzi i instytucji. To opisane "drzewo wzrostu" jest tu pokazane
w celu zilustrowania, że opisowa wersja "schematu wzrostu"
z "Rys. #J5b" wykazuje istnienie dokładnie tych samych
elementów i ich wzajemnych oddziaływań (połączeń) jak "drzewo
życia" z kabały ujawnionej ludzkości przez bibilijnego Eliasza -
co podpiera moją hipotezę, że kabała oryginalnie reprezentowała
raport o systemie narzędzi używanych przez Boga dla zarządzania
ludzkością. Odnotuj tu jednak, że pokazana powyżej konfiguracja
"drzewa życia" rysowanego przez praktykujących kabałę posiada
kilka niedoskonałości w porównaniu ze "schematem wzrostu" z
"Rys. #J5ab". Przykładowo, niewłaściwe umiejscowione jej operatory
o numerach (11), (6) i (9) uniemożliwiają podzielenie tego drzewa
granicami (G) i (Z) z "Rys. #J5ab" na owe trzy atrybutowo odmienne
segmenty, tj. na: (górny - leżący ponad G) dotychczas niepoznawalny
dla ludzi, (środkowy - pomiędzy G i Z) rozumowo poznawalny, bo
zdalnie zarządzający ludźmi, oraz (dolny - poniżej Z) fizykalnie
poznawalny dla ludzi (w tym poznawalny, chociaż błędnie, nawet
dla dzisiejszej oficjalnej nauki ateistycznej). Ponadto użycie w kabale
"kanałów przesyłu" łączących (6) z (7) i (8), błędnie reprezentuje
obecność programów Boga w 12-tym poziomie pamięci każdej drobiny
przeciw-materii formującej wszelką materię, a stąd w systemie zarządzanym
przez Boga funkcje owych "kanałów przesyłu" są sprawowane
przez czerwone "kanały nadzoru i komunikowania się", poprawniej
pokazane na "schemacie wzrostu" z "Rys. #J5ab" powyżej.
Rys. #J5d: Ogólnikowy "schemat upadku"
przy "a posteriori" podejściu do zarządzania.
Ilustruje on jak życiem pojedyńczych ludzi i instytucji
błędnie, nieodpowiedzialnie i zwodniczo zarządza dowolna
dzisiejsza osoba lub instytucja na ziemi praktykująca
filozofię pasożytnictwa
(np. dzisiejsza: oficjalna nauka ateistyczna, rząd,
religia, fabryka, rodzina, itp.). Różni się ono tym od
"schematu wzrostu" z "Rys. #J5ab", że wszystkie
wzrostowe narzędzia zostały w nim zastąpione przez
ich upadkowe odwrotności, że symbol miłości i dbania
o bliżnich (tj. serce) został w nim zastąpiony przez
symbol chronienia siebie i obrony (tj. tarczę), a ponadto
że NIE posiada on "kanałów nadzoru i komunikowania
się" ponieważ dzisiejsi ludzcy rządzący typowo unikają
konsultacji, sprawdzeń, oraz sprzężeń zwrotnych
rządzonych przez nich ludzi - które to kanały na
schematach z części "a" i "b" są ilustrowane czerwonymi
zakrzywionymi połączeniami przebiegającymi pomiędzy
(1) a pozostałymi składowymi tego schematu.
Rys. #J5e: Opisowy schemat upadku wypracowany dla
przykładu dzisiejszej instytucji oficjalnej nauki ateistycznej, praktykującej
filozofię pasożytnictwa
i "a posteriori" podejście do badań. Powstał on przez
uzupełnienie ponumerowanych operatorów (tj. okręgów,
prostokątów i tarcz) z "Rys. #J5d" niebieskimi nazwami
opisowymi użytych w nim egzekutorów, mechanizmów
zarządzających i produktów działania, jakie opisałem powyżej
w punkcie #J5 dla nieistniejącego "świata bez Boga" zwodniczo
wmawianego nam przez oficjalną naukę ateistyczną - tj. przez uzupełnienie:
1 = oficjalna nauka ateistyczna (nadawca),
11 = kłamstwo,
2 = władza,
3 = korupcja i zastraszanie,
4 = sława,
5 = znajomości,
6 = przypadek,
7 = bogactwo,
8 = monopol,
9 = opinia publiczna,
10 = sterowana na upadek osoba lub instytucja (odbiorca).
Rys. #J5f: Ogólnikowe "drzewo życia" dla upadku
wywoływanego postępowaniem oficjalnej nauki ateistycznej
(tym razem narysowane ręcznie przeze mnie) - sporządzone
z zachowaniem tej samej konfiguracji jego elementów
składowych, jaką typowo używają dzisiejsi praktykujący
kabałę
podczas rysowania ichnich
drzew życia.
(To samo, jednak już opisane przez Dominika Myrcik
komputerowymi narzędziami graficznymi, upadkowe
"drzewo życia" pokazuje "Rys. #J5g" poniżej.)
Celem tej ilustracji jest pokazanie, że na przekór iż dla
zwiększenia informatywności, ja zaprojektowałem swe
schematy inaczej niż uprawiający kabałę konfigurują
swe drzewa życia, ciągle operatory w moich schematach
mają te same połączenia i przeznaczenia, jak operatory
w drzewach życia z kabały (za wyjątkiem połączeń od
"przypadku (6)" do "bogactwa (7)" i "monopolu (8)" -
które w schematach upadku powodowanego przez
dzisiejszą oficjalną naukę ateistyczną, NIE wywierają
wpływu na dążenia do bogactwa i monopolu przez
większość osób i instytucji). Ponadto pokazując tu
ilustrację jaką osobiście narysowałem ręcznie, ukazuję
nią także, na ile wzrokowo przyjemniejsze jest oglądanie
ilustracji generowanych komputerowymi narzędziami
graficznymi, jakimi mistrzowsko posługuje się Dominik
Myrcik (zaś na jakich zakup i opanowanie ja NIE chcę
się porywać finasowo ani czasowo), od rysunków jakie
ja jestem jedynie w stanie przygotować dawną techniką
rysowania ręcznego.
Rys. #J5g: Już opisane "drzewo życia" dla upadku
wywoływanego błędami i postępowaniem dzisiejszej
oficjalnej nauki ateistycznej. Jego fachowo wyglądającą
ilustrację wygenerował komputerowo Dominik Myrcik.
#J6.
Charakterystyka, zalety i możliwości naszego świata
fizycznego i "ludzkiego czasu", działanie których jest
oparte na mechaniźmie Omniplanu i na schemacie
wzrostu, a także najważniejsze cechy naszego życia
w takim świecie i nawracalnym czasie:
Motto:
"Jeśli ponownie przeżywasz swoje życie po zostaniu cofniętym w czasie -
tak jak opisuje to Biblia, wówczas większość ludzi z którymi rozmawiasz
i współżyjesz, w 'nienawracalnym czasie absolutnym wszechświata' umarła
i jest nieżywa od wielu już tysięcy lat, a ty, ani oni, nadal NIE zdajecie sobie
z tego sprawy."
Jest oczywistym, że Bóg NIE tylko stworzył i posiada
mechanizmy zarządzania naszym światem fizycznym,
jakie w poprzednim punkcie #J5 tej strony opisałem,
wyjaśniłem i zobrazowałem
boskim "schematem
wzrostu", ale także nieustająco używa owe mechanizmy.
To zaś oznacza, że wybrane osoby, jakie swą moralnością,
dyscypliną i zachowaniem rokują nadzieję, iż uda się ich
wychować na "żołnierzy Boga" o wymaganych cechach,
Bóg powtarzalnie cofa do tyłu w ich "nawracalnym czasie
softwarowym" (tj. w ich "ludzkim czasie") w celu udoskonalenia
tych fragmentów ich osobowości, oraz wyników tych ich działań,
które w uprzednich ich przejściach przez czas nadal NIE osiągnęły
wymaganego poziomu doskonałości, a także w celu naprawienia
ewentualnych pomyłek w ich wychowaniu i w następstwach
ich życia. W rezultacie, opisana w punkcie #J5 budowa i
działanie naszego świata fizycznego pozwala Bogu na
nieustające podnoszenie jakości zarówno wychowywanych
przez Boga ludzi i ludzkości, jak i na podnoszenie doskonałości
działania całego naszego świata fizycznego. Wszakże z jednej
strony, poprzez wielokrotne cofanie "ludzkiego czasu" osób
podatnych na boskie zabiegi wychowawcze, poczym stopniowe
poddawanie tych osób coraz bardziej trafnym zabiegom
wychowawczym, użyciem takiej
metody "iteracji"
Bóg coraz lepiej wychowuje sobie owych ludzi na
potrzebnych mu
"żołnierzy Boga". Z drugiej zaś
strony, stosując w podobny sposób powtarzalne cofanie
do tyłu czasu kluczowych ludzi i naprawiając zaszłe w
przeszłości ich niewłaściwe działania, także tym samym
procesem "iteracji" Bóg stopniowo udoskonala całą
ludzkość.
Z powodu nieustającego używania przez Boga opisywanego
w powyższym paragrafie "iteracyjnego" udoskonalania ludzkości
i całego świata fizycznego, wyniszczające ludzkość zdarzenia,
które faktycznie zaistniały w poprzednich przejściach ludzkości
przez jej nawracalny "czas ludzki", w rodzaju trzeciej wojny światowej,
czy właśnie nadchodzacej zagłady lat 2030-tyh, są przez Boga
stopniowo eliminowane z Omniplanu poprzez wprowadzanie takich
zmian do przeszłości, jakie stopniowo powodują niezaistnienie
tychże zdarzeń w sytuacjach i w ludzkich zachowaniach, które
uprzednio je wywoływały. (Jako przykład takiego wyeliminowania
z Omniplanu zajścia trzeciej wojny światowej, rozważ opisany w podrozdziale C5
traktatu [4b],
czy w punkcie #J5 strony o nazwie
bitwa_o_milicz.htm,
przypadek prawdopodobnego wyrycia roku 1962 na kamieniu
koło Mokrego Stawu z Babiej Góry, jako roku rozpoczęcia się
trzeciej wojny światowej w jednym z uprzednich przebiegów
"ludzkiego czasu" - które to rozpoczęcie owej wojny zostało
jednak potem wyeliminowane przeprogramowaniem w
Omniplanie kluczowych zdarzeń zainicjowanych przez
usiłujących wywołać tę wojnę ludzi.) Z kolei stopniowe
eliminowanie z naszej przeszłości takich niefortunnych
zdarzeń powoduje, że
zarówno
przeszłość, jak i przyszłość każdego z ludzi, oraz całej
ludzkości, nieustannie się zmienia. W
rezultacie np. przepowiednie wywodzące się od ludzi
niemal nigdy się NIE spełniają, ponieważ w swoich
przeprogramowaniach Omniplanu Bóg stara się utrzymać
ważność jedynie kluczowych przepowiedni jakie zapisane
są w Biblii. Dla mnie osobiście interesujące jest obserwowanie
jak zaledwie od czasu opublikowania strony
2030.htm
(opisującej zagładę ludzkości w latach 2030-tych) szybko zmieniają
się sytuacje, które uprzednio stanowiły powody działania mechanizmów
wywołujących ową zagładę. Stąd bardzo ciekawe jest dla mnie, czy
poprzez cofanie w czasie i poddawanie coraz bardziej edukującym
doświadczeniom lub eliminacjom ludzi na kluczowych stanowiskach,
którzy postwarzali przyczyny pojawienia się owej zagłady lat 2030-tych,
Bóg zdoła zagładzie tej zapobiec jeszcze w naszym obecnym przechodzeniu
przez "czas ludzki", czy też (niestety) ci z ludzi, którzy zostali cofnięci w
czasie do obecnej chwili, też zagładę ową będą jednak musieli ponownie
doświadczyć?
Ja jestem świadomy, że to co już wyjaśniam w
niniejszym punkcie aż do tego miejsca, może być
szokiem dla czytającego. Dlatego spróbujmy klarownie
tu podsumować, jakie są cechy i skutki naszego życia
w świecie fizycznym zarządzanym Omniplanem i innymi
mechanizmami opisanymi w uprzednim punkcie #J5
niniejszej strony oraz w punkcie #D3 strony o nazwie
god_proof_pl.htm.
Wszakże ów świat fizyczny wcale NIE jest zbudowany
ani NIE działa tak jak kłamliwie nam to wmawia oficjalna
nauka ateistyczna, a faktycznie działa na zasadzie naszego
skokowego odwiedzania z częstotliwością harmoniczną
(pochodną od 11 Hz) coraz to następnych zamrożonych
w ruchu cieniutkich warstewek (naleśniczków) czasowych
ze stosu Omniplanu zaprogramowanego przez Boga wzdłuż
"wgłębnej-G" osi czterowymiarowego przeciw-świata, które
to warstewki będąc jakby trójwymiarowymi odpowiednikami
dwuwymiarowych klatek z dzisiejszych filmów w kinach,
w naszej świadomości symulują ruch, życie, zmiany i upływ
nawracalnego "ludzkiego czasu" w jakim my wszyscy się
starzejemy. Podsumowanie to dokonam tu w punktach, w
każdym z których to punktów wyjaśnię jakąś cechę naszego
świata tak rządzonego, poczym wyjaśnię też następstwa/skutki
owej cechy.
(1)
Wszystko w naszym świecie fizycznym jest statyczne
(tj. unieruchomione w poszczególnych warstewkach-naleśniczkach
Omniplanu i faktycznie martwe). Wrażenie zaś
ruchu i życia my uzyskujemy ponieważ wbudowany
w nasze geny mechanizm zarządzania przechodzeniem
przez nawracalny "czas ludzki" szybko przerzuca naszą
świadomość z jednej takiej warstewki-naleśniczka Omniplanu
do następnej, w sposób podobny jak filmowy projektor
w kinach przerzuca klatki przeglądanego filmu. W każdej
następnej z tych warstewek-naleśniczków Omniplanu
jest pokazana kolejna z sytuacji naszej drogi przez
życie.
(2)
Żyjemy w świecie fizycznym, w którym całość jego istnienia
zawarta w Omniplanie już się wypełniła co najmniej jeden
raz. Znaczy, wszyscy ludzie i stworzenia oraz wszelkie
zdarzenia z całego naszego świata fizycznego co najmniej
jeden już raz przeszli swoim życiem przez cały dany im
"czas ludzki", poczym poumierali. Ponieważ jednak na ich
życie składały się przeliczne statyczne sytuacje zamrożone
w poszczególnych warstewkach-naleśniczkach Omniplanu,
ludzie ci, stworzenia, oraz obiekty, nadal istnieją oraz jakby
ożywają, kiedy ktokolwiek zostanie cofnięty w czasie do tyłu
i ponownie przeżywa czas jaki przeżywał wraz z nimi.
(3)
Zgodnie z Biblią (patrz wersety 33:25-30 z "Księgi Hioba"),
każdy z ludzi jest cofany w czasie aż kilkukrotnie, aż Bóg
uzna iż wyczerpał możliwości wychowania go na maksymalnie
Bogu przydatną osobę. Owe cofanie w czasie każdej
osoby wyjaśniłem już w całym szeregu swych opracowań
(wszakże Biblia pisze o nim w sposób dobrze zaszyfrowany),
proponuję więc sobie je przypomnieć np, z punktu #J5 powyżej,
a jeszcze lepiej z punktu #B4.1 mojej strony o nazwie
immortality_pl.htm.
(4)
Kiedy Bóg cofa nas w nawracalnym "ludzkim czasie" do tyłu,
większość ludzi z którymi przychodzi nam obcować, współpracować
i współżyć w naszej ponownej drodze przez "ludzki czas", w
zrozumieniu upływu "nienawracalnego czasu absolutnego wszechświata"
faktycznie będzie już martwa i to przez bardzo długi czas.
Jeśli więc wiemy to co na temat działania "ludzkiego czasu"
piszę w swoich opracowaniach, wówczas łatwo odkryjemy,
że ludzie ci nadal istnieją (zostają ożywieni) tylko ponieważ to
my przechodzimy przez ten sam czas w jakim oni kiedyś żyli,
jednak ich poglądy, myślenie, świadomość i działania są jakby
zamrożone w przeszłości i NIE ulegają już zmianom ani wzbogacaniu
wraz z upływem czasu, tak jak nasze poglądy i świadomość
zmieniają się w miarę jak kontynuujemy swą drogę przez czas.
(5)
Po zostaniu cofniętym w czasie, NIE jesteśmy już w stanie
zmienić ani postępowania, ani systemu wartości, ani poglądów,
ludzi z którymi obcujemy, a którzy NIE zostali cofnięci w czasie
równocześnie z nami - jedyne więc co jesteśmy wówczas jeszcze
w stanie zmienić, to swe własne postępowania i ich wyniki.
Wszakże ludzie ci postępują i utrzymują system wartości oraz
poglądów, tak jak czynili to w czasach kiedy faktycznie żyli.
Z szokiem więc wtedy odnotowujemy, jak bardzo wszelkie
nasze cechy, sposoby myślenia i postępowania oddalają się
od cech, sposobów myślenia i postępowań ludzi z którymi
obcujemy.
(6)
W trakcie ponownego życia już po zostaniu cofniętym
w czasie, wszystko zaczyna dziać się i działać w szokujący
nas sposób. Wszakże w opisywanym tu rozwiązaniu
budowy i działania naszego świata fizycznego świat ten
ponownie staje się ruchomy i żywy, nawet jeśli ktoś zostaje
cofnięty do tyłu w swym "ludzkim czasie" z czasów jakie dla
Boga leżą już daleko w przyszłości w zrozumieniu upływu
absolutnego "czasu Boga" według upływu którego ten ktoś
wyląduje w swej przeszłości, a stąd kiedy wszyscy owi
ponownie żywi i poruszający się inni ludzie żyjący dawniej
w owym cofniętym u niego czasie faktycznie już
dawno poumierali. Takie więc ponowne przeskakiwanie
tej cofniętej w czasie indywidualnej osoby z jednej
warstewki (naleśniczka) Omniplanu do następnej
tylko sprawia wrażenie w jej umyśle, że owe zamrożone
w czasie sytuacje z jej przeszłości ponownie ożyły i są
ruchome. Faktycznie zaś owe sytuacje są statyczne i
nieruchome, a jedynie ponowna wędrówka tej osoby
przez warstewki Omniplanu powoduje pozorne ich
uruchamianie i ożywianie.
(7)
Po zostaniu cofniętym w czasie, najbardziej szokuje nas
odwiedzanie miejsc i ludzi, wśród których żyliśmy w czasach
poprzedzających nasze cofnięcie i stąd pamiętamy ich ówczesne
wyglądy, sytuacje, czy działania. Okazuje się bowiem, że
niemal wszystko uległo u nich drastycznej zmianie. Wszakże
wszystko co ujrzymy będzie produktem zmian powprowadzanych
podczas cofania w czasie też wielu innych ludzi, jacy byli cofani
kiedy upływ naszego czasu już się zatrzymał.
* * *
Warto tu odnotować, że opisane powyżej cechy
charakterystyczne, zalety i możliwości naszego
świata fizycznego o działaniu opartym na mechaniźmie
Omniplanu i na schemacie wzrostu, wyjaśniają
aż cały szereg zjawisk od dawna dobrze znanych
ludziom, które to zjawiska stanowią jednocześnie
materiał dowodowy potwierdzający, że nasz świat
fizyczny faktycznie działa tak jak to powyżej opisałem.
Wymieńmy więc w punktach najszerzej znane przykłady
owych zjawisk.
(A)
Deja vu. Praktycznie niemal każdy z ludzi na jakimś
tam etapie życia doświadczył zjawiska najczęściej zwanego
"deja vu" (od francuskiego "już widziane"). NIE powinno ono
nas dziwić, skoro w naszym życiu aż kilkakrotnie jesteśmy
cofani do tego samego przebiegu naszego czasu. Wszakże
nawet jeśli nasza świadoma pamięć tego co przeżyliśmy już
uprzednio została wymazana, ciągle niektóre istotniejsze
szczegóły przypomina nam nasza podświadoma pamięć.
(B)
Reinkarnacja. Wytłumaczmy komuś to co tu opisane
na temat powtarzalnego przeżywania swego życia aby
udoskonalać jakość swego charakteru, a po kilku pokoleniach
ustnego przekazywania tego z generacji na generację,
stopniowo poprzekręcanego złą pamięcią tych co to
przekazują, otrzymamy opisy tego co dzisiaj jest nam
wmawiane pod pojęciem "reinkarnacja".
(C)
Konsystencja wyników sprawdzeń stanu moralnego osób
jakie umarły w młodym wieku, jakie to sprawdzenia ujawniają,
iż osoby te NIE są posłuszne głosowi swego sumienia.
To zaś oznacza, że NIE było już nadziei na ich wychowanie
na moralnych, zdyscyplinowanych "żołnierzy Boga", a stąd
jedyna ich użyteczność dla innych ludzi polegała na poddaniu
ich edukującej innych śmierci - po więcej szczegółów patrz
opisy z punktu #D3 mojej strony
god_istnieje.htm.
(D)
Podróże w czasie. W literaturze, zaś obecnie nawet w
YouTube.com,
zgromadzony został już ogromny materiał dowodowy, jaki
potwierdza istnienie podróży w czasie i osób podróżujących
w czasie (po angielsku zwanych "time travelers"). Sporą
ilość przykładów i odmiennych kategorii tego materiału dowodowego
udokumentowałem w punkcie #J2 swej strony internetowej o nazwie
immortality_pl.htm.
(E)
Fizykalne zjawiska potwierdzające iż żyjemy w dyskretnie (skokowo)
upływającym "czasie ludzkim" sztucznie dla nas zaprogramowanym
przez Boga (jaki to "czas ludzki" upływa około 365 tysięcy razy
wolniej od "czasu Boga, izotopów i nieożywionej materii" w jakim
oficjalna nauka ateistyczna datuje wiek wszechświata, Ziemi, warstw
geologicznych, węgla, skamienielin, itp.). Najpowszechniej znanym
z tych zjawisk, jest pozorne zawracanie kierunku obracania się
rozpędzanych wirujących obiektów, jakiego pojawianie się
w świetle dziennym oficjalna nauka ateistyczna NIE jest w
stanie zadowalająco wytłumaczyć, jednak jakie doskonale
tłumaczy przeskakiwanie naszej świadomości z jednej
warstweki-naleśniczka Omniplanu do następnej. Po opisy
tego zjawiska i jego następstw patrz punkty #D1 i #D2 z mojej strony
immortality_pl.htm.
(F)
Stwierdzenie UFOnauty, że "czas faktycznie nie płynie
a to my poruszamy się przez niego" - patrz paragraf
numer N-126 z raportu "Miss Nosbocaj" z jej uprowadzenia
do UFO, opublikowanego w podrozdziale UB1 z tomu 16 mojej
monografii [1/5].
Stwierdzenie to potwierdza kluczową cechę mechanizmu
działania "ludzkiego czasu" jaki opisałem w punkcie #J5,
a jaki stwierdza, że
faktycznie to czas wcale NIE płynie
wokoło nas podczas gdy my stalibyśmy w jednym miejscu (tak
jak implikuje to zrozumienie czasu przez dzisiejszą oficjalną
naukę ateistyczną), a w rzeczywistości to czas stoi w miejscu
i jest jak krajobraz przez który to my podróżujemy swoim życiem.
Odnotuj, że paragraf numer N-130 tego samego raportu implikuje
także, że swoje życie przeżywamy więcej niż jeden raz, tak że
raz zaszłe spotkanie z kimś, może być potem powtarzane w
naszych ponownych przejściach przez te same punkty czasowe.
* * *
Czytelnikom, których zainteresowały wyjaśnienia z
punktów niniejszego i #J5, o działaniu i cechach
nawracalnego "czasu ludzkiego", a także o istnieniu
dwóch odmiennych czasów (tj. "czasu ludzkiego" oraz
"czasu Boga, atomów i izotopów"), rekomendowałbym
poznanie dalszych szczegółów wyjaśnień na temat
działania czasu wynikających z mojego Konceptu
Dipolarnej Grawitacji. Oprócz punktów #J5 i #J6
z tej strony, owe szczegóły są wyjaśnione, między
innymi, w punkcie #D3 strony
god_proof_pl.htm,
oraz punkcie #J2 mojej strony
immortality_pl.htm.
Z kolei ogólne opisy obu czasów działających równocześnie
na Ziemi i we wszechświecie podane są skrótowo we
wstępie i punkcie #G4 strony
dipolar_gravity_pl.htm,
zaś wyjaśnione szczegółowo w punktach #C3 do #C4.1
z mojej innej strony o nazwie
immortality_pl.htm.
#J7.
Co nam uświadamia komputerowe wygenerowanie dotychczas
najbardziej pracochłonnej ilustracji zasady wypalania zarysu
"serca" przez lądujące gwiazdoloty z napędem używanym przez
Magnokrafty
mojego wynalazku:
Motto:
"Będąc wynalazcą Magnokraftu, szczegółowe opisanie kompleksowych zasad
działania tego gwiazdolotu aby ułatwić pracę przyszłym jego budowniczym,
przychodzi mi znacznie trudniej i bardziej pracochłonnie niż przyszłoby mi
jego osobiste zbudowanie - wielka więc szkoda, że dzisiejsi mieszkańcy
Ziemi pogardzili szansą szybkiego urzeczywistnienia
z moją pomocą tych 'drzwi ludzkości do gwiazd'."
W poprzednich punktach #J3 i #J4 tej strony wyjaśniłem
i zilustrowałem, że lądowania wehikułów UFO
używających magnetycznego napędu jaki na Ziemi
ja wynalazłem i opisałem dla gwiazdolotu zwanego
Magnokraftem,
umożliwia fizykalne formowanie w trawie wypalonych zarysów
"serca" - oczywiście jeśli dysponenci owych gwiazdolotów
zechcą komuś przekazać wiadomość symbolizowaną
owym sercem. W niniejszym więc punkcie, z pomocą
ilustracji jakie dzięki emailowej współpracy na odległość
z moim przyjacielem Dominikiem Myrcik pracowicie
staramy się wygenerować komputerowymi narzędziami,
spróbuję objaśnić jak takie zarysy "serca" fizykalnie
są wypalane w trawie przez wirujące obwody
magnetyczne gwiazdolotu typu K3 zawisającego
w pozycji wiszącej tuż nad ziemią. Ponadto zwrócę
tu także uwagę czytelnika na najważniejsze następstwa
faktu, że wyjaśnienie w zrozumiały sposób bardzo
złożonych zasad działania Magnokraftu jest
ogromnie trudne - stąd z powodu pogarszania się
poziomu wiedzy w obecnych społeczeństwach
coraz mniej dzisiejszych ludzi posiada wystarczającą
wiedzę, wyobraźnię, oraz dojrzałość intelektualną
do zrozumienia działania tego gwiazdolotu.
Rys. #J7abc: Rysunki jakie dzięki współpracy z Dominikiem
Myrcik zdołaliśmy wygenerować komputerowo aby oglądającemu
postarać się wyjaśnić zasadę formowania "serco-kształtnego"
wypalenia w trawie przez wirujące obwody magnetyczne
gwiazdolotu o napędzie opisywanym moją
Teorią Dyskoidalnego Magnokraftu.
Przygotowanie około 20 coraz doskonalszych komputerowo
generowanych rysunków starających się klarownie wyjaśnić
ową zasadę, tylko najinformatywniejsze z których to rysunków
pokazane są poniżej, okazało się być projektem w jaki ja i Dominik
Myrcik włożyliśmy dotychczas najwięcej pracy, uzgodnień, prób,
eksperymentowania, czasu, itp., zaś jaki podjęliśmy wspólnie
aby klarownie zilustrować zaledwie pojedynczy i małoznaczący
aspekt działania Magnokraftu. (Zrealizowanie projektu
zilustrowania tej zaledwie jednej z wielu milionów możliwych
sytuacji pojawiających się w lądowaniach Magnokraftu, już zajęło
nam obu ponad dwa miesiące czasu! Szczerze mówiąc, to ilustrowanie
to ujawnia, że mając ku temu warunki łatwiej przyszłoby nam
zbudowanie działającego Magnokraftu, niż klarowne i przekonywujące
wyjaśnienie laikom, jak ten gwiazdolot działa!) Tak ogromna
pracochłonność tego zdawałoby się relatywnie prostego projektu
wyjaśnia więc także aż cały szereg innych "zagadek" jakie
dotychczas wiązały się z Magnokraftem. Przykładowo, wyjaśnia
(1) dlaczego tak mało ludzi, w tym także tak mało naukowców,
jest w stanie ze zrozumieniem przeczytać moje opracowania
opisujące kompleksowe zasady działania Magnokraftu.
Wyjaśnia (2) dlaczego osoby o
pasożytniczej filozofii życiowej
po odkryciu iż ich intelekty NIE dorosły jeszcze do zrozumienia
działania Magnokraftu ani innych moich wynalazków, zamiast
uzupełnić swoją wiedzę i poszerzyć swe horyzonty myślowe,
raczej wolą szydzić, opluwać i wyżywać się na Magnokrafcie,
na innych moich wynalazkach, oraz na mojej osobie. Wyjaśnia
też (3) dlaczego NIE tylko NASA (która była jedną z pierwszych
instytucji jakim zaproponowałem, iż zbuduję im Magnokrafty),
ale wręcz każda dzisiejsza instytucja naukowa w obecnie szybko
zdążającym do upadku świecie
boi się podjęcia projektu badań i rozwoju Magnokraftu - wszakże
tylko zrozumienie działania tego gwiazdolotu przekracza możliwości
intelektualne większości zatrudnianych przez te instytucje naukowców.
Wyjaśnia (4) dlaczego musi minąć aż ponad 200 lat od daty
zbudowania silnika magnetycznego, zanim ludzie dorosną
intelektualnie do podjęcia budowy pierwszego pędnika magnetycznego
(po szczegóły patrz dane z "Tablicy Cykliczności" pokazanej
jako "Tab. #J4" na mojej stronie o nazwie
propulsion_pl.htm).
Wyjaśnia też (5) dlaczego, gdyby to mi (tj. wynalazcy tego
gwiazdolotu) stworzone zostały warunki do podjęcia budowy
Magnokraftu
i gdybym otrzymał też wymaganą do tego pomoc wykonawczą, wówczas
zapewne zbudowałbym ów gwiazdolot w przeciągu zaledwie około 10 lat
(tak jak wyjaśniam to w punktach #J1 i #J3 ze swej strony o nazwie
magnocraft_pl.htm),
podczas gdy po moim "odejściu" to samo zbudowanie zapewne zajmie
tysiącom badaczy i budowniczych co najmniej kilkanaście lat.
Dowodzi też (6) ogromnej dedykacji i cierpliwości Dominika
Myrcik, że pomimo tak dużej pracochłonności oraz tak znacznej
trudności wykonania tych obiektywnie małoznaczącej ilustracji,
ciągle wytrwale i z oddaniem stara się współpracować abyśmy
mogli dokończyć ów projekt (ilu zaś dzisiejszych ludzi altruistycznie
poświęcałoby swój czas i wysiłek dla dobra i dla duchowego wzrostu
nieznanych im osób jakie będą żyły dopiero w przyszłości - wielu
z których to osób zapewne potem odpłaci się za to obelgami).
Ponadto (7) uświadamia też laikom, że pomimo iż dotychczas
tego NIE ujawnialiśmy, w każdy z projektów jaki wykonujemy
wspólnie z Dominikiem Myrcik, oboje wkładamy ogromną ilość
pracy, wysiłku, prywatnego czasu, motywacji, itp. - poświęcenie
których dla dobra i postępu ludzkości, jak wierzę, bardzo nieliczni
z dzisiaj żyjących na świecie ludzi zdołaliby się zdobyć (szczególnie
zaś pracochłonne wykonawczo są edukacyjne widea celowo
nagrywane zgodnie z uprzednio opracowanym scenariuszem -
jakich zestawienie pokazałem na stronie o nazwie
djp.htm).
Itd., itp. (Klikaj na wybraną z poniższych ilustracji, aby oglądać ją w powiększeniu.)
Rys. #J7a: Końcowy komputerowo-generowany rysunek
jaki stara się pokazać zasadę formowania "serco-kształtnego"
zarysu wypalenia w trawie przez wirujące obwody
magnetyczne gwiazdolotu o napędzie mojego Magnokraftu.
Odnotuj, że wypalające "serce" obwody magnetyczne
gwiazdolotu pokazane są powyżej jako ciemne wstęgi
o przebiegach (kształtach) nieco podobnych do elips tzw.
"
krzywych łańcuchowych" -
najniższe z jakich, na swej drodze od pędników bocznych
do pędnika głównego Magnokraftu przenikają pod ziemię,
po drodze wypalacąc trawę w miejscach swego wniknięcia
pod, oraz wynikania z, ziemi. Z kolei na powyższym rysunku
drogi wirowania owych obwodów są pokazane jako
zaciemniona powierzchnia o kształcie "skórki z donut"
otaczajacej obustronnie zamkniętą przestrzeń po powierzcniach
której krążą obwody magnetyczne tego gwiazdolotu. Aby
NIE zaciemniać obrazu, na ilustracji tej NIE zostały pokazane
przebiegi obwodów magnetycznych statku zawracających
pod ziemią i wynurzajacych się spod ziemi po przeciwstawnej
stronie wypalanego przez nie obrysu serca. Ponadto NIE
zostały też ukazane obwody magnetyczne wytwarzane przez
pędniki z górnej części Magnokraftu, które z powodu zawracania
w tej samej odległości od pędników Magnokraftu co obwody
wnikające pod ziemię, w swej drodze wirowej wogóle NIE
dosięgają do ziemi. Odnotuj też, że aby pokazać pędniki tego
gwiazdolotu, nieprzenikalna dla pola magnetycznego powłoka
z prawej jego połowy została wysunkowo wyrwana ukazując
jego wnętrze (oczywiście, działające Matgnokrafty NIE będą
miały tego wyrwania powłoki).
Rys. #J7b: Jeden z szeregu przejściowych rysunków,
celem sprządzenia jakich było wypracowanie i pokazanie
unieruchomionych przebiegów obwodów magnetycznych
Magnokraftu typu K3 zdolnych do wypalenia "serca" w trawie.
Ponieważ w owym wypalaniu w trawie kształtu "serca" biorą udział jedynie tzw.
"międzypędnikowe" obwody magnetyczne tego gwiazdolotu -
pokazne m.in. jako "M" na "Rys. G24" i "Rys. G27" z tomu 3 mojej
monografii [1/5],
a przebiegające od wylotów pędników bocznych do wylotu
pędnika głównego, dlatego pokazanie tu pozostałych obwodów,
też istniejących w Magnokraftach (tj. pokazanie obwodów
"centralnych (M)" oraz "bocznych (S)"), zostało celowo
pominięte na niniejszych ilustracjach. Wszakże pokazanie
tych dodatkowych obwodów jedynie by zaciemniło i tak trudne
dla oglądającego zrozumienie zasady wypalania "serca" w
trawie - jaką to zasadę razem z Dominikiem Myrcik staraliśmy
się tu pokazać i wyjaśnić. Odnotuj z powyższego rysunku,
że zarys obwodu "serca" jest wypalany w trawie tylko przez
te międzypędnikowe obwody magnetyczne z dolnej połowy
gwiazdolotu, które z powodu nachylenia Magnokraftu przenikają
na swojej drodze pod ziemię i zawracają pod ziemią. Natomiast
obwody międzypędnikowe z górnej połowy Magnokraftu, całość
przebiegu których następuje w powietrzu, NIE biorą udziału w
wypalaniu w trawie zarysu "serca". Odnotuj także, że obwody
magnetyczne z powyższej ilustracji pokazane są jako statyczne
(tj. nieruchome), podczas, gdy "serca" wypalają w trawie obwody
jakie wirują, a ponadto, że dla pokazania lokalizacji kulistych
pędników Magnokraftu (na powyższej ilustracji wyróżnionych
czerwonym kolorem) w prawej górnej ćwiartce tego gwiazolotu
chroniąca jego załogę nieprzenikalna dla pola powłoka została
wyrwana - podczas gdy w rzeczywistych Magnokraftach pokrywa
ona cały statek.
Rys. #J7c: Jeden z pierwszych komputerowo
wygenerowanych rysunków, jaki odwzorowuje przebiegi
wirujących obwodów magnetycznych (tu pokazanych jako
jakby powierzchnia "skórki" z zaciemnionego powietrza
otaczającej ukształtowaną jak "donut" wolną od pola
przestrzeń zawartą we wnętrzu tej "skórki", w którym
to wnętrzu pole statku NIE wypala trawy). Rysunek
tej ilustruje więc co się staje z obwodami pokazanymi
uprzednio na "Fot. #J4b", kiedy zaczną one wirować,
a stąd nadadzą owej "skórce" zdolności do wypalania
trawy w miejscach przez jakie skórka ta przenika pod
powierzchnię ziemi. Rysunek ten reprezentował kilka
pierwszych ilustracji, wizualnie sprawdzających środki
graficzne jakie można użyć dla zaprezentowania pokazywanej
tu zasady wypalania zarysu "serca". Jednak do końcowej
prezentacji "serca" ten rysunek się NIE nadaje z powodu
zbytniego
skrócenia długości obwodów magnetycznych
generowanych przez gwiazdolot w jakim siłę nośną generują
silne pola pędników bocznych (zaś w jakim słabe pole pędnika
głównego jedynie stabilizuje cały gwiazdolot), tj. ich skrócenia
w stosunku do długości tych obwodów rzeczywiście mającej
miejsce podczas lotów Magnokraftów. (Odnotuj tu, że komputery
pokładowe tych gwiazdolotów regulują długość obwodów
magnetycznych ilością mocy magnetycznej jaka jest
wkładana we formowanie owych obwodów.) Wszakże takie
skrócone obwody magnetyczne byłyby niezdolne do objęcia
swym wirowaniem całego zarysu "serca" na penetrowanej
przez tej obwody powierzchni porośniętej trawą gleby.
Odnotuj też, że powyższy gwiazdolot został pokazany z ilustracyjnym
wyrwaniem w swym kołnierzu bocznym, ukazującym jego
pędniki bioczne, oraz że ustawiony został w zawisie bez
nachylenie, podczas gdy wypalenie w trawie zarysu serca
wymaga aby był on nachylony i oddalony od ziemi na taką
odległość jaka pozwala iż tylko niektóre (dolne) z jego licznych
obwodów magnetycznych w swym ruchu wirowym wnikają
pod ziemię i zawracają pod ziemią.
Część #K:
Petońska nieziemska istotka i zło z wyrządzania jakiego jest znana (tj.
około 80 cm UFOnautka, z "rasy" maleńkich "diablic" w staropolskim folklorze
zwanych: zmora, diablica kurza-stopka, żeński krasnoludek, karzeł króla, itp.):
#K1, blog #347.
Trzypalcowa UFOnautka o wzroście około 80 cm jaka
zimną jesienną nocą ślady swych stóp i wzlotu w powietrze
wytopiła w twardym NZ asfalcie chodnika z Petone:
Streszczenie: Dokumentuje i ilustruje zdjęciami
oraz opisuje ślady stóp wytopione zimną jesienną nocą
w twardym asfalcie NZ chodnika, o których inżynierskie
"jak" (tj. "jak" wyjaśnione w #G3 do #G5 ze strony
wroclaw.htm
i we wpisie #341 do blogów totalizmu) ujawnia
zrywanie się do lotu w powietrzu nieziemskiej istoty
mającej około 80 cm wzrostu i tylko trzy szponiaste
palce - największym z których jest środkowy (u ludzi
zawsze największym jest palec na wewnętrznym obrzeżu).
Raportuje też już poznane przez ludzi wyglądy, cechy i postępowania
tych nieziemskich, nocnych i ukrywających się przed ludźmi istotek,
jakich istnienie i fizyczne szkodzenie ludzkości potwierdzają badania
licznych UFOlogów, Biblia, oraz mądrość ludowego folkloru, jednak
uparcie zaprzeczają liczni "eksperci" - specjalnie ci, którzy sami
też zwykle wykazują pozaziemskie cechy anatomiczne i szczegóły
wyglądu.
Motto:
"Istnieje już szeroko dostępne zatrzęsienie materiału dowodowego
o niepodważalnej jakości, który w wielu ziemskich sądach czasami
umożliwiałby skazywanie oskarżonych nawet na karę śmierci i który
już od tysiącleci dowodzi iż ludzkość jest sekretnie okupowana,
eksploatowana i zamęczana przez nieziemskie istoty o szatańskiej
moralności, obecnie nazywane "UFOnautami" zaś przez religie zwane
"diabłami", jakie dysponują niewypowiedzianie nadrzędniejszą niż
ludzka techniką, wiedzą, organizacją i dyscypliną, a także jakie używają
swych zaawansowanych urządzeń, opanowania telepatii i technicznego
wydawania po-hipnotycznych nakazów skrupulatnie wypełnianych
potem przez ludzi, aby móc nieustająco pobudzać ludzi do sąsiedzkiej
niezgody, wojen, przestępstw, niemoralności, zachłanności, rabunkowej
gospodarki, wyniszczania natury, odwracania się od Boga, itp.,
a także do zatrudniania na kluczowych stanowiskach decyzji, doradctwa
i ekspertyzy reprezentantów owych nieziemskich istot wykazujących
bliskie pokrewieństwo i podobieństwo do ludzi, co pozwala im potem
np. nakłaniać rządzących do unikania badania UFO lub budowania urządzeń
technicznych broniących ludzkość przed UFO - choć konstrukcja i działanie
tych urządzeń była darowana ludzkości przez pomagającącą nam
totaliztyczną
cywilizację z gwiazd, tj. unikania budowy urządzeń obronnych w rodzaju:
'urządzenia wykrywającego' te z owych nieziemskich istot jakie podszywają się pod ludzi, albo
'piramidy telepatycznej' pozwalającej natychmiastowo komunikować się z pomagającą nam cywilizacją z gwiazd, czy też
'Seismografu Zhang Henga' jaki umożliwia zdalne wykrywanie nadchodzących trzęsień ziemi -
sporo z których to trzęsień ziemi zostaje
sekretnie spowodowane właśnie przez UFOnautów"
(Gorzka prawda o potędze infiltracji, rządzenia ludzkością i wpływu na
nasze postępowania skrycie podszywających się pod ludzi nieziemskich
istot o ludzkim wyglądzie jednak szatańskiej moralności jakie okupują,
eksploatują, zamartwiają, utrzymują w prymitywiźmie, zwodzą, podjudzają
do wojen i powtarzalnie wyniszczają zarazami naszą cywilizację od wielu
tysięcy już lat.)
Był jesienny wtorek dnia 24 maja 2022 roku. Pogoda
w Petone była bezdeszczowa ale chłodna (dniem
jedynie około 13 stopni Celsjusza, uprzedniej zaś
nocy około 7 stopni). Około godziny 16:30 wybrałem
się więc na spacer po petońskiej plaży. Przechodząc
obok narożnika płotu naszej sąsiadki, na chodniku
przy skrzyżowaniu naszej ulicy z prostopadłą do niej
ulicą odnotowałem wytopione w asfalcie cztery ślady
trzypalcowych stóp jakich uprzednio tam NIE było -
patrz
Fot. #K1abc poniżej. Sprawdziłem
ręką czy ich asfalt nadal jest miękki i lepki, ale był
już twardy jak kamień. Widać ślady te były wytopione
uprzedniej nocy - tj. w czasie kiedy po miasteczku
grasują formujące je nieziemskie istoty. Wróciłem
więc do domu po linijkę aby ukazać rozmiar śladów
i sfotografowałem z nią najwyraźniejszy z nich.
Jego zdjęcie pokazuję na
Fot. #K1a poniżej.
W swym ogrodzie mam termometr, sprawdziłem
więc też temperaturę powietrza tego dnia - wynosiła
13 stopni Celsjusza. Wieczorem myślami powróciłem
do owych śladów. Pamięć narastającej mocy ich
wytapiania sugerowała iż znana z latania w powietrzu
istotka wytopiła je pędnikami spod swoich stóp,
kiedy właśnie podrywała się do lotu w powietrzu.
Zdecydowałem więc, że następnego dnia powinienem
sfotografować wszystkie cztery wytopienia stóp,
chociaż pozostałe z nich NIE były aż tak dobrze
widoczne, aby ich inżynierskim zinterpretowaniem
"jak" móc udokumentować potem podrywanie się
tej istotki do lotu w powietrzu.
Jak wyglądała trzypalcowa istotka jaka wytopiła owe
ślady w twardym asfalcie, najlepiej opisuje to ballada
"
Pani Twardowska"
pióra polsko-litewskiego poety Adama Mickiewicza - oto cytat
odnośnego opisu:
"... Diablik
to był w wódce na dnie: Istny Niemiec, sztuczka kusa;
Skłonił się gościom układnie, Zdjął kapelusz i dał susa
Z kielicha aż na podłogę Pada, rośnie na dwa łokcie,
Nos jak haczyk, kurzą nogę, I krogulcze ma paznokcie ..."
W tej balladzie wyjaśnienia wymaga aż kilka staropolskich
wyrażeń i faktów. Przykładowo, warto wiedzieć iż
staropolski "łokieć" był długi na 57.6 cm.
Stąd
"dwa łokcie" w dzisiejszych czasach oznaczają około
115 cm - co informuje o przybliżonym wzroście Mickiewiczowego "Diablika".
Fakt jego małych rozmiarów potwierdza też użycie wyrażenia
"sztuczka kusa"
od staropolskiego "kusy" znaczącego "mini, krótki, niedługi" -
przykładowo rozważ staropolską nazwę "kusyk" lub "kucyk" dla małego konika - po angielsku
pony.
Stąd wyrażenie "sztuczka kusa" dzisiaj można rozumieć np. jako
"w wersji
mini". Nic więc dziwnego iż będąc takiego miniaturowego wzrostu, ich
maleńkie kobietki-diablice (w polskim folklorze dawniej zwykle nazywane
"zmora" albo "mara") preferują nocne hipnotyzowanie i gwałcenie około
9-letnich chłopców ich wzrostu, zamiast czynić to ze zbyt dla nich ogromnymi
dorosłymi ludzkimi mężczyznami - tak jak opisałem to szczegółowiej np. w
podpisie pod
Fot. #F3ab oraz w punkcie #H3 ze swej strony o nazwie
wszewilki.htm.
Być może iż UFOnautka która wytopiła opisywane tu ślady właśnie
poszukiwała jakiegoś samotnie śpiącego około 9-letniego chłopca
aby po zahipnotyzowaniu móc go zgwałcić, wszakże aż kilku takich
chłpców mieszka w bliskości owych śladów.
Wyrażenie
"Nos jak haczyk" oznacza typowy dla polskiej "zmory",
"Baby Jagi" oraz angielskiej "witch" czyli "czarownicy" nos jaki pokazałem na
Fot. #E2b
ze swej strony o nazwie
ufo_pl.htm.
