Zlot "Wszewilki-2006" z dnia 8/7/6 czyli 8 lipca 2006 roku
(dwujęzycznie, po:
angielsku i
polsku )
Uaktualizowano:
7 stycznia 2013
Kliknij "X" lub "No" na np. planszy rzekomych błędów, lub na reklamie, jeśli te usiłują przeszkodzić w oglądnięciu tej strony.
Oto
wykaz wszystkich stron które powinny być
dostepne pod niniejszym adresem (tj. na
tym serwerze), w zestawieniu językowym -
w 8 językach. Jest on częściej aktualizowanym
powtórzeniem stron zestawionych też w "Menu 1".
Wybierz poniżej interesującą Cię stronę
manipulując suwakami, potem kliknij na nią
aby ją uruchomić:
(Ten sam wykaz daje się też wyświetlić
z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na
"Menu 2".)
Oto
wykaz adresów wszystkich totaliztycznych
witryn działających w dniu aktualizacji
tej strony. Pod każdym z owych adresów
powinny być dostępne wszystkie totaliztyczne
strony wyszczególnione w "Menu 1" i
"Menu 2",
włączajac w to również ich odmienne wersje językowe
(tj. wersje w językach: polskim,
angielskim, niemieckim, francuskim, hiszpańskim,
włoskim, greckim i rosyjskim).
Najpierw więc w poniższym okienku wybierz
adres serwera z każdego masz zamiar
skorzystać manipulując suwakami, potem
kliknij na jego adres, kiedy zaś otworzy
się strona reprezentująca ów serwer
wówczas wybierz sobie z "Mednu 1" lub z
"Menu 2"
interesującą cię stronę i kliknij na nią
aby ją uruchomić i przeglądnąć:
(Niniejszy wykaz daje się też wyświetlić
z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na
"Menu 4".)
Przed 2005 rokiem zwolennicy
filozofii totalizmu
biorący udział w internetowych listach dyskusyjnych wielokrotnie apelowali
aby zorganizować jakiś zjazd dla osób praktykujących ową filozofię.
Ulegając tym apelom, zjazd taki zaprojektowany został na dzień
7/7/7, tj.na 7 lipca 2007 roku - tak jak opisuje to strona o nazwie
wszewilki_2007.htm.
Jednak ów odległy termin nie zadowalał owych entuzjastów -
zaczęli więc naciskać, aby spotkać się już o rok wcześniej, tj.
w 2006 roku. W wyniku tych nacisków zaproponowany więc
został zlot zwlenników totalizmu jaki miał się odbyć już w 2006
roku - tyle że bez mojego uczestnictwa (tak jak projektuje to strona
wszewilki_2006.htm).
Niestety, kiedy nadeszła data owego zlotu, przybyło na niego
zaledwie kilku najbardziej entuzjastycznych totaliztów - tak jak
opisuje to raport z owej imprezy zawarty na stronie o nazwie
wszewilki_2006_raport.htm.
Zniechęcenie jakie wywołane zostało przez tak niskie uczestnictwo
w tamtym zlocie, spowodowało że zjazd z 2007 roku musiał zostać
odwołany. Aby jednak upamiętnić oba te wydarzenia i pozwolić
zainteresowanym osobom na wyciąganie
własnych wniosków na ich temat, strony internetowe
wszewilki_2006.htm i
wszewilki_2007.htm
planujące obie owe imprezy, a także strony
wszewilki_2006_raport.htm i
wszewilki_2007_zjazd.htm
z raportami z owych imprez, są nadal utrzymywane i dostępne
w internecie w stanie w jakim były one przygotowane w tamtych
czasach. Całe dalsze opisy z niniejszej strony jakie następują
po niniejszym wstępie, pozostają takimi jakimi były one
przygotowane w czasach poprzedzających tamte imprezy.
Na odrębnej stronie internetowej o wsi
Wszewilki
opisane były liczne niezwykłości owej wioski.
W owej też wsi Wszewilki, a także w pobliskim
mieście Miliczu, koordynowany jest za
pośrednictwem internetu cały szereg imprez
które zainteresowanym czytelnikom m.in.
umożliwiają zwiedzenie tych miejscowości.
Sposoby na jakie imprezy te koordynują
zwiedzanie owych miejscowości opisane
zostały na odrębnej stronie internetowej
o nazwie
"Wszewilki-Milicz".
Przykładowo, w sobotę dnia 8 lipca 2006
roku (tj. w dniu wyrażanym łatwą do
zapamiętania liczbą "8/7/6") we wsi
Wszewilki
organizowany jest internetowo
zlot.
Z kolei w sobotę dnia 7 lipca 2007 roku (tj. w
dniu wyrażanym łatwą do zapamiętania
liczbą "7/7/7") we wsi tej planowany jest
internetowy
zjazd
osób zainteresowanych w filozofii zwanej
"totalizm".
(Pełny adres internetowy wskazywanych
tu stron ukazuje się w okienku adresowym
wyszukiwarki po kliknięciu na ich linki w
tekście wyróżniane kolorem zielonym.)
Niniejsza strona internetowa wyjaśnia
najważniejsze sprawy związane z koordynacją
owego zlotu z dnia 8 lipca 2006 roku
(zlot ten nosi nazwę
"Wszewilki-2006").
Jeśli więc zainteresowany jesteś właśnie tym
zlotem "Wszewilki-2006" wówczas kontynuuj
czytanie tej strony. Jeśli jednak zainteresowany
jesteś jedynie zwiedzeniem Wszewilek lub Milicza,
wówczas przejdź od zaraz do czytania strony
"Wszewilki-Milicz".
Jeśli zaś zainteresowany jesteś tylko zjazdem
totalizmu we Wszewilkach z następnego, 2007
roku, wtedy przejdź od razu do czytania strony
"Wszewilki-2007".
Odnotuj, że udostępniana jest już
angielskojęzyczna
wersja strony internetowej opisującej wieś Wszewilki. Nosi ona fizyczną nazwę
"wszewilki_uk.htm".
Jej pełny adres internetowy ukaże się w okienku adresowym wyszukiwarki
po kliknięciu na jej linki wyróżnione w tym tekście kolorem zielonym.
Odsyłaj na jej adres, oraz zachęcaj do jej przeglądnięcia, tych wszystkich
swoich znajomych i przyjaciół, którzy nie znają języka polskiego, a stąd nie
mogą przeczytać oryginalnej, polskojęzycznej wersji strony o niezwyklej
wsi Wszewilki.
W dniu 7/7/7, czyli w sobotę 7 lipca 2007 roku,
kilku ochotników zaplanowało zorganizować we
wsi
Wszewilki
koło
Milicza
Pierwszy Zjazd Totalizmu
"Wszewilki-2007".
Niestety, już od pierwszego momentu
przeciwko faktycznemu zorganizowaniu
owego Zjazdu najwyraźniej celowo
wznoszone są najróżniejsze przeszkody.
Przykładowo, bezpieczeństwo jego obrad
wymaga aby jego uczestnicy byli idetifikowalni.
Jednak sporo osób twierdzących że są totaliztami
(faktycznie jednak być może będących przeciwnikami
totalizmu - tyle że zakamuflowanymi jako totaliźci)
pragnie się ukrywać nawet podczas własnego
Zjazdu. Stąd chcą oni uczestniczyć w Zjeździe
całkowicie anonimowo. W ramach poszukiwania
sposobu usunięcia owych przeszkód,
Mariusz (mpkuo@o2.pl)
zaproponował aby ci ludzie którzy chcą
spotkać się anonimowo i nieformalnie,
zjechali się na nieformalnym zlocie jeszcze
w tym roku. Dla kilku powodów dokładniej
wyjaśnionych na stronie
"Wszewilki-2007",
ja z entuzjazmem zgadzam się na taki
tegoroczny, nieformalny Zlot.
Niniejsza strona opisuje więc i upowszechnia
najważniejsze informacje na temat owego
Zlotu we Wszewilkach, który ma się
odbyć już w obecnym roku, 2006,
w sobotę dnia 8 lipca 2006 roku (czyli
na rok przed Zjazdem "Wszewilki-2007").
Jak więc się okazuje, problemy ze Zjazdem
"Wszewilki-2007"
wcale nie kończą się na problemach ze znalezieniem i
uzyskaniem pozwolenia na użycie odpowiednich sal,
wyposażenia, zakwaterowania, transportu, wyżywienia, itp.
UFOnauci doskonale wykalkulowali podsuwając totaliztom
ten pomysł Zjazdu. Ma on bowiem nieprzeciętnie dużą
szansę aby okazać się organizacyjną katastrofą totalizmu.
Faktycznie też jego zorganizowanie jest największym
wyzwaniem z jakim totalizm został skonfrontowany
podczas całego swego dotychczasowego istnienia.
Rzeczywiście UFOnauta BartTP może mieć rację
twierdząc w swojej uwadze z dnia 2006/04/20 02:20:19
pod blogiem totalizmu nr #63, cytuję: "Ze swojej strony
mogę obiecać, że moja sekcja nie będzie sabotować
przygotowań do zjazdu, a nawet więcej - z radością
poprzemy tę inicjatywę. Jeden warunek - UDOWODNIJCIE,
że jesteście w stanie zorganizować ten koszmar
logistyczny, który będzie kosztował krocie.
I że pojawi się minimalnie dwudziestu totaliztów.
W końcu - nie chcielibyśmy na zlocie mieć
przewagi liczebnej..."
Już po rozpoczęciu organizowania Zjazdu
"Wszewilki-2007"
odkryłem ze zgrozą, że niemal każdy totalizta
z którym koresponduję od lat, ma jakieś poważne
opory przed wzięciem w nim udziału. (Wiele
z tych oporów wygląda na telepatycznie im
wmanipulowanych przez UFOnautów.)
I to na przekór, że niemal każdy z nich
przez szereg lat upominał się u mnie o
zorganizowanie takiego właśnie Zjazdu.
To zaś oznacza, że faktycznie na Pierwszym Zjeździe Totalizmu
obecnych może być więcej UFOnautów i wrogów totalizmu,
niż samych totaliztów. Na domiar złego, opory poszczególnych
totaliztów są ogromnie trudne do wyeliminowania, bowiem dokładnie
przeciwstawne nawzajem do siebie, oraz przeciwstawne do oporów
innych totaliztów. Przykładowo, sporo totaliztów ma jakieś zastrzeżenia
do KO Zjazdu (tj. do Komitetu Organizacyjnego). Jednocześnie
jednak niemal żaden długoletni totalizta nie chce się zgłosić do
pracy w owym KO aby nam pokazać czynem, a nie słowami, jak
najlepiej Zjazd powinien być zorganizowany, oraz jak powinna
wyglądać działalność owego KO. Wielu też totaliztów chce
na Zjazd przybyć anonimowo, tak aby nikt nie sprawdzał
ich tożsamości, ani nikt ich nie fotografował czy utrwalał
na kamerze wideo. Jednoczesnie jednak chcieliby być
bezpieczni na Zjeździe. Jak zaś być tam bezpiecznym,
jeśli pod osłoną owej anonimowości na Zjazd moźe wkraść
się cała banda sabotażystów nasłanych przez UFOnautów.
Szczerze mówiąc, to ja sam nie odważę się na Zjazd zjawić,
jeśli nie będę miał pewności że ma on dobrze zorganizowaną
"security" (tj. służbę porządkową), że każdy uczestnik Zjazdu
który jakoś narozrabia, w razie czego może zostać szybko
znaleziony i pociągnięty do odpowiedzialności, a także że
owa służba będzie w stanie opanować każdy incydent
wywołany przez ludzi (UFOnautów bowiem ja się nie
obowiam, wszakże gdyby chcieli mnie otwarcie dopaść,
przy ich możliwościach technicznych nie mieliby z tym
żadnych problemów - jedyną więc moją troską jest
utrudnienie im dopadnięcia mnie w sposób skryty, kiedy
to w ich imieniu działał będzie jakiś pomylony Ziemianin).
Wystarczy wszakże poczytać co wypisywane jest w Internecie
o totaliźmie i o mojej osobie, aby mieć pewność że w Polsce
istnieje wystarczająca liczba upadłych na głowę ludzi gotowych
narozrabiać na tym Zjezdzie - jeśli tylko stworzy im się ku temu
okazję. Dlatego np. ja NIE zaryzykuję pojawienia się na Zjeździe
jeśli nie będę miał absolutnej pewności, że sprawy bezpieczeństwa
obrad zostały dla niego rozwiązane w sposób pewny i niezawodny.
Ja osobiście nieustannie szukam jakiejś formuły dla Zjazdu
"Wszewilki-2007",
która by rozwiązała najbardziej drażliwe z powyższych
problemów, a stąd która by zadowoliła jeśli nie wszystkich,
to przynajmniej wiekszość totaliztów. (To właśnie z powodów
poszukiwań takiej formuły, organizacja owego Zjazdu
prezentowana na stronie
"wszewilki_2007.htm"
bez przerwy ulega udoskonaleniom.) Przykładowo, rozwiązaniem
dla problemu zadowolenia z KO jest otwarty apel jaki wystosowałem
o ochotnicze zgłaszanie się do pełnienia funkcji w owym KO. Z
kolei rozwiązaniem jakie zaproponowałem dla sprawy anonimowości
totaliztów na tym Zjeździe, jest "rozpuszczenie" totaliztów w tłumie
przeciwników totalizmu, oraz w tłumie ludzi z totalizmem zupełnie nie związanych,
tak aby na sali nikt nie wiedział kto reprezentuje jaką postawę. Aby
zaś stworzyć ten tłum, na Zjazd zaprosiłem również przeciwników
totalizmu, oraz ludzi zupełnie z totalizmem nie związanych. Jednocześnie
zaś umożliwiłem, aby wszyscy uczestniczący w Zjeździe mogli
wyraźnie odseparować swoje internetowe wystąpienia od wystąpień
na Zjeździe. (Tj. na Zjeździe wystąpią pod swoim prawdziwym
nazwiskiem i "oficjalnym" emailem, których zwykle normalnie nikt
nie zna bowiem w Internecie zawsze działają oni pod "nickiem" i
pod "nickowatym" emailem.)
Jednym z problemów jaki wyłonił się w związku
ze Zjazdem
"Wszewilki-2007",
jest że część potencjalnych uczestników tego
Zjazdu nie chce czekać aż cały rok zanim
wszelkie problemy formalnego Zjazdu zostaną
rozwiązane, a chce spotkać się nieformalnie
już tych wakacji. Aby więc stworzyć szansę na
nieformalne spotkanie się we Wszewilkach w
takie szybki i anonimowy sposób, ogromnie
podoba mi się pomysł
"Mariusza" (mpkuo@o2.pl),
(tj. Chair'a KO Zjazdu), który w komentarzu do
blogu totalizmu nr #63 pod datą 2006/04/18 12:34:23
zaapelował m.in. co następuje, cytuję:
"... proponuję rozważenie "Planu B" -
nieoficjalnego spotkania jeszcze w te wakacje
(Mariusz, co ja bym uczynił bez Twoich pomysłów).
Tak, to wspaniały pomysł. Pozwoli on niecierpliwym
na niemal natychmiastowe nieformalne spotkanie
we Wszewilkach, a jednocześnie pomoże on rozwiązać
wiele problemów samego Zjazdu. Ponadto może
on dopomóc w usunięciu co poważniejszych znaków
zapytania w sprawie samego Zjazdu "Wszewilki-2007".
Zgodnie więc z pomysłem Mariusza, niniejszym mam
przyjemność aby na sobotę, dnia 8 lipca 2006 roku
(czyli na dzień którego data wyraża się numerologicznie
bardzo korzystnym zapisem 8/7/6 - jaki podobnie
do daty Zjazdu 7/7/7 sumuje się do zdobywczej,
zwycięskiej, niekonwencjonalnej, oraz postępowej liczby 3)
zadeklarować "nieformalny Zlot we Wszewilkach".
Na Zlot ten pragnę zaprosić do Wszewilek wszystkich
zwolenników totalizmu którzy życzą sobie pozostawac
w cieniu i zachować anonimowość, a także wszystkich
przeciwników totalizmu którzy życzą sobie wyjść na
otwarte przestrzenie i głośno krzyczec o swojej
tożsamości oraz poglądach, ponadto wszystkich
tych co jeszcze nie mają żadnej opinii o totaliźmie,
jak również UFOnautów wysyłanych "incognito"
na Ziemię aby zwalczać totalizm.
Na dodatek zapraszam tam także wszystkich
tych którym totalizm jest całkowicie obojętny,
jednak nie mieliby nic przeciwko temu aby
na własne oczy zobaczyć np. deszcz żywych rybek
spadających z nieba, albo zobaczyć inne "atrakcje"
zapowiadane nam przez UFOnautów, albo zobaczyć
interesującą wieś Wszewilki - której liczne miejsca
warte obejrzenia opisane zostały na totaliztycznej
stronie
wszewilki.htm
oraz dodatkowo przypomniane na przewodniku
po Wszewilkach z niniejszej strony.
Proszę przybyć w owym dniu do Wszewilek,
na niezobowiązujący, nieformalny, anonimowy
"Zlot we Wszewilkach" (ja celowo nie nazywam
go "Zlotem totalizmu", bowiem gro w nim uczestniczących
z założenia będzie niewiele z totalizmem miało
do czynienia - poza uczestniczeniem w owym
Zlocie).
#2. Co i jak można osiągnąć podczas Zlotu "Wszewilki-2006":
Aczkolwiek uczestniczenie w owym Zlocie z 8/7/6
będzie zupełnie anominowe, nieformalne, oraz
pozbawione jakiegokolwiek sztywnego programu,
jednocześnie może ono stanowić doskonałe
przygotowanie do formalnego Zjazdu
"Wszewilki-2007".
Wszakże uczestnicy owego Zlotu będą w stanie
wystestować w praktyce gotowość Wszewilek,
Milicza, oraz UFOnautów, do ugoszczenia
Zjazdowego tłumu. Przy okazji sprawdzą
także osobiście wszelkie punkty które potem
wymagane będą dla właściwego Zjazdu
(np. zdolności noclegowe Wszewilek i
Milicza, liczbę miejsc i jakość gastronomiczną
oraz rozrywkową największych restauracji
Milicza, smak oferowanych tam dań z
milickiego karpia, itp.). Ponadto przetestuja
oni też zdolności organizacyjne KO Zjazdu.
Wszakże ja będę sugerował temu KO
aby na Zlot z dnia 8/7/6 starał się przygotować
dla uczestników Zlotu specjalną "pamiątkę-trophy"
ze zlotu. Pamiątką tą będzie "logo totalizmu", ale
nie takie banalne, a logo o szczególnym charakterze,
bowiem zaprojektowane osobiście przez artystę-karykaturzystę
UFOnautow - po szczegóły patrz ilustracja "Fot. #1"
z niniejszej strony. Test ów będzie więc polegał
m.in. na tym, czy ów KO faktycznie będzie w stanie
zdążyć z wykonaniem owego niezwykłego logo
do daty Zlotu, czyli do 8/7/6 (czasu wszakże już
pozostało ogromnie mało), a także czy będzie w
stanie sprawnie upowszechnić to logo wśród
uczestników Zlotu.
Przybywający na Zlot do Wszewilek będą również
w stanie wytestować przydatność okolic owej wsi
do obozowania tam pod namiotami. Wszakże
aby być we Wszewilkach już o 7 rano w sobotę
dnia 8/7/6 i na własne oczy zobaczyć czy UFOnauci
będą w stanie wywołać deszcz żywych rybek (jak
wyjaśnione w P.S. do wpisu #64 z bloga totalizmu),
niemal wszyscy z nich muszą przybyć w pobliże
Wszewilek poprzedniego wieczora lub nocy.
Ci co na Zlot przybędą we własnym samochodzie,
mogą na noc zatrzymać się w Karłowie lub
Miliczu - tak jak to opisane w punkcie #6 poniżej,
a także na stronie
"wszewilki_2007.htm".
Jednak ci co nie posiadają własnego transportu,
będą musieli przenocowac w swoich własnych
namiotach już w samych Wszewilkach -
najlepiej wokół pola gry miejscowego boiska
sportowego połozonego tuż przy torach kolejowych.
W przeciwieństwie do Zjazdu "Wszewilki=2007",
niestety ja sam nie będę mógł sobie pozwolić aby
osobiście przylecieć z Nowej Zelandii na ów Zlot
z 8 lipca 2006 roku. Do dnia jego ropoczęcia jest
już także zbyt mało czasu aby przygotować dla niego
jakieś oficjalne imprezy, sale, czy prezentacje referatów
(jedyne co dla owego zlotu mogę uczynić, oraz co
faktycznie już uczyniłem, to zaapelować do kumotrów
UFOnautów aby o 7 rano w dniu 8 lipca 2006
roku wytestowali na Wszewilkach swoje
zdolności do wywołania deszczu żywych
rybek). Jednak ciągle uczestnicy owego Zlotu
będą mieli sporo zajęć do zrealizowania po przybyciu
do Milicza i Wszewilek - patrz punkt #4 tej strony.
Odnotuj, że spisywane "na gorąco" uwagi i
komentarze wszystkich zainteresowanych
stron o niniejszym Zlocie "Wszewilki-2006"
z dnia 8 lipca 2006 roku, podobnie jak spisywane
"na gorąco" uwagi i komentarze wszystkich
zainteresowanych stron o Zjeździe
"Wszewilki-2007", zawarte są w blogu
totalizmu dostępnym pod adresami z
punktu #12 tej strony (np. patrz tam wpisy
nr #64 i #63).
#3. Dlaczego właśnie Zlot
"Wszewilki-2006",
a nie np. zlot "Zakopane-2006" czy zlot "Sopot-2006":
Ci z czytelników, którym znane są już liczne
problemy najróżniejszej natury z jakimi
boryka się organizowanie Zjazdu
"Wszewilki-2007",
zastanawiają się zapewne dlaczego ja
proponuję i nawet nalegam, aby również
Zlot
"Wszewilki-2006"
odbywał się w dokładnie tej samej wsi Wszewilki.
Czyż nie lepiej byłoby ów Zlot zorganizować
w miejscowości która już posiada wszelką
infrastrukturę dla zlotów, a więc posiada
hotele, restauracje, od dawna wszystkim
znane atrakcje turystyczne do zwiedzania,
itd., itp. Jednym słowem, dlaczego organizować
Zlot "Wszewilki-2006", kiedy można było
wyciągnąć już wnioski z problemów Zjazdu
"Wszewilki-2007" i zorganizować ów zlot
np. w Zakopanem czy Sopocie? Odpowiedź
na to jest bardzo prosta - z powodu działania
tzw.
"praw moralnych".
Ponieważ niewielu czytelników słyszało zapewne
o istnieniu owych
"praw moralnych",
a jeszcze mniej wie jak dokładnie one działają,
w niniejszym punkcie wyjaśnię dogłębniej
dlaczego i jak działanie owych praw wymaga
aby także i opisywany tutaj zlot organizowany
przez totaliztów musiał się odbywać właśnie
we Wszewilkach i to właśnie w dniu 8/7/6.
Jak zapewne czytelnik jest tego świadomy, w
chwili obecnej toczy się otwarta wojna pomiędzy
totalizmem a UFOnautami skrycie okupującymi
naszą planetę. Jednym z pól bitewnych tej wojny
jest właśnie wieś
Wszewilki.
Z jakichś powodów UFOnauci wyniszczają tą wieś
już przez ostatnie ponad 120 lat - co wyjaśniłem
dokładniej na stronie internetowej o
Wszewilkach.
Ponieważ ja wykryłem i wytknąłem im owo
wyniszczanie, UFOnauci sobie wymyślili, że
upokorzą mnie właśnie w owej wsi poprzez
rzucenie mi wyzwania abym zorganizował
Zjazd totalizmu we Wszewilkach, a następnie
poprzez skryte zasabotażowanie owego Zjazdu
tak aby nie mógł się on odbyć. Jednocześnie
poprzez upokorzenie w ten sposób mnie,
dodatkowo UFOnauci przyłożą też i wsi
Wszewilki z której ja pochodzę, a którą to
wieś prześladują oni i wyniszczają już
bez przerwy co najmniej od około 1875 roku.
Czyli w rzeczywistości organizowanie Zjazdu
"Wszewilki-2007"
nie jest jakąś tam zwyczajną czynnością
organizacyjną, a zakamuflowaną "bitwą
o Wszewilki" która
właśnie toczy się pomiędzy UFOnautami i
totaliztami. Jak każda zaś bitwa, będzie ona
miała jedną stronę która ją wygra, oraz jedną
stronę która ją przegra. Jeśli totalizm zdoła
zorganizować we Wszewilkach udany Zjazd,
będzie to jego wygraną w owej bitwie. Jeśli
jednak UFOnauci zdołają skrycie zasabotażować
organizowanie owego Zjazdu i spowodować
że Zjazd albo wogóle się nie odbędzie, albo
też odbędzie się ale będzie nieudany, wówczas
bitwę tą wygrają UFOnauci. Wszakże zupełna
niemożność zorganizowania tego Zjazdu,
lub nieudany jego przebieg, będzie rodzajem
publicznego upokorzenia dla mnie,
rodzajem katastrofy organizacyjnej
dla całego totalizmu, a ponadto sposobem
UFOnautów na dołożenie dodatkowego
prześladowania do poprzednich zgnębień
prześladowanej przez nich wsi Wszewilki.
Jednym z narzędzi którym totalizm skutecznie
się posługuje w wygrywaniu kolejnych bitew z
UFOnautami są
prawa moralne.
Dzięki umiejętnemu wykorzystaniu działania
owych praw, totalizm mimo wszystko relatywnie
często wygrywa jednak z UFOnautami, na
przekór że UFOnauci mają nad nim miażdżącą
przewagę w praktycznie każdej dziedzinie. Jednym
zaś z praw moralnych którego działanie odnosi
się szczególnie mocno do obecnego pola bitewnego
we Wszewilkach, jest prawo które w podrozdziale
I4.1.1 z tomu 5 monografii
[1/4]
opisane zostało pod nazwą "prawa samoczynnej
transformacji zwycięstwa moralnego w zwycięstwo fizyczne".
(Działanie i użycie tego prawa w walce i bitwach wyjaśnione
jest dokładniej w podrozdziale W6.2 z tomu 18 monografii
[1/4],
gdzie sposób jego użycia nazywany jest "Metodą Jezusa".
Jest ono także skrótowo opisane na odrębnej stronie
internetowej o
prawach moralnych.)
Generalnie działanie tego prawa sprowadza się do
faktu, że jeśli następuje konfrontacja dwóch stron,
zaś fizycznie konfrontację tą wygra strona która
jednak przegra ową konfrontrację na polu moralnym,
wówczas prawa moralne automatycznie i samoczynnie
unieważnią wynik owej konfrontacji, zaś stronę która
początkowo fizycznie wygrała tą konfrontację jednak
przegrała ją moralnie, spotka taki los jakby przegrałą
ją również i fizycznie, natomiast stronę która przegrała
ją fizycznie jednak wygrała ją moralnie, z czasem spotka
taki los jakby wygrała ją również fizycznie. Wyrażając
to innymi słowami, jeśli ja i totalizm działali będziemy
w zgodzie z prawami moralnymi, wówczas nawet jeśli
UFOnauci fizycznie wygrają tą "bitwę o Wszewilki",
wówczas do działania wkroczą prawa moralne i
stanie się tak jakby bitwę tą przegrali. Jeśli zaś ja
i totalizm działali będziemy moralnie, zaś fizycznie też
zdołamy wygrać ową "bitwę o Wszewilki", wówczas
prawa moralne spowodują, że nasze zwycięstwo będzie
trwałe i UFOnauci nie zdołają już odwrócić na swoją
korzyść jego wyników. Właśnie z powodu działania
owego prawa jest ogromnie istotne abym zarówno
ja, jak i inni totaliźci, działali w sprawie "bitwy o Wszewilki"
zawsze w zgodzie z treścią
praw moralnych.
Od pierwszej chwili kiedy zrodziła się myśl aby
Zjazd totalizmu zorganizować we Wszewilkach,
umysły i uczucia wszystkich tych którzy cokolwiek
wiedzą o owej sprawie zaczęły budować dla niej tzw.
"pole moralne".
W tej chwili owo pole moralne jest już bardzo
wyraźne i dobrze wykształtowane. Dzięki jego
istnieniu, wiadomo teraz już dokładnie jakie działania
w sprawie "bitwy o Wszewilki" są moralne, a jakie
nie. Abym tą bitwę więc wygrał moralnie, wystarczy
abym w swoich działaniach przez cały czas
poruszał się pod górę owego pola. Dla Wszewilek
takie poruszanie się pod górę owego pola moralnego
jest łatwe, bowiem dokładnie jest mi już wiadomo
jak ono tam przebiega, oraz jakie są zasady właśnie
takiego tam poruszania się. Gdybym jednak ja sam,
albo też UFOnauci, przy braku rozwagi zamiast kontynuować
"bitwę o Wszewilki" właśnie we Wszewilkach, nagle
przenieśli pole owej bitwy np. do Zakopanego czy
Sopotu, wówczas raptownie daliby nurka w dół
owego pola moralnego. Wszakże zgodnie z prawami
moralnymi zrealizowaliby wówczas "unik", zaś unik
taki zgodnie z prawami moralnymi jest "pójściem
wzdłuż linii najmniejszego oporu intelektualnego",
czyli właśnie daniem nurka w dół pola moralnego.
Takie więc nagłe przeniesienie pola bitwy w inne
miejsce, dla przenoszącego oznaczałoby przegranie
walki na polu moralnym (nawet jeśli dzięki temu
wygrałby ją na polu fizycznym). To zaś z kolei
oznaczałoby że do działania wkroczyłyby prawa
moralne i z czasem unieważniły również owo
zwycięstwo fizyczne.
Powodem dla jakiego wyjaśniłem tutaj sprawę
zaistnienia pola moralnego które już narosło
wokół "bitwy o Wszewilki", a także wyjaśniłem
sprawę wpływu tego pola na końcową wygraną
i przegraną w owej bitwie, jest ostrzeżenie wszystkich
prawdziwych totaliztów. W filozofii totalizmu istnieje
bowiem pojęcie zwane "intelektem zbiorowym".
Intelekt ten formowany jest przez myśli i uczucia
wszystkich tych ludzi którzy intuicyjnie lub w
sposób świadomy utożsamiają siebie z tą samą
organizacją czy ideą - w tym przypadku z totalizmem.
Z kolei po uformowaniu takiego intelektu zbiorowego,
zaczyna on doświadczać podobne losy jak indywidualna
osoba - znaczy co z nim się dzieje również rządzone
jest tymi samymi prawami moralnymi. Właśnie z powodu
istanienia takiego "zbiorowego intelektu totalizmu",
niniejszym chcę ostrzec wszystkich ludzi utożsamiających
się uczuciowo albo intuicyjnie z totalizmem, aby
bardzo uważali co czynią, bowiem ich indywidualne
działania formują wypadkową od której zależały będą
przyszłe losy totalizmu. We wszystkich też sprawach,
w tym w sprawie owych zjazdów i zlotów we Wszewilkach,
ich indywidualne działania powinny jednoczyć się
wokół wspólnego dążenia do postępowania pedantycznie
moralnego i zgodnego z działaniami wszystkich innych
totaliztów. Aby zaś uformować taki jednolity front
postępowania zgodnego z działaniem praw moralnych,
chcę w tym miejscu ich ostrzec, że w obliczu obecnego
rozwoju sytuacji mają obowiązek aby już nawet NIE
rozważać zlotu czy jakiegokolwiek innego nieformalnego
spotkania w miejscu odmiennym niż Wszewilki
czy Milicz, oraz/lub w terminach innych niż podane.