Powinienem jednak dodać, że niektórzy UFOnauci posiadają podobnie
długie i "marchewkowate" nosy, ale wyprostowane czyli bez haczykowatego
zagięcia, ale z takim samym cieniutkim końcem mającym rowek na czubku - patrz
Fot. #G1c
ze swej strony o nazwie
evil_pl.htm.
Z kolei dawne wyrażenie
"kurzą nogę" oznacza
właśnie trzypalcowe stopy i dłonie z krogulczymi paznokciami,
podobne do kurzych stopek - czyli dokładnie takie jakie
wykonały wytopienie asfaltu pokazane poniżej na
Fot. #K1a (góra)
a także o jakich opowiadają staropolskie i słowiańskie legendy o
Baba Yaga (Baba Jaga).
Natomiast w podrozdziale V9.1 z tomu 16 mojej
monografii [1/4]
zaprezentowałem mój formalny dowód naukowy jaki wykazuje iż
szatańskie istoty które Mickiewicz i dawni ludzie nazywali "diabłami",
obecnie dla mylenia ludzi nazywane są "UFOnautami" (tj. dowód
iż dawni "diabły" i obecni "UFOnauci" to dwie nazwy tych samych
fizykalnych i możliwych do zwalczenia istot o nadrzędnej technice i wiedzy).
Na temat UFOnautów (kiedyś zwanych "diabły") wiemy już bardzo
wiele. Tyle, że decydenci naszej cywilizacji infiltrowani i hipnotycznie
programowani przez tychże UFOnautów ulegają ich intrygom
oraz zaawansowanej technice i medycynie, pozwalając raczej
aby ludzkimi rękami, wojnami i zarazami UFOnauci wyniszczali
całą ludzką cywilizację i powtarzalnie wysłali nas z powrotem
do jaskiń i na drzewa. Ludzkość nadal więc czeka na kogoś
o faktycznym przywódczym talencie i odwadze, kto tak jak
przystało na prawdziwego przywódcę, po wodzowsku poprowadzi
ludzkość do wyzwolenia się spod tysięcy lat okupacji, eksploatacji
i wyniszczania przez UFOnautów. Wszakże UFOnauci podszywający
się pod ludzi i programujący naszych decydentów zwykle
charakteryzują się dość nietypowymi szczegółami wyglądu -
jakie opisałem np. w #C9a ze strony
nirvana_pl.htm
czy np. w punkcie #I5 ze strony o nazwie
1985_teoria_wszystkiego.htm
i w bazującym na owym #I5 wpisie numer #346 do blogów totalizmu.
Ponieważ jednak podobne szczegóły wyglądu prawdopodobnie mają
również niektórzy z ludzi, stąd owych UFOnautów podszywających się pod
ludzi ostatecznie pozwolą nam identyfikować tylko zaawansowane instrumenty,
których budowę w ramach
"dostaw urządzeń obronnych" ludzkość
już otrzymała od pomagającej nam cywilizacji z gwiazd, zaś opisuje je np.
traktat [7b]
pod nazwą
"urządzenie ujawniające UFO i UFOnautów ukrywających
się w stanie telekinetycznego migotania". Niestety, ludzkość
konfundowana przez telepatycznie i po-hipnotycznie programowanych
decydentów jacy NIE wykazują zdolności przywódczych i wymaganej
dla swej roli odwagi,
nadal skupia swoją
energię i uwagę na walce z symptomami bycia okupowaną
przez UFOnautów, tj. ludzkość nadal skupia się na wojnach, kryzysach,
użyciu pieniędzy,
głodzie, alkoholu, nikotynie, narkotykach, zarazach, zmianie klimatu, itp. -
indukowanych intrygami oraz zaawansowaną medycyną i techniką
UFOnautów, zamiast skoncentrować swe wysiłki na walce z samym
źródłem wszelkiego zła, czyli na pokonaniu i wyeliminowaniu
z Ziemi wyniszczających nas UFOnautów oraz na wyeliminowaniu
narzędzi ich władzy nad nami takich jak pieniądze,
chciwość, kłamstwa, pokusy łamania przykazań Boga, wynagradzanie
wyniszczania natury, itp.
Dokładniejszy wygląd żeńskiej wersji tych istot poniżej
pokazuje zdjęcie jej ulicznej rzeźby z Suwon, Korea, zilustrowane tu jako
Fot. #K1c (dół).
Ich ulubiony sposób ubierania się ilustruje zaś
Fot. #F2b
ze strony o nazwie
aliens_pl.htm.
Z kolei w locie (zaraz po przeniknięciu przez mury zamku w Malborku dzięki
lotowi w
stanie telekinetycznego migotania opisanym w #C1 strony
dipolar_gravity_pl.htm)
taki lecący w powietrzu UFOnauta "dwu-łokciowego" wzrostu udokumentowany jest na
Fot. #G1a
ze strony o nazwie
malbork.htm.
Warto tu dodać, że użycie przez UFOnautów "magnetycznego
napędu osobistego" powoduje iż tylko przy lotach wzdłuż linii
sił pola magnetycznego Ziemi (tj. tylko przy lotach w kierunkach
na północ albo na południe oraz pionowo w górę lub w dół) NIE
wytwarzają oni jarzenia powodowanego przez wir magnetyczny
ich napędu jonizujący powietrze. Natomiast jeśli składowa pozioma
ich kierunku lotu przecina linie sił pola magnetycznego, wówczas
w locie ich napęd wytwarza silne jarzenie jakie mogłoby zaalarmować
ludzi a zaistnienie jakiego ilustruje np. 1:05 minutowe wideo
"
Was This an Alien Abduction or Illusion?"
Spory już materiał dowodowy potwierdza iż UFOnauci którzy
infiltrują ludzkość i podszywają się pod ludzi imitują wszystkie
ludzkie rasy jakie zamieszkują kontrolowany przez tych UFOnautów
obszar Ziemi. Jednak równocześnie omawiane w moich publikacjach
drobne szczegóły wyglądu ich uszu, oczu, rowka pomiędzy
brwiami, włosów, nosa i podbródka pozostają u nich identyczne
do tych widywanych na pokładach UFO. I tak, zależnie jacy
ludzie zamieszkują dany obszar, operujący tam i uprowadzający
ludzi UFOnauci mogą NIE tylko mieć wygląd Europejczyków,
ale także osób o czarnej skórze (tj. Murzynów), Azjatów, lub
reprezentantów wszelkich innych ludzkich ras. To reprezentowanie
przez UFOnautów wszelkich ras ludności zamieszkującej Ziemię
potwierdza aż cały szereg kategorii materiału dowodowego,
przykładowo: (a) widywanie na Ziemi UFOnautów o cechach
wszelkich ludzkich ras - co np. dla murzynów dokumentuje
paragraf numer {3820} z naszego traktatu [3b]
"Kosmiczna
układanka" upowszechnianego stroną
tekst_3b.htm;
(b) występowanie we wszystkich rasach ludzi indywidułów jacy
zarówno popełniają nieludzkie niegodziwości a jednocześnie
wykazują się owymi typowo posiadanymi przez UFOnautów szczegółami
wyglądu wspominanymi np. we wyżej wymienionym #C9a ze strony
nirvana_pl.htm,
zaś zilustrowanymi np.
Fot. #G2f ze strony o nazwie
evil_pl.htm;
(c) istnienie szczegółów w mitologii niektórych narodów jakie
opisują stworzenie człowieka a jakie po przeinterpretowaniu
na dzisiejszą wiedzę o UFO pozwalają ustalić iż Ziemia została
zaludniona w wyniku przywiezienia na nią ludzi w wehikułach
UFO typu K7 lecących poprzez pozbawiony grawitacji kosmos -
przykład właśnie takich wyników naukowego zinterpretowania
opisów
Raju ze starej mitologii hebrajskiej
opublikowałem np. w podrozdziale P6.1 z tomu 14 swojej
monografii [1/5].
UFOnauci wykazują też wszelkie znane zachowania
okupantów eksploatujących ludzkość i świadomych
iż operują wśród wrogiej sobie ludności miejscowej -
co Polakom najlepiej zademonstrowali Hitlerowcy.
Przykładowo: (a) swoje bazy dla wehikułów UFO
zakładają w dobrze bronionych i trudno lub niemożliwie
dostępnych dla ludzi miejscach - np. w podziemnych
jaskiniach, na Antarktydzie, na Księżycu lub innych
planetach, a być może nawet na orbicie Ziemi - co
wyjaśniałoby motyw dlaczego
prom kosmiczny "Columbia" został zniszczony przez UFO
(jeśli np. jego załoga udokumentowała coś niedozwolonego);
(b) zawsze do działania ruszają w grupach i nawet
w tak zdawałoby się intymnej sprawie jak seksualne
gwałcenie ludzi - dla własnego bezpieczeństwa czynią
tylko gdy oprócz gwałcącego w pobliżu dla ochrony i
dla ewentualnego ratowania gwałtowi temu przyglądają
się jego/jej kamraci; (c) wchodząc do ludzkich domów
lub pomiędzy ludzkie zgromadzenia zawsze dla swego
bezpieczeństwa zabierają ze sobą broń (np. urządzenia
do natychmiastowego hipnotyzowania i paraliżowania
ludzi) oraz włączają
stan telekinetycznego
migotania jaki czyni ich ciała fizykalnie
niezniszczalnymi; (d) działając na Ziemi wszystko
co uczynią lub planują utajniają przed ludźmi i
nawet przed własnymi kamratami; (e) systematycznie
niszczą lub w inny sposób unieważniają każdy dowód
materialny jaki ludziom potwierdza ich istnienie lub
zdradza ich cechy, używane urządzenia techniczne
i metody działania.
Zilustrowane tutaj ślady wytapiane lub wypalane
przez urządzenia napędowe UFOnautów NIE są
jedynymi na jakie natknąłem się w swych wieloletnich
badaniach naszych skrytych okupantów i dręczycieli z
kosmosu. Inny przykład śladów takiego UFOnauty
opisałem i zilustrowałem np. w
Fot. #D18
ze strony o nazwie
wroclaw.htm,
oraz w podrozdziale R3 i na
Rys. R6 z tomu 15 swej
monografii [1/5].
Tyle iż tamte ślady wypalone zostały pędnikami spod stóp
UFOnauty, który używał odmiennie działającego i bardziej
zaawansowanego
osobistego napędu telekinetycznego
(zamiast opisywanego tutaj "osobistego napędu magnetycznego").
Pędniki bowiem napędu
telekinetycznego
NIE wytapiają, a telekinetyzują, nadają białego koloru, utrwalają,
udoskonalają i ozonują strukturę chemiczną tego na co zadziałają.
Moje publikacje pokazują także ślady fizyczne wypalane na ziemi przez
napęd gwiazdolotów UFO. Przykłady takich śladów od całych gwiazdolotów
UFO opisałem i zilustrowałem w wielu swych publikacjach, np. na
Fot. #D7c
ze strony o nazwie
explain_pl.htm,
czy w podrozdziale V5.1 i na
Rys. V1 z tomu 17 swej
monografii [1/5].
Jest już wiadomo, iż owe 3-palcowe istoty NIE są
dobrych zamiarów wobec ludzi. Okupują one,
eksploatują, oraz umęczają ludzi. Jak z nami
postępują po uprowadzeniu do UFO doskonale
to ilustruje bazujący na prawdziwym uprowadzeniu film
"
Fire in the Sky"
omówiony szerzej w #A2 do #A2cd i w #B4 mojej strony o nazwie
ufo_pl.htm -
szczegółnie oglądnij tam krótki film
Alien Experiments z
Filmy #A2ab.
Niestety, nieopisanie naiwni, pasywni i bez szemrań poddający
się eksploatowaniu ludziska nawet w sprawie tego dobrze
udokumentowanego uprowadzenia do UFO ponownie raczej
wolą wierzyć owym konfundującym ludzkość decydentom
programowanym i kontrolowanym przez UFOnautów, zamiast
wierzyć samemu uprowadzonemu do UFO i jego kolegom z pracy -
którzy na własne oczy widzieli jego porwanie przez UFO. Tak nawiasem
mowiąc to czytelniku NIE dawaj się zwieść w sprawie pokazywanej
tu dokumentacji fizycznego istnienia oraz boleśnie doświadczanego
umęczania i eksploatacji każdego z nas przez tych potwornych
okupantów, bowiem i w sprawie tej dokumentacji UFOnauci
natychmiast zrealizują swe ukryte ale efektywne metody eliminowania
materiału dowodowego i zasiewania "propagandy" nastawionej na zwodzenie
ludzi i kontynuowanie swej okupacji, eksploatacji i wyniszczania naszej
prymitywnej, niesamowicie naiwnej i pasywnej cywilizacji - tak jak dla
poprzednich swych wysiłków zbudzenia ludzkości z omamu to systematyczne
eliminowanie dowodów działania UFO na Ziemi opisałem np. w #A5 strony
totalizm_pl.htm,
zaś zilustrowałem np. na
Fot. #G1c
ze strony o nazwie
sw_andrzej_bobola.htm.
Ponadto młodym czytelnikom chciałbym tu zagwarantować, że
niezwykłe i tajemnicze zdarzenia, których "jak" NIE przyśniło się
nawet Szekspirowym filozofom, dzieją się także tuż przy (i w)
waszym miejscu zamieszkania, a NIE jedynie w dalekich i egzotycznych
krajach. Tyle, że aby zacząć odnotowywać, dokumentować i rozumieć
ich zaistnienie i znaczenie najpierw trzeba zaprzestać ograniczania
swego widzenia otaczającej rzeczywistości do jedynie starannie dobranych
i spreparowanych wiadomości oficjalnej TV czy do SMSów ze swej
komórki, a trzeba wyjść do ludzi i do natury oraz o wszystkim co
się widzi, słyszy i odczuwa nauczyć się zadawać właściwe pytania
w rodzaju "skąd" się to wzięło, "jak" i "dlaczego" powstało i działa, itp.
Fot. #K1abc: Oto zdjęcia wytopionych w asfalcie
chodnika odcisków stóp 3-palcowej około 80 cm
wysokiej istotki (tj. UFOnautki o wyglądzie pokaznym
na najniższym zdjęciu #K1c), która właśnie zastartowała
do lotu swoje pędniki podstopowe z używanego
przez siebie "osobistego napędu magnetycznego"
opisywanego dokładniej w "rozdziale E" z tomu 2 mojej
monografii [1/5].
Wytopienia te odkryłem we wtorek dnia 2022/5/24 o
godzinie 16:30 przy skrzyżowaniu ulic koło domu
mojej sąsiadki w Petone. W dniu gdy odnotowałem iż
owe wytopione odciski stóp tej nieziemskiej istotki
właśnie pojawiły się na tamtym chodniku, temperatura
powietrza wynosiła jedynie 13 stopni Celsjusza.
Wszakże miesiąc maj w NZ ma pogodę będącą
odpowiednikiem listopadowej pogody w Polsce.
Wszystkie pokazane tu zdjęcia tych wytopień są
wykonane w takim samym zorientowaniu geograficznym.
Ich kierunek od dołu do góry zdjęcia wskazuje
kierunek ze wschodu na zachód magnetyczny,
zaś kierunek marszu stóp owej istotki (tj. od lewego
do prawego boku zdjęcia) wskazuje marsz od
południa na północ magnetyczną. To właśnie
zastartowanie działania tych pędników do lotu w tzw.
"trybie bijącym" z południa na północ (który to tryb NIE
indukuje silnego świecenia jakie nocą mogłoby zaalarmować
ludzi) spowodowało wytopienie na tym asfaltowym chodniku
tylko czterech kolejnych stąpnięć owej istotki. Fakt
iż owa istotka pozostawiła jedynie cztery wytopienia
swych stóp na twardym NZ asfalcie chodnika - który
to asfat NIE topnieje nawet w najgorętsze dni NZ
lata, w połączeniu z faktem iż kierunek zmierzania
tej istotki wyraźnie pokrywał się z kontynuacją
tego wyasfaltowanego chodnika prowadzącego
dokładnie ku północy magnetycznej, inżynierskim
"jak" daje nam do zrozumienia, iż istotka
ta uprzednio spacerowała sobie po owym chodniku,
jednak zdecydowała się poderwać do lotu w powietrzu
poprzez włączenie pędników swego napędu osobistego.
Fakt tego włączenia pędników potwierdza też narastająca
moc wytopienia asfaltu w każdym następnym z jej
czterech kroków. Pierwsze bowiem dwa ślady, tj. te
najbardziej lewe dwa pierwsze ślady z "Fot. #K1b (środek)",
jakie sfotografowałem i pokazałem też oddzielnie na
pajak.org.nz/nz/two_first_footprints.jpg ,
wykazują jedynie nieznaczne wytopienia asfaltu pod
oboma stopami owej istotki. Trzeci zaś od lewej ślad,
widoczny około środka zdjęcia "Fot. #K1b (środek)",
wykazuje już nieco większe wytopienie pod lewą stopą
tej istotki. Czwarty zaś i ostatni ślad widoczny tuż nad
dniem 25 z daty wykonania środkowego zdjęcia, zaś pokazany
w zbliżeniu na zdjęciu "Fot. #K1a (góra)", wykazuje
najsilniejsze wytopienie asfaltu pod prawą stopą tej
trzy-palcowej istotki. Magnetyczny napęd osobisty,
pędniki jakiego wytopiły w asfalcie powyższe ślady,
pokazałem i omówiłem na szeregu swych publikacji,
np. jako Fot. #H3 ze strony o nazwie
wszewilki.htm.
Fot. #K1a (góra)
Oto zdjęcie wytopionego asfaltu chodnika jakie
uwidacznia najwyraźniej wytopiony odcisk prawej
stopy 3-palcowej nieziemskiej istotki (UFOnautki),
która po włączeniu pędników swego napędu
magnetycznego podrywała się do lotu na chodniku
ze skrzyżowania ulic przy domu mojej sąsiadki.
Odcisk tej stopy ma długość 12 centymetrów, a
szerokość w najszerszym miejscu (tj. u nasady palców)
5.6 cm. To oznacza, że jeśli stosunek jej wzrostu do
długości jej stopy byłby taki sam jak u mnie (u mnie
on wynosi 167/25) wówczas istotka jaka ślad ten
wytopiła w asfalcie miałaby
80 cm wzrostu.
Z kolei jej wysokość wynosząca jedynie około 80 cm -
zamiast Mickiewiczowych "dwóch łokci", oznacza iż
była ona żeńską UFOnautką, bowiem UFOnautki (tak
jak ludzkie kobiety) typowo są odnotowalnie niższe od
męskich UFOnautów.
Ów
nieludzki wytop odcisku stopy wyraźnie dokumentuje
nieziemskie pochodzenie owej istotki - wszakże: (a) jej
największym palcem jest środkowy - podczas gdy u ludzi
zawsze największy jest palec przy wewnętrznym obrzeżu
stopy, (b) stopa ma tylko trzy palce rozstawione szeroko
czyli inaczej niż u ludzi ale dokładnie tak jak ilustruje to
rzeźba z "Fot. #K1c", (c) zamontowane pod stopami tej istotki
są pędniki "osobistego napędu magnetycznego" bowiem tylko
moc takich pędników mogła zimną jesienną nocą wytopić twardy
asfalt NZ chodnika jakiego NIE potrafi wytopić nawet letnie
NZ słońce, oraz (d) wszystkie cztery odciski na chodniku
ilustrują zrywanie się do lotu ich miniaturowej właścicielki -
choć wiadomo iż ludzie NIE opanowali jeszcze tej zdolności,
a nawet gdyby ją już mieli NIE pozwoliliby nocą latać 80cm
maleńkim dzieciom. Zastanawiające, że zgrubnie
daje się oszacować iż obok powyższego śladu codziennie
przechodzi co najmniej około 100 osób. Jednak poza mną
samym jakby nikogo innego ów ślad NIE zainteresował.
Zaiste dzisiejsi ludzie
"patrzą a NIE widzą"
(Biblia, Mateusz 13:14), a ściślej
"patrzą ale NIE chcą
widzieć". Najpierw usiłowałem więc namówić swoją
żonę, potem zaś wizytującego mnie od dawna znanego mi znajomego,
że pokażę im ów ślad - jednak każdy z nich odmówił przejścia
ze mną kilkudziesięciu metrów aby ślad zobaczyć. Miejsce tego
śladu leży też w zasięgu widzenia czegoś, co mi wygląda na
kamerę TV jakichś oficjalnych służb. Jeśli zaś jest to działającą
kamerą, wówczas dla tych co nadzorują jej obraz najwyraźniej
widok istotki wyglądającej jak mała dziewczynka spacerująca
bez rodziców w środku nocy i nagle ulatująca w powietrze NIE
wygląda na cokolwiek warte uwagi i zbadania. Najpopularniejsza
oficjalna nazwa dla tej maleńkiej rasy UFOnautów po polsku brzmi
sukkuby (demony nocne)
zaś staropolski folklor ludowy nazywa je
zmory -
patrz opisy mojego bycia
"duszonym" przez żeńską
zmorę kiedy miałem tylko około 9 lat, zawarte w podpisie
pod
Fot. #F3ab oraz w punkcie #H3 strony
wszewilki.htm.
Jednak inne narody nazywają je też odmiennie. Przykładowo
w krajach angielskojęzycznych nazywają je też
Gremlin,
zaś np. w Malezji -
Toyol lub
Pontianak.
Faktycznie jednak wszystkie istoty opisywane tymi nazwami i
wykazujące przypisywane im przez folklor cechy, widywane są
na pokładach UFO. Stąd wszystkie one faktycznie reprezentują sekretnie
okupujących nas UFOnautów. Warto też wiedzieć iż folklor ludowy
wielu narodów opisuje nawyki UFOnautów jak niemal u seksualnych
maniaków. Przykładowo męskie wersje tych istot przez folklor zwane
inkuby
w wielu krajach są oskarżane folklorem o lubowanie się w nocnym
gwałceniu zahipnotyzowanych przez siebie ludzkich kobiet we własnych
domach i łóżkach tychże kobiet. Po takich gwałtach na rękach, biodrach,
lub nogach zgwałconych przez UFOnautów kobiet często pozostawiają
wyraźnie widoczne sińce - tyle iż są one bezbolesne bowiem wyleczone
przez medyczną technikę UFOnautów (bazującą na polu telekinetycznym)
z typowej dla ludzkich sińców bolesności. Przez Chińczyków te bezbolesne
sińce są nazywane
uszczypnięcia ducha - tj. po angielsku
ghost pinch
.
Zaraz po ich powstaniu te bezbolesne sińce mają niebieskawy (siny)
kolor. Jednak zwykle już następnego dnia stają się czerwonawe, poczym
wkrótce zupełnie znikają. U mężczyzn są one widoczne albo na
ramionach zwykle w formie trzech odcisków końców grubych palców
czasami każdy z wyraźnie widocznym uciskiem od szpona jakie trzypalcowi
ufonauci z rasy zmora pokazani poniżej na
Fot. #K1c mają w
miejscach swych paznokci. Osoby płci męskiej, w tym nawet młodzież,
niekiedy znajduje na swoich penisach znacznie mniejsze takie sińce po
szponiastych palcach żeńskich wersji tych UFOnautów, zwanych
sukuby.
W jakich sytuacjach powstają te sińce na penisach można tylko sobie
wyobrażać. Opisy tych sińcowych dowodów uprowadzeń do UFO oraz
gwałcenia ludzi na pokładach UFO zawiera też #4 z podrozdziału U3.3 w tomie 15
monografii [1/4].
Co nawet jeszcze bardziej bulwersujące, takie właśnie bezbolesne
sińce dość regularnie i powtarzalnie pojawiają się u wielu ludzi -
w tym zarówno u kobiet jak i u mężczyzn. Ponadto opisy raportów
z uprowadzeń ludzi do UFO zbyt często zawierają opisy zostania
zgwałconym na pokładach UFO. Istnieją też przypadki ciąży
u kobiet, które NIE miały stosunku z ludzkim mężczyzną.
Warto tu też dodać, że ilustrowane powyżej ślady "UFOnautki-zmory"
wtopione w asfalt NZ chodnika okazują się być niezwykle trwałe.
Przykładowo, najwyraźniejszy z tych śladów ponownie fotografowałem
dnia 2023/5/24 - czyli po upływie dokładnie jednego roku - patrz
Fot. #K1a_2023,
a uprzednio także dnia 2022/12/24 - czyli po upływie dokładnie 7 miesięcy - patrz
Fot. #K1a7m (kliknij na ten link aby zdjęcie to zobaczyć).
Okazało się wówczas iż wygląda on niemal tak samo jak w chwili
kiedy go po raz pierwszy ujrzałem. Tyle iż na zdjęciach może on
wyglądać nieco inaczej ponieważ pogoda i warunki jego oświetlenia
słońcem nieco wówczas się zmieniły (np. w grudniu przypada środek
NZ lata), a także ponieważ tym razem fotografowałem go już telefonem
komórkowym - wszakże w sobotę 2022/6/11 UFOnauci przepalili mi mój
elektroniczny aparat fotograficzny (tak jak przepalenie to opisuję w
Fot. #K2b i w punkcie #K3 poniżej na tej stronie - w owym
#K3 patrz też
Fot. #K3h z tym samym śladem i patrz tam
zdjęcia śladów niewidzialnego ok. 3-metrowego giganta UFOnauty).
Na tych późniejszych zdjęciach jeszcze lepiej niż na zdjęciu z
Fot. #K1a uwidocznione zostało okrągłe wytopienie
asfaltu o średnicy około 10 mm położone dokładnie pod pędnikiem
z obcasu buta tej UFOnautki. To okrągłe wypalenie zapewne
jest odpowiednikiem okrągłych wypaleń w płytkach PWC z
polskiego Wrocławia, na tej stronie pokazanych i opisanych na
Fot. #K3b .
Wiele mówiące jest też iż w międzyczasie, jak szacuję, nawet dla
grudniowego zdjęcia po powyższym śladzie przechodziło co
najmniej 1000 przechodniów, a nigdzie NIE pojawiła się jakakolwiek
wzmianka iż ktoś go odnotował na tym publicznym chodniku
i nim się zainteresował. Jednocześnie miasteczko
Petone ma własne muzeum jakie desperacko potrzebuje eksponatów.
Praktycznie jest ono jednym z najbardziej ubogich w eksponaty muzeów
jakie w swym życiu odwiedziłem. Nic dziwnego iż z braku eksponatów
niemal nikt go NIE odwiedza. Jeszcze bardziej intrygującym jest iż w
tym petońskim muzeum znajduje się wykonana z czerwonego drewna
piękna maoryska rzeźba 3 palcowej istoty, pokazanej tutaj na
Fot. #K1f (kliknij na niniejszy link aby zdjęcie to zobaczyć) -
doskonale znanej nowozelandzkim Maorysom, cechy której, np. trzy palce jakie
pokazuje na swym brzuchu a także wzór na skórze (Moko), potwierdzają jej
pokrewieństwo ze zmorą-UFOnautką jaka wytopiła omawiany tu ślad w asfalcie
petońskiego chodnika (tj. rzeźba podobna do tych pokazanych na fotografii
#G2a
oraz na fotografii
#G2c
z mojej strony internetowej o nazwie
sw_andrzej_bobola.htm).
Dlatego przy aż dwóch okazjach odwiedzenia tego petońskiego muzeum
proponowałem zatrudnionym tam pracownikom aby oficjalnie wycięli
ów petoński ślad UFOnauty z asfaltu chodnika i pokazali go jako eksponat
towarzyszący posiadanej przez nich maoryskiej rzeźbie. Wszakże takie
jego pokazanie z jednej strony ujawniłoby empiryczny materiał dowodowy
potwierdzający obecność przysłowiowego "ziarna prawdy" w maoryskich
legendach na temat tych trzypalcowych istot, z drugiej zaś strony wzbogaciłoby
wiedzę oglądających to muzeum o prawdy jakie nadal są przed nimi ukrywane
a jakie staram się ujawniać na swych stronach. Wszakże to właśnie maoryskie
legendy naprowadziły mnie na odkrycie opisanej stroną
tapanui_pl.htm
potężnej eksplozji UFO jaka zmieniła losy całej naszej cywilizacji. Niestety,
obie owe moje propozycje włączenia do eksponatów petońskiego muzeum
omawianego tu wytopienia stopy UFOnautki NIE wywołały żadnej reakcji
za wyjątkiem bardzo dziwnego wyrazu twarzu u słuchających. Z tego
wyrazu twarzy domyślam się iż przy dzisiejszym usilnym wdrażaniu tzw.
politycznej poprawności
wyeksponowanie materialnego śladu
"istoty
wprawdzie pokazywanej w owym muzeum we formie maoryskiej rzeźby
jednak przez "oficjalną naukę ateistyczną" uznawaną za ludowy mit,
łamałoby niepisane "tabu" i stąd NIE może mieć miejsca w Petone.
Tymczasem to właśnie owo uparte odmawianie przez dzisiejszych
"nowoczesnych" ludzi łamania tego typu "tabu", prowadzi do obecnej
sytuacji na Ziemi, kiedy najbardziej istotne dla niepodległości ludzkości
prawdy na temat UFO są utajniane, blokowane i zaduszane na śmierć za
pomocą
"kokona" jaki szczegółowiej opisałem i udokumentowałem
we wpisie #360 do blogów totalizmu oraz w opisach z #D1 do #D1c swej strony o nazwie
military_magnocraft_pl.htm.
Jednocześnie inne prawdy uznanie jakich mogłoby uratować naszą cywilizację przed
zagładą lat 2030tych,
opisywane od #L1 do #L2a ze strony
evil_pl.htm,
ludzkość uparcie odrzuca i ignoruje.
Fot. #K1b (środek)
Oto zdjęcie pokazujące wszystkie cztery ślady stóp
wytopione w twardym asfalcie NZ chodnika jaki NIE
topnieje nawet w najgorętsze dni lata, sfotografowane
przy domu mojej sąsiadki przy zachmurzonym niebie
(jak wyglądają one po oświetleniu ich słońcem pokazuje zdjęcie
pajak.org.nz/nz/3_toes_alien_in_sun.jpg -
dla oglądnięcia kliknij na jego link). Poodalane one są
wzajemnie od siebie o 64 centymetry. Najwyraźniejsze
wytopinie z górnego zdjęcia
Fot. #K1a na
niniejszym zdjęciu jest widoczne tuż ponad dniem 25
z daty tego zdjęcia. Wytopienia te obejmują: dwa od
prawej nogi i dwa (jeden w środku zdjęcia) od lewej
nogi. Jeśli połączyć linią prostą oba odciski prawej nogi,
wówczas odcisk lewej nogi ze środka zdjęcia jest oddalony
od tej linii o 13 centymetrów - co oznacza iż uruchomione
pędniki w podeszwach tej istotki już odpychały od siebie
obie jej nogi. Podobnie oddalone są dwa pierwsze wytopienia
udokumentowane na NIE pokazanym powyżej zdjęciu
pajak.org.nz/nz/two_first_footprints.jpg,
ale oglądalnym po kliknięciu na ów jego link. Ciekawe
iż chodnik i owa wzlatująca istotka są skierowane
dokładnie z południa ku północy, co oznacza, iż istotka
ta wzlatywała w tzw. "bijącym" trybie działania jej
magnetycznego napędu osobistego - tj. trybie który
nocami NIE indukuje jasnego jarzenia jakie zwracałoby
na nią uwagę ludzi. Jednak dwa pierwsze NIE
aż tak wyraźne wytopienia ujawniają iż przed
udokumentowanym tu swym wzlotem istotka ta
wędrowała piechotą (tj. z wyłączonymi pędnikami)
wzdłuż chodnika wiodącego od wchodu ku zachodowi,
aby na sfotografowanym tu skrzyżowaniu ulic
skręcić w prawo i ulecieć ku północy. Intrygująco,
dwa skrzyżowania wcześniej w kierunku z jakiego
ona przywędrowała, prawdopodobnie pod ziemią
mieści się
pieczara używana przez te istoty na
bazę gdzie ukrywają siebie i swe gwiazdoloty.
Wszakże to tam w 2006 roku zaobserwowałem
orba (tj. miniaturową sondę UFO) jaki
wyłonił się spod ziemi, a jakiego opisałem w #I3 ze swej strony
explain_pl.htm
oraz we wpisie #97 do blogów totalizmu (o adresach z #Z3 poniżej).
Zgromadzony więc do dzisiaj materiał dowodowy indukuje
pytanie czy takie podziemne bazy UFO istnieją pod każdą miejscowością
w jakiej mieszkają osoby mające wpływ na decyzje i działania
większej liczby ludzi? Wszakże taką możliwość zdaje się potwierdzać
dzisiejszy wpływ UFOnautów na ludzi jaki wszechogarnia wszystkie
decyzje i działania ludzkości, a także zdaje się potwierdzać
odwieczny zwyczaj UFOnautów iż od najdawniejszych czasów
ich reprezentanci bywali cichymi doradcami i osobistościami
wpływającymi na decyzje wszystkich królów - jako przykłady rozważ
Stańczyka, karła króla Zygmunta Starego,
który współorganizował
"Hołd Pruski", albo rozważ diabła o nazwie
Procopius
jaki cesarzowi Justynianowi pomagał zbudować w Istambule bazylikę
"Aya Sophia" - co opisałem w punkcie #K2 ze swej strony
god_istnieje.htm,
czy też rozważ podziemną
bazę UFO pod zamkiem krzyżackim w
Malborku jaką opisałem w punkcie #G1 swej strony o nazwie
malbork.htm,
oraz bazę UFO we wnętrzu dominującej NZ miasto Dunedin góry
"Saddle Hill", którą pokazałem na
Fot. #B3a
a krótko omówiłem w puncie #F2 ze strony o nazwie
newzealand_pl.htm
i także pod
Fot. #E1 ze swej strony
telekinetyka.htm.
(Odnotuj iż zarówno zatrzęsienie krążących wśród miejscowych ludzi
przypadków zaobserwowania potwierdzeń istnienia tam baz UFO, a
także dziwne milczenie w tej sprawie przez samych UFOnautów - którzy
zawsze podnoszą duży "krzyk" aby zaprzeczać każdej prawdzie jakiej
zwalczanie NIE nakłoni ludzi do rzeczowego zbadania tejże prawdy,
tylko potwierdza faktyczne istnienie owych podziemnych baz UFO.)
Fot. #K1c (dół)
Rzeźba pokazująca 3-palcową, żeńską wersję
diablicy-UFOnautki, sfotografowaną w widoku z boku.
Folklor niemal wszystkich narodów twierdzi iż w oczach tych
ludzi którym istotki te ochotniczo pozwalają się zobaczyć,
wyglądają one na urzekająco piękne i ponętne - aczkolwiek
kiedy są rozochocone seksualnie wówczas gryzą, drapią,
szczypią i zgniatają jak krwiożercze tygrysice. Ponieważ zaś
ich broń oraz napędowe i wspomagające urządzenia nadają
im ogromnej siły i zdolności do zdalnego hipnotyzowania,
pomimo swego czaru i miniaturowej wielkości są w stanie
obezwładnić i sobie podporządkować nawet najsilniejszych
wojowników. To takie właśnie stopy jak "trzypalcówki" tej
"diablicy" nadtopiły asfalt chodnika przy domu mojej sąsiadki -
co pokazują obie poprzednie fotografie. Jej rzeźba szczególnie
dobrze ujawnia ułożenie i boczny wygląd szponiastych palców
na rękach (patrz jej ręce z "krogulczymi paznokciami" widoczne
na czubku peleryny z kombinezonu jej napędu osobistego)
i na nogach tejże istotki. Aby oglądnąć jej nogi warto się
dobrze przyglądnąć jej lewej nodze. Ponadto zdjęcie to
dobrze też ukazuje wygląd ich 3+1 palcowych dłoni.
(Jej prawdziwe dłonie są te wzniesione do góry aby
rozpostrzeć dołączną do nich pelerynę ułatwiającą
manewrowanie podczas lotów w powietrzu.) Niniejsze
zdjęcie "diablicy-UFOnautki" w obu jej widokach
oryginalnie opublikowałem oraz szerzej objaśniłem na
Fot. #G1
z mojej innej strony internetowej o nazwie
sw_andrzej_bobola.htm,
a także z boku i
z przodu na
Fot. #H2
z mojej innej strony internetowej o nazwie
korea_pl.htm.
Fot. #K1d: NIE włączone do pokazania powyżej zdjęcie zbliżenia dwóch pierwszych najmniej widocznych wytopień stóp tej istotki -
które można zobaczyć np. klikając na link:
pajak.org.nz/nz/two_first_footprints.jpg.
Są to najmniej wyraźnie widoczne wytopienia powstałe
w pierwszej chwili zaraz po włączeniu przez tę istotkę
jej napędu osobistego. Ich inżynierska analiza "jak" ujawnia
iż napęd uniósł ją nieco ponad asfalt chodnika, tak że wytopienia
są niewyraźne, zaś jej ruchy nieco je wydłużyły. Przykładowo
prawy z nich (dolny - nadal skierowany ku zachodowi,
widoczny tuż ponad rokiem 2022 z daty i pokazujący zarys
trzech szponów z palców stopy) ma długość 16 cm, zaś
górny lewej nogi, powstały już po częściowym skierowaniu
się ku północy, ma długość 19 cm. Wzajemna odległość
czubków palców z obu tych wytopień wynosi 18.5 cm.
Natomiast wzjemna odległość od siebie końców ich pięt -
39 cm. Takie ich rozmieszczenie potwierdza, iż powstały one
zaraz po włączeniu napędu osobistego jako wynik lekkiego
podniesienia istotki i zatrzymania jej poprzedniego ruchu ku
zachodowi (prawa stopa) oraz nieużywanego przez ludzi obrotu
lewej stopy i zainicjowania jej poślizgiem nowego kierunku ruchu ku
magnetycznej północy. Warto dodać, że ustawienia nóg owej istotki
utrwalone tym zdjęciem dość dobrze dokumentują wykonywanie
przez nią poruszeń nogami niemal niemożliwych do wykonywania
przez nogi ludzi. Takie zaś właśnie nieludzkie poruszenia nocnych
miniaturowych istotek utrwalane są na świecie np. przez CCTV -
po przykład 2-minutowego widea z US "Weird Alien in Surveillance"
jaki je udokumentował patrz pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=kzSNLqx6O6c,
zaś wyszukuj inne reprodukcje widea tej samej istoty rozkazem
https://www.youtube.com/results?search_query=Creature+LaJunta+home+Colorado.
Fot. #K1e: oto zdjęcia gipsowego odlewu śladu stopy "Lizard Man" w google.com - kliknij na niniejszy zielony link aby je wyszukać.
Podobnie jak ludzko-kształtna rasa UFOnautów widywanych na pokładach
UFO przylatuje na Ziemię w wielu rodzajach różniących się wzrostem
(począwszy od "krasnoludków" o wysokości butelki po lemoniadzie -
patrz
Fot. #H4ab z mojej strony o nazwie
explain_pl.htm,
a skończywszy na ponad 3-metrowych gigantach empirycznie udokumentowanych
zdjęciami w #K3 do #K3h poniżej na tej stronie), również opisywani tutaj UFOnauci
z
rasy "zmora" o centkowanej jak jaszczurki skórze też pojawiają
się na Ziemi aż o kilku wzrostach. Ogromna wersja owych UFOnautów
z rasy "zmora" o pocentkowanej zielonej skórze wyglądającej jak skóra u
jaszczurki często widywana jest w okolicach miejscowości
Bishopville
z South Carolina, USA. Faktycznie istoty te stały się źródłem turystów, dochodów
i utrzymania dla sporej proporcji mieszkańców tego miasteczka - patrz
jak na wjeździe do niego miasteczko to się reklamuje.
W YouTube dostępne są już dziesiątki wideów dokumentujących owego "Lizard Man" - patrz
https://www.youtube.com/results?search_query=lizard+man+bishopville+sc.
W 1988 roku zdołano tam nawet wykonać gipsowy odlew śladu-odcisku
ogromnej trzypalcowej stopy z dużymi szponami, kiedy jeden
z tych potworów o oczach rozjarzonych czerwonym światłem przez
pole jego "magnetycznego napędu osobistego", nocą zaatakował
samochód miejscowego studenta. Odlew ten do dzisiaj znajduje się w
"
South Carolina Cotton Museum"
z miejscowości Bishopville, South Carolina, USA, zaś jego kwadratowy
biały odlew w gipsie pokazują zdjęcia wyszukiwane w google.com na
początku niniejszego opisu. Analizując ów odlew widać iż trzypalcowa
stopa tamtego wielkoluda z wyraźnie odciśniętymi ogromnymi szponami
na końcu każdego z jej trzech palców, była więc niemal identyczna do stopy
80 cm UFOnautki-zmory z Petone w Nowej Zelandii, tyle iż była znacząco
większa. Ta bowiem utrwalona na odlewie stopa miała wymiary: długość
14 cali (tj. niemal 36 cm) a szerokość 7 cali (tj. niemal 18 cm) - wszakże
jeden inch/cal = 2.54 cm. Potwornego wielkoluda-UFOnauta z taką stopą
lokalnie nazwano tam
"Lizard Man". Niezależnie od pocentkowanej
skóry podobnej do skóry "UFOnautki-zmory" z
Fot. #K1c" oraz
czerwonego jarzenia się jego oczu jakie dowodzi iż ów "Lizard Man"
też używał jakiejś formy "magnetycznego napędu osobistego" jaki
wywołował promieniowanie jego oczu, obrys kształtu jego trzypalcowej
stopy i jej wygląd są niemal identycznie do stopy UFOnautki-zmory
pokazanej powyżej na
Fot. #K1a - ale około 3 razy większe.
Wiedząc więc iż stopa z Fot. #K1a powyżej miała długość około 12 cm
przy szerokości 5.6 cm, oraz korzystając z empirycznej wiedzy wszystkich
tropicieli śladów jacy ustalili iż
rozmiary stopy każdego rodzaju stworzeń
są odzwierciedleniem ich wzrostu, można zgrubnie oszacować iż ów
UFOnauta zwany "Lizard Man" był około 2.5 metra wysoki. Dokumentacja
przypadku z Bishopville, w tym odlew odcisku owej stopy, a także historia
agresji owego UFOnauty-potwora, zaprezentowane były na jednym z
odcinków telewizyjnego serialu
"Mysteries at the Museum",
w grudniu 2022 roku nadawanego codziennie w telewizji nowozelandzkiej
na kanałach 8 i 18 "eden", zawsze w godzinach 17 do 18 (na kanale 8)
oraz 18 do 19 (na kanale 18). Odcinek z owym "Lizard Man" transmitowany
był tam w piątek, dnia 30 grudnia 2022 roku, zaś omówienie przypadku
tego trzypalcowego, gigantycznego UFOnauty-potwora nastąpił w godzinach
17:11 do 17:21 (kanał 8), oraz 18:11 do 18:21 (kanał 18). W opisach
tego odcinka podano następującą informację: Don Wildman examines a
failed invention, a maritime mystery and a swamp creature (co w polskim
tlumaczeniu oznacza: Don Wildman egzaminuje popsuty wynalazek,
żeglugową tajemnicę, oraz potwora z bagna). Jeśli więc któryś z moich
czytelników zainteresowanych prawdą o eksploatacji ludzkości przez
pasożytnicze UFO (jaką to prawdę potwierdziłem Biblią w {11} z punktu #H2 strony
biblia.htm)
znajdzie się w miejscowości Bishopville z Południowej Karoliny w USA,
wówczas rekomenduję mu aby zaglądnął do powyższego muzeum,
oglądnął sobie ów odlew szponiastej stopy, poczym zapoznał się
dokładniej z całym tym niezwyklym przypadkiem ataku agresywnego
UFOnauty-wielkoluda "Lizard Man" na miejscowego studenta. Z tego
bowiem co już wiemy o tych 3-palcowych potworach, ich natura jest
podobna do natury
owada "modliszka". Przykładowo maleńkie
kobietki tej rasy "zmora", w folklorze Zachodu znane pod nazwą
sukuby,
lubują się w hipnotyzowaniu swą bronią i gwałceniu wymaganych dla ich wzrostu
małych chłopców, zwykle w wieku około 9 lat. Z kolei mężczyźni rasy "zmora", zwani też
inkuby,
lubują się w nocnym gwałceniu ludzkich kobiet po uprzednim zahipnotyzowaniu
ich swą technicznie wysoce zaawansowaną bronią do zdalnego hipnotyzowania -
po jakim to zgwałceniu na ciałach kobiet (a czasami i mężczyzn) pozostają
niebieskie sińce w kształcie 3 lub 3+1 odcisków palców wynikające z żelaznego
uścisku ich 3+1 palcowych dłoni. (Chińczycy owe sińce, hipnotycznie czynione
bezbolesnymi, nazywają "ghost pinch" co znaczy "uszczypnięcie ducha".)
Zapewne warto więc zacząć zadać sobie też pytanie czy np. owa "epidemia"
znikania bez śladu ludzi samotnie wędrujących po parkach narodowych
NIE oznacza przypadkiem iż owe potwory mają też smak na ludzkie mięso?
#K2, blog #348.
Inżynierska analiza "jak" sfilmowanej istoty niezgodnie z prawdą nazywanej
"Orang Pendek"
(tj. "Mały Człowiek"), a faktycznie będącej utrwalonym na wideo z
Aceh w Indonezji
UFOnautą z rasy przez folklor Polski zwanej "zmora" zaś w balladzie "Pani Twardowska"
Adama Mickiewicza opisanej jako "Diablik w wersji mini" (tj. jako "sztuczka kusa"):
Streszczenie: Niniejszy punkt #K2 inżynierską procedurą
"jak" analizuje przypadek sfilmowania w Aceh z Indonezji
UFOnauty około jednometrowego wzrostu z miniaturowej rasy przez
polski folklor ludowy zwanego
"zmora" - patrz Wideo #K2a
poniżej. Analiza ta koncentruje się głównie na docieknięciu znaczenia
tych poprzeaczanych przez innych badaczy szczegółów owego filmu,
jakie dowodzą używania przez udokumentowaną nim istotę wysoce
zaawansowanego
"magnetycznego napędu osobistego",
którym dysponują jedynie skrycie okupujący Ziemię UFOnauci, a także
szczegółów jakie poświadczają iż ta mini-istota należy do tej samej
rasy brutalnych wobec ludzi UFOnautów o trzech szponiastych palcach,
jaką polski folklor ludowy nazywa "
zmory" zaś najważniejsze
cechy postępowań i wyglądu jakiej już omówiłem w punkcie #K1
niniejszej strony i we wpisie #347 do blogów totalizmu (ów wpis
#347 stanowi adaptację powyższego punktu #K1) oraz ujawniają je też opisy
uprowadzenia do UFO Polaka, Ś.P. Andrzeja Domała, opublikowane w traktacie [3b] o tytule
"
Kosmiczna układanka".
Motto:
"Moja filozofia totalizmu
naucza, że różnica czy ktoś celowo nas okłamywał ponieważ praktykuje
filozofię pasożytnictwa,
czy też jedynie niezamierzenie stwierdza nieprawdę
ponieważ jest tylko niedoskonałym człowiekiem jaki
popełnia pomyłki i NIE wie wszystkiego chociaż w swym
życiu stara się praktykować jakąś formę moralnie poprawnej
filozofii totalizmu,
kryje się tylko w jego motywacji, zaś jego motywację zwykle
pozwala nam poznać jego reakcja na wykazanie mu iż kłamał
i na naszą próbę sprostowania jego kłamstwa: mianowicie celowo
nas okłamujący zareaguje wówczas gniewem, wysiłkami zemsty
i upieraniem się przy kontynuowaniu okłamywania, natomiast
praktykujący jakąś formę moralnie poprawnego totalizmu wówczas
albo otwarcie albo chociaż tylko w duchu przyzna nam rację i
będzie się starał NIE popełniać ponownie tej samej pomyłki czy
błędu." (Opisana w punkcie #A2.13 ze strony
totalizm_pl.htm
totaliztyczna metoda odróżniania nienaprawialnie złych już do kości,
którzy notorycznie i celowo już kłamią i wywijają świństwa - stąd
dla własnego dobra których należy unikać i utrzymywać najbardziej
od siebie daleko, od tych jacy starają się żyć moralnie tak jak przystało
na totaliztów, ale z powodu swych ludzkich niedoskonałości lub braku
wiedzy w danej sprawie czasami popełniają zwykłe pomyłki lub błędy
powodujące iż niektóre ich stwierdzenia też mijają się z prawdą.)
Wystarczy oglądnąć dzisiejsze dzienniki z wiadomościami, aby
odnotować iż cała nasza cywilizacja tonie już w głębinach
celowego kłamania. Jednocześnie wiadomo, że wszystko ma
swoją przyczynę i jest tylko skutkiem czegoś co to powoduje.
To zaś oznacza iż istnieje też jakaś fizyczna przyczyna i źródło
tego kłamania. Od tysiącleci przyczynę tę i źródło wskazuje Biblia,
zaś w najnowszych czasach coraz intensywniej te wskazania Biblii
potwierdzają rzeczowe badania UFO. Jak z nich się okazuje,
najbardziej pierwotnym źródłem i przyczyną zalewania ludzkości
obecnym strumieniem oficjalnego kłamania, jest skryta okupacja,
eksploatacja, wyniszczanie i zamęczanie ludzkości przez nieziemskie
i moralnie nienaprawialnie już powypaczane istoty, jakie Biblia,
religie i folkor ludowy nazywają
"diabłami", natomiast co
do jakich w dzisiejszych czasach wdrażane są wysiłki aby "nowocześniej"
nazywać je
"UFOnautami", która to nazwa opisuje jednak
istoty zachowujące się dokładnie tak samo jak dawne "diabły"
(po identyczność zachowań i cech UFOnatów i Diabłów patrz
podrozdział V9.1 z tomu 16 mojej monografii [1/4] -
albo nawet nazwać je jakimiś jeszcze bardziej zwodząco powymyślanymi
nazwami. Istoty te są fizyczne i materialne tak samo jak ludzie, tyle
że będąc nieporównanie wyżej od ludzi zaawansowane technicznie,
naukowo i medycznie, na ludziach moce i możliwości stwarzane
ich techniką mogą sprawiać wrażenie niemal istot
"nadprzyrodzonych". Z tego co o nich już wiemy, np. z
traktatu [3b] "Kosmiczna Układanka" o uprowadzeniach przez UFO i na planetę "Nea" Polaka, Ś.P. Andrzeja Domała,
krótko też omawianego na ok. 26-minutowym wideo o tytule
"
Andrzej Domała - Uprowadzony na planetę Nea"
i o adresie
https://www.youtube.com/watch?v=R86lKRd3ADQ,
owi "obcy" przybywający do nas w gwiazdolotach UFO są jak rodzaj
"kosmicznej zarazy", która najpierw przerzuca swe macki i żywą tkankę
na coraz to nowe planety, potem zaś zamienia te planety w zatrute
wysypiska śmieci na jakich dalsze życie jest już niemożliwe, a stąd
w końcu musi się przerzucać na następne z planet. (Tak nawiasem
mówiąc, za upowszechnienie prawd które Pan Domała zgromadził podczas
swych uprowadzeń przez UFO na planetę Nea, jak wierzę, potem została
na nim skrycie użyta owa słynna "
maszyna do indukowania raka" -
pokazywaniem której UFOnauci grożą uprowadzonym do UFO iż pozbywają
się nią niewygodnych lub nieposłusznych im osób, zaś do opisów której linkuje strona
skorowidz.htm.)
Aby więc zaludniać coraz to nowe planety a jednocześnie dzięki
posiadaniu pracujących na nich niewolników wieść leniwe,
wygodne i nastawione tylko na przyjemności życie, owi szatańsko
pasożytniczy UFOnauci utrzymują też całe planety swych niewolników,
tak jak o sytuacji Ziemi i jej mieszkańców wyjaśniłem to na stronie "evil_pl.htm".
Mieszkańców zaś tychże planet swych niewolników nieustająco
potem eksploatują ze wszelkich surowców jakie są im absolutnie
niezbędne dla kontynuowania tejże roli "kosmicznej zarazy", np.
eksploatują głównie z materiałów rozrodczych (spermy i ovule), z tzw.
"
energii moralnej",
z poprawnych osiągnięć ich wiedzy i techniki, itp. Aby zaś bez
końca utrzymywać swych niewolników (w tej liczbie ludzkość)
w takiej roli ichnich niewolników i dostawców wymaganych
surowców, nieustająco propagują i bezwybiorczo nagradzają
"
pieniędzmi"
wszelkie formy okłamywania, aż do sytuacji jaką np. na Ziemi widzimy
obecnie - kiedy to im wyżej ktoś przy władzy lub bogactwie, tym bardziej
zmuszany jest do okłamywania swych bliźnich aby utrzymywać swoją
lukratywną pozycję i dochody. Ponadto to oni powtarzalne wyludniają
Ziemię wojnami, zarazami i kataklizmami powodowanymi ich zaawansowaną
techniką, medycyną, oraz zmyślnymi intrygami. (Przykładami tych
wyludnień może być celowe eksplodowanie stosu wehikułów UFO koło
obecnej miejscowości Tapanui w Nowej Zelandii - opisane na stronie
tapanui_pl.htm,
a także celowe spowodowanie morderczego tsunami opisywanego na stronie
day26_pl.htm
a wywołane umyślnym eksplodowaniem wehikułu UFO przy brzegach
prowincji Bandar Aceh z Indonezji - w której sfilmowano UFOnautę-zmorę
omawianego w niniejszym punkcie #K2.) Z kolei to chroniczne kłamanie
i wyludnianie szybko przybliża na Ziemi nadejście sytuacji z naszego filmu
"
Zagłada ludzkości 2030".
Odnotuj iż wskazywany i linkowany powyżej gratisowy film
"
Andrzej Domała - Uprowadzony na planetę Nea"
na swej długości od 12:20 do 12:45 minut omawia znaczenie
umiejętności aby dokonywać
"zawijania światła" jaką
nabyli nasi pasożytniczy krewniacy mieszkający na planetach
Oriona, którzy tysiące lat temu zaludnili Ziemię swymi potomkami
aby móc potem aż do dzisiaj nieustająco okupować, eksploatować
i umartwiać nas sekretnie na tysiące najróżniejszych sposobów.
To właśnie fragment sił skrycie okupujących Ziemię na zlecenie
owych naszych pasożytniczych krewniaków z Oriona, stanowią
UFOnauci-zmory, sfilmowanie jednego z których opisuję w niniejszym
punkcie #K2. Andrzej Domała omawia to "zawijanie światła" w
swym wywiadzie ponieważ opanowanie tej niezwykłej umiejętności
podnosi międzygalaktyczną cywilizację, która ją używa, na następny
(najwyższy) poziom nauki i techniki, w sposób podobny jak ludzkość
zostanie podniesiona na wyższe poziomy nauki i techniki kiedy
zbuduje i zacznie używać wynalezione przeze mnie
Komory Oscylacyjne,
Magnokrafty oraz
baterie telekinetyczne -
co staram się wyjaśnić w punktach #J1 do J4 ze swej strony o nazwie
1985_teoria_wszystkiego.htm.
Niezwykłością zaś faktu iż "zawijanie światła" stanowi wskaźnik poziomu
technicznego i naukowego w rozwoju danej cywilizacji międzygalaktycznej,
jest iż już od ponad 2000 lat w tejże roli potwierdza je
"[Ω]
Pieczęć Boga" zakodowana w Biblii, między innymi, wersetem 3:33
z "Księgi Barucha" - tak jak dokumentują to i szczegółowiej wyjaśniają
opisy z punktu #J1 wyżej wymienionej strony
1985_teoria_wszystkiego.htm.
Ponieważ niniejsza "część #K" tej strony poświęcona jest omówieniu
najbardziej oczywistych i niepodważalnych dowodów materialnych
na fizykalne istnienie okupujących Ziemię UFOnautów, w niniejszym
punkcie #K2 postaram się wykazać, że nawet w tak zdawałoby się
jednoznacznej sprawie jak interpetacja wideów dokumentujących
nieludzko wyglądających i zachowujących się UFOnautów, ciągle ktoś
oficjalnie i skrycie przemyca kłamstwa jakie mają odwracać uwagę
ludzi od materialnej natury i istnienia UFOnautów oraz ich celowego
ukrywania się przed ludźmi przy pomocy możliwości i mocy ich
ogromnie zaawansowanej techniki. Wykazania tego dokonam na
dostępnych w internecie licznych kopiach widea, które pokazują
około jednometrowego UFOnautę o nieziemskich możliwościach,
jaki został sfilmowany
w Aceh z Indonezji,
zaś najlepiej opracowana wersja którego to wideo dostępna jest pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=9rqan-UsN7g -
patrz
Wideo #K2a poniżej. Jak czytelnik sam może sprawdzić,
na temat tego mini-UFOnauty już obecnie upowszechniane są najróżniejsze
zwodzące ludzi kłamstwa, np. że jest on człowiekiem normalnego
wzrostu, zaś jego mały wzrost to złudzenie optyczne jakie wynika
np. z działania tzw. "fotograficznej persektywy", że wcale NIE jest
on ukrywającym się przed ludźmi "obcym" (tj. "alien" czyli "UFOnauta"),
a tylko nadal nieznanym ludzkości dzikim człowieczkiem "Orang Pendek",
który stroni od cywilizacji, itp., itd. Aczkolwiek ja sam też jestem
tylko omylnym człowiekiem jaki NIE wie wszystkiego, stąd niekiedy
w swych inżynierskich analizach "jak" też mogę czasami się mylić,
niemniej w zaprezentowanych poniżej swych licznych argumentach
z całą pewnością prostuję niektóre kłamstwa jakie na temat tego
UFOnauty-zmory są już upowszechniane.
Omawiane w niniejszym punkcie #K2 jest wideo męskiego
UFOnauty sfilmowane w Indonezji, mnogie obecnie kopie
którego opatrzone komentarzami ich autorów czytelnik
może gratisowo wyszukiwać sobie w YouTube np. rozkazem
https://www.youtube.com/results?search_query=dwarf+indonesia+aceh+orang+pendek .
Moim osobistym zdaniem najlepiej opracowana
kopia tego wideo dostępna jest pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=9rqan-UsN7g.
Jest to już drugie bardzo dobre udokumentowanie na wideo faktu
istnienia materialnych jak ludzie UFOnautów około jednometrowego
wzrostu, którzy przez folkor ludowy są nazywani
"zmora",
zaś których Mickiewicz opisuje pod nazwą
"Diablik" w
dokładniej omówionej w punkcie #K1 powyżej balladzie
"
Pani Twardowska",
a jednocześnie których inny przykład udokumentowany też
został w wideo linkowanym na końcu podpisów pod zdjęciami
Fot. #K1abc a wyszukiwanym za pomocą rozkazu
https://www.youtube.com/results?search_query=Creature+LaJunta+home+Colorado ,
zaś wytopienie szponiastej trzypalcowej stopy których w twardym
asfalcie NZ chodnika pokazałem na
Fot. #K1a powyżej w
#K1 na niniejszej stronie i we wpisie #347 do blogów totalizmu.
Niestety widea tego maleńkiego UFOnauty sfilmowanego w Indonezji
są albo analizowane przez tych co celowo starają się wprowadzać
ludzi w błąd, albo też przez ludzi którzy NIE mają niemal żadnego
doświadczenia ani w badaniach UFO, ani też w inżynierskim
wypracowywaniu procedur
"jak" - ogromną wiedzo-twórczą
istotność których to procedur podkreślają punkty #G3 do #G5 ze strony o nazwie
wroclaw.htm.
Dlatego wnioski do jakich analizy te prowadzą typowo zawierają
sporo przeoczeń i pomyłek. Na szczęście w środę dnia 2022/6/1
na blogach totalizmu (tj. blogach o adresach z punktu #Z3
niniejszej strony) opublikowaniem już swój wpis #347 zawierający
"raport z moich badań wytopień śladów
stóp UFOnautki-zmory w asfalcie NZ chodnika",
tj. opublikowałem informacje opisane powyżej w punkcie
#K1 niniejszej strony "petone_pl.htm". Z raportem tym aż
tak się spieszyłem aby mógł on ukazać się na blogach totalizmu już
w tydzień po odkryciu omawianych w nim śladów zmory-UFOnautki
(czyli ukazać się już w środę dnia 2022/6/1) - tak aby zanim zostanie
opublikowany ów materiał dowodowy mający formę zdjęć śladów stóp
tej mini-UFOnautki, ślady te NIE miały czasu aby
zniknąć z chodnika
na jakim zostały wytopione. Stąd dzięki zakończeniu tamtego projektu
swych rzekomo "hobbystycznych" badań (wszakże pozbawionych
oficjalnego poparcia i finansowania), uzyskałem nieco czasu i mocy
przerobowej aby zająć się dodaniem inżynierskiego
"jak"
do słownikowego
"co" kryjącego się w owym filmie
o mini-UFOnaucie sfilmowanym w
Aceh z Indonezji.
Niniejsze moje ustalenia w tej sprawie, od tej samej środy dnia
2022/6/1 są więc już dostępne w tym punkcie #K2 z mojej strony
o nazwie "petone_pl.htm". Zapraszam do ich poczytania.
Omawiane tu wideo raportuje sfilmowanie mini-UFOnauty
w prowincji
Aceh z Indonezji - tj. w tym samym
obszarze, który w 2004 roku został zdewastowany morderczym
morskim
"tsunami" też spowodowanym celowo
przez UFOnautów a opisanym szeroko na mojej stronie
day26_pl.htm
(być może ów miniaturowy UFOnauta-zmora był tam aby
zbadać konsekwencje tsunami, które oni spowodowali).
Ponieważ większość kopii tego wideo zwykle ma narrację
w języku angielskim, najpierw streszczę po polsku sytuację
jaką one dokumentują. I tak grupa terenowych motocyklistów
z Indonezji, która uprawia sportowe ujeżdżanie w naturalnym
terenie swej wyspy, jadąc w rzadko zalesionym bezludnym
obszarze niemal bez zarośli i trawy, nagle została zaskoczona
przez mini-istotę (tj. przez zmorę-UFOnautę) jaka wybiegła
na drogę, którą oni właśnie jechali. Ciekawe iż widząc owych
motocyklistów, ów UFOnauta wcale się przed nimi NIE ukrył,
chociaż mógł, bowiem motocykle rajdowe czynią wiele hałasu,
stąd słyszał z daleka ich nadjeżdżanie - jednak będąc pewnym swego
bezpieczeństwa wyszedł na drogę na jakiej do niego podjeżdżali.
Pierwsi dwoje z motocyklistów tak go się wystraszyli, że jeden z
nich upadł a oboje aż zatrzymali swe motocykle - co sugeruje,
że swymi
telepatycznymi urządzeniami osobistej broni
UFOnauta nadał im rozkaz aby się go bali (co UFOnauci typowo
czynią w takich sytuacjach). Ponieważ jednak potem zaczął
biegiem od nich się oddalać wzdłuż przedłużenia drogi jaką
oni jechali, motocykliści ruszyli za nim w pościg. Jednak
biegnięcie tej istoty okazało się być aż tak szybkie iż bez
względu na to jak motocykliści się starali, istota ta bez
przerwy oraz bez wyraźnego wysiłku utrzymywała swe
od nich oddalenie. Kiedy dobiegła do obszaru zarosłego
trawą o jakiej ów film ujawnia iż była wysoka na około jeden
metr, istota bez pośpiechu weszła na ścieżkę wiodącą poprzez
ową trawę i zniknęła z dalszego widoku motocyklistów.
Na temat owych mini-UFOnautów i działania ich techniki
opublikowałem już sporo informacji pod adresami podanymi
powyżej w punkcie #K1. Informacje podane w niniejszym
punkcie #K2 raportują wyniki mojej inżynierskiej analizy
"jak" faktów i prawd zawartych w opisywanym tu wysoce
edukującym wideo wyszukiwalnym np. rozkazem:
https://www.youtube.com/results?search_query=dwarf+indonesia+aceh+orang+pendek,
moim zaś zdaniem najlepiej zilustrowanych na 9:40
minutowym wideo o tytule "
Orang Pendek, Entity, Alien ?? - Breakdown"
upowszechnianym gratisowo pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=9rqan-UsN7g.
Do najważniejszych ustaleń mojej analizy
"jak"
należą następujące fakty, które są ilustracyjnie udokumentowane
przez zdarzenia zarejestrowane i pokazane na owym filmie:
{1} Telepatyczna emanacja uczucia paraliżującej grozy.
Analizowany tutaj film zaczyna się od pokazania konfuzji dwóch
pierwszych z motocyklistów biorących udział w jeździe poprzez dziki
obszar Indonezji. Widać na nim iż oboje motocykliści byli czymś
wysoce wystraszeni, a motocykl jednego z nich nawet leży na ziemi.
A źródłem ich strachu okazuje się być maleńki, ok. 1-metr wysoki,
ludzik (zmora-UFOnauta). Porównanie tego obrazu z doświadczeniami
innych ludzi jacy nagle natknęli się na takich maleńkich UFOnautów,
a jakich przeżycia ja dawniej badałem, wyjaśnia co wówczas naprawdę
się stało. Mianowicie owi metrowej wielkości UFOnauci dysponują
bronią nieśmiercionośną
w działaniu nieco podobną do używanego przez dzisiejszą milicję
niemal wszystkich krajów świata tzw.
"
paralizatora"
(po angielsku zwanego
taser).
Tyle, że u UFOnautów ich broń działa na nieporównywalnie
wyższym poziomie technicznym. Przykładowo, broń
UFOnautów ma formę na stałe wbudowanego w ich
ciała niewielkiego implantu, stąd zawsze noszą oni ją
ze sobą. Implant ten automatycznie wykonuje polecenia
jakie UFOnauci wykonawczo sformułują w umyśle. Ma ona
też aż dwa tryby pracy, mianowicie (a) "tryb telepatycznego
wysyłania uczucia grozy oraz nakazu jaki odstrasza od
danego UFOnauty wszelkie inne żywe istoty", oraz (b) "tryb
natychmiastowego hipnotycznego paraliżowania potencjalnego
agresora". Posądzam iż na owych dwóch motocyklistach użyty
został jedynie tryb (a) odstraszania. Tryb (b) paraliżowania
jest bowiem głównie używany kiedy owi mali UFOnauci wchodzą
do czyjegoś mieszkania, np. aby zgwałcić lub porwać do UFO
znajdującą się tam osobę. W ludowej mądrości użycie tego
paraliżującego trybu (b) jest najczęściej opisywane pod nazwą
atak "zmory"
(patrz przykłady tego ataku, raportowane w komentarzach czytelników
pod 7:06-minutowym polskojęzycznym wideo o tytule
"
Paraliż senny, czyli nocne zmory"),
albo też pod nazwą
atak "nocnej mary".
Niestety,
zaprogramowana na "zaprzeczanie prawdzie"
oficjalna medycyna ludzkości nazywa użycie tej broni UFOnautów
"naukowym" i wysoce wszystkich zwodzącym wyrażeniem
"
paraliż senny".
Jak bowiem zwykle, naukowcy medycyny celowo ignorują
prawdę - w tym przypadku NIE uznają prawdy raportów
osób sparaliżowanych działaniem tejże broni UFOnautów,
stwierdzające iż niemal zawsze kiedy paraliż ten kogoś
unieruchamia, w pokoju jego ludzkiej ofiary znajduje się
już jakaś nieziemska mała istota (tj. "zmora"), która na
dodatek po sparaliżowaniu zwykle fizycznie odczuwalnie
gwałci tak obezwładnioną osobę - którego to gwałtu
większość osób będących ofiarami "ataku zmory" jest
całkowicie świadoma a ponadto mają na to dowody
na własnym ciele w formie bezbolesnych tzw.
"uszczypnięć duchów" opisanych w
#K1 powyżej a pozostawiających podleczone
na bezbolesność sińce na ich rękach, biodrach
i nogach. Ja doskonale jestem świadomy działania tej
broni UFOnautów, bowiem doświadczyłem ją co najmniej
dwa razy w swym życiu. Za pierwszym razem jako
9-letni chłopiec byłem nią obezwładniony, a jednocześnie
widziałem UFOnautkę-zmorę która jej użyła aby mnie
obezwładnić z zamiarem zgwałcenia. Za drugim razem
byłem dotknięty poczuciem ogromnej grozy podczas
odbywania mojej profesury w Korei, kiedy obserwowałem tzw.
MIB (tj. "men in black"),
jacy inspektowali zamiar usunięcia rzeźby zmory-UFOnautki
pokazanej na "Fot. #K1c" z niniejszej strony i we wpisie #347
do blogów totalizmu, zaś omówionej dokładniej w podpisie pod
Fot. #G1c
z mojej innej strony o nazwie
sw_andrzej_bobola.htm.
Inne osoby jakie były konfrontowane z tymi maleńkimi UFOnautami-zmorami
też doświadczały na sobie działania tej ich broni. Jeden z przykładów
jej użycia jaki poznałem w swych badaniach, miał przebieg bardzo
podobny jak ów zarejestrowany na omawianym tu wideo. Doświadczył
go mój znajomy, Wojciech Godziszewski, mieszkający wówczas w
miejscowości Dobra Szczecińska. Jego przeżycie miało miejsce tuż
po godzinie 21, dnia 18 marca 1978 roku. Opisałem je dokładnie w
podrozdziale R2 z tomu 15 mojej monografii [1/5], oraz w
podrozdziale R2 z tomu 7 mojej starszej monografii [1/3].
Z użyciem przez "zmory-UFOnautów" omawianej tu broni jaka za
pomocą technicznie indukowanej głębokiej hipnozy kompletnie
paraliżuje życiowe funkcje ciała ofiary, wiąże się bardzo poważny
problem ludzkości. Problem ten, zamiast dotychczasowego
ignorowania i ukrywania poza zwodzącą ludzi terminologią
"paraliż senny" jaka celowo unika uwypuklenia jego groźnej
dla życia natury, raczej powinien być właściwie nazywany (np.
"zastrzelenie techniczną hipnozą") oraz starannie
badany. Źródło tego problemu wywodzi się z szeroko znanej
cechy każdej odmiany hipnozy, że aby zahipnotyzowane ciało
mogło powrócić do normalnego funkcjonowania, najpierw musi
być odhipnotyzowane. Nikt jednak się NIE zastanawia, co stanie
się z ciałem sparaliżowanym taką bronią technicznie indukowanej
paraliżująco-głębokiej hipnozy, jeśli z jakichś powodów po zastrzeleniu
kogoś tą bronią ów zmora-UFOnauta NIE odhipnotyzuje potem
swej ofiary (np. ponieważ musi uciekać z miejsca zdarzenia, albo
ma krótką pamięć, albo też jest bardzo złośliwą istotą). Tymczasem
jest bardzo istotnym aby zacząć zadawać pytania w rodzaju:
czy z "atakami zmory" NIE jest przypadkiem związana
owa spora liczba ludzi, którzy budzą się z rzekomego medycznie
potwierdzonego stanu śmierci zaledwie na krótką chwilę tuż
przed tym kiedy już mają być pochowani, a także czy to owe
"ataki zmory" NIE są faktycznie odpowiedzialne za sytuacje
iż dokonujący ekshumacji zwłok czasami raportują
znajdowanie w grobach nienaturalnie poskręcanych ciał jakie
przecież w chwili pochowunku były ułożone w wyprostowanej
i jakby śpiącej pozie?
{2} Technicznie wysoko zaawansowany "osobisty
napęd magnetyczny" używany przez UFOnautę z tego widea,
jaki pozwala UFOnaucie utrzymywać się w stałej i bezpiecznej
odległości około 50 metrów od ścigających go motocyklistów.
Fakt użycia tego napędu potwierdza wiele zilustrowanych
na owym wideo sytuacji. Przykładowo widać to z sytuacji
iż pomimo wysiłków motocyklistow aby dogonić "uciekającego"
mini-UFOnautę, istota ta bez trudu utrzymywała ich za sobą na
bezpiecznej odległości około 50 metrów, a nawet wykazywała brak
obawy iż ją zdołają dogonić (np. zatrzymywała się aby popatrzeć
na ich reakcję). Któż zaś z biegnących wyłącznie na własnych
nogach jest w stanie NIE dawać się dogonić przez motocykle
prowadzone doświadczonymi w jeździe po terenie rękami?
Aby biegać aż tak szybko jak terenowy motocykl, trzeba albo
wyjątkowo szybko przebierać nogami, albo też wydłużać
swe kroki. Z widea wynika, że "uciekający" przed motocyklami
UFOnauta przebierał nogami niemal tak samo szybko jak
biegnący człowiek - który pomimo posiadania nóg dłuższych
od owego UFOnauty, ciągle NIE miałby szansy utrzymywać
wymagane wyprzedzenie 50 metrów przed tymi motocyklami.
To zaś oznacza, że ów UFOnauta wydłużał zasięg każdego
ze swoich kroków, co na wideo jest potwierdzone siłą z jaką
jego stopy wyrzucały ziemię, zaś w zasadzie działania napędu
osobistego UFOnautów ilustruje też iż sterowanie działania
tego napędu jest komputerowo sprzężone z zamiarami myślowymi
i z sygnałami myślowymi sterującymi działaniem mięśni ciała
tego UFOnauty. Niestety, w internecie NIE ma danych o odciskach
stóp tego UFOnauty, szczególnie jak długie były poszczególne
kroki w jego biegu. Na szczęście, długość tych kroków można
zgrubnie ocenić poprzez analizowanie przesunięcia się tego
UFOnauty przy pojedyńczym swym skoku biegowym z jednej
nogi na drugą nogę. Przykładowo, w ostatnich ujęciach tego
wideo (niestety, kiedy UFOnauta już zwolnił swój bieg) trzema
krokami ukośnie przecina on drogę po jakiej biegnie z prawej
jej strony ku lewej. Ze śladów kół na owej drodze można zaś
wnioskować iż jeździły po niej ciężkie ciężarówki z przyczepami
(prawdopodobnie wywożące z lasu pościnane drzewa), stąd
jej szerokość zapewne wynosi ponad trzy metry, co oznacza
iż UFOnauta około jedno-metrowego wzrostu nawet w swym
zwolnionym biegu stawiał kroki o większej długości niż jego
wzrost - co samo w sobie jest już
dowodem iż używał
on "magnetycznego napędu osobistego" dla wspomagania
szybkości swego biegu. Wszakże biologicznie jest niemożliwe,
aby mała istota była w stanie stawiać kroki dluższe od swego
wzrostu. Oczywiście, długości jego kroków w tym wideo dałoby
się dokładniej oszacować poprzez analizę np. klatek cofanych
do tyłu - ale aby dokonać tego precyzyjnie trzebaby mieć wymagany
sprzęt, jakim oczywiście prowadząc badania jako hobbysta ja NIE
dysponuję. Dowodem na użycie napędu osobistego, pędniki
którego nadają też UFOnaucie niespotykanej u ludzi siły,
jest także
grubość i wielkość "kija" jaki ów UFOnauta
niósł w jednej ręce podczas swego "uciekania" utrzymując go
w wymagającej ogromnej siły pozycji oddalenia od swego ciała.
Wszakże grubość tego "kija" motocyklista ludzkiego rozmiaru
jedynie z trudnością zdołał objąć swymi dłońmi i podnosił go
aż dwoma swymi rękami, podczas gdy UFOnauta potrafił trzymać
go w tylko jednym ręku biegnąc z nim równie szybko jak terenowy
motocykl i wywijal nim w powietrzu jakby była to leciutka trzcinka.
{3} Bycie ubranym w brązowy, obcisły i częściowo przeźroczysty
kombinezon UFOnauty, obejmujący, między innymi, kaptur ochronny na
głowę. Innymi słowy, ubiór tego UFOnauty stanowił zaprojektowaną
dla klimatu tropiku termo-regulującą wersję podobnego kombinezonu
jaki dla chłodniejszego klimatu chronił UFOnautę sfilmowanego w
miasteczku LaJunta stanu Colorado, US, w 2019 roku - wideo którego
jest linkowane na końcu podpisów pod
Fot. #K1abc powyżej
w punkcie #K1 na tej stronie za pomocą rozkazu
https://www.youtube.com/watch?v=kzSNLqx6O6c.
Szczególnie podobne do siebie w kombinezonach obu tych UFOnautow
są nakrycia na głowę. Wszakże zgodnie z folklorami wielu krajów,
w tym także Polski, te miniaturowe istoty mają ogromne
"psie uszy" jakie wystają wysoko ponad ich głowę. Stąd gdy
ktoś z ludzi ich zobaczy, wówczas od razu z owych uszu wie iż NIE są
one ludźmi. Dlatego, aby ukryć te uszy, na Ziemi używają owych
obszernych kapturów na głowę. Jedno z potwierdzeń iż motocykliści
NIE sfilmowali kogoś goło-skórego, a właśnie kogoś ubranego w taki
obcisły kombinezon termo-regulujący widziany u opisywanego tu
UFOnauty z prowincji Aceh w Indonezji, jest np. wytarcie i wybielenie
tego kombinezonu na tyłkowej części ciała owego mini-UFOnauty -
prawdopodobnie spowodowane długotrwałymi przesiadywaniami
w obcisłych fotelach załogi gwiazdolotu UFO małego typu (np. typu K3).
{4} Wzrost owego UFOnauty wynoszący zaledwie około
jednego metra - co potwierdza iż należał on do męskiej wersji
tej samej rasy UFOnautów, żeńska wersja jakiej wytopiła w twardym
asfalcie NZ chodnika ślady stóp omawiane w #K1 niniejszej strony
i pokazane tam na
Fot. #K1a. Tej 1-metrowej wysokości
jego wzrostu dowodzi porównanie jego i trawy w której bez pośpiechu
ani obawy ów mini-UFOnauta znika na końcu swej "ucieczki". Z kolei
porównując wysokość owej trawy do wysokości motocykli oraz
motocyklistów, daje się ustalić iż górna krawędź tej trawy była
właśnie trochę ponad jedno-metrowej wysokości, zaś ów UFOnauta
był nieco niższy od krawędzi tejże trawy.
{5} Obecność "szponów" na rękach i nogach UFOnauty
oraz jego nadludzka siła. Ciekawe czy czytelnik zwrócił uwagę
i odnotował trudność i sposób trzymania tej sporej i grubej niemal
"belki", którą pod koniec wideo jeden z motocyklistów pochwycił
oboma rękami i z wyraźnym wysiłkiem podniósł ponad swoją głowę,
zaś którą podczas swego biegu "zmora-UFOnauta" wywijał jakby
to była leciutka "trzcinka" lub "kijek"? Albo czy odnotował iż wideo
podczas biegu czasami ujawnia, że pięta owego UFOnauty znacząco
odstaje od reszty stopy tak jak (czwarty - tylni) pazur odstaje od
stopy posągu owej UFOnautki pokazanej na
Fot. #K1c
powyżej na tej stronie? Zacznijmy więc myśleć racjonalnie: jakież
to jednoznaczne wnioski daje się z tego wyciągnąć?
{6} Możliwość iż całe to zdarzenie zostało zainscenizowane
przez UFOnautów. UFOnauci są w stanie przez tysiące lat okupywać,
eksploatować, umęczać i ukrywać się przed ludźmi tylko ponieważ mają
wysoce inteligentnie zaprojektowane i realizowane metody odwracania
uwagi ludzkości od swego istnienia i działalności na Ziemi. Jedna
z takich wyjątkowo mądrych metod może być wyrażona powiedzeniem
"jeśli chcesz ukryć drzewo, posadź
wokół niego cały las", zaś doskonały przykład jak w
praktyce jest ona realizowana omawiam w #A5 do #A5bc ze strony
totalizm_pl.htm.
Z kolei przykład zainscenizowanego przez UFOnautów zdarzenia jakie
posłużyło im dla odwracania uwagi ludzi od swojej działalności na Ziemi, to
uprowadzenie na planetę Nea Polaka, Andrzeja Domała - opisane w naszym traktacie [3b].
Istnieje cały szereg przesłanek jakie sugerują iż całe zdarzenie
zilustrowane na omawianym tu wideo zostało właśnie zainscenizowane
jako jeszcze jedno takie "sadzenie lasu wokół drzewa które ma być ukryte".
Najważniejszą moim zdaniem z tych przesłanek są owe legendy indonezyjskie
twierdzące iż w obszarze gdzie zdarzenie to zaistniało ma jakoby sekretnie żyć
jakiś szczep nieznanych nauce miniaturowych wersji ludzi, przez miejscowych zwanych
"
Orang Pendek".
Stąd spotkanie mini-UFOnauty daje się "naukowo wyjaśnić" jako
spotkanie z takim miniaturowym człowiekiem - rzucając w ten sposób
"oficjalne" wątpliwości na wszelkie inne twierdzenia o obserwacjach
UFOnautów. Kolejnym jest wybranie całej grupy motocyklistów na
świadków filmujących to zdarzenie - co pozwala na ukrycie sporej liczby
informacji jakie w innych przypadkach mogłyby zostać udokumentowane.
Przykładowo, grupa motocykli dokładnie zniszczyła ślady stóp owej istoty,
uniemożliwiając ich pomierzenie i udokumentowanie. Ubiory motocyklistów
i szybkość ich jazdy oraz całego zdarzenia uniemożliwiają też rozeznanie
czy wszyscy oni są ludźmi, czy też pod któregoś z nich np. podszywa
się UFOnauta-przywódca, który wykazuje posiadanie typowych dla
UFOnautów szczegółów wyglądu. Także fakt iż mini-UFOnauta oczekiwał
tuż przy drodze przez jaką motocykliści będą jechali, poczym zamiast
kucnąć aby się ukryć i pozwolić im przejechać, poraził ich swą telepatyczną
bronią powodującą strach i paraliź, poczym zaczął "uciekać" wzdłuż
drogi jaką oni właśnie zamierzali podążać. Ponadto kilka jeszcze innych
przesłanek o podobnie subtelnej naturze. Wszakże nasz problem
z ewentualnym odkryciem iż owo zdarzenie zostało celowo
zainscenizowane jest taki sam jak problem z całą okupacją
Ziemi przez cywilizacje UFO oraz z naszym podjęciem obrony
przed byciem eksploatowanymi przez tych UFOnautów. Problem
ten zaś polega na tym, że w porównaniu z ludźmi są oni aż tak
wyżej zaawansowani technicznie, naukowo, medycznie i swą
inteligencją, że dla większości z nas wyglądają wprost jak
"nadprzyrodzone istoty". Przykładowo, ich technika i nauka
pozwala im natychmiastowo przylatywać na Ziemię z innych galaktyk
używając napędu telekinetycznego (jak dowodzą tego moje badania
wyjaśnione w [A5b] z punktu #I3 mojej strony
1985_teoria_wszystkiego.htm
gwiazdoloty telekinetyczne mogą latać z nieskończoną szybkością). Dla ludzi
mogą też stawać się niewidzialni. Ponadto mogą też przenikać przez mury i to
bez szkody dla swych ciał ani też dla murów. Mają broń jaka techniczną hipnozą
natychmiastowo nas paraliżuje i NIE możemy się nawet poruszyć (postrzelenie
tą bronią mądrość folkloru ludowego nazywa
"atakiem zmory" - niestety
otumanieni przez UFOnautów nasi lekarze wmawiają nam iż jest to jedynie
"
paraliż senny").
Ponadto potrafią telepatycznie i po-hipnotycznie programować każdego jak
tylko zechcą, np. aby absolutnie
NIE wierzył w istnienie UFO (to
dlatego przywódcy i najbardziej wpływowi "eksperci" ludzkości tak właśnie
zaprogramowani do dzisiaj wszystkim wmawiają iż UFO są np. "przywidzeniami"
i wcale NIE istnieją) - i to na przekór iż każdy z ludzi na własnej nodze
nosi znak iż UFOnauci jednak istnieją fizycznie. Wszakże podobnie jak
każdy Polak ma przyporządkowany sobie tzw.
numer PESEL,
UFOnauci "numerują" i "identyfikują" każdą osobę na Ziemi poprzez
wprowadzenie w kość piszczelową jego nogi specjalnego
"implantu
identyfikacyjnego". Po wwierceniu owego implantu, na boku nogi
u każdego z ludzi na Ziemi pozostaje niewielka blizna, jaką pokazałem na
Fot. #B4
ze swej strony internetowej o nazwie
ufo_pl.htm,
zaś omówiłem tam w punkcie #B4. Tyle, że u niektórych z osób rana po
wierceniu dla wstawienia tej blizny może zagoić się lepiej niż u innych,
stąd wówczas staje się ona niemal niewidoczna. Każdy też z ludzi jest
uprowadzany do UFO co najmniej raz w miesiącu, ponieważ UFOnauci
"doją" od niego materiał reprodukcyjny i tzw.
"energię moralną" -
którą opisałem nieco dokładniej w punktach #D3 i #D2 ze swej strony o nazwie
nirvana_pl.htm,
a której z uwagi na swą antyboską i pasożytniczą filozofię sami UFOnauci
NIE są w stanie wygenerować - tymczasem "energia moralna" jest aż
tak niezbędna do zdrowia "duszy" jak tlen jest niezbędny dla zdrowia
i życia "ciała" (czyli jej brak może zabić, podczas gdy obecnie jej
deficyt jest powodem m.in. depresji psychicznych i masowych histerii).
Niektóre osoby, w tym i mnie, UFOnauci uprowadzają regularnie
co tydzień, między innymi aby dodatkowo wprogramować w nich
po-hipnotyczne nakazy, a ponadto aby pod hipnozą poznać od
nich nową wiedzę jakiej w międzyczasie osoby te nabyły, oraz aby
dowiedzieć się nad czym osoby te aktualnie pracują i co zamierzają uczynić.
Wziąwszy pod uwagę wszystko powyższe, aż strach ogarnia iż trzebaby
jakiegoś ogromnego cudu aby uwolnić ludzkość od tych okupantów i
eksploatatorów, wszakże jak narazie NIE widać najmniejszej szansy
iż coraz bardziej bezbożni i zaprogramowani na egoizm sami ludzie będą
w stanie kiedykolwiek choćby spróbować uczynienia czegokolwiek w
kierunku próby uwolnienia się od nich.
Jak widzimy z powyższego,
wykonanie inżynierskiej analizy
"jak" bazującej na wiedzy o wynikach badań UFO, choćby
dla tak krótkiego wideo jak to tutaj omawiane, już wydobywa na
światło dzienne wiele faktów jakie dotychczasowa niekompetencja
i po-hipnotyczne nakazy wydawane luminarzom oficjalnej nauki
ateistycznej i sterującym ludzkością decydentom ukrywały i
blokowały przed dotarciem do publicznej wiadomości. A trzeba
pamiętać, że analiza ta jest tylko zgrubna, bowiem aby była
dokładniejsza potrzebny byłby dostęp do precyzyjnego
sprzętu badawczego (jakiego to dostępu ja NIE mam) a także
potrzebne byłyby środki na poprowadzenie systematycznych
poszukiwań, badań i wywiadów wymagających podróży do miejsc
zdarzeń oraz osobistego spotykania się ze świadkami - przykładowo
w przypadku omawianego tutaj incydentu z Indonezji wysoce
pomocne do ustaleń prawdy byłoby przeprowadzenie pomiarów
odległości i wymiarów na miejscu zdarzenia, uzyskanie odpowiedzi
na właściwe pytania zadane osobom jakie zdołały wykonać
ów przełomowy film, a także precyzyjne sfotografowanie lub
sfilmowanie oraz pomierzenie śladów biegnącej istoty. W dawnych
czasach, kiedy jeszcze badałem UFO, ja na własny koszt i we
własnym prywatnym czasie przeprowadzałem właśnie tego
rodzaju wyjazdy, wywiady, pomiary, fotograficzne dokumentowanie
i badania. To one pozwoliły mi zgromadzić wiedzę jaką prezentują
moje publikacje. Teraz zaś, niestety, żyjąc tylko z emerytury,
na takie działania już mnie NIE stać. Natomiast NIE ma co
liczyć, że zaprogramowani lub podszywani przez UFOnautów
i wynagradzani za ukrywanie istnienia UFO nasi decydenci
kiedykolwiek zdobędą się na oficjalne sfinansowanie jakichkolwiek
rzeczowych i nastawionych na ustalanie prawdy badań sytuacji
z okupacją Ziemi przez UFO.
NIE ma też co tu ukrywać, że nawet tylko oglądanie oficjalnej
"propagandy" i np. wiadomości w TV już nam zaczyna potwierdzać,
że kierunek w jakim zmierza sytuacja okupowanej przez UFOnautów
ludzkości dokładnie pokrywa się z tym co Ś.P. Andrzej Domała zdołał
ustalić kosztem własnego życia. Zacytujmy więc poniżej
przykłady
własnych zdań Pana Domała jakie zawarł w "rozdziale B" swoich raportów
dotyczących postępowań UFO a opublikowanych w traktacie [3b] o tytule
"
Kosmiczna układanka".
Odnotuj z poniższych jego zacytowań, że nawet przed opublikowaniem traktatu
[3b] w 1998 roku
Pan Domała już wiedział iż telekinetyczne gwiazdoloty
UFOnautów podróżują poprzez przeciw-świat z nieskończoną
szybkością, podczas gdy prawdę o faktycznym istnieniu nieskończonej
szybkości w przeciw-świecie ja naukowo zdołałem udowodnić dopiero pod
koniec lutego 2022 roku - tak jak opisałem to w [A5b] z punktu #I3 swej strony
1985_teoria_wszystkiego.htm
oraz we wpisach #345 i #346 do blogów totalizmu. Oto te cytaty jego
słów zaczerpnięte z:
[3b] Podrozdział B5.2: Owa wewnętrzna niewytłumaczalna
siła nakazała mi żebym jeszcze raz pojechał w to samo miejsce. /
Nagle, niecałe 200 metrów przed celem, samochód niespodziewanie
przestał pracować. / Silnik sam zgasł, jakby zabrakło paliwa. /
Trzymając swą prawą rękę na moim lewym ramieniu, stał człowiek
w skafandrze i w okrągłym przeźroczystym chełmie na głowie.
/ Odwrócił się i powoli poszedł przodem,
nieco śmiesznym krokiem,
jakby podskakując, jakby mu nie było śpieszno. / Ręka natrafiła
na przeszkodę niewidzialną dla oka. / moim oczom ukazał się
wyraźnie widoczny, ogromny statek kosmiczny w kształcie dysku -
spodka, / Kari ciągnął swój monolog, że oto tym pojazdem ONI
mogą teraz w czasie zerowym (według naszego pojęcia) podróżować
w czasie i przestrzeni w dowolne miejsca. / Kari z małym chłopcem
wzrostu około nieco ponad metr / na palcach nie było paznokci /
Orianie są rasą podobną do nas i Neatańczyków, jednak tych
ostatnich znacznie wyprzedzają technologicznie. To co my robimy
z ciastem z mąki, Neatańczycy robią z czasem, natomiast Orianie
robią ze światłem. / Dalej Seen powiedział, że są cywilizacje, które
co prawda znacznie nas wyprzedzają technologicznie, ale jednocześnie
bardzo obawiają się nas. Dlatego też czynią one wszystko to, co
może nam przynieść jak najszybszą zagładę i zgubę, odpowiednio
manipulując naszymi umysłami i w pośredni sposób doprowadzając
do różnych kataklizmów które degradują nas oraz nasze naturalne
środowisko. Najbardziej obawiają się tego, że nasza Ziemia ma
najbardziej korzystne warunki do rozwoju człowieka. W warunkach
tych człowiek rozwija się rytmem jednostajnie przyspieszonym.
Ta sytuacja OBCYM jest nieznana, i już teraz nas obawiają się tak
bardzo, że chcieliby zatrzymać nas w rozwoju. A ponieważ jest
to dla nich niemożliwe, to najlepiej nas zniszczyć. Ponieważ jednak
z przyczyn mi nieznanych nie mogą zrobić sami tego bezpośrednio,
postanowili więc niszczyć nas powoli, ustawicznie, ale w pośredni
sposób. Tak więc to właśnie oni, ale naszymi rękami, niszczą Ziemię,
dla której nie ma już ratunku. / On przyrzekł mi że spotkamy się z
nim jeszcze dwukrotnie zanim zamieszkamy razem na innej planecie
o bardziej sprzyjających warunkach jakie panują na Nea czy na Ziemi.
Będzie tam ewakuowane 3 bedrygi ludzi, zaś jedna bedryga to 6
społeczności, zaś jedna społeczność to 666 osób. / Radyjko bowiem
w samym tym miejscu przestawało grać, zaś w odległości 1 metra
okropnie trzeszczało. / Nie mogłem zrobić najmniejszego ruchu. /
ja stałem niemy cały spięty i sparaliżowany, nie mogąc nawet
odwzajemnić uścisku. / proszą mnie o pomoc, o dostarczenie im
energii, bo wszystek zapas zużyli / potężne przeszkody, bariery
celowo postawione na ich drodze przez intruzów okupujących
Ziemię, aby nikt inny do nas nie mógł dotrzeć.
[3b] Podrozdział B5.3: Przystąpię teraz do opisania
niektórych z niezwykłych przeszkód jakie nagle zaczęły się na
mnie walić kiedy rozpocząłem pracę nad przygotowaniem treści
niniejszego podrozdziału. / piszę na uszkodzonej maszynie
bo bez żadnych fizycznych i technicznych przyczyn, nagle się zepsuła /
stress wywoływany przez tajemnicze niemal-wypadki drogowe /
Jacuś często "coś widzi". Zarówno w domu, jak i na dworze. Jest
to coś czego on się boi.
[3b] Podrozdział B6: TVP. Plan byłby, że w początkowej
części programu opowiedziałbym o swoich doświadczeniach z UFO,
natomiast w następnej części - odwołałbym to wszystko aby tą
tematykę ośmieszyć. / mas-media sprzysiężone są jakąś zmową
milczenia.