Z opisanych tutaj powodów formalnie zakazuję też
faktycznym totaliztom (tj. tym osobom które poprzez
własne mysli i uczucia dołączyli swój własny intelekt
osobowy do "zbiorowego intelektu totalizmu") brania
udziału, aż do odwołania, w imprezach organizowanych
rzekomo w duchu totalizmu gdziekolwiek indziej niż
Wszewilki lub Milicz, oraz ogłaszam takie imprezy (spotkania)
za nielegalne i sprzeczne z zasadami działania totalizmu.
Niniejszy zakaz organizowania imprez totaliztycznych w miejscach innych
niż Wszewilki lub Milicz, a także w terminach innych niż tu podane,
ponadto zakaz brania udziału w takich imprezach, obowiązuje
faktycznych totaliztów aż do czasu kiedy sprawa fizycznej
i moralnej wygranej opisywanej tutaj moralnej "bitwy o Wszewilki"
zostanie definitywnie rozstrzygnięta, czyli obowiązuje
aż do dnia 31 grudnia 2007 roku. W tym miejscu
przypominam również, że daty wytypowane już
obecnie dla legalnych zgromadzeń totalizmu są
jak następuje: nieformalny Zlot we Wszewilkach
Wszewilki-2006
- sobota 8 lipca 2006 roku (tj. w dniu 8/7/6).
Formalny Pierwszy Zjazd Totalizmu
"Wszewilki-2007"
- sobota 7/7/7. Impreza (zlot lub zjazd)
"Wszewilki-2008" - sobota, dnia 9/8/8,
oraz impreza "Wszewilki-2009" - sobota
dnia 8/8/9. Powyższe daty i miejsce owych
imprez zostały starannie dobrane w zgodzie
z zasadami postępowania totalizmu (wyjaśnionymi
w niniejszym punkcie tej strony), tak że wzięcie
w nich udziału wynosi totalizm pod górę pola
moralnego. Tym samym, nawet jeśli przeciwnicy
totalizmu zdołają zamienić te imprezy w fizyczną
przegraną, ciągle prawa moralne zniwelują
skutki tej przegranej i w końcowym efekcie
nadal pozwolą totalizmowi wyjść zwycięsko
z tej "bitwy o Wszewilki".
Totaliźci nie powinni jednak przeszkadzać ani
w żaden sposób interweniować, jeśli takie inne
miejsca sabotażujących spotkań rzekomego
totalizmu, lub inne terminy spotkań, będą
wybrane przez zakamuflowanych
przeciwników totalizmu, lub przez
UFOnautów-podmieńców
podszywających się pod totaliztów i działających
w rzekomym imieniu totalizmu. Tyle że faktyczni
totaliźci powinni wówczas wstrzymać się przed wzięciem
udziału w tych imprezach - zgodnie z wyjaśnionym
powyżej zakazem. Totaliźci nie powinni bowiem
przeszkadzać owym przeciwnikom totalizmu i UFOnautom,
aby ci ochotniczo przegrali moralnie tą "bitwę o
Wszewilki" - nawet jeśli fizycznie ją wygrają np. poprzez
zorganizowanie gdzieś spotkania sabotażującego
które ogłoszą jako rzekome "spotkanie totalizmu",
ale zorganizują je albo w całkiem innym miejscu,
albo też na obszarze Wszewilek czy Milicza - tyle
że w całkiem innej dacie niż daty podane na tej
stronie.
#4. Program Zlotu "Wszewilki-2006":
Motto: Pamiętaj o zasadach totaliztycznego zlotu: nie czyń niczego poza dobrem, nie powiększaj niczego poza wiedzą, nie pozostawiaj niczego poza śladami swych stóp, nie zabieraj ze sobą niczego poza pamięcią oraz zdjęciami jakie pstryknąłeś podczas swej wizyty.
Zlot we Wszewilkach z soboty dnia 8 lipca
2006 roku, będzie imprezą zupełnie
nieformalną oraz pozbawioną jakiejkolwiek
struktury czy organizacji. Każdy będzie w
nim uczestniczył anonimowo. Każdy też
będzie w nim czynił co sobie z góry
zaplanuje, lub co mu przyjdzie do głowy
już na miejscu. Wytyczne do ewentualnego
planowania spędzania czasu na tym Zlocie,
czyli opisy co ciekawszych miejsc we
Wszewilkach które warto oglądnąć,
a także opisy co bardziej interesujących
aktywności których warto doświadczyć,
są już zaprezentowane na niniejszej stronie,
zaś z upływem czasu będą jeszcze dodatkowo
udoskonalane w późniejszych akualizacjach
tej strony. (A we Wszewilkach jest wiele do
zobaczenia i wiele do doświadczenia,
szczególnie jeśli ktoś interesuje się
przeszłością i jej zagadkami, o czym
można się przekonać przeglądając stronę
Wszewilki.)
Wybierając się na ten Zlot trzeba jednak
pamiętać o zasadach totaliztycznego zlotu
(patrz "motto" powyżej) a także pamiętać o
zabraniu z sobą aparatu fotograficznego lub/i
kamery wideo. Potem proszę też pamiętać aby
pokazać mi co ciekawsze zdjęcia z tego Zlotu
(po ich uprzednim skompresowaniu do objętości
poniżej 100 kB aby nie zakorkować mi skrzynki
pocztowej).
Oto program głównych wydarzeń zlotu,
który proponowałbym uwzględniać podczas
planowania swojego w nim udziału. Wymieniam
owe wydarzenia w ich kolejności chronologicznej:
Godzina 7:00 rano:
możliwość pokazu przygotowanego przez UFOnautów,
w którym żywe ryby będą padały z nieba. Jeśli
opady te faktycznie nastąpią, ich centrum będzie
umiejscowione właśnie na boisku sportowym
Wszewilek. Dlatego owo boisko będzie najlepszym
punktem do obserwowania ich przebiegu (prosze
jednak dokonywać swoich obserwacji z obrzeży
tego boiska, oraz aż do około godziny 8 rano
unikać wejścia na samo pole gry owego boiska).
Na wszelki wypadek warto też trzymać aparaty
fotograficzne i kamery wideo w pogotowiu - aby
nie przegapić jeśli coś niezwykłego faktycznie się
przydarzy.
Godzina 7:00 do 9:00 rano:
"atrakcje" zapowiedziane przez UFOnautów.
Narazie nie jest jeszcze wiadomym jakie to będą
atrakcje (ma to być "niespodzianka" kurtezy
UFOnautów) - jest więc całkowicie możliwe, że będzie
to typowe potraktowanie ludzi przez UFOnautów - tj.
rozczarowanie ludzi zachowaniem UFOnautów!
Na wszelki wypadek warto jednak trzymać aparaty
fotograficzne i kamery wideo w pogotowiu.
Godzina 9:00 rano do 3:00 po południu: sprzedawanie
lub rozdawanie na obszarze boiska sportowego
we Wszewilkach tzw. "trophy" ze Zlotu (a także
rozdawanie innych pamiątek z tej imprezy). Po
szczegóły owego trophy patrz punkt #5 poniżej.
Będzie ono rozdawane z samochodu który przybędzie
około godziny 9 rano na wolny od namiotów obszar
tuż przy polu gry boiska sportowego Wszewilek,
oraz zatrzyma się tam do około godziny 3 po
południu - chyba że już wcześniej zabraknie
mu "trophy" i innych pamiątyek ze zlotu do
dystrybucji.
Godzina 9:00 rano do 12:00 w południe: "parada
pomysłów i talentów". Będzie to przedział czasu
kiedy każdy przybyły w owym czasie na boisko
sportowe Wszewilek ma szansę aby zademonstrować
innym jakiś talent który posiada, lub jakiś pomysł który
przyszedł mu do głowy. Po więcej informacji na temat
tej "parady" patrz punkt #10 pod koniec tej strony.
Godzina 12:00 (czyli "w samo południe"): międzygwiezdny
mecz piłkarski na rzecz pokoju i pojednania intergalaktycznego
rozgrywany pomiędzy drużyną reprezentującą
UFOnautów i drużyną reprezentującą totaliztów.
(Ten historyczny mecz jest jedynie internetową
propozycją. Jego faktyczne rozegranie uwarunkowane
będzie wieloma czynnikami, np. dobrą pogodą
w dniu Zlotu, stawieniem się obu drużyn na miejsce
jego rozegrania, dostępnością sędziego i piłki, itp.)
Po szczegóły owego historycznego meczu
międzygwiezdnego patrz punkt #11 pod koniec
tej strony. Odnotuj że będzie on "międzygwiezdny"
dla wielu powodów, np. ponieważ będzie rozgrywany
pomiędzy wschodzącymi gwiazdami piłkarstwa.
Cały czas, począwszy od momentu przybycia aż
do chwili odjazdu: zwiedzanie interesujących miejsc
Wszewilek, oraz ewentualne zwiedzanie Milicza
(z obowiązkowym odpoczynkiem w którejś z
milickich restauracji w celu spróbowania
miejscowej "delicacy" - czyli dania ze słynnego
milickiego karpia). Proponuję w tym celu
wydrukować sobie kopię strony
Wszewilki,
zaś jeśli chce się też zwiedzić i Milicz - również i
strony o
Miliczu,
a ponadto także kopię niniejszej strony internetowej
z opisami nieoficjalnych szlaków wędrownych z punktu #8 poniżej,
informującymi co, gdzie i jak warto sobie tam pozwiedzać.
Następnie zaś systematycznie proponuję zwiedzać
na własną rękę wszystkie miejsca opisane na owych
stronach. (Co i w jakiej kolejności warto tam zwiedzać,
opisuję to dokładniej już na tej stronie - patrz punkty
od #8.1 do #8.4 poniżej, oraz obiecuję
stopniowo opisy te udoskonalać w miarę publikowania
następnych aktualizacji niniejszej strony i stron z nią
spokrewnionych.)
W tym miejscu czytelnik powinien odnotować, że
internetowe koordynowanie tego Zlotu w
połączeniu z faktycznym brakiem dla niego zarówno
"mistrza ceremonii", jak i zadedykowanego tylko
niemu komitetu organizacyjnego, wprowadza określone
następstwa dla jego programu. Mianowicie, program
tego Zlotu jest w stanie jedynie wskazywać kiedy
określone zdarzenia mogą mieć miejsce, jednak nie
jest w stanie zagwarantować, że to co przewidziane
w programie faktycznie się zdarzy. Wszakże wszystko
zależało będzie od tego czy rzeczywiście na Zlocie zjawią
się chętni którzy ochotniczo zrealizują dane punkty
programu. Dlatego przez cały czas należy pamiętać,
że mottem tego zlotu jest "pół żartem pół serio",
zaś tak faktycznie powinno w nim się liczyć tylko
na własne poczucie humoru oraz na to co samemu
się zaplanuje aby podczas niego zrealizować.
Ci faktyczni totaliźci, którzy poczynią nawzajem
ze sobą prywatne uzgodnienia, co do
niewzbudzającego niczyjej uwagi spotkania się
we Wszewilkach przy okazji owego Zlotu,
powinni wcześniej uzgodnić dokładny punkt
i czas owego spotkania, a także znak rozpoznawczy
(np. czapka czy coś w co będą ubrani) - tak
aby mogli się nawzajem odnaleźć i rozpoznać w tlumie osób tam
obecnych, a z totalizmem zupełnie nie związanych.
Przykładowe punkty spotkania, które istniają w
owym obszarze, są jak następuje: (a) hydrant tuż
przy owym boisku sportowym (jest/był tam tylko
jeden hydrant wodociągów miejskich Milicza),
(b) rząd około 5-ciu brzóz o wieku ponad 150 lat,
które rosną po północnej stronie granicy boiska -
wzdłuż obrzeża dołu pozostałego po wykopaniu
z fundamentami staryżytnego spichlerza Milicza
(szczegóły owego śpichlerza opiszę w wytycznych
do zwiedzania Wszewilek - patrz opis 2 poniżej).
Prosty rząd tych brzóz rozciąga się ze wschodu
na zachód (nawet jeśli UFOnauci spowodują
szybko ich wycięcie, ciągle powinny
pozostać po nich pieńki w Ziemi), można
więc uzgadniać spotkanie np. "przy pniu
drugiej brzozy licząc od zachodu, o godzinie
dokładnie 9:27", itp. W pobliżu są też (c) dwie
pary "szlabanów" kolejowych, jeden przy owej
polnej "starożytnej drodze do młyna wodnego
na Baryczy", która przebiega wzdłuż granic
owego boiska sportowego we Wszewilkach,
drugi zaś szlaban jest zlokalizowany na
przecięciu się brukowanej szosy przez
Wszewilki z torami kolejowymi. Można
więc wyznaczać sobie spotkania, np.
"przy północnym ramieniu szlabanu przy
drodze do młyna", lub przy zachodnim ramieniu
"szlabanu" na wybrukowanej drodze głównej.
Można też spotkać się na chodniku przed
ważniejszymi budynkami Wszewilek, np.
(d) przed starym młynem elektrycznym lub
(e) przed budynkiem byłej szkoły (chodnik
ten biegnie tylko po południowej stronie
głównej drogi przez Wszewilki). Można
też spotkać się (f) przy basenie przeciwpożarowym
zbudowanym już po wojnie w miejscu gdzie
kiedyś stał dom karczmarza Wszewilek
(dom ten został spalony zaraz po wyzwoleniu
wraz z rodziną owego karczmarza w środku).
Wszystkie te miejsca spotkań jakie powyżej
wymieniłem, leżą we wzajemnej odległości
maksimum 150 metrów od siebie (za wyjątkiem
budynku szkoły, która leży aż około pół
kilometra od boiska sportowego).
Z biegiem czasu dla uczestników owego Zlotu
"Wszewilki-2006"
postaram się publikować coraz dokładniejsze i
kompletniejsze wytyczne co i w jakiej kolejności
powinni zwiedzać podczas pobytu we Wszewilkach,
a także jakie inne imprezy, działania, testy i sprawdzenia
powinni podjąć i zrealizować aby dołożyć swoją
kontrybucję do organizowania Zjazdu
"Wszewilki-2007".
Niestety, przygotowanie takich szczegółowszych
wytycznych wymaga czasu, będę je przygotowywał
więc stopniowo i publikował w kolejnych aktualizacjach
niniejszej strony. Już obecnie uczyniłem początek
tego publikowania, udostępniając w punkcie #8 tej
strony rodzaj przewodnika turystycznego oraz opisu
nieoficjalnych szlaków wędrownych umożliwiających
zwiedzenie najważniejszych atrakcji Wszewilek.
Nie wiem czy czytelnik zwiedzał kiedyś pola dawnych
bitew. Ja nimi się interesowałem, więc kiedy tylko
miałem okazję rzucałem na nie okiem. Otóż jeśli się
patrzy na nie z punktu widzenia ich dzisiejszego
stanu, wyglądają ogromnie skromnie i niepozornie.
Ot zwykłe sobie pola, często zaniedbane i zarosłe krzakami.
Aż trudno uwierzyć, że kiedyś ścierały sie na nich
całe armie, że naraz umierało na nich tysiące ludzi,
oraz że od wydarzeń jakie na nich miały miejsce
często zależały losy całych imperiów. Jeśli jednak
ktoś oczami wyobraźni potrafi się przenieść w ich
przeszłość, oraz zdoła odtworzyć w myślach to
co w nich się przydarzyło, wówczas nagle pola te
ożywają. Nie są one już dłużej porosłymi krzakami
polami, a świadectwami istotnej historii którą z ich
pomocą my możemy sobie teraz uzmysłowić.
Dlatego tak właśnie radziłbym czytelnikowi patrzeć
na Wszewilki podczas ich zwiedzania wzdłuż
wybranych przez siebie szlaków wędrownych
opisanych w punkcie #8 tej strony. Oczami
wyobraźni proponuję ujrzeć tam NIE to co
pozostało w nich do dzisiaj, a to co tam kiedyś
było zanim drapieżne szpony ustanawiaczy historii
rozdrapały to do obecnej nicości. Ponadto proponowałbym
na Wszewilkach prześledzić, jak skutecznie diaboliczne
moce UFOnautów są w stanie obrabować ludzi z
ich historii. Taki bowiem sam rabunek i wymazywanie
historii jaki dzisiaj daje się już wykazać i zrekonstruować
że miał miejsce na
Wszewilkach,
miał także miejsce na całej naszej planecie i dla całej
ludzkości. Tyle że dla całej ludzkości nikt takiej pełnej
rekonstrukcji historii jeszcze nie dokonał. Być może,
że Ty czytelniku powinieneś to kiedyś uczynić - po tym
jak na miejscu prześledzisz jak to dokonane zostało
dla Wszewilek.
#5. "Trophy" ze Zlotu we Wszewilkach w dniu 8/7/6:
W każdym co bardziej szanującym się zlocie,
jego uczestnicy zdobywają lub otrzymują tzw.
"trophy". (Owo "trophy" to pamiątka
ze zlotu, na której otrzymanie nałożony jest
obowiązek co najmniej uczestniczenia w
owym zlocie, a czasami nawet kilka dalszych
dodatkowych trudnych do spełnienia wymagań,
np. wygrania określonych kompetycji czy zawodów.)
Chciałbym więc tu zaproponować, aby również
dla uczestników Zlotu we Wszewilkach w dniu
8 lipca 2006 roku, KO Zjazdu "Wszewilki-2007"
przygotował mały "souvenir" właśnie jako takie
"trophy". Mianowicie proponowałbym aby
wszyscy uczestnicy Zlotu, którzy w owym dniu
zjawią się we Wszewilkach w punkcie odbierania
trophy (którym warto aby było pole boiska
sportowego we Wszewilkach, jakie dla owego
Zlotu będzie punktem zbiorczym),
mogli otrzymać zupełnie za darmo, albo też
nabywać jedynie po kosztach wytworzenia, unikalne
logo totalizmu. Logo to ma tą niezwykłą cechę,
że jego wielkość, sposób noszenia, a także
ogólny wygląd, z całą pewnością "zaprojektowane
zostały przez artystę-karykaturzystę UFOnautów".
Jego wygląd zobaczyć można na ilustracji "Fot. #1"
poniżej. Ponieważ powyższe aspekty owego
logo zaprojektowane zostały przez artystę
UFOnautów, czyli przez wroga totalizmu - tyle
że działającego w sposób skryty, logo to może
być kupowane i noszone również przez wrogów totalizmu
(wszakże wówczas jego noszenie będzie oznaką
wspierania intencji UFOnautów oraz wspierania
działalności owych wrogów totalizmu).
Oczywiście, może ono także być noszone jako
ciekawostka przez ludzi których nic z totalizmem
nie łączy, a którzy jedynie zechcą posiadać na
własność coś o "nieziemskim" pochodzeniu.
Niezależnie więc od tego czy jesteś zwolennikiem
totalizmu, czy jego przeciwnikiem, albo nie
masz jeszcze żadnej opinii o totaliźmie, albo nawet
jesteś UFOnautą wysłanym "incognito" na
Ziemię aby zwalczać totalizm, niezależnie też
od tego czy jesteś mężczyzną czy kobietą,
pełnoletnim czy nieletnim, a także czy jesteś
praktykującym cokolwiek czy też jesteś wstrzymującym
się od czegokolwiek, ciągle powinieneś już teraz
sobie zaplanować, że w dniu 8 lipca 2006
roku znajdziesz się we wsi Wszewilki
koło Milicza, na Zlocie "Wszewilki-2006", aby
sobie odebrać niezwykły rodzaj ozdoby
zaprojektowanej przez UFOnautów i cechującej
się fascynującą historią. Jeśli na otrzymanie tej
ozdoby przez Ciebie nałożone będą jakieś
dodatkowe czy specjalne warunki, wówczas
niniejsza strona napisze o tym w terminie
późniejszym, kiedy to dokładnie poznane już
zostaną sprawy wyprodukowania i kosztów
tej wersji "logo totalizmu". (Warunki te będą
mogły stwierdzać co specjalnego musisz
uczynić aby zapracować sobie na owo logo,
lub ile musisz za nie zapłacić, ale nie będą
nakładały żadnych ograniczeń na to kto jest
uprawnioony do jego zdobycia. Tj. zdobyć
to logo będzie mógł każdy kto wypełni
zdefiniowane później warunki - jeśli takowe
wogóle będą wprowadzone.) Już w chwili
obecnej się zakłada, że do otrzymania tego
logo będzie uprawniony każdy kto po nie
się zgłosi we Wszewilkach, bez względu na
wiek czy wygląd, płeć czy orientację, wrogość
czy przyjacielskość, wiarę czy niewiarę, itp., itd.
Wygląd owej zaprojektowanej przez karykaturzystów-UFOnautów
wersji "logo totalizmu" pokazany został
na poniższej karykaturze z "Fot. #1".
Fot. #1: Interesujące użycie tzw. "logo totalizmu" zaprojektowane przez
artystę-karykaturzystę UFOnautów. Ja osobiście bym proponował, aby
w pokazanym powyżej wzorcu i wykonaniu, logo to było rozdawane
lub sprzedawane jako "trophy" ze Zlotu "Wszewilki-2006" odbywającego
się we Wszewilkach w dniu 8/7/6. Wszakże przy takim jego zaprojektowaniu,
logo to może być nie tylko noszone na szyi, ale także wpinane w klapę,
zawieszane u paska do spodni, przyłączane do portmonetki, czy nawet
używane w roli kółka na klucze.
(Logo to widać na mojej szyi w powyższej karykaturze przygotowanej
przez UFOnautów.) Historia owej wersji logo jest raczej niezwykła.
Mianowicie, została ona zaprojektowana przez artystę-karykaturzystę
UFOnautów. (W dzisiejszych czasach niewiele obiektów na Ziemi
może się poszczycić że z całą pewnością zaprojektował je UFOnauta.)
Po raz pierwszy wizerunek tej wersji logo totalizmu ukazał się na
powyższej sarkastycznej karykaturze, która opublikowana była aż na
kilku odmiennych stronach tego samego internetowego "web-ringu"
do którego należy strona internetowa UFOnauty Robina (tego samego
UFOnauty Robina, który w sobotę, dnia 7/7/7, o godzinie 12:45 - 13:00,
zgodził się zaprezentować na Zjeździe
"Wszewilki-2007"
punkt widzenia UFOnautów, a także zalewitować przed swoją wypowiedzią
aby udowodnić zebranym na sali, że faktycznie reprezentuje on UFOnautów
- dla obejrzenia sobie jego anty-totaliztycznej strony patrz
ruchoporu.org).
Jednak kiedy w dniu 23 kwietnia 2006 roku ponownie sprawdzałem
dostępność powyższej ilustracji z owym logo, z jakichś tajemniczych
powodów byłem w stanie ją znaleźć tylko pod jednym z adresów owego
"web-ringu", mianowicie pod adresem
totalizta.blox.pl.
Najwyraźniej poprzez umożliwienie mi jego odnalezienia tylko pod owym
jedynym adresem, UFOnauci starają się w sposób "aluzyjny" przekazać
mi jakąś informację (może czytelnik potrafiłby mi podpowiedzieć co
to za informacja i co na drugim poziomie wniosków, tj. wniosków z
wniosków, może nam ona ujawnić?).
Ciekawostką tej wersji logo jest, że artysta-UFOnauta który przygotował
jej projekt faktycznie okazuje się doskonałym fachowcem. Wszakże
jeśli odłoży się na bok osobiste uprzedzenia i spojrzy na jego karykaturę
z punktu widzenia oceny jakości - jego produkt okazuje się doskonały
(totalizm może jedynie pomarzyć aby w jego szeregach znaleźli się
faktyczni totaliźci którzy byliby równie doskonałymi fachowcami, jak ci
działający w sposób skryty na rzecz UFOnautów). Przykładowo,
artysta ów musiał uprzednio studiować gdzieś z ukrycia moje zwyczaje
i zachowanie, bowiem faktycznie w swoim życiu prywatnym ja czuję się
lepiej jeśli to co ubieram ma na tyle długie rękawy że wystają mi z nich
jedynie palce (połowa moich dłoni zwykle chowa się w rękawach tego co
lubię ubierać). Ponadto faktycznie nie lubię zapinać guzików przy mankietach
rękawów tego co ubieram. Abstrachując jednak od samej karykatury, jej
ciekawostką jest, że prezentuje ono nowe zastosowanie tzw. "logo totalizmu"
wykonane w pokazanej powyżej w formie. To zaś podsuwa nam doskonały
pomysł na trophy ze Zlotu "Wszewilki-2006". Jako takie trophy warto
bowiem przygotować właśnie owo logo w wersji zaprojektowanej przez
UFOnautów. Wszakże same logo totalizmu posiada bardzo niewykłe
cechy - po dane patrz strona
totalizm.
Przykładowo, wydziela ono unikalny rodzaj wibracji radistezyjnych które daje się
nawet odbierać wahadełkiem różdżkarskim. Ponadto posiada ono zdolność do
przekonfigurowywania przeciw-świata, co w tłumaczeniu na nasze oznacza,
że przynosi ono szczęście temu kto je przy sobie nosi. "Trophy" ze zlotu
zawierające owo logo będzie więc także przynosiło szczęście. Przykładowo,
jej umieszczenie na powyższej karykaturze najprawdopodobniej spowodowało
że zacięty wróg totalizmu, UFOnauta Robin, przeszedł transformację
z wroga w partnera do rozmów. Tam zaś gdzie na przekór wrogości
zaczyna się rozmowy, zaczyna również rodzić się i nadzieja na stopniowe
rozwiązanie różnic które nas dzielą (co faktycznie jest oznaką przynoszenia
szczęścia). Warto też odnotować, że z uwagi na nietypowe pochodzenie
projektu takiego użycia logo totalizmu, użycie to może być noszone nie
tylko przez totaliztów, ale także przez przeciwników totalizmu, czy przez
ludzi których totalizm zupełnie nie interesuje chociaż lubują się w niezwykłościach.
* * *
Zauważ, że można zobaczyć powiększenie
każdej fotografii z niniejszej strony internetowej. W tym celu
wystarczy zwyczajnie kliknąć na tą fotografię. Ponadto
większość tzw. browser'ów które obecnie są w użyciu, włączając
w to populany "Internet Explorer", pozwala na
załadowanie każdej ilustracji
do swojego własnego komputera, gdzie można jej się do woli
przyglądać, gdzie daje się ją zredukować lub powiększyć,
a także gdzie ją można wydrukować za pomocą posiadanego
przez siebie software graficznego.
#6. Opcje przybycia do Wszewilek, przenocowania we Wszewilkach lub w Miliczu, zwiedzania Wszewilek i Milicza, oraz powrotu do domu:
Motto: "W życiu nigdy nie żałujemy że coś uczyniliśmy lub zwiedziliśmy, jednak często żałujemy że mieliśmy okazję aby coś uczynić lub zwiedzić, jednak z niej nie skorzystaliśmy."
Zlot "Wszewilki-2006" jest rodzajem prywatnej
wycieczki do Wszewilek, tyle że wykonanej przez
wielu ludzi naraz (wszakże "w kupie zawsze raźniej
i bezpieczniej"). Jak więc niemal wszystko na takiej
wycieczce, nikt nie będzie jej uczestnikom zabezpieczał
ani zakwaterowania, ani wyżywienia, ani przewodników
czy organizatorów którzy przygotowaliby dla nich
rozrywki, ani żadnych innych wygód. Dlatego uczestnicy
tego Zlotu, po zjawieniu się w okolicy Wszewilek lub
Milicza muszą sami zatroszyć się o zabezpieczenie
sobie wszystkiego co będzie im potrzebne dla
konstruktywnego i przyjemnego spędzenia tam czasu.
Opisywany tutaj Zlot będzie imprezą jednodniową.
Dlatego jeśli ktoś przybędzie na niego głównie w
celu poznania Wszewilek i ich historii, wówczas
najbardziej optymalne rozwiązanie które ja bym
mu polecał, to zjawić się we Wszewilkach możliwie
wcześnie rano w dniu 8/7/6, zobaczyć co się będzie
działo na obecnym boisku sportowym Wszewilek -
które będzie centrum dla owego Zlotu, odnaleźć
kumpli lub korespondentów z którymi tam się umówiło,
pozwiedzać razem z kumplami szlaki wędrowne
opisane w punkcie #8 tej strony - nawzajem sobie
przypominając co interesującego warto tam
odnotować i jaka była historia, funkcja, oraz losy
danego miejsca, poczym wyjechać z powrotem do
domu jeszcze tej samej soboty 8/7/6. Jeśli zaś ktoś
przybędzie do Wszewilek aby również doświadczyć
"nadprzyrodzonych" zjawisk, wówczas najlepszą
ku temu okazją będzie tam przenocować - najlepiej
właśnie na owym obecnym boisku Wszewilek (czyli na
historycznym obszarze obozowania kupców i handlarzy
koni). Poniżej wyszczególniłem najważniejsze możliwości
(opcje) jakie są mi znane w zakresie sposobu przybycia
do Wszewilek, noclegu albo we Wszewilkach albo
też w pobliskim Miliczu, zwiedzania atrakcji i
niezwykłości Wszewilek oraz Milicza, oraz
końcowego powrotu do domu. Oto owe opcje:
#6.1.
Przybycie do Wszewilek samochodem czy motocyklami albo tylko na jeden dzień, albo też na dwa dni
z nocowaniem w Ośrodku Wypoczynkowym w Karłowie pod Miliczem lub też w którymś z milickich hoteli,
oraz zwiedzanie atrakcji Wszewilek i Milicza z pomocą samochodu:
Niniejsza opcja pozwala na najszybsze oraz
na najmniej uciążliwe zwiedzenie opisywanych
na tej stronie ciekawostek i szlaków wędrownych
Wszewilek i Milicza. Jeśli mieszka się jedynie
kilka godzin jazdy od Wszewilek, wówczas do wsi
tej można przybyć dopiero rano, np. w sobotę
dnia 8/7/6. W takim przypadku warto podjechać
samochodem aż do młyna elektrycznego Wszewilek,
zaparkować tam samochód, podejść piechotą do
pobliskiego boiska sportowego, a następnie przejść
już na piechotę szlak wędrowny opisany w punkcie
#8.2 niniejszej strony internetowej. Po przejściu
owego szlaku piechotą i oglądnięciu w ten sposób
stanu miejscowych dróg polnych, można rozważyć
czy chce się podejść czy też podjechać do tamy
na Baryczy owym historycznym fragmentem
"drogi do starego młyna wodnego na Baryczy"
opisanym w punkcie #8.1 niniejszej strony.
Wszakże od młyna elektrycznego we Wszewilkach
do owej tamy jest mniej niż 1 km, tyle że polną
drogą (trzeba jednak pozostawić samochód jakieś
300 metrów od owej tamy, kiedy droga którą
podążamy zniknie pod wałem nowego stawu rybnego).
Po oglądnięciu tamy i czakramu energetycznego
Milicza, można powrócić do Wszewilek, poczym
już z pomocą samochodu oglądać atrakcje opisane
w szlakach wędrownych z punktów #8.3 i #8.4 tej
strony. Jeśli zaś mieszka się wiele godzin jazdy
od Wszewilek, wówczas można przyjechać dzień
wcześniej do Milicza, zanocować w jednym z miejsc
noclegowych opisanych poniżej, oraz od rana
następnego dnia ziwedzić Wszewilki tak jak to
opisano powyżej, zaczynając od zaparkowania
samochodu w okolicach młyna elektrycznego
tej wioski.
Jeśli w owej opcji przybycia do Wszewilek we
własnym samochodzie ktoś zdecyduje się
zatrzymać na miejscu na jedną lub kilka nocy,
wówczas ma do wyboru cały szereg miejsc
noclegowych. Jednym z owych miejsc jest
Ośrodek Wypoczynkowy w Karłowie pod
Miliczem (Państwowy-Miejski Ośrodek
pod zarządem miasta Milicza). Ośrodek
ten jest oddalony jedynie o około 5 km
od Wszewilek. Stąd jeśli ktoś zechce, w
sobotę (dnia 8/7/6) wcześnie rano zdąży
się z niego podjechać do boiska sportowego
Wszewilek na możliwy pokaz "deszczu
żywych rybek". Oto dane owego ośrodka:
Adres pocztowy:
Ośrodek Wypoczynku Świątecznego Milicz-Karłowo,
ul. Poprzeczna 9,
56-300 Milicz, woj. dolnośląskie.