Powyższe warto uzupełnić też informacją, że
za
bohaterski wkład Pana Domały do wiedzy o zagrożeniu niepodległościowej
sytuacji Polaków i całej ludzkości przez naszych kosmicznych okupantów,
należy mu się jakieś pośmiertne (post mortem) odznaczenie, zaś
naszym obywatelskim obowiązkiem jest zorganizowanie oficjalnego
wystąpienia w tej sprawie do polskiego rządu - tak jak wyjaśniam to i
uzasadniam w Uwaga #1 oraz w Część #J ze strony o nazwie
tekst_3b.htm,
a także w podpisie pod
Wideo #J1a ze strony o nazwie
1985_teoria_wszystkiego.htm
i we wpisie numer #349 do blogów totalizmu.
Aby zaś uświadomić tutaj, jak znaczący wkład do podjęcia ewentualnego
wyzwolenia się ludzkości spod bycia okupowaną przez konfederację
jej kosmicznych wrogów, wprowadzają owe informacje najwyraźniej
zdobyte i raportowane kosztem utraty życia przez Ś.P. Andrzeja Domała,
ujawnię tutaj iż według moich zgrubnych estymacji,
jeśli
przyrost nowej wiedzy ludzkości spełniającej totaliztyczną definicję
"faktyczny postęp"
opublikowaną w punkcie #G4 strony o nazwie
eco_cars_pl.htm
będzie utrzymywał tempo jakie mu nadaje szybkość nowych odkryć
naukowych i wynalazków technicznych dokonywanych przez dzisiejszą
monopolistyczną "oficjalną naukę ateistyczną", wówczas do wiedzy
o "zawijaniu światła" samodzielnie ludzkość doszłaby po upływie
aż kilku następnych tysięcy lat. Tyczasem dzięki
wkładowi i odwadze Pana Domała, oraz dzięki przyszłościowej
wiedzy zaszyfrowanej w wersety Biblii - która potwierdziła prawdę
zdobytej przez niego informacji przystemplowaniem do niej
"[Ω]
Pieczęci Boga", tę niesamowicie zaawansowaną wiedzę o technice
przyszłości otwarci na prawdę badacze mogą poznawać już dzisiaj z
traktatu [3b]
współautoryzowanego przez Ś.P. Andrzeja Domała i oferowanego w
internecie do gratisowego poczytania. Ponadto, jeśli wiedza zdobyta
przez Ś.P. Andrzeja Domała i udostępniona ludzkości kosztem jego
życia zostanie oficjalnie uznana i potraktowana z rzeczowością na
jaką faktycznie zasługuje, wówczas ma ona moc aby ocalić przed
zmarnowaniem ogromną ilość ludzkiego mienia oraz ludzkiego życia -
uzasadnienie dla powodów i działania ocalającej mienie i życie mocy
tej wiedzy wyjaśniłem szczegółowiej w punktach #J1 do #J4,
szczególnie zaś w podpisie pod
Wideo #J1a , ze swej strony
1985_teoria_wszystkiego.htm.
To właśnie dlatego już podjąłem starania aby zorganizować oficjalne
wystąpienie do rządu Polski o w/w pośmiertne odznaczenie dla Ś.P. Andrzeja
Domała, postępy w organizowaniu jakiego to wystąpienia systematycznie teraz
raportuję we w/w
Uwaga #1 oraz w Część #J ze strony o nazwie
tekst_3b.htm.
Wideo #K2a: Oto moim zdaniem najlepsza z dostępnych
obecnie w internecie prezentacji internetowych indonezyjskiego
wideo jakie udokumentowało męskiego UFOnautę około
jednometrowago wzrostu z rasy przez polski folklor ludowy
nazywanej "zmora". Użycie przez owego UFOnautę
"magnetycznego napędu osobistego" pozwoliło mu
z łatwością zwiększyć szybkość swego biegu do poziomu
iż nowoczesne ludzkie motocykle NIE były w stanie go dogonić.
Fot. #K2b: Oto udokumentowany licznymi ogłoszeniami w Google dowód
ogromnego sukcesu UFOnautów w absolutnym stłamszeniu prawdy
o ich skrytej okupacji, eksploatacji i wyniszczaniu ludzkości. (Niestety,
prawdy o istnieniu tej skrytej okupacji, NIE tylko iż poza mną nikt
inny NIE rozgłasza, ale nawet celowo ją się ukrywa i blokuje.) Kiedy w
Petone, NZ, każdy mógł oglądnąć sobie materialne i prawdziwe
ślady UFOnautki-zmory jakie opisałe i zilustrowałem w #K1 do #K1abc
powyżej (zaś dzięki linkom z niniejszego punktu #K2 tej strony - oglądnąć
też sobie prawdziwe filmy pokazujące około jednometrowych UFOnautów
z umęczającej i gwałcącej ludzi rasy "zmora") zaledwie około 3 kilometry
od tychże śladów UFOnautki ich prawdziwości przeciwstawiona
była fikcyjność artystycznej wystawy o UFO pod tytułem
The truth is out there
(tj. "Tam daleko jest prawda") - szeroko i kosztownie promowana w
telewizji, radiu, internecie, a nawet Google. Nic dziwnego iż prawda
i faktyczne ślady UFO NIE interesowały praktycznie nikogo, za to
uwadze wszystkich kosztownie polecano fikcję o UFO. Jak widać
UFOnauci zdołali wyperswadować moim bliźnim z NZ iż lepiej finansować
tego typu wystawy promujące fikcję na temat UFO jakie
służą UFOnautom ponieważ odwracają uwagę od ustalania
prawdy o UFO, zamiast np. finansować rzetelne badania naszych
kosmicznych okupantów z UFO. I to na przekór iż w NZ aż roi się od
materialnych śladów okupacyjnej działalności UFOnautów, np. w rodzaju: (a)
miejsca eksplozji UFO koło Tapanui
i do dzisiaj panującej tam choroby o symptomach podobnych do
następstw choroby popromiennej jednak zwodniczo nazywanej
grypą Tapanui (Myalgic Encephalopathy),
(b) starannie zainscenizowanego przypadku uprowadzenia do UFO niejakiej
Miss Nosbocaj opisanego szerzej w podrozdziale UB1 z tomu 16 mojej
monografii [1/5],
(c) przelicznych lądowisk UFO magnetycznie powypalanych na NZ pastwiskach -
a omawianych np. w punkcie #K1 powyżej i potem powtórzonych jako
wpis #347 do blogów totalizmu, (d) najróżniejszych substancji odpadających
lub wydalanych z UFO - przykład jednego rodzaju których (tj. "węgla
warstwowego") opisałem w punkcie #B3.1 zaś pokazuję np. na
Fot. #B3.1
ze swej strony o nazwie
evidence_pl.htm,
zaś przykład "kału" niektórych UFOnautów omawiam np. w (g) z punktu #H3 swej strony
2020zycie.htm,
(e) śladów obrażeń ciał doświadczanych przez ludzi podczas uprowadzeń
do UFO, zaś opisywanych w #A2 do #A2cd i w #B4 ze strony
ufo_pl.htm,
a także pokazanych tam blizn po implantach UFO możliwych do
znajdowania na ciele niemal każdej osoby, itd., itp. Niestety, na
rzetelne badania tych i innych prawd o UFO jakoś nigdy NIE było
(i zapewne już NIE zdąży być) żadnych funduszy ani dobrej woli.
Czyli, jeśli Bóg NIE uczyni jakiegoś cudu, NIE będzie ratunku dla
ludzkości i losy naszej cywilizacji potoczą się owym złowrogim
torem o jakim od lat ostrzegają nas informacje zdobyte kosztem
życia przez Ś.P. Andrzeja Domała i skrótowo "hasłami" podsumowane
powyżej pod koniec #K2, zaś w pełnych rozmiarach opisane np.
w rozdziałach B5.2 i #B5.3 oraz rozdziale B jego raportu zawartego
w traktacie [3b] o tytule
"Kosmiczna układanka".
Ową wystawę
The truth is out there reklamowała nawet
NZ telewizja w swym wieczornym dzienniku dnia 2022/6/10 -
czyli tego samego dnia wieczorem kiedy opublikowałem
angielskojęzyczny wpis #347E do blogów totalizmu będący
adaptacją treści punktu #K1 niniejszej strony. Oczywiście,
natychmiast zdecydowałem iż następnego dnia, tj. w sobotę
2022/6/11, udam się aby wystawiane niemal tuż przy nas jej
eksponaty dotyczące UFO oglądnąć. NIE widziałem jednak, że
UFOnauci mogą NIE zaaprobować mojego odwiedzenia tej
wystawy, zaś dysponując wehikułami czasu oraz
kurierami
czasowymi, mogą postwarzać liczne przeszkody efektywnie
mnie "zniechęcające" do jej oglądnięcia - pojawianie się których
to niezwykłych przeszkód we wszystkich sytuacjach gdy UFOnauci
NIE lubią tego co ktoś z ludzi dokonuje najdoskonalej opisał
Ś.P. Domała w częściowo cytowanych pod koniec #K2 zdaniach
podrozdziału B5.3 w/w traktatu [3b]. To zapewne takim
przeszkodom zawdzięczam, że najpierw żona zaplanowała gdzieś
pojechać naszym samochodem i NIE była gotowa "podrzucić"
mnie do owej wystawy, a potem długo NIE nadjeżdżał żaden jadący
tam autobus, zaś pogoda była bardzo zimna i niebo wyglądało
iż wkrótce może lunąć zimny jesienny deszcz. Stąd na przejście
piechotą około 3 kilometrów dzielących mnie od tej wystawy
zabrakło mi ochoty. Kiedy autobus w końcu dowiózł mnie w
pobliże tej wystawy, idąc ku niej chodnikiem nagle jakaś
siła obróciła moje ciało o około 90 stopni, co spowodowało
iż NIE byłem w stanie utrzymać równowagi i upadłem. Aby
powstrzymać uderzenie głową w twardy beton chodnika
zamortyzowałem swój upadek oboma rękami - swym upadkiem
zdzierając o chropowaty beton chodnika skórę na obu dłoniach.
Krew się polała, jednak zdecydowalem iż skoro aż tak bardzo
NIE chcą abym wystawę tę oglądnął, lepiej jeśli zobaczę co
w niej takiego czego NIE powinienem zobaczyć. Stąd nie
mając opatrunku ani nawet chustki do nosa, po prostu zlizałem
rany swym językiem aby je oczyścić z krwi i z brudu, poczym
kontynuowałem drogę do wystawy. Po przybyciu okazało
się iż przy wejściu do jej lokacji NIE ma żadnego o niej
ogłoszenia i że umiejscowiono ją bez oznakowania w jakimś
tylnim pomieszczeniu jakie trudno znaleźć i o drogę do niego
trzeba wypytywać. To być może wyjaśniało dlaczego na przekór
ogłaszania w dzinniku telewizyjnym i bliskości południa w sobotę -
kiedy to wielu ludzi przechodziło tuż przy jej lokacji, niemal nikogo
z ludzi w pomieszczeniu tej wystawy NIE było. Na wystawie, która
na mnie sprawiała wrażenie iż ktoś pospiesznie ją sklecił aby się pozbyć
niepotrzebnych mu już staroci, nic interesującego NIE znalazłem.
Było tam głównie kilka wycinków ze starych gazet, oraz kilka
starych cytatów jakie wcale NIE zachęcały do tematyki UFO,
a także parę "nowoczesnych" malunków fikcyjnie reprezentujących
tematykę UFO (jakich jednak ja wstydziłbym się komukolwiek
pokazać). Gdybym ja był jej organizatorem, wówczas
wyciąłbym
z chodnika w Petone chociaż owo wytopienie odcisku stopy
UFOnautki-zmory w twardym asfalcie pokazane na
Fot. #K1a
powyżej i pokazałbym je jako jeden z jej eksponatów - a
jestem pewien, że przy zgodnym z prawdą opisie stałby się
on najciekawszą jej składową. Na ścianie wisiał mały manekin
z maską jaką opisałem w punkcie #G5, zaś pokazałem na
Fot. #2,
ze swej strony o nazwie
antichrist_pl.htm.
Postanowiłem sfotografować tego manekina i jego maskę. Kiedy
jednak uruchomiłem swoj aparat cyfrowy, okazało się że zamiast
obrazu pokazuje "wodospad" kolorowych linii, zaś jego elektronika
zwariowała. To mi uświadomiło iż w tym samym pomieszczeniu zapewne
znajduje się
niewidzialny dla oczu gwiazdolot UFO w "stanie
telekinetycznego migotania" - wszakże około 3000 Hz pulsacji
jego potężnego pola magnetycznego (patrz #14 z punktu #B4 strony
wtc_pl.htm)
jest znane ze spalania i niszczenia ludzkiej elektroniki. Stąd bez możności
wykonania nawet jedngo zdjęcia opuściłem wystawę i podjąłem drogę
do domu. Na dworze właśnie wówczas zaczął podać ów oczekujący na
właściwy moment jesienny deszcz - do momentu kiedy dobiegłem do
przystanku autobusu lało już jak z cebra. W domu zdezynfektowałem i
zacząłem leczenie ran skóry zdartej z obu dłoni, a także swych potłuczeń.
Przed położeniem się do łóżka w celu odchorowania tego wyjścia na "wystawę",
sprawdziłem ponownie swój aparat fotograficzny - nadal jego elektronika
wariowała zaś zamiast obrazu pokazywał tylko wodospad linii najróżniejszych
kolorów. Jestem dość zawiedziony iż znając dobrze UFOnautów ciągle NIE
przewidziałem, że owa wystawa może być
rodzajem "pułapki"
zorganizowanej przez wrogich nam UFOnautów aby dodatkowo
zniechęcać każdego zbyt ciekawskiego do interesowania się nimi.
Kiedy aktualizowałem niniejsza stronę w dniach 2022/7/12 i 2022/12/28
ponownie sprawdziłem czy elektronika mojego aparatu fotograficznego
jest przepalona już nienaprawialnie. Niestety, jak się okazuje jej trwałe
zniszczenie dodaje dalsze koszta utraty dobrego elektronicznego
aparatu fotograficznego jaki dobrze mi służył od 2004 roku, do tej
mojej nieprzemyślanej ciekawości "dlaczego ktoś zorganizował wystawę
o UFO" zaledwie około 3 kilometry od mojego mieszkania i od odcisku
stopy 80cm UFOnautki-zmory - wtopionego w twardy asfalt NZ chodnika.
Powinienem tutaj też wyjaśnić, że z opublikowaniem niniejszego
"raportu z moich inżynierskich badań 'jak' ujawniających
niedomówienia w interpretacji wideo UFOnauty-zmory z Aceh,
Indonezja", tj. z opublikowaniem niniejszego #K2 do #K2b,
ponownie się spieszyłem aby mógł on się ukazać na blogach
totalizmu jak najszybciej po opublikowaniu omawianych w
poprzednim punkcie #K1 śladów 80cm zmory-UFOnautki (czyli
w formie niniejszego #K2 do #K2a ukazać się już dnia 2022/6/1,
zaś w formie wpisu #348 do blogów totalizmu ukazać się już
w poniedziałek dnia 2022/6/20). Chodziło mi bowiem o to aby
materiał dowodowy w formie owych śladów stóp UFOnautki
wytopionych w twardym asfalcie NZ chodnika nadal był dostępny
dla zainteresowanych badaczy lub do umieszczenia w muzeum
kiedy niniejszy wpis zostanie już opublikowany. Wszakże jednocześnie,
na ten sam temat mini-UFOnautów, ich brutalności wobec ludzi i
działania ich techniki, już od dnia 2022/6/1 zarówno na wpisach
#347 i #348 do blogów totalizmu, jak i w punktach #K1 i #K2
z moich stron internetowych (tj. z niniejszej polskojęzycznej strony
"petone_pl.htm" i jej angielskojęzycznego tlumaczenia "petone.htm"),
są już opublikowane zdjęcia i informacje o owych śladach, podczas
gdy z moich dawniejszych badań UFO wynika iż kiedykolwiek opublikowany
zostaje jakikolwiek materiał dowodowy iż UFO istnieją materialnie i
obiektywnie oraz okupują i umęczają ludzkość, zaś z danej publikacji
daje się ustalić jego lokalizacja, wówczas
dowody
te bardzo szybko i tajemniczo znikają lub ich warość dowodowa zostaje
zasabotażowana. Faktycznie też istnieją przesłanki, jakie
opisałem w punkcie #J2 ze strony
1985_teoria_wszystkiego.htm
a jakie miały formę niebieskiej spirali UFO o działaniu "wehikułu czasu"
sfilmowanej ponad naszymi głowami (po jej wygląd patrz wideo z adresu:
https://www.youtube.com/watch?v=bRcK3yEin08 )
i prawdopodobnie odpowiedzialnej za zniszczenie czy przypadkowe
eksplodowanie stalowej rury wodociągowej na naszej ulicy niedaleko
od owych śladów UFOnautki-zmory, wszystkie które to przesłanki
sugerują, że UFOnauci podjęli już próbę skrytego zniszczenia tychże
śladów UFOnautki. Na szczczęście, za tamtym pierwszym razem tego
zniszczenia śladów NIE udało się UFOnautom dokonać - ciekawe
czy ponownie podejmą próby aby je zniszczyć, bowiem dnia 2022/7/12
te wytopione w twardym NZ asfalcie ślady nadal były wyraźnie
widoczne dla zainteresowanych ich oglądnięciem lub zbadaniem.
#K3, blog #355.
Białawy trop zarządzającego Ziemią UFOnauty o
ponad 3-metrowym wzroście spacerującego w
"stanie telekinetycznego migotania"
po ciemnym asfalcie nowozelandzkiego chodnika z
Petone w kierunku od zachodu (W) na wschód (E):
Streszczenie: Jak
czytelniku byś się czuł, gdybyś wiedział iż jakiś twój daleki
krewny mający efektywniejszą niż twoja broń i złowrogie
nawyki podgląda cię z ukrycia w złych zamiarach w twojej
własnej sypialni i czasem nawet w najbardziej intymnych
chwilach? Wszakże w niniejszym punkcie #K3
zaprezentowałem materiał dowodowy, jaki w połączeniu z
innymi wynikami badań dowodzi iż każdy z ludzi NIE rzadziej
niż raz w miesiącu jest sekretnie podglądany, a potem co
najmniej obrabowany z jego najcenniejszych surowców, tj.
z "energii moralnej" oraz ze spermy lub ovule - rabunek ten
szczegółowiej wyjaśniłem w {11} z punktu #H2 swej innej strony o nazwie
biblia.htm.
Ten punkt #K3 dokumentuje bowiem:
(1) empiryczny
(fotograficzny) materiał dowodowy, że po chodniku
nowozelandzkiego miasteczka Petone w jakim mieszkam
od 2001 roku, niedaleko od mojego mieszkania, zuchwało
spacerował gigantyczny UFOnauta o ponad trzy-metrowej
wysokości, ślady którego ujawniają jego usiłowania podglądania
ludzi. Ten UFOnauta technicznie utrzymujący się w stanie
niewidzialności dla ludzi, należał do
ludzkopodobnej
rasy "Orionian" (tj. z rasy UFOnautów będących najbliższymi
krewniakami ludzi i stąd wyglądających jak ludzie z Ziemi,
tyle iż trwale zamieszkującej na planetach z gwiazdozbioru
Orion). O owej rasie już nam wiadomo iż zarządza ona całą
konfederacją ateistycznych UFOnautów praktykujących brutalną i bezduszną
filozofię szatańskiego pasożytnictwa,
jaka pozwala im aby od tysięcy już lat skrycie okupowali i
eksploatowali Ziemię oraz ludzkość - i to na przekór iż ludzie
są najbliższymi ich krewniakami. O istnieniu tej ludzko-podobnej
rasy UFOnautów rzadko się słyszy nawet w literaturze
UFOlogicznej, aczkolwiek pisze o nich Biblia w wersetach
dotyczących
"upadłych aniołów" - seksualne
związki których z ludzkimi kobietami powodowały narodziny
gigantów na Ziemi. (Tj. między innymi powodowały narodziny
ludzkich gigantów szczepu
"Te Kahui Tipua", które
aż do około 18 wieku żyły w Nowej Zelandii, zaś badania
tajemniczo znikających szkieletów których - tj. szkieletów
jakie też skrycie powykradali nam okupujący ludzkość
UFOnauci, opisuję m.in. w punktach #D1 i #I2 strony o nazwie
newzealand_pl.htm.)
Spotkania z ludźmi i opisy tej gigantycznej rasy UFOnautów
są aż tak rzadkie, ponieważ jej przedstawiciele pełnią głównie
władcze i zarządzające urzędy. Stąd poza jakimiś wyjątkowymi
okazjami NIE zniżają się do poziomu wykonywania jakichkolwiek
działań, które zmuszałyby ich do ukazywania się ichnim ludzkim
niewolnikom. Stąd jeśli kiedykolwiek ci ogromni UFOnauci
przybywają na Ziemię, czynią to albo z ciekawości - czyli jakby
w celach "turystycznch", albo w celach inspekcji swej "posiadłości"
jaką jest cała Ziemia i cała ludzkość, albo też dla jakichś badań,
treningu czy przetestowania nowej metody czy teorii zarządzania
ludzkością - np. patrz film z YouTube o tytule
"
Beware of Angels"
w którym taki gigantyczny UFOnauta podający się za "anioła"
nakazuje jednej rodzinie aby wymordowała swych sąsiadów
powodując niezwykły przypadek w literaturze opisywany jako tzw.
Halstead case,
zaś streszczany krótko w (6) z punktu #A2 mojej strony o nazwie
ufo_pl.htm.
Niezależnie od owego (1) materiału dowodowego (tj. zdjęć) jakim
udokumentowałem inspekcję Petone przez tego niewidzialnego giganta-UFOnautę,
w tym punkcie #K3 także staram się ujawnić:
(2) istniejące trudności
z identyfikowaniem, interpretowaniem, dokumentowaniem, badaniem
i upowszechnianiem materiału dowodowego potwierdzającego prawdy
jakie nadal pozostają nieznanymi naszej cywilizacji;
(3) problemy
utrudniające gromadzenie materiału dowodowego typu tutaj opisywanego
i umiejętności wymagane aby problemy te pokonywać; oraz
(4) przykład
rodzaju niebezpieczeństw wiążących się z badaniami prawdy w dzisiejszej
sytuacji ludzkości gdy większość ludzi NIE chce już poznawać nowych prawd
i jest nastawiona wrogo do osób które usiłują badać i upowszechniać nadal
nieznane prawdy, a także
(5) poziom odwagi i ostrożności wymaganej
dla prowadzenia badań takich nieznanych wcześniej i skrycie karalnych prawd.
Niniejszy punkt #K3 szczególnie polecam tym bliźnim, którzy na boku swej
nogi, w rowku międzymięśniowym w połowie wysokości pomiędzy kostką
a kolanem, znajdą wyraźnie widoczną bliznę (u mężczyzn po prawej stronie
prawej nogi, u kobiet po lewej stronie lewej nogi), omówioną i zilustrowaną
na
Fot. #B4 w/w strony
ufo_pl.htm.
Blizna ta jest bowiem dowodem iż systematycznie co najmniej raz
każdego miesiąca, wcale NIE wiedząc o tym, po hipnotycznym
uśpieniu są oni skrycie eksploatowani przez UFOnautów, którzy od
tak zniewolonych ludzi pozyskują wypracowaną każdego miesiąca
"
energię moralną"
a także spermę lub ovule dla zaludniania następnych planet
bezrozumnie poddającymi się eksploatowaniu ludzkimi niewolnikami.
Motto:
"Natura ludzka została celowo tak stworzona, aby tylko kłamstwo
lub pospolite informacje typu słownikowego 'co' można było komuś
sprezentować lub w niego wmusić obowiązkową edukacją, natomiast
na poznanie prawdy, lub na nabycie mądrości znajdowania poprawnego
rozwiązania 'jak', każdy musi osobiście sobie zapracować swym
własnym wysiłkiem i inicjatywą" (Wniosek jaki sam
się wyłania z moich badań podsumowanych w #G3 do #G5 strony
wroclaw.htm
oraz w #H1 do #H2a strony
biblia.htm.)
Był czwartek, dnia 2022/12/1. Około drugiej po
południu uporałem się z publikowaniem kolejnego
wpisu numer #354 do blogów totalizmu - jaki
powtarzał to co opisuję w #H1 do #H2a strony
biblia.htm.
Ponieważ mój umysł czuł się wyczerpany wielogodzinnym
wysiłkiem dokończania owej publikacji, postanowiłem
wyjść na spacer aby go odprężyć. Niestety, chociaż
był to pierwszy dzień nowozelandzkiego lata, wiał
lodowaty wiatr spod Antarktydy jaki powodował
iż mój typowy spacer wzdłuż petońskiej plaży
groził załapaniem przeziębienia. Postanowiłem więc
skierować się na spacer wzdłuż najbliższego do
mojego mieszkania chodnika z miasteczka "Petone",
jakiego przebieg w kierunku W-E i jego budynki zasłaniają
mnie przed podmuchami tego zimnego południowego
wiatru. Po chodniku tym powtarzalnie spacerowałem
w co zimniejsze dni. To on wiedzie też ku miejscu gdzie
w 2006 roku zaobserwowałem wyłaniającą się spod
ziemi miniaturową sondę UFO zwaną
"orb"
(opisaną w punkcie #I3 strony
explain_pl.htm
i we wpisie #97 do blogów totalizmu), a stąd gdzie
posądzam znajduje się podziemna baza ludzkopodobnych
UFOnautów z gwiazdozbioru "Oriona" - zbliżona swą
funkcją do bazy UFOnautów z rasy "zmora" istniejącej pod
krzyżackim zamkiem w Malborku -
patrz punkt #G1 oraz
Fot. #G1ab na mojej stronie o nazwie
malbork.htm.
Dlatego spacerując tym chodnikiem przyglądałem się jego
asfaltowi czy przypadkiem nie odkryję na nim kolejnego
wytopienia asfaltu stopami jakiegoś UFOnauty - np. podobnego
do opisanego w punktach #K1 i #K2 niniejszej strony o nazwie
petone_pl.htm.
Uszedłem zaledwie około 100 metrów od swego mieszkania,
kiedy na krótkim odcinku chodnika relatywnie świeżo wylanym
ciemnym asfaltem jakieś cztery miesiące wcześniej, ze zdumieniem
ujrzałem wężowato zawijający się długi trop uformowany
z białawych plam trwale wtopionych w ciemny asfalt tego
chodnika. Podobne tropy śladów kroczenia UFOnautów
uprzednio wielokrotnie już widywałem. Jednak zawsze były
one wypalane w trawie, jaka od działania pola z pędników
w podeszwach butów UFOnautów przyjmowała unikalnie
czerwony kolor - który dokumentuje np. zdjęcie nowo-uformowanego
lądowiska wehikułu UFO z
Fot. #B1a mojej strony
evidence_pl.htm.
Niestety, wiatr zawsze szybko rozwichrzał trawę formująca zarysy
tych tropów. Chociaż więc w trawie dawało się je odnotować
"gołym okiem", niestety ich rozmierzwione przebiegi NIE
pozwalały na ich czytelne sfotografowanie. Jednak tym razem
trop usformowany w relatywnie nowym asfalcie był wyraźny
i fotografowalny. Jego przebieg dokumentował iż stąpnięcia
wykonała istota bardzo wolno spacerująca po tym chodniku.
Te białe plamy formowały bowiem trop kogoś z ciekawością
rozglądającego się dookoła, a stąd wijący się jak wąż i
przechodzący od jednej strony szerokiego chodnika ku drugiej
stronie i jakby wypatrujący do którego mieszkania jeszcze
warto byłoby zaglądnąć - patrz
Fot. #K3a oraz
Fot. #K3d poniżej. Tyle iż na przekór, że wyraźnie
ów ktoś spacerował wolno i leniwie jak relaksujący się turysta,
jego kroki były około dwukrotnie dłuższe niż moje jakie stawiam
kiedy dla odprężenia umysłu też spaceruję wolno i rekreacyjnie.
Tak długie kroki człowiek mógłby stawiać tylko gdyby biegł
i uprawiał sport czyniący go nawykłym do biegania długimi
krokami. Gdyby zaś był to np. UFOnauta, wówczas musiałby
być gigantycznego wzrostu. Wiem bowiem iż UFOnauci nigdy
NIE biegają. Wszakże mają swój
"napęd osobisty"
jaki opisałem dokładniej w rozdziale E i podrozdziale R3 z tomów 2 i 15 mojej
monografii [1/5],
a jaki pozwala im, kiedykolwiek tylko zechcą, aby latali nawet
szybciej niż ludzkie samoloty. A że z pewnością był to UFOnauta
dowodziły owe białe plamy, które dokumentowały iż spowodowało
je silne natelekinetyzowanie asfaltu przez pędniki w podeszwach
butów
"telekinetycznego napędu osobistego" UFOnauty.
Silnie natelekinetyzowana materia zmienia bowiem wszystkie swe cechy -
w tym kolor na kredowo biały, tak jak opisałem to dokładniej m.in. w
podrozdziałach od H8 do H8.2 z tomu 4 oraz w całym rozdziale KB z tomu 9 mojej
monografii [1/5].
Ja wiem iż istnieje rasa gigantycznych UFOnautów.
Wprawdzie ludzie widują ją ogromnie rzadko, bowiem
rasa ta reprezentuje samych przywódców konfederacji
UFOnautów zarządzających skrytą okupacją i eksploatacją
Ziemi i ludzkości. Krótko reprezentantów tej rasy opisałem
w podrozdziale V5.3.3 o
"władcy świata" z tomu 17 mojej
monografii [1/5].
Ufonauci ci są opisywani jako mający znacząco wyższy niż
ludzie wzrost przy jednoczesnym niewypowiedzianym pięknie
ich ciał i twarzy o ludzkich proporcjach i o wyglądzie jak te
u ludzi. Każdy z ludzi którzy ich widzieli, NIE potrafi ukryć
swego zachwytu i podziwu pięknem ich ciał i twarzy oraz
gracją i dostojeństwem ich ruchów - reakcje ludzi po zobaczeniu
tych istot doskonale więc imitują treść opisów "Lucyfera"
z wersetu 28:12-15 w "Księdze Ezechiela" z Biblii - na które
to opisy powołuję się w {11} z punktu #H2 swej strony
biblia.htm
gdzie udowadniam iż
"[Ω] Pieczęć Boga" z
Biblii swymi dalekowzrocznymi opisami diabłów i Lucyfera
mądrze i przewidująco nas ostrzega iż Ziemię okupują materialne
i biologiczne istoty (dziś zwane "UFOnauci") których cielesna
natura różni się od duchowej natury prawdziwych aniołów Boga.
Pechowo dla nas, UFOnauci dysponują techniką jaka w ludzkich
oczach wygląda jak nadająca im "nadprzyrodzone" zdolności. Ja w
swych badaniach miałem nawet okazję spotkać kogoś, kto widział parę
tych gigantycznych istot obu ich płci, męskiej i żeńskiej. Ów ktoś nawet
potem wyrażał swój podziw dla wyglądu tych istot w programie TV o nazwie
"Holmes" z dnia 3 maja 1989 roku, jaki w TV NZ raportował o moich badaniach
miejsca eksplozji UFO koło Tapanui.
(To ów program w TV i reakcje jakie wywołał on na uczelni w której
wykładałem potem stał się bezpośrednią przyczyną wyrzucenia
mnie z Otago University.) Także Polak, Ś.P. Andrzej Domała,
prawdopodobnie zamordowany przez UFOnautow ich słynną
"maszyną do indukowania raka" za ujawnianie prawdy o
okupujących nas UFOnautach (patrz od #J1 do
Rys. #J1b ze strony o nazwie
tekst_3b.htm
lub wpis #350 do blogów totalizmu), też słyszał o owych
"władcach świata" od innych UFOnautów jakim
owi "Orianie" ogromnie imponują. W swych raportach
nazywał ich
"Orianie" ponieważ zamieszkują
planety z gwiazdozbioru "Oriona". Przykładowo raportował
o nich iż są jedyną cywilizacją w konfederacji okupujących nas
UFOnautów, którzy potrafią nawet
"zawijać światło" -
co szczegółowiej wyjaśniłem w punktach od #J1 do #J3 i ze strony o nazwie
1985_teoria_wszystkiego.htm
oraz we wpisie #349 do blogów totalizmu, a także w #A1 do #A1c strony
tapanui_pl.htm
i wpisie #350 do blogów totalizmu. Owi
"władcy świata",
czyli UFOnauci gigantycznego wzrostu zawsze opisywani są jako
darzeni ogromnym szacunkiem przez wszystkie inne rasy UFOnatów,
mający niezwykle piękny wygląd, oraz nigdy NIE wykonujący żadnej
pracy bowiem wszystko co ma być dla nich wykonane rozkazują albo
innym UFOnautom, albo też telepatycznie lub hipnotycznie wymuszają
na ludziach. Pomiędzy bowiem poszczegółnymi rasami owej konfederacji
panują takie same stosunki jak UFOnauci zdołali już wdrożyć na Ziemi.
Najdyplomatyczniej stosunki te można opisać staropolskim przysłowiem
"każdy sobie rzepkę skrobie" -
czyli nikt nikomu tam NIE pomaga, a jedynie rozkazuje i wymaga. Każda
też rasa pozostawiona jest samej sobie. Najilustratywniej takie ich zasady
postępowania ujawnia ów angielskojęzyczny, jednogodzinny film z 2017 roku o tytule
"
Beware of Angels"
(tj. "Strzeż się Aniołów") upowszechniany w YouTube pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=Lzgr6jXMhkg .
Wielkie dla nas ludzi szczęście iż nawet w ich ciałach i duszach każda "Drobina
Boga" w swej 12 pamięci i mózgu zawiera w sobie nadrzędny program Boga -
tak iż podobnie jak oni sterują i dysponują ludźmi, Bóg jest w stanie sterować
i dysponować ich postępowaniem, zaś kiedy staną się już zbędni Bogu - nawet
zakończyć ich obecne
"nieistniejące istnienie" opisywane w #H5 mojej strony
immortality_pl.htm.
Posiadając całą tę wiedzę - linki do jakiej wskazałem powyżej, oraz
widząc te białe ślady jakby ludzkiego kroczenia, zrozumiałem iż moim
obowiązkiem naukowej rzetelności wobec bliźnich nadal niegodziwie
okłamywanych w sprawie UFOnautów, jest obiektywne przebadanie,
naukowe zinterpretowanie, oraz udokumentowanie i opublikowanie
prawdy o tym co owe ślady nam ujawniają. Wszakże jestem świadom
iż inni ludzie, nawet gdyby byli naukowcami, będą po nich stąpali i
na przekór iż
mają oczy i uszy, jednak NIE widzą ani NIE słyszą
(a może NIE chcą widzieć ani słyszeć) - tak jak uzasadniam to
w podpisie pod
Fot. #H2a z mojej innej strony o nazwie
biblia.htm
oraz ze wpisu #354 do blogów totalizmu. Tyle, że zdając
sobie sprawę jak trudno będąc już emerytem i przy obecnym
nastawieniu ludzi do prawdy przyjdzie mi wykonywać te
badania, oraz z iloma niebezpieczeństwami, przeszkodami
i brakami będę musiał się borykać w ich realizowaniu,
rozumiałem iż ich wykonanie zajmie mi wiele czasu jakiego
zawsze mi brakuje. Stąd postanowiłem iż badania te zacznę
już następnego dnia od pomierzenia i sfotografowania tych
śladów, systematycznie spisując tu swe ustalenia i ich wyniki,
a także ciekawostki na temat samego procesu ich przeprowadzania.
Z uprzednich doświadczeń wiem bowiem iż każde moje badania
prowadzone w jakimś publicznym miejscu, z jakichś dziwnych
powodów (prawdopodobnie ponieważ istoty te mają wehikuły
przenoszące ich przez czas, stąd mogą w przyszłości poczytać sobie z
moich opracowań o miejscach, czasach i szczegółach tego co badam)
są źródłem wielu przygód i niebezpieczeństw łatwo indukowanych
przez kogoś dysponującego techniką czynienia siebie niewidzialnym
i zdolnego telepatycznie i hipnotycznie zaprogramować ludzi potrzebnych
mu potem do wdrożenia tego, czemu ma służyć owo zaprogramowanie.
Pierwszym z problemów z jakim musiałem się uporać
zanim zacznę dokumentowanie tychże śladów, było
przygotowanie aparatu fotograficznego. Wszakże
mój uprzedni elektroniczny aparat, który dobrze mi
służył od lat, został w sobotę dnia 2022/6/11 przepalony
przez UFOnautów na wystawie UFO - tak jak opisałem
to pod
Fot. #K2b niniejszej strony. Na
nowy zaś NIE chcę wydawać swych funduszy emeryta.
Postanowiłem więc iż użyję gorszej jakości aparat
wbudowany w jeden z telefonów komórkowych
jakie nam darowano. Różni nasi znajomi widząc bowiem
iż NIE używamy tych telefonów co jakiś czas darowują
nam swój stary telefon kiedy kupują sobie nowy. Mając
aż kilka z nich musiałem najpierw wybrać który mam
użyć. Wiem bowiem iż aparaty fotograficzne z większości
telefonów NIE pozwalają na automatyczne wpisywanie
do zdjęcia daty i godziny jego wykonania. Tymczasem
dla naukowej rzetelności na dokumentujących zdjęciach
data i czas ich wykonania są istotne. Zacząłem
więc od znalezienia w Internecie który telefon ma
opcję wpisywania daty i czasu - okazał się nim być
"android" chińskiej produkcji jaki mamy. Po jego
zaprogramowaniu na wpisywanie do zdjęcia daty
i czasu jego wykonania, byłem gotowy do podjęcia
dokumentowania tych śladów już następnego dnia.
Następny dzień, tj. piątek 2022/12/2, okazał się
mieć słoneczną pogodę. Kiedy więc słońce było
już wysoko wybrałem się aby pofotografować i
pomierzyć owe ślady. NIE zdołałem jednak
pomierzyć całej długości fotografowanego
odcinka chodnika na którym aż 22 tych śladów
widniało najwyraźniej, ponieważ NIE miałem
nikogo kto by potrzymał jeden koniec taśmy
mierniczej kiedy ją rozciągałem, zaś na twardym
chodniku NIE było jak końca tego zamocować
lub utwierdzić bez ściągania uwagi i reakcji
pobliskich ludzi wykonywaniem jakichś nietypowych
działań. "Na oko" jednak szacuję iż faktycznie miał
on długość na jaką wskazuje 22 tych krokowych
śladów o długości około 94 cm każdy. Po powrocie
do domu z rozczarowaniem stwierdziłem jednak iż
śladów tych na zdjęciach niemal NIE widać, zaś
prawie wszystkie moje zdjęcia psuje cień słupa
i linii elektrycznej jaka przebiegała ponad owym
chodnikiem. Zdecydowałem więc iż muszę
wybrać się ponownie o nieco późniejszym czasie
następnego dnia aby fotografować gdy cień ten
zmieni swe położenie. Kiedy jednak w sobotę
2022/12/3 dotarłem do tych śladów, odnotowałem
iż korzystając z wolnej soboty mieszkaniec domu
przy owych śladach mył i czyścił swój samochód.
Stąd gdy zacząłem swe fotografowanie on kilka
razy wyszedł na środek chodnika aby wywnioskować
moje intencje aż tak długiego tam przebywania - z jego
zachowania odnotowałem jednak, że na istnienie
tych śladów NIE zwrócił uwagi. To mnie zastanowiło
jaka byłaby jego reakcja gdybym mu wyjaśnił np.
iż: "fotografuję ślady gigantycznego UFOnauty,
który inspektował nasze miasteczko zaglądając
do ludzkich sypialni". Skróciłem więc swą sesję
fotografowania i powróciłem do domu. Potem się
okazało iż na zdjęciach kontrast pomiędzy czernią
asfaltu chodnika a bielą tych kredowych śladów
jest zbyt mały aby po opublikowaniu tych zdjęć
czytelnik mógł wyraźnie je oglądać. Postanowiłem
więc wykonać kilka następnych sesji w czasie kiedy
na ślady nadejdzie już cień, jednak ich oświetlenie
odbitym światłem słońca nadal jest dobre. Niestety,
z powodu niskiej jakości aparatu w telefonie jakim
dysponowałem nawet i te wyszły mizernie. Jedyne
co mi pozostało, to wybrać najlepsze z już wykonanych
i je opublikować na niniejszej stronie.
Moje doświadczenie w programowaniu stron internetowych
ujawniło mi też następny poważny problem ze zdjęciami
wykonanymi aparatem z telefonu. Mianowicie, zajmują
one zbyt dużo pamięci. Przykładowo aby w dzisiejszych
czasach strona internetowa zbyt długo się NIE ładowała -
szczególnie przy międzykontynentalnym jej przeglądaniu,
doświadczenie nakazuje aby ilustrujące ją zdjęcia
zajmowały pamięć co najwyżej do około 200 KB.
Tymczasem telefon jaki używałem wykonywał zdjęcia
o około 30 razy większym zapotrzebowaniu na pamięć.
Aby więc móc je opublikować na swej stronie internetowej
zmuszony byłem zdjęcia te przeprogramować dla
zmiejszenia ich zapotrzebowania na pamięć - co dodatkowo
pomniejszało i tak już niską ich jakość (kontrastowość).
Oczywiście, NIE "odchudzone" oryginały zachowałem
na wypadek iż w przyszłości znajdzie się dla nich jakieś
użyteczne dla kogoś zastosowanie.
Kiedy mierzyłem rozpiętość kroków tego tropu okazało
się iż każdy z nich był oddalony od innego o taką samą
odległość około 94 cm. Zakładając więc iż rozpiętość
kroków zrelaksowanego spaceru istot ludzkokształtnych
jest proporcjonalna do ich wzrostu, oraz wiedząc iż przy
takim samym rodzaju leniwego spaceru jakby odprężającego
się "turysty" moje własne kroki są rozstawione co około
50 cm przy wzroście 167 cm, daje się wyliczyć iż wzrost
owego UFOnauty wynosił ponad 3 metry. To oznacza,
że jeśli dzięki użyciu napędu telekinetycznego - który
pozwala mu przenikać przez mury i płoty wprost do
ludzkich mieszkań i podglądać tam ludzi pozostając
niewidzialnym dla naszych oczu, UFOnauta ten
uległby swemu nawykowi bycia
"
peeping Tom"
(tj. po polsku tzw.
"
podglądaczem"),
jednak wkradłby się do któregoś z nowozelandzkich
parterowych domów, wówczas aby w domu tym
zmieścić się pod sufitem i móc rozglądnąć dookoła
musiałby on przykucnąć - co jednak uwłaszczałoby
jego "godności" władcy i właściciela ludzkości. Z kolei
aby rozglądać się na stojąco najpierw musiałby wejść
do co najmniej jednopiętrowego budynku i stojąc
na parterze rozglądać się po sypialniach z pierwszego
piętra. Ponieważ wiem iż na tej samej ulicy i niedaleko
od miejsca w którym zobaczyłem te ślady, stoi właśnie
jednopiętrowy budynek relatywnie rzadki w parterowej
zabudowie miasteczka Petone, poszedłem sprawdzić
czy badane ślady - które wiodły właśnie od kierunku
tamtego budynku, NIE wychodzą przypadkiem z niego.
Ku swemu zdumieniu, chociaż asfalt chodnika przy owym
budynku był już nieco starszy, a stąd na tyle już wyblakły
iż ślady owego UFOnauty bardziej trudno było na nim
odróżnić od białawych plam samego asfaltu, ciągle widać
tam było ślady tego UFOnauty w miejscu gdzie wyszedł
on z owego budynku i przeniknął na chodnik przez
otaczający ów budynek podmurowany płot. Ślady te
opisałem poniżej w podpisie pod, oraz zilustrowałem na,
Fot. #K3f,
zaś ich wysoce wymowny przebieg dodatkowo pozaznaczałem
plastykowymi numerkami jaskrawo-żółtego koloru na
Fot. #K3f22.
Najwyraźniej wcześniej ów UFOnauta zabawiał się w
"
peeping Tom"
(czyli zboczeńca po polsku zwanego
"
podglądacz")
i zaglądał w owym budynku do pomieszczeń położonych na pierwszym
piętrze (w NZ zwykle to tam mieszczą się bowiem sypialnie właścicieli).
Czyż więc NIE jest intrygujące iż za pomocą np. polskich słów kluczowych:
podglądacz prawdziwe historie
albo np. angielskich słów kluczowych:
true peeping tom stories
w internecie daje się znaleźć raporty przelicznych ludzi
wpadających w panikę i histeryzujących na samą myśl
iż ktoś ich podgląda w intymnych chwilach. Jednocześnie
ci sami ludzie od lat już ignorują wyniki moich badań i
nawet empiryczny materiał dowodowy jak np. ten tutaj
zaprezentowany zaś w Biblii dodatkowo podparty
potwierdzeniem
"[Ω] Pieczęcią Boga"
udokumentowaną w {11} z punktu #H2 mojej strony o nazwie
biblia.htm,
chociaż dowody te niezbicie udowadniają chcącym poznać
prawdę iż praktycznie każda osoba co najmniej raz w miesiącu
jest NIE tylko bez jej wiedzy skrycie podglądana w nawet
najbardziej intymnych sytuacjach, ale także bez jej zgody
brutalnie rabowana ze wszystkiego co ma najcenniejszego,
a więc z "energii moralnej" oraz z ovule lub spermy, a czasami
przy okazji tego rabowania jest nawet gwałcona pod hipnozą.
Fakt iż ślady te pojawiły się jedynie około 100 metrów
od mojego mieszkania i to na chodniku po którym niekiedy
spaceruję, oznacza iż Bóg z góry planujący nasze działania
skonfigurowaniem "Omniplanu" - tak jak opisałem to w punkcie
#J5 powyżej na tej stronie, już dawno temu zaplanował
abym ślady te zobaczył, przebadał i opublikował. To zaś
empirycznie potwierdza iż w
"Drobinach Boga" (tych
opisanych najdokładniej w punktach #K1 i #K2 z mojej strony
god_istnieje.htm
oraz we wpisach #325 i #326 do blogów totalizmu) najwyższa
bo 12 pamięć i mózg, faktycznie są używane przez Boga, zaś
jako nadrzędne mogą one nawet Lucyferowi i jego "diabłom"
(czyli praktykującym ateizm UFOnautom) wmusić podjęcie
decyzji pospacerowania po tym właśnie chodniku, jaką
to decyzję Bóg z góry zaplanował dla umożliwienia mi
odnalezienia i zbadania tych śladów.
Z kolei fakt iż około 4 miesiące wcześniej właśnie i tylko ów
odcinek chodnika został wylany świeżym asfaltem aby białe
stąpnięcia UFOnauty były wyraźnie widoczne na jego ciemnym
tle, wskazują jak starannie i precyzyjnie Bóg planuje każde
zdarzenie jakie nas spotyka. Wszakże aby to ów chodnik został
wylany asfaltem, decyzję musiały podjąć właściwie dobrane
osoby we władzach miasteczka Petone, którym to osobom z
jakichś powodów zależało aby to właśnie ten chodnik wybrać
do odnowienia. (A NIE wybrać jakiś inny stary chodnik - po jakim
ja nigdy NIE spaceruję a stąd tam ślady UFOnauty przez nikogo NIE
zostałyby odkryte.) Z kolei aby właśnie to te osoby były wybrane
do urzędu miasta (inne bowiem wybrałyby odmienny stary chodnik
też wymagający odnowienia), wcześniej trzeba było przygotować
kampanię i wyborców aby odpowiednio głosowali na właściwych
kandydatów, itd., itp. To więc potwierdza jak długoterminowo,
starannie, precyzyjnie i ucząco Bóg planuje losy wszystkiego
co się dzieje w naszym "świecie materii" i w życiu każdego
z nas ludzi - tak jak wyjaśniam to w punkcie #J5 niniejszej
strony.
W swoim życiu wielokrotnie bowiem odnotowywałem iż każde
zdarzenie jest aż tak precyzyjnie i długoterminowo przygotowywane
przez Boga. Jako inny przykład tego przygotowania proponuję
czytelnikowi rozważyć ile czasu i pracy zajęło nakręcenie widea
o odlewie gigantycznego odcisku trzypalcowej stopy UFOnauty-potwora
nazwanego
"Lizard Man" o czerwono świecących się oczach,
omawianego dokładniej na niniejszej stronie w podpisie pod
Fot. #K1e
powyżej, oraz pod
Fot. #K3h poniżej. Odlew odcisku trzypalcowej
stopy tego wielkoluda, wyglądającej identycznie do pokazanej na Fot. #K3h
trzypalcowej stopy UFOnautki-zmora, jest jedną z głównych atrakcji turystycznych w
"
South Carolina Cotton Museum"
z miasteczka Bishopville, South Carolina, USA, oraz całego tamtego
miasteczka. Stąd abym ja odcisk ten mógł uznać za istotny bo ujawniający
nieznaną wcześniej prawdę, najpierw konieczne było abym zdołał
go zobaczyć na wideo pokazywanym w NZ telewizji z kanału 8 "eden"
dopiero w dniu 2022/12/30 o godzinie 17:14 do 17:21. Czyli prace
nad pokazaniem tego odcisku musiały być podjęte wiele miesięcy
(a może i lat) wcześniej, poczym prezentacja ich wyników w NZ musiała
być precyzyjnie zesynchronizowana z moimi badaniami. Wszakże, jak
wierzę, celem emisji tego wideo o "Lizard Man" było potwierdzenie i
empiryczne poszerzenie udokumentowania prawdy iż także miniaturowi
UFOnauci z trzypalcowej rasy "zmora", podobnie jak każda inna rasa UFOnautów,
też mają swych gigantycznych odpowiedników jak ten opisywany w niniejszym
punkcie #K3. Abym jednak ja mógł najpierw odnotować a potem przekonywująco
udokumentować i tę prawdę, najpierw musiałem zgromadzić empiryczny
materiał dowodowy jaki prezentuję w niniejszym punkcie #K3 a jakiego
istnienie odkryłem dopiero w dniu 2022/12/1. Czyli data nadania w TV
NZ wideo z Fot. #K1e tej strony o około 2.5-metrowym wielkoludzie "Lizard Man",
oraz treść tamtego wideo, musiały być precyzyjnie zaprojektowane - który
to fakt powtarzalnie mnie uderza we wszystkim czego zaistnieniem Bóg
zarządza w naszym "świecie materii". Chociaż bowiem w YouTube dostępne
są już dziesiątki wideów dokumentujących owego "Lizard Man" - patrz
https://www.youtube.com/results?search_query=lizard+man+bishopville+sc ,
jeśli dzięki pomocy Boga NIE dowiemy się "gdzie" i "jak" szukać o nim
informacji, NIE mamy szansy aby poznać prawdę na jego temat. Wielka
więc szkoda iż tak niewielu innych ludzi odnotowuje tę pomoc Boga, zaś
w rzadkich przypadkach swego odnotowania - typowo ateistycznie uznaje
iż jest to tylko niezwykły tzw. "przypadek" albo "zbieg okoliczności".
Wszakże gdyby zaczęli to odnotowywać i wzięli sobie do serca jako
to czym zdarzenia te faktycznie są, czyli za celową precyzję działań
Boga, wówczas nasi potomkowie i przyszłe pokolenia ludzi NIE
musiałyby żyć w owym
"przedsionku piekła" jaki nieświadomi
tej prawdy ludzie, a stąd i NIE bojący się konsekwencji grzeszenia,
przygotowują przyszłym mieszkańcom Ziemi swymi decyzjami idącymi
po linii największego błędu.
Jako emerytowany badacz, zdaję sobie sprawę
iż udokumentowane tu badania dają dużo do
życzenia. Przykładowo zdjęcia są niskiej jakości
zaś pomiary są tylko zgrubne. Dobrze spełniają więc tzw.
"kanon niejednoznaczności"
szerzej opisywany na stronie internetowej
biblia.htm -
np. patrz tam podpis pod
Fot. #H2a .
Zapewne celowo tak przeznaczył je udokumentować
"Omniplan" - wszakże to niejednoznaczność owego
kanonu inspiruje ludzi do poszukiwań prawdy.
Niemniej w sytuacji w jakiej ja się znajduję i przy
możliwościach jakimi dysponuję tylko takie zdjęcia
i pomiary stanowią wszystko co jestem w stanie
uczynić samotnie, nie mając żadnego pomocnika
ani wymaganego ekwipunku, oraz pamiętając z
uprzednich swych doświadczeń życiowych o powszechnej
dezaprobacie prawdy jaką te badania ujawniają oraz
o długiej tradycji innych bliźnich aby wszelkie próby
ujawniania tej prawdy oraz wysiłki znajdowania sposobów
poprawienia tragicznej sytuacji w jakiej ludzkość się
znajduje, traktować jak przestępstwo wymagające
surowego ukarania. Wielka też szkoda iż pasywność
oraz marazm dzisiejszych ludzi spowoduje iż ci zawodowi
badacze, którzy mają wielu pomocników i dysponują
wymaganym sprzętem, pozwolą aby z tymi śladami stało się
tak samo jak tego doświadczył ślad z
Fot. #K1a
niniejszej strony - tj. aby ich istnienie było kompletnie
zignorowane przez wszystkich, oraz aby owo chroniczne
już u ludzi ignorowanie zagrożeń od UFOnautów mogło
dodatkowo zwiększyć zuchwałość, bezczelność i arogancję
UFOnautów comiesięcznie podglądających i eksploatujących
każdego z ludzi, w tym także i owych badaczy oraz
tych których owi badacze kochają.
NIE widzę też możliwości wykonania wszystkich badań
jakie dla owych śladów UFOnauty-giganta powinny być
wykonane. Przykładowo, silnie natelekinetyzowany
ciemny asfalt jaki zmienił kolor na kredowo-biały, to
unikalna substancja. Wszakże o takich kredowo-białych,
natelekinetyzowanych substancjach i proszkach się
twierdzi iż mają cudowne własności - np. wykazują
utratę dużej proporcji swej masy i podobno mają niezwykłe
zdolności lecznicze. Możnaby więc uważnie zeskrobać część
tej substancji z mikroskopowo cieniutkiej białej warstewki
jaka się utworzyła na powierzchni asfaltu i zmieszanych
z asfaltem kamyków. Potem możnaby uzyskaną tak
próbkę tej substancji poddać dalszym badaniom.
Ale skoro tylko sfotografowanie tych śladów już budziło
nieprzychylne reakcje, łatwo wydedukować jak by mógł
się skończyć widok kogoś precyzyjnie zeskrobującego
tę białą substancję z chodnika i we wymaganie skomplikowany
sposób potem ją zasysającego z chodnika aby ją pozyskiwać.
Wszakże po zeskrobaniu NIE byłaby ona łatwa do zebrania
z nierówności i szczelin pełnego kamyków asfaltu (np. patrz
Fot. #K3c).
Ponadto skąd w dzisiejszej sytuacji ekonomicznego upadku
i drożyzny taki jak ja emeryt mógłby potem wziąść fundusze
na rzetelne przebadanie fizykalnych i biologicznych cech tej
substancji? Wszakże obecne laboratoria działają tylko za wysoką
odpłatnością i dawno przeminęły już czasy kiedy badania
ktoś mógł wykonać na zasadach koleżeńskiej przysługi.
Mnie osobiście najbardziej zastanawia efetywność z jaką
nawet najbardziej oczywiste dowody na istnienie UFO
jakaś grupa
wszechmocnych "zaprzeczaczy"
(najprawdopodobniej będących ludzko-podobnymi
ekspertami z grona samych UFOnautów celowo na
Ziemię przysłanymi w celu odwodzenia ludzkości od
rzetelnych badań UFO) potrafi unieważnić i obrzydzić
te dowody w oczach zwykłych ludzi będących ofiarami
eksploatacji dokonywanej przez tychże UFOnautów.
Wszakże chociaż dawno już temu zarzuciłem swe badania
UFO, ciągle tylko w 2022 roku moje zasady naukowej rzetelności
wprost zmusiły mnie abym poinformował bliźnich o aż
trzech rodzajach dowodów owej dobrze ukrywanej okupacji
i eksploatacji ludzkości przez UFOnautów, które to dowody
wbrew moim intencjom same nachalnie mi się narzuciły będąc
ujawnianymi NIE dalej niż około 100 metrów od mojego
mieszkania. Dwa z tych dowodów miały formę opisanych
w niniejszym punkcie #K3 i w powyższym #K1 śladów
stąpnięć UFOnautów wtopionych w asfalt NZ chodników.
Trzecim zaś był lecący w powietrzu UFOnauta też odległy
nie dalej niż około 100 metrów od mojego mieszkania.
Tego lecącego w powietrzu UFOnautę zobaczyłem w niedzielę
dnia 2022/12/18. Tamtej niedzieli wstałem wcześniej niż
zwykle bowiem planowałem odbyć bardzo dla mnie ważną
zagraniczną rozmowę telefoniczną. Prowadząc ją patrzyłem
przez okno mojego mieszkania skierowane ku północy.
Pomimo lekko zachmurzonego nieba, był już wtedy jasny,
dobrze rozświetlony porannym słońcem dzień NZ lata.
Kiedy ta druga strona rozmowy coś mi dłużej tłumaczyła,
ja nagle ujrzałem ludzką figurę lecącą w powietrzu od
zachodu ku wschodowi (tj. w kierunku opisywanych tutaj
śladów ponad 3-metrowego UFOnauty) - w poprzek obszaru
widoczności z tego okna. Kątowy wzrost owej ludzko
wyglądającej figury zwróconej do mnie ukośnie prawym
bokiem i przodem odpowiadał temu co się widzi patrząc
na dorosłych ludzi będących w odległości około 100 metrów
od nas. W figurze tej jednak uderzała jej rzadko widywana
w Nowej Zelandii szczupłość, zaś w porównaniu z typowo
kurpulentnymi lokalnymi, niemal wręcz chudość - jakby
kogoś niedożywionego. Figura leciała NIE wymachując
rękami ani NIE przebierając nogami, tak jakby sobie stała
w powietrzu zaś coś szybko niosło ją ku wschodowi -
chociaż w owym czasie wiatr wiał od północy ku południu.
Aczkolwiek wiem iż mogła włączyć "stan telekinetycznego
migotania" jaki uczyniłby ją zupełnie niewidzialną dla
ludzkich oczu, pozostawała wyraźnie widoczna. To zaś
znaczy iż albo doskonale znała zwyczaje ludzi i wiedziała
że w niedzielę rano niemal wszyscy w miasteczku nadal
będą spali - zaś jeśli ktoś ciągle przypadkowo ją dostrzeże
wówczas zapewne pomyśli iż jest to kontynuacja jego/jej
nocnego snu i potem będzie bał się o tym wspomnieć
nawet własnej rodzinie, albo też już nawykła do aż tak
zuchwałego postępowania i aroganckiego lekceważnenia
wiedzy oraz spostrzegawczości u ludzi, że była pewna
tego co Biblia o nas twierdzi, tj. iż nawet chociaż mają
oczy i patrzą, jednak ciągle nie widzą. Była ubrana w
ciemno-szary kombinezon ściśle przylegający do jej
ciała, jednak miała też kilka jaśniejszych fragmentów
ubioru, w tym buty, pas i okrycie głowy. Wyraźnie nic NIE
niosła z sobą ani NIE miała na sobie niczego co by wyglądało
jak plecak albo skrzydła. Ja od sporego już czasu powtarzalnie
natykam się w YouTube na dużą liczbę wideów dokumentujących
takie właśnie latające w powietrzu figury ludzko-podobne, które
można sobie wyszukiwać np. rozkazem
https://www.youtube.com/results?search_query=flying+humanoid -
jako przykłady tych udokumentowań patrz
krótsze niż półtorej-minuty widea z adresów:
https://www.youtube.com/watch?v=yp1sAh11Sgk ,
https://www.youtube.com/watch?v=y6Wjc9vtsNM ,
https://www.youtube.com/watch?v=w2DWRrT6Twk , czy
https://www.youtube.com/watch?v=hWsLMCUNm_k .
Mnie wcale więc nie zdziwiło osobiste ujrzenie jednej z nich.
Jednak z powodu rozproszenia mojej uwagi tym zdarzeniem
podczas prowadzenia ważnej telefonicznej rozmowy NIE byłem
w stanie się powstrzymać od zaskoczenia osoby z jaką rozmawiałem
poprzez natychmiastowe podzielenie się informacją o szczegółach
właśnie ujrzanej ludzko-podobnej istoty lecącej w powietrzu -
proszę sobie wyobrazić rodzaj wrażenia jakie ta informacja wzbudziła.
Ja wiem iż większość ludzi, nawet jeśli się dowiaduje
o wynikach moich badań, z góry kategoryzuje je jako
"fantazja" lub nawet "niedorzeczność". Mało z nich kiedykolwiek
się zastanawia: a co jeśli owa mnogość materiału dowodowego
potwierdzająca te wyniki oznacza iż ujawniają one prawdę -
NIE jakąś tam niczym NIE dowodzoną fantazję czy niedorzeczność,
oraz jaki wpływ taka prawda ma na własne losy, przebieg
życia i myśli w końcowych chwilach każdego z ludzi, w tym
i każdego unikającego poznawania prawdy. Wszakże na
żaden temat jaki UFOnauci pozwalają badać pracownikom
monopolistycznej "oficjalnej nauki ateistycznej" ludzkość
NIE zgromadziła do dziś aż tak ogromnej ilości naukowo
niepodważalnego materiału dowodowego jak na temat
UFO i UFOnautów. Ponadto, szatańska natura tych samych
materialnych i biologicznych UFOnatów została ujawniona
i potwierdzona "[Ω] Pieczęcią Boga" raportowaną
w {11} z punktu #H2 mojej strony internetowej o nazwie
biblia.htm.
Gdyby więc nie fakt iż to skrycie przysłani na Ziemię ludzko
wyglądający UFOnauci rządzą nami i za ludzi podejmują
wszystkie istotne decyzje, NIE byłoby możliwym aby sprawa
sekretnej eksploatacji i okupacji ludzkości przez UFO była
ignorowana przez aż tak długo, ani NIE byłoby możliwym
iż owi decydenci swym albo celowym unikaniem działania,
albo też podejmowaniem działania odwrotnego do wymaganego,
skrycie spychają ludzkość ku
samozagładzie lat 2030-tych.
Fot. #K3abc:
Oto zdjęcia, dokumentacja i moja
interpretacja tropu białych śladów kroczenia UFOnauty wtelekinetyzowanych
w nadal ciemny, bo niedawno wylany, asfalt nowozelandzkiego chodnika
z miasteczka Petone. Z wyliczeń zaprezentowanych powyżej w punkcie
#K3 wynika, iż UFOnauta ten był ponad 3-metrowego wzrostu, stąd
najprawdopodobniej pochodził z ludzkopodobnej rasy "Orionian" jaka
zarządza całością okupacji Ziemi i innych planet przez konfederację
szatańskich UFOnautów, a stąd z rasy bardzo rzadko raportowanej
nawet w literaturze UFOlogicznej. Ten gigantyczny UFOnauta
prawdopodobnie inspektował miasteczko Petone zaledwie około
100 metrów od mojego mieszkania spacerując po chodniku w
niewidzialnym dla ludzkich oczu "stanie telekinetycznego migotania"
opisywanym dokładniej w punkcie #C1 z mojej innej strony o nazwie
dipolar_gravity_pl.htm -
jaki to stan pozwala UFOnautom na przenikanie przez mury i płoty.
Pełną dokumentację białych śladów jakie pędniki z butów jego
telekinetycznego napędu osobistego drugiej generacji wtelekinetyzowały
w ciemny asfalt niemal nowego nowozelandzkiego chodnika wylanego
zaledwie około czterech miesięcy wcześniej prezentuję tutaj na szeregu
zdjęć, trzy z których (tj. #K3a, #K3b i #K3c) trwale wyświetlam powyżej,
pozostałe zaś czytelnik może sam sobie wyświetlić klikając na ich zielone
linki jakie umieszczam w poniższych ich opisach.
Fot. #K3a (góra).
Zdjęcie końcowego fragmentu tropu tego UFOnauty na
nowym asfalcie chodnika. Jeśli czytelnik ma trudności
z odnotowaniem położenia poszczególnych śladów jego
tropu, to na odmiennym zdjęciu
Fot. #K3a22 (kliknij na ten link aby je zobaczyć)
położenie indywidualnych śladów tropu celowo oznaczyłem
kolorowymi platykowymi numerkami, ostanią zaś, 22-gą ich
plamę oznaczyłem literką X. Odnotuj tam iż na części tropu
UFOnauta podchodzi aż tak blisko płotu, że jego ciało musiało
przenikać przez materię płotu, jednak NIE zmieniło to rytmu
ani wzajemnych odległości jego śladów. To ujawnia jak
doskonały jest "
stan telekinetycznego migotania", do opisów
którego linkuję jego nazwą w skorowidzu badanych pojęć ze strony
skorowidz.htm.
W stanie tym, obiekty z materii stałej przenikane przez UFOnautę
używającego napędu telekinetycznego, NIE stawiają przechodzącej
przez nie istocie żadnego oporu ani fizykalnej siły. Po tej ostatniej
z białych plam tego tropu, dalszych śladów już NIE ma - choć ów
nowy ciemny chodnik został wylany przez znaczną jeszcze
długość owej ulicy. To zaś ich zniknięcie dokumentuje
iż UFOnauta poderwał się do lotu w powietrzu używając
swego "napędu osobistego" i albo dalsze inspektowanie
Petone odbywał już "z lotu ptaka", albo też powrócił na
pokład swego "prezydenckiego" UFO "władcy świata" -
w którym oblatywał inspektowane przez siebie "posiadłości"
na Ziemi i na innych planetach. Zdjęcie to wykonałem
w kierunku wschód (E) ku zachodowi (W). Najwyraźniej
ilustruje ono ostatnie stąpnięcie UFOnauty (jakby wynikłe
z silniejszego pola jego napędu niż w poprzednich krokach)
widoczne tuż przed wybrzuszeniem rozlanej czarnej smoły
kończącej ten fragment odnowionego chodnika. Ponadto
ilustruje też odcinek tropu wiodący do tego ostatniego
stąpnięcia a idący wzdłuż płota. Najwyraźniejsza widoczność
białawych plam tego tropu jest przy ich oglądaniu w nieco
zaciemnionym pomieszczeniu i na czystym ekranie komputera,
a jeszcze lepiej przy ich oglądaniu np. po znacznym powiększeniu
zdjęcia. (Jak najłatwiej powiększać zdjęcie wyjaśniam
pod koniec wstępnej części do niniejszej strony.)
Fot. #K3b (środek).
Oto zdjęcie pokazujące jeden z również ułożonych krocząco
śladów UFOnauty - tyle że używającego magnetyczny napęd
osobisty. (Napęd taki opisałem i zilustrowałem np.
na
Fot. #H3 z mojej strony o nazwie
wszewilki.htm
zaś ślad jaki on pozostawia - np. na
Fot. #D18
z innej strony o nazwie
wroclaw.htm.)
Ślad ten pozostawiony został na podłodze z płytek PWC
w mieszkaniu Jerzego Wasilewskiego z Wrocławia,
Polska, w dniu 4 września 1979 roku. UFOnauta jakiego
inspekcja tamtego mieszkania wypaliła owe ślady należał
do
rasy "zmora", niewiasty której są około 80 cm
wzrostu, zaś mężczyźni mogą dorastać nawet do 120 cm wzrostu.
Tamte wrocławskie ślady średnio miały około 13 milimetrów
średnicy i uwidaczniały czarny zafalowany wzór na swej
powierzchni - co sugeruje iż były one uformowane przez
pędnik napędu magnetycznego. Oryginalnie powyższy ślad
jest pokazany i omówiony na
Rys. R6 z tomu 14 mojej
monografii [1/4].
Fot. #K3c (dół).
Oto zdjęcie zbliżenia pojedyńczego śladu wtelekinetyzowanego
w asfalt NZ chodnika przez pędnik z podeszwy buta "telekinetycznego
napędu osobistego" omawianego tu UFOnauty ponad 3-metrowego
wzrostu. Wszystkie ślady tego UFOnauty, niezależnie czy z lewej czy
też z prawej nogi, ukazują sobą niemal identyczny wzór, jaki ujawnia
zasadę działania użytą w całym symetrycznym napędzie osobistym
tego UFOnauty. Ślady te mają kształt białej jakby plamy wtelekinetyzowanej
(czyli jakby wtopionej) na powierzchnię ciemniejszego alsfaltu, w
kształcie jakiego daje się dopatrzyć zaokrąglony zarys ośmioboku -
czyli zarys wylotu telekinetycznego pędnika używającego ośmiobocznej
komory oscylacyjnej
pokazanej na
Rys. F8 z tomu 2 mojej
monografii [1/5].
Poza obrębem podeszwy buta tego UFOnauty niekiedy wtelekinetyzowane
były mniej wyraźne plamy, jedną z których na zdjęciu #K3c dotyka dolny-lewy
narożnik linijki z cyfrą 30 mm. Średnica białej plamy każdego śladu wynosiła
około 7 cm. Gdyby więc przyjąć bardzo zgrubne założenie, że średnica wylotu
z pędnika w butach musi być proporcjonalna do wzrostu rasy osób jakie ów
pędnik będzie unosił, oraz pamiętając iż wrocławski ślad o średnicy około 13
mm pokazany i omówiony na
Fot. #K3b był wypalony przez pędnik
unoszący około 80 cm wysoką UFOnautkę z rasy "zmora" opisywaną też
w punktach #K1 i #K2 niniejszej strony, wówczas możnaby wyliczyć iż
omawiane tu ślady były wtelekinetyzowane w asfalt NZ chodnika przez
pędniki w butach budowane dla UFOnautów o wzroście około 4 metrów.
Ponieważ jednak konstrukcja pędników telekinetycznych jest znacznie
bardziej skomplikowana, a stąd i obszerniejsza, niż u pędników magnetycznych
tutaj pokazywanych i omawianych na
Fot. #K3b, dokładny
wzrost dla jakiego są one budowane zapewne będzie nieco niższy niż ten
wyliczony powyżej na podstawie śladu od pędnika czysto magnetycznego.
Fot. #K3d (kliknij na niniejszy zielony link aby je oglądnąć).
Oto widok całego tropu śladów UFOnauty po tym samym odcinku
chodnika jak pokazany na
Fot. #K3a powyżej, tyle że tym
razem sfotografowanych w kierunku od zachodu (W) ku wschodowi (E),
czyli w kierunku "spaceru" tego inspektującego UFOnauty. Ponieważ
istnieje raczej nikły kontrast pomiędzy owymi śladami a ciemnym
asfaltem chodnika, najlepiej ślady te odnotować po powiększeniu
powyższego zdjęcia. (Jak dokonywać powiększania zdjęć wyjaśniłem
na końcu części WSTĘPnej do niniejszej strony.) Przykładowo,
najłatwiej odnotować ślad położony blisko środka dolnej krawędzi
tego zdjęcia, leżący na lewo od roku 2022 jego daty w kierunku
jakie godzinowe wskazówki zegarów pokazują o godzinie 10.
Następny widać w kierunku zdążania chodnika. Trzeci z kolei
widać na lewo od kwadratowego białego zaworu wodociągowego
przy płocie. Dalsze wężowo wijące się tropy podobnych do
poprzednich śladów najpierw skręcają jakby w kierunku słupa
elektrycznego i jezdni, potem zaś zakręcają w kierunku ku płotu.
Jeśli zaś czytelnik ma trudności z odnotowaniem położenia
poszczególnych śladów tego tropu, to na odmiennym zdjęciu
Fot. #K3d22 (kliknij na ten link aby je zobaczyć)
położenie indywidualnych jego śladów celowo oznaczyłem
kolorowymi platykowymi numerkami, pierwszą zaś ich plamę
z tego odcinka chodnika oznaczyłem literką X.
Fot. #K3e (kliknij na niniejszy zielony link aby je oglądnąć).
Zdjęcie podobne do
Fot. #K3d tyle iż wykonane
innego dnia i przy innym położeniu słońca. Wykonałem
je z nadzieją iż ukaże ono stąpnięcia, które niezbyt wyraźnym
kontrastem uwidaczniały zdjęcia
Fot. #K3a
i
Fot. #K3d. Zarówno bowiem w dzień słoneczny
jak i w pochmurny, na zdjęciu wykonanym telefonem
komórkowym jakim dysponowalem i jaki nadrukowywał
datę i godzinę wykonania zdjęcia, bardzo trudno jest
odróżnić te ślady od powierzchni asfaltu, chociaż oglądane
"gołym okiem" na tym niedawno wylanym nowym asfaltem
chodniku wprost "rzucają się" one w oczy. Moim zdaniem
najlepiej ślady te widać przez słonecznym dniu jednak
kiedy równocześnie znajdą się już w cieniu - tak jak na
Fot. #K3a i
Fot. #K3d. Jednak nawet
wówczas aby je zobaczyć trzeba mieć bardzo czysty
ekran komputera i najlepiej dodatkowo je powiększyć.
Fot. #K3f (kliknij na niniejszy zielony link aby je oglądnąć).
Oto słabo widoczny na tle nieco wyblakłego już asfaltu
chodnika, białawy ślad stąpnięcia omawianego tu ogromnego
UFOnauty. Ślad ten znajduje się tuż przy podmurowaniu
płotu, zaś następne podobne do niego stąpnięcie już w głębi
chodnika wskazuje iż powstał on kiedy UFOnauta przenikał
przez ów płot gdy wychodził z jednopiętrowego domu jaki
płot ten ogradza. To zaś jest dowodem iż tamten UFOnauta-podglądacz
przenikający w tym miejscu przez podmurowany płot od ulicy
odgradzający jednopiętrowy dom, wyszedł przez mur i płot
właśnie z tego domu. Czyli zapewne podglądał co dzieje się
w sypialniach na piętrze owego budynku, gdzie z powodu swego
ponad 3-metrowego wzrostu mógł się rozglądać bez potrzeby
przykucnięcia - jakie dla "władcy ludzkości" byłoby zbyt degradujące
jego "ego". Aby czytelnik odnotował ten wyłaniający się z
podmurowania płotu pierwszy ślad stąpnięcia owego UFOnauty,
położyłem pod nim kawałek mojej przeźroczystej linijki. Po powiększeniu
owego zdjęcia ów ślad jest relatywnie dobrze widoczny. Następne
ze stąpnięć tego UFOnauty, które także zmieściło się na zdjęciu
Fot. #K3f jest trochę poniżej i na lewo od tego oznaczonego
linijką śladu, na około 2/3 odległości linijki od napisu rok 2022.
Dalej ślady te wiodą ku lewej krawędzi zdjęcia, czyli ku owemu
nowo-wyasfaltowanemu odcinkowi chodnika, gdzie rzuciły mi
się w oczy i gdzie łatwiej niż powyżej mogłem udokumentować
je na zdjęciach od
Fot. #K3a do
Fot. #K3e.
Jeśli na powyższym zdjęciu czytelnik będzie miał trudności z
odnotowaniem położenia poszczególnych śladów tego tropu,
to na odmiennym zdjęciu
Fot. #K3f22 (kliknij na ten link aby je zobaczyć)
położenie indywidualnych jego śladów celowo oznaczyłem
plastykowymi numerkami żółtego koloru, pierwszą zaś ich
plamę położoną tuż przy podmurowaniu płotu, czyli tę która
razem z następną plamą dokumentują faktyczne przenikanie
tego UFOnauty przez mur na asfalt owego chodnika,
oznaczyłem żółtą literką X.
Fot. #K3h (kliknij na niniejszy zielony link aby je oglądnąć).
W drodze powrotnej z mojej ekspedycji fotografowania tych śladów
sfotografowałem także jak po upływie niemal 7 miesięcy wygląda owo
wytopienie w asfalcie trzypalcowej stopy UFOnautki z rasy "zmora" - jakie
dokładniej omówiłem w podpisie pod
Fot. #K1a niniejszej strony
(o którym jednak nadal NIE słyszałem aby odnotował je także ktokolwiek
inny niż ja - chociaż w międzyczasie przechodziły po nim tysiące dzisiejszych
ludzi o jakich Biblia stwierdza iż
mają oczy i patrzą a NIE widzą).
Odnotuj, że powyżej na niniejszej stronie w podpisie pod
Fot. #K1e
omawiam też przypadek udokumentowania wielkoludowego rodzaju pokazywnej
niniejszym zdjęciem trzypalcowej stopy agresywnej UFOnautki z rasy "zmora".
Tamtą ogromną i też trzypalcową stopę w 1988 roku odcisnął w błocie około
2.5-metrowy UFOnauta-potwór o zielonej cętkowanej skórze i czerwono jarzących
się oczach, koło miejscowości Bishopville w South Corolina, USA. Potwór ten na
okolicznych bagnach zaatakował nocą miejscowego studenta - na szczęście
student zdołał mu umknąć w swoim samochodzie. Następnego dnia miejscowy
policjant znalazł ślady tamtego szponiastego potwora i wykonał odlew odcisku
jego stopy. Odcisk ten, wraz z opisami obserwacji tego potwora lokalnie
nazywanego "Lizard Man", do dzisiaj stanowi wysoce atrakcyjny eksponat w
"
South Carolina Cotton Museum"
znajdującym się w owej miejscowości Bishopville, USA - patrz
Fot. #K1e .
Fot. #K3i (kliknij na niniejszy zielony link aby je oglądnąć).
Oto zdjęcie sporego kwiatu jaki zobaczyłem na płocie w bliskości
omawianych tu śladów UFOnauty-giganta, kiedy lustrowałem pobliskie
uliczki w swych sprawdzeniach czy ulatujący w powietrze UFOnauta
NIE wylądował też ponownie gdzieś w pobliżu aby kontynuować
swoją "inspekcję" miasteczka Petone - jednak następnej porcji
jego śladów już NIE znalazłem. Moje inżynierskie nawyki i wiedza
wzbudziły mój zachwyt nad kompleksowością konstrukcji i różnorodnością
elementów zawartych w środku tego kwiatu. Jakże przy istnieniu
takich kwiatów, ciągle zwolennicy tzw. "ewolucji" pozwalają się
zaprogramować telepatycznie lub hipnotycznie wmuszanym w ludzkość
przez ateistycznych UFOnautów przekonaniem iż aż tak kompleksowy
i piękny kwiat powstał jedynie w wyniku szeregu "przypadków" jakoby
naturalnej ewolucji. A wcale ów kwiat NIE jest ani aż tak piękny ani też
aż tak kompleksowy jak ciała ludzkie, czy też ciała wielu innych stworzeń.
Tak nawiasem mówiąc, to właścicielka ogrodu po płocie którego owa kwitnąca
roślina się wspinała, poinformowała mnie iż jego orginalna nazwa (z Indii) brzmi
"
Krishna Kamal, Passion Flower".
Dla Indyjczyków ma on religijne konotacje, aczkolwiek jego owoce są też jadalne.
Przykładowo, na górze kwiat ten ma trzy mostkowe pręciki, jakie symbolizują
nadrzędną Trójcę Boga. Z kolei naokoło ma on dokładnie 100 cienkich
niebieskich płatków, oraz 10 dużych białych palców - tak jakby kwiat
ten był położony na dwie ludzkie dłonie miłością lub przyjaźnią splecione
ze sobą wszystkimi 10 palcami.
#K4.
Oto zdjęcia serii 4 śladów jakie lądujący w poprzek
NZ chodnika trzeci z kolei UFOnauta wtopił w asfalt
w odległości rzutu kamieniem od mojego mieszkania:
Motto:
"Skoro na długim tylko około 100 metrów odcinku jednej NZ
ulicy, moje powtarzalne tam spacery zaowocowały wykryciem
i udokumentowaniem aż trzech odmiennych serii śladów UFOnautów
wtopionych w asfalt chodnika jednak chronicznie przeaczanych
przez innych przechodniów, można sobie wyobrazić ile owych
śladów jest nieustannie przeaczanych przez mieszkanców całego
świata - tylko ponieważ po chodnikach ich miast ja NIE spaceruję,
stąd którzy zaabsorbowani aktualnymi zagrożeniami ich bytu typu
brak "pieniędzy" i żywności, wojny, kłamstwa polityków, wyzysk
przez elity, wyczerpywanie się naturalnych bogactw, zmiany klimatu,
chemikalia, plastyk, nowe choroby, pogarszanie się zdrowia całej
ludzkości, oraz inne problemy celowo postwarzane ludzkości przez
skrycie okupujących ją ludzko-podobnych krewniaków z UFO aby
odciągnąć uwagę ludzi od faktu bycia eksploatowaną przez owych UFOnautów,
mieszkańcy ci przeaczają brak swej niepodległości i tragizm bycia
sekretnie eksploatowanymi przez naszych kosmicznych krewniaków,
którzy wprawdzie osiągnęli już aż tak wysoki poziom zaawansowania
technicznego iż dla naszego prymitywnego postrzegania pozostają
niewidzialni i o niemal nadprzyrodzonych możliwościach, jednak
moralnie nadal pozostają całkowicie upadli."
(Esencja wnioskowania jaka dokumentuje ogrom siły i środków
naszych krewniaków z planet Oriona zaangażowanych w skryte
pozyskiwanie
"energii moralnej" od mieszkańców Ziemi,
oraz istotność owej energii dla wydłużania leniwego życia tych
UFOnautów kosztem skracania długości życia ludzi z jakich
energię tę oni wysysają swymi
"komorami zimna".
Ponadto wnioskowanie to ilustruje jak wszechwładny jest nasz
Bóg, który aby wesprzeć opisywane tu udokumentowanie skrytej
okupacji Ziemi potrafił spowodować iż UFOnauci pozostawili
powyższe ślady w miejscach po jakich ja często spaceruję i stąd
byłem w stanie ślady te odnotować, pomierzyć, sfotografować i zinterpretować.)
Około połowy stycznia 2023 roku kolejny sztorm i zimne
wiatry spod Antarktydy zmusiły mnie do spaceru po tej
samej ulicy na jakiej półtora miesiąca wcześniej odnotowałem
i udokumentowałem ślady UFOnauty opisane w #K3 do
#K3h powyżej na niniejszej stronie. Uszedłem zaledwie
odległość rzutu kamienia od swego mieszkania, kiedy
dostrzegłem wytypione w poprzek chodnika cztery ślady
UFOnauty jakich tylko kilka dni wcześniej tam NIE było.
Fotografie tych śladów pokazałem na
Fot. #K4abc
poniżej. Analiza owych śladów wykazała iż UFOnauta
około 3-metrowego wzrostu przylatujący do tego miejsca
w powietrzu od południa, wylądował tam na chodniku,
formując owe ślady, poczym wniknął poza ogrodzenie
prywatnej posiadłości, w której NIE byłem w stanie już
analizować jego postępowania aby NIE być oskarżonym
o tzw. "transpassing" - tj. o "wtargnięcie" (termin prawniczy).
Na posiadłości tej stał parterowy dom mieszkalny jednak
pod dwuspadowym dachem posiadający wysoki strych
zdolny pomieścić UFOnautę o ponad 3-metrowej wysokości.
Ponieważ na owym strychu ktoś mógł wówczas właśnie
przebywać czy spać, wolno więc zgadywać iż ów niewidzialny
dla ludzkich oczu UFOnauta mógł wylądować w owym miejscu
aby np. tam zaglądnąć. Alternatywnie, UFOnauta ten mógł
mieć zwyczaj wygodnego kładzenia się na podłodze owego
strychu w oczekiwaniu wygodnego dla jego intencji momentu,
poczym po przeniknięciu swą głową sufitu sypialni z
parteru możliwym dzięki
"stanowi telekinetycznego
mogotania" w jaki wprowadzał go jego napęd osobisty,
mógł on z góry obserwować co dzieje się w owej sypialni,
a także mógł łatwo hipnotyzować śpiących tam mieszkańców.
Odnotuj iż podczas dokumentowania niniejszych śladów
efektywność moich działań ograniczały wszystkie te same
braki, trudności i niebezpieczeństwa jakie opisałem w #K3 iż
utrudniały tamte moje badania i dokumentowanie. Dlatego
minęło aż około 10 dni zanim nadeszła pogoda i wymagane
warunki świetlne, a także brak postronnych widzów którzy
mogliby niewłaściwie zareagować na moje wysiłki badawcze,
zanim udało mi się wykonać pierwsze nadające się do
opublikowania zdjęcia owych śladów, jakie przytaczam poniżej.
Fot. #K4abc: Oto zdjęcia, opisowa dokumentacja
i moja interpretacja tropu 4 śladów kroczenia UFOnauty wtopionych
w asfalt w poprzek chodnika w odległości rzutu kamieniem od mojego
mieszkania. Dla ułatwienia rozróżniania pomiędzy poszczególnymi
śladami, przed ich sfotografowaniem poukładałem przy nich żółte
platykowe oznakowania. I tak ślad z prawego buta w miescu
wylądowania oboma nogami na asfalcie chodnika tuż za krawężnikiem
jezdni oznaczyłem żółtą literką "X", zaś położony przy nim ślad z
lewego buta - żółtą cyfrą "0". Następny, położony około środka
szerokości chodnika (patrz Fot. #K1b), ślad pierwszego stąpnięcia
prawą nogą tego UFOnauty oznaczyłem żółtą cyferką "1", zaś
ostatni (czwarty - patrz Fot. #K4c) ślad stąpnięcia lewą nogą tuż
przy murku ogrodzenia i wejścia do prywatnej posiadłości oznaczyłem
żółtą cyferką "2". Kliknij na wybrane zdjęcie aby móc je sobie powiększyć -
tak jak wyjaśniłem to pod koniec WSTĘPnej części do tej strony.
Fot. #K4a.
Wykonane dnia 2023/1/25 zdjęcie wszystkich czterech
śladów uformowanych w poprzek chodnika przez lądującego
tam UFOnautę o ponad 3-metrowym wzroście, jaki używał
dokładnie tego samego napędu osobistego jak UFOnauta
formujacy ślady udokumentowane w #K3 do #K3h powyżej
na tej stronie. Tyle iż UFOnauta formujący powyższe ślady
nadleciał od południa w tzw.
"trybie bijącym" swego
napędu osobistego. Stąd pędniki w jego butach nadtopiły asfalt
chodnika ale go NIE natelekinetyzowały na biało. Aby bowiem
asfalt ten natelekinetyzować, użyty musiałby być
"tryb
wiru magnetycznego", który taki napęd osobisty wytwarza
tylko podczas lotów (albo chodzenia zabezpieczanego wirem)
w kierunkach równoleżnikowych - po szczegóły patrz opisy
obu tych trybów pracy magnetycznego napędu podane w
podrozdziałach G6.2 do G6.3.3 i G10.1 do G10.2 z tomu 3 mojej darmowej
monografii [1/5].
Odnotuj iż aby czytelnik łatwiej mógł odnotować położenia
poszczególnych śladów owego UFOnauty, poukładałem przy
nich żółte plastykowe numerki od 0 do 2, zaś przy śladach
w miejscu gdzie lądujący UFOnauta dotknął chodnika obu
swymi butami położyłem też żółtą plastykową literkę X.
Fot. #K4b.
Zdjęcie środkowego z czterech śladów, oznaczonego cyfrą "1"
a odległego o około 100 cm od końca prawego "X" z pary
śladów w miejscu pierwszego styku obu butów UFOnauty
z asfaltem chodnika. Wszystkie ślady wykazuja pochodzenie z
ośmiobocznej Komory Oscylacyjnej
o średnicy wylotu około 7 cm i o niemal identycznym wzorze
wytopienia asfaltu, jak wzór udokumentowany na
Fot. #K3c
powyżej. Tyle tylko iż albo inercja wyhamowania szybkiego
lotu tego UFOnauty, albo też magnetyczne powiązania
pulsującego pola z pędników w butach z polem magnetycznym
Ziemi, spowodowało poślizg i niewielkie powydłużenie
obu śladow "X" i "1" z jego prawego buta. Natomiast oba
ślady "0" i "2" z lewego buta (szczególnie "2" położony tuż
przed murkiem ogrodzenia posiadłości - patrz
Fot. #K4c
poniżej) mają w przybliżeniu zaokrąglony obrys, taki
jak ślad z
Fot. #K3c powyżej. Odnotuj iż
fragment linijki położony pod powyższym śladem
"1" jest ustawiony swą długością od południa czyli od
kierunku z którego ów UFOnauta przyleciał w powietrzu,
ku północy czyli ku położeniu prywatnego budynku
poza ogrodzeniem widocznym na
Fot. #K4a
powyżej, dla zaglądnięcia do wnętrza którego ów
UFOnauta najwyraźniej przyleciał i wylądował w
udokumentowany tymi zdjęciami sposób.
Fot. #K4c.
Zdjęcie najbliższego do murka ogrodzenia, czwartego z czterech
śladów, oznaczonego cyfrą "2" a odległego o około 76 cm od
końca śladu "1" z
Fot. #K4b powyżej. Odnotuj iż obrys
tego śładu jest niemal okrągły i jest bardzo podobny do obrysu
śladu z
Fot. #K3c niniejszej strony. Obrys ten bowiem
odwzorowuje przebieg obwodów pulsującego pola magnetycznego
jakie łączą wylot pędnika w butach tego UFOnauty z wylotami
pędników w jego pasie lub epoletach - tak jak wyjaśniają to ilustracje
z
Rys. E1 do
Rys. E3 w tomie 2 mojej darmowej
monografii [1/5].
#K5, blog #364.
Zdjęcia śladów wtelekinetyzowanych w stary asfalt podjazdowej drogi do mojego
mieszkania przez pędniki trzeciej generacji z obcasów butów gigantycznego
UFOnauty z planet Oriona zdolnego zmieniać upływ czasu, skrytą inwazję niewolników
którego na moje mieszkanie i na miasteczko Petone obserwuję od 31 maja 2023 roku:
Streszczenie: Drogi czytelniku. Aby poznać i zrozumieć prawdy
jakie krótko streściłem w niniejszych od #K5 do #K5e, zajęło mi to aż
77 lat wysoce "twardego życia". Stąd na przekór iż jedna z tych prawd
stwierdza, że niemal nikt NIE akceptuje prawdy jaka została mu
ujawniona przez innego równie przecież jak on omylnego i niedoskonałego
bliźniego (np. mnie), a prawda ta musi być mu "wystukana w głowę"
doświadczaniem rzeczywistych zdarzeń twardej edukacji serwowanej
nam przez samego wszystko-wiedzącego Boga, ciągle poniżej streszczę
esencję wyników 77 lat poznawania tych prawd. Poświęć więc te kilka
minut na poznanie co tu napisałem, aby potem kiedy Bóg zacznie ci serwować
edukacyjne przeżycia "wystukujące w głowę" te same prawdy metodami
osobistych doświadczeń, przyszło ci już znacznie łatwiej je zrozumieć.
Wszakże żyjemy dziś w rodzaju
"kokonu
kłamstwa" - tak jak to już wyjaśniłem dokładniej we
wskazywanym poniżej wpisie #360 do blogów totalizmu - treść
jakiego możesz też poznać np. z
"
tomu O" mojej publikacji [13].
NIE możesz jednak liczyć iż prawdy te ci ujawnią ci którzy za to
biorą "pieniądze" jakie są nasiąknięte złem tysięcy lat używania ich
jako narzędzi eksploatowania i krzywdzenia bliźnich - co powoduje
iż do "pieniędzy" obecnie zawsze już duchowo przywiązane są m.in.
obligacje oraz kultura i duchowa nieczystość wymogu okłamywania -
np. patrz werset 6:10 z "1 Tymoteusz" w Biblii. Swe wyjaśnienia zacznę
tu od zgadnięcia iż prawdopodobnie tak jak ja kiedyś, zapewne i ty
NIE za bardzo garniesz się do czytania Biblii - jaka tak naprawdę
to jest jedynym dostępnym na Ziemi źródłem absolutnie niezawodnej
prawdy, chociaż mądrze i dalekowzrocznie zakodowanej aby tym
chronić Biblię przed cenzurą jej treści przez praktykujących zło. Niestety,
do czytania Biblii zniechęcają nas wszelkie jawne i ukryte przeprogramowania
ludzi. Stąd zapewne NIE odkryłeś jeszcze, że jednym z najważniejszych
wersetów Biblii jest 11:23 z "Ew. w/g św. Łukasza" - w jakim Bóg za
pośrednictwem Jezusa nas ostrzega:
Kto nie
jest ze mną, jest przeciwko Mnie; a kto nie zbiera ze Mną, rozprasza.
Najkorzystniej to zaś zapewne rozumieć, że:
jeśli
NIE udowodnisz swym postępowaniem iż "jesteś z Bogiem" i "z Nim
zbierasz" (wykazując tym przeciwieństwo bycia "przeciwko Niemu"
i "rozpraszania") poprzez ochotnicze wypełnianie z czystej miłości
do Boga, bliźnich i natury wszystkich Jego "10 Przykazań", wówczas
grozi ci iż będziesz przez Boga "pozbawiony przywilejów" jakie są
istotne dla wyników twego życia - tak jak wyjaśniłem to we wpisie
#362 do blogów totalizmu. W rezultacie gro czasu swego życia NIE
będziesz przez Boga broniony ani ukierunkowywany.
Innymi słowy, będziesz wówczas wystawiony na bycie manipulowanym
przez anty-ludzkie "moce zła" - do jakich zaliczają się wszyscy źli ludzie
(czyli wszyscy ludzie którzy też są "przeciwko Niemu") oraz istoty
jakie sekretnie tymi "przeciwko Niemu" ludźmi manipulują. Poniżej
w tym #K5 do #K5e krótko więc wyjaśnię jak najprościej udowodnić
iż jednak "jesteś z Bogiem", potem zaś krótko zilustruję ci kolejną
porcję materiału dowodowego poszerzającego dowody, które uprzednio
już opublikowałem i na które powołuję się tutaj i w punkcie #K6 tej
strony, a które ujawniają kolejne z metod działania i kolejne z urządzeń
technicznych jakie używają w swej sekretnej inwazji na ludzkość owe
skrycie manipulujące ludźmi i do kości przesiąknięte złem istoty faktycznie
będące naszymi kosmicznymi krewniakami z planet Oriona.