Telefon (w Polsce): 0-71-3841215.
Email: (? narazie nieznany - jeśli ktoś go pozna wóczas proszę dać mi znać!)
Na stronach internetowych Milicza, np. na
stronie o adresie
www.milicz.pl/turystyka/noclegi/,
opisane są także jeszcze inne możliwości
zakwaterowania w Miliczu (czyli około 3
km od Wszewilek - tj. wystarczająco blisko
aby w sobotę na 7 rano dojechać stamtąd
do boiska sportowego Wszewilek). Przykładowo,
jest tam opisany "Hotel Libero". Jego dane:
Adres pocztowy:
Hotel Libero, 56-300 Milicz, ul. Kosciuszki 2
Telefon (w Polsce): 071/383 13 90, 38313 91 fax 071/383 13 92
Email: (? narazie nieznany - jeśli ktoś go pozna wóczas proszę dać mi znać!)
Ponadto na stronach internetowych Milicza opisane jest też
Centrum Edukacyjno-Metodyczne, które reklamuje się że ma w ofercie:
-100 miejsc w pokojach 2-, 5- i 6- osobowych,
-kuchnię turystyczną (z pełnym wyposażeniem),
-wyżywienie całodzienne dla grup zorganizowanych - na zamówienie,
-jadalnio-świetlicę, świetlice (ze sprzętem audio-video),
-węzeł sanitarny z natryskami, boisko do piłki siatkowej oraz miejsce do grilowania,
Jego dane:
Adres pocztowy:
Centrum Edukacyjno-Metodyczne,
56-300 Milicz, ul. Trzebnicka 4b
Telefon (w Polsce): (071) 384 02 37, tel./fax (071) 384 02 38
Email: (? narazie nieznany - jeśli ktoś go pozna wóczas proszę dać mi znać!)
* * *
Proszę mieć na uwadze, że jeśli ktoś dopiero rano
dojedzie samochodem w pobliże boiska sportowego
Wszewilek, wówczas silnie radzę mu aby samochód
zaparkował w okolicach młyna elektrycznego
Wszewilek, zaś do boiska podszedł na piechotę
(np. na ewentualny pokaz rybek spadających z nieba).
Odległość od mlyna do boiska wynosi tam jedynie
jakieś 100 metrów. Natomiast polna droga od młyna
do boiska jest zaniedbana przez władze i naprawdę
okropna.
#6.2.
Przybycie do Wszewilek pociągiem albo tylko na jeden dzień, albo też na dwa dni
ze spaniem pod namiotami wokół centrum historycznego obszaru obozowiskowego
dla kupców i handlarzy koni (obecnie boiska sportowego Wszewilek), zwiedzanie
atrakcji Wszewilek i Milicza poprzez przejście piechotą szlaków opisanych w punkcie
#8 tej strony, oraz odjazd do domu autobusem z Milicza:
Motto: "W kupie zawsze raźniej. Jeśli więc zamierzasz nocować pod namiotem na boisku gdzie nocą może przybyć UFO, wówczas zabierz na ten Zlot tylu dobrych kumpli ilu tylko możesz. Spijcie też w conajmniej dwuosobowych namiotach."
Do zrealizowania niniejszej opcji zachęcani
są ludzie młodzi, którzy NIE dysponują własnym
samochodem, ale albo posiadają namioty i są
w stanie spędzić noc pod namiotem wokół obecnego
boiska sportowego Wszewilek, albo też są w stanie
przybyć do Wszewilek wcześnie rano i oglądnąc
wszelkie atrakcje owej wioski w przeciągu tylko
jednego dnia. W takim wypadku, zachęcani są
oni aby przyjechać do Milicza pociągiem np.
popołudniem w dniu 7/7/6 (w opcji zaś jednodniowej,
czyli bez noclegu pod namiotem - przyjechać tam rankiem w dniu 8/7/6),
przejść do Wszewilek szlakiem wędrownym opisanym
w punkcie #8.1 tej strony, na noc z piątku 7/7/6 na
sobotę 8/7/6, rozbić swój namiot na byłym obszarze
historycznym, na którym w dawnych czasach obozowali
kupcy i handlarze koni przybywający do Wszewilek na
ogromnie słynne jarmarki końskie, w sobotę 8/7/6
przejść po Wszewilkach i Miliczu szlakami opisanymi
w punktach #8.2 do #8.4 tej strony, a nastepnie wrócić
do domu autobusem już z dworca autobusowego Milicza.
W obecnych czasach ów historyczny obszar obozowiskowy
na którym mogą rozbić namioty na noc znany jest
pod nazwą "boiska piłkarskiego Wszewilek".
(Odnotuj jednak, że boiskiem piłkarskim stał się
on dopiero w latach 1950-tych. Przed ową datą
boisko piłkarskie Wszewilek zlokalizowane było
w całkowicie odmiennym obszarze tej wsi - po
szczegóły patrz 6 w punkcie #8.2 niniejszej strony.)
Stąd osoby dysponujące namiotami mogą rozbić
te namioty wokół pola gry owego dzisiejszego
boiska sportowego we Wszewilkach. Boisko to
będzie bowiem centrum zlotowym. Na nim
będą więc miały miejsce wszelkie imprezy
zlotowe (nie że jest ich zbyt wiele) - patrz punkt
#4 tej strony. Względem niego też wytyczone
zostały wszelkie szlaki wędrowne do zwiedzania
Wszewilek i ich okolicy - po szczegóły patrz
punkt #8 tej strony. Owo dzisiejsze boisko sportowe
jest zlokalizowane tuż przy torach kolejowych
wiodących z Milicza do Krotoszyna, a także
przy dawnej "drodze do starego młyna
wodnego na Baryczy" (po wojnie nazywanej
"drogą na tamę") opisywanej na stronie o wsi
Wszewilki.
Z tego co pamiętam, to kiedyś przy nim stał
jeden z owych hydrantów na zawór odtwierany
ręcznie - tak aby piłkarze mieli się gdzie umyć
po meczu. Jeśli hydrant ten ciągle działa,
obozujący na owym boisku będą mieli zapewnioną
wodę z wodociągów miejskich do picia i mycia.
(Jeśli zaś jest nieczynny, lub zlikwidowany,
wówczas będzie dobra okazja aby złożyć petycję
na ręce sołtysa (urzędowego) wsi Wszewilki,
aby z urzędu go naprawiono lub odrestaurowano
w obliczu zbliżającego się Zjazdu "Wszewilki-2007".)
W okolicach owego boiska jest też sporo "ziemi niczyjej"
pozarastanej krzakami, z naróżniejszymi dziurami
i wyrobiskami w ziemi po piasku zabranym w 1875 roku
na budowę pobliskiego nasypu kolejowego. Jeśli więc
zabraknie obszaru obozowego tuż przy polu boiska
sportowego, zawsze można rozbić namioty na owej
"ziemi niczyjej". Jakieś 100 metrów od owego boiska
jest także niewielki lasek prywatny (a właściwie to aż
kilka lasków), tak że ci za potrzebą będą mieli
gdzie poużyźniać porost lokalnych drzewek.
(Proszę jednak pamiętać o zobraniu ze sobą
na obozowisko maleńkiej łopatki ogrodowej i latarki,
aby przed przykucnięciem móc sobie wykopać mały
dołek w ziemi, w którym potem się zakopie
"pamiątki" jakie zostaną tam wygenerowane -
zgodnie z totaliztycznym mottem "czyń tylko
dobro, powiększaj tylko wiedzę, wywieź tylko
zjęcia, pozostaw tylko ślady swoich stóp".
Wszakże jeśli ktoś nie zakopie po sobie tego
co wygenerował, następni wchodzący do
tego lasku będą wysyłali "złą karmę"
dokładnie pod jego adresem - zaś z
powodu pozostawienia po sobie materialnego
śladu, jest absolutnie pewnym że karma
ta znajdzie swego adresata.)
Aby po przybyciu autobusem do Milicza dostać
się do owego boiska, wystarczy złapać autobus
do Wszewilek i poprosić kierowcę o wyrzucenie
"przy starym młynie elektrycznym na Wszewilkach"
albo "na torach kolejowych". Stamtąd do boiska
sportowego jest juz tylko jakieś ze 100 metrów.
Jeśli zaś ktoś przybędzie do Milicza koleją,
wówczas drogą okrężną (po szosie) do owego
boiska jest około 5 km - i na dodatek nie jeżdżą
wzdłuż większości z niej żadne autobusy.
Dlatego najłatwiej z dworca kolejowego dostać
się do owego boiska idąc pieszo ku północy w
przybliżeniu wzdłuż torów kolejowych - tory te
bowiem są rodzajem "nitki Ariadny" dla idącego,
uniemożliwiającej mu zabłądzenie. (Jednak
silnie odradzam przejście po samych torach
i to aż dla kilku powodów, np. ponieważ ten
krótki odcinek torów słynie z przedziwnie dużej
liczby wypadków śmiertelnych - po szczegóły
patrz strona
Wszewilki.
Dlatego raczej radzę iść równolegle do torów
np. po historycznym "bursztynowym szlaku"
opisanym w punkcie #8.1 tej strony.)
Boisko znajduje się wówczas po prawej stronie
torów kolejowych, w tym miejscu gdzie nasyp
kolejowy niemal zanika, zaś poziom torów staje
się równy poziomowi otaczającego je obszaru.
(Wszędzie wcześniej tory zlokalizowane są
na wysokim i z daleka widocznym nasypie
kolejowym.) Największy jednak problem
z owym przejściem wzdłuż torów jest taki,
że jeśli idzie się po wyżwirowanej ścieżce
rowerowej zawsze tam biegnącej po prawej
(wschodniej) stronie tuż przy torach, wówczas
zwykle dniami policja kolejowa lubuje się tam
w łapaniu ludzi którzy podążają ową ścieżką
i w karaniu tych ludzi mandatami
(szczególnie ulubionymi miejscami dla owej
policji dla zaczajania się na przechodniów, był
kiedyś most kolejowy na Baryczy, oraz położony
nieco wcześniej przed nim "most na młynówce".
Dlatego, jeśli komuś się spieszy, wóczas znacznie
lepszym wyjściem od wędrowania po owej ścieżce
żwirowej tuż przy torach i wzdłuż tych torów, jest
używanie polnej drogi która biegnie wzdłuż nasypu
u podstawy owego nasypu (idących ową drogą policjanci
kolejowi nie mają prawa okładać mandatami). Tyle że
droga ta jest pełna dziur i stąd nie nadaje się do przejścia
nocą - chyba że ktoś ją dobrze zna. Aż do mostu na Baryczy
droga ta biegnie pod nasypem po jego lewej stronie,
zaś za mostem na Baryczy biegnie ona pod nasypem
po jego prawej stronie. Kiedy zaś droga zanika, bowiem
tory przebiegają po moście, wówczas po prawej
i lewej stronie od mostu kolejowego, w niewielkiej
odległości od torów, jest najpierw mostek przez
Młynówkę i jej odnogę, potem zaś po prawej
stronie torów jest tama na Baryczy - po których
można przejść na drugą stronę wody bez obawy
zapłacenia mandatu. Idąc tą drogą z daleka też
widać, czy na danym moście kolejowym faktycznie
czają się policjanci kolejowi, bowiem przy mostach
biegnie ona po tej samej stronie torów po której
zwykle ukrywają się oni przed ludźmi.
Jeśli jednak komuś się nie spieszy i
idzie w świetle dziennym - tak że nie zachodzi
niebezpieczeństwo że zabłądzi, wówczas
raczej zalecałbym przejście do boiska Wszewilek
tzw. "bursztynowym szlakiem" opisanym z punkcie
#8.1 tej strony.
Ów "bursztynowy szlak" to odcinek bardzo starej,
bo liczącej już około 1000 lat, jakby polnej drogi
biegnącej równolegle do torów kolejowych po ich
prawej (wschodniej) stronie. Droga ta stanowi
atrakcyjny odcinek prastarego "bursztynowego
szlaku" znanego nam z lekcji historii. Można
nią łatwo przejść z milickiego dworca kolejowego
do boiska sportowego na Wszewilkach,
omijając z daleka możliwych policjantów
kolejowych łapiących przechodniów
przy torach. Początkowy odcinek owej drogi
jest tą samą drogą polną, którą około 1000
lat temu poruszały się wozy konne z Duchowa
do Wszewilek. Dalszy jej odcinek, to faktycznie
jedna z gałęzi historycznego "bursztynowego
szlaku" który kiedyś wiódł właśnie po tej drodze
przez wieś Wszewilki. Na jej odcinku niedaleko
od boiska sportowego, jako mały chłopiec
znajdowałem kiedyś bardzo stare monety - niestety,
później przechandlowywałem je za najróżniejsze
bezwartościowe rupiecie. Dzisiaj droga ta przebiega
przez wąską tamę na Baryczy - stąd nadaje się
tylko do ruchu pieszego lub na rowerach (tj. nie
jest ona już przejezdna na całej swej długości
dla zaprzęgów konnych ani dla samochodów,
chociaż jej początkowe fragmenty na obu jej
końcach są ciągle przejezdne - stąd nadają się
aby nimi podjechać samochodami niemal aż
do samej tamy na Baryczy). Ponadto jest ona
kręta, wąska, wyboista, pełna dołów i przebiega
wzdłuż starej wody, daje się więc po niej przejść
lub przejechać tylko przy dobrym świetle dziennym
(wędrowanie lub jazda nią nocą byłyby bardzo
niebezpieczne, szczególnie jeśli ktoś jej nie zna).
Opisuję ją tutaj w punkcie #8.1 tej strony.
Jej zaletą jest, że podążając nią we dnie, po
drodze mija się wiele szczególnych i interesujących
miejsc historycznych Wszewilek, opisanych na stronie
Wszewilki
(np. przechodzi się nią niedaleko od byłego
młyna wodnego na Baryczy, a także koło
czakramu energetycznego Milicza,
wyrzucającego bardzo silny podmuch
wzmacniającej i uspokajającej energii "chi").
Po przybyciu na historyczny obszar obozowiskowy,
który obecnie jest boiskiem we Wszewilkach, swoje
namioty proszę rozbijać nie na samym polu
piłkarskim owego boiska, a na obrzeżu boiska
wokół owego pola gry. Powody ku temu są aż
dwa. Pierwszy to że samo boisko ma bardzo
"wrażliwą trawę" o którą "ogromnie dbają" miejscowi
piłkarze z drużyny "Wszewilkowskich Wilków".
Nikt zaś z przybyszy zapewne nie chce wzbudzać
gniewu owej bojowej drużyny poprzez koczowanie
na ich delikatnej trawie. Drugim zaś powodem
jest, że na godzinę 7 raną w sobotę dnia 8 lipca
2006 roku, zamówiłem u UFOnautów próbny
deszcz żywych ryb. W ramach tego deszczu
na środek owego boiska ma być zrzucony
duży żywy rekin albo mniejszych rozmiarów
żywy wieloryb - po szczegóły patrz P.S. do
wpisu nr #64 z bloga totalizmu (adres w punkcie
#12 poniżej). Ci więc, którzy odważą się zaobozować
w obrębie samego boiska, mogą rano się
zbudzić pod owym rekinem czy wielorybem -
nie chciałbym wówczas być w ich skórze.
Z uwagi na owe "atrakcje" jakie UFOnauci
po północy mogą jednak zafundować przybyłym
do owego boiska, dobrze jest rozbijać namioty
w pobliżu swoich kumpli, a także trzymać
latarkę i aparat fotograficzny pod ręką. Nie
radzę też rozbić swego namiotu daleko od
innych namiotów, szczególnie jeśli ktoś śpi
w nim samotnie.
Tak nawiasem mówiąc, to radzę przywieźć
ze sobą na Zlot stojadła, turystyczną kuchenkę
do gotowania (z paliwem), produkty do przygotowania
sobie śniadania, a także chleb lub kanapki -
wszystko to będzie bowiem nie do zdobycia
po przybyciu na owo boisko. Jeśli też ów rekin
lub wieloryb faktycznie pojawi się na boisku,
wówczas upoważniam i nawet zalecam
zgromadzonym, aby wkrótce po jego upadku
i po dokładnym jego obfotografowaniu,
zwyczajnie usmażyli go sobie na śniadanie -
zanim jacyś przedstawiciele związku
ochrony wielorybów lub dobroci dla
rekinów zdążą zjawić się i zabronić im
spróbowania tego poczęstunku - który
notabene zostanie dostarczony specjalnie
dla podniebienia wszystkich zgromadzonych
w owym miejscu. (Między nami mówiąc,
to duża "ryba" po upadku na ziemię setki
kilometrów od morza nie będzie miała
najmniejszej szansy na przeżycie - np.
wieloryby bez wody zawsze szybko zaduszają
się pod swoim własnym ciężarem. Jeśli więc
się jej natychmiast nie zje, wówczas jej życie
zostanie zmarnowane zupełnie bez
pożytku.) Ja niniejszym udzielam im
mojego osobistego pozwolenia na zwyczajne
zjedzenie owej "spadłej z nieba ryby" - proszę
mi potem napisać jak smakowała. Wszakże
na Wszewilkach nie jest łatwo o nabycie rybnego
śniadania. Ponadto dobrze potem mieć pamięć,
że faktycznie spróbowało się jak smakuje taka
"rybka spadła z nieba". Po przygotowaniu sobie
śniadania proszę jednak pamiętać, aby wszelkie
po nim pozostałości, a także śmiecie, starannie
zakopać w dołku głębokim na co najmniej 20
cm, który sobie wykopiemy przywiezioną w tym
celu na obozowisko maleńką łopatką ogrodową.
Wszakże po zakończeniu naszego obozowania
teren ma wyglądać tak jakby tam nigdy nas nie
było (tj. "czyń tylko dobro, powiększaj tylko wiedzę,
wywieź tylko zjęcia, pozostaw tylko ślady swoich
stóp"). Tak między nami mówiąc, to powinienem
się tutaj przyznać, że od czasu kiedy straciłem
pracę, często jadam tzw. "fish and chips". Fama
zaś głosi, że w ramach tej potrawy, w Nowej Zelandii
zwykle dostaje się właśnie kawałek upieczonego
rekina. Ci więc którzy będą obecni na boisku,
zaś faktycznie żywe ryby wówczas spadną z
nieba, będą mogli spróbować jak smakują
moje nowozelandzkie posiłki. Powinienem
tutaj też dodać, że moją najbardziej ulubioną
zupą jest właśnie "shark-fin soup" czyli "zupa
z płetwy rekina".
#6.3.
Przybycie do Milicza i potem Wszewilek autobusem albo tylko na jeden dzień, albo też na
dwa dni z noclegiem w którymś z hoteli lub ośrodków wyszczególnionych w punkcie #6.1
powyżej, zwiedzanie atrakcji najpierw Milicza a potem Wszewilek poprzez przejście piechotą
szlaków opisanych w punktach #8.4, #8.3, #8.2, oraz #8.1 tej strony, oraz odjazd do domu
pociągiem ze stacji kolejowej Milicza lub autobusem z dworca autobusowego Milicza:
Opcja ta jest zalecana, jeśli nie dysponuje
się samochotem a stąd korzystało się będzie
z transportu publicznego, zaś z rozeznania
rozkładów jazdy lub czasów przyjazdu
wynika, że koniecznym będzie zanocowanie
gdzieś co najmniej przez jedną noc - nie
chce się jednak, lub nie może, nocować pod namiotem.
W takim przypadku rekomenduję przyjechać
autobusem do Milicza, zameldować się w
jednym z milickich hoteli lub ośrodków
wyszczególnionych powyżej w punkcie #6.1, zwiedzić
sobie szlak z punktu #8.4 tej strony, przenocować
do nastepnego dnia w Miliczu w jednym z miejsc
wyszczegółnionych w owym punkcie #6.1 powyżej,
zaś następnego dnia przejść i zwiedzić szlaki #8.3,
#8.2, oraz #8.1, poczym albo powrócić do Milicza
na jeszcze jeden nocleg zanim powróci się do domu,
albo też wrócić do domu pociągiem z milickiej
stacji kolejowej.
* * *
Proszę odnotować, że którąkolwiek z opcji
zwiedzania Wszewilek się wybierze, opcję
tą trzeba sobie z góry zaplanować przygotować.
Przykładowo, należy z góry sprawdzić rozkłady
odjazdów i przyjazdów pociągów i autobusów
które ma się zamiar użyć, albo z góry zarezerwować
sobie noclegi w hotelu czy ośrodku w którym
ma się zamiar zatrzymać, itd., itp.
Wszakże od tego jak dobrze ktoś się przygotuje
do tej wyprawy i zwiedzania, zależało potem będzie
jak przyjemnie spędzi czas podczas jej trwania,
oraz jak dobre wspomnienia z niej później wyniesie.
#7. Co we Wszewilkach jest warte zwiedzania i oglądnięcia:
Motto: "Przyszłość i przeszłość są symetryczne względem teraźniejszości."
Czytelnik zapewne zadaje sobie pytanie
"dlaczego mam przyjeżdżać do Wszewilek
w dniu Zlotu, czyli 8 lipca 2006 roku, kiedy
ową wioskę mogę też zwiedzić w dowolnym
innym terminie". Odpowiedź na to pytanie brzmi,
że jest aż wiele ku temu powodów. Przykładowo,
jeśli nie zaplanuje się czegoś na konkretną datę,
wówczas jest wysokie prawdopodobnieństwo
że wogóle tego się nie zrealizuje. Jeśli więc nie
zdecydujemy się przyjechać na zwiedzanie Wszewilek
właśnie w dniu 8 lipca 2006 roku, wówczas
najprawdopodobniej nigdy nie zwiedzimy owej
wioski. W dniu 8 lipca 2006 roku warto również
przybyć do Wszewilek ze względów pamiątkowych.
Wszakże zgodnie z programem opisanym w punkcie
#4 tej strony, w godzinach 9 do 15 przedstawiciele
KO Zjazdu i Zlotu mają na boisku Wszewilek
sprzedawać lub rozdawać tzw. "trophy" z owego
Zlotu. Ponadto, w dniu owym będzie również
we Wszewilkach wielu ludzi wykonujących
pamiątkowe fotografie. (Ja wszakże zachęcam
wszystkich uczestników, aby wykonywali zdjęcia każdego
interesującego momentu owego Zlotu, potem
zaś przysyłali mi co ciekawsze z tych zdjęć do
wystawienia na niniejszej stronie internetowej.)
Czyż zaś nie przyjemnie będzie po Zlocie zobaczyć
siebie w internecie jak się stoi w naturalnej pozie na
historycznym miejscu, albo jak duma się nad jakimś ważnym
aspektem historii? Innym istotnym powodem przybycia
właśnie w owym dniu, jest ponieważ mieszkańcy Wszewilek
naszego przybycia w dniu Zlotu będą się spodziewali.
Wszakże informacja o owym Zjeździe będzie wówczas
już w internecie przez kilka miesięcy, zaś Wszewilczanie
nie gęsi też do internetu czasami zaglądają.
Spodziewając zaś się "najazdu" ciekawskich z
dalekiego świata, nie będą ani wcale zdziwieni,
ani też podejrzliwi, jeśli jacyś obcy ludzie nagle zaczną
interesować się architekturą ich budynku, zaglądać
do ich obejścia, rozbijać namioty na ich boisku
sportowym, czy łazić po ich polach, łąkach i laskach.
Chociaż więc w innych dniach roku prawdopodobnie
wzięliby widły i pogonili takiego kogoś gdzie
pieprz rośnie, w samym dniu Zlotu zapewne
chętnie wyjdą przed bramę swojego domostwa,
pogawędzą z przybyszami, opowiedzą im o
historii swego domu czy historii co ciekawszego
miejsca Wszewilek, pokażą obejście, poczęstują
szklanką wody, a nawet - jeśli zajdzie potrzeba,
to podwiozą traktorem do co bardziej interesującego
miejsca. Jeszcze innym
powodem do wybrania właśnie tej daty na przyjazd do
Wszewilek, jest że z punktu widzenia numerologii data
ta jest dosyć szczególnym dniem. (Takie numerologicznie
szczególne daty po angielsku nazywają się "auspicious".
Daty wszystkich Zlotów i Zjazdów we Wszewilkach,
tj. soboty w dniach 8/7/6, 7/7/7, 9/8/8, oraz 8/8/9, zostały
specjalnie tak dobrane aby reprezentować sobą
właśnie takie numerologicznie "auspicious" dni.)
Istnieje więc jakieś tam prawdopodobieństwo że w dniu
tym wydarzy się coś na tyle niezwykłego we Wszewilkach,
iż możemy potem żałować że nie ujrzeliśmy tego na
nasze własne oczy.
Jeszcze inne pytanie, nad którym ktoś być może się
zastanawia, to że "Wszewilki są przecież wioską
jak każda inna, cóż więc takiego unikalnego miałyby
one mi do zaoferowania i pokazania, czego dotychczas
bym nie widział w żadnej innej wiosce Polski".
Jak jednak się okazuje faktycznie Wszewilki mają
wiele do pokazania co jest unikalne tylko dla nich
i czego nie da się zobaczyć w żadnej innej wiosce
Polski. Poniżej wyszczególnię najważniejsze z rzeczy
wartych tam oglądnięcia. Oto one:
#7.1.
Porównanie przeszłości z teraźniejszością
w celu nabycia umiejętności wnioskowania
o przyszłości:
Wszyscy wiemy, że nasza teraźniejszość
jest rezultatem przeszłości poddanej ewolucji
i działania czasu. Z tego powodu niemal
każdego człowieka który widzi obecny wygląd
czegokolwiek, interesuje jak to coś wyglądało
wiele lat temu. Przykładowo, widząc jakiegoś
aktora czy bohatera filmowego w dniu dzisiejszym,
często zadajemy sobie pytania jak on wyglądał
w czasach młodości. Jeśli bowiem opanuje
się umiejętność symulowania w naszym umyśle
zmian z przeszłości do teraźniejszości, wówczas
ma się też możliwość przewidywania przyszłości.
Wszakże aby zobaczyć co już wkrótce nastąpi,
wystarczy to co widzimy wokół siebie dzisiaj
poddać takiemu samemu procesowi jaki znamy
że zamienił on przeszłość w dzień dzisiejszy.
Przykładowo, wiedząc jak jakiś aktor zmienił
wygląd z młodego na stary, jesteśmy też w
stanie przewidzieć jak my sami, lub jak ktoś
z naszych bliskich, zmieni swój wygląd po
upływie określonego czasu.
Problem jednak z poznaniem procesu "od
przeszłości do teraźniejszości" jest, że ogromnie
mało miejscowości na naszej planecie ma go
udokumentowanym dla siebie. Większość więc
miejsc możemy zobaczyć jak one wyglądają
dzisiaj, jednak nie wiemy dla nich, jak one
wyglądały np. 50 czy 100 lat temu. Tymczasem
Wszewilki są niemal jedyną wsią w Polsce, dla
której ów proces został w internecie udokumentowany
praktycznie dla przedziału ostatniego 1000 lat.
Dlatego warto przyglądnąć się na miejscu,
czyli we Wszewilkach, jak ten proces zmian
wyglądał i do jakiego dzisiejszego wyniku on
doprowadził. Z kolei po tym jak poznamy ten
proces dla Wszewilek, będziemy mogli go
odnieść do dowolnej wsi lub miejscowości która
będzie nam znana.
#7.2.
Ilustracja procesu niszczenia ludzkiej przeszłości
i prawdziwej historii, jaki na wielką skalę skrycie
prowadzony jest na Ziemi:
Wszewilki są niemal jedynym miejscem na świecie,
gdzie mroczne siły które skrycie okupują naszą
planetę, tj. dzisiejsi UFOnauci dawniej zwani "diabłami",
zostały przyłapane na systematycznym i celowym
niszczeniu obiektów które są nośnikiem historii
ludzkości. Dlatego prowadzony przez nich proces
systematycznego niszczenia wiedzy o historii naszej
planety jest na Wszewilkach dokładnie zilustrowany
oraz opisany. Ponieważ proces taki zachodzi na
wielką skalę praktycznie w każdym miejscu na Ziemi,
warto mu się przyglądnąć we Wszewilkach aby potem
go rozpoznać jak jest kontynuowany w dowolnym
innym interesującym nas miejscu naszej planety.
#7.3.
Zilustrowanie spiralnej ewolucji architektury budownictwa wiejskiego:
Wszewilki są niemal jedyną wsią w Polsce,
dla której ewolucja architektury jej domostw
od pierwszej aż do nadchodzącej szóstej
ich generacji została udokumentowana w
internecie. Dlatego warto przyglądnąć się tej
ewolucji we Wszewilkach, aby potem móc
ją odnosić do dowolnej innej wsi lub
miejscowości która nas interesuje.
Za mojego życia we Wszewilkach można tam
było zobaczyć wiejskie budynki mieszkalne przynależące
do generacji od 2-giej do 5-tej, oraz kilka pozostałości
po ich 1-wszej generacji. Przykłady aż kilku z
owych generacji mieszkalnych zabudowań wiejskich
przetrwały tam też do dzisiaj. Są one wskazywane
podczas wędrówki po szlakach opisywanych w punkcie
#8 tej strony. Budynki 1-wszej generacji, czyli
najstarszej z istniejących, nie przetrwały do moich czasów.
Pamiętam jednak ich ślady i pozostałości. Były to
ziemianki, z podłogą mieszkalną częściowo wkopaną
pod powierzchnię gruntu (im były one starsze, tym
głębiej pod ziemią zakopana była ich podłoga) lub
uklepaną bezpośrednio na powierzchni ziemi.
Ponieważ były one tanie oraz łatwe do zbudowania
i utrzymywania, zwykle zamieszkiwała je tylko jedna osoba,
tylko jedna para małżeńska, lub tylko jedna rodzina z
małymi dziećmi (kiedy bowiem dzieci dorastały, wówczas
budowały sobie własne ziemianki). Właściciele ziemi
w okolicach Wszewilek zaprzestali budowania ziemianek
już około lat 1600-nych. Jednak samotni bezrolni parobcy,
budowali i zamieszkiwali ich nieco udoskonalone wersje
(z klepiskiem umiejscowionym już na powierzchni ziemi)
aż do późnych lat 1800-tnych. Budynki 2-giej generacji,
które już w czasach mojej młodości liczyły ponad 300 lat,
były budowane z gliny i drzewa zaś ich dachy kryte były
sitowiem. Ich podłoga wprawdzie również uklepywana
była bezpośrednio na ziemi, jednak pomiędzy glebę
a ich klepisko wstawiano już warstwę materiału izolującego
termicznie. Budowane więc one były w oryginalnym "stylu
architektonicznym Wszewilek" (styl ten opisałem dokładniej
w punkcie #7 strony internetowej o Wszewilkach,
zaś jego doskonałą ilustracją jest architektura kościoła
Św. Andrzeja Boboli
w Miliczu której zdjęcie można zobaczyć na stronach o
tym kościele lub o Wszewilkach). Zarówno budowa
domów 2-giej generacji, jak i późniejsze ich utrzymywanie
w stanie zamieszkiwalnym były dosyć pracochłonne.
Dlatego wymagały one nieustannej opieki ludzi młodych
i sprawnych fizycznie. Z tego powodu zawsze były one
bardzo długie, zaś zamieszkiwało je aż kilka wzajemnie
spokrewnionych rodzin i generacji (np. rodzina dziadków,
rodzina rodziców, oraz rodziny ich dzieci). Ostatni z
owych budynków mieszkalnych tamtej drugiej generacji,
notabene stojący kiedyś zaledwie około 50 metrów
od omawianego tutaj budynku Zagórskich - tyle że po
przeciwnej stronie owej oryginalnej (polnej) drogi, a zamieszkany
przez babcię Sołtysową, rozebrany był jeszcze w latach
1960-tych. Budynki kolejnej, 3-ciej generacji, były kategorią
przejściową. Stanowiły one pierwsze budynki wznoszone
we Wszewilkach z trwałej cegły i z ceramicznych dachówek.
Chociaż jednak używały one już nowego (tj. trwałego i nie
wymagającego nieustannych napraw) materiału budowlanego,
czyli drogiej cegły i dachówki, cała ich architektura, funkcjonalność,
oraz kultura zamieszkiwania nadal kopiowała budynki
2-giej generacji. Dlatego ciągle miały one sufity nisko
nad podłogą. Ich okna były małe. Ich klepiska ciągle leżały
bezpośrednio na Ziemi, chociaż oddzielane już były od
gleby warstwą materiału izolującego termicznie. Posiadały
aż po kilka dzwi wejściowych wiodących do tego samego
budynku - ponieważ ciągle zamieszkiwały je 2 lub
nawet 3 generacje spokrewnionych rodzin, np.
dziadkowie, rodzina rodziców i rodzina dzieci.
Z kolei ich dachy były bardzo strome, a stąd strychy nietypowo
ogromne. (Wielkość owych strychów wyznaczana była
bowiem kątem spadu dachu, który z kolei definiowany
był rozkładem sił od śniegu zalegającego dach zimą
oraz wytrzymałością dawnej drewnianej konstrukcji budynku.)
W czasach mojej młodości liczyły one już około 200 lat
- pamiętały więc ciągle czasy jeszcze sprzed budowy kolei.
Obecnie ich wiek pomału zbliża się do 300 lat. Ja osobiście
rozciągnąłbym nad nimi ochronę prawną, w przeciwnym
przypadku już wkróce wszystkie z nich poznikają.
Do dzisiaj przetrwało ich być może tylko ze 3 w całych
byłych Wszewilkach. Budynki 4-tej generacji też były z cegły.
Miały one już normalną, dzisiejszą wysokość sufitów nad
podłogą, oraz klasyczną formę pudła z mniej spadzistym
dachem (wszakże ich konstrukcja była już wytrzymalsza).
Ich podłoga wyniesiona już była nad powierzchnię gleby
i zawieszona na jakiejś strukturze nośnej. Pod podłogą
niemal jako reguła wykonywana już była podziemna
piwnica o charakterze ziemianki, przeznaczana na
obszar magazynowy. Stanowią one większość obecnej
zabudowy Wszewilek. Niemal zawsze ich wnętrze składa
się z dwóch odrębnych mieszkań, ponieważ zwykle
z rodziną właściciela domu zamieszkiwali w nich także
rodzice właściciela (tj. jego ojciec i matka). Wszystkie
one były budowane już po czasach budowy kolei
żelaznej (czyli już po 1875 roku). W końcu budynki
obecnej, 5-tej generacji, to typowe brzydkie i nudne kostki
sześcienne potynkowane od zewnątrz. Budowane są one
zwykle z betonu lub pustaków, stąd wymagają otynkowania.
Zwykle wogóle nie mają one strychu, zaś ich dach
jest jednocześnie sufitem ich najwyższego piętra.
Częściowo lub całkowicie pod ziemią mają one już
"basement" a nie piwnice, czyli wyspecjalizowane
pomieszczenia identyczne do mieszkalnych, tyle
że zagłębione pod ziemię i używane jako garaże,
warsztaty, składy paliwa, pomieszczenia dla
generatorów i pieców centralnego ogrzewania, itp.
Niemal zawsze zamieszkuje je tylko jedna rodzina
ich właścicieli. Stąd ich pomieszczenia zaczynają
dzielić się (i specjalizować) zależnie od wypełnianej funkcji
na kuchnie, jadalnie, salony, sypialnie (zwykle odrębne
dla każdego członka rodziny), pralnie, gabinety, biblioteki,
itp. Wszewilki obecnie mają ich już sporo, zaś ich liczba
wzrasta. Wiem, że poza Polską wykształtowała się już
kolejna, 6-ta generacja wiejskich budynków mieszkalnych.
Interesujące, że coraz częściej zamieszkiwana jest ona
przez pojedynczych ludzi żyjących w nich samotnie - podobnie
jak było to z domami 1-szej generacji (domostwa ludzkie jakby
powróciły więc do swego punktu startowego). Pomału przyjmuje
się ona i w Polsce, tyle że nie doszła jeszcze do Wszewilek.
Jej budynki to małe i zupełnie niezależne od reszty świata
"pałacyki" o dużej i wysoce wyspecjalizowanej przestrzeni
mieszkalnej, o doskonałym zabezpieczeniu przed nieproszonymi
intruzami (faktycznie są to niemal "niezdobyte" twierdze z
alarmami, kamerami telewizyjnymi, zdalnie zatrzaskiwanymi
drzwiami, pancernymi szybami, ukrytymi przejściami,
własnymi schronami przeciw-atomowymi, itp.), o doskonałym
połączeniu z resztą świata (szybki internet, telekonferecja,
optyczne telefony, itp.), o zdolności do "samowystarczalności"
(tj. do zupełnie niezakłóconego funkcjonowania w przypadku
odcięcia ich od dostaw prądu, gazu, wody, paliwa, żywności,
itp.), oraz o ogromnie ozdobnych i skomplikowanych formach
zewnętrznych i wewnętrznych. Faktycznie, jeśli dobrze się
zastanowić, to domostwa owej 6-tej generacji w rzeczywistości
noszą wszelkie cechy statków kosmicznych, tyle że ciągle
nie są one w stanie ulecieć w przestrzeń. Czyli są one jakby
odpowiednikami ziemianek 1-wszej generacji w stosunku do
dzisiejszych domostw. Nietrudno więc przewidzieć, że
następną po nich, 7-mą generacją wiejskich domów
mieszkalnych będą "latające domy" zbudowane w formie
statku kosmicznego nazywanego
magnokraftem.
Owa siódma generacja domów zacznie być budowana
natychmiast po tym jak ludzkość opanuje budowę
urządzeń zwanych
komorami oscylacyjnymi
będących napędami dla magnokraftów. Podobnie też jak
domostwa drugiej generacji, początkowo domy 7-mej generacji
będą drogie, zaś latanie nimi i ich obsługa będą wymagały
umiejętności młodych ludzi. Dlatego w pierwszej fazie ich
istnienia ponownie zapewne zamieszkiwały w nich będą
całe grupy spokrewnionych rodzin, a więc dziadkowie,
rodzice, oraz rodziny ich dzieci. Sytuacja ta zmieni się
jednak kiedy magnokrafty potanieją bowiem opracowana
zostanie ich wersja telekinetyczna (tj. samonapełniająca
się energią), a stąd powstanie także i kolejna już, bo
8-ma generacja "latających domów". Staną
się one przyszłościowymi odpowiednikami domostw
wiejskich 3-ciej generacji. Itd., itp. - w kółko Macieju.
Rozwój domostw będzie więc zataczał coraz wyżej
wznoszące się spirale, podobnie jak tzw. "Prawo
Cykliczności" omawiane w rozdziale B z tomu 2
monografii
[1/4]
definiuje spiralny postęp w rozwoju ludzkich napędów.
(Owo "Prawo Cykliczności" jest to rodzaj jakby "Tablicy
Mendelejewa", tyle że zamiast dla pierwiastków
chemicznych jego działanie rozciąga się dla urządzeń
technicznych budowanych przez ludzi. Dlatego
wyjaśnione powyżej powtarzalne cykle jakie daje
się odnotować w rozwoju domostw wiejskich, faktycznie
wynikają z działania owego "Prawa Cykliczności".)
#7.4.
Poznanie historii i niezwykłości Wszewilek:
Niewiele istnieje obecnie wsi w Polsce, których
historia byłaby tak interesująca jak historia
Wszewilek, a jednocześnie znana dla aż
tak długiego przedziału czasu około 1000 lat.
Dlatego warto poznać historię Wszewilek,
oglądając na miejscu obiekty które historię
tą ilustrują.
#8. Nieoficjalne "szlaki wędrowne" wsi Wszewilki, wzdłuż których można dokonywać zwiedzania tej niezwykłej wsi i jej okolic:
Oczywiście, nikt na Wszewilkach ani w ich
okolicach nie zadbał aby pooznaczać
jakiekolwiek szlaki wędrowne które
dopomogłyby w zwiedzaniu tej miejscowości
i w poznaniu jej niezwykłej historii. Dlatego ja
wytyczyłem własne takie nieoficjalne szlaki,
poczym opisałem je na odrębnej stronie
internetowej o nazwie
Wszewilki-Milicz,
a także opisałem w niniejszym punkcie tej
strony. Ponieważ faktycznie szlaki te nie
są przez nikogo pooznakowywane,
podczas ich opisów będę wyjaśniał jak je
samemu należy sobie wytyczać podczas
ich przechodzenia. Ponieważ w moich
wyjaśnieniach posługiwał się będę kierunkami
geograficznymi, wędrującym po tych nieoficjalnych
szlakach znacznie ułatwiłoby znajdowanie
właściwej drogi gdyby nosili oni ze sobą mały
kompas (plus, oczywiście, wydruk z niniejszej
strony internetowej, a także ze strony związanej
tematycznie z danym szlakiem, np, strony
Wszewilki,
lub strony
Milicz).
Kompas wskazywałby im lepiej drogę podczas
ich wędrówki i zwiedzania historycznych miejsc
Wszewilek (i okolic tej wioski) na bazie
podanych poniżej informacji. Z kolei wydruk
z niniejszej strony pozwalałby im utrzymać się
na danym szlaku, oraz zwracać uwagę na co
bardziej interesujące aspekty tego co po
drodze mijają.
#8.1.
Nieoficjalny "szlak bursztynowy" wiodący ze
stacji kolejowej w Miliczu do obecnego
boiska sportowego Wszewilek (a dawnego
obszaru obozowiskowego):
Ów szlak jest jedynie długi na około 1.5 km.
Wolnym krokiem można go więc przejść
w przeciągu około 1.5 godziny. Przejście nim
i oglądnięcie sobie jego ciekawostek i
historycznie interesujących miejsc jest więc
wprost idealnym rozwiązaniem kiedy ktoś
zamierza przybyć do Wszewilek pociągiem
w czasie dnia. (Lub zamierza odjechać z
Wszewilek dniem również pociągiem -
wówczas też powinien przejść ten sam szlak,
tyle że "tyłem do przodu", czyli zaczynając
od końcowego z podanych poniżej opisów
a kończąc na pierwszym z tych opisów.)
Niektóre fragmenty owego szlaku daje się
także zwiedzać z samochodu. Przykładowo,
od dworca kolejowego w Miliczu (a także
od milickich łazienek) do niedawna dawało
się samochodem dojechać aż do lewego brzegu
tamy na Baryczy - patrz 6 poniżej. Z kolei od
Wszewilek daje się nim dojechać aż do brzegu
najnowszego stawu rybnego przy Wszewilkach
(tj. do jakiś 300 metrów od tamy na Baryczy
- patrz 7 poniżej). Ponieważ jednak szlak ten
wiedzie po wertepach, trzeba go pokonywać
przy dobrej widoczności. Jego przebieg
pokrywa się z grubsza początkowo
z przebiegiem niemal 1000-letniej
drogi z Duchowa do Wszewilek, potem
zaś z równie starym odcinkiem gałęzi
historycznego "Bursztynowego Szlaku" -
czyli prastarej drogi wiodącej najpierw
z Milicza do Wszewilek przez most przy
starym młynie wodnym Wszewilek, potem
zaś wiodącej przez Pomorsko do Gniezna
i dalej do Gdańska. Pomocnym przy
wędrówce opisywanym tutaj szlakiem
byłby wydruk strony internetowej
Wszewilki.
Oto poszczególne odcinki owego szlaku:
1.
Śpichlerze Milicza. Wszyscy ci którzy
przybywają do Milicza koleją, zwykle klną na
położenie milickiej stacji kolejowej. Jest ona
bowiem oddalona o około 2 km od centrum
miasta. Ponadto nie posiada żadnej komunikacji
miejskiej z owym centrum. Bardzo jednak mało
ludzi wie, że takie położenie milickiego dworca
kolejowego zostało uwarunkowane historycznie.
Na niewielkim bowiem wzgórzu na którym obecnie
mieści się milicki dworzec kolejowy, już jakieś
1000 lat temu mieściły się stare śpichlerze
Milicza. Potem w miarę upływu czasu, śpichlerze
te obrosły w cały szereg innych składów, tartaków
i warsztatów, tworząc niejako "przemysłową dzielnicę
Milicza". Dlatego kiedy w 1875 roku budowano
kolej przez Milicz, jej dworzec zaplanowano właśnie
w miejscu owych odwiecznych śpichlerzy. Oficjalną
wymówką było, że takie jego położenie przybliży
kolej do miejscowych wytwórni - czyli tam gdzie
jej najbardziej potrzebowano. Nieoficjalnym zaś
powodem było, aby zniszczyć owe prastare
śpichlerze oraz wszelkie ślady ich istnienia.
Podczas też budowy milickiego dworca kolejowego,
śpichlerze te dokumentenie wyburzono. Teraz
nie pozostało po nich nawet śladu. Kiedy jednak
wyjdzie się z budynku dworca w Miliczu (pamiętając
aby wcześniej odpisać sobie z rozkładu jazdy
widocznego na ścianie owego dworca godziny
odjazdów pociągów powrotnych do naszego domu),
wchodzi się na rodzaj jakby dziedzińca. Jest to
właśnie dziedziniec wokół którego od kilkuset
lat stały owe milickie śpichlerze. Najważniejszy z
nich stał po prawej (północnej) stronie owego
dziedzińca - patrząc od wyjścia z dworca. Z
tyłu za nim istniała duża przystań dla małych
milickich barek, którymi ziarno dowożone było
do niego, a potem odwożone do młyna wodnego
na Baryczy, za pomocą żeglownej kiedyś
odnogi Młynówki - która to odnoga w dawnych
czasach docierała aż do owych śpichlerzy.
2.
Przystań dla barek pod starym milickim śpichlerzem.
Jeszcze do niedawna, z północnej strony wzgórza
z dzisiejszym milickim dworcem kolejowym oraz
wybrukowanym dziedzińcem owego dworca (dawniej
zaś wzgórza na którym znajdowały się śpichlerze
Milicza), znajdował się spory jakby staw. Kiedyś do stawu
owego wiodła żeglowna odnoga Młynówki. (Odnogę
tą w kilku odcinkach zasypano później nasypem kolejowym
podczas budowy obecnej linii kolejowej. Niemniej ciągle
do dzisiaj w wielu miejscach widoczne są jej fragmenty.
Ponadto drugi most w nasypie kolejowym licząc od stacji
kolejowej Milicza, czyli jeden most kolejowy przed mostem
nad samą Młynówką, oryginalnie był właśnie mostem przez
ową żeglowną odnogę Młynówki.) Odnogą tą barki ze
zbożem docierały aż do głównego śpichlerza Milicza.
Obecnie miejsce gdzie pod byłym głównym
śpichlerzem Milicza mieściła się końcowa przystań
dla barek, można zobaczyć wychodząc ze stacji
kolejowej Milicza i początkowo idąc drogą do Milicza
w dół ku zachodowi, a po jakichś 50 metrach skręcając
na pierwszym skrzyżowaniu w pierwszą (prawą) szosę
wiodącą ku wschodowi. Owa szosa, zanim wejdzie
pod most pod torami kolejowymi, przechodzi właśnie
naprzeciwko owej historycznej przystani dla barek spod
prastarych milickich śpichlerzy. Resztki tej przystani
widać po południowej stronie jakby stawu, który
kiedyś okrążała owa droga.
3.
Odcinek prastarej drogi z Duchowa do Wszewilek,
oraz żeglowna odnoga Młynówki wzdłuż której
droga ta kiedyś przebiegała. Aby wejść na
ową starodawną drogę, niemal natychmiast
po odejściu od budynku dworca w Miliczu i po
pomaszerowaniu w kierunku zachodnim ową szosą
wokół dawnej przystani dla barek (tj. drogą która łukiem
zakręca od budynku dworca najpierw ku zachodowi,
potem ku północy, a w końcu ku wschodowi),
przejść trzeba pod mostem w nasypie torów
kolejowych tuż przed dworcem. Po przejściu
pod tym mostem czytelnik znajdzie się po
wschodniej stronie torów (budynek dworca i
wyjście z niego znajduje się po zachodniej stronie
owych torów). Odnotuj, że niniejszy opis jest długi,
jednak faktyczne odległości są tam niewielkie - np.
odległości od dworca do owego mostu pod torami,
drogą okrężną wokół dawnej przystani barek, wynosi
zeledwie jakieś 150 metrów. Dalej jakieś 200 metrów
od owego mostu pod nasypem kolejowym, a także
jakieś 200 metrów w linii prostej od budynku
dworca w Miliczu), od owej głównej drogi
przebiegającej tam w kierunku na wschód przez
wieś Sławoszewice, odbiegało będzie w lewo drugie
z kolei odgałęzienie, a raczej druga mała uliczka
boczna Sławoszewic. Jest ono skierowane ku
północy (tj. skierowane niemal równolegle do
torów kolejowych). Można je łatwo rozpoznać,
bowiem na samym początku ma ono jakby
zawijas (tj. nie zaczyna się prosto). Odgałęzienie
to jest drugą uliczką boczną odbiegająco w lewo
od owej drogi głównej przez Sławoszewice
(poprzedzająca je, pierwsza uliczka boczna,
jest tylko krótką ślepą uliczką kończącą się
tuż przy nasypie kolejowym). Ta druga uliczka
(odgałęzienie) w lewo jest właśnie fragmentem
(a dla nas początkiem) owej starodawnej drogi
z Duchowa do Wszewilek. Trzeba w nią skręcić,
poczym nią podążąć (z małymi zygzakami)
przez jakieś 500 metrów, aż się nią przejdzie
przez mostek na drugą stronę (północną)
"Młynówki". Zdążając tą drogą do mostu na
Młynówce warto się uważnie rozglądać dookoła.
Wszakże po jej lewej (zachodniej) stronie
owej drogi, co jakiś czas da się zobaczyć
fragmenty byłego kanału żeglownego dla barek,
który łączył przystań pod śpichlerzami Milicza
(opisaną powyżej w 2) z Młynówką, a dalej z
Miliczem i z prastarym młynem wodnym na Baryczy.
W dawnych czasach po kanale tym flisacy spławiali
zboże do i ze śpichlerzy Milicza, w małych
jednosobowych barkach z płaskim dnem
opisanych poniżej.
4.
Młynówka, czyli najstarsza milicka arteria transportowa,
oraz jej unikalne barki flisackie.
Nazwa "Młynówka" przyporządkowana jest w Miliczu
do sztucznego koryta rzeki Baryczy, wykopanego
około 1000 lat temu. Korytem tym woda z "wysokiej"
części stawu starego młyna wodnego na Baryczy
doprowadzana była do fos obronnych miasta Milicza.
Ponadto Młynówka była najważniejsza arterią
transportową dawnego Milicza. Kursowały po niej
niewielkie barki, których kształt i wygląd były unikalne
dla Milicza (w żadnym innym miejscu na świecie nie
widziałem barek ani łodzi w dokładnie takim kształcie
jak te z Milicza). Barki te miały płaskie dno, były około
1.5 metra szerokie i około 3 metry długie, oraz miały
bardzo śmieszny, zaokrąglony dziób i ogon - każdy z
nich w kształcie półkola. Tak samo łatwo pływały więc
do przodu i do tyłu. Kiedy chodziłem do pierwszej klasy
szkoły podstawowej (nr. 1 w Miliczu) cała flotylla tych
barek gniła sobie zapomniana przez wszystkich w okolicach
dzisiejszych Łazienek Milicza. Były one napędzane
tyczką przez jednego flisaka, zaś każda barka bez
trudu była w stanie uwieźć ładunek około 300 kg po
wodzie głębokiej zaledwie po kostki. Otóż przekraczając
ów most przez młynówkę, warto sobie popatrzeć na
jej koryto. Istotne kiedyś w owej Młynówce było, że na
całej szerokości jej koryta i długości jej spływu utrzymywano
kiedyś dokładnie tą samą głębokość jej wody. To zaś
świadczy o wysokim kunszcie inżynierskim i znajmości
hudrauliki u dawnych mieszkańców Milicza. Takie
równiutkie jak stół, płaskie, czyste, piaszczyste dno
i strome pionowe brzegi, młynówka ciągle miała w
czasach mojej młodości. Niestety do dzisiaj, z powodu
jej zaniedbania przez ludzi, ta dawna żeglugowa
arteria Milicza z czasem uległa rozmyciu i zamuleniu.
Patrząc na ten niby niepozorny, sztucznie
wykopany kanał, warto sobie uświadomić, że przez
pierwsze około 500 lat istnienia Milicza był on
najważniejszą arterią transportową owego miasta.
Faktycznie to większość żywności, drewna, surowców,
wyrobów rzemiosła, oraz materiałów budowlanych
potrzebnych wówczas Miliczowi, było transportowane
do niego w owych miniaturowych barkach właśnie
poprzez koryto Młynówki i innych kanałów z Młynówką
połączonych. Drogi bite, po których podążały
zaprzęgi końskie, były jedynie kosztownym uzupełnieniem
owych barek. Dlatego zaprzęgi końskie używano
tylko w pilnej potrzebie, lub tam gdzie barkami nie
dawało się dopłynąć. Zresztą, jeśli przyglądnąć się
przebiegowi najważniejszych dróg Milicza, np. owej
drogi zaopatrzeniowej wiodącej ze śpichlerzy Milicza
znajdujących się w miejscu obecnego milickiego dworca
kolejowego, do centrum Milicza (po szczegóły patrz
opisy z 1 powyżej), wówczas się okazuje, że owe
drogi bite na początku budowane były właśnie wzdłuż
kanałów dla owych barek - w tym wypadku wzdłuż
koryta Młynówki. Po dokładnym oglądnięciu sobie
owej Młynówki można ruszyć w dalszą drogę.
5.
Fragment "Bursztynowego Szlaku" wiodący od Milicza
do starego młyna wodnego na Baryczy. Tuż za
mostem na Młynówce owa droga z Duchowa łączy się
na kształt litery "T" z równie starą drogą, która od około
1000 lat temu wiodła z miasta Milicza do starego młyna
wodnego na Baryczy, biegnąc właśnie wzdłuż koryta
Młynówki, potem zaś po przekroczeniu mostu
który kiedyś istniał za kołem wodnym owego
młyna, wiodła do wsi Wszewilki (przechodząc tuż
obok obecnego boiska sportowego Wszewilek, które
zapewne jest celem naszej pieszej wędrówki).
Owa prastara droga, kiedyś była fragmentem
jednej z gałęzi historycznego "Bursztynowego Szlaku".
(Więcej informacji o owym historycznym "Bursztynowym
Szlaku" zawarte jest na stronie o mieście
Miliczu.)
Skręcamy w prawą odnogę owej prastarej drogi
z Milicza do Wszewilek, czyli skręcamy w kierunku
na wschód (jakby oddalając się od nasypu torów
kolejowych). Jeśli przejdziemy tym pradawnym
odcinkiem drogi jakichś dalszych 400 metrów, dojdziemy
do tamy na Baryczy. Idąc ową drogą warto rozglądać
się uważnie dookoła. Jest to bowiem najmniej zniszczona
historyczna droga, z największą liczbą starych śladów
pozostałych do dzisiaj. W dawnych czasach właśnie
przy tej drodze stało kiedyś sporo zabudowań przymłynowych,
włączając w to rodzaj hotelu dla klientów młyna oraz
kilka składów na ziarmo i mąkę. Jeśli ktoś dokładnie
przyglądnie się poboczom owej drogi, ciągle i dzisiaj
powinien odnotować ślady po ich fundamentach
oraz po rampach i nabrzeżach jakie używały (sporo
ziarna i mąki spławiane było wówczas do i z Milicza
małymi jedno-osobowymi barkami z plaskim dnem
właśnie po owej młynówce). Miejsca w których kiedyś
stały budynki składów na ziarno i mąkę łatwo poznać
nawet obecnie, bowiem przy małym porciku jaki każdy
z nich kiedyś posiadał zawsze wykopywany był okrągły
staw, z korytem młynówki przebiegającym przez jego
środek. Staw ten był miejscem gdzie owe małe barki
mogły oczekiwać na swoją kolejkę do załadunku lub
rozładunku, a także gdzie barki te mogły się wyminąć
z barkami płynącymi do lub z młyna. Stawy te istnieją
tam do dzisiaj - chociaż ludzie już zapomnieli czemu
one kiedyś służyły. Po dojściu
do tamy przechodzimy na drugą (północną) stronę
rzeki Baryczy po chodniku biegnącym wzdłuż górnej
powierzchni owej tamy.
6.
Prastary młyn wodny na Baryczy oraz czakram
energetyczny Milicza. Po przejściu przez tamę
na północną (prawą) stronę rzeki Barycz, znajdujemy
się w bardzo szczególnym miejscu. W owym miejscu,
jedynie jakieś 100 metrów na północ od nas, znajdują się
szczątki prastarego młyna wodnego na Baryczy - niestety
od jakiegiś 1990-go roku są one zalane wodą uformowanego
tam wówczas nowego stawu rybnego. Tuż przy byłym
zlokalizowaniu owego młyna widoczne będzie
małe, sztucznie usypane wzgórze zarośnięte
drzewami i krzakami, które ciągle do dzisiaj
powinno być widoczne jak wyłania się ponad
powierzchnię nowego stawu. Na wzgórzu owym
kiedyś mieścił się dom młynarza (sam młyn stał
znacznie niżej od owego domu). Tuż przy nim
zlokalizowany jest czakram energetyczny Milicza.
Podmuch potężnego strumienia naturalnej energii
"chi" jaka bucha z tego czakramu jest tak silny,
że nawet jeśli nie jesteśmy wcale czuli na naturalne
energie, jednak na chwilę przysiądziemy sobie
przy owej tamie na Baryczy i skupimy się na
własnych odczuciach, wówczas bez trudu go
odczujemy. Uderzenie owej energii "chi" będzie
tak silne, że nawet kiedy spędzimy siedząc przy
owej tamie jedynie z 15 minut, ciągle potem będziemy
czuli się wypoczęci, jacyś radośni, oraz wypełnieni
energią.
7.
Nowy staw rybny złośliwie zalewający szczątki starego
wszewilkowskiego młyna wodnego. Kiedy
spod tamy na Baryczy postanowimy ruszyć w dalszą
drogę, początkowo powinniśmy przejść z jakieś 50 metrów
ku zachodowi (tj. w kierunku nasypu torów kolejowych
dobrze widocznych z owego miejsca) idąc wzdłuż
wału przeciwpowodziowego Baryczy aż dojdziemy
do punktu gdzie kończy się ów staw rybny zalewający
były młyn wodny Wszewilek. Po dojściu poza krawędź
owego stawu, powinniśmy zejść w dół z wału Baryczy
i iść piechotą ku północy wzdłuż wału obrzeżającego
ów staw, aż dojdziemy do pierwszej starej drogi która
jakby wyłania się spod owego wału. Idąc obok tego
stawu warto mu się przyglądnąć. Istnieje on tam bowiem
dopiero od około roku 1990-go. Poprzednio były tam
suche łąki, po których m.in. ja biegałem i wypasałem
mamine krowy. Dopiero kiedy zaszła potrzeba aby
szybko zniszczyć pozostałości historycznego młyna
wodnego na Baryczy, około 1990-go roku jakiś
UFOnauta wymyślił aby zbudować właśnie ów staw
który zalał wszystko co ciągle tam istniało.
8.
Ponowne wejście na historyczny "Bursztynowy Szlak",
a ściślej na jego fragment który stanowił starą drogę
z Wszewilek do młyna wodnego na Baryczy.
Owa droga która wyłania się spod wału nowego
stawu rybnego zalewającego resztki po młynie wodnym
Baryczy, to właśnie "stara droga z Wszewilek do
młyna wodnego na Baryczy". W dawnych czasach
była ona fragmentem historycznego "Bursztynowego Szlaku",
ponieważ prowadziła do mostu na Baryczy a dalej
do Milicza. Należy nią podążać (niewielkimi zygzakami)
zawsze ku północy, aż doprowadzi ona nas do obecnego
boiska sportowego Wszewilek (w dawnych czasach był
to obszar gdzie obozowali kupcy i handlarze koni przybyli
na jarmarki do Wszewilek - po szczegóły patrz 1
w punkcie #8.2 tej strony). Idąc po tej drodze warto
się rozglądać za kwadratami położonymi tuż przy
owej drodze, w których porost trawy lub zboża
ma nieco odmienną intensywność i kolor niż
gdzie indziej. Miejsca te bowiem wyznaczają byłe
klepiska z lepianek wszewilkowskiej "bieda-wsi",
które rozlokowane były wzdłuż owej drogi aż Hitler
je polikwidował w końcowych latach 1930-tych
(klepiska te ciągle były doskonale zachowane
w czasach mojej młodości).
9.
Obozowisko we Wszewilkach, na którym w dawnych
czasach odbywały się jarmarki i zatrzymywali kupcy
oraz handlarze koni przybyli na owe jarmarki. "Bursztynowy
szlak" którym podążamy, zaprowadzi nas aż do punktu
w którym przecina się on z torami kolejowymi w miejscu
w jakim zupełnie już zaniknął nasyp kolejowy. W
owym miejscu, w końcowym trójkącie pomiędzy tą
drogą a torami kolejowymi, położone jest dzisiejsze
boisko sportowe Wszewilek. Jednak faktycznie
boiskiem jest ono tylko od jakiegoś czasu po drugiej
wojnie światowej. Jeszcze bowiem podczas drugiej
wojny światowej, a także przez krótki okres czasu zaraz
po wojnie, boisko sportowe było położone zupełnie
gdzie indziej. Mianowicie zlokalizowane ono było
wzdłuż krawędzi lasu pomiędzy ostatnim (w kierunku
wschodnim) budynkiem Wszewilek-Stawczyka
znajdującym się przy starej drodze tej wioseczki,
a ostatnim budynkiem znajdującym się przy (nowej)
szosie tej wioseczki (tj. boisko to znajdowało się
jakby z tyłu obejścia mieszkającej tam kiedyś rodziny
Chupało). Natomiast w miejscu gdzie dzisiaj
mieści się boisko sportowe Wszewilek, znajdował
się wówczas zupełnie nieużywany przez nikogo
plac. Plac ten jednak historycznie miał uzasadnienie,
bowiem to na nim kiedyś odbywały się jarmarki koni i
obozowali uczestnicy tych jarmarków. Ponadto aż
do czasów Hitlera, w południowo-wschodnim kącie
tego placu istniało kilka małych lepianek w jakich
mieszkali bezrolni parobcy ze wsi Wszewilki.
#8.2.
Nieoficjalny "szlak wokół byłego ryneczka Wszewilek" -
ilustrujący zniszczenia dokonane na historii dawnych Wszewilek:
Jest to okrężny szlak o długości około 1.5 km.
Przy wolnym zwiedzaniu można go całkowicie
i dokładnie pooglądać w przeciągu około
2 godzin czasu. Rozpoczyna się on na
obecnym boisku sportowym Wszewilek,
gdzie wędrujący tym szlakiem może
zaparkować i pozostawić swój samochód
lub namiot. Kończy się on również na
owym boisku sportowym Wszewilek,
albo też przy młynie elektrycznym (od młyna
jest tylko około 100 metrów do owego
boiska sportowego). Szlak ten ilustruje
co istotniejsze budynki publiczne Wszewilek,
które zostały zniszczone w trakcie budowy
kolei żelaznej w 1875 roku, zaś o których
istnieniu pamięć do dzisiaj całkowicie zaniknęła.