Motto: "Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł,
aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu."
(Prawda wersetów Biblii: 10:45 Marka, 20:28 Mateusza, 22:27 Łukasza, 1:25 Rzymian -
która podkreśla główną różnicę pomiędzy pozytywnym praktykowaniem filozofii
chrześcijaństwa i totalizmu upominających iż Bóg dał nam życie w świecie materii abyśmy nauczyli się ochotniczo dawać i służyć bliźnim,
a negatywnym praktykowaniem filozofii
pasożytnictwa postulującej wymuszanie na innych siłą lub podstępem aby to oni nam dawali i służyli.)
Zakładam czytelniku iż jesteś świadomy, że ludzkość jako całość a
także każdy indywidualny z ludzi, świadomie lub nieświadomie od
początku swego istnienia bierze czynny udział w śmiertelnych zmaganiach
dobra ze złem. Jeśli zaś nadal tego NIE odnotowałeś - uważniej
wysłuchaj dowolny przegląd wiadomości ze świata, np. dowolny
dziennik telewizyjny. W zmaganiach tych
po stronie dobra
walczą ze złem głównie osoby, które uznają i szczerze wierzą iż Bóg
jest wszechmocną żyjącą, myślącą, obserwującą i twórczą Istotą,
żyjącą w świecie odrębym od naszego świata materii - jaki przez
religie jest nazywany "niebo". To też na wzór Boga każdy z ludzi
jest stworzony. Stąd ów myślący, obserwujący i twórczy Bóg każde
swe działanie i interwencję tak uważnie projektuje, aby służyła ona
dobru wszystkich obecnych i przyszłych ludzi, a także innych
mieszkańców naszego "świata materii". Natomiast
po stronie
zła zwalczają nas głównie nasi ateistyczni krewniacy z planet
Oriona (przez religie zwani diabły, upadłe anioły Lucyfera, demony,
itp., zaś przez ludzi obecnie najczęściej zwani UFOnauci) oraz ich
ludzcy pomocnicy jakich nasi materialni krewniacy z Oriona zdołali
przeprogramować na swój ateizm albo nakazami hipnotycznymi lub
telepatycznymi, albo też sekretnym tzw. "opętaniem" (patrz blog #363)
lub innymi sposobami wymuszania, oszustwa czy przekupstwa - przez
tychże krewniaków z Oriona serwowanymi ludziom za pomocą ich
zaawansowanej techniki lub pogańsko zwodzących religii jakie postwarzali
oni na Ziemi, tak jak wyjaśniam to szczegółowiej np. we wpisach od
#363 do #359 do blogów totalizmu oraz w publikacjach z jakich wpisy
te zostały adaptowane. Wszyscy walczący po stronie zła w głębi ducha
są ateistami, nawet jeśli sami uważają iż praktykują jakąś religię, tj.
wyznają przekonanie obecnie wmuszane ludziom przez oficjalną
naukę ateistyczną iż we wszechświecie wszystkim rządzą tylko przypadki
lub jakieś ślepe prawa natury podobne do tych manifestowanych
np. w oddziaływaniach pomiędzy pozytywnymi i negatywnymi
ładunkami, zaś wszystko co się przydaża (np. życie, ewolucja) jest
wyłącznie efektem skomplikowanych zadziałań ślepych praw i przypadków.
O tym zaś, że tego typu ateistyczna wiara została ludziom wmuszona
przez naszych krewniaków z Oriona, poświadcza m.in. sposób na
jaki jeden ich UFOnauta w wypowiedzi oznaczonej N-116 z podrozdziału UB1
w tomie 16 mojej monografii [1/5]
stara się działaniem prawa pozytywu i negatywu wyjaśnić nadludzko
mądre działanie moralnego Prawa Bumerangu (zwanego także
Prawem Karmy)
nowozelandzkiej uprowadzonej do UFO o pseudonimie Miss Nosbocaj.
Tymczasem faktycznie wszystko co dzieje się w naszym "świecie materii"
jest twórczo, mądrze i dalekowzrocznie tak zaprojektowane przez Boga,
aby pośrednio lub bezpośrednio służyło przyszłemu dobru. Jednocześnie
Biblia zainspirowana przez naszego Boga zawiera wytyczne jak postępować
aby NIE pomagać mocom zła, oraz ostrzega co się stanie jeśli ktoś
NIE będzie przestrzegał tych wytycznych, a np. spowoduje iż dla zysku,
władzy, sławy, itp. (np. patrz Biblia, Księga Wyjścia - werset 21:29,
Księga Psalmów - werset 109:13-19, Mądrość Syriach - werset 23:18-27,
oraz szereg jeszcze innych z podobnymi ostrzeżeniami) komuś będzie
wyrządzone zło z powodu jego produktu lub działalności, nawet jeśli
osobiście zła tego on sam NIE wyrządzi własnymi rękami. Zgodnie bowiem
z Biblią, ów ktoś będzie wówczas surowo ukarany razem z aż kilkoma
pokoleniami jego potomków. Odnotuj jednak iż aby tego typu ukaranie
mogło być komuś sprawiedliwie wymierzone, najpierw potrzeba ustalić
czy w przyszłości dany produkt lub działalność faktycznie wyrządzi komuś
zło - co umie ustalić tylko Bóg, zaś jakieś tam
ślepe prawa pozytywów
i negatywów NIE są w stanie się dowiedzieć. Czyli ten wymóg
uprzedniego poznania przyszłości oznacza, że losami ludzi faktycznie rządzi
żywy, myślący, obserwujący co się dzieje, twórczy Bóg. Dowody zaś iż tak
właśnie sprawiedliwość jest wymierzana NIE tylko za osobiste krzywdzenie
np. łamaniem 10 przykazań Boga, ale także za produkty lub działalność
efekty których spowodują potem skrzywdzenie kogoś rękami kogoś innego,
rzucają się też w oczy w rzeczywistym życiu - i to w niemal każdym
przypadku kiedy ktoś uczyni krzywdę NIE osobiście, a rękami innych ludzi,
np. kiedy agresywnie rozpocznie wojnę,
wyśle swych agentów aby kogoś pobili lub zamordowali, zbuduje jakiś
nowy rodzaj agresywnej broni, rozpocznie produkcję jakiejś substancji
zatruwającej ludzi lub inne życie, wymyśli jakiś szkodliwy dla ludzi program
podobny np. do komputerowych tzw. cookies (tj. ciasteczek), itd., itp. Jako
jeden z najbardziej edukujących historycznych przykładów takiej sytuacji
rozważ losy Sary i Williama Winchester za zło wyrządzane ich sztucerem
"Winchester" - wyszukiwane w internecie np. słowami kluczowymi:
Sarah Winchester mystery house 1922 .
Innymi słowy, bez względu czy ktoś jest kosmitą z Oriona czy też
człowiekiem, ani czy zło czyni własnymi rękami czy też rękami kogoś
innego, zgodnie z Biblią NIE ominie go sprawiedliwa kara. To zapewne
dlatego przodkowie naszych krewniaków z planet Oriona co jakiś czas
wysadzali w powietrze całe własne planety wraz z ich mieszkańcami - tak jak
raportował nam Ś.P. Adrzej Domała w polskojęzycznym traktacie [3b] o tytule
"
Kosmiczna układanka"
(w B3 patrz tam paragraf {5500} o planecie Nerra oraz {5450} o Whistheen).
Tego więc warto być świadomym, kiedy poznaje się masowe ślady obecnej
inwazji UFOnautów na Ziemię i ich anty-ludzkich działań, opisy jakich streszczę
poniżej, chociaż upowszechnianie wiedzy o jakich istnieniu jest uparcie
wyciszane przez ludzkich decydentów jakich kontrolują owi UFOnauci,
stąd jacy pomagają UFOnautom we wyrządzaniu ogromu zła całej ludzkości -
w tym również samym tym decydentom i ich rodzinom.
Prezentację śladów UFOnauty-giganta zacznę tu od przypomnienia iż we wpisie
#360 do blogów totalizmu, a także w #D1 do #D1cd swej strony o nazwie
military_magnocraft_pl.htm,
omawiam obietnicę Boga daną nam w wersecie 8:32 z "Ew. św. Jana"
Biblii - cytuję z katolickiej "Biblii Tysiąclecia":
"i
poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli". Werset ten zawiera
bardzo mądrze zaszyfrowany w siebie
"klucz
do prawdy", jakim w przypadku
"prawdy
jaka ma nas wyzwolić" jest użycie liczby mnogiej podmiotu
tekstu owego wersetu. Chodzi bowiem o to iż pojedyńczy człowiek, ani dowolna
pojedyńcza istota rozumna, NIE jest w stanie sama dociec prawdy o sobie.
Aby więc prawdę tę dociec potrzebna jest liczba mnoga. Najlepiej wyraża
to
chińskie przysłowie jakim objaśniam punkt #B2 na swojej
stronie internetowej o nazwie
antichrist_pl.htm
a także objaśniam treść wpisu #211 do blogów totalizmu. Przysłowie
to stwierdza:
"źli mężowie zawsze mają
dobre żony, zaś dobrzy mężowie zawsze mają złe żony".
Jak bowiem wytłumaczył to punkt #A4 na mojej stronie o nazwie
god_proof_pl.htm,
zły mąż nieustannie "udoskonala" swoją żonę poprzez twarde "wychowanie"
które jej serwuje. Z kolei dobra żona może zwrotnie "udoskonalać" swego
złego męża np. dając mu swój własny przykład na czym polega "dobroć"
i dlaczego w życiu dobroć jest nieporównanie lepsza od trwania w byciu
"złym". Z drugiej strony dobry mąż nie jest w stanie "ulepszyć"
niedoskonałości swej kobiety tylko poprzez serwowanie jej swojej dobroci.
Stąd jeśli jej niedoskonałości NIE doprowadzą do rozwodu lub owdowienia
jakie z kolei mogą wymusić na niej zmianę jej motywacji i potraktowań
mężczyzn, typowo żona dobrego męża trwa w swoich wrodzonych
niedoskonałościach wynikających z "odejmującej" (negatywnej, tj. nastawionej
na branie) natury kobiecości wyjaśnionej najlepiej na przykładzie formowania
wyży i niży atmosferycznych przez męskie i żeńskie "Drobiny Boga" omawiane
we wpisach #325 i #326 do blogów totalizmu oraz w punktach #K1 i #K2 mojej strony
god_istnieje.htm,
zaś w najbardziej drastycznej formie raportowanych np. w #V2 z mojej strony
humanity_pl.htm.
Nawet jednak i wówczas niezamierzenie służy ona dobru, ilustrując innym
gotowym się uczyć kobietom żyjący wzorzec postępowań jakich powinny
one unikać ponieważ w końcowym efekcie zawsze powodują niszczenie
szczęścia osobistego i marnowanie życia.
Podobnie jak sytuacja z mężem i żoną ma się też sytuacja z naszymi upadłymi
moralnie krewniakami z planet Oriona oraz z ludzkością - tak jak opisuję to na
swych licznych wpisach do blogów totalizmu i stronach internetowych z jakich
wpisy te są adaptowane, włącznie z już wspomnianym powyżej wpisem #360,
a także z wpisami od #359 do #363, oraz z wpisem #354 adaptowanym z {11} w punkcie #H2 mojej strony
biblia.htm.
Mianowicie, będąc moralnie upadłymi, na przekór iż są także naszymi
kosmicznymi krewniakami tyle iż znacznie wyżej od nas zaawansowanymi
technicznie, owi mieszkańcy planet Oriona dają nam niesamowity "wycisk"
skrycie eksploatując nas i wyniszczając na wszelkie możliwe sposoby.
(Wykaz najważniejszych metod i sposobów na jakie owi nasi moralnie
upadli krewniacy skrycie dają nam "wycisk", wraz z krótkimi opisami
następstw każdego z owych sposobów, przytoczyłem w punktach
#L1 i #L2 oraz #M2 i #M3 ze swej innej strony internetowej o nazwie
evil_pl.htm
lub ze wpisów #361 i #363 do blogów totalizmu.) Poprzez zaś dawanie
nam tego "wycisku", w sposób dla nas trudny do zapomnienia i
wybaczenia, bowiem niewypowiedzianie bolesny, niezamierzenie
"udoskonalają" naszą własną moralność ilustrując nam naocznie i w sposób
pamiętliwy na czym zło polega. Staropolskie przysłowie wszakże stwierdza iż
"NIE ma takiego złego co by na dobre nie wyszło".
Z kolei my, znaczy ludzkość, poprzez trwanie z większym lub mniejszym
sukcesem przy zasadach życia filozofii chrześcijaństwa wskazywanych nam
przez Boga w wersetach Biblii, na swym własnym przykładzie (czyli podobnie
jak owe żony złych mężów) ilustrujemy tym naszym moralnie upadłym krewniakom
z planet Oriona na czym dobro polega i do czego ono prowadzi. Ponieważ zaś
chrześcijańskie dobro jakie my praktykujemy, nakazuje nam bezinteresownie
uznawać tych krewniaków za naszych bliźnich, niestety którzy obecnie
błądzą w swym rozwoju moralnym, być może dając im ten swój własny
przykład trwania przy wypełnianiu 10 przykazań Boga, z upływem czasu
i oni dzięki nam "udoskonalą" na lepszą swoją własną moralność. Wszakże
codzienne życie nieustająco potwierdza iż ci którzy z miłości do Boga,
bliźnich i natury ochotniczo wypełniają 10 przykazań, faktycznie już
w tym życiu doświadczają przedsmak tego co obiecuje werset 2:9 z
"1 Koryntian" w Biblii (
"to, czego ani oko nie
widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć,
jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują").
Jednocześnie wszystko to powyższe, co Bóg przygotował dla tych co Go
miłują, niestety ominie zapewne pozostałych ludzi i owych krewnych z
Oriona, ponieważ Bóg NIE wybrał tego co oni sobą reprezentują z powodów
wyjaśnianych w wersetach 1:27-28 z "1 Koryntian" w Biblii (po online
tekst katolickiej "Biblii Tysiąclecia" jaką ja zawsze cytuję, użyj np. rozkazu
http://biblia-online.pl/Biblia/ListaKsiag/Tysiaclecia .)
Jak ja się wielokrotnie przekonałem w swoim raczej "twardym"
życiu, istnieje tylko jeden sposób bronienia się przed byciem
kompletnie zniszczonym efektami dawania nam "wycisku" przez
tychże naszych moralnie upadłych krewniaków z planet Oriona.
(Czy wiesz iż wielkie piramidy Egiptu oraz osiedla niektórych Indian
kopiują sobą rozmieszczenie gwiazd Oriona i czy rozumiesz co to
oznacza?) To niezawodne bronienie się wymaga jednak zasłużenia na
obronę, opiekę i pokierowanie przez Boga. Aby jednak wszystko to uzyskać,
trzeba ochotniczo i tylko z miłości do Boga, bliźnich i natury oraz z własnej
"
wolnej woli"
wypełniać wszystkie 10 przykazań Boga, w Biblii mądrze
zakodowanych w wersetach 20:3-17 z "Księgi Wyjścia" - tak
jak przypomina to #M4 z bloga #363 i z #M1 do #M5 strony
evil_pl.htm.
Kluczem zaś we właściwym wypełnianiu 10 przykazań jest,
że wszystkie ich 10 ma ten sam poziom istotności. Znaczy,
NIE można skupiać się na wypełnianiu tylko kilku czy nawet
tylko jednego z nich (np. "NIE zabijaj"), zaś np. na ignorowaniu
innych czy nawet tylko jednego (np. "NIE kłam"). Wszakże np.
w wesecie 20:16 z owej "Księgi Wyjścia" mądrze zaszyfrowane
jest przykazanie "NIE kłam", zaś w innych wersetach Biblii
jakie wskazuję i interpretuję np. w #D1 do #D1cd ze swej strony
military_magnocraft_pl.htm
oraz we wpisie #360 do blogów totalizmu, jesteśmy jednoznacznie
ostrzegani, że za kłamanie grozi dokładnie taka sama kara
"wydeletowania duszy" (czyli "druga śmierć") jak np. za zabijanie
(np. patrz tam wersety 21:8 i 22:15 z "Apokalipsy św. Jana"
oraz 6:16-19 z "Księgi Przysłów"). Chociaż więc raczej lekko
nam przychodzi prawienie komuś komplementów np. typu
"jakże pięknie Pani dzisiaj wygląda", warto jednak być świadomym
iż w świetle owego wersetu 21:8 i innych wyrażających to
samo odmiennymi słowami, nawet chroniczne kłamanie o
formie komplementów może być równoznaczne w powodowanej
karze jaką jest w stanie spowodować jak np. zastrzelenie
owej Pani. A pamiętać trzeba, że chociaż komplementy uczą
nas nałogu kłamania, ciągle ich prawienie wcale jeszcze NIE
jest aż tak niszczycielskim dla ludzkości złem jak np.: naukowe
wmuszanie swym czytelnikom (lub powtarzanie bliźnim) iż życie
powstało w wyniku ewolucji czy wielkiego bangu zaś zarządzają
nim np. stwierdzenia teorii względności, albo jak nadużycie
swej pozycji aby nauczać innych ludzi iż szczęście przynosi
nam "branie" unikając potwierdzania prawdy Biblii iż szczęscie
daje tylko "ochotnicze dawanie", czy jak np. wyciśnięcie ze
swych klientów nieco więcej "grosza" poprzez wmówienie im
ile to kosztów się poniosło aby sprzedać im dane dobro. Innymi
słowy, już taki nawyk niby "niewinnego" ale chronicznego kłamania,
powoduje iż my wszyscy jesteśmy wysoce niedoskonali i grzeszni.
Czy więc wierząc iż należymy do wierzących w Boga osób, podjęliśmy
już czytanie Biblii aby się dowiedzieć co naprawdę Bóg od nas wymaga
(wszakże "odrzucający" wiedzę kapłani nam tego NIE ujawnią: 4:4-9
z "Księgi Ozeasza"), albo czy chociaż jeden raz w życiu wybraliśmy
się np. na swą prywatną pielgrzymkę do jakiegokolwiek świętego
obszaru jakie Bóg postwarzał w zasięgu każdego mieszkańca Ziemi
(np. patrz opisy świętego miejsca w NZ
przy celtyckim krzyżu,
jakie podałem we WSTĘPie i w #J3 do #J3v niniejszej strony) aby
nawiązać tam bliższy związek z Bogiem dzieląc się z Nim swymi myślami
i aby pomodlić się tam o wybaczenie nam naszych niedokonań i błędów
z czynienia jakich wprawdzie większość z nas NIE zdaje sobie nawet
sprawy, ale także i nigdy NIE prosi Boga o ich wybaczenie? NIE bądźmy
więc zdziwieni, kiedy np. z telewizji się dowiadujemy iż kogoś z takich
nigdy NIE modlących się o wybaczenie Bóg tym razem NIE wybronił
przed inwazją i agresją "mocy zła" - w dzisiejszych czasach zwykle
przyjmującą zmyślnie ukrytą formę technicznie spowodowanego przez
gwiazdoloty UFO: mrozu, śnieżycy, huraganu, powodzi, obsuwiska ziemi,
wypadku, tornada, trzęsienia ziemi, wybuchu wulkanu, upału, suszy,
pożaru, nieurodzaju, głodu, wojny, itp.
W niniejszym punkcie #K5 wyjaśnię, jak za pomocą szeregu zdarzeń,
każde z których wyglądało jak "zbieg okoliczności" i stąd NIE łamało niczyjej
"
wolnej woli",
począwszy od chwili opublikowania w dniu 2023/5/21 mojego
angielsko-języcznego wpisu #359 do blogów totalizmu,
adaptowanego z #J3 do #J3a mojej strony
faq_pl.htm,
Bóg tak swą nadrzędną metodą zarządzania (opisywaną w punkcie #J5
niniejszej strony) pokierował zesynchronizowaniem postępowań naszych
kosmicznych krewniaków z Oriona i moich własnych, że wypełniona
została obietnica z wyżej cytowanego wersetu 8:32 z "Ew. św. Jana"
w Biblii o poznaniu kolejnej prawdy która dopomoże aby nas wyzwolić.
Kiedy w czasie bezdeszczowej przerwy w środę dnia
2023/5/31 wybrałem się na spacer, na starym
asfalcie drogi podjazdowej wiodącej z ulicy do mojego
mieszkania odnotowałem białe plamy dwóch śladów
wytelekinetyzowanych tam przez wyloty pędników z
butów gigantycznej istoty dysponującej napędem osobistym
trzeciej generacji umożliwiającym manipulowanie upływem
czasu. W niniejszym punkcie i załączonych do niego
zdjęciach z
Fot. #K5ab ilustruję te dwa ślady
i wyjaśniam prawdy jakie one nam ujawniają. Dodam też,
że w jakiś czas później liczba tych śladów wzrosła, czyli
owa gigantyczna istota jaka je uformowała weszła w
nawyk skrytego zaglądania do mojego mieszkania.
W około dwa tygodnie po znalezieniu tamtych śladów na
podjeździe do własnego mieszkania, tj. w dniu 2023/6/16,
przed wejścien do innego domu z odległej części miasteczka
Petone, odkryłem jeszcze jedną grupę śladów gigantycznego
UFOnauty uwidocznionych oparami czarnego asfaltu na
powierzchniach niedawno wysypanych białawo-szarych
kamyków ze skrzyżowania ulic tego miasteczka. Tę jeszcze
jedną grupę śladów pokazuję i opisuję poniżej na
Fot. #K5cd .
Szokująco duża liczba wszystkich tych śladów jaką po tamtym
odkryciu zacząłem dostrzegać na ulicach Petone ujawnia istną
inwazję UFOnautów-gigantów oraz potwierdza iż nocami na
ulicach nawet tak małego miasteczka jak Petone trwa zawzięta
bitwa pomiędzy dobrem i złem, w której to bitwie zło jest
właśnie w wielkoskalowej ofensywie. Jeśli zaś w światowo
małoznaczącym Petone daje się wykryć aż tyle śladów owej
bitwy, można sobie wyobrazić co się dzieje na ulicach ogromnie
istotnych metropoli ludzkości. Wielka więc szkoda, że ludzkość
zapatrzona w celowo sadzony po całej Ziemi przez UFOnautów
symboliczny
"las który ma ukryć jedno istotne drzewo demaskowanej
tutaj prawdy" (tj. "las" taki jak coraz głębszy kryzys ekonomiczny
obecnego roku 2023, braki żywności i nieustająco rosnące ceny
wszelkich dóbr, wojna w Ukrainie i groźba nuklearnej wojny, itp.)
NIE odnotowuje bitwy dobra ze złem jaka nocami toczy się na
ulicach ich własnych miast i w ich okrytych ciemnością prywatnych
mieszkaniach. Tymczasem to owo zło, a NIE siły natury czy
ludzi jest powodem dzisiejszych coraz mroczniejszych zdarzeń.
Wszakże jak zawsze zło to czyniło, w tej bitwie dobra ze złem,
zło także podszywa się i udaje dobro. Jednocześnie zło używa
bardzo oszukańczych metod działania - przykłady jakich i obronę przed nimi
opisuję w #L1 do #L3a i #M1 do #M4 ze swej strony internetowej o nazwie
evil_pl.htm
oraz ze wpisów #361 i #363 do blogów totalizmu. Jednak NIE starając
się nawet poznawać ani prawdy o pochodzeniu owego zła, ani też metod
jakimi zło nam szkodzi, ludzie NIE potrafią przed złem tym zdecydowanie
się bronić. Brak zaś obrony w połączeniu z powodami wyjaśnionymi
we wpisie #341 do blogów totalizmu i w punktach #G3 do #G5 strony
wroclaw.htm -
jakie NIE pozwalają ludziom już odróżniać co jest dobrem a co złem,
powodują iż coraz więcej ludzi za szybko nasilające się zło obciąża
Boga. To zaś prowadzi ich do przykładania coraz mniejszej uwagi
do wypełniania 10 przykazań Boga jakie są ogromnie istotne dla
wyników bitwy dobra ze złem, a co za tym idzie do przyspieszania
pogłębiania się panowania zła nad całą ludzkością.
Ponieważ zaś dzisiejsi ludzie NIE chcą jakoś uwierzyć iż nasza
planeta jest nieustająco okupowana i eksploatowana przez
utrzymujących się w niewidzialności swą zaawansowaną
techniką naszych upadłych moralnie krewniaków z planet
Oriona, do niniejszych opisów załączam także zdjęcia z
Fot. #K5e
dostarczające nam sprawdzalnego przez niamal każdego zdjęciowego
dowodu iż Ziemia nosi na sobie przeliczne ślady i materialne
dowody nieustającej działalności opisywanych w Biblii i prześladujących
ludzkość UFOnautów gigantycznego wzrostu - którzy ku naszej
zgrozie okazują się jednocześnie być potomkami kosmicznych
przodków i najbliższych krewnych nas ludzi.
Powinienem tutaj też dodać, że moje uzyskanie pokazanych na owych
zdjęciach z
Fot. #K5e i sprawdzalnych przez niemal każdego
dowodów iż Ziemia i ludzkość jest skrycie okupowania, eksploatowana
oraz rządzona przez naszych kosmicznych krewniaków z planet Oriona
o wzroście i budowie ciał faktycznych gigantów, jest nadprzyrodzenie
związane z
cudownym naprawieniem przez
Boga mojego ulubionego zegara elektronicznego - mechanizm
jakiego został zepsuty około dnia 2023/5/31 zapewne właśnie pędnikami
napędu osobistego owego gigantycznego UFOnauty jakiego skryte
"nawiedzanie" mojego mieszkania zacząłem od wówczas obserwować,
zaś ślady pędników którego pokazałem poniżej na
Fot. #K5ab .
(Pamiętam iż zepsucie tego zegara przez UFOnautów opisałem wówczas
w którymś swoim opracowaniu - wierzę iż w punkcie #L2 ze swej strony
evil_pl.htm
oraz z wpisu #361 do blogów totalizmu. Jednak kiedy dnia 2023/9/14 pisałem
niniejszy paragraf NIE mogłem opisu tego już odnaleźć - najwyraźniej
używając tzw.
"pętli sabotażowej" opisanej w blogu #359,
UFOnauci wydeletowali temte moje opisy bowiem wiedzieli iż byłyby
przydatne przy dokumentowaniu niniejszego paragrafu. Wszakże
ich wehikuły czasu przenoszą do przyszłości i ponownie do naszych
czasów członków ich policji i służb specjalnych takich jak MIB oraz
"
kurierzy czasowi" ,
którzy donoszą im jakie odkrycia UFOnauci mają już zwalczać bowiem
działają one na szkodę ich pasożytniczych interesów na Ziemi. Razem
z wydeletowaniem owego opisu zepsucia zegara odkryłem też
równoczesne skryte wydeletowanie przez UFOnautów z mojego komputera
także foldera zawierającego wszystkie zdjęcia Wrocławia jakimi
dokumentowałem prawdę blogów #340 i #350 oraz opisów ze stron
wroclaw.htm i
tapanui_pl.htm.)
Krótko więc jeszcze raz streszczę tu incydent z owym zepsuciem przez
UFOnautów mojego ulubionego zegara - wygląd jakiego czytelnik
może oglądnąć np. klikając na link do adresu jego fotografii
#K5z11, albo
#K5z12, albo
#K5z13 -
wszystkie które to fotografie są w folderze linkowanym np. adresem
http://pajak.org.nz/zegary/ .
Ten zegar bardzo lubiłem bowiem niezależnie od czasu wskazuje
on także względną wilgotność oraz temperaturę powietrza. Dlatego
umieściłem go ponad głównymi drzwiami wejściowymi do mieszkania.
Niestety, począwszy od owego około dnia 2023/5/31 zamiast jak
uprzednio wnikać do mojego mieszkania drzwiami ogrodowymi,
UFOnauci zaczęli wnikać owymi głównymi drzwiami wejściowymi.
W rezultacie ich pędniki albo przepaliły elektronikę mojego ulubionego
zegara, albo też natelekinetyzowały jego mechanizmy aż do poziomu
iż te zaprzestały działać. Ja najpierw próbowałem czy ten popsuty
zegar da się uruchomić poprzez założenie mu nowych baterii
zasilających, jednak nic to NIE pomogło. Pozostawiłem go więc nadal
wiszącego nad drzwiami z już nową baterią, bowiem wiedząc iż teraz
przez te drzwi codziennie wlatują UFOnauci, NIE chciałem tam ryzykować
innego zegara aby mi go też NIE popsuli. Ponadto, jako przewidujący naukowiec
udokumentowałem sobie czas jaki zegar ten wskazuje od chwili popsucia.
Dokładnie ten sam czas z chwili popsucia, ów zegar wskazywał aż
do około 2023/9/9 (czyli przez niemal 4 miesiące). W owym bowiem
dniu otrzymałem email ze zdjęciami odcisku ręki UFOnauty-giganta
jakie pokazuję na
Fot. #K5e poniżej. Niestety, podobnie
jak dzisiejsze emaile wszystkich ludzi, także i moje emaile są
starannie śledzone przez UFOnautów, którzy niezależnie od
dysponowania tzw. "pętlą sabotażową" jaką opisałem dokładniej
w blogu #359, mają również na Ziemi opisywanych w blogach #363
do #359 swoich ludzko-podobnych agentów i ludzkich pomocników
we wszystkich
kluczowych ziemskich instytucjach, w tym
związanych z: emailami, udostępnianiem ludziom prawdy, nauką,
wojskowością, ekonomią, religią, itp. Przykładowo, z badań typu
tych jakie raportuję np. w punkcie #A5, #A5.1 i #I4 swej strony
totalizm_pl.htm
i w powyższych blogach totalizmu, a jakie ujawniają co skrycie się
obecnie dzieje w internecie, jest niemal pewnym iż ludzko-podobni
UFOnauci śledzący a czasami nawet sabotażujący ludzkie emaile i
inne elektroniczne źródła prawdy oraz danych, pracują np. w: (a)
"Google", (b) we wywiadowczej instalacji przynależnej do tzw.
pięciu oczu ,
(c) u dostawców internetu (w tym i mojego), oraz (d) po ukryciu się w
"stanie telekinetycznego migotania" także w wybranych ludzkich
mieszkaniach (w tym i w moim) gdzie natychmiast sabotażują każdą
szkodliwą dla ich pasożytniczych interesów prawdę i działalność np.
za pomocą tzw.
"pętli sabotażowej" z bloga #359 albo też
używając telepatycznych lub hipnotycznych rozkazów, czy nawet
opętania. W rezultacie, natychmiast po otrzymaniu opisywanych
tu zdjęć z Fot. #K5e , do mojego mieszkania nocami ponownie
zaczął regularnie przybywać np. gigantyczny lokalny "Pan Gubernator"
(ja go sobie tak nazywam ponieważ rządzi on swymi niewolnikami
trwale już rezydującymi w moim mieszkaniu) zostawiający
ogromne ślady wylotu pędników pokazane na
Fot. #K5ab .
Ze śladów jakie on pozostawia na mojej drodze dojazdowej do mieszkania
(na jakiej podrywa się do lotu) wynika iż są one powodowane mniejszą
komorą wewnętrzną z
16-bocznych pędników trzeciej generacji -
co oznacza iż Pan Gubernator może cofać, przyspieszać, zatrzymywać
i zmieniać czas i upływ czasu. Mi te przybycia tego UFOnauty-giganta
oznajmił ów ulubiony zegar wcześniej popsuty jego pędnikami.
Począwszy od dnia 2023/9/9 zegar ten bowiem
po każdej nocy zaczął wskazywać inny czas, aczkolwiek nadal NIE
chodził. Początkowo zacząłem posądzać iż Pan Gubernator swym
poczuciem humoru przysłowiowo "wpuszcza mnie w maliny" (np.
celowo przestawia czas i wskazania zegara aby sprowokować moje
wyjaśnienie dlaczego popsuty zegar po każdej nocy wskazuje odmienny
czas - a potem je wykorzystać dla jakichś swych celów). Wszakże
pamiętam jak któryś gigantyczny UFOnauta usiłował albo sobie zażartować,
albo też mnie "podpuścić", za pomocą zmyślnie skomponowanego śladu
swoich stóp - który to ślad pokazuję na
Fot. #L2f z mojej strony
evil_pl.htm
oraz ze wpisu #361 do blogów totalizmu. Na wszelki jednak wypadek,
począwszy od dnia 2023/9/11 codzinnie rano zacząłem fotografować
swym telefonem wskazania owego popsutego zegara - jednak nic w
zegarze NIE zmieniałem ani nawet go NIE dotykałem. Ponieważ następnego
dnia we wtorek 2023/9/12 po wykonaniu kolejnej fotografii #K5z12 poszedłem
do odkrytego przez siebie NZ świętego obszaru z Petone oznaczonego
celtyckim krzyżem
szeroko opisanym we WSTĘPie, w #J3 i w #J3b niniejszej strony, aby
(jak zwykle) podzielić się z Bogiem swoimi myślami, wspomniałem także
Bogu ową obietnicę Biblii z wersetu 4:22 z "Marka" i 10:26 z "Mateusza"
stwierdzającą
"Nie ma bowiem nic ukrytego,
co by nie miało wyjść na jaw", oraz wyjaśniłem Bogu "dlaczego"
będę starał się wybadać powód owych nocnych zmian wskazań dawno
zepsutego zegara. Kiedy zaś wróciłem do domu z tego dzielenia się
myślami z Bogiem - między innymi o moim ulubionym zegarze zepsutym
przez UFOnautów, z szokiem odkryłem iż w międzyczasie około godziny
14
Bóg cudownie uruchomił (naprawił) mój
popsuty zegar i od owego momentu we wtorek dnia 2023/9/12 zegar już
chodził przez cały dzień i poprawnie wkazywał upływ czasu.
Niestety, następnej nocy zegar znowu się zatrzymał - jak wyliczyłem o
godzinie 23:40 - stąd rano w środę dnia 2023/9/13 ponownie sfotografiowałem
jego zatrzymane wskazania jakie pokazałem na zdjęciu #K5z13 powyżej.
Owej środy ponownie znowu ruszył dopiero około godziny 14
kiedy po zakończeniu swych codziennych badań pracowałem w
ogródku. Dzięki temu miałem już trzy zdjęcia, na każdym z których
miałem zapisany zarówno czas wykonania fotografii jak i pokazany
czas wskazywany na tym zegarze. To pozwalało mi więc wyliczyć
kiedy dokładnie przesuwanie jego wskazówek się zaczęło i zakończyło -
a więc wyliczyć kiedy dokłanie ów gigantyczny UFOnauta wlatuje
do mojego mieszkania, a kiedy z niego odlatuje. Dzięki zaś zdjęciu
z dnia 2023/9/12 pozwoliło mi też wyliczyć o ile czasu wskazania
już idącego zegara są przesunięte w porównaniu do faktycznego
czasu NZ. Dane te wykazały iż do mojego mieszkania ów UFOnauta-gigant
przybywa średnio około godziny 23:30 w nocy (zimowego czasu NZ) -
kiedy my już śpimy, zaś mieszkanie to opuszcza średnio około godziny
14 po południu - tj.
zapewne aby mnie obserwować już po
zakończeniu badań - np. kiedy dla odprężenia wybieram się na spacer
po plaży. Pamiętam bowiem iż około 15 lat wcześniej, kiedy swe
badania nadal byłem w stanie wykonywać aż do późnej nocy
zaś NZ wówczas była jeszcze bezpieczna i można było bez ryzyka
spacerować nocą po pustej plaży i ulicach, że po zakończeniu
badań latem i przy dobrej pogodzie dla odprężenia umysłu wybierałem
się wówczas na samotne spacery nocą po petońskiej plaży, obrzeże
której, podobnie jak ulice, oświetlone jest lampami ulicznymi - dziwiło
mnie wówczas bardzo iż gdziekolwiek szłem nocą widziałem jak
oświetlające ulice i plażę latarnie gasły jedna po drugiej kiedy w
pobliżu nich przechodziłem zaś zapalały się ponownie kiedy od nich
się oddalałem (dziś wierzę już iż zapewne wygaszały je pędniki
niewidzialnego UFOnauty lub UFO który towarzyszył mi w tym spacerze
obserwując co czynię oraz zwolna przelatując w powietrzu koło owych
latarni). Czyli choć ów UFOnauta-gigant wlatujący do mojego mieszkania
jest naszym władcą a my jego niewolnikami, w praktyce "pracuje" on
znacznie dłużej niż my ludzie (aczkolwiek w czasach swej młodości ja
ślęczałem nad swymi badaniami nawet dłużej)! Kiedy zaś zegar ruszył
w środę tuż przed północą, następnego po wykonaniu tego trzeciego
zdjęcia, tj. w czwartek dnia 2023/9/14, już się NIE zatrzymał a kontynuował
działanie. Mogłem więc podjąć udokumentowanie niniejszym paragrafem
niesamowitego cudu jego naprawy przez Boga - jakże więc dobrze iż
tak niedaleko mojego mieszkania istnieje ów święty obszar oznaczony
krzyżem celtyckim -
w którym mogę dzielić się z Bogiem swymi przemyśleniami.
Oczywiście powyższe to tylko przykład niewielkiej potyczki z przeważającymi
nad nami potęgą "mocami zła". To zaś oznacza iż chociaż w tej potyczce
mój zegar chwilowo został przywrócony do działania, w długoterminowych
zmaganiach zapewne jednak ulegnie on zniszczeniu przez UFOnautów.
Jego znaczenie w mojej stytuacji jest głównie
symboliczne -
tj. takie jakie dla sytuacji głodującego świata z 2023 roku wypełniało
zboże. Najistotniejsze wszakże w tej symbolice mojego zegara jest
rozumienie jego przykładu jako źródła ponadczasowych prawd, poznanie
których nas uwolni. Przykładowo, jedna z tych prawd stwierdza iż w
naszych zmaganiach z mocami zła największe znnaczenie ma ochotnicze
i precyzyjne wypełnianie wszystkich 10 przykazań Boga, bowiem tylko
tym zasłużymy na obronę, pomoc i inspirację Boga w naszych zmaganiach.
Inna stwierdza iż najważniejszym naszym postępowaniem obronnym jest
upowszechnianie nieznanych uprzednio prawd jakie mają potencjał aby
nas uwolnić jednak jakie są usilnie przed ludźmi ukrywane przez agentów
UFOnautów, przez ich ludzkich pomocników, oraz przez instytucje i
państwa sekretnie zarządzane przez UFOnautów i ich ludzkich pomocników,
a także obrona poprzez uznawanie i ścisłe przestrzeganie zaleceń owych
prawd. Upowszechnianie prawd jest bowiem ważniejsze niż zwalczanie
naszych przeciwników. Wszakże jeśli owi przeciwnicy poznają i uznają
prawdę, wówczas sami zrozumieją iż są tylko niewolnikami kontrolowanymi
przez moce zła stąd dobrowolnie przejdą na naszą stronę. Innymi słowy,
zamiast ginąć zwalczając potężniejsze od nas moce zła i ludzi wysługujących
się tym mocom zła, lepiej
"nastawić im drugi policzek" i za nich
się modlić - tak jak radzi i nakazuje to nam Biblia np. w wersetach 5:39 i
23:3 oraz 5:44 z "Mateusza", a także radzą nam punkty #N1 do #N3 ze strony
cielcza.htm
oraz z wpisu #357 do blogów totalizmu. Przeciwnicy ci bowiem zwykle
są wymieszani z "naszymi", np. są członkami naszej rodziny, naszymi
kolegami z pracy lub sąsiadami, naszymi przywódcami, itp. Lepiej
więc zamiast z nimi walczyć traktować ich jako źródło wiedzy i prawdy,
obserwując co czynią, zaś dzięki przykładom zła jakie generują uczyć się
odróżniać zło od dobra i poznawać jakie prawdy mogą nas wyzwolić od
tego zła oraz nabywać zwyczaju uznawania, upowszechniania i wdrażania
tych prawd w swoim własnym życiu.
W środę dnia 2023/9/13 o godzinach 20:30 do 21:25 na kanale 6
"Duke" telewizji nowozelandzkiej nadawany był kolejny odcinek
interesującego programu o tytule "New: Unexplained with William
Shatner". W programie tym zaprezentowane były opinie dzisiejszych
naukowców na temat "czym właściwie jest ludzki tzw. geniusz". Ja i
ten odcinek oglądałem z dużym zainteresowaniem bowiem w programie
tym fascynuje mnie owo chroniczne dla podejścia do problemów przez
dzisiejszą "oficjalną naukę ateistyczną"
rozpatrywanie
wszystkiego z punktu widzenia słownikowego "co" o
jakim moja filozofia totalizmu już ustaliła iż
opisywanie czegokolwiek
tylko słownikowym "co" nigdy NIE prowadzi do ustalenia prawdy ani
do zdolności zakwalifikowania tego czy odróżniania go od dobra lub zła.
Wszakże, jak wyjaśniam to w #G3 do #G5 swej strony o nazwie
wroclaw.htm
oraz we wpisie #341 do blogów totalizmu, tylko rozpatrywanie wszystkiego
z inżynierskiego punktu widzenia
"jak", jest właśnie tym
jakie zawsze wskazuje najkrótszą drogę do poznania prawdy i do
odróżniania dobra od zła. Z kolei owo poznanie prawdy kiedyś
spowoduje iż - zgodnie z wersetem 8:32 w biblijnej "Ew. św. Jana", cytuję:
"i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli".
(Niestety, okupujący, eksploatujący oraz zarządzający ludzkością UFOnauci
doskonale wiedzą o znaczeniu prawdy dla wyzwalania zniewolonych
ludzi z okowów. To dlatego UFOnauci aż tak zawzięcie czynią wszystko
co leży w ich możliwościach aby ludzie NIE mieli dostępu do prawdy.)
Chociaż więc w streszczeniu tego odcinka w TV podano słownikowe "co"
zrozumienie geniuszu, stwierdzające:
"Geniusz
jest powszechnie uważany za umiejętność zmieniania świata w
niesamowity sposób: wymyślania nowych technologii, rozszyfrowywania
tajemnic wszechświata czy tworzenia sztuki transcendentnej"
(po angielsku: "Genius is widely considered to be the ability to change
the world in an incredible way: inventing new technology, deciphering
the mysteries of the universe, or creating transcendent art"), niestety
w rezultacie skupiania się na owym "co", po 55 minutach naukowych
deliberacji i pokazywania przykładów, w programie tym ciągle zostało
tylko ustalone iż czym naprawdę jest geniusz faktycznie nadal naukowo
pozostaje to
niewyjaśnione (po angielsku: "unexplained").
Ludzie jakoś NIE mogą zrozumieć iż nawyk pomijania inżynierskiego "jak"
w wyjaśnianiu lub myśleniu jest akceptowaniem systematycznie wmuszanej
w ludzi przez UFOnautów kultury pasożytniczego sposobu myślenia iż
"coś
może powstać z niczego lub można otrzymywać za nic" - prowadząc
do takich absurdów jak naukowe implikowanie iż "big bang spowodował
powstanie z niczego aż całego wszechświata" lub do przysłowiowego
spodziewania się "kołaczy bez pracy" czyli brania bez dawania.
Tymczasem nawet tylko rozpatrzenie z punktu widzenia inżynierskiego
"jak" zdarzeń z poznaniem powodów dla cudownego samonaprawienia
się mojego ulubionego zegara, jakie opisałem w trzech poprzednich paragrafach
niniejszego punktu #K5, już dostarcza totaliztycznej definicji geniuszu jaka
stwierdza:
"geniusz jest to nadawana indywidualnie
przez Boga osobie jaka sobie na to zasłużyła wypełnianiem 10 przykazań
Boga oraz jednoczesnym swym pracowitym dociekaniem i upowszechnianiem
prawdy, cudowna umiejętność inżynierskiego ujawniania z punktu widzenia
'jak' którejś z prawd nieznanych uprzednio a istotnych dla wyzwolenia ludzkości
z następstw grzesznie popełnianego zła". Innymi słowy, zgodnie z "jak"
mojej filozofii totalizmu z 1985 roku
każdy z ludzi może być geniuszem, ale NIE poprzez ateistyczne
gimnastykowanie swego mózgu ani poprzez zapychanie pamięci
ateistyczną wiedzą, a poprzez przemyślane wypełnianie 10 przykazań
Boga oraz poświęcenie swego życia zgłębianiu którychś z prawd
jakie w przyszłości przyczynią się do wyzwolenia ludzi z okowów zła.
Fot. #K5ab:
Oto zdjęcia dwóch telekinetycznych śladów pozostawionych przez
pędniki napędu osobistego ponad 5-metrowej wysokości UFOnauty
na drodze dojazdowej z chodnika do mojego mieszkania w Petone,
NZ, wyasfaltowanej bardzo starym i już znacznie wyblakłym asfaltem
wylanym na nią jeszcze w latach 1950-tych. Dla ujawnienia rozmiarów
tych śladów użyłem inżynierskiej miarki jaka ma na sobie pozaznaczane
aż trzy rodzaje miar długości, mianowicie: "metry", "cale" oraz "stopy"
(1 stopa = 30.48 cm). Miarkę tę ułożyłem na afalcie od zachodu (jej
początek) ku wschodowi (jej szpula). Ponieważ ze śladów tych wynika
iż ów UFOnauta ukrywający się przed wzrokiem ludzi w tzw. "stanie
telekinetycznego migotania" (opisywanym dokładniej w punkcie #C1 strony
dipolar_gravity_pl.htm,
zaś wykrywalnym darowanym nam przez totaliztyczną
cywilizację z gwiazd urządzeniem opisanym w
traktacie [7b])
właśnie opuścił moje mieszkanie, zaś owe dwa ślady jego pędniki
pozostawiły kiedy podrywał się do lotu aby przenieść się do wnętrza
elitarnego gwiazdolotu UFO czekającego na niego gdzieś w bliskości
naszego budynku, można zgadywać iż ów UFOnauta był jakimś
lokalnym gubernatorem sprawdzającym i nadzorującym pracę swych
podwładnych UFOnautów obecnie niemal już nieprzerwanie niewidzialnie
stacjonujących w moim mieszkaniu ukryci w "stanie telekinetycznego
migotania" i operujących omawianą we wpisie #359 do blogów
totalizmu tzw. "pętlę sabotażową" z mikroprocesora mojego komputera
aby w sposób skryty psuć wszystko nad czym właśnie pracuję. Wszakże w
filozofii szatańskiego pasożytnictwa,
którą UFOnauci ci praktykują w swym pasożytniczym życiu, im ktoś
bardziej rosły i potężniejszej budowy, a stąd im jest silniejszy i stąd
jego bliźni tym bardziej się go obawiają, tym wyższy urząd i władzę
on sprawuje. Ponad 5-metrowy wzrost tego UFOnauty i takie jego
skryte przybycie do mojego mieszkania (w celu nadzorowania jego
niewolników realizujących jego rozkazy w moim mieszkaniu)
upodabniają go więc do ponad 5-metrowego króla starożytnej
Sumerii leżącej na obszarze obecnego Iraku, znanego nam z
Biblii, legend i wykopalisk archeologicznych jako
Gilgamesh (Nephilim King).