Tymczasem budynki te wyjaśniają istotną rolę
jaką kiedyś wieś Wszewilki wypełniała dla
miasta Milicza. Z kolei mechanizm użyty
do ich zniszczenia jest typowym dla skrytego
zaprzepaszczania wiedzy na temat prawdziwej
historii ludzkości. Pomocnym przy
wędrówce opisywanym tutaj szlakiem
i zwiedzaniu zawartych przy nim obiektów
byłby wydruk ze strony internetowej
Wszewilki.
Oto kolejne etapy wędrówki po tym szlaku:
1.
Tereny obozowania handlarzy i przejezdnych (obecne
boisko sportowe Wszewilek). Opisane tutaj zwiedzanie
historycznych Wszewilek i ich ciekawostek zaczniemy
od dzisiejszego boiska sportowego tej wsi. Gdyby ktoś mógł
przenieść się do dawnych czasów, wówczas by odnotował,
że owo obecne boisko sportowe Wszewilek, na którym ma
odbywać się główne obozowisko tego anonimowego Zlotu,
faktycznie było miejscem obozowania już od najdawniejszych
czasów. Szczególnie podczas słynnych jarmarków
końskich, do których kupcy zjeżdżali się do Wszewilek
nawet z sąsiednich krajów. W czasie trwania tych
jarmarków, kupcy i handlarze koni obozowali właśnie
na obszarze obecnego boiska sportowego Wszewilek,
a także na polu położonym po drugiej od boiska stronie
przebiegającej wzdłuż niego polnej drogi (wówczas droga
ta była ważną arterią komunikacyjną wiodącą najpierw
do młyna wodnego na Baryczy, potem przez most
przy owym młynie dalej do Milicza, z odgałęzieniem
do Duchowa - patrz też opis z 5 w punkcie #8.1,
oraz punkt #6.1 tej strony). Nawet obecnie, gdyby
ktoś posiadał "detektor metali", zapewne znalazłby
na owym boisku i otaczających go polach bardzo stare
monety, pozostałe po owych dawnych obozowiskach.
Podczas rozglądania się po owym boisku sportowym
warto zwrócić uwagę na dziwnie zakrzywiony przebieg
torów kolejowych które przy nim przebiegają. Zakrzywienie
obserwowane w terenie warto sobie porównać z przebiegiem
całej tej linii pokazanym na mapie lub na zdjęciu satelitarnym.
(Ową mapę lub zdjęcie można sobie uprzednio wydrukować
z internetu na podstawie danych zawartych na stronie o wsi
Wszewilki.)
Łatwo też wówczas zauważyć, że owo zakrzywienie wcale
nie wynika z konieczności omijania jakichś przeszkód naturalnych - linia
kolejowa mogła wówczas bez trudności być poprowadzona na wschód
od Wszewilek. Jej takie właśnie zakrzywione ułożenie wynika
wyłącznie ze "spisku UFOnautów przeciwko historii Wszewilek",
opisanym na stronie o
Wszewilkach.
Tory kolejowe w 1875 roku zostały celowo zaprojektowane
tak złośliwie, aby mogły staranować miniaturowy ryneczek
Wszewilek, który kiedyś sąsiadował z terenem dzisiejszego
boiska.
2.
Szpichlerz Wszewilek. Zaraz po boisku warto
oglądnąć sobie ślady zniszczenia publicznego
śpichlerza Wszewilek. Wszewilki miały
kiedyś duży szpichlerz w którym trzymane były
zapasy zboża przeznaczonego dla Milicza.
Był on bardzo podobny do owych szpichlerzy
budowanych przez króla Kazimierza Wielkiego.
Szpichlerz Wszewilek stał przy starej "drodze
do młyna wodnego na Baryczy", która przebiega
wzdłuż boiska sportowego Wszewilek. Położony
on był tuż przy północnej części boiska, w miejscu
gdzie obecnie przy boisku tym znajduje się duży
dół w ziemi odgrodzony od boiska rzędem ponad
stuletnich brzóz (brzozy owe już tam rosły przed
1875 rokiem, kiedy ów szpichlerz jeszcze tam stał).
Właśnie przez środek owego szpichlerza przetaranowała
się linia kolejowa budowana w 1875 roku. Dlatego
właśnie ów dół jaki pozostał po jego usunięciu i
zużyciu na budowę nasypu kolejowego rozciąga
się także i na drugą stronę dzisiejszych torów kolejowych.
3.
Kościół i pierwszy cmentarz Wszewilek. Po
oglądnięciu dołu po spichlerzu Wszewilek, warto
przejść około 50 metrów ku północy wzdłuż
torów kolejowych, aby oglądnąć sobie ślady zniszczenia
kościółka i pierwszego cmentarza chrześcijańskiego
Wszewilek. Te zlokalizowane były tylko około 50
metrów na północ od dołu po byłym szpichlerzu
Wszewilek. Lokacja gdzie one się
znajdowały położona jest po lewej (zachodniej)
stronie torów kolejowych, w miejscu gdzie
dół przy torach jest najgłębszy. Dokładne położenie
kościoła można sobie określić, poprzez przedłużenie
poza tory kolejowe owej polnej drogi jaka przebiega
aż do torów przez środek pobliskich Wszewilek-Stawczyka.
Kościół stał tylko kilka metrów na południe od owej drogi,
ułożony do niej równolegle. Z kolei pierwszy katolicki
cmentarz Wszewilek rozciągał się wokół tego kościoła.
Wygląd i historia tego katolickiego kościoła z Wszewilek
opisane są na stronie o kościele
Św. Andrzeja Boboli
z Milicza. Kościółek z Wszewilek został rozebrany aż
do fundamentów, zaś jego gruzy, wraz z całą ziemią
z otoczającego go cmentarza, zużyte zostały do usypywania
nasypu kolejowego pomiędzy Wszewilkami i stacją
kolejową w Miliczu.
Aczkolwiek w chwili obecnej nie będzie zapewne
to widoczne, od drzwi wejściowych do byłego
wszewilkowskiego kościółka, aż do dębu na starosłowiańskim
cmentarzu Wszewilek (tym opisanym w 8 poniżej),
wiodła kiedyś (ku północy) prosta jak strzała, bardzo
stara droga. Pozostałości tej bardzo starej drogi
ciągle były dobrze widoczne w czasach mojej
młodości. Przy drodze tej rosło kilka starych
dębów, które w chwili obecnej miałyby co najmniej
300 lat. Jeden z dębów przy owej drodze
przetrwał do czasów mojej młodości (po
reszcie już wówczas pozostały jedynie pieńki).
Rósł on trochę przed krawędzią lasu jedynie
jakieś 40 metrów ku północy od byłych
drzwi wejściowych tego kościoła - być może
nawet że rośnie on tam do dzisiaj. Jest bardzo
intrygujące do jakich obrządków używana była
owa droga. Jeśli bowiem była to droga cmentarna
(dla transportowania nieboszczyków z kościoła
na cmentarz), wiek owych dębów by oznaczał,
że starosłowiański cmentarz Wszewilek był używany
już znacznie wcześniej niż powszechnie się to uważa.
Oglądając miejsce po byłym kościółku Wszewilek
zlokalizowane z lewej (zachodniej) strony torów
kolejowych, warto odnotować że podobne doły
jak te po owym kościółku znajdują się także na
pobliskim polu po prawej (wschodniej) stronie
tych torów. Owe doły po prawej niemal nie mają
żadnego historycznego znaczenia. Powstały one
bowiem w latach 1970-tych, kiedy ktoś przy władzy
nakazał aby stamtąd właśnie pobierać cały potrzebny
Miliczowi piasek. W rezultacie tego wybierania,
rzekomo zupełnie niewinnie powstały doły bardzo
podobne do tych złośliwie wykopanych dla usunięcia
kościółka. Wygląda to tak, jakby owa mroczna
moc która przez wszystkie owe lata prześladowała
Wszewilki, na dodatek do śladów owego prześladowania
postanowiła spowodować także podobne ślady
nie posiadające żadnego historycznego znaczenia.
Wszakże wówczas ci będący na jej usługach mogą
zasiewać konfuzję i niewiarę wykrzykując: "patrzcie,
ten dół powstał w zupełnie niewinny sposób - to zaś
dowodzi że wszystkie poprzednie doły mają tak samo
niewinne pochodzenie".
4.
Piekarnia Wszewilek. Idąc wzdłuż torów ku północy
o dalsze około 40 metrów, po prawej stronie torów znajdzie
się ogromny dół w Ziemi. Jest to dół po zniszczonej
piekarni Wszewilek. Wszewilki miały kiedyś dużą
piekarnię która zaopatrywała w pieczywo nie tylko swoich
mieszkańców, ale także pobliski Milicz. Piekarnia ta
stała wzdłuż polnej (oryginalnej) drogi przez Wszewilki-Stawczyk.
Pomiędzy nią a śpichlerzem Wszewilek w którym
trzymane były zapasy zboża i mąki, istniała krótka
prosta droga dowozowa. Droga ta przetrwała do
dzisiaj. Można ją ciągle zobaczyć, bo przebiega
ona tuż po prawej (wschodniej) stronie torów kolejowych,
w linii prostej łącząc dół po byłym śpichlerzu z dołem po piekarni.
(Odnotuj, że poza tym krókim odcinkiem drogi przy
torach, nigdzie indziej żadna droga nie przebiega
tuż przy owych torach.) Piekarnia Wszewilek, podobnie
jak każdy inny budynek publiczny tej wioski, została
rozebrana dokładnie w tym samym czasie co
spichlerz, kościół i karczma, czyli na króko przed
rokiem 1875. Jej pozostałości, wraz z ziemią na
której ona stała, zużyte zostały do budowy nasypu
kolejowego pomiędzy Wszewilkami a stacją w Miliczu.
Z wymazaniem owej piekarni z historii Wszewilek
moim zdaniem ścisły związek mają losy rodziny
która wkrótce po wojnie zamieszkała w
kwadratowym budynku istniejącym tuż przy szosie,
na północnej krawędzi dołu pozostałego po
zniszczeniu owej piekarni. Moim zdaniem rodzina
ta musiała coś wiedzieć na temat owej piekarni.
Niespodziewanie bowiem w sposób raczej krzywdzący
została ona usunięta (zapewne za skrytą interwencją
UFOnautów) ze swojego domu. Ja osobiście
posądzam, że prawdziwym powodem owego ich
usunięcia z zamieszkiwanego przez nich domu był fakt,
że z badań przyszłości UFOnauci nagle odkryli iż prawdziwa
historia tego miejsca już wkrótce będzie udostępniona
do publicznej wiadomości. Postanowili więc odesłać
w "siną dal" ostatnich świadków którzy mogliby
na miejscu potwierdzić, że historia ta jest prawdziwa.
5.
Oryginalna (stara) droga przez Wszewilki.
Po dojściu wzdłuż torów kolejowych do początka dołu
po piekarni, zobaczyć można polną drogę biegnącą
prostopadle do torów, która zaczyna się od torów,
poczym biegnie na wschód aż znika za horyzontem.
To właśnie przy tej drodze jakieś 500 metrów od torów
kolejowych, po jej prawej (południowej) stronie, stała
kiedyś Wszewilkowska osamotniona leśniczówka. W niej
zaś mieszkała samotna babcia-autochtonka. Niestety,
wkrótce po wojnie babcia ta została zamordowana przez
jedną z owych "band" rosyjskich maruderów, zaś jej
zwłoki spalone wraz z leśniczówką w której mieszkała -
tak jak to opisałem na stronie internetowej o wsi
Wszewilki.
Owa polna droga kończąca się na torach kolejowych,
jest fragmentem pozostałym po oryginalnej (starej)
drodze wschód-zachód przebiegającej przez Wszewilki.
Wiodła ona z Milicza do Godnowa i dalej do Sulmierzyc.
Istniała zanim zbudowano obecną szosę biegnącą
równolegle do niej, jednak nieco bardziej od niej na
północ. Droga ta daje dobre wyobrażenie jak kiedyś
wyglądały drogi w tej miejscowości i jak trudno wówczas
było się poruszać zaprzęgom konnym. Ponadto, jej
przedłużenie na zachód poza tory kolejowe wskazuje
dokładne miejsca gdzie kiedyś stały inne omawiane
tutaj budynki publiczne oraz oryginalne zabudowania
wsi Wszewilki. Wszakże zarówno kościółek Wszewilek,
jak i karczma owej wioski stały kiedyś właśnie przy
owej drodze.
6.
Stary budynek (3-ciej generacji) z Wszewilek-Stawczyka.
Jeśli podejdzie się jakieś 100 metrów ku wschodowi
wzdłuż owej starej (oryginalnej) polnej drogi przez
Wszewilki-Stawczyk, wówczas po jej prawej stronie
można zobaczyć bardzo interesujący ceglany budynek
wiejski (jeśli dotychczas nie został on zburzony). Można
go łatwo rozpoznać, bo w przeciwieństwie do innych
budynków wiejskich jest on znacznie niższy (jego
dach zaczyna się niemal na wysokości dorosłego
człowieka), ma on małe okienka, więcej niż jedne
drzwi wejściowe, zaś jego dach i strych jest nietypowo
spadzisty i zajmuje więcej niż połowę jego objętości
(wszystkie te jego atrybuty posiadają ścisłe uzasadnienia
funkcjonale, klimatyczne i technologiczne - uzasadnienia
te wymagają jednak zbyt wiele opisów aby je tutaj
wyjaśniać, chociaż część z nich omówiono w punkcie
#7.3 tej strony). Pod oknami tego bardzo starego budynku
zapewne do dzisiaj przetrwały pieńki po ponad
200-letnich kasztanach wyciętych jeszcze w latach
1970-tych. W czasach kiedy mieszkałem na
Wszewilkach budynek ten był zajmowany przez
rodzinę Zagórskich. (Jeśli nie zbudowano tam
ostatnio żadnego nowego domu, wówczas powinien
to być 4-tym domem po prawej stronie drogi licząc
od torów, po domu Dajczmanów, Bujakowej i Mazurów.)
Oglądany przez nas dom Zagórskich jest
"budynkiem wiejskim 3-ciej generacji" - zgodnie
z klasyfikacją zaprezentowaną w punkcie #7.3 tej strony.
Podczas jego oglądania warto więc dokładnie przyglądnąć
się jego atrybutom, szczególnie tym co do których widać
że nie zostały one zmodyfikowane w ostatnich latach.
Niedaleko od niego, bo zaledwie około 50 metrów
od omawianego tu budynku Zagórskich - tyle że po
przeciwnej stronie owej oryginalnej (polnej) drogi przez
Wszewilki-Stawczyk, aż do lat 60-tych stał także nawet
jeszcze starszy budynek, bo 2-giej generacji - według
tej samej klasyfikacji z punktu #7.3. Zamieszkiwany
był on przez babcię Sołtysową. Niestety, został rozebrany
w latach 1960-tych, tj. zaraz po śmierci zamieszkującej go
staruszki. Już po jego oglądnięciu budynku Zagóskich
warto również rzucić okiem na drugą stronę owej starej
drogi przez Wszewilki-Stawczyk, bowiem przy owej drodze,
wzdłuż krawędzi lasu, do wojny i przez kilka lat zaraz
po wojnie znajdowało się właśnie boisko sportowe Wszewilek.
7.
Karczma Wszewilek. Aby od budynku Zagórskich
dojść do miejsca po byłej karczmie Wszewilek, trzeba
cofnąć się ku wschodowi ową starą drogą przez
Wszewilki-Stawczyk, wejść na nową szosę Wszewilek,
oraz przejść tą szosą ku wschodowi o dalsze jakieś
100 metrów. (Przy okazji tego marszu warto również
rozglądać się dookoła siebie aby odnotować "dbałość"
jaką miejscowe władze wykazują wobec Wszewilek-Stawczyka,
np. w porównaniu do dbałości jaką te same władze
wykazują w stosunku do Wszewilek - które obie to wioski
kiedyś były przecież jedną i tą samą wsią. Aby
odnotować poziom owej "dbałości" miejscowych
władz, warto się rozglądnać za takimi rzeczami
jak przydrożny chodnik, wyasfaltowana nawierzchnia
drogi przez wioskę, hydranty wodociągów, obecność
kanalizacji, oznakowania ulic lub miejscowości,
znaki drogowe, itp.) Nasz marsz kończymy
naprzeciwko miejsca gdzie po prawej (północnej) stronie
szosy kończy się las. Po lewej stronie tej samej szosy
widnieje tam betonowy basen przeciw-pożarowy.
Basen ten postawiono na miejscu gdzie kiedyś stał
dom karczmarza. Dom ten zaraz po wojnie spalili
"bandyci" wraz z całą rodziną autochtonów która w
nim zamieszkiwała. Jego byłe miejsce jest więc
"miejscem o złej karmie" - być może dlatego basen
który na nim zbudowano bez przerwy trapiony był
najróżniejszymi problemami, np. wyciekała z niego
woda, ciągle był on wandalizowany przez chuliganów,
zapominany przez władze i stąd nie napełniany, itp.
Wzdłuż zachodniej krawędzi tego basenu przed
zbudowaniem kolei w 1975 roku przebiegała droga
"Bursztynowego Szlaku" wiodąca z Milicza i młyna
wodnego na Baryczy, do owego miejsca Wszewilek,
potem zaś do Pomorska i dalej do Gniezna i Gdańska.
Ponieważ była ona jedną z gałęzi historycznie ogromnie
istotnego "Bursztynowego Szlaku", po drodze tej bez przerwy
toczyły się liczne karawany kupieckie które przejeżdżały
właśnie tuż obok owego dzisiejszego basenu przeciw-pożarowego.
Dlatego po przeciwnej do owego basenu (tj. do domu karczmarza)
stronie owego szlaku, dokładnie na skrzyżowaniu
dwóch ówczesnych dróg, wybudowana była wszewilkowska
karczma. Karczma ta stała w miejscu bliskim do obecnej
szosy Wszewilek, w którym dzisiaj zaczyna się ów
ogromny dół po byłym ryneczku Wszewilek. Podobnie
jak wszystkie budynki publiczne Wszewilek, karczma
ta została rozebrana w czasach budowy kolei, zaś
jej pozostałości, wraz z ziemią wybraną spod jej
fundamentów, użyte zostały do budowy nasypu
kolejowego.
Kiedy już stoimy przy owym basenie przeciwpożarowym
(znaczy przy byłej lokacji domu karczmarza),
warto sprawdzić pole przylegające do niego od
wschodniej strony. Jakieś bowiem 30 metrów
na wschód od owego basenu, na polu tym powinien
stać albo gruby dąb jaki obecnie będzie liczył co
najmniej 300 lat, albo też istniał będzie pieniek
po owym dębie. Dąb ten jest bardzo interesujący.
Oryginalnie był on bowiem posadzony na poboczu
prastarej drogi którą wspominałem już w 3 powyżej.
Ta biegnąca dokładnie z południa ku północy i
prosta jak strzała droga wiodła od drzwi kościółka
Wszewilek aż do dębu ze środka wszewilkowskiego
cmentarza. Jeśli dokładnie przyglądniemy się
ziemi w pobliżu omawianego tu dębu, być może
nawet obecnie zobaczymy tam pozostałości
owej drogi. Pozostałości te być może dadzą też ciągle
się odnotować w miejscu gdzie droga ta przecina
szosę i zagłębia się w lesie. (W czasach mojej
młodości była ona dosyć dobrze widoczna, a
nawet ciągle istniały przy niej pieńki po wyciętych
starych dębach które kiedyś przy niej rosły.) Dęby
które przy drodze owej rosły pozwalają dedukować,
że cmentarz wszewilkowski używany był często
do jakichś rytuałów (np. do chowania zmarłych)
już dużo wcześniej niż 300 lat temu. Faktycznie
to być może że używano go w tym celu zaraz po
tym jak przy początku istnienia Wszewilek zapełnieniu
uległ miniaturowy cmentarzyk przy wszewilkowskim
kościele.
8.
Starosłowiański cmentarz Wszewilek niesłusznie
przez miejscowych nazywany "cmentarzem poniemieckim".
Od karczmy dochodzi się do niego ową polną "drogą
na Pomorsko" (tj. fragmentem jednego z odgałęzień
dawnego historycznego "Bursztynowego Szlaku")
która odbiega od szosy ku północy wzdłuż krawędzi
lasu, zaczynając się przy owej byłej lokacji wszewilkowskiej
karczmy. Cmentarz ten znajduje się po prawej (wschodniej)
stronie owej drogi, jakieś 400 metrów od szosy. Co
jest w nim warte obejrzenia, wyjaśnione to zostało
dokładniej na stronie o wsi
Wszewilki.
9.
"Nowy" młyn elektryczny Wszewilek. Aby go oglądnąć
należy od cmentarza cofnąć się z powrotem na szosę,
oraz przejść szosą jakieś 100 metrów ku zachodowi.
Młyn ten to piętrowy stary budynek z cegły, pierwszy
taki budynek po lewej (południowej) stronie (nowej)
szosy przez Wszewilki, licząc od dołu po byłej karczmie
Wszewilek. Jest on częścią większego kompleksu
zabudowań gospodarskich, które uformowane zostały
w rodzaj zamkniętej "twierdzy" obronnej, jakby w
przewidywaniu że mogą spotkać się z wrogością
swego otoczenia. Kiedyś młyn ten spowodował
popadnięcie w ruinę i zniszczenie starego młyna wodnego
na Baryczy. Obecnie on sam podobnie popada w ruinę
i niszczeje. (Jego losy są więc typowym przykładem działania
karmy.) Jego historia opisana została na stronie o wsi
Wszewilki.
10.
Co czynić dalej po owym szlaku okrężnym wokół ryneczka
Wszewilek. Po przewędrowaniu wokół ryneczka
Wszewilek czytelnik ma teraz dwie kolejne możliwości -
oczywiście jeśli nadal pragnie kontynuować swoje
zwiedzanie. Oto one:
10a.
Niemal 1000-letni młyn wodny na Baryczy oraz
czakram energetyczny Milicza. To co po owym
młynie wodnym pozostało, czytelnik zapewne już
oglądał idąc ze stacji kolejowej Milicza do boiska
sportowego na Wszewilkach, po prastarym "bursztynowym
szlaku" opisanym w punkcie #8.1 tej strony. Jeśli zaś
jeszcze sobie tego nie oglądnął, warto tam się wybrać idąc na południe
ową polną drogą która zaczyna się od "nowego" młyna
elektrycznego Wszewielk i przebiega właśnie wzdłuż
obecnego boiska Wszewilek (a byłego obszaru
obozowego tej wioski). Opis tej drogi, a także opis
tego co warto przy niej oglądać i doświadczyć, zawarty
jest w punkcie #8.1 tej strony - tyle że idąc po niej od
boiska lub młyna we Wszewilkach, opis ten trzeba
czytać "tyłem do przodu". Ponieważ droga ta jest
jednocześnie drogą z Wszewilek do stacji kolejowej
Milicza, być może jej oglądnięcie warto zostawić
sobie na sam koniec wizyty we Wszewilkach.
10b.
Ciekawostki miasta Milicza. Jeśli młyn wodny i
czakram energetyczny Milicza oglądnęło się już
podczas przyjazdu do Wszewilek, wówczas podczas
odjazdu z owej miejscowości NIE warto przechodzić
tej samej drogi i oglądać te same miejsca ponownie.
Zamiast więc w drogę powrotną też wyruszać pociągiem,
warto rozważyć powrót autobusem z dworca autobusowego
znajdującego się w samym Miliczu. W takim wypadku,
po zwiedzeniu pozostałości dawnego ryneczka Wszewilek -
tak jak to opisano w wytycznych podanych powyżej, warto
z Wszewilek wziąść sobie autobus do Milicza, lub przejść
do Milicza piechotą szlakiem opisanym poniżej w
punkcie #8.3 tej strony. (Od starodawnego ryneczku
Wszewilek, do centrum Milicza, jest jakieś 3 km
drogi idąc ku zachodowi chodnikiem wzdłuż szosy.)
Po dotarciu zaś do Milicza, warto zwiedzić sobie to
miasteczko wędrując po nim szlakiem okrężnym
opisanym poniżej w punkcie #8.4 tej strony, zaś
bazującym na opisach ze strony internetowej o mieście
Miliczu.
Przy okazji tego zwiedzania warto także wpaść do
jakiejś dużej restauracji Milicza, zamówić sobie danie
ze słynnego karpia milickiego, zaś czekając na jego
przygotowanie sporządzić mi raport z przydatności
owej restauracji jako miejsca na "bankiet Zjazdowy"
podczas zjazdu z dnia 7/7/7 (w raporcie tym prosiłbym
podać mi: (a) nazwę owej restauracji i jeśli się da
również jej adres emailowy, (b) swoją ocenę - w skali
0% do 100%, jak własnym zdaniem piszącego restauracja
ta nadaje się do zorganizowania w niej bankietu - np.
czy ma ona miejsce dla piosenkarzy i tancerzy, (c) ilość
miejsc siedzących na sali, oraz (d) swoją ocenę - też
w skali 0% do 100% jak doskonały był smak owego
dania z milickiego karpia).
* * *
Tyle byłoby historycznie najważniejszych
miejsc wartych oglądnięcia wokół dawnego
ryneczka Wszewilek. Oczywiście, jest tam
znacznie więcej takich miejsc, przykładowo
stare wodociągi opisane na stronie o wsi
Wszewilki.
Jednak te inne miejsca położone są relatywnie
daleko od byłego ryneczka Wszewilek
zniszczonego przez UFOnautów. Dlatego
nie będą one objęte zwiedzaniem przewidzianym
na czas Zjazdu
"Wszewilki-2007"
(czytelnik będzie jednak miał okazję je pozwiedzać
na własną rękę idąc do Milicza szlakiem
opisanym poniżej w punkcie #8.3 tej strony).
Teraz, kiedy na własne oczy pooglądałeś
czytelniku już dowody celowego zniszczenia historii,
jakie ciągle można zobaczyć we Wszewilkach,
zastanów się czy w dniu 8/7/7 (tj. w niedzielę,
8 lipca 2007 roku) nie byłbyś w stanie ochotniczo
podjąć się opisania jednego z owych miejsc
dla przyszłych odwiedzających Wszewilki.
Jeśli tak, to zgłoś się na ochotniczego przewodnika
dla czasu zwiedzania Wszewilek podczas
Zjazdu
"Wszewilki-2007".
Twoja funkcja polegałaby wówczas na tym,
że stałbyś przy jednym z owych miejsc, a
następnie objaśniał odsyłanym do ciebie
grupom zwiedzających, co według moich
folklorystycznych raportów bazujących na
opowieściach starych ludzi, w owym miejscu
najprawdopodobniej kiedyś się znajdowało,
jaki materiał dowodowy ciągle na to wskazuje,
oraz co z tym potem się stało.
#8.3.
Nieoficjalny szlak spacerowy przez Wszewilki,
pozwalający na ogólne zapoznanie się z tą wioską:
Długość tego szlaku wynosi około 3 km.
Przy wolnym kroku spacerowym jego
przejście piechotą może zająć nawet
około 2 godziny (przy szybkim marszu -
1 godzinę). Można go także przebyć w
samochodzie, jedynie zatrzymując się
we wskazanych poniżej miejscach.
Jego początek wyznaczono przy młynie
elektrycznym Wszewilek (czyli w miejscu
w którym kończy się szlak z punktu
#8.2 tej strony), zaś jego końcem
jest rynek w Miliczu (czyli miejsce od
którego można rozpocząć podążanie
szlakiem opisanym w punkcie #8.4
tej strony). Dlatego jego przejście
stanowi doskonałe rozwiązanie jeśli
ktoś np. właśnie zakończył zwiedzanie
Wszewilek i ma zamiar udać się do Milicza,
aby wrócić do swojego miejsca zamieszkania
autobusem. (Lub zamierza przybyć autobusem
najpierw do Milicza, potem przejść tym szlakiem
do Wszewilek, stamtąd zaś odjechać w dzień
pociągiem aby przejść także "szlak bursztynowy"
z punktu #8.1. W takim przypadku przybycia
najpierw do Milicza a dopiero potem do
Wszewilek, odwiedzający Wszewilki powinien
przejść poniższy szlak "tyłem do przodu",
czyli zaczynając od jego końcowego z podanych
poniżej opisów a kończąc na pierwszym z tych opisów.)
Pomocnym przy wędrówce opisywanym tutaj
szlakiem byłby wydruk stron internetowych
Wszewilki oraz
Milicz.
Oto poszczególne odcinki owego szlaku:
1.
Wymownie pozakręcany przebieg "nowej szosy"
przez Wszewilki oglądanej od młyna elektrycznego -
która to szosa mogła przecież być wytyczona prosto
jak strzała. Szokujące różnice pomiędzy Wszewilkami,
a Wszewilkami-Stawczykiem. Zanim wyruszymy
w zwiedzanie opisanego tutaj szlaku, najpierw dobrze
jest się przyglądąć drodze (do Milicza) przed nami,
oraz otoczeniu tej drogi, stojąc na owej drodze jakieś
50 metrów za wschód od młyna. Z owego bowiem
miejsca widoczne są zarówno całe zabudowania
młyna, jak i sporo drogi która nas czeka. Owo uważne
przyglądnięcie się drodze da nam wszakże dużo do
myślenia. Przykładowo, uświadomi nam ono że
prześladowania najbardziej historycznej części
dawnych Wszewilek, czyli obecnej wsi Wszewilki-Stawczyk,
wcale nie skończyły się do dzisiaj. Wyraźnie to widać,
jesli porówna się bałość jaką
UFOnauci-podmieńcy
dokumentują w stosunku do relatywnie "nowej"
części Wszewilek, w porównaniu do ich dbałości o
ową historycznie najważniejszą część zwaną Wszewilki-Stawczyk,
którą zwiedzaliśmy w ramach szlaku opisanego w
punkcie #8.2 powyżej. Przykładowo, chodnik dla
pieszych przez Wszewilki urywa się koło młyna. Kanalizację
doprowadzono tylko do młyna. Wodociągi wprawdzie
dochodzą do obecnego boiska sportowego (wszakże
boisko to jest miejscem publicznym), jednak
nie jestem pewien czy je otrzymały budynki przy
starej drodze przez Wszewilki-Stawczyk.
Nawierzchnia drogi jest ładnie wybrukowana
tylko w "nowych" Wszewilkach, jednak żenująco
piaszczysta, pełna wybojów i wymownie zaniedbana
na ciągle polnych drogach przez
historycznie istotne Wszewilki-Stawczyk. Itd., itp.
Kolejną zagadkę jaką odnotujemy po uważnym
przyglądnięciu się od młyna owej drodze do Milicza,
to jej dziwnie powykręcany przebieg. Droga ta była
wszakże wytyczana od zera w 1875 roku. Tu gdzie
obecnie ona przebiega były wówczas gołe pola.
Mogła więc być wytyczona prosto jak strzała. Tak
też prosto jak strzała wytyczyłby ją zapewne każdy
z nas. Jednak w rzeczywistości skręca się ona na
kształt litery S. Oczywiście, musiał ku temu być jakiś
powód. Jak się okazuje, powodem tym jest, że już
po wstępnym jej wytyczeniu ktoś zmusił geodetów żeby
tak ją zmodyfikować aby ominęła ona miniaturowy
ryneczek Wszewilek (który oglądaliśmy w ramach
punktu #8.2 powyżej). Ktoś wyraźnie więc
zadecydował już po jej pierwszym wytyczeniu,
że musi ona omijć ów były miniaturowy ryneczek
historycznych Wszewilek-Stawczyka, tak aby
ryneczek ów mógł zostać dokumentnie zniszczony
(wykopany wraz z fundamentami) razem z
historycznymi budynkami które przy nim stały.