(Odnotuj iż ponieważ wzrost "h" każdej ludzko-podobnej istoty
jest średnio równy "h=6.666*l długości "l" stóp owej osoby", stopy
owego Gilgamesh miały długość około 77 cm - czyli były podobnie
ogromne jak owe odciski stóp jakie wraz z dzisiejszymi wideami
ukrywających się przed nami UFOnautów-gigantów z planet Oriona
są pokazane na wideo z YouTube o tytule
"Unbelievable Videos Of Giants You Won't Be Able To Explain".
Stąd u UFOnauty o wzroście ponad 5 metrów, ślady jakiego ilustruję
powyżej, każdy z jego butów zapewne miał długość przykraczającą
75 cm.) Na temat tego Króla Gilgamesh istnieje wiele angielskojęzycznych
wideów w YouTube, jakie można tam wyszukiwać np. rozkazem
https://www.youtube.com/results?search_query=17+feet+tall+king+gilgamesh .
Treści tych wideów, np. tego o tytule
"Gilgamesh Nephilim King FOUND INTACT in TOMB - Fallen Angels Retrieved for DNA GENOMES"
i adresie
https://www.youtube.com/watch?v=0DalF1Jeu8Q ,
pobudzają intrygujące pytania, np. czy naprawdę znamy faktyczny powód
najnowszej wojny z Irakiem. Wszakże wiedząc iż zgodnie z Biblią (patrz
wpisy #354 i #360 do blogów totalizmu) "władcami tego świata" są
nasi moralnie upadli krewniacy z Oriona jacy m.in. niestrudzenie nas
okłamują i niszczą wszelki materiał dowodowy na Ziemi potwierdzający
istnienie UFO i biblijnych gigantów, NIE powinniśmy wykluczać iż prawdą
jest sytuacja, że hipnotycznie i telepatycznie wmusili oni ludzkości
aby wojna ta była wszczęta właśnie w celu zablokowania i ukrycia
przed dostępem i wiedzą dzisiejszych ludzi ponad 5-metrowe ciało
Króla Gilgamesh potwierdzające prawdę mądrze zakodowanych w
wersetach Biblii stwierdzeń iż starożytni giganci istnieli materialnie
i wywodzili się z gwiazd na niebie.
Fot. #K5a.
Wykonane w zbliżeniu zdjęcie wtelekinetyzowanego w asfalt
dojazdu do mojego mieszkania jakby eliptycznego śladu o
najmniejszej średnicy tej elipsy wynoszącej około 12 cm.
Ten ślad z pędnika prawej nogi owego UFOnauty jest tym na
jakim spoczywał ciężar tego UFOnauty kiedy przełączył on
pracę obu swych pędników na wzlot z chodnika aby ulecieć
w górę do transportującego go UFO. Na następnej fotografii
#K5b biała plama owego jakby eliptycznego śladu widoczna
jest tuż ponad czerwonym napisem "3 ft" (tj. "3 stopy") na
sfotografowanej pod śladami miarce. Ten ślad z prawej nogi
jest więc jakby odpowiednikiem śladu okrągłego wytopienia
o około 10 mm średnicy (tj. 1 cm) pozostawionym przez wylot
pędnika umieszczonego w obcasie buta UFOnautki-zmory o
wzroście zaledwie około 80 cm, jaki pokazałem powyżej na zdjęciach z
Fot. #K1a.
Porównanie wielkości powyższego śladu ze śladem o średnicy
około 7 cm pozostawionym przez UFOnautę z Oriona o ponad
3 metrowym wzroście a pokazanym uprzednio na
Fot. #K3c
pozwala wyliczyć, że ów UFOnauta skrycie wnikający do mojego
mieszkania miał wzrost znacznie przekraczający 5 metrów. Oba
pokazane tu ślady wykazują pochodzenie z
16-bocznej Komory Oscylacyjnej
o średnicy wylotu około 12 cm i o bardziej równomiernie zaokrąglonym
wzorze natelekineztyzowania asfaltu niż ośmioboczny wzór udokumentowany
uprzednio na
Fot. #K3c. (Brak nienatelekinetyzowanego obszaru
w centrum tego śladu dowodzi iż komora ta była tą mniejszą wewnętrzną
komorą "kapsuły dwukomorowej" z buta tego UFOnauty - tak jak opisałem
to w
Rys. #L2bc z bloga #361 oraz z #L2 do #L3a na stronie
evil_pl.htm.)
To zaś oznacza iż but i stopa tego UFOnauty musiały być gigantyczne
aby pomieścić całą "kapsułę dwukomorową" znacznie większą od komory
formującej omawiane tu ślady, a także oznacza iż pędniki owego UFOnauty
inspektującego moje mieszkanie były już trzeciej generacji pozwalającej
mu na manipulowanie szybkością i kierunkiem upływu czasu. Także bardziej
szczegółowa analiza obwodu elipsy owego śladu wykazuje na obwodzie tym
istnienie 16 obszarów silniejszego natelekinetyzowania pooddzielanych od
siebie obszarami słabszego natelekinetyzowania - co dodatkowo potwierdza
iż pędniki jakie spowodowały te ślady zawierały 16-boczne komory
oscylacyjne trzeciej generacji. Mogę tu więc jedynie z szacunkiem i
respektem ukłonić się owemu UFOnaucie i naszemu krewniakowi z
planet Oriona, admirując tak ogromny poziom zaawansowania ich techniki
jaką oni dyponują - o istnieniu jakiej to techniki niemal nikt z naukowców
Ziemi NIE ma najmniejszego pojęcia i jak dotąd wcale NIE chce wiedzieć.
Doskonale zdaję sobie też sprawę iż ów UFOnauta, czyli nasz krewniak
z Oriona, też symbolicznie ukłonił się i mi, ponieważ mając ponad 5 metrów
wzrostu, NIE był w stanie sprawdzić pracy swoich podwładnych obecnie
niemal już bez przerwy skrycie przebywających w moim mieszkaniu ani
NIE był w stanie przyglądnąć się dokładniej mojej skromnej osobie, bez
wejścia do mojego mieszkania (dach którego wznosi się jedynie około 3
metry ponad powierzchnią ziemi) i albo bez przyklęknięcia lub co najmniej
bez symbolicznego gestu pochylenia swej głowy - jaki w ludzkiej kulturze
uważany jest właśnie za złożenie ukłonu. Miejmy nadzieję, że pamiętając
iż wyznając drastycznie przeciwstawne filozofie życia nadal NIE przestajemy
być kosmicznymi krewniakami, pewnego dnia te symboliczne obustronne
ukłony przekształcą się we wzajemne zrozumienie, uszanowanie i
zaakceptowanie filozoficznych oraz religijnych różnic istniejących między
naszymi narodami, oraz we współpracę dla dobra wszystkich i dla
zupełnego wyeliminowania zła z całego naszego świata materii.
Fot. #K5b.
Wykonane dnia 2023/6/3 zdjęcie obu śladów telekinetycznie
uformowanych w starym asfalcie podjazdu z chodnika ulicy
do mojego mieszkania, przez UFOnautę z planet Oriona o
ponad 5-metrowym wzroście, jaki używał napędu osobistego
trzeciej generacji zdolnego do manipulowania czasem. Jakby
półksiężycową białą plamę śladu z pędnika zamontowanego
w obcasie jego lewego buta (właśnie unoszonego w górę)
widać tuż ponad początkiem miarki położonej pod oboma
tymi śladami. Natomiast nieco jakby eliptyczna biała plama
śladu z jego prawego buta (na którym właśnie spoczywała
cała waga tego ogromnego UFOnauty), w zbliżeniu pokazana
też powyżej na fotografii #K5a, jest widoczna tuż ponad
czerwonym oznaczeniem "3 ft" (tj. "3 stóp") na owej miarce
(powiększ powyższe zdjęcie aby móc zobaczyć oznaczenia miarki).
To oznacza iż ów UFOnauta poderwał się do lotu wolniutko
wychodząc ku wschodowi z mojego mieszkania i ulatując w
kierunku od zachodu ku wschodowi - jaki to kierunek jego
lotu wymagał użycia wiru magnetycznego. Potwierdzeniem
tego kierunku ulotu jest iż aby asfalt ten natelekinetyzować
(tj. aby spowodować iż smoła zawarta pomiędzy kamykami
asfaltu uzyskała kolor białej jakby polewy czy proszku), użyty
musiał być
"tryb wiru magnetycznego", który taki
napęd osobisty wytwarza tylko podczas lotów (albo chodzenia
zabezpieczanego takim wirem) w kierunkach wzdłuż-równoleżników -
po szczegóły patrz opisy obu tych trybów pracy magnetycznego
napędu podane w podrozdziałach G6.2 do G6.3.3 i G10.1 do
G10.2 z tomu 3 mojej darmowej
monografii [1/5].
Fot. #K5cd:
Oto dwa zdjęcia trzech śladów UFOnauty-giganta używającego
napędu osobistego drugiej generacji jaki w pędnikach z obcasów
jego butów ma zamontowane kapsuły dwukomorowe każda z
dwoma ośmiobocznymi komorami oscylacyjnymi drugiej generacji
pracującymi w trybie "dominacji strumienia zewnętrznego". Górne
zdjęcie (#K5c) pokazuje najwyraźniejszy ślad z dwóch śladów
lądowania tego UFOnauty, które to ślady na dolnym zdjęciu (#K5d)
są połączone ze sobą taśmą mierniczą. Na dolnym zdjęciu ten
najwyraźniejszy ślad oznaczyłem żółtą plastykową cyfrą 1 i literą
X. Natomiast dolne zdjęcie (#K5d) pokazuje fragment skrzyżowania
ulicy na jakim wszystkie te cztery ślady zostały uformowane wraz
w progiem furtki do domu do którego ów UFOnauta zapewne wniknął.
Wszystkie te ślady znalazłem na nieco oddalonym od mojego mieszkania
skrzyżowaniu ulic opisywanego tą stroną miasteczka Petone, Nowa Zelandia
(NZ). Skrzyżowanie to zostało nowo-wysypane dobrze wprasowanymi w
asfalt kamykami jakich górne powierzchnie NIE zostały jeszcze spryskane
asfaltem. Pokazane na powyższym zdjęciu ślady mają
zarysy ośmioboka nieco zaokrąglonego na swych krawędziach
wirowaniem pola magnetycznego produkowanego przez zewnętrzną
komorę oscylacyjną pędnika z obcasu buta UFOnauty. Średnica zewnętrzna
owego ośmioboka we wszystkich trzech śladach z ulicy wynosiła około
28 cm (tj. 11 cali). W odległości około 170 cm (tj. 67 cali) w kierunku
południowo-wschodnim od tego najwyraźniejszego śladu 1 znajdował się
drugi prawie identyczny ślad, na dolnym zdjęciu (#K5d) połączony z nim
taśmą mierniczą i oznaczony żółtą plastykową cyfrą 2. Oba te ślady były
tak usytułowane iż wskazywały, że dany UFOnauta uformował je podczas
lądowania nadlatując z kierunku od północnego zachodu i zamierzając
wejść do furtki budynku położonej dokładnie na owym skrzyżowaniu -
tyle iż w locie został zniesiony nieco ku południu od bezpośredniego
trafienia we wejście owej furtki. W odległości około 190 cm (tj. niemal
75 cali) i w kierunku na północ od tego drugiego śladu na ulicy uformowany
był też trzeci ślad leżący dokładnie na wylocie z furtki domu na tym
skrzyżowaniu ulic, stąd sugerujący iż został odparowany kiedy ten sam
UFOnauta-gigant wzlatywał w powietrze po opuszczeniu owego domu.
Na dolnej fotografii (#K5d) ten trzeci ślad oznaczyłem pomarańczowym
numerkiem 2. Można się domyśleć, że i temu trzeciemu śladowi też towarzyszł
jeszcze jeden ślad, odpowiadający półksiężycowemu śladowi z Fot. #K5b
powyżej. Ale będąc oddalony od niego o długość kroku tego UFOnauty-giganta
(tj. o owe 170 cm czyli o 67 cali) jego położenie wypadało już na chodniku
na wprost wylotu z furtki domu do którego ów UFOnauta wniknął. Miejsce
przy krawężniku chodnika od którego owego śladu możnaby poszukiwać
na dolnym zdjęciu (#K5d) oznaczyłem pomarańczową plastykową cyfrą 1.
Niestety, chodnik był tam bardzo stary i zapewne jego asfalt NIE poddawał
się tak łatwo odparowaniu przez pole magnetyczne napędu osobistego tego
UFOnauty-giganta. Niemniej na dolnym zdjęciu (#K5d) wyraźnie widać iż w
owym obszarze chodnik został jakby telekinetycznie wybielony właśnie w
kształcie szerokiej stopy giganta o ponad 3-metrowym wzroście. (Odnotuj
z powyżej omówionego wzoru h=6.666*l iż UFOnauta o wzroście ponad
h=3 metry nosiłby buty o długości ponad l=45 cm.) Powyżej pokazane
ślady, powstały poprzez pokrycie oparami asfaltu niepokrytych jeszcze
asfaltem kamyków jezdni niedawno nasypanych na jednię na tym skrzyżowaniu
ulic. Odparowania owego asfaltu dokonało potężne pole magnetyczne
ulatujące z wylotów kapsuł dwukomorowych w pędnikach z obcasów
butów tego UFOnauty. Jak te ośmioboczne kapsuły dwukomorowe 2-giej
generacji są skonstruowane ilustruje to część "2s" z Rys. C8 w
tomie 2 monografii [1/4]
upowszechnianej gratisowo za pośrednictwem mojej strony o nazwie
tekst_1_4.htm,
zaś w częściach "2i" i "2o" pokazałem tam jak wyglądają wyloty z takich kapsuł
pracujących w "trybie dominacji strumienia wewnętrznego" oraz w "trybie
dominacji strumienia zewnętrznego" - jeśli patrzy się na nie w świetle
dziennym (odnotuj iż z powodu czarnego koloru asfaltu i białawego koloru
kamyków na owym skrzyżowaniu, wytworzony oparami asfaltu ów wygląd
będzie odwrotny do wyglądu z tamtych rysunków, tj. w trybie "2o" czarne
będzie to co na ilustracji "Rys. C8" jest pokazane jako białe). Z kolei o
efekcie telekinetycznym informuje np. H6.1.3 z
tomu 4 monografii [1/4].
(Kliknij na wybrane zdjęcie aby je powiększyć)
Fot. #K5c.
Zdjęcie najwyraźniejszego śladu lądowania tego UFOnauty-giganta
o ponad 3-metrowym wzroście. Zostało ono tak wykonane iż jego
górna krawędź skierowana jest na północ, a lewa - na zachód. Odnotuj
iż w środku tego śladu widoczny jest także w przybliżeniu ośmioboczny
obszar jakiego opary asfaltu NIE pokryły, a stąd jakiego kamyki
NIE zostały zabarwione na czarno. Średnica tego obszaru o
niepokrytych oparami asfaltu kamykach wynosi około 9 cm (tj. 3.5
cala) czyli jest tylko nieco większa od śladów o średnicy około 7 cm
uformowanych przy pracy pędników w "trybie dominacji strumienia
wewnętrznego" i pokazanych na ilustracjach #K3c i #K4bc powyżej.
Intrygujące w powyższym śladzie jest iż razem z dwoma innymi niemal
identycznymi do niego śladami, wskazuje on że ów ogromny UFOnauta
zmierzał do telekinetycznego skrytego wniknięcie do budynku jaki znajduje
się przy owym skrzyżowaniu ulic. Budynek ten zaś wykazuje posiadanie
dużego strychu. To by sugerowało iż UFOnauci tak ogromnego wzrostu
celowo wybierają budynki z dużym strychem, aby leżąc na strychu i
dzięki zdolności ich "stanu telekinetycznego migotania" mogąc wystawić
swą głowę przez sufit do pomieszczeń poniżej strychu, byli w stanie
podglądać (a także telepatycznie lub hipnotycznie przeprogramowywać)
co dzieje się w tych niższych pomieszczeniach. Także intrygujące jest,
że lądował tam celowo wymierzając swój przylot na wchodzenie przez
furtkę do owego domu. To zaś oznacza iż NIE przybywał do tego domu
po raz pierwszy, a że uprzednio był tam już co najmniej kilka razy.
Fot. #K5d.
Zdjęcie całego obszaru skrzyżowania petońskich ulic na jakich wykryłem
pokazywane powyżej na #K5cd ślady. Wykonałem je w sobotę, dnia 2023/6/17.
Jest ono tak zorientowane iż jego górna krawędź wskazuje wschód, a lewa -
północ. Odnotuj iż obie pokazywane nim grupy śladów są oznakowane
plastykowymi cyframi 1 i 2, które dla śladów przylotu mają kolor żółty,
zaś dla śladów odlotu - kolor pomarańczowy. Ponadto oba ślady przylotu
połączyłem ze sobą taśmą mierniczą. Oba ślady przylotu sfotografowalem
też odzielnie. Ślad 1 (oznaczony też X) pokazałem powyżej na
Fot. #K5c .
Zaś ślad 2 (ten przy szpuli taśmy mierniczej) sfotografowalem w niedzielę dnia
2023/6/18 (czyli już po tym jak został zasabotażowany) i pokazałem na stronie
evil_pl.htm jako
Fot. #L2e
z punktu #L2 tamtej odmiennej strony o najefektywniejszych metodach
i urządzeniach do obrony przed agresją naszych moralnie upadłych krewniaków
z planet Oriona. Ta Fot. #L2 jest tak zorientowana iż jej górna krawędź
wskazuje północ, a lewa - zachód. Odnotuj na niej centralny ośmiobok NIE
pokryty oparami asfaltu (też o średnicy około 9 cm - tj. ok. 3.5 cala), co jest
istotnym "szczegółem" oznaczającym iż kapsuła dwukomorowa z pędnika
w obcasie tego UFOnauty pracowała w "trybie dominacji komory zewnętrznej".
W pokazanych powyżej śladach kilka spraw zaczyna być wysoce intrygujące.
Przykładowo, razem wzięte ślady te dość jednoznacznie implikują iż ów
ogromny UFOnauta miał coś do telekinetycznego (skrytego) wykonania w
budynku jaki znajduje się przy owym skrzyżowaniu ulic. Architektura zaś
owego budynku wykazuje posiadanie dużego strychu. To by sugerowało
iż UFOnauci tak ogromnego wzrostu w budynkach celowo ukrywają się
w dużym strychu lub na wyższym piętrze, aby leżąc tam i mogąc wystawiać
swą głowę, urządzenia, lub obezwładniającą czy hipnotyzującą ludzi broń
przez sufit do pomieszczeń poniżej, byli w stanie telekinetycznie,
telepatycznie, lub hipnotycznie realizować działania sabotażujące
wybrane wysiłki osób wskazywanych im przez ichnich
"
kurierów czasowych".
Inną intrygującą cechą jest fakt iż oba powyższe zdjęcia wzięte razem
doskonale dokumentują szybkość i fakt sabotażowania materiału
dowodzącego istnienie i dziłalność UFOnautów na Ziemi. Górne bowiem
zdjęcie wykonałem o godzinie niemal 14 w piątkowy, zimowy w NZ dzień
16 czerwca 2023 roku. Ponieważ NIE miałem wówczas ze sobą taśmy
mierniczej, zaś w czerwcu nocna ciemność w NZ nachodzi już około
godziny 16, postanowiłem iż powrócę tam następnego dnia z miarką
aby ślady pomierzyć i dodatkowo po oznakowaniu ponownie sfotografować
je wszystkie. W międzyczasie wstępnie je opisałem na niniejszej stronie
i wraz ze zdjęciem jakie już miałem natychmiast opublikowałem w internecie.
(Mam zwyczaj natychmiastowego publikowania wszystkiego co czynię,
bowiem jeśli odłożę to na później z praktyki wiem iż zawsze w międzyczasie
zostanie to zasabotażowane.) Niestety, w nocy zaraz po owym opublikowaniu,
moje metody wykrywania faktu nalotu mojego mieszkania przez UFO jakie
opisałem szczegółowo w #L2 do #L2a ze swej strony
evil_pl.htm,
wykazały nalot UFOnautów na moje mieszkanie i moje uprowadzenie do UFO
pod głęboką hipnozą. Podczas tego uprowadzenia zapewne pod hipnozą
opowiedziałem im o swym najnowszym wykryciu ich śladów, bowiem rano
odkryłem iż mój komputer w nocy ktoś włączał, zaś zdjęcie z poprzedniego
dnia było w nim wydeletowane (na szczęście uprzedniego dnia przygotowałem
sobie jeszcze inną kopię tego zdjęcia). Kiedy zaś następnego dnia poszedłem
aby pomierzyć i sfotografować owe ślady, okazało się iż uprzedniej nocy
zostały one celowo zasabotażowane, tak aby wyglądały już tylko na
przypadkowe plamy na jezdni. Czytelnik to zasabotażowanie odnotuje
na dolnym zdjęciu (#K5d) bowiem np. ślad oznaczony żółtym X już
NIE jest zaokrąglonym ośmiobokiem jaki udokumentowałem na górnym
zdjęciu (#K5c), a ktoś nocą jakby odparował prawie na nim jeszcze jeden
ślad. Ponadto kamyki asfaltu, które tylko dzień wcześniej wszystkie były
białawe i równo uprasowane, na drugi dzień były już porysowane smołą
i poniszczone. NIE są to jedyne ślady działalności UFOnautów na Ziemi
jakie odkryłem i jakie niemal natychmiast po ich opublikowaniu zostały
tajemniczo poniszczone, tak aby ich wartość dowodowa zaniknęła - ale
choćby tylko ich wyliczenie i polinkowanie zajęłoby tu zbyt wiele miejsca.
Fot. #K5e1 (dłoń):
Ponieważ niektórzy czytelnicy mogą mieć wątpliwość
czy pokazywane na tej stronie natelekinetyzowane
ślady z wylotów pędników w butach UFOnautów
faktycznie są formowane przez ludzko-podobnych
UFOnautów o wymiarach gigantów, przytaczam
tutaj dowód potwierdzający iż w gronie do dzisiaj
skrycie okupujących i eksploatujących ludzkość jej
krewniaków z planet Oriona faktycznie istnieją rasy
o gigantycznych rozmiarach. Dowodem tym jest
"czarcia łapa" pokazana powyżej - czyli wtopiony
w kamień osmolony odcisk trzypalcowej dłoni
UFOnauty gigantycznego wzrostu sięgającego
co najmniej 12 metrów. Aż sześć takich kamiennych
odcisków gigantycznych trzypalcowych "czarcich łap"
istnieje w Polsce po północno-wschodniej stronie
i w spacerowej bliskości
do zamku Bąkowiec w Zawierciu Skarżycach
z gminy Zawiercie na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej.
UFOnauci owej rasy też są krewniakami nas - ludzi, tyle
iż ich ciała są genetycznie zmodyfikowane aby dostosować
ich do warunków planet na jakich żyją. Stąd ich dłonie
i stopy mają kształt "kurzej stopy" doskonale odwzorowany
na rzeźbie z Suwon w Korei Południowej, jaką pokazałem
powyżej na Fot. #K1c tej strony. Podobnie
też jak palce tejże rzeźby z Suwon, u owej gigantycznej
rasy UFOnautów z planet Oriona, najgrubszym i najdłuższym
palcem jest ich środkowy z trzech - najlepiej uwidoczniony
na wytopieniu stopy UFOnautki miniaturowej wersji ich
rasy, przez folkor zwanej "zmora", pokazanym jako
Fot. #K1a powyżej, a nie jak u ludzi gdzie
najgrubszy jest wewnętrzny-boczny palec. Informacje
o owych sześciu "czarcich łapach" można znaleźć na
długości od 19:20 do 19:30 minuty z 24-minutowego
darmowego widea polskojęzycznego o tymże zamku
Bąkowiec upowszechnianego pod adresem:
https://www.youtube.com/watch?v=D-x33Fgkl5w" .
(Kliknij powyżej na link wybranego zdjęcia aby je przeglądać.)
Tak się złożyło iż ktoś mi znany wykonał dla mnie zdjęcie najłatwiej
dostępnej z tych 6 "czarcich łap". Zdjęcie to pokazuję powyżej
na
Fot. #K5e1 (dłoń). Z kolei fotografię ogromnego
kamienia po prawej stronie powierzchni którego (jakieś 1/4 od
jego góry) widoczny jest osmolony odcisk owej
"czarciej łapy",
pokazałem powyżej jako
Fot. #K5e2 (kamień) - trzeba
jednak kliknąć na jego link podany powyżej aby go oglądnąć.
Osoba która mi dosłała owe zdjęcia wprawdzie NIE zmierzyła
ile dokładnie wynosi długość tej trzypalcowej dłoni - wszakże
kamień z tą łapą jest bardzo wysoki i o stromych ścianch, stąd
wymagałby albo długiej drabiny albo też umiejętności "alpinisty"
aby do łapy się wspiąć. Jednak po inżyniersku osoba ta łapę
tę szacuje na jakieś 120 do 160 [cm] długości. (Jeśli czytelnik
jest "alpinistą", lub ma np. wymaganą drabinę, oraz wykona
pomiary i zbliżone zdjęcia którejś z owych "czarcich łap", wówczas
byłbym wdzięczny za podzielenie się swymi danymi abym mógł
tu umieścić dokładniejsze dane i wyliczenia na ich temat.)
Tak ogrome rozmiary owej trzypalcowej łapy potwierdzają iż
gigant-UFOnauta które ją wytopił na owym kamieniu należał
do rasy genetycznie przemodyfikowanej z równie ogromnej
pięciopalcowej rasy - poprawną wielkość dłoni której odzwierciedla
Fot. #D1b
z mojej strony internetowej o nazwie
newzealand_pl.htm.
Ponieważ zaś u ludzko-podobnych istot, do których należą wszyscy
UFOnauci (wszakże są oni genetycznymi krewniakami ludzi), wzrost
średnio wynosi 10 długości ich dłoni, powyższe oszacowanie informuje
iż UFOnauci którzy wytopili ten i pozostałe z sześciu co najmniej
120 cm długich odcisków ich łap, mieli co najmniej 12 metrów
wzrostu (czyli my ludzie wzrostem NIE sięgamy im nawet do
kolan). Nic dziwnego iż w Biblii jest stwierdzenie iż patrząc
na tych gigantów izraelscy zwiadowcy czuli się jakby w porównaniu
z nimi byli wielkości szarańczy czy koników polnych (patrz Biblia,
werset 13:33 z "Księgi Liczb" - po angielsku zwanej "Numbers").
Jak zaś w przybliżeniu wyglądały proporcje ogromu tych
gigantycznych UFOnautów do wielkości zwyklych dzisiejszych
ludzi, najlepiej ilustrują to widea pokazujące posąg zwany
"
Unconditional Surrender"
(tj.
"Bezwarunkowe poddanie"), który jest uwiecznieniem faktycznego
pocałunku marynarza i pielęgniarki jacy wogóle się NIE znali ale w 1945
roku w Nowym Jorku oboje uczestniczyli w spontanicznej celebracji z
okazji zakończenia Drugiej Wojny Światowej. Tak nawiasem mówiąc
to ów posąg symbolicznie ilustruje także efektywność z jaką UFOnauci
skrycie szkodzą ludzkości zwolna zamieniając Ziemię w kopię swojej
pasożytniczej cywilizacji. Opisany ciekawą historią ów faktyczny pocałunek
uwieczniony tym posągiem doskonale bowiem oddaje sobą esencję
ochotniczego "dawania" w stosunkach pomiędzy mężczyznami i kobietami
nakazywanych wersetami 5:21-33 z "Efezjan" z Biblii. Z czasów swej
młodości ja nadal pamiętam jak pięknie i doskonale ów posąg ilustruje
tamte dziś już zanikające męsko-żeńskie stosunki "dawania". Tymczasem
najróżniejsze telepatyczne, hipnotyczne i demoniczne przeprogramowania
jakim posiadana przez UFOnautów zaawansowana technika pozwala
im poddawać dzisiejszych mieszkańców Ziemi powypaczała te stosunki
na egoistyczne "branie" aż do poziomu iż dzisiaj ten piękny pomnik jest
wandalizowany i krytykowany, ponieważ UFOnauci swymi knowaniami
zainicjowali nowe niszczcielskie i pasożytnicze trendy opisane w #V2 strony
humanity_pl.htm.
Powinienem tu też dodać, że zgromadzenie blisko siebie koło zamku
Bąkowiec aż sześciu kamieni z tymi ogromnymi wtopionymi w nie
"czarcimi łapami" praktycznie oznacza iż UFOnauci wskazują nimi
zlokalizowanie tam czegoś dla nich bardzo istotnego. Tyle iż aby ktoś
z ludzi mógł to odnaleźć, najpierw musiałby ponanosić położenie
każdego z owych 6 "czarcich łap" na dokładną mapę tamtej okolicy,
potem zaś logicznie przeanalizować "jak" UFOnauci zaszyfrowali
tymi łapami zlokalizowanie tego co dla nich jest aż tak istotne.
Wszakże nawet na obecnym etapie naszej wiedzy można już dedukować
do czego aż tak cennego te 6 łap kieruje UFO i UFOnautów iż musiało
to być ukryte przed ludźmi. I tak, może to być np.
(1) wejście do
podziemnej bazy UFO, podobnej do tej która istnieje pod krzyżackim
zamkiem w Malborku zaś która została opisana np. w #G1 i pod
Fot. #G1ab ze strony
malbork.htm -
a stąd mogącej posłużyć ludziom przykładowo do kalibrowania
nowobudowanych
"urządzeń wykrywających niewidzialne
dla ludzkich oczu UFO i UFOnautów latających w stanie
telekinetycznego migotania" a opisywanych treścią
traktatu [7b].
Albo może to być np.
(2) lądowisko UFO dogodne dla UFOnautów
bo dla ludzi np. niedostępne a stąd umożliwiające im na ukrywanie swych
lądowań - jako iż ludziom mogłyby one np. pozwalać na kalibrowanie "urządzeń
ujawniających" opisywanych w traktacie [7b]. Może to być też np.
(3)
magazyn zrabowanych łupów ukrywający to co cennego UFOnauci
rabują od ludzkości lub ze Ziemi. Podobno bowiem UFOnauci, tak samo
jak niektórzy ludzie, są okropnie łakomi na złoto. To dlatego np. stare
legendy twierdziły że "smoki" lubią sypiać na złocie, np. patrz tzw.
"
dragon scene" z filmu "The Hobbit - The Desolation of Smaug 2013".
Pamiętajmy bowiem iż "smoki", "serpenty", zaś w Ameryce tzw.
"
pierzaste węże (np. Quetzalcoatl)"
to tylko niektóre nazwy jakimi dawni NIE znający maszyn ludzie, a
po nich np. i dzisiejsze Bblie, opisywali UFO i ich załogantów dziś
zwanych UFOnauci. Nazwy te wywodziły swe pochodzenie ze zdolności
gwiazdolotów UFO do latania po niebie także w długich, cienkich,
elastycznych formacjach, zwijających się i zmieniających swój kształt
w locie i zygzakujących jak ziemskie węże, ponieważ indywidualne
gwiazdoloty tych formacji są łączone ze sobą giętko i luźno bo zupełnie
bezdotykowo i tylko poprzez ich obwody magnetyczne. To właśnie z
powodu tego bezdotykowego połączenia umożliwiającego wężowate
gięcie i zawijanie, dla
gwiazdolotów Magnokraft
mojego wynalazku te ich formacje są opisywane pod nazwą
latające klustery
zaś zilustrowane tak jak ich wygląd w locie odbierał ludowy folklor szeregu narodów np. na
Fot. #G1a
z mojej strony o nazwie
biblia.htm.
Dodatkowo, ku szokowi dawnych ludzi gwiazdoloty UFO np. "przemawiały"
do nich za pośrednictwem swoich megafonów pokładowych, zaś ich
ludzko-podobna inteligencja była inteligencją ich załogi. Ponadto np.
folklor Chin odkrył iż "smoki" latają tylko dzięki posiadaniu (co można
interpretować iż mają np. w swym pysku lub brzuchu) cudowną albo
magiczną "perłę" jarzącą się nadprzyrodzonym światłem i nadającą im
najróżniejsze mityczne zdolności - np. do latania. Ta ich perła jest najlepiej
zilustrowana w australijskim filmie dla młodzieży z 2011 roku o tytule
"
The Dragon Pearl".
"Perła" ta faktycznie jest urządzeniem napędzającym gwiazdoloty UFO
i jest opisywanym przez wielu ludzi uprowadzanych do UFO. Jednak
z inspiracji Boga stało się iż tu na Ziemi niezależnie od UFO ja także
wynalazłem urządzenie około 40 lat temu jakie będzie napędzało
gwiazdoloty Magnokraft
też mojego wynalazku. To moje urządzenie napędowe nazwałem
Komora Oscylacyjna
i opisałem ją szczegółowo w swoich publikacjach. Ten mój wynalazek
komory oscylacyjnej później pozwolił mi zidentyfikować: że (a) UFOnauci
też już używają komory oscylacyjne jakie wyglądają identycznie do mojej
i że też służą im one dla celów napędzania oraz jako akumulatory energii
na czasokres podróży międzygwiezdnej - co oznacza że ja
niezależnie od
UFOnautów także wynalazłem powtórnie to samo urządzenie jakie kosmici
już mają i jakie doskonale im sluży, że (b) Biblia opisuje komorę oscylacyjną
pod nazwą
"Arka Przymierza" - patrz materiał dowodowy z podrozdziału S5 w
tomie 15 mojej monografii [1/5],
oraz że (c) konstrukcja komory oscylacyjnej jest zakodowana w tradycji
ludowej wielu narodów (np. jako buddyjska tzw.
Thangka -
patrz
Rys. S7 z [1/5] lub patrz #H3a do #H3d ze strony
ufo_proof_pl.htm).
Wszystko powyższe oznacza iż w przyszłości ludzie także będą potrzebowali
moją komorę oscylacyjną jako pędnika do napędzania mojego Magnokraftu
oraz jako akumulatora zdolnego przechowywać nieograniczone ilości energii.
Intrygujące jest też iż po wylądowaniu UFO dawni ludzie odnotowywali
iż powierzchnia tych "smoków" była pokryta popękanym tzw.
węglem warstwowym
o wyglądzie skór gadów a opisywanym szerzej, między innymi, w #B3 i #B3.1 ze strony
evidence_pl.htm.
Te "diabelskie kamienie" z okolic zamku Bąkowiec swymi trzypalcowymi
łapami mogą też wskazywać
(4) ukryte wejścia do podziemnych
tuneli podobnych do tych które niejaki Wincenty odwiedził na "Babiej
Górze" z południowej Polski w czasach swej młodości, zaś zapewne też
z inspiracji Boga mi potem to opisał kiedy byłem jeszcze nastolatkiem (patrz
jego opowieść przytoczona w punkcie #G3 z bloga #298 i z mojej strony
aliens_pl.htm -
która to strona jest dostępna na wszystkich moich witrynach internetowych).
Odkrycie i tam owych tuneli potwierdziłoby twierdzenie Wincentego dowodzone
też moimi badaniami i publikacjami, że system takich tuneli oplata całą kulę
ziemską zaś ludziom może okazać się wysoce przydatny w przypaku wojny
jądrowej lub niszczycielskiego kataklizmu, a także potwierdziłoby iż na Ziemi
operują gwiazdoloty UFO bo tylko one są w stanie powytapiać taką liczbę i
długości tych technicznie odparowanych tuneli. Ponadto niezależnie od wytopień
na nich owych "łap" lub "stóp", owe
diabelskie kamienie kryją w sobie
także telepatyczne urządzenia jakie też zapewne pozwalają na kalibrowanie
budowanych przez ludzi urządzen telepatycznych - np. "telepatycznych piramid"
opisywanych w #E1 i pod
Fot. #2 ze strony internetowej
telepathy_pl.htm.
Wszakże te telepatyczne urządzenia nawigacyjne UFO są podobne
do dziś używanych przez ludzi satelitarnych tzw.
"GPS" -
opisy jakich można poszukiwać np. słowami kluczowymi:
satellite
Global Positioning System GPS i to zarówno w tekstach z
google.com
jak i na darmowych wideach z
youtube.com.
Tyle iż ów telepatyczny system nawigacyjny UFOnautów jest ukryty w
pooznaczanych kamieniach regularnie porozmieszczanych na powierzchni
całej ziemi, natomiast GPS jest tylko w satelitach i do komunikacji używa fal
radiowych.
Krótkie opisy całej tej sieci nawigacyjnej UFO opublikowałem
aż na szeregu swych opracowań - np. w punktach od #D21 do #D23 strony
milicz.htm,
oraz w podrozdziałach U3.1 i VB4.3.1 z tomów 15 i 17 mojej
monografii [1/4].
Najszersze jednak opisy tej telepatycznej sieci nawigacyjnej UFO zawierają
moje artykuły: [1U3.1]
"Ziemia w sieci UFO - diabelskie kamienie
punktami nawigacyjnymi", Kurier Polski, nr 79/1982, strona 5;
oraz [2U3.1]
"Diabelskie kamienie", Nieznany Świat, nr.
10/1992/(22), strony 20-22. Z kolei dowód fotograficzny iż kamienie
te zawierają jakieś telepatyczne urządzenia nadawcze został ujawniony
i pokazany na zdjęciu z
Fig. K2 w mojej angielskojęzycznej
monografii [1e] -
gdy po wysadzeniu jednego takiego kamienia okazało się iż znajdowała
się w nim jakaś "bateria" o idealnie cylindrycznym kształcie, która
emitowała z siebie światło. Odnotuj iż od
Fig. K1 do Fig. K3
z owej monografii [1e] pokazałem też aż kilka tego typu "diabelskich
kamieni", które na terenie całej Polski formują podobną do "GPS"
regularną "sieć nawigacyjną" UFOnautów. Znajoma z Nowej Zelandii
dawno temu zawiozła mnie też na prywatną farmę jej znajomego położoną
na północ od miasta Hamilton, gdzie pokazała mi niemal sześcienny
"diabelski kamień" z wieloma oznakowaniami. Chociaż go sfotografowałem
a jego zdjęcie opublikowałem w jednym ze swych opracowań, dzisiaj NIE
mogę znaleźć ani jego fotografii, ani opisów - prawdodpodobnie UFOnauci
wszystko to wydeletowali z mojego komputera (tak jak często tak mi i nam
szkodzą) używając tzw.
"pętli sabotażowej" jaką opisałem we wpisie
#359 do blogów totalizmu, oraz w #J3 do #J3a z mojej strony o nazwie
faq_pl.htm.
Pokazany powyżej na zdjęciu
Fot. #K5e1
odcisk w kamieniu trzypalcowej dłoni UFOnauty-giganta
wcale NIE jest jedynym dowodem iż owe ludzko-podobne
kolosy operowały na Ziemi w pradawnych czasach.
Inny odcisk ogromnej dłoni, tyle iż pięcio-palcowej,
odkryty został we wschodniej Syberii na zboczu góry
nazwa której wymawiana z angielskim akcentem brzmi
dla mnie jak
Góra Szatana. Ten odcisk z
dalekiego Wschodu udokumentowany jest od 4:44 do 5:35
minuty angielskojęzycznego, 16-minutowego widea o tytule
"12 Most Mysterious Discoveries Scientists Still Can't Explain"
upowszechnianego z adresu
https://www.youtube.com/watch?v=PbC4-Q9Y2UU .
Porównanie długości palców tamego kolosa do wysokości
stojącej przy ich odcisku osoby, sugeruje iż kolos ten mógł
mieć nawet około 30 metrów wzrostu. Istnieje też poszlakowy
materiał dowodowy iż takiej wysokości kolosy nadal skrycie
w UFO przylatują na Ziemię ze swej planety w systemie Oriona.
Odciski rąk i stóp gigantycznych UFOnautów wcale NIE są
jedynymi śladami jakie pozostawiają oni na Ziemi. Faktycznie
w wielu miejscach naszej planety odkrywane są także ich
gigantyczne rzeźby i wizerunki. Jeden z przykładów
kamiennej rzeźby giganta udokumentowano na długości od
26:07 do 26:40 minuty angielskojęzycznego widea o adresie
https://www.youtube.com/watch?v=AZikpwbEMeg -
pokazującego rzeźbę gigantycznej głowy sfotografowaną przez
drona w trudno dostępnym miejscu z gór Dolomite we Włoszech.
Od Maoryski wodzowskiego rodu kiedyś się dowiedziałem
iż także w sub-tropikalnej puszczy z Coromandel z Nowej
Zelandii znajduje się do dzisiaj oficjalnie NIE odkryta podobnie
gigantyczna starożytna rzeźba kosmicznego krewniaka
ludzkości, którą pod nazwą
Śpiący Olbrzym opisałem
w punkcie #J3.3 ze swej strony o nazwie
god_proof_pl.htm.
(Kiedy z Maoryską tą się wybrałem aby mi pokazała tego "Śpiącego Olbrzyma",
rozpętała się aż tak straszna burza iż dotarcie do rzeźby stało się niemożliwe.)
Liczne rzeźby ludzko-podobnych gigantów jacy w przedpotopowych
czasach zarządzali poszczególnymi narodami, wraz ze stojącymi przy
nich ludźmi normalnego wzrostu, można też zobaczyć na wielu wideach
raportujących archeologiczne odkrycia dokonywane w Egipcie, Indiach,
oraz na obszarze byłego imperium Assyrii. Niektóre z owych wideów daje się
wyszukiwać używając np. następujące angielskojęzyczne słowa kluczowe:
giants antediluvian india mediterranean egypt.
Ów odcisk "czarciej łapy" pokazanej powyżej na opisywanym
tu
Fot. #K5e1 UFOnauta-gigant wytopił kiedyś w
narazie dokładniej niedatowanej przez nas przeszłości - choć
moje badania podobnego kamienia z Zemanowa koło Milicza,
podsumowane pod
Fot. #D23 i w #D23 ze strony o nazwie
milicz.htm,
sugerują iż
"sieć nawigacyjna UFOnautów" (tj. UFOnaucki
odpowiednik satalitarnego GPS ludzi) poukrywana w owych kamieniach
była budowana na Ziemi na przełomie wieków 15 na 16 AD.
Niemniej aż tak gigantyczni UFOnauci nadal skrycie działają
na Ziemi także i w dzisiejszych czasach - dowodem czego
są proporcjonalne do ich wzrostu średnice śladów
pozostawianych przez wyloty z ich pędników pokazane
na
Fot. #K5ab i #K5cd z niniejszego punktu
#K5. Tyle iż dysponując urządzeniami formującymi
tw.
stan telekinetycznego migotania jaki
czyni ich niewidocznymi dla ludzkich oczu, ci gigantyczni
UFOnauci starannie ukrywają przed ludźmi swoją
nieustającą od tysiącleci pasożytniczą obecność na
Ziemi. Ponieważ jednak, zgodnie z tym co wyjaśniłem
dla okresu (3) w punkcie #A2 swej strony o nazwie
ufo_pl.htm,
w latach od 2007 do 2020 NIE potrafiłem jeszcze
odróżniać pasożytniczego operowania na Ziemi owych
sekretnie okupujących nas UFOnautów z planet Oriona
od boskich symulacji UFOnautów (wszakże oba te rodzaje
UFOnautów są w stanie formować na Ziemi identyczne
ślady materialne), w 2007 roku zaprzestałem badań UFOnautów
ponieważ uznałem iż prawdopodobnie są oni symulacjami
Boga realizowanymi w celu testowania i egzaminowania
moralności ludzi, lepiej więc będzie jeśli podejmę racjonalne
badania Boga zamiast tracić energię i czas na badania UFOnautów.
Jednak dokonane w połowie 2020 roku moje odkrycie tzw.
"
Drobin Boga" -
jakie uprecyzyjniły wykonywane od 2020 do 2023 roku badania
Boga i Biblii, potwierdziły mi, że chociaż boskie symulacje
UFOnautów, a także naprawdę okupujący nas UFOnauci,
formowaliby na Ziemi identyczne ślady materialne, jednak
powody operowania na Ziemi obu tych rodzajów UFOnautów
byłyby dokładnie odwrotne i wykrywalne dla ludzkości.
Przykładowo boskie symulacje UFOnautów tak postępowaliby
aby zwiększać u ludzi wiarę w Boga. Natomiast okupujący
nas UFOnauci staraliby się skrycie nas eksploatować kiedy
jednocześnie ukrywaliby się przed ludźmi i zwalczaliby u ludzi
wiarę w Boga - tak jak zawsze w swym postępowaniu czynią
to rabusie. Jak też wynika z analizy najczęstrzych obserwacji
UFOnautów przybywających na Ziemię, faktycznie
cała
działalność tych kosmitów jest nastawiona na: rabowanie
od ludzi spermy i ovule (z jakich hodują oni swych niewolników)
oraz na odsysanie zaawansowanymi urządzeniami zwanymi
"
komora zimna"
ludzkiej tzw.
"
energii moralnej"
(jaką generują tylko przestrzegający nakazy Biblii ludzie, stąd
ateistyczni UFOnauci generować NIE są w stanie), a także
pozwala UFOnautom na
podnoszenie ich "morale" i
poczucia wyższości poprzez uzyskiwanie przez każdego z
nich absolutnej władzy sekretnego czynienia z ludźmi co tylko
ich fantazja im zasugeruje (tj. gwałcenia, męczenia, straszenia,
pokazywania ichniej "magii", porywania, mordowania, itp.), plus oczywiście
jest też nastawiona na eliminowanie u ludzi wiary w Boga jaka ludzkości
nakazuje postępować dokładnie odwrotnie niż postępują UFOnauci.
#K6.
Linkowane poniżej są następne z dokumentujących zdjęciowo
dowodów inwazji "przeciwników Boga" na miasteczko Petone
oraz ich okupacji i eksploatacji całej ludzkości, jakie jednak pokazuję
i opisuję już na odmiennych swych stronach internetowych:
Motto:
"Gdziekolwiek Bóg wynagradza mieszkańców jakiegoś obszaru, natychmiast
kierowana jest tam inwazja "przeciwników Boga" (tj. UFOnautów) aby swą
zaawansowaną techniką nakazów telepatycznych, hipnozy i opętań przeprogramować
miejscowych ludzi na zaprzeczanie i na brak wiary." (Sytuacja właśnie
powtarzana w Petone, NZ, gdzie liczne materialne ślady pozostawiane przez naszych
moralnie upadłych krewniaków z planet Oriona dokumentują masowy wysiłek
przeprogramowywania miejscowych na sceptycyzm i ignorowanie oczywistych
dowodów błogosławieństwa, wyróżnienia i opieki przez Boga.)