Wszakże gdyby wytyczono ją prosto jak strzała,
owo zniszczenie ryneczka stałoby się niemożliwe
bo zniszczona wówczas by także być musiała
i owa nowo-wytyczona droga. Pozawijany przebieg
owej "nowej" drogi przez Wszewilki jest więc dowodem,
że ktoś celowo zadbał aby chwalebna i moralna
przeszłość wolnej wsi Wszewilki nie przertwała
do dzisiejszych czasów - tak jak to opisane zostało
w punkcie #5 strony internetowej o wsi
Wszewilki,
omawiającym "spisek przeciwko Wszewilkom".
2.
Domostwa wokół Młyna: dom-twierdza właściciela
młyna, kolejny dom autochtona z naprzeciwka młyna
spalony po wojnie wraz z jego mieszkańcami, oraz dom
Walohy (ostatniego wszewilkowskiego autochtona,
który podobnie jak wszyscy poprzedni autochtoni najwyraźniej
również został tajemniczo zamordowany w kilka lat po wojnie).
Po uważnym oglądnięciu szosy do Milicza która rozciąga
się przed nami, możemy przystąpić do oglądania
ciekawostek jakie nas otaczają. Jedną z nich są
zabudowania gospodarskie, których częścią jest
właśnie ów elektyczny młyn Wszewilek. Nie wiem
czy ciągle będzie to widoczne do dzisiaj, jednak
oryginalnie zabudowania te były uformowane w
rodzaj wiejskiej "twierdzy". Faktycznie były one
unikatem nie tylko we Wszewilkach, ale również
i w całej okolicy. Ich zabudowa była bowiem tak
zaprojektowana, że poszczególne połączone ze
sobą zabudowania owego gospodarstwa formowały
po zewnętrznej stronie rodzaj jednolitego, bezokiennego
muru, który był niemożliwy do sforsowania - gdyby
ktoś zechciał wedrzeć się do wnętrza owej twierdzy.
Nawet brama do owych zabudowań, znajdująca się
tuż przy młynie, była solidna, pełna, oraz zamknięta
od góry - tak jak brama do dowolnej średniowiecznej
twierdzy. Takie zaprojektowanie owych zabudowań
oznacza, że od pierwszej chwili ich właściciele zdawali
sobie sprawę, że przybyli oni do Wszewilek aby
zaprowadzić "nowy porządek", oraz że z góry spodziewali
się oni oporu, a nawet buntu, miejscowych. Dlatego na
wszelki wypadek zbudowali dla siebie "twierdzę".
Faktycznie też młyn ów zniszczył swoim położeniem
i konkurencyjnością odwieczny młyn wodny na Baryczy.
Z kolei piekarnia która była usytuowana w domu
właścicieli owego młyna, wykorzytywała ekonomiczną
pustkę pozostałą po zniszczeniu przez ówczesne
"władze" starej piekarni Wszewilek - miejsce po której
oglądaliśmy w 4 z punktu #8.2 tej strony.
Po oglądnięciu sobie "twierdzy" zabudowań właścicieli
młyna, oglądnąć warto też miejsce po przeciwnej
do młyna stronie szosy. Zdaje się że obecnie stoi
tam już czyjś nowy dom mieszkalny (5-tej generacji). Jednak
w czasach kiedy ja ciągle mieszkałem we Wszewilkach,
w miejscu tym widniały jedynie ruiny po domu kolejnego
autochtona Wszewilek, który został zamordowany i spalony
wraz ze swoim domem w okresie bezprawia jakie
zapanowało zaraz po drugiej wojnie światowej. Ciekawe
że po przeciwstawnej stronie szosy do spalonego domu
owego autochtona, znajdowało się gospodarstwo Walohy,
który był ostatnim autochtonem jaki ostał się we
Wszewilkach - jednak jaki także najprawdopodobniej został
zamordowany dopiero w kilka lat po wojnie (gospodarstwo
Walohy jest następnym gospodarstwem przylegającym
do zabudowań właścicieli młyna).
3.
Kolejny ogromnie już rzadki dom mieszkalny
3-ciej generacji na Wszewilkach.
Po oglądnięciu sobie okolic owego młyna elektrycznego
Wszewilek, ruszamy owym pięknym chodnikiem
wzdłuż szosy nowych Wszewilek. Wędrujemy ku
zachodowi w kierunku Milicza. Po drodze przyglądamy
się budynkom gospodarskim które mijamy. Większość
owych bydynków będzie pedantycznie murowana z
czerwonej cegły, przyjmując formę zabudowań 4-tej
generacji - zgodnie z klasyfikacją omówioną w 6 z punktu
#8.2 tej strony. Jednak około szósty budynek z cegły jaki
po młynie miniemy po prawej (północnej) stronie drogi
którą idziemy, powinien być jednym z owych ogromnie
już rzadkich we Wszewilkach budynków 3-ciej generacji
(jeśli zdołał on przetrwać do dzisiaj). Poznamy go po
bardzo niskich murach, małych okienkach, więcej niż
jednych drzwiach wejściowych (kiedyś w budynkach
takich mieszkały wszakże razem aż trzy generacje
formujące jedną rodzinę - stąd zawsze było w nich aż
kilka odrębnych mieszkań, każde zaś mieszkanie miało
własne drzwi wejściowe), oraz nieproporcjonalnie wysokim
dachu (ciągle wzorowanym na dachach budynków
2-giej generacji w oryginalnym stylu Wszewilek).
4.
"Feralny obszar", czyli miejsca gdzie została zastrzelona
kolejna autochtonka, oraz gdzie jeszcze jedna rodzina
wszewilkowskich autochtonów została zamordowana i
spalona wraz z ich domem.
Po oglądnięciu owego domu mieszkalnego 3-ciej generacji
(jeśli ciągle tam stoi) wędrujemy dalej w kierunku Milicza (tj. ku
zachodowi). Jakieś dalsze 3 stare domostwa, także po
tej samej północnej (naszej prawej) stronie ulicy, natkniemy
się albo na wyrwę w zabudowaniach, albo na nowy dom (5-tej generacji)
zbudowany w miejscu takiej byłej wyrwy. Wyrwa owa powstała
w miejscu gdzie kolejny dom wszewilkowskiego autochtona
został zaraz po przejściu frontu puszczony z dymem wraz
w ciałami zamordowanych w nim autochtonów. W sumie
jest to więc czwarty dom który padł ofiarą rzekomego
okresu bezprawia i rabunków, jaki to okres zapanował zaraz
po przejściu frontu. Rzeczą, która jednak szokuje mnie osobiście
w owym rzekomo chaotycznym mordowaniu i puszczaniu
z dymym na powojennych Wszewilkach, jest że ich ofiarami
zawsze padali autochtoni, czyli ludzie którzy pamiętali historię
tej wioski. Wyglądało więc na to, że w owym niby chaosie istniała
reguła. Stwierdzała ona "wymordowuj wszystkich autochtonów"
którzy znają przeszłość i historię tego miejsca. Z kolei dzięki
wymordowaniu owych autochtonów zniszczona została
historia Wszewilek, a jak ja wierzę - także i Milicza. Kolejną
ciekawostką która w owym miejscu mi rzucała się w
oczy, to że istniało tam kiedyś coś w rodzaju "feralnego
obszaru" (miejmy nadzieję że do dzisiaj niszczycielskie
energie tego obszaru zostały już zneutralizowane).
Przykładowo, po przeciwnej stronie szosy od owego spalonego
domu, mieszkała kiedyś owa autochtonka która została
zastrzelona przez rosyjskiego snajpera w momencie
bitwy o Milicz.
Pamiętam także, że ja sam miałem kiedyś właśnie w
owym obszarze dosyć paskudny wypadek rowerowy.
Ja osobiście wierzę, że takie "feralne obszary" mają coś
wspólnego z energiami zakłócającymi ziemskie pole grawitacyjne.
Przykładowo, w Nowej Zelandii w miejscu gdzie ktoś umiera
w wypadku drogowym, stawia się potem biały krzyż na poboczu drogi.
Jeśli zaś przeanalizować zgrupowania takich białych krzyży
spotykane co jakiś czas na pustej i prostej jak strzała drodze,
wówczas zawsze się okazuje, że pod nimi przebiega jakiś
podziemny "fault" generujący energię zakłócającą ziemskie
pole grawitacyjne. (W górzystej Nowej Zelandii jest łatwiej
niż w płaskiej Polsce wypatrzyć położenie podziemnych
"fault'ów - po więcej informacji na temat owych nowozelandzkich
"białych krzyży" i ich związku z grawitacją ziemską patrz
podrozdział I4.4 z tomu 5 monografii
[1/4].)
Ciekawe, że dom mojej babci położony był kiedyś właśnie
na jednym z takich "feralnych obszarów". Z opowiadań
rodzinnych pamiętam też, że ciągle albo w samym
owym domu mojej babci, albo tuż przy nim, miejsce
miały najróżniejsze nieszczęścia.
5.
Wszewilkowska szkoła oraz miejsce gdzie nowa szosa
oddzielona została od starej drogi, dzieląc Wszewilki na
starszą i nowszą połówkę. Kiedy przejdziemy jakieś
100 metrów ku zachodowi od ostatnio oglądanego
"feralnego obszaru", wówczas również po prawej
(północnej) stronie szosy ujrzymy budynek wszewilkowskiej
szkoły, czy tego co po szkole tej pozostało do dzisiaj.
Szkoła ta jest tą samą szkołą do której ja uczęszczałem
w roku szkolnym 1955/1956. Faktycznie jest ona centralnie
położonym budynkiem Wszewilek, oraz prawdopodobnie
jedynym budynkiem zaprojektowanym jako szkoła.
Nie wiem jednak czy funkcję szkoły spełnia ona i dzisiaj.
Od punktu naprzeciwko owej szkoły warto się rozglądnąć
w obu kierunkach szosy którą podążamy. Począwszy
bowiem od tego miejsca, dalszy przebieg szosy którą
wędrujemy (aż do "ogródka krasnoludków" opisanego
w 5 poniżej) pokrywa się dokładnie z jej przebiegiem
jeszcze przed budową kolei żelaznej w 1875 roku.
Dlatego począwszy od owej szkoły, niemal wszystkie
ceglane budynki Wszewilek jakie napotkamy będą
znacznie starsze od budynków przy części szosy
jaką dotychczas szliśmy. Odnotujemy to wyraźnie
po ich architekturze, szczególnie zaś po wysokości
ich ścian, po wieku ich cegieł, po wielkości ich okien,
oraz po rodzaju dachówek jakie domy te używają.
Natomiast jeśli od szkoły oglądniemy się z powrotem
ku wschodowi, tj. na drogę którą właśnie przyszliśmy,
wówczas odnotujemy że wszystkie otaczające ją
zabudowania są relatywnie nowe. Wszystkie one wszakże
zostały zbudowane już po roku 1875, kiedy to ów poprzedni
odcinek naszej drogi został dopiero wytyczony. Przed owym
rokiem 1875, droga przez Wszewilki biegnąca na wschód
od tej szkoły faktycznie kierowała się w tym miejscu
małym łukiem ku południu, poczym przebiegała
równolegle do obecnie istniejącej drogi, tyle że oddalona
była od niej o jakieś 100 metrów ku południu.
6.
Koniec dawnych Wszewilek - widok na stare wodociągi
Milicza, "ogród krasnoludków", miejsce po prastarym
domu (2-giej generacji). Po perspyktywicznym
zorientowaniu się w przebiegu dawnych i nowych dróg
Wszewilek oglądanych od wszewilkowskiej szkoły,
ruszamy w dalszą drogę na zachód w kierunku Milicza.
Po drodze przyglądamy się architekturze starszych
budynków z cegły (w większości 4-tej generacji,
chociaż w moich czasach po prawej/północnej
stronie drogi niedaleko za szkołą ciągle znajdował
się jeden budynek 3-ciej generacji) formujących
oryginalną zabudowę tej znacznie starszej części
Wszewilek. (Możemy też rzucić okiem na nowe
budynki 5-tej generacji które w międzyczasie
wybudowano na tej części drogi, aby zobaczyć
jak podobna do siebie i "pudełkowata" jest architektura
ich wszystkich.) Nasz następny stop znajduje się
jakieś 50 metrów po tym, jak szosa którą idziemy
wykaże mały skręt w lewo i zacznie dosyć raptowny
spadek w dół zbocza. W owym miejscu w dawnych
czasach był już koniec Wszewilek. W miejscu tym
zbiegało się także aż kilka starych dróg wiodących
w odmiennych kierunkach (dwie najważniejsze z
owych dróg istnieją tam zapewne do dzisiaj).
Przykładowo główna droga przez Wszewilki którą
przyszliśmy skręcała w owym miejscu ku
północnemu-wschodowi i wiodła w kierunku
już widocznych z tamtego miejsca budynków
i wieży byłych wodociągów miejskich Milicza.
Obecny przebieg dalszej drogi do Milicza,
którą za chwilę pójdziemy, wytyczony został
dopiero w latach 1930-tych, po tym jak w latach
1920-tych przekopano nowe koryto rzeki Baryczy,
zaś obszar byłych bagien przez jaki droga ta
obecnie przebiega uległ dzięki temu osuszeniu.
W miejscu w którym się znajdujemy powinniśmy
zwrócić uwagę na duży ogród ze starymi
drzewami, jaki - mam nadzieję, istnieje do dzisiaj
przy drodze którą kroczymy, po jej prawej stronie -
zaraz za polną dróżką która w tamtym miejscu
dochodzi z północy do naszej drogi. Ogród ten
kiedyś nazywano "ogrodem krasnoludków".
Powodem było kiedyś ogromnie głośne na
Wszewilkach zdarzenie jakie miało tam miejsce
w latach 1950-tych - tj. w czasach kiedy w Polsce
nikt jeszcze nie słyszał ani o UFO ani o UFOnautach.
Otóż w owym czasie pewnego ranka kilku
zaszokowanych mieszkańców Wszewilek
zobaczyło na owym ogrodzie ogromny,
przeźroczysty, jakby wykonany ze szkła,
"grzyb" (dziś byśmy go nazywali wehikułem
UFO). Z "grzyba" tego wychodziły całe gromady
maleńkich ludzików wielkości zaledwie około
półmetrowej. Najwięcej z tych ludzików interesowało
się długim budynkiem 2-giej generacji jaki w
owym okresie stał wzdłuż zachodniej granicy
owego ogrodu (zdaje się że w owych czasach
w budynku tym mieszkała m.in. rodzina Piotrowskich).
Niektóre z owych ludzików wnikały nawet do środka
tego budynku. Inne ludziki krzątały się po całym
ogrodzie, wyczyniając tam jakieś "magniczne"
rzeczy. Na samym końcu wszystkie te ludziki powsiadały
z powrotem do owego przeźroczystego "grzyba",
poczym grzyb nagle zniknął z widoku (tj. zapewne
włączył "stan telekinetycznego migotania" opisany
w podrozdziale L2 z tomu 10 monografii [1/4]).
Było aż kilku godnych zaufania świadków owego
niezwykłego zdarzenia. Całe więc Wszewilki
spekulowały potem czym są owe dziwne "krasnoludki"
wchodzące do przeźroczystego "grzyba" który
jest w stanie nagle "zniknąć" z widoku, oraz czy
ciągle one i ich magiczny "grzyb" znajdują
się w owym ogrodzie pozostając tam
niewidzielne dla ludzkich oczu. Przez
spory też czas później ogród ów nazywano
"ogrodem krasnoludków". Ciekawostką było, że
wkrótce potem ów długi budynek 2-giej generacji,
którym owe "krasnoludki" tak się interesowały,
został rozebrany. Ja bym obecnie spekulował,
że owi UFOnauci wiedzieli już dokładnie iż ów
budynek zostanie wkrótce rozebrany - wszakże
to ich mocodawcy wydali rozkaz rozbiórki.
UFOnauci przybyli więc aby go udokumentować
dla jakichś tam swoich celów. Nawiasem mówiąc
dla mnie na zawsze pozostanie tajemnicą dlaczego
budynek ten został rozebrany (podobnie zresztą jak nigdy
nie zrozumiem dlaczego został też rozebrany niemal
identyczny do niego budynek babci Sołtysowej opisany
w 6 z punktu #8.2). Wszakże na jego miejscu nie
postawiono potem już nic nowego - jego rozebranie nie
służyło więc uwolnieniu miejsca pod budowę czegoś
nowego. Pod względem architektonicznym był on
bardzo atrakcyjny i raczej niezwykły, tak że tylko
dodawał uroku Wszewilkom - nie rozebrano go
więc z przyczyn estetycznych.
Ponadto zamieszkiwało go aż kilka rodzin, które
potem z powodu jego rozebrania znalazły się na
bruku - nie rozebrano go więc ponieważ stał pusty.
Tylko czekać jak dla tych samych powodów ktoś już
wkrótce wyda nakaz aby rozebrać także kościół
Św. Andrzeja Boboli
w Miliczu. Wszakże kościół ten też jest nośnikiem
architektonicznej historii Wszewilek i Milicza, oraz
doskonałą ilustracją jak owa oryginalna architektura
Wszewilek kiedyś wyglądała.
7.
Bagnisty przesmyk do ulicy Krotoszyńskiej.
Po oglądnięciu "ogrodu krasnoludków" maszerujemy
dalej ku zachodowi drogą do Milicza. W owym miejscu
droga jest relatywnie nowa, bo zbudowana dopiero w
latach około 1930-tych. Biegnie ona wzdłuż dna lokalnej
niziny, co wyraźnie widać patrząc na wznoszący się
obszar po jej prawej (północnej) stronie. Przedtem
było tutaj bagno niemożliwe do przebycia przez ciężkie
wozy. Dlatego w historycznych czasach wozy objeżdżały
ten obszar naokoło jadąc do Wszewilek drogą która
biegła znacznie wyżej w pobliżu budynku starych milickich
wodociągów. Nawet zresztą tuż przed moim opuszczeniem
Polski obładowane ciężarówki ciągle wzbudzały w owym
miejscu takie wibrowanie drogi, jakby biegła ona po
galarecie a nie po twardej ziemi. Bagno to stopniowo
osuszyło się dopiero kiedy około lat 1920-tych obszar
ten został zmeliorowany po tym jak przekopano nowe
(głębsze) koryto Baryczy. W jego osuszeniu dopomogły także
nowe studnie do milickich wodociągów które w okolicach
owych wodociągów odsysały wodę która uprzednio wyciekała
z gruntu do owego obszaru. Droga którą idziemy oryginalnie
wybrukowana była małymi kamieniami, które kiedyś nazywano
"kocie łby" (obecnie, jak wierzę, droga ta jest wyasfaltowana).
Możemy więc w przyszłości się chwalić, że szliśmy około
pół kilometra po byłej drodze z "kocich łbów".
(Nasi potomkowie zapewne będą kiedyś zaszokowani
owymi "barbarzyńskimi czasami", kiedy to drogi brukowano
łbami kotów, ludzie w swych aparatach fotograficznych
używali rybiego oka w roli obiektywu, politycy musieli
pokazywać lwi pazur podczas niemal każdego swego
przemówienia, zazdrośni koledzy wylewali nad nami
krokodyle łzy, spora część społeczeństwa miała ptasie
móżdżki, pracownicy umysłowi rzucali okiem na dotyczące
ich dokumenty, zaś fachowcy zwykle zjadali sobie zęby.)
Ciekawostką tego obszaru jest też, że na przełomie lat
1950/60-tych wykryto pod nim skały nasycone ropą
naftową. Niestety, ropa owa NIE jest uwalniana
wystarczająco dużym strumieniem aby móc być
eksploatowana na przemysłową skalę.
8.
Narożnik z kuźnią i byłym wszewilkowskim kowalem.
Po przejściu owego krótkiego przesmyka byłej szosy z
"kocich łbów" wiodącej przez były obszar bagienny,
dochodzimy do skrzyżowania w kształcie litery "T".
Jest to skrzyżowanie z ulicą Milicza zwaną "Krotoszyńska".
Na północnej stronie wszewilkowskiego narożnika owego
skrzyżowania stała kiedyś jedyna kuźnia w całej okolicy. Działała
ona aż do końca "końskiej ery", czyli niemal do końca
lat 1960-tych. Budynek w którym owa stara kuźnia istniała
stoi tam zapewne do dzisiaj. W umiejscowieniu owej
kuźni uwagę warto zwrócić na jej położenie na skrzyżowaniu
dróg. W dawnych bowiem czasach wszelkie budynki które
świadczyły "usługi" dla ludności, takie jak karczmy, zajazdy,
kuźnie, sklepy, itp., zakładano właśnie na skrzyżowaniach
dróg. Tak nawiasem mówiąc, to diagonalnie do owej kuźni,
w jednopiętrowym budynku który zapewne stoi tam do dzisiaj,
przez dziesiątki lat znajdował się również jedyny wówczas w
całej okolicy sklep spożywczy. W owych czasach sklepy także
zakładano przy skrzyżowaniach dróg. Owo skrzyżowanie
jest także miejscem przez które wiosną w 1945 roku musiało
uciekać w kierunku swoich domów w Stawcu czterech śmiertelnie
wystraszonych chłopców w niemieckich mundurach wojskowych,
zanim jakieś 400 metrów na północ od tego skrzyżowania
każdy z nich po kolei został zastrzelony przez strzelca wyborowego
z rosyjskiego patrolu zmotoryzowanego - tak jak to opisałem na stronie
bitwa o Milicz.
Faktycznie też począwszy od tego skrzyżowania aż do mostu
na Baryczy (który chłopcy owi mieli rozkaz wysadzić w powietrze),
będziemy szli wzdłuż trasy panicznej ucieczki owych
młodocianych "obrońców Milicza". Warto więc przy okazji tego
marszu przypomnieć sobie o ich losie. Wszakże potem zupełnie innymi
oczami będziemy patrzeć na tych przywódców którzy aż piszczą
aby wysłać swoją młodzież żeby ta umierała w jakiejś beznadziejnej
wojnie jaka nigdy nie powinna być ani kontemplowana ani rozpoczęta.
9.
Niemiecki magazyn karabinów na ulicy Krotoszyńskiej.
Po znalezieniu się na ulicy Krotoszyńskiej skręcamy nią
w lewo (ku południu) i wędrujemy prosto wzdłuż niej aż
dojdziemy do rynku Milicza. Proponuję przy tym zwrócić
uwagę, że obecny (wyprostowany) przebieg ulicy Krotoszyńskiej
wytyczony został dopiero około lat 1930-tych. Wcześniej
wzdłuż niej biegła stara zakrzywiona droga jednej z odnóg
historycznego "Bursztynowego Szlaku". Resztki tej drogi
możemy ujrzeć do dzisiaj, ponieważ przebiegała ona tylko
kilkadziesiąt metrów na wschód po naszej lewej stronie
ulicy Krotoszyńskiej. To właśnie przy niej do dzisiaj stoją stare
zabudowania które istniały tam jeszcze w czasach sprzed
wyprostowania ulicy Krotoszyńskiej. Natomist tuż przy
lewej stronie obecnej ulicy Krotoszyńskiej, zaraz po wojnie
nie było niemal żadnego budynku - poza jednym wyjątkiem.
Wyjątkiem tym, jaki miniemy po drodze, był stojący
właśnie po lewej (wschodniej) stronie owej ulicy
Krotoszyńskiej stary poniemiecki magazyn karabinów.
Magazyn ów zlokalizowany jest jakieś 400 metrów
od wszewilkowskiej kuźni. Kiedyś był on jedynym budynkiem
stojącym w owym obszarze tuż przy ulicy Krotoszyńskiej
po jej lewej (wschodniej) stronie. Zaraz za nim niedawno
wzniesiono krzyż upamiętniający wydarzenia związane
z powstaniem Solidarności. Ciekawostką owego
poniemieckiego magazynu jest, że zaraz po wyzwoleniu
okazało się, że cały zapchany jest on hitlerowskimi karabinami.
Ponieważ w czasach rabunku i bezprawia jakie zapanowały
na tych obszarach zaraz po wojnie, byłoby nieroztropnością
pozostawienie owych karabinów w sprawnym stanie, rosyjski
komendant na Milicz zdecydował że muszą one być zniszczone.
Karabiny te poustawiano więc wzdłuż krawężnika ulicy Krotoszyńskiej,
tak że ich zamki wypadały właśnie na linii owego krawężnika.
Następnie wzdłuż owego krawężnika, po tych karabinach,
przejechał się ciężki czołg rosyjski, łąmiąc każdy karabin
w obszarze jego zamka. W rezultacie, w długi czas potem,
niemal cała ulica Krotoszyńska zasłana była szczątkami
połamanych niemieckich karabinów. Gdybyśmy ulicą tą szli
ponad 60 lat temu, tj. wkróce po wyzwoleniu, te połamane
karabiny widzielibyśmy jak walają się wzdłuż całej naszej drogi.
Byłby to raczej niezwykły widok. Na temat owych karabinów
z ulicy Krotoszyńskiej pisałem także na stronie
bitwa o Milicz.
10.
Grodzisko "Chmielnik" pod Miliczem - czyli prapoczątek Wszewilek.
Idąc dalsze około 100 metrów ulicą Krotoszyńską, po
swojej prawej (zachodniej) stronie widzimy zabudowania
milickiej rzeźni miejskiej. Natomiast po lewej (wschodniej)
stronie, niemal dokładnie naprzeciwko bramy owej rzeźni,
do ulicy tej dochodzi polna dróżka wiodąca tam z Wszewilek,
a ściślej od "ogrodu krasnoludków" opisanego w 6 powyżej.
Przy drodze owej powinien stać znak "grodzisko Chmielnik".
Grodzisko to widać nawet z ulicy Krotoszyńskiej którą idziemy.
Jest to okrągłe wzgórze widoczne jakieś 400 metrów od ulicy,
poza którym widać zabudowania wsi Wszewilki. Grodzisko to
stanowiło prapoczątek obecnego Milicza (i Wszewilek), oraz
pierwszą lokację tego miasta (i tej wsi), zanim obecny,
murowany Milicz został zbudowany. Więcej informacji na
jego temat można znaleźć w Izbie Regionalnej Milicza,
którą możemy odwiedzić w ramach 11 z punktu #8.4 tej strony.
11.
Targowisko przy Baryczy przeniesione tam z Wszewilek.
Zaraz za milicką rzeźnią miejską, a ściślej pomiędzy
budynkami rzeźni a korytem Baryczy, po zachodniej stronie
ulicy Krotoszyńskiej znajduje się byłe targowisko Milicza.
Targowisko to istniało w owym miejscu od około 1875 roku,
kiedy to zostało tam przeniesione z Wszewilek. Faktycznie
bowiem oryginalnie targowisko to znajdowało się na byłym
ryneczku Wszewilek. Jednak kiedy kolej staranowała ów
ryneczek, zostało ono przeniesione do Milicza właśnie w
omawiane tutaj miejsce. Można więc powiedzieć, że miejsce
to "ukradło" słynne wszewilkowskie targi, oraz spowodowało
że targi te zaniknęły. Los tego miejsca był też bardzo podobny
do losu wszelkich innych "złodziei". W latach 1990-tych Milicz
zbudował sobie odmienne targowisko, które zlokalizowane
zostało w miejscu byłego stawu z łazienek milickich (targowisko
to omówione jest w 4 z punktu #8.4 tej strony). Stąd owo
byłe targowisko przy milickiej rzeźni jakie właśnie mijamy
w swojej wędrówce leży obecnie całkowicie opuszczone
i zaniedbane.
12.
Nowe a stare koryto Baryczy, nowy most na Baryczy,
milicka garbarnia - i co po niej pzostało.
Tuż za końcem targowiska znajduje się obecne koryto
Baryczy. Przez koryto to przechodzimy po betonowym
moście. Ciekawostką owego mostu jest, że w chwili
wkraczania wojsk radzieckich do Milicza, most ten
miał być wysadzony w powietrze. Niestety, młodociani
żołnierze niemieccy, którym powierzono zadanie wysadzenia
tego mostu, po ujrzeniu lania jakie Rosjanie sprawili
ich kolegom zamkniętym w ratuszu Milicza, dali nogi
do swoich domów, "zapominając" wysadzenia tego
mostu. Co z nimi potem się stało, pisane to jest na
stronie
bitwa o Milicz.
Warto wiedzieć, że rzeka Barycz przepływająca pod
owym mostem, płynie swoim obecnym korytem
tylko od czasów kiedy została uregulowana około
lat 1920-tych. Poprzednio bowiem Barycz płynęła
zupełnie innym korytem, w okolicach tego mostu
śmiesznie się zawijając tak że broniła ona dostępu
do miasta zarówno od wschodu, jak i od północy.
Pamiątką po dawnym przebegu Baryczy jest długi
budynek, który zapewne stoi do dzisiaj w widłach
pomiędzy starą i nową drogą przez Milicz (tj. po
lewej (wschodniej) stronie zaczynającej się tuż za
owym mostem nowej ulicy Parkowej), tylko jakieś
50 metrów za owym obecnym mostem na Baryczy.
Ten długi budynek aż do czasu uregulowania Baryczy
był bowiem milicką garbarnią skór. Garbarnia ta
stała tuż nad brzegiem dawnego koryta Baryczy,
zaś jej długa, północna ściana omywana była wodą
z Baryczy. (To dlatego ten długi budynek stoi zlokalizowany
swoją długą osią w kierunku wschód-zachód, aby
rozciągać się właśnie wzdłuż byłego koryta Baryczy.
W środku długości tego budynku (garbarni), zaraz po
wojnie istniała drewniana struktura w kształcie ogromnych
schodów odwróconych do góry nogami - bardzo podobna
do historycznego żurawia ze starego Gdańska. Otóż
struktura ta używana była do moczenia wyprawianych
skór w wodzie Baryczy. Z owych jej niby schodów zawieszonych
ponad korytem Baryczy zwisały liny, zaś na końcach
owych lin przywiązywane były pęki skór które w byłej
technologii wyprawiania musiały być długotrwale wypłukiwane
przez wodę Baryczy. Niestey, w jakiś czas po wojnie, kiedy
budynek owej byłej garbarni zamieniono w blok mieszkalny,
ową strukturę schodkową rozebrano. A szkoda, bo była
ona równie historyczna jak budynek gdańskiego żurawia.
13.
Była północna (Gnieźnieńska) brama wjazdowa do Milicza.
Po przekroczeniu mostu na Baryczy, do Milicza wchodzimy
nie ową nową ulicą Parkową, która przebiega po prawej (zachodniej)
stronie budynku garbarni, a starą małą uliczką, która od mostu
biegnie prosto przechodząc po lewej (wschodniej)
ścianie budynku garbarni. Uliczka ta jest faktyczną
uliczką wlotową do dawnego Milicza. Tylko jakieś 50 metrów
od byłego koryta Baryczy, na uliczce owej stała kiedyś północna brama
(Gnieźnieńska) w murach obronnych Milicza. Miejsce
gdzie ona się znajdowała można wypatrzeć nawet i
dzisiaj, bowiem znajduje się ono tuż przy początku zwartej
zabudowy milickiej po obu stronach tej uliczki. Od dawnej
bramy wjazdowej do miasta w obie strony rozciągały się
kiedyś mury obronne Milicza, poprzedzone fosą. Ich
położenie także można wypatrzeć, bowiem do dzisiaj
w ich miejscu znajduje się pas pozbawiony zwartej zabudowy
miejskiej. Zaraz za byłym zlokalizowaniem północnej
bramy w murach Milicza, znajduje się rozwidlenie
wewnętrzynych uliczek tego miasta. Skręcamy w prawą
(zachodnią) z owych uliczek. Zaprowadzi nas ona do
rynku Milicza, odległego zaledwie jakieś 100 metrów od
owej północnej bramy wjazdowej do miasta.
14.
Rynek w Miliczu. Po dotarciu do milickiego rynku,
mamy aż kilka możliwości dalszego postępowania.
Przykładowo, możemy sobie odpocząć, zamawiając
danie ze słynnego milickiego karpia w jednej z licznych
przy rynku restauracji Milicza (po szczegóły patrz 10b
w punkcie #8.2 tej strony). Możemy rozglądnąć się
po licznych miejscowych sklepach w poszukiwaniu
jakiejś pamiątki z naszej wizyty w Miliczu. Możemy
też od razu udać się na dworzec autobusowy lub na
dworzec kolejowy aby powrócić do naszego miejsca
zamieszkania. Możemy także oglądnąć sobie ciekawostki
Milicza, wędrując po milickiem szlaku okrężnym który
opisuję w następnym punkcie #8.4 tej strony.
#8.4.
Nieoficjalny szlak okrężny przez co istotniejsze
miejsca historyczne Milicza:
Długość tego szlaku wynosi około 2 km.
Przy wolnym kroku spacerowym jego
przejście piechotą może zająć nawet
około 2 godziny (przy szybkim marszu -
1 godzinę). Można go także przebyć w
samochodzie, jedynie zatrzymując się
we wskazanych poniżej miejscach.
Jego początek poniżej zlokalizowano
przy milickim kościele Św. Andrzeja
Boboli i to aż z kilku powodów. Przykładowo,
wieża tego kościoła jest widoczna z daleka
praktycznie w każdym miejscu Milicza - łatwo
więc do niego trafić przyjezdnym, leży on
przy obu głównych trasach przejezdnych
przez Milicz (tj. pomiędzy ulicami
Piłsudskiego i 1 Maja) - nie trzeba
więc błądzić aby do niego dotrzeć, a
ponadto wokół niego znajduje się wiele
miejsc do parkowania - można więc przy nim
pozostawić swój samochód i udać się piechotą
w dalszą wędrówkę po opisanym tutaj szlaku.
Niemniej ponieważ opisany tutaj szlak jest okrężnym,
praktycznie można rozpocząć jego oglądanie
w dowolnym miejscu Milicza (np. osoby przybyłe
do Milicza szlakiem spacerowym z Wszewilek
opisanym w punkcie #8.3 tej strony, mogą
podjąć opisany tutaj szlak już w milickim rynku).
Tyle, że po podjęciu go w innym miejscu,
i pod dojściu do ostatniego punktu (czyli kościoła
Św. Andrzeja Boboli)
trzeba powróćić do punktu 1 z poniższego wykazu
i kontynuować ten wykaz aż dojdzie się do punktu
w którym wędrówkę się zaczęło.
Pomocnym przy wędrówce opisywanym tutaj
szlakiem byłby wydruk ze stron internetowych
Milicz,
Św. Andrzej Bobola, oraz
Bitwa o Milicz.
Oczywiście, opisany tutaj szlak prowadzi
przez tylko najważniejsze z miejsc Milicza
szczególnie warte oglądnięcia z uwagi
na ich wymowę i historyczne znaczenie.
Jednak podobnie interesujących miejsc
jest w Miliczu znacznie więcej. Jako przykład
rozważ zdewastowany grobowiec Maltzanów,
czy wyjście z podziemnych tuneli w lesie
pod Cieszkowem. Jednak te inne miejsca
położone są relatywnie daleko od centrum i rynku
Milicza. Dlatego nie będą one objęte szlakiem
opisanym powyżej (czytelnik może jednak je
pozwiedzać na własną rękę - szczególnie jeśli
przybył do Milicza samochodem i przejazd na
dalsze odległości nie czyni mu dużej różnicy).
Oto poszczególne odcinki opisywanego tutaj
okrężnego szlaku wędrownego po ciekawostkach
Milicza:
1.
Kościół
Św. Andrzeja Boboli
oraz trzeci cmentarz Milicza. Po przybyciu w okolice
kościoła Św. Andrzeja Boboli, parkujemy swój samochód
w jego pobliżu, na jednym z licznych w tym miejscu parkingów
lub przyulicznych miejsc do parkowania, zaś dalsze zwiedzanie
dokonujemy np. na piechotę. Swoje zwiedzanie kościoła Św.
Andrzeja Boboli warto rozpocząć od oglądnięcia jego wnętrza.
Co we wnętrzu tym jest interesującego, jak również historia
samego kościoła, opisane są na odrębnej stronie internetowej o
Św. Andrzeju Boboli.
Po oglądnięciu wnętrza warto też zwrócić uwagę na jego wygląd
zewnętrzny. Reprezentuje on bowiem sobą klasyczny
przykład stylu architektonicznego po angielsku zwanego
"tudor" (w Polsce zwykle jest on znany pod nazwą "mur
pruski"). Styl ten jest szczególnie upowszechniony na
tych obszarach obecnej Polski, które przed drugą wojną
światową włączone były do byłej Rzeszy Niemieckiej.
Można tam spotkać wiele kościołów oraz starszych
budynków publicznych zbudowanych w tym właśnie
stylu. Jak to jednak wyjaśniłem dokładniej w punkcie
#7 strony internetowej o wsi Wszewilki,
styl ten najprawdopodobniej wyewolucjonował się spontanicznie
z rolniczej zabudowy podmilickiej wsi Wszewilki, poczym
został jedynie skopiowany przez akademicko edukowanych
architektów. Kościół ten tym bardziej warto sobie dokładnie
oglądnąć oraz obfotografować ze wszystkich stron, że
znając metody działania UFOnautów nie trudno jest
przewidzieć iż już wkróce UFOnauci znajdą jakiś zmyślny
sposób aby spowodować rozbiórkę i zniknięcie owego kościoła
Św. Andrzeja Boboli
w Miliczu. Wszakże kościół ten zbyt jednoznacznie i
wyraziście ilustruje historię owych ziem którą UFOnauci
tak usilnie starają się zniszczyć, aby te szatańsko przebiegłe
i ogromnie wpływowe istoty pozwoliły mu tak zwyczajnie
sobie istnieć. Po oglądnięciu owego kościoła, warto wyruszyć
w kierunku milickiego rynku, idąc główną ulicą dawnego
Milicza, którą obecnie zdaje mi się nazywają ulicą 1 Maja.
(Rynek ten leży jedynie około 300 metrów od kościoła
w kierunku północno-wschodnim.) Owa główna ulica
dawnego Milicza (1 Maja) przebiega tuż przed ścianą
z ołtarzem kościoła Św. Andrzeja Boboli. Warto przy
tym odnotować, że w średniowieczu stara droga
którą teraz jest owa ulica, reprezentowała milicką wersję
słynnej Via Appia ze starożytnego Rzymu. Mianowicie,
po obu jej stronach rozciągały się wówczas Milickie
cmentarze. Cmentarze te zaczynały się tuż za miejską
fosą, czyli za korytem Młynówki, a ciągnęły wzdłuż tej
drogi przez dalsze około pół kilometra, aż poza obszar
objęty powojenną zabudową przy owej drodze. Kościół Św.
Andrzeja Boboli stanął mniej więcej w środku owego obszaru
cmentarnego. Wszystkie więc budynki jakie po drodze
mijamy - i to po obu stronach drogi, stoją obecnie na
grobach dawnych mieszkańców Milicza. Swój marsz w
kierunku milickiego rynku kończymy po dojściu do małego
mostku na Młynówce, przez który przechodzi owa ulica
jaką wędrowaliśmy (1 Maja). Tuż za owym mostkiem
stała kiedyś obronna brama Milicza. Zwana ona była
"Bramą Wrocławską".
2.
Brama Wrocławska Milicza. Faktycznie była to
najokazalsza z milickich bram. Po obu jej stronach
stały kiedyś baszty. Miejsca ich byłych lokacji nawet
niedawno ciągle pozostawały niezabudowane. Tuż
pod bramą płynęła Młynówka, która w początkowym
okresie Milicza spełniała funkcję fosy miejskiej oraz
kanału odprowadzającego miejskie nieczystości.
Przez Młynówkę początkowo wiódł zwodzony most.
Z kolei sam wierzchołek bramy wieńczony był okazałą
rzeźbą lwa, późniejszą kopię którego oglądniemy sobie
przy okazji zwiedzania milickiego pałacu (patrz 11 poniżej).
Kiedy z mostku na Młynówce oglądali sobie będziemy
miejsce gdzie kiedyś stała owa okazała brama w
milickiech murach obronnych, warto również zwrócić
uwagę na sam nurt Młynówki przepływającej pod
naszym mostkiem. Nie jestem pewien jak nurt ten
wygląda obecnie, jednak w dawnych czasach był on
przykładem kunsztu inżynierskiego dawnych mieszkańców
Milicza. Mianowicie, na całej szerokości koryta owej
Młynówki, a także na całej jej długości, woda była
kiedyś jednakowo głęboka. (Warto przy tym mieć
na uwadze, że nawet dzisiejszym specom od
melioracji, uzbrojonym w nowoczesną technikę,
nie zawsze udaje się wykopać kanał który miałby
jednakową głębokość na całej swej długości i
szerokości.) Dzięki zaś owej stałej głębokości
wody Młynówki, ten niewielki sztucznie wykopany
kanał w przeszłości stanowił najważniejszą arterię
transportową byłego Milicza - o czym pisałem
już wcześniej w 4 z punktu #8.1 niniejszej strony. Po
Młynówce tej w dawnych czasach bez przerwy kursowały
małe barki napędzane tyczką przez pojedynczego
flisaka, o śmiesznie zaokrąglonym dziobie i rufie.
Dopiero w późniejszych czasach wzdłuż owej Młynówki
wybudowano drogę bitą. Obecnie owa droga jest
niemal tą samą drogą która wiedzie z Milicza do
milickiego dworca kolejowego (tj. ulicą którą po wojnie
nazywano ulicą Wojska Polskiego). Początek owej
drogi kiedyś znajdował się jedynie jakieś 20 metrów
przed mostkiem na Młynówce do jakiego właśnie
doszliśmy. W czasach jednak budowy milickiej kolei
został on zatarasowany budynkiem, zaś sama ta
droga, czyli obecna ulica Wojska Polskiego, została
przesunięta o jakieś 50 metrów bardziej na południe -
aby umożliwić przy niej obustronną zabudowę.
3.
Dawny kościół Świętego Jerzego lub kościół garnizonowy -
czyli dzisiejsze WDT (Wiejski Dom Towarowy).
Po oglądnięciu miejsca gdzie kiedyś stała najokazalsza
brama średniowiecznego Milicza, cofamy się jakieś 50
metrów w kierunku południowym przechodząc tą samą
główną ulicą dawnego Milicza (1 Maja) którą właśnie
przyszliśmy. Po naszej lewej stronie od ulicy owej będzie
odgałęziała się ulica Wojska Polskiego biegnąca w
przybliżeniu w kierunku wschodnim. Ulica ta wiedzie
do obecnego dworca kolejowego Milicza. Biegnie
ona równolegle do koryta Młynówki. Wszakże w dawnych
czasach stanowiła ona jedynie lądowe uzupełnienie dla wodnej
arterii trasportowej jaką wówczas była Młynówka. Przechodzimy
ową ulicą Wojska Polskiego jakieś 150 metrów w kierunku
wschodnim, aż po naszej lewej stronie napotkamy niewielki
dom towarowy, zwykle zwany WDT (tj. Wiejski Dom Towarowy).
Wchodzimy do środka aby go sobie oglądnąć od wewnątrz.
Dom ten faktycznie w latach 1960-tych został adoptowany z
budynku byłego kościoła. Jeszcze do dzisiaj można w nim
zobaczyć typową dla kościoła konstrukcję wewnętrzną. Od
czasów drugiej wojny światowej, aż do czasu zanim zamieniono
go w WDT, był on używany jako magazyny wojskowe przez
jednostkę wojskową która kiedyś znajdowała się w koszarach
po drugiej stronie ulicy od niego (obecnie koszary te zamienione
są w bloki mieszkalne). Natomiast od czasu jego zbudowania
około lat 1930-tych, aż do zakończenia drugiej wojny światowej,
był on albo kościołem garnizonowym dla owej jednostki wojskowej,
albo też drugą lokacją dla tajemniczego kościoła milickiego
pod wezwaniem Świętego Jerzego - o którym piszę na stronie o
Św. Andrzeju Boboli.
Po zakończeniu oglądania owego byłego budynku kościoła,
przechodzimy dalsze 50 metrów w kierunku wschodnim nadal
idąc ulicą Wojska Polskiego, aż po naszej lewej stronie znajdzie
się mały mostek ceglany przez Młynówkę. Wchodzimy na ów
mostek, aby przejść na jego drugą stronę.
4.
Milicka Młynówka - czyli historyczna arteria transportowa
Milicza, oraz gałąź "Bursztynowego Szlaku" która biegła
wzdłuż północnego (prawego) brzegu Młynówki.
Kiedy znajdujemy się na mostku Młynówki, ponownie
warto przyglądnąć się jej nurtowi, aby sprawdzić
co do dzisiaj pozostało z dawnej zasady że nurt ten ma
posiadać stałą głębokość na całej swej szerokości i
długości. Następnie z mostku owego rozglądamy się
dookoła. Stoimy bowiem w historycznie interesującym
miejscu. Tuż za owym mostkiem kiedyś znajdował
się duży staw który z jednej strony stanowił rezerwuar
wody na wypadek jeśli z jakichś powodów stary młyn
wodny na Baryczy zaprzestał spiętrzania wody do
Młynówki, z drugiej zaś strony dostarczał średniowiecznemu
Miliczowi dodatkowej obrony od strony południowo-wschodniej.
Staw ten jednak zasypano jeszcze w latach 1990-tych.
Obecnie w jego miejscu znajduje się milickie targowisko,
przeniesione tam z miejsca opisanego w 11 z punktu
#8.3 tej strony. Na południowy-wschód od owego dużego
stawu (obecnie targowiska) do niedawna znajdowały
się ogródki działkowe. Owe ogródki istniały tam jednak
od relatywnie krótkiego czasu, bowiem na obszar
tuż przy mostku na jakim stoimy zostały one
rozprzestrzenione dopiero w kilka lat po drugiej
wojnie światowej. Zaraz zaś po wojnie w ich miejscu
istniała zwykła łąka. To właśnie na owej łące po wojnie
gniła spora flotylla niewielkich barek używanych na
milickiej Młynówce. Stojąc na owym mostku przez
Młynówkę mamy także okazję przeanalizować stopniową
ewolucję dróg składających się na jedną z odnóg tzw.
Bursztynowego Szlaku. Od czasu zbudowania murowanego
Milicza w mieście tym ów historyczny "Bursztynowy Szlak"
rozwidlał się na dwie odnogi. Jedna z tych odnóg wybiegała
z północnej bramy Milicza, wiodąc ku północy wzdłuż dzisiejszej
ulicy Krotoszyńskiej, potem zaś przez wieś Stawiec, do
Rawicza, a dalej do Poznania i Gniezna. Jednak po
zbudowaniu milickiego młyna na Baryczy, oraz mostu
przez Barycz przy owym młynie, otwarta została druga,
krótsza odnoga tego samego szlaku. Początkowo wybiegała
ona ze wschodniej bramy Milicza (omawianej w 6 poniżej),
następnie wiodła tuż przy Młynówce, wzdłuż jej wschodniego
brzegu - czyli początkowo dzisiejszą aleją spacerową przy
Młynówce którą za chwilę będziemy podążali. Biegnąc tuż przy
brzegu Młynówki docierała ona tak aż do mostu przez Barycz
położonego przy starym młynie wodnym na Baryczy - patrz
7 w punkcie #8.1 tej strony. Po przekroczeniu owego mostu
prowadziła ona koło ryneczka Wszewilek, potem przez
wieś Pomorsko, dalej zaś do Gniezna i Gdańska. Z biegiem
jednak czasu, droga ta okazała się zbyt okrężna i niepotrzebnie
długa. Dlatego skrócono jej przebieg, prowadząc ją wzdłuż
dawnego koryta Baryczy, zamiast wzdłuż koryta Młynówki.
Jej więc drugi przebieg możemy zobaczyć po linii dębów
jakie powinny być widoczne na horyzoncie z miejsca w
którym stoimy, a które zaczynają się niedaleko kościółka
jaki oglądniemy poniżej w 6, oraz prowadzą aż do nasypu
kolejowego. Za nasypem kolejowym ów drugi przebieg
historycznego Bursztynowego Szlaku łączył się z drogą
z Duchawy w pobliżu mostka opisanego w 4 z punktu
#8.1 tej strony. Niestety, również i ten przebieg drogi
reprezentującej dawną gałąź historycznego "Bursztynowego
Szlaku" został zablokowany podczas budowy linii
kolejowej w 1875 roku. Po oglądnięciu historycznego
otoczenia mostka na jakim stoimy, przechodzimy na
drugą (wschodnią) stronę Młynówki. Następnie wyruszamy
z jej prądem wzdłuż jej koryta po rodzaju alei jaka
biegnie wzdłuż jej prawego (wschodniego) brzegu
aż do centrum starego Milicza. Idąc tą aleją, mijamy
obecne targowisko po naszej prawej (wschodniej) stronie,
za owym targowiskiem (również po prawej) powinien
być jakiś budynek w którym zaraz po wojnie mieściła się
milicka straż pożarna, zaś za budynkiem straży aleja
ta wpada w wylot ulicy która bodajże nazywa się
Kużnicza. Wchodzimy w głąb owej ulicy. Jakieś 30
metrów zanim ulica owa (Kuźnicza) wpada na inną
uliczkę, która łączy mostek na Młynówce (zwiedzany
przez nas wcześniej - patrz 2 powyżej) z milickim
ryneczkiem, widać na niej wyraźne poszerzenie. To
właśnie w owym poszerzeniu do lat 1930-tych mieścił
się drugi z oryginalnych milickich kościołów katolickich,
pod wezwaniem Świętego Jerzego.
5.
Lokacja kościoła pod wezwaniem Świętego Jerzego.
Oryginalnie Milicz zaprojektowany został jako typowe
miasto warowne X wieku. Zbudowany został przy
relatywnie często używanym punkcie przeprawy
(brodzie) przez rzekę Barycz, na ówczesnym
"Szlaku Bursztynowym" wiodącym z Południa Europy
aż do Gdańska. Miał on kształt owalu (elipsy)
otoczonego wysokim murem i rozłożonego wzdłuż
głównej osi miasta ustawionej w kierunku południkowym.
W murze Milicza istniały cztery bramy skierowane
w czterach kierunkach świata. Dwie z nich były
szczególnie istotne, bowiem stanowiły one
fragmenty owego Bursztynowego Szlaku.
Były to bramy południowa i północna. Brama
Wrocławska, której byłe zlokalizowanie oglądaliśmy
w 2 powyżej, była właśnie bramą południową Milicza.
W samym centrum owalu dawnego Milicza znajdował
się kwadratowy rynek z niewielkim budynkiem
ratusza. Rynek ten połączony był z każdą z
owych dwóch głównych bram dwoma uliczkami
które zbiegały się razem tuż przed każdą z tych bram.
Niedaleko od miejsca gdzie owe uliczki zbiegały
się przed bramą południową Milicza, w
południowo-wschodnim sektorze owalnego Milicza,
oraz ciągle w obrębie murów miejskich, około
14 wieku zbodowany został z cegły drugi milicki
kościół pod wezwaniem Świętego Jerzego.
Kościół ten istniał w owym miejscu aż do lat
1930-tych, poczym został rozebrany. Miejsce
zaś które uprzednio zajmował przetransformowano
w dodatkową małą uliczkę wiodącą ze starego
miasta do coraz wówczas popularniejszych
milickich łazienek. Obecnie owa uliczka
prawdopodobnie nazywa się ulicą Kuźniczą.
Jeśli ulica owa nie przeszła ostatnio jakiejś
gruntownej przebudowy, wówczas jakieś 30
metrów od wlotu do niej ciągle powinno w niej dać się
odnotować charakterystyczne poszerzenie, które
stanowi właśnie miejsce w jakim dawniej stał
ów kościół pod wezwaniem Świętego Jerzego.
Więcej informacji na temat tego kościoła można
znaleźć na stronie o
Św. Andrzeju Boboli.
Po oglądnięciu sobie owego miejsca, cofamy się uliczką
Kuźniczą jakieś 20 metrów aż wyjdziemy na koniec
uliczki która kiedyś była drogą biegnącą wzdłuż murów
dawnego Milicza. Uliczką tą przechodzimy w
kierunku północno-wschodnim, aż dojdziemy do
"małego kościółka" Milicza, czyli kościoła pod
wezwaniem Świętego Michała Archanioła. Podczas
owej wędrówki zwracamy uwagę na wszelkie ślady
które przetrwały do dzisiaj, a które potwierdzają że
idziemy wzdłuż dawnego muru obronnego miasta
Milicza oraz wzdłuż dawnej fosy biegnącej przed
owym murem.
6.
Druga lokacja kościoła pod wezwaniem Świętego Michała
Archanioła oraz drugi cmentarz Milicza. Kościół
Świętego Michała Archanioła był pierwszym kościołem
Milicza. Tyle że obecnie stoi on już w swojej drugiej
lokacji oraz w swojej trzeciej formie architektonicznej.
Jego pierwsze (oryginalne) zlokalizowanie oglądniemy
sobie w 7 poniżej.
Do miejsca gdzie obecnie się on znajduje został on
przeniesiony w XV wieku, z powodów opisanych
dokładniej na odrębnej stronie internetowej o kościele
Św. Andrzeja Boboli.
Po dotarciu do owego kościółka warto go sobie dobrze
oglądnąć, szczególnie zwracając uwagę na ciekawostki
opisane na w/w stronie o kościele
Św. Andrzeja Boboli.
Po oglądnięciu "małego kościółka" Milicza, powinniśmy
przejść około 50 metrów w kierunku zachodnim, idąc
małą uliczką która łączy ów kościółek z milickim rynkiem.
Warto przy tym odnotować, że na wlocie do owej małej
uliczki, niemal przy obecnym płocie owego kościółka,
kiedyś mieściła się wschodnia brama w murach
obronnych Milicza. Przez bramę ową w dawnych
czasach prowadziła droga która była jedną z dwóch
gałęzi "Bursztynowego Szlaku" oddzielających się
od siebie w Miliczu. Owa gałąź wiodła do młyna wodnego
na Baryczy, poczym po moście koło owego młyna do
dzisiejszych Wszewilek, a dalej do Gniezna i Gdańska
(fragment owego szlaku opisany jest w 5 z punktu #8.1).
To właśnie na poboczu owej drogi najpierw założono
drugi cmentarz Milicza, potem zaś na były obszar
tego cmentarza przeniesiono kościół Świętego Michała
Archanioła. Po minięciu miejsca gdzie kiedyś stała
wschodnia brama Milicza, podążamy tą uliczką ku
zachodowi. W miejscu w którym uliczka owa wpada
na narożnik rynku, odnotujemy dziwną nieregularność
w szerokości prostopadłej do niej ulicy wylotowej z
rynku (tj. tej uliczki z którą zbiega się uliczka jaką
przyszliśmy od małego kościółka). Owa nieregularność
to oryginalne miejsce zlokalizowania historycznie
pierwszego kościoła Milicza.
7.
Pierwszy kościół Milicza - pod wezwaniem Świętego
Michała Archanioła, oraz pierwszy cmentarz Milicza.
Oryginalnie pierwszy kościół Milicza zlokalizowany był
w dokładnie taki sam sposób jak kościoły wszystkich
innych miast X wieku. Mianowicie, znajdował się on
w obrębie murów miejskich, na specjalnie dla niego
wydzielonym placyku w północno-wschodnim narożniku
milickiego rynku. W miejscu w jakim on kiedyś stał do
dzisiej istnieje niezrozumiała nieregularność w szerokości
ulicy wylotowej z milickiego rynku. Nieregularność owa
to właśnie pozostałość po małym placyku na jakim
kościół ten kiedyś się znajdował. Po więcej informacji
na jego temat patrz odrębna strona internetowa o
kościele
Św. Andrzeja Boboli.
8.
Rynek Milicza, oraz były ratusz tego miasta.
Po oglądnięciu byłej lokacji historycznie pierwszego kościoła
Milicza, przechodzimy na przeciwstawną (zachodnią)
stronę milickiego rynku idąc uliczką która biegnie wzdłuż
północnego boku tego kwadratowego ryneczka.
Po naszej lewej stronie jest obecnie pusty placyk
tego rynku. Jednak nie zawsze on był pusty. Aż
do końca drugiej wojny światowej stał na nim
piękny, drugi z kolei ratusz Milicza. Ciekawostki
na jego temat - m.in. opisy podziemnych tuneli
jakie wiodły od niego do podziemi szeregu innych
dawnych budowli Milicza, można znaleźć na
odrębnej stronie internetowej o mieście
Miliczu.
Natomiast opisy jak on został spalony w ostatnich
dniach wojny zaprezentowane są na odrębnej stronie
internetowej na temat
bitwy o Milicz.
Warto tutaj dodać, że ów ratusz był już drugim ratuszem
Milicza. Pierwszy, bardzo stary ratusz milicki, zbudowany
jeszcze z rudy darniowej, został rozebrany dawno już temu,
prawdopodobnie w tym samym czasie kiedy z rozkazu
Napoleona rozmontowano także mury obronne Milicza.
9.
Brama zachodnia Milicza oraz młyn wodny na Młynówce.
Po przejściu na zachodnią stronę rynku Milicza wchodzimy
w małą uliczkę która z owego rynku wychodzi w kierunku
zachodnim. Idąc tą uliczką dochodzimy do miejsca w którym
znajduje się obecnie ozdobna brama wschodnia miasta.
Brama owa jest ozdobnym symbolem faktycznej bramy jaka
istniała niemal w tym samym miejscu w oryginalnych murach
obronnych Milicza. Tuż za ową bramą kiedyś przepływała
milicka Młynówka która pełniła rolę miejskiej fosy. Obecnie
w jej miejscu znajduje się punkt w którym owa uliczka
wylotowa z milickiego rynku łączy się z ulicą Zamkową
po której od niedawna poprowadzono drogę objazdową
wokół dawnego starego Milicza. Faktycznie to zaraz po
wojnie, przed ową bramą zachodnią miasta Młynówka
uformowana była w duży staw. Na wylocie zaś owego
stawu, zapewne przy miejscu przez które obecnie przebiega
ulica Cicha, znajdował się kiedyś drugi młyn wodny Milicza.
Młyn ten zbudowany został w tych samych czasach co
Pałac Maltzanów który oglądniemy w 11 poniżej.
10.
Zamek obronny Milicza. Po oglądnięciu zachodniej
bramy Milicza, oraz miejsca przy owej bramie w którym
kiedyś na Młynówce stał drugi młyn wodny Milicza,
przechodzimy dalsze 100 metrów idąc ku zachodowi
ulicą Zamkową. Na końcu tej ulicy, tuż przed miejscem
gdzie kiedyś znajdowała się brama wjazdowa do milickiego
pałacu Maltzanów (obecnie stoi tam postument z milickim
lwem) skręcamy w prawo w małą starą drogę wiodącą ku
północy. Jakieś dalsze 50 metrów od owego miejsca stoi
dawny zamek obronny Milicza. Aczkolwiek jego ruiny
obecnie wyglądają dosyć niepozornie, faktycznie to
w przeszłości stanowił on potężną twierdzę obronną,
jakiej historia jest fascynująca, aczkolwiek szokująco
mało znana przez miejscowych. Niektóre ciekawostki na
temat tego zamku można znaleźć na stronie o mieście
Miliczu.
11.
Pałac Maltzanów w Miliczu, Izba Regionalna, oraz niegdyś bardzo sławny park pałacowy.
Po oglądnięciu zamku obronnego, wracamy z powrotem
na koniec ulicy Zamkowej (tej którą przyszliśmy od rynku),
oraz oglądamy sobie najpierw miejsce gdzie kiedyś stała
brama wejściowa do pałacu Maltzanów. Brama ta została
już rozebrana, jednak ciągle po niej pozostawiono niewielki
cokół wymurowany z rudy darniowej, na którym stoi
rzeźba lwa. Jego obecny wygląd można oglądnąć na
"Fot. #4" ze strony internetowej o wsi
Wszewilki.
Ciekawostką tego cokołu i rzeźby jest, że reprezentują
one ostatnie pozostałości z byłych murów obronnych
Milicza. Mianowicie cokół zbudowany jest z
rudy darniowej którą pozyskano właśnie poprzez
rozebranie resztki murów obronnych Milicza. Z kolei
ów lew jest kopią lwa który kiedyś zdobił południową
bramę Milicza (jakiej byłe zlokalizowanie oglądaliśmy
w 2 powyżej). Po oglądnięciu owego cokołu z lwem,
przechodzimy dalszych około 50 metrów na zachód
drogą ku pałacowi. Po naszej prawej stronie mijamy
budynek służby pałacowej w którym obecnie zlokalizowana
jest milicka Izba Regonalna (gdyby przypadkiem była
otwarta, wówczas warto ją odwiedzić) - po jej szczegóły
patrz strona o mieście
Miliczu.
Po ewentualnym zwiedzeniu tej izby, oglądamy pałac
(najlepiej obchodząc go naokoło) oraz przyległy do
niego park - idąc do parku ścieżką parkową która
biegnie od głównego wejścia do pałacu ku południu.
Park ten kiedyś był słynny ze swojej piękności na całą
Europę. Miał on bowiem jedną z najwspanialszych
kolekcji rhododendronów (obecnie po kolekcji owej pozostały
jedynie jej resztki). Ciekawostki na temat owego pałacu
i jego wspaniałego parku również opisane są na stronie
o mieście
Miliczu.
12.
Kościół Św. Andrzeja Boboli. Po oglądnięciu
pałacu Maltzanów możemy powrócić do bramy
wejściowej do owego pałacu, poczym skierować
się na południe wzdłuż ulicy Piłsudskiego, aż
dotrzemy tą ulicą do kościoła Św. Andrzeja Boboli -
od którego rozpoczęliśmy nasze zwiedzanie.
Alternatywnie, podczas oglądania przypałacowego
parku możemu skierować się ku wschodowi idąc
przez park, co również powinno doprowadzić nas
do ulicy Piłsudskiego a potem do Kościoła Św.
Andrzeja Boboli (przy pokazji zaś pozwoli nam
zobaczyć nieco więcej owego parku, np. sztucznie
usypane w nim wzgórze parkowe).
* * *
Podczas wędrówki szlakami opisanymi w
powyższych punktach #8.1 do #8.4, w oczy
powinno nam się rzucić aż kilka rzeczy.
Podkreślmy tutaj najważniejsze z nich.
(1) W Miliczu i Wszewilkach do dzisiaj
przetrwały dowody celowego i wielkoskalowego
zacierania oraz eliminowania obiektów
(a także ludzi) które mogłyby nam ujawnić
prawdę na temat historii naszej planety.
(2) Systematyczne i planowe zacieranie
i eliminowanie owej wiedzy o historii kontynuowane
jest tam do dzisiaj. (3) To co się dzieje w
Miliczu i na Wszewilkach jest jedynie małym
fragmentem podobnie wielkoskalowego
procesu niszczenia jaki ma miejsce na całej
naszej planecie. Uświadomienie sobie owych
punktów powinno nas mobilizować abyśmy
z tym większą uwagą i troską rozważyli to
co zostało zaprezentowane na stronie
internetowej o nazwie
zło,
oraz na stronach jej pokrewnych. Ponadto
powinno to nas zmobilizować abyśmy tym większą
troską i opieką otoczyli to co ciągle oparło się
zniszczeniu z obiektów będących nośnikami
naszej historii i kultury.