Na niniejszej stronie wskazuję liczne i niezaprzeczalnie-oczywiste
dowody wyróżnienia i szczególnego potraktowania miasteczka Petone
przez Boga, w nagrodę iż było ono pierwszym miejscem w całej Nowej
Zelandii, mieszkańcy którego jeszcze w 1840 roku (czyli ponad 183 lata
temu) masową celebracją mszy świętej bazującej na treści Biblii, zadeklarowali
swą wiarę i wypełnianie 10 przykazań Boga w całym nowo-otwartym dla
chrześcijaństwa kraju. Niestety,
w naszym
"świecie materii" każdej "akcji" opiera się przeciwdziałająca jej skutkom
"reakcja". W rezultacie, wraz z błogosławieństwami Boga,
Petone doświadcza też
istną "inwazję" istot, które Biblia nazywa
"
przeciwnikami Boga",
zaś o których badacze UFO ustalili iż faktycznie są oni naszymi upadłymi
moralnie krewniakami z planet Oriona, jakich ogromnie zaawansowana
technika pozwala im skrycie okupować i eksploatować ludzkość oraz
Ziemię, samemu uprawiając a jednocześnie wmuszając też w nas
ateistyczną filozofię szatańskiego pasożytnictwa,
jednocześnie udając iż są "nadprzyrodzonymi istotami". Te anty-ludzkie
i anty-boskie istoty pozostawiają w Petone liczne ślady swoich działań,
część z jakich opisałem już od #K1 aż do #K5e niniejszej strony, a także
w aż kilku wpisach do blogów totalizmu - np. patrz tam wpisy #363, #362,
#361, #360, #359, #355, #348 i #347. Aby więc NIE unegatywniać dalej
niniejszej pozytywnie i optymistycznie zorientowanej strony internetowej
poprzez nadmierne jej zapełnienie udokumentowaniem negatywnych
postępowań naszych moralnie upadłych krewniaków z planet Oriona,
wszystko co dalej na temat tych istot prezentuję, staram się publikować
na odmiennych stronach internetowych - tutaj jedynie zestawiając linki
do tych innych publikacji.
I tak, niniejszym rekomenduję przeglądnięcie następujących dalszych moich
opracowań tym czytelnikom, których zainteresują moje udokumentowania
materialnych śladów działań owych moralnie upadłych istot (UFOnautów)
zarówno w Petone, jak i w Nowej Zelandii, a także na całej naszej planecie.
Proszę przy tym odnotować, że wszystkie swoje udokumentowania zawsze
podpieram potwierdzeniami owych
trzech najważniejszych
"świadków" jakich opisałem w (1) do (1c) z #H1 swej strony o nazwie
2020zycie.htm -
do jakich to "świadków" należą:
Biblia zainspirowana przez samego Boga,
moje inżyniersko dopracowane podaniem
"jak" teorie, szczególnie zaś
Teoria Wszystkiego z 1985 roku i
Teoria Życia z 2020roku,
oraz
empiryczny materiał dowodowy manifestowany przez otaczającą
nas rzeczywistość. Oto więc linki do owych dalszych opracowań:
(A) Wpis #360 do blogów totalizmu, lub #D1 do #D2a z
military_magnocraft_pl.htm.
Wyjaśnia on dlaczego dokładne poznanie przez ludzi istotnych "szczegółów"
budowy i zasad działania gwiazdolotu mojego wynalazku zwanego
Magnokraft
dostarczy ludzkości drugiego z najważniejszych zestawów kluczy do
prawd jakie nas wyzwolą zgodnie z treścią wersetu 8:32 z "Ew. św.
Jana" - cytuję z katolickiej "Biblii Tysiąclecia":
"i
poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli" (odnotuj
użycie w tym wersecie liczby mnogiej). Zgodnie bowiem z tym wersetem,
aby się efektywnie wybronić i wyzwolić spod
ataków moralnie upadłych ludzi i istot jakie postępują przeciwstawnie
do przykazań i wymagań Boga, wystarczy się upewniać iż wszystkim
naszym bliźnim ujawniamy prawdę i tylko prawdę oraz aktywnie pomagamy
im ją poznawać.
(B) Wpis #361 do blogów totalizmu, lub #L2 do #L3a strony
evil_pl.htm.
Omawiam tam następny zbiór śladów stóp UFOnauty-giganta latającego
po miasteczku Petone w "napędzie osobistym" drugiej lub trzeciej generacji
zdolnym do telekinetycznych lotów z niemal nieskończoną szybkością lub
nawet do cofania lub przyspieszania upływu czasu. Jeden z owych śladów
UFOnauta ten prawdopodobnie odcisnął celowo stopą w bucie z miękką
podeszwą, tak iż wygląda on jakby był odciśnięty bosymi stopami. Jest wysoce
prawdopodobne iż owym celowo odciśniętym i zmyślnie ułożonym śladem
gigantycznych stóp chciał mi przekazać jakąś wiadomość - prawdopodobną
treść której przytaczam tam na końcu podpisu pod
Fot. #L2f .
(C) Wpis #362 do blogów totalizmu, lub #I1 do #I5 strony
bandits_pl.htm.
Omawiam tam następny zbiór działań skrycie nas okupujących i eksploatujących
UFOnautów, którzy wyniszczają ludzkość używając m.in. kolejny rodzaj swych
gwiazdolotów jakie można nazywać
UFO-czteropędniowe. W punkcie
#I5 wyjaśniam tam także
"jak" przeprowadzenie reformy ludzkiego wymiaru
sprawiedliwości bazującej na zasadzie "pozbawiania przywilejów"
stworzyłoby wszystkim ludziom wzorzec do naśladowania jaki zwiększyłby
efektywność wypełniania przez ludzkość 10 przykazań Boga, zaś tym
zwiększeniem zwiększyłby liczbę ludzie zasługujących na bycie bronionymi
i chronionymi przez Boga przed atakami anty-ludzkich UFOnautów.
(D) Wpis #363 do blogów totalizmu, oraz #M1 do #M4 strony
evil_pl.htm.
Inżyniersko opisuje on "jak" UFOnauci swoimi wysoce zaawansowanymi
urządzeniami do technicznej telekinezy oraz swoją telepatyczną i hipnotyczną
bronią, niepostrzeżenie wnikają do wnętrza ciał ludzi oraz sprzęgają swoje
umysły z tak opętaną osobą, powodując przeprogramowanie poglądów i
postępowań swych ofiar. Aczkolwiek owe opętania są powodowane przez
naszych kosmicznych krewniaków z planet Oriona równie materialnych jak
my ludzie, w każdym szczególe swych następstw odpowiadają one temu
co Biblia opisuje jako
opętania demoniczne i co jest doskonale
znane w praktycznie wszystkich głównych religiach świata - aczkolwiek
nadal jest ignorowane przez "oficjalną naukę ateistyczną" jakiej badania
kontrolują właśnie okupujący nas UFOnauci. Ów wpis #363 wyjaśnia
iż kobiety są bardziej podatne od mężczyzn na owe opętania przez UFOnautów -
to stąd też się biorą np. dzisiejsze absurdalne, niszczycielskie i pasożytnicze
trendy w postępowaniach młodych kobiet opisywane w punkcie #V2 strony
humanity_pl.htm.
Zestawia on też opis cech tak opętanych osób pozwalający rozpoznawać
czy ktoś jest ofiarą takiego opętania. Ponadto #363 wskazuje również jak
można się bronić przed zostaniem opętanym przez anty-ludzkich UFOnautów.
Część #L:
Urodzinowy dar z 1840 roku dla nowo-tworzonej
przez Boga chrześcijańskiej Nowej Zelandii:
#L1.
Historia i znaczenie stworzonego w 1840 roku
przez Boga "urodzinowego daru Nowej Zelandii":
Dwie płyty skrótowo wzmiankowane i zilutrowanwe na początku
WSTĘPu do niniejszej strony dowodzą bez łamania czyjejkolwiek
"
wolnej woli",
że przed 1840 rokiem płaski obszar Wellington gdzie mieszczą
się najważniejsze gmachy tej obecnej stolicy NZ, oraz płaska
powierzchnia lądu Petone na której obecnie stoi to przemysłowe
przystoliczne miasteczko, oryginalnie znajdowały
się na dnie głębokiego morza oraz poniżej poziomu
morza. (Słowa "Foreshore 1840" na górnej płycie z
Fot. #1a
oznaczają "brzeg morza w 1840 roku".) Ów zaś cudowny
"Akt Boga" który stworzył obie te miejscowości jest jedynym
mi znanym w całym obecnym świecie aż tak trwale
udokumentowanym i aż tak klarownie potwierdzającym
"urodzinowy dar Boga" oraz słowa Boga
"Ja Jestem"
powtarzane wielokrotnie w Biblii. Implikuje on silnie, że
gdyby w 1840 roku NIE zaistniał ten Akt Boga i dar
urodzinowy Nowej Zelandii, wówczas ani stolica kraju o nazwie
Wellington, ani pobliskie przemysłowe miasteczko Petone,
zapewne dziś NIE istniałyby. Natomiast w lasach porastających
ich miejsce zapewne do dziś widywano by owe spotykane
także w lasach Ameryki i Europy 3+1 palcowe stwory z
Fot. #K1c
opisane w #K1 poniżej na tej stronie - czasami zapewne
widywane też jak latają w powietrzu ponad obszernym
bagnem dawnego Petone. Odnotuj też, że podobnie jak
w Wellington, w Petone też istnieje rząd kosztownych
metalowych płyt pamiątkowych o wymiarach około 36x28 cm -
przykład jakich można oglądnąć klikając na niniejszy link do
Fot. #1b.
Tyle, że dla powodów jakie najpełniej wyjaśniam
w blogu #366 i w punkcie #D1 ze strony
wtc_pl.htm
(tj. w podanym tam tekście opisującym "
kontrast"
pomiędzy tym co się dzieje w Petone i co się dzieje w Wellington),
płyty z Petone upamiętniają osiągnięcia sportowe tego miasteczka.
Górne Fot. #1a ze WSTĘPu tej strony pokazuje bowiem
przykład szeregu płyt trwale wmurowanych wzdłuż długiej linii w
chodniki miasta Wellington (tj. stolicy Nowej Zelandii). Te płyty z
Wellinton dokumentują gdzie w 1840 roku przebiegał tam brzeg
morza. Bardzo też mądrze (bo w sposób NIE łamiący niczyjej tzw.
"
wolnej woli")
i historycznie doskonale płyty te dokumentują cudowny
"Akt Boga"
celem jakiego było danie nowo-rodzącemu się wówczas chrześcijańskiemu
narodowi "prezentu urodzinowego" kraju Nowa Zelandia z jej stolicą.
Wygląda też na to, że "prezentem urodzinowym" Bóg obdarowuje
każdy nowo-rodzący się kraj jaki zaczyna swe życie w zgodności
z przykazaniami i wymaganiami Boga. Na Ziemi jest bowiem
wiele przykładów takich "prezentów urodzinowych" od Boga.
Oprócz prezentu podsumowanego w tym WSTĘpie do
niniejszej strony, w punktach #F1 do #F5 strony o nazwie
pigs_pl.htm
oraz we wpisie #368 do blogów totalizmu, udokumentowałem
także dokładniej inny podobny "prezent urodzinowy" dany przez
Boga starożytnym Chinom. Odnotuj iż oprócz fizycznie "namacalnego"
prezentu urodzinowego, w chwili urodzin każdy tzw. "intelekt"
(w tym każdy kraj, naród, osoba, itp.) otrzymuje też od Boga szereg
tzw. "przywilejów" (np. obrona, ochrona, pokierowanie, łaska, itp.)
jakie opisałem prezycyjniej w blogu #362 i w punktach #I1 do #I6 ze strony
bandits_pl.htm.
(Potem, jeśli "intelekt" ten NIE żyje według przykazań Boga,
"przywileje" te są mu odbierane.)
Z kolei
dolne Fot. #J3d ze WSTĘPu tej strony
dokumentuje płytę upamiętniającą zdarzenie które
zainicjowało ów ożywiający
"Akt Boga" jaki
spowodował wmurowanie linii płyt z
Fot. #1a
w chodniki miasta Welligton. Ów "Akt Boga" zaistniał
bowiem w 1840 roku niedaleko od Wellington w lokacji
pobliskiego miasteczka Petone - którego cuda i niezwykłości
opisuję na niniejszej stronie.
Gdyby
zaś ów cudowny "Akt Boga" tam NIE zaistniał, wówczas
zapewne także ani obecna NZ stolica Wellington ani miasteczko
Petone też NIE istniałyby. Alternatywnie,
dzisiejsze miasto Wellinton byłoby co najwyżej otoczoną
górami i trudno dostępną małą wioseczką rybacką -
być może mającą też rzadko używany morski prom jaki
dowoziłby zaopatrzenie do niej i do okolicznych rolników.
Wszakże budowanie wygodnych dróg przez szereg
gór tylko dla użytku jednej małej wioski typowo NIE jest
ekonomicznie uzasadnione. Młodzi mieszkańcy tej wioski
zapewne więc uciekaliby do większych miast zniechęcani
i trapieni odizolowaniem, trudnościami dojazdu i komarami
mnożącymi się w bagnach jakie prawdopodobnie nadal
zalegałyby obszar trzęsawisk na którym później powstało
dzisiejsze pobliskie miasteczko Petone. Natomiast Petone
prawdopodobnie wogóle by NIE istniało z powodu chorób
roznoszonych przez chmary komarów mnożących się w
zalegającym jego obszar bagnie o bezprzepływowej i
zastagnowanej wodzie. Ponadto stolicą Nowej Zelandii
zapewne zostałoby wówczas inne miasto (być może dzisiejszy
Christchurch), które miałoby już zupełnie odmienne tzw.
"
Feng Shui".
Z kolei taką różnicę w "Feng Shui" stolicy kraju, tysiące
lat doświadczeń Chińczyków wskazują jako niemal
pewność, że losy całej Nowej Zelandii potoczyłyby
się wówczas całkiem odmiennymi torami. Także
losy życiowe wszystkich obecnych mieszkańców
dzisiejszej stolicznej metropolii NZ potoczyłyby się
zupełnie inaczej. Innymi słowy, ów ożywiający
"Akt Boga" jest sprawdzalnym dla każdego
dowodem materialnym na prawdę upewniających
nas ale i jednocześnie ostrzegających nas słów Boga
"
Ja Jestem"
(po angielsku
"
I Am"),
jakie każdy ma możność poczytać sobie np. z wersetów 3:14
"Księgi Wyjścia", 41:10 "Izajasza", czy 11:25-27 "Ewangelii
w/g św. Jana" w Biblii. Odnotuj przy tym iż słowa "Ja Jestem"
zawierają NIE tylko nadzieję i uspokojenie, ale także
ostrzeżenie. Wszakże równie łatwo jak jeden ożywiający
akt wszechmocego Boga był w stanie stworzyć obszar
pod budowę miast takich jak Wellington i Petone, inny
akt Boga jest w stanie wymazać istnienie miejscowości
jakie zaczęły łamać przykazania Boga. Mamy przecież
przykłady NIE tylko miast, ale nawet całych cywilizacji
(np. rozważ Majów, Azteków, Inków, Olmec, czy tej z
dawnej Wyspy Wielkanocnej), których postępowań Bóg NIE
aprobował więc je wymazał z istnienia w ich uprzedniej
formie. Niestety, dzisiejsi naukowcy, skrycie programowani
przez "moce zła" (nadal NIE badaną przez ludzkosć hipnozą
i telepatią - patrz blog #367), celowo unikają badania tzw.
"moralności" i zadawania właściwych pytań aby ustalić najważniejsze
"dlaczego" w tzw. "Aktach Boga"
całe miejscowości są wymazywane, jednak jeden lub kilka
domów lub kościołów czasami pozostają tam nietknięte?
(Powody zaś dla potrzeby aby naukowe badania po około
2000 latach od urodzenia się Jezusa w końcu zaczęły dociekać
tzw. "moralności" a stąd zadawanymi "właściwie pytaniami"
zdołały ustalić prawdę na pytanie "dlaczego w wymazanych
całych miejscowościach czasami pozostają pojedyńcze budynki nietknięte" -
wyjaśniam we wpisie #272 do blogów totalizmu i w punkcie #B3 ze strony
portfolio_pl.htm,
zaś dodatkowo wyklarowuję w punktach #F4 i #F6 strony
evil_pl.htm.)
Stąd ów rząd płyt wmurowanych w chodniki stolicznego miasta
Wellington, przykład których pokazuję tu na
Fot. #1a
ze WSTĘPu, jest zapewne najłatwiejszym do sprawdzenia
przez niemal każdego chętnego, dowodem materialnym
iż omawiany tu
"Akt Boga" faktycznie zaistniał
w 1840 roku. Wszakże ów "Akt Boga" ma bardzo mądrze
wkodowany w siebie unikalny "podpis Boga" (opisany we
wstępie) jaki przemawia do rozumu ale nikomu NIE odbiera
tzw. "wolnej woli". Dla
późniejszego przypominania sobie
słów Biblii "Ja Jestem" ten materialny dowód można sfotografować
a nawet sprawdzić też jego istnienie namacalnie - tj. tak jak ów
"Niewierny Tomasz" z wersetów 20:24-29 "Ew. Jana" w Biblii
sprawdzał palcem rany Jezusa aby się przekonać czy Jezus
faktycznie zwartwywstał. Płyty te są też niezaprzeczalnym
naukowo (choć z pewnością będą podważane bezdowodowymi
spekulacjami przez sługi tzw. "mocy zła") dowodem iż to
"Aktem Boga" utworzony był "dar urodzinowy" Nowej
Zelandii oraz płaskiej ziemi pod budowę obecnej jej stolicy
Wellington i pobliskiego miasta przemysłowego Petone, a tym
samym darem Boga dla uczczenia urodzin powstającego wówczas
do prowadzenia chrześcijańskiego życia nowego kraju Nowa Zelandia.
Na wypadek gdyby czytelnik zechciał osobiście zobaczyć
owe płyty upamiętniające "Akt Boga" jaki stworzył
obszar płaskiego lądu nadającego się pod budowę
miasta Wellington i pobliskiego miasteczka Petone,
obie które to miejscowości w 1840 roku były znane
pod wspólną nazwą
"Port Nicholson", opiszę
tu jak znaleźć dwie z płyt moim zdaniem najłatwiejsze
do oglądnięcia przez turystów i przyjezdnych do Welington.
Sądzę iż najłatwiej znaleźć płytę przed główną bramą
do podwórka Parlamentu NZ. Tyle, że przez niemal cały
dzień jest ona ocieniona pobliskimi drzewami. Stąd
np. jej sfotografowanie wychodzi tak jak innej płyty
zlokalizowanej tuż przy niej, której spektakularność
odciąga wzrok przechodniów od tej najważniejszej
płyty wyglądającej typowo skromnie jak wszystko
co w życiu naprawdę się liczy - tę inną pokazuję tu na
Fot. #1c - kliknij na ten link aby ją zobaczyć.
Druga relatywnie łatwa do znalezienia i zwykle dobrze
oświetlona (np. dla jej sfotografowania) z omawianych
tu płyt upamiętniających ów "Akt Boga", znajduje się tuż
przed wejściem do stacyjki "kolejki linowej" zawożącej
turystów z miasta Wellington do jego ogrodu botanicznego
na obrzeżających Wellington wzgórzach. Wejście
do tej stacyjki jest nazywane "Cable Car Lane" i też
znajduje się po zachodniej stronie ulicy zwanej
"Lambton Quay" w oddaleniu około
300 metrów od płyty przy budynkach parlamentu.
(Na chodniku poniędzy nimi oboma jest jeszcze
jedna dobrze oświetlona taka płyta.)
Natomiast owo historycznie i religijnie ogromnie istotne
zdarzenie, zaistnienie którego uruchomiło omawiany tu
"Akt Boga", miało miejsce około 8 km na północ od Wellington,
w maleńkim miasteczku Petone opisywanym na tej stronie,
a ściślej w miejscu oznaczonym tam tzw. "krzyżem
celtyckim" zwanym także "krzyżem iona". Zdjęcie tego
pamiątkowego krzyża celtyckiego zlokalizowanego przy
petonskiej plaży, na niniejszej stronie "petone_pl.htm" jest pokazane jako
Fot. #J3b - kliknij na niniejszy zielony link aby je zobaczyć.
Zdjęcie to jest ujęte pod na tyle interesującym kątem
iż tuż ponad przy-krzyżowymi krzewami po zachodniej
stronie tego skierowanego ku południu zdjęcia krzyża z
Petone, daleko na horyzoncie widoczne są zabudowania
miasta Wellington przycupnięte pod zboczami łańcucha
wzgórz jakie przed 1840 rokiem były jedynym tam
lądem wystającym z morza. Opisy "jak" powiększyć
sobie to i inne zdjęcia aby zobaczyć jego/ich szczegóły
podaję na końcu niniejszej WSTĘPnej części tej strony.
(Odnotuj iż treść pamiątkowego napisu na tym krzyżu pokazuje oddzielne
Fot. #J3d z tej strony "petone_pl.htm".)
Natomiast w google.com zdjęcia tego krzyża można
sobie wyszukiwać słowami kluczowymi:
iona cross celtic memorial petone foreshore .
Krzyż ten upamiętnia pierwszą oficjalną mszę świętą, wkrótce
po zakończeniu której Bóg zesłał na cały obszar ówczesnego
tzw.
"Port Nicholson" (obejmującego obene Petone
i Wellington), długą serię łagodnych trzęsień ziemi. W wyniku
tych trzęsień ziemi, uprzedni oszar bagna jakie do 1840 roku
istniało w miejscu obecnego Petone, a także płaskie dno morza
istniejące przy zboczach gór otaczających obecne Wellington,
zostały wyniesione w górę aż na tyle iż obecnie stanowią
dogodne tereny pod wznoszenie miejskich budynków. Jak
przed 1840 rokiem wyglądało owo byłe bagno z Petone
pełne komarów, wysokiej trzciny i ciemnej zastojałej wody
z pobliskiej rzeki "Hutt River", można zobaczyć na zdjęciach
ze ścian mini-muzeum zlokalizowanego w Petone jedynie
około 100 metrów na zachód od powyższego krzyża celtyckiego.
W czasach pisania tego paragrafu wstęp do tego mini-muzeum
nadal był bezpłatny, a godziny jego otwarcia od 10 am do 4 pm.
Oglądając w mini-muzeum z Petone reprodukcje zdjęć pokazujących wygląd
owych bagien zalegających obszar obecnego miasteczka Petone, warto także
oglądnąć piękną rzeźbę trzypalcowego stwora na tej stronie pokazaną jako
Fot. #K1f (kliknij na niniejszy zielony link aby zdjęcie to zobaczyć).
W owym mini-muzeum rzeźba ta stoi przy wejściu do pomieszczenia
z eksponatami. Rzeźba ta ilustruje folklorystycznie pamiętany
wygląd maleńkich UFOnautów w polskim folklorze zwanych
"zmora" (co po angielku znaczy "nighmare"). Wytopiony niedaleko
mojego mieszkania odcisk ich 3+1 palcowej stopy w asfalcie
chodnika oraz ich faktyczny wygląd pokazuję i omawiam powyżej
na
Fot. #K1abc oraz we wpisie #347 do blogów totalizmu.
Ufonauci ci do dzisiaj skrycie i głównie nocami operują w Petone -
choć jednego z nich lecącego w powietrzu widziałem w świetle
dnia. Trwałym dowodem ich
"inwazji na Petone" są pokazane
na niniejszej stronie wytopienia ich stóp w asfalcie petońskich
chodników, a także materiał dowodowy ze wpisu #365 do blogów
totalizmu i z #V1 do #V1a strony
humanity_pl.htm.
Ich miniaturowy wzrost, 3+1 palce, oraz wygląd masek jakie ubierają
podczas kontaktów z ludźmi, artystycznie odtwarza film z 2011 roku o tytule
Paul.
Jednak mają oni też swą wersję gigantycznego wzrostu podobnego
do istot kultury
"Olmec" z Ameryki Środkowej, tj. istot o
wysokości ponad 12 metrów, odcisk w kamieniu ich 3+1 palcowej
łapy pokazuję na
Fot. #K5e1 z niniejszej strony
petone_pl.htm
oraz ze wpisu #364 do blogów totalizmu.
Aby dojechać z Wellington do Petone (poczym z powrotem
do Wellington) najwygodniej jest użyć Wellington'ski autobus
miejski numer 83 typowo kursujący co pół godziny. Ma on
przystanki na zachodniej stronie w/w "Lambton Quay", a
także przy stacji kolejowej Wellington (z której też kursuje
sporo pociągów do Petone i z powrotem), a także ma
przystanki na głównych ulicach Wellington - np. na
"Courtenay". Grupki turystów przybywających do Wellington
w tzw. "Cruise Ships" zapewne mogą też spróbować
skłonić np. kapitana swego statku aby zaaranżował
dla nich przewóz z portu gdzie statki te cumują aż
do "Petone Celtic Cross" przez obsługujący te statki
turystyczne tzw. "Cruise Ship Shuttle". Petone jest
bowiem jedynym osobiście mi znanym miejscem
na świecie, które relatywnie niedawno Bóg zaszczycił
ustanowieniem go jako
"święte miejsce pod gołym
niebem" gdzie do dziś zachodzą najróżniejsze
cuda łamiące twierdzenia dzisiejszej nauki, sporo z
jakich opisuję na niniejszej stronie. Stąd zapewne
niektóre z tych cudów możliwe są tam do doświadczenia
też i przez tych co ich potrzebują i pomodlą się o
cud do Boga. Z kolei radiesteci, różdżkarze, badacze
promieniowań energii czakramów Ziemi, fotografii
kirlianowskiej, ludzkiej aury, chi, feng shui, itp.,
znajdą tam miejsce dla przeprowadzenia swych
sprawdzeń lub nowatorskich badań.
Część #?:
...(Te części niniejszej strony są zarezerwowane do przyszłego jej poszerzania)...
#?1.
...(Punkty zarazerwowane do przyszłego użycia i napisania)...
Część #Z:
Podsumowanie i końcowe informacje tej strony:
#Z1.
Podsumowanie tej strony:
Nawet najbardziej ateistycznie nastawieni
badacze muszą przyznać, że analiza materiału
dowodowego zaprezentowanego w "częsci #I"
niniejszej strony, faktycznie potwierdza iż zamieszkiwanie
tzw. "10 sprawiedliwych" w bliskości nowozelandzkiego
miasteczka Petone, wyraźnie chroni to miasteczko
przed furią dzisiejszych kataklizmicznych zjawisk
pogody i natury.
#Z2.
Jak dzięki stronie
"skorowidz.htm"
daje się znaleźć totaliztyczne
opisy interesujących nas tematów:
Cały szereg tematów równie interesujących
jak te z niniejszej strony, też omówionych
zostało pod kątem unikalnym dla filozofii
totalizmu. Wszystkie owe pokrewne tematy
można odnaleźć i wywoływać za pośrednictwem
skorowidza
specjalnie przygotowanego aby ułatwiać ich
odnajdowanie. Nazwa "skorowidz" oznacza
wykaz, zwykle podawany na końcu książek,
który pozwala na szybkie odnalezienie interesującego
nas opisu czy tematu. Moje strony internetowe
też mają taki właśnie "skorowidz" - tyle że
dodatkowo zaopatrzony w zielone
linki
które po kliknięciu na nie myszą natychmiast
otwierają stronę z tematem jaki kogoś interesuje.
Skorowidz ten znajduje się na stronie o nazwie
skorowidz.htm.
Można go też wywołać z "organizującej" części
"Menu 1" każdej totaliztycznej strony. Radzę
aby do niego zaglądnąć i zacząć z niego
systematycznie korzystać - wszakże przybliża
on setki totaliztycznych tematów które mogą
zainteresować każdego.
#Z3.
Jak
blogi totalizmu
pozwolą ci na bieżąco śledzić co
aktualnie bada autor tej strony (tj.
dr inż. Jan Pająk)
oraz które jego witryny internetowe
zawierają najaktualniejsze strony:
NIE ma co tu
"owijać w bawełnę" -
wyniki badań autora tej strony (tj. mnie)
od wielu już lat są intensywnie blokowane,
sabotażowane i obrzydzane przez kogoś
ogromnie wpływowego. Jeśli czytelnik mi
tu NIE wierzy, wówczas proponuję aby w
którejkolwiek wyszukiwarce internetowej
znalazł link np. do adresu z aktualną wersją
strony z jakiej czyta niniejsze słowa - a co
najwyżej znajdzie wówczes jedynie linki do
przestarzałych wersji tej strony (tj. do wersji,
których z różnych powodów NIE mogę już
aktualizować). W rezultacie bliźni do których
wyniki moich badań są adresowane, NIE
mają jak z nimi się zapoznać. Tym więc,
którzy przypadkowo natkną się na niniejsze
słowa radzę aby zamiast polegać na wyszukiwarkach,
raczej na bieżąco śledzili wyniki moich najnowszych
badań, jakie systematycznie publikuję na tzw.
"blogach totalizmu". (Odnotuj, że wszystkie
wpisy na każdym z istniejących blogów totalizmu
są lustrzanymi kopiami o takiej samej treści, zaś
równoczesne prowadzenie więcej niż jednego z
tych blogów ma zapobiegać utracie ich treści po
ich wydeletowaniu.) Aczkolwiek blogi te, podobnie
jak wszystkie moje strony internetowe, też są
deletowane i ukrywane, w chwili obecnej te z
nich, które faktycznie ja autoryzuję (tj. które
faktycznie zawierają opisy z tzw. "pierwszej ręki"
jakie ja osobiście przygotowałem) i które narazie
nadal istnieją, czytelnik znajdzie pod adresami:
totalizm.wordpress.com (wpisy od #89 - tj. od 2006/11/11)
kodig.blogi.pl (wpisy od #293 - tj. od 2018/2/23)
drjanpajak.blogspot.co.nz (wpisy od #293 - tj. od 2018/3/16)
Aktualne zestawienie adresów moich blogów
zawarte jest też na stronie z tematycznym
skorowidzem wyników moich badań - tj. na w/w stronie o nazwie
skorowidz.htm.
Na szczęście, od 2018/10/30 dostępna jest też
w internecie elektroniczna publikacja [13] o tytule
"Wpisy do blogów totalizmu". Można ją sobie
przeglądnąć lub załadować za pośrednictwem strony o nazwie
tekst_13.htm (kliknij tu aby ją przeglądnąć).
W swych 7 tomach zredagowanych jak elektroniczne
książki pisane bezpiecznym (bo odpornym na wirusy)
i wygodnym formatem PDF oraz pozaopatrywane w
"spisy treści" (z numerami, tytułami i datami
opublikowania kolejnych wpisów do blogów totalizmu),
publikacja [13] oferuje do przestudiowania wszystkie
wpisy z blogów totalizmu, jakie dotychczas były
opublikowane - włącznie z często też publikowanymi
angielskojęzycznymi wersjami polskojęzycznych wpisów.
Ponadto tekst owej [13] ma dwie wersje, mianowicie (1)
o
"dużym druku" (20 pt) - ułatwiającym czytanie
przez osoby o słabym wzroku (np. starsze wiekiem),
oraz (2) o
"typowym druku" (12 pt) - przeznaczonym
do czytania przez osoby o nadal ostrym wzroku.
Na końcu każdego wpisu do blogów totalizmu staram
się podać zestaw adresów witryn internetowych,
które oferują najaktualniejsze wersje wszystkich
moich stron internetowych (odnotuj, że z powodu
powtarzalnego deletowania witryn z moimi stronami,
adresy te zmieniają się z upływem czasu). To z
zestawień adresów owych witryn publikowanych
pod najnowszymi wpisami do blogów totalizmu
rekomenduję ściągać i czytać najaktualniejsze
wersje moich stron oraz opracowań.
Warto tu też dodać, że osobom starającym się
poznać moje autentyczne opisy wyników swych
badań, wyszukiwarki internetowe usilnie podsuwają
blogi (i inne internetowe publikacje), które wyglądają
jak moje, jednak zawierają jedynie czyjeś prywatne
opinie o moich badaniach (często mijające się z
prawdą, a niekiedy nawet celowo zwodzące czytelników).
W chwili pisania niniejszego punktu, owe
NIE moje blogi
(na jakie już się natknąłem) były dostępne pod adresami:
#Z4.
Autor
tej strony (tj. dr inż. Jan Pająk):
Niniejszym mam przyjemność poinformować
czytelników, że z okazji 70tej rocznicy urodzin
autora tej strony (tj. mnie), wyprodukowany
został i opublikowany około 35 minutowy film
Dominika Myrcik, jaki od maja 2016 roku
upowszechniany jest gratisowo w
youtube.com.
Film ten nosi tytuł
"
Dr Jan Pająk portfolio"
i prezentuje graficznie najważniejszy mój naukowy dorobek życiowy.
Jego polskojęzyczną wersję można sobie oglądnąć pod adresem
youtube.com/watch?v=f3MuZec4jGM,
lub uruchomić ją ze strony
djp.htm
zestawiającej widea w jakich przygotowaniu osobiście
brałem udział, a jaką zaprogramowałem do przeglądania
na "smart" telewizorach koreańskiej firmy LG, lub na
komputerach PC (najlepiej z wyszukiwarką "Google Chrome").
Zapraszam i zachęcam czytelników do jego oglądnięcia. Działające
zielone linki,
adresy internetowe, ulotki promocyjne w trzech językach,
oraz pełne opisy wszystkich trzech wersji językowych
(tj. polskiej, angielskiej i niemieckiej) tego doskonale
zaprojektowanego i wykonanego HD i HQ filmu, są też
dostępne na specjalnie poświęconej mu stronie o nazwie
portfolio_pl.htm.
Aktualne adresy emailowe do autora tej
strony, tj. oficjalnie do
dra inż. Jana Pająka,
zaś kurtuazyjnie do
Prof. dra inż. Jana Pająka,
podane zostały w punkcie #L3 odrębnej strony autobiograficznej o nazwie
pajak_jan.htm
(dla jej wersji w języku HTML), lub o nazwie
pajak_jan.pdf
(dla wersji strony "pajak_jan.pdf" w bezpiecznym
formacie PDF - które to bezpieczne wersje PDF
dalszych stron autora mogą też być ładowane
z pomocą linków z punktu #B1 strony o nazwie
tekst_11.htm).
Powodem dla którego czytelnik ma prawo do
kurtuazyjnego adresowania autora tej strony
tytułem
profesor wynika z faktu, że
"z profesorami jest tak jak z generałami".
Znaczy,
"raz
profesor, zawsze już profesor" -
tj. jeśli ktoś raz był profesorem, wówczas
m.in. grzecznościowo jest tytułowany
profesorem już przez resztę życia.
Autor zaś tej strony był profesorem
aż na 4 odmiennych uniwersytetach,
przez okres około 7 lat. Mianowicie,
na trzech z tych uniwersytetów, w okresie
od 1 września 1992 roku aż do 31
października 1998 roku, autor pracował
jako odpowiednik polskiego "profesora
nadzwyczajnego" - czyli zachodniego
tzw. "Associate Professor" (z angielskiej
uczelnianej hierarchii naukowej). Z kolei
na jednej uczelni, w okresie od 1 marca
2007 roku do 31 grudnia 2007 roku, autor
pracował na stanowisku odpowiadającym
pełnemu polskiemu "profesorowi zwyczajnemu",
tj. na tzw. (Full) "Professor". Tak się też
składało, że tamto zatrudnienie na stanowisku
"Professor" było też ostatnim miejscem
zatrudnienia jego życia zawodowego.
Autor odszedł więc na emeryturę jako
"były profesor".
Po odlocie z Polski w 1982 roku, autor nieustannie
ponawiał wysiłki i inicjatywy aby móc powrócić
do kraju i aby jego wiedza i doświadczenie mogły
też służyć ojczyźnie w której się urodził. Wszakże
wiedział doskonale, że skoro poza granicami kraju
zdołał przełamać przeszkody językowe, uprzedzenia
jakie często mają tam wobec Polaków, wymogi
odmiennych metod nauczania, różnice kulturowe,
itp., osiągając tam pozycję pełnego profesora,
wówczas z całą pewnością miał też wiele do zaoferowania
uczelniom w swojej własnej ojczyźnie. Niestety,
wszystkie te inicjatywy i wysiłki autora były niweczone
przez najróżniejszych rodaków którzy najwyraźniej
zadedykowali swoje życie służeniu zjawisku jakie w punkcie #G1 strony
eco_cars_pl.htm
opisywane jest pod nazwą
"przekleństwo
wynalazców". Najbliższe sukcesu były dwie
z takich inicjatyw autora tej strony. Pierwsza z nich
miała miejsce w 1986 roku, tj. zaraz po opublikowaniu
w Nowej Zelandii monografii naukowej [1] "Teoria
Magnokraftu - monografia o dyskoidalnym statku
kosmicznym napędzanym pulsującym polem
magnetycznym" (wydanie I, polskojęzyczne, marzec
1986, Invercargill, Nowa Zelandia, ISBN 0-9597698-5-4,
136 stron, 58 rysunków) - której treść była pierwowzorem
dla obecnej treści tomów 3 i 2 najnowszej jego
monografii [1/5].
Tamta monografia [1] opisywała wynaleziony
przez autora statek kosmiczny nazywany
magnokraftem
oraz urządzenie napędowe dla owego statku zwane
komorą oscylacyjną.
Po opublikowaniu monografii [1] autor zwrócił się oficjalnie
do Rady Naukowej Instytutu TBM Politechniki Wrocławskiej
o pozwolenie mu na otwarcie przewodu habilitacyjnego
i na obronienie rozprawy habilitacyjnej o owym statku -
tak jak to wyjaśniam w punkcie #J1 strony
magnocraft_pl.htm
oraz w #69 z części #D strony
rok.htm.
Niestety, Rana Naukowa I-TBM odmówiła mu wówczas
tego pozwolenia, wymawiając się że NIE ma w swoim
gronie specjalistów którzy zajmowaliby się badaniami
magnokraftu (chciaż autor wyraźnie zaznaczył w swoim
wniosku-prośbie o otwarcie przewodu habilitacyjnego,
że magnokraft jest jego wynalazkiem i że nikt przedtem
na całym świecie NIE badal i NIE rozwijał tego rodzaju
napędu dla statków kosmicznych). Wielka szkoda, że
tamta inicjatywa autora została ustrzelona, bowiem gdyby
wówczas udało się połączyć wynalazcze i inżynierskie
zdolności autora z możliwościami wykonawczymi i badawczymi
owego Instytutu TBM, wówczas do dzisiaj "magnokrat"
i "komora oscylacyjna" byłyby zapewne już zbudowane
i efektywnie służyłyby Polsce, zaś autor prawdopodobnie
pracowałby teraz nad zbudowaniem jeszcze doskonalszego
wehikułu czasu.
Druga bliska sukcesu inicjatywa autora aby służyć
swemu krajowi pojawiła się kiedy w 2009 roku jedna
z uczelni w Polsce zaoferowała autorowi zatrudnienie
na stanowisku "profesora nadzwyczajnego" w inżynierii
softwarowej. Niestety, polskie Ministerstwo Szkolnictwa
Wyższego, które ma prawo odmówienia zgody na
czyjeś zatrudnienie na stanowisku profesorskim, NIE
wyraziło zgody na to zatrudnienie autora pod wymówką,
że autor NIE posiada wykształcenia informatycznego.
W swojej odmowie ministerstwo to przeoczyło jednak
(lub celowo zignorowało) sporo faktów, przykładowo że
kiedy autor studiował w latach 1964 do 1970, w Polsce
NIE istniały jeszcze studia informatyczne, że doktorat
autora był z pogranicza dzisiejszej informatyki oraz
inżynierii mechanicznej (dotyczył bowiem tego co w
dzisiejszych czasach nazywane jest m.in. "Computer
Aided Design" oraz wersja "Finite Elements Method"),
a także że poza Polską autor wykładał właśnie głównie
informatykę na zachodnich uczelniach i że jedna
pozycja odpowiednika "profesora nadzwyczajnego" oraz jedna
pozycja odpowiednika "profesora zwyczajnego" jakie tam zajmował
były właśnie w informatycznej specjalizacji "Software
Engineering" - tj. "inżynierii softwarowej". (Sprawę tamtej
odmowy pozwolenia polskiego ministerstwa na zatrudnienie
autora w polskiej uczelni na stanowisku profesora nadzwyczajnego
omawiam także w (5) z punktu #F3 strony o nazwie
god_istnieje.htm
oraz w punkcie #D3 strony o nazwie
mozajski.htm.)
Swoją drogą to ciekawe jak tacy oddani "przekleństwu
wynalazców" Polacy wyobrażają sobie awans
cywilizacyjny swego kraju, jeśli systematycznie "podcinają
oni skrzydła" każdemu co bardziej twórczemu rodakowi.
Jeśli więc czytelnik życzy sobie wysłać
mi ewentualne swoje uwagi, informacje,
zdjęcia, opisy własnych przeżyć, itp., wówczas
powinien pisać na adres emailowy podany
w punkcie #L3 w/w stron internetowych
z moimi autobiografiami. Proszę jednak
wówczas odnotować, że dla całego szeregu
powodów (np. mojego chronicznego deficytu czasu,
prowadzenia badań wyłącznie na zasadzie mojego
prywatnego hobby naukowego, pozostawania
niezatrudnionym i wynikający z tego mój brak
oficjalnego statusu jaki pozwalałby mi zajmować
oficjalne stanowisko w określonych sprawach,
istnienia w Polsce aż całej armii zawodowych
profesorów uczelnianych - których obowiązki
zawodowe obejmują m.in. udzielanie odpowiedzi
na zapytania społeczeństwa, itd., itp.)
począszy od 1 stycznia 2013 roku
ja przyjąłem żelazną
zasadę, że NIE odpowiadam na żadne emaile
wysyłane do mnie przez czytelników moich
stron - o czym niniejszym szczerze
i uczciwie informuję wszystkich zainteresowanych.
Stąd jeśli czytelnik ma sprawę która wymaga
odpowiedzi, wówczas NIE powinien do mnie
pisać, bowiem w takiej sytuacji wysłanie mi
emaila domagającego się odpowiedzi w świetle ustaleń
filozofii totalizmu
byłoby
działaniem
niemoralnym. Wszakże spowodowałoby,
że czytelnik doznałby zawodu ponieważ z całą
pewnością NIE otrzymałby odpowiedzi. Ponadto
taki email odbierałby i mi sporo "energii moralnej"
ponieważ z jego powodu i ja czułbym się winnym,
że NIE znalazłem czasu na napisanie odpowiedzi.
Natomiast w/g totalizmu "moralnym działanien"
w takiej sytuacji byłoby albo niezobowiązujące
mnie do odpisania przesłanie mi jakichś informacji
które zdaniem czytelnika są warte abym je poznał,
albo teź napisanie raczej do któregoś z zawodowych
profesorów polskich uczelni - wszakże oni są
opłacani z podatków obywateli między innymi za
udzielanie odpowiedzi na zapytania społeczeństwa,
a ponadto wszyscy oni mają sekretarki (tak
że korespondencja NIE zjada im czasu który
powinni przeznaczać na badania).
Niniejsza strona dostępna jest także w formie
broszurki oznaczanej symbolem
[11],
którą przygotowałem w "PDF" (od "Portable
Document Format") - obecnie uważanym za
najbezpieczniejszy z wszystkich internetowych
formatów, jako że do niego normalnie wirusy
się NIE doczepiają. Ta klarowna broszurka
jest gotowa zarówno do drukowania, jak i do
wygodnego czytania z ekranu komputera.
Ciągle ma ona też aktywne wszystkie swoje
zielone linki.
Stąd jeśli jest czytana z ekranu komputera
podłączonego do internetu, wówczas po
kliknięciu na owe linki otworzą się linkowane
nimi strony lub ilustracje. Niestety, ponieważ
jej objętość jest około dwukrotnie wyższa niż objętość
strony internetowej jakiej treść ona publikuje,
ograniczenia pamięci na sporej liczbie darmowych
serwerów jakie ja używam, NIE pozwalają aby
ją na nich oferować (jeśli więc NIE załaduje
się ona z niniejszego adresu, ponieważ NIE
jest ona tu dostępna, wówczas należy kliknąć
na któryś odmienny adres z
Menu 3,
poczym sprawdzić czy stamtąd juź się załaduje).
Aby otworzyć ową broszurkę (lub/i załadować
ją do własnego komputera), wystarczy albo
kliknąć na następujący zielony link
albo też z którejś totaliztycznej witryny otworzyć
sobie plik nazywany tak jak w powyższym linku.
Jeśli zaś czytelnik zechce też sprawdzić, czy jakaś
inna totaliztyczna strona właśnie studiowana przez
niego, też jest już dostępna w formie takiej PDF
broszurki, wówczas powinien sprawdzić, czy
wyszczególniona ona została w linkach z "części
#B" strony o nazwie
tekst_11.htm.
Owe linki wskazują bowiem wszystkie totaliztyczne
strony, które już zostały opublikowane jako takie
broszurki z serii [11] w formacie PDF.
Życzę przyjemnego czytania!
#Z6.
Copyrights © 2024 by dr inż. Jan Pająk:
Copyrights © 2024 by dr inż. Jan Pająk.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejsza strona
stanowi raport z wyników badań jej autora -
tyle że napisany jest on popularnym językiem
(aby mógł być zrozumiany również przez
czytelników o nienaukowej orientacji). Idee
zaprezentowane na tej stronie są unikalne dla
badań autora i dlatego w tym samym ujęciu co
na tej stronie (oraz co w innych opracowaniach
autora) idee te uprzednio NIE były jeszcze
publikowane przez żadnego innego badacza.
Jako taka, strona ta prezentuje idee które
stanowią intelektualną własność jej autora.
Dlatego jej treść podlega tym samym prawom
intelektualnej własności jak każde inne
opracowanie naukowe. Szczególnie jej
autor zastrzega dla siebie intelektualną
własność odkryć naukowych i wynalazków
opisanych na tej stronie. Dlatego zastrzega
sobie, aby podczas powtarzania w innych
opracowaniach jakiejkolwiek idei zaprezentowanej
na niniejszej stronie (tj. jakiejkolwiek teorii,
zasady, dedukcji, intepretacji, urządzenia,
dowodu, rysunku, tabeli, fotografii, itp.),
powtarzająca osoba ujawniła i potwierdziła kto
jest oryginalnym autorem tych idei (czyli aby,
jak mawia się w angielskojęzycznych kręgach
twórczych, osoba ta oddała pełny "kredyt"
moralny i uznaniowy autorowi tej strony), poprzez
wyraźne wyjaśnienie przy swym powtórzeniu, iż tę
ideę powtarza ze strony autoryzowanej przez dra
Jana Pająka, poprzez wskazanie internetowego
adresu niniejszej strony pod którym idea ta była
oryginalnie omawiana, oraz poprzez podanie daty
najnowszego aktualizowania tej strony (tj. daty
wskazywanej poniżej).
* * *
If you prefer to read in English
click on the flag
(Jeśli preferujesz język angielski
kliknij na poniższą flagę)
Data założenia niniejszej strony: 30 marca 2012 roku
Data najnowszego jej aktualizowania: 21 listopada 2024 roku
(Sprawdź w adresach z
Menu 4
czy istnieje już nowsza aktualizacja)