#9. Reguły totaliztycznego zachowania się:
Aczkolwiek Zlot ten jest nieformalny, znaczy
zupełnie anonimowy, na "dziko", oraz bez
żadnego konkretnego organizatora, jest on
zwoływany w imię totalizmu. Jako zaś na takim,
jego uczestników obowiązują totaliztyczne zasady
postępowania, szczególnie zaś zasada "we
wszystkim co czynisz pedantycznie wypełniaj
prawa moralne", a także obowiązuje
przestrzeganie motta totaliztycznego zlotu
(tj. "czyń tylko dobro, powiększaj tylko
wiedzę, wywieź tylko zjęcia, pozostaw tylko ślady
swoich stóp"). Praktycznie to oznacza
moralne (przyzwoite) zachowywanie się na
Zlocie, brak kłótni, bijatyk, czy pijatyki. Ponadto
oznacza także staranne zakopywanie w osobiście
wykopywanych dołkach głębokich na co najmniej
20 cm wszelkich śmieci i odpadków jakie się
wygeneruje przy okazji obozowania (tj. nie wolno
po prostu porzucić na ziemię nawet ogryzka
od jabłka czy zmiętej papierowej serwetki) -
dlatego istotna na tym Zlocie będzie mała
łopatka ogrodowa którą należy ze sobą zabrać.
Owo moralne zachowanie jest szczególnie ważne
u osób, które uczuciowo utożsamiają się z
totalizmem, a stąd - zgodnie z wyjaśnieniami
punktu #3 tej strony, formują sobą "intelekt
zbiorowy" totalizmu. Od wysoce moralnego
ich zachowania się podczas owego Zlotu
zależało będzie m.in. czy Zlot ten będzie
stanowił wkład totaliztów do moralnego
wygrania obecnie toczącej się "bitwy o Wszewilki".
Na ten nieoficjalny zlot zaproszeni są nie tylko
totalizci, ale także wszelcy inni ludzie, włączając
w to wrogów totalizmu oraz UFOnautów.
Dlatego, niestety, nie można absolutnie wykluczyć
że nie zjawią się na nim jacyś prowokatorzy
nasłani przez UFOnautów, szukający okazji
do rozpoczęcia jakiegoś incydentu. Gdyby więc
jakikolwiek incydent miał tam miejsce, proszę
pamiętać że w dzisiejszych czasach niemal
każdy posiada potężną broń przeciwko niewłaściwie
się zachowującym. Są nią aparaty fotograficzne
oraz kamery wideo. W razie jakiegokolwiek
incydentu proszę fotografować osoby które się
będą niewłaściwie zachowyać, potem zaś przysłać
mi owe fotografie lub wideo (można anonimowo).
Ja zaś będę już wiedział co z tym materiałem
dowodowym prowokacji mam uczynić.
#10. Godziny 9 do 12 dnia Zlotu: "Parada pomysłów i talentów" - czyli zainteresuj innych poprzez pokazanie im co potrafisz:
Motto tego Zlotu brzmi: pół żartem pół serio.
Zlot we Wszewilkach jest nie tylko okazją
do zwiedzenia tej wioski, ale również okazją
aby pokazać innym jakiś swój talent czy
interesujący pomysł. Dlatego jeśli samemu
lub z grupą swoich przyjaciół przygotowujesz
czytelniku, lub jesteś w stanie zademonstrować coś, co
jest bezpieczne i co może zainteresować innych,
Wszewilki-2006 są okazją aby pokazać to
publicznie. Zapakuj to więc do plecaka lub
na bagażnik swego roweru i przywieź na
boisko sportowe Wszewilek. Przywieź też
ze sobą wszystko co potrzebne aby ten talent
czy pomysł mógł być tam zademonstrowany.
Poniżej zestawiam kilka przykładów rodzajów
pomysłów czy talentów jakie byłoby warto zabrać
ze sobą na Zlot Wszewilki-2006 aby je tam pokazać
innym przybyłym.
(a)
Niezwykły ubiór, makijaż, lub wygląd. Jeśli
masz jakiś pomysł na wykonanie niezwykłego
ubioru, przygotowanie jakiegoś interesującego
makijażu, tatuażu, "mokko", czy zdobienia ciała,
porzygotuj to na sobie czy na jakimś modelu i
przywieź na zjazd Wszewilki-2006. Zważaj jedynie
czy dawało się to będzie nosić po pokrytym rzadką
trawą piaszczystym boisku wiejskim (tj. nie radziłbym
tam demonstrować nowej konstrukcji "szpilek" damskich).
(b)
Interesujące urządzenia czy możliwości. Jeśli
zbudowałeś jakieś urządzenie które pozwala ci np. latać
w powietrzu, poruszać się skokami jak żaba, jeździć
na jednokołowym (terenowym) rowerze, albo czyni
iż np. twoje włosy będa się jarzyły jak żarówka, zabierz
je na zlot i pozadziwiaj innych przybyłych jego użyciem.
(c)
Nietypowe zdolności lub talenty. Jeśli potrafisz
np. zaklinać węże lub powrozy, jeśli np. miotasz
płomienie, żonglujesz żywymi węgorzami, karmisz
się soczystymi ddżownicami, uprawiasz akrobatykę
na kierownicy własnego roweru, albo sam jeden potrafisz
urzeczywistnić muzykę całego zespołu, wówczas
przywieź swój talent na Zlot i zademonstruj go innym.
(d)
Trudne do powtórzenia testy lub umiejętności.
Jeśli potrafisz np. zginać stalowe pręty na własnej
głowie, albo np. kręcić "hula hoop" stojąc na rękach,
albo np. potrafisz jednym rzutem trafić monetą tak
aby wpadła do butelki, przywieź na Zlot co potrzebne
dla swoich testów czy umiejętności poczym wyzwij
innych obecnych czy potrafią dokonać tego samego
(dobrze byłoby jednak abyś posiadał też jakieś nagrody
dla tych co mimo wszystko potrafią ci dorównać).
(e)
Pokazy, występy, prezentacje. Jeśli z przyjaciółmi
formujecie grupę akrobatyczną, zespół "cheer leaders",
drużynę "marching girls", chór bezsłownych piosenkarzy,
zespół muzyczny, grupę która praktykuje jakiś widowiskowy
rodzaj tańca (np. rap), drużynę która trenuje jakich
mniej znany rodzaj zmyślnego sportu, itd., itp, wówczas
przybądźcie razem na boisko Wszewilek i zademonstrujcie
innym swoje umiejętności.
Oczywiście "parada pomysłów i talentów"
wcale nie kończy się na powyższych przykładach.
Cokolwiek interesującego lub nowego ktoś ma
do pokazania, a co daje się pokazać na
porosłym rzadką trawą i piaszczystym boisku
sportowym wsi Wszewilki, warto to przytaskać
i zademonstrować innym.
Jeśli twój pokaz lub pomysł wymaga zaparkowania
na boisku jakiegoś samochodu lub ciężkiego
sprzętu, wóczas pamiętaj że o godzinie 12 na
polu gry owego boiska ma się rozpocząć mecz
"międzygwiezdny" opisany w następnym punkcie
#11 tej strony. Stąd swój samochód czy sprzęt
albo parkuj poza polem gry tego boiska (tj. w
obszarze dla widzów), albo też usuń go z pola
gry jeszcze przed godziną 12.
Odmienny zbiór pomysłów na temat owej
"parady pomysłów i talentów", tym razem
sporządzony z punktu widzenia "miejscowych",
zawarty jest w punkcie #10 odrębnej strony
internetowej
Wszewilki-Milicz.
#11. Godzina 12 dnia Zlotu: "W samo południe" - historyczny mecz "międzygwiezdny" na rzecz galaktycznego pokoju i pojednania rozgrywany pomiędzy drużyną reprezentującą UFOnautów i drużyną reprezentującą totaliztów:
Mecz zaproponowany w tym punkcie jest jedynie propozycją. Jej faktyczne zrealizowanie zależało będzie
od wielu czynników, np. od pogody w dniu Zlotu (trudno wszakże dla przyjemności uczestniczyć w meczu
kiedy np. pada), od ilości chętnych do gry po obu stronach którzy przybędą na boisko sportowe Wszewilek
na godzinę 12 w dniu Zlotu, itp.
Kiedyś przebojem filmowym był western o
tytule "w samo południe". Pokazywał on jak
dobro wspomagane przez lokalnych ludzi
odniosło zwycięstwo nad przybyłym z daleka
złem. Tak się składa że na Wszewilkach zejdą
się razem zwolennicy dwóch konkurujących obecnie
ze sobą idei, zaś owo spotkanie nastąpi właśnie
w miejscu które obecnie jest boiskiem do
piłki nożnej. Aż więc się prosi, aby właśnie
"w samo południe" rozegrać owego dnia
historyczny mecz "międzygwiezdny". Obie
strony z owego meczu reprezentowałyby
właśnie te idee które dotychczas ścierały
się tylko w internecie. Wszakże sport od
samego początku czasów uważany jest
za rodzaj mostu które łączy i nastawia pokojowo
normalnie zwaśnione strony. Stąd ów mecz
międzygwiezdny we Wszewilkach mógłby
właśnie być takim mostem który dotyczasową
rywalizację i spory pomiędzy zwolennikami
UFOnautów i wyznawcami totalizmu zastąpiłby
podjęciem rozmów i dalszą współpracą.
Opisywany tutaj historyczny mecz międzygwiezdny
we Wszewilkach byłby pierwszym meczem
sportowym w historii Ziemi rozgrywanym pomiędzy
drużyną reprezentującą sobą UFOnautów,
a drużyną reprezentującą sobą totaliztów.
Jako zaś taki przejdzie on zapewne do historii.
Chętni do wzięcia udziału w owym meczu po stronie
drużyny UFOnautów przybyliby do Wszewilek z
zapakowanymi w swoich plecakach lub torbach
czarnymi koszulkami (jeśli się da to posiadającymi
na sobie nadrukowane zielone twarze UFOludków,
słowa UFO, lub słowa "kosmici" albo "aliens"). Koszulki
te ubraliby na czas meczu, aby łatwo było rozpoznać
po której stronie grają. Natomiast chętni do wzięcia
udziału w owym meczu po stronie drużyny totaliztów
przybyliby do Wszewilek z zapakowanymi w swoich
plecakach lub torbach białymi koszulkami (jeśli się
da to posiadającymi na sobie już nadrukowane
logo totalizmu, które właściciele tych koszulek
ściągną sobie wcześniej z Internetu). Koszulki
te także ubraliby na czas meczu, aby łatwo było
rozpoznać po której stronie grają. Jeśli którakolwiek
z obu tych stron nie potrafiłaby przed godziną 12
(tj. "w samo południe") zebrać razem pełnej
drużyny piłkarskiej ubranej w wymagany kolor
koszulek, wówczas drużyna przeciwna wygrywa
mecz na zasadzie "walkover". Jeśli jednak kandydaci
na obie te drużyny piłkarskie stawią się w wymaganej
do gry liczebności, wówczas mecz się rozpocznie.
Sędzią w owym meczu będzie albo ktokolwiek kto
przybędzie na Zlot mając przy sobie uprawnienia
sędziego dla meczy piłki nożnej, a także mając własny
gwizdek, albo też będzie to ochotnik z KO (komitetu
organizacyjnego) Zjazdu "Wszewilki-2007" - wszakże
przedstawiciele owego KO będą w owym czasie na
boisku sportowym Wszewilek w celu rozdawania
"trophy" z Zlotu "Wszewilki-2006".
Na opisywany tutaj historyczny mecz międzygwiezdny
pomiędzy drużyną reprezentującą UFOnautów
(w czarnych koszulkach, z nadrukowanymi na nich
ziolonymi twarzami UFOludków) oraz drużyną reprezentującą
totaliztów (w białych koszulkach, z nadrukowanym
na nich logiem totalizmu), nałożone będzie kilka
zasad. Oto najważniejsze z nich. (1) Lokalnym
piłkarzom, znaczy piłkarzom mieszkającym we
Wszewilkach, Miliczu, lub w okolicznych wioskach,
wolno jedynie zaochotniczyć do gry w drużynie totaliztów.
Wszakże reprezentują oni miejsce z którego totalizm się
wywodzi, mają więc patriotyczny obowiązek obstawać
po stronie totalizmu. (W rezultacie tej zasady, mecz
ten będzie również wysoce symbolicznym meczem
"przybysze kontra miejscowi" - obie grupy rozumiane w
kontekście galaktycznym.) (2) Mecz będzie odbywał
się zgodnie z regułami meczu piłki nożnej obowiązującymi
aktualnie w Polsce. (Wszakże wiadomo, że UFOnauci
woleliby zapewne grać "wolną amerykankę" którą
praktykują na własnej planecie, zaś w której nie
obowiązują grających żadne zasady ani reguły -
wolno więc im tam oszukiwać, straszyć, używać
tricków, oraz czynić wszelkie potworności jakie
tylko się da aby umieścić piłkę w bramce
przeciwnika. Skoro jednak UFOnauci występują
gościnnie na naszej planecie, muszą oni
uszanować nasze standardy gry i postępowania.)
(3) UFOnauci NIE będą podczas tego meczu
używali swoich zwykłych "tricków" w stylu Davida
Copperfielda, a więc np. nie będą dodawali niewidzialnych
dla ludzkich oczu ponadprogramowych piłkarzy - tak
aby piłka zygzakami "sama" biegła do bramki ich
przeciwników, nie zaprogramują telepatycznie stada
miejscowych buhajów aby te się "zegziły" i rozpędziły
drużynę przeciwników, nie będą powodowali znikania
piłki - tak że strona przeciwna nie będzie mogła jej
znaleźć, nie będą latali wysoko w powietrzu zamiast
biegać za piłką po ziemi - tak że przeciwna drużyna
nie będzie mogłą odebrać im piłki, nie zaindukują
technicznego deszczu o godzinie 12 aby w ten sposób
uniknąć konieczności wzięcia udziału w owym meczu,
nie będą podszywali się pod graczy z drużyny totaliztów -
aby potem tym łatwiej strzelić gola do własnej bramki,
nie będą później twierdzili że to oni wygrali mecz - jeśli
faktycznie go przegrają, itd., itp.
(4) Wszystkim przybyłym na zlot i chętnym
do gry dana będzie szansa wzięcia udziału w tym
historycznym meczu "międzygwiezdnym". Znaczy,
jeśli będzie więcej chętnych do gry w drużynie po
którejkolwiek stronie niż wynosi skład osobowy
drużyny piłki nożnej, wówczas grający z tej drużyny
będą się co jakiś czas zmieniali, tak że każdy chętny
do gry weźmie udział w owym meczu choćby przez
krótki okres czasu. (W ten sposób każdy uczestnik
tego "międzygwiezdnego" meczu będzie później
mógł się pochwalić, że brał w nim osobisty udział.
Sugerowane jest też aby każdy uczestnik otrzymał
ozdobny "dyplom uczestnictwa" zaproponowany w
następnym punkcie - jeśli znajdzie się jakiś uzdolniony
ochotnik aby dyplomy takie na Zlot ten przygotować.)
(5) W niektórych imprezach sportowych
szczególnie istotnych lub wymagających wyjątkowej
odwagi (np. przy uczestniczeniu w "bangi jumping"),
wszyscy ich uczestnicy otrzymują specjalne ozdobne
"dyplomy uczestnictwa" które mogą oni potem oprawić
sobie w ramkę i pokazywać znajomym jako ciekawostkę.
Niniejszym chciałbym więc zaproponować aby ktoś
utalentowany graficznie i obdarzony wysokim poczuciem
humoru przygotował z góry i przywiózł na ów Zlot
specjalne "dyplomy uczestnictwa" w owej grze (z nadrukiem
loga totalizmu lub twarzy UFOludka) w celu ich rozdania
wszystkim tym którzy będą uczestniczyli po którejkolwiek
ze stron w owym historycznym meczu międzygwiezdnym
"Wszewilki-2006".
(6) Jeśli któraś z drużyn nie będzie w stanie
znaleźć wymaganej liczby chętnych do zagrania po
jej stronie, wówczas mecz automatycznie będzie
uważany za wygrany przez stronę przeciwną owej
drużyny (na zasadzie po angielsku zwanej "walkover").
Tam gdzie toczy się jakikolwiek mecz, powinna
istnieć nagroda dla zwycięzców. Ja osobiście bym
proponował, że nagrodą dla drużyny która wygra
ów mecz "w samo południe" powinno być prawo
owej drużyny do całorocznego użytkowania boiska
na Wszewilkach, kiedy tylko drużyna ta zechce.
Jeśli więc np. wygra drużyna reprezentująca UFOnautów,
UFOnauci uzyskają prawo do organizowania
meczy i treningów na owym boisku o każdej
porze dnia i nocy przez cały następny rok.
Podobnie też byłoby jeśli wygra drużyna miejscowych.
Aby zaś symbolicznie uwypuklić owo prawo, drużyna
która przegra ów mecz, powinna symbolicznie i komicznie
zaraz po jego zakończeniu "złożyć broń" - czyli pozdejmować
z siebie koszulki które ubierała podczas meczu,
potem zaś "zapaść się pod ziemię" czyli opuścić boisko
pozostawiając je we władaniu zwycięskiej drużyny
(jeśli przegra drużyna reprezentująca UFOnautów,
wówczas może nawet zademonstrować zebranym faktyczne
"zapadanie się pod ziemię" - czyli uczynić to co
uchwycone zostało na zdjęciu "Fot. 9b" (z Wylatowa)
opublikowanym na stronie
"kosmici").
Każdy więc kto lubi grać w piłkę nożną dla przyjemności,
lub kto czuje że z jakichkolwiek innych powodów powinien
wziąść udział w tym historycznym meczu, jest gorąco do
niego zapraszany. Aby w nim uczestniczyć, wystarczy
przybyć o godzinie 12 w dniu Zlotu na boisko sportowe
Wszewilek, mając ze sobą w plecaku lub torbie koszulkę
odpowiedniego koloru. Logo totalizmu do nadrukowania
na białych koszulkach można sobie samemu sprowadzić
z internetu. (Białe koszulki odpowiedniego rozmiaru
z nadrukiem loga totalizmu można też sobie zamówić
wcześniej internetowo pisząc email do
mpkuo@o2.pl,
oraz potem odebrać je od niego tuż przed rozpoczęciem
meczu.) Czarne koszulki z nadrukiem zielonych twarzy
UFOludków jak wierzę można łatwo nabyć sobie wcześniej
w dowolnym sklepiku z tego typu akcesoriami - są one
wszakże dosyć popularne wśród dzisiejszej młodzieży.
(W razie trudności z ich nabyciem również można zwrócić
się w tej sprawie emailowo do
mpkuo@o2.pl,
a potem odebrać je od niego w dniu meczu.) Oczywiście,
jeśli do dnia meczu komuś nie uda się przygotować białej
lub czarnej koszulki z odpowiednim nadrukiem ozdobnym,
jednak ciągle zechce wziąść udział w tej grze, wówczas
całkowicie czarne lub całkowicie białe koszulki (tj. bez
nadruków ozdobnych) też będą dopuszczane do udziału.
Wszakże głównie chodzi w owych kolorach aby grający
nawzajem się rozróżniali podczas gry.
Pewnym problemem może być zadecydowanie
po której stronie zechce się grać w owym meczu.
Oczywiście, najlepiej aby w tej sprawie zapytać
się własnych przekonań i pogladów. Jeśli np.
uważa się że UFOnauci to biedaki którzy potrzebują
pomocy i wsparcia od Ziemian, jeśli nam ich szczerze
żal że błąkają się po owym wszechświecie jak bezdomne
sieroty zaś nikt nie chce ich znać ani wspierać, albo jeśli
chce się im dać osobisty przykład jak powinni postępować
na Ziemi, wówczas należy wziąść udział w meczu po
stronie UFOnautów. Jeśli zaś nasze uczucia grawitują
bardziej w kierunku totaliztów, wówczas trzeba grać po
ich stronie. Najłatwiejszy wybór jest zaś kiedy po
prostu mieszka się we Wszewilkach, Miliczu, lub w
relatywnie bliskiej odległości od owych miejscowości.
Wówczas po prostu ma się obowiązek patriotycznego
wspierania "miejscowych", czyli ma się obowiązek
grania po stronie drużyny totaliztów.
Muszę tutaj się przyznać, że osobiście nieco się
obawiam czy będzie wystarczająco dużo chętnych
do zagrania w drużynie UFOnautów. Wszakże
UFOnauci są jedynie dobrzy kiedy działają z ukrycia.
W tym zaś przypadku musieliby wystąpić otwarcie -
co jest sprzeczne z ich naturą. Liczę jednak,
że UFOnauci potrafią podtrzymać swoją opinię i
imię "panów Ziemi" oraz rozwiążą jakoś i ten problem.
Jeśli zaś nie, wówczas być może niektórym
sympatykom totalizmu stanie się żal owych biednych,
niechcianych UFOnautów i zagrają po ich stronie.
Jeśli zaś chodzi o grających po stronie totalizmu
to nie mam wątpliwości że ci stawią się w ogromnej
liczbie. Wszakże oprócz około pół miliona totaliztów
istniejących obecnie w Polsce, po stronie totalizmu
mają patriotyczny obowiązek wystąpić wszyscy
miejscowi piłkarze. Nie wątpię też że honor im
nie pozwoli aby zawiedli w tak ważnym momencie
historii swych stron rodzinnych.
#12.
Gdzie można się zapoznać z najnowszym rozwojem wydarzeń w sprawie Zlotu "Wszewilki-2006":
Wszelkie nowiny na temat aktualnych wydarzeń
we wszystkich sprawach leżących w polu
zainteresowań filozofii
totalizmu,
włączając w to również sprawy Zlotu "Wszewilki-2006",
prezentowane są i dyskutowane na bieżąco
na tzw. "blogu totalizmu". Tam więc
można poznawać najnowszy rozwój
wydarzeń w sprawie tego zlotu
jak również rozwój wszelkich innych
spraw związanych z filozofią totalizmu.
Aktualne adresy blogu totalizmu
przytaczane są zawsze na stronie internetowej
FAQ - częste pytania.
W chwili przygotowywania niniejszej strony
internetowej ów "blog totalizmu" był dostepny
pod adresem
totalizm.blox.pl/html
(tj. aby go przeglądnąć albo kliknij tu na jego
"zielony" adres z linkiem, albo też wpisz
adres http://totalizm.blox.pl/html/ w okienko
swojej przeglądarki).
Odnotuj jednak, że jak wszystkie inne strony
i przejawy działalności totalizmu, blog ten w
każdej chwili może zostać zasabotażowany.
W przypadku zaś zasabotażowania, jego
następna lokacja najpierw zostanie uaktualizowana
i podana na stronie
FAQ - częste pytania.
Na wypadek zasabotażowania, blog totalizmu
posiada również dwie swoje lustrzane kopie
(klony). W chwili przygotowywania niniejszej
strony kopie te były dostępne pod dwoma
następującymi adresami:
totalizm.republika.pl, oraz
energia.sl.pl/news.
Dowodem na fakt jak intensywnie ów blog totalizmu
jest zwalczany i prześladowany przez UFOnautów,
jest liczba anty-totaliztycznych blogów autoryzowanych
przez UFOnautów, jakie istnieją na tym samym
serwerze co blog totalizmu. W maju 2006 roku,
owych anty-totaliztycznych blogów uformowanych
i prowadzonych przez UFOnautów, tylko na serwerze
"blox.pl" było już ponad 10. Wszystkie one albo
podszywały się pod totalizm, mając nawet słowo
"totalizm" w swojej nazwie (np. nazywając siebie
"totalizm2", "totalizm3", itp.) albo też nielegalnie
podszywały się pod moje własne nazwisko (np.
nazywając siebie "jan-pajak", "janpajak", "doktorjanpajak",
itp.). Wszystkie one też na najróżniejsze sposoby
krytykowały, wyszydzały, podważały, oraz opluwały
albo totalizm albo też moją osobę. Ów zmasowany
atak i prześladowania owych ponad 10-ciu
anty-totaliztycznych oraz anty-mnie blogów,
zorganizowany został przez UFOnautów tylko
po to aby zwalczać ów jedyny blog naprawdę
totaliztyczny który ja prowadzę a którego adres
podałem powyżej. Oto jak bardzo UFOnauci
boją się totalizmu, oraz za jak niebezpieczną
ideologię uważają oni tą wysoce moralną filozofię.
Ponadto, oto jak potężnymi siłami prześladowczymi
UFOnauci dysponują na Ziemi, że potrafią bez
trudu zorganizować aż tak zmasowany atak na
totalizm i na moją osobę. A pomyśleć że duża
proporcja ludzi ciągle nie wierzy że UFOnauci
wogóle istnieją i że od samego początka czasów
skrycie okupują oni Ziemię (tyle że dawniej
nazywano ich "diabłami" a nie "UFOnautami").
Warto tutaj też dodać, że kiedy około południa
czasu polskiego w dniu 5 kwietnia 2006 roku
przez około godzinę czasu usiłowałem zaglądnąć
do bloga totalizmu, był on właśnie zasabotażowany
przez UFOnautów i dla mnie całkowicie niedostępny
(aczkolwiek potem się okazało że w tym samym
czasie dwie osoby skomentowały jego ostatni wpis).
W tym samym czasie wpis #61 do owego bloga,
który naniosłem do niego wczesnym ranem czasu
polskiego w dniu 4 kwietnia 2006 roku, nie dało się
wówczas już odczytać ani pod owym zasabotażowanym
głównym adresem bloga, ani pod
adresami obu jego klonów (najwyraźniej
UFOnauci nie bardzo lubili treść owego
mojego wpisu #61). Warto też dodać,
że tematyce Zjazdu "Wszewilki-2007"
opisywanego na niniejszej stronie internetowej,
poświęcony został wpis nr #62
(datowany 9 kwietnia 2006 roku) do owego
bloga totalizmu - który także początkowo
odmówił pokazania się na obu klonach bloga.
Późniejsze analizy wykazały, że cały blog
totalizmu został w jakiś sposób trwale
zasabotażowany właśnie około 5 kwietnia
2006 roku. Owo zasabotażowanie
spowodowało trwały spadek liczby
odwiedzin bloga do około 10%
poprzedniej liczby tych odwiedzin.
Niestety, nie jest jasne jak UFOnauci
uzyskali takie efekty (np. czy wprowadzili
do oprogramowania bloga jakiś sekretny
program który uniemożliwia jego otwarcie
wizytującym go po raz pierwszy, czy wydeletowali
lub sfałszowali adresy linków odsyłających
do tego bloga, czy usunęli ten blog z search
engines, czy też dokonali czegoś jeszcze
innego?).
#13.
Proponuję okresowo powracać na niniejszą stronę w celu sprawdzenia dalszych postępów w organizacji Zlotu "Wszewilki-2006":
W celu
śledzenia jak dalej będzie się rozwijała sprawa
organizowania Zlotu "Wszewilki-2006" warto okresowo
powracać do niniejszej strony. Z definicji strona
ta będzie bowiem podlegała dalszemu udoskonalaniu
i poszerzeniom, w miarę jak ewentualny wysiłek
ochotników, a także nadchodząca fala ich przyszłych
zabiegów organizacyjnych, zdołają wpłynąć na
postęp w organizacji tego ZJazdu. Jeśli więc
w przyszłości zechcesz czytelniku dowiedzieć
się jakie są dalsze losy owego Zjazdu, wówczas
odwiedź tą stronę ponownie. Ja bowiem będę
systematycznie aktualizował jej zawartość, w
miarę jak rozwój sytuacji przysporzy jakichś
wydarzeń lub informacji wartych zaraportowania.
Warto także okresowo sprawdzać blog totalizmu
o adresie
totalizm.blox.pl/html
(z jego lustrzaną kopią dostępną pod adresem
totalizm.wordpress.com).
Na blogu tym bowiem wiele zdarzeń omawianych
na tej stronie naświetlane jest dodatkowymi
informacjami spisywanymi w miarę jak zdarzenia
te się rozwijają przed naszymi oczami. Ponieważ
jednak blog ten jest intensywnie sabotażowany, w
przypadku gdyby jednak nie dało się go otworzyć
warto sprawdzić co nowego na jego temat wyjaśnione
zostało w punkcie #D2 strony
FAQ - częste pytania.
Odnotuj, że czytelnicy
mogą sobie załadować do własnego komputera replikę niniejszej strony
internetowej (z jej ilustracjami), tak jak to zostało wyjaśnione na stronach
FAQ - częste pytania lub
replikuj
dostępnych przez "Menu 1" i "Menu 2".
(Aby sobie załadować tą replikę, wystarczy w "Menu 1" kliknąć na pozycję
źródłowa replika tej strony.
Odnotuj jednak, iż jeśli po takim kliknięciu replika się sama nie załaduje,
to zapewne oznacza że albo na danym serwerze/witrynie replika ta NIE
mogła zostać udostępniona zainteresowanym np. z powodu ograniczeń
pamięci serwera, albo też że UFOnauci właśnie zasabotażowali możliwość
jej sprowadzania. W takim wypadku należy zmienić serwer używając adresów
podanych w
"Menu 4"
lub "Menu 3", a następnie spróbować replikę tą załadować sobie z następnego
serwera.)
#14.
Jak dzięki stronie
"skorowidz.htm"
daje się znaleźć totaliztyczne
opisy interesujących nas tematów:
Cały szereg tematów równie interesujących
jak te z niniejszej strony, też omówionych
zostało pod kątem unikalnym dla filozofii
totalizmu. Wszystkie owe pokrewne tematy
można odnaleźć i wywoływać za pośrednictwem
skorowidza
specjalnie przygotowanego aby ułatwiać ich
odnajdowanie. Nazwa "skorowidz" oznacza
wykaz, zwykle podawany na końcu książek,
który pozwala na szybkie odnalezienie interesującego
nas opisu czy tematu. Moje strony internetowe
też mają taki właśnie "skorowidz" - tyle że
dodatkowo zaopatrzony w zielone
linki
które po kliknięciu na nie myszą natychmiast
otwierają stronę z tematem jaki kogoś interesuje.
Skorowidz ten znajduje się na stronie o nazwie
skorowidz.htm.
Można go też wywołać z "organizującej" części
"Menu 1" każdej totaliztycznej strony. Radzę
aby do niego zaglądnąć i zacząć z niego
systematycznie korzystać - wszakże przybliża
on setki totaliztycznych tematów które mogą
zainteresować każdego.
Aktualne adresy emailowe autora tej strony, tj. oficjalnie
dra inż. Jana Pająka,
zaś kurtuazyjnie Prof. dra inż. Jana Pająka,
pod jakie można wysyłać ewentualne
uwagi, zapytania, lub odpowiedzi na zadane
tu pytania, podane są na stronie internetowej
o mnie (dr inż. Jan Pająk).
Tam również dostępne są pozostałe powszechnie
używane dane kontaktowe do autora tej strony.
Prawo autora do używania kurtuazyjnego
tytułu "Profesor" wynika ze zwyczaju iż "z profesorami
jest jak z generałami", znaczy raz
profesor, zawsze już profesor. Z kolei
w swojej karierze naukowej autor tej strony był
profesorem aż na 4-ch odmiennych uniwersytetach,
tj. na 3-ch z nich był tzw. "Associate Professor"
w hierarchii uczelnianej bazowanej na angielskim
systemie uczelnianym (w okresie od 1 września
1992 roku, do 31 października 1998 roku) - który
to Zachodni tytuł stanowi odpowiednik "profesora
nadzwyczajnego" na polskich uczelniach. Z kolei
na jednym uniwersytecie autor był (Full) "Professor"
(od 1 marca 2007 roku do 31 grudnia 2007 roku -
tj. na ostatnim miejscu pracy z naukowej kariery
autora) który to tytuł jest odpowiednikiem pełnego
"profesora zwyczajnego" z polskich uczelni.
Proszę też odnotować, że z powodu mojego
chronicznego deficytu czasu, ja bardzo niechętnie
odpowiadam na emaile, które zawierają TYLKO
wykonawczo czasochłonne prośby, jednocześnie
zaś dokumentują zupełną ignorancję ich autora
w tematyce którą ja badam.
If you prefer to read in English
click on the flag
(Jeśli preferujesz język angielski
kliknij na poniższą flagę)
Data założenia tej strony internetowej: 21 kwietnia 2006 roku.
Data jej najnowszego aktualizowania: 7 stycznia 2013 roku
(Sprawdź w adresach z
Menu 4
czy istnieje już nowsza aktualizacja)