Oto
wykaz wszystkich stron które powinny być
dostepne pod niniejszym adresem (tj. na
tym serwerze), w zestawieniu językowym -
w 8 językach. Jest on częściej aktualizowanym
powtórzeniem stron zestawionych też w "Menu 1".
Wybierz poniżej interesującą Cię stronę
manipulując suwakami, potem kliknij na nią
aby ją uruchomić:
(Ten sam wykaz daje się też wyświetlić
z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na
"Menu 2".)
Oto
wykaz adresów wszystkich totaliztycznych
witryn działających w dniu aktualizacji
tej strony. Pod każdym z owych adresów
powinny być dostępne wszystkie totaliztyczne
strony wyszczególnione w "Menu 1" i
"Menu 2",
włączajac w to również ich odmienne wersje językowe
(tj. wersje w językach: polskim,
angielskim, niemieckim, francuskim, hiszpańskim,
włoskim, greckim i rosyjskim).
Najpierw więc w poniższym okienku wybierz
adres serwera z każdego masz zamiar
skorzystać manipulując suwakami, potem
kliknij na jego adres, kiedy zaś otworzy
się strona reprezentująca ów serwer
wówczas wybierz sobie z "Mednu 1" lub z
"Menu 2"
interesującą cię stronę i kliknij na nią
aby ją uruchomić i przeglądnąć:
(Niniejszy wykaz daje się też wyświetlić
z "Menu 1" poprzez kliknięcie tam na
"Menu 4".)
WSTĘP:
Czy kiedykolwiek uderzyło cię czytelniku, że na Ziemi i we
wszechświecie praktycznie wszystko zostało zaplanowane
w taki zmyślny sposób, aby wychowywało to ludzi oraz aby
inspirowało ich do podnoszenia swojej wiedzy. Przykładowo,
każdy zakątek naszej planety oryginalnie został stworzony
jako tak niezwykle piękny, że wszelka ludzka działalność
zabrudzająca i szkodliwa natychmiast jest widoczna i razi
w oczy. Mieszkańców Ziemi dzieli nawzajem tyle ras, religii,
ideologii, języków, kultur i zwyczajów, że ludzie NIE są w stanie
się upodobnić do siebie walką ani podbojem i z czasem muszą
zrozumieć iż tylko pokojowe współistnienie i wzajemna tolerancja
jest jedyną drogą współżycia. Zwierzęta domowe posiadające
wbudowany w siebie organ sumienia są tak identyczne do
pokrewnych do nich zwierząt dzikich pozbawionych sumienia,
że w końcu ludzie muszą dojść do wniosku iż posiadanie
sumienia i postępowanie według zasad moralności jest
oznaką człowieczeństwa. Skały i minerały na Ziemi starzeją
się zgodnie z upływem "nienawracalnego czasu absolutnego
wszechświata" który upływa około 365 tysięcy razy szybciej
niż "nawracalny czas softwarowy" w jakim starzeją się ludzie,
tak że szybciej czy później dzięki równoczesnemu istnieniu
i działaniu obu owych czasów, ludzkość musi odkryć, że ludzi
i skały stworzył Bóg w tym samym tygodniu jedynie około 6000
lat temu - tak jak wyjaśnia to wstęp oraz punkt #G4 ze strony o nazwie
dipolar_gravity_pl.htm
i punkt #D3 ze strony o nazwie
god_proof_pl.htm.
Kataklizmy
uderzają jedynie społeczności które zachowują się niemoralnie.
Ziemia została zapełniona taką różnorodnością stworzeń,
roślin i minerałow, że NIE daje się na nie popatrzeć bez
wzbudzenia wewnętrznej potrzeby aby poznać je lepiej
i dogłębniej. Ziemia i niebo są tak pełne tajemnic, że NIE
sposób zignorować ich zgłębianie. Itd., itp.
Jak się też okazuje, faktycznie nasza planeta jest rodzajem
szkoły i zakładu wychowawczego dla ludzi. Naukowo odkrył
to dopiero autor tej strony dzięki stworzonej przez siebie
filozofii totalizmu,
poczym opisał to dokładniej m.in. w punktach #B1 i #B1.1 ze strony o nazwie
antichrist_pl.htm.
Niniejsza strona ilustruje czego można w szkole tej się nauczyć
poprzez zwykłe analizy ciekawostek i zagadek Nowej Zelandii.
* * *
Treść tej strony autoryzuje
dr inż. Jan Pajak,
czyli badacz, odkrywca i wynalazca Nowej Zelandii i Polski oraz
WorldCat Identity
(tj. "Tożsamość Światowej Kategorii" - patrz strona
http://worldcat.org/identities/),
losy życiowe którego opisane są na jego autobiograficznej stronie o nazwie
pajak_jan.htm.
Z zawodu dr inż. Jan Pająk to nauczyciel akademicki,
który uczył studentów i prowadził badania na 10 uczelniach
świata gdzie wykładał całą gamę przedmiotów z aż dwóch
odmiennych dyscyplin, tj. z dyscypliny Inżynierii Mechanicznej
i Budowy Maszyn najpierw na swej rodzimej
Politechnice Wrocławskiej,
potem zaś na uniwersytetach w Nowej Zelandii (Canterbury),
Malezji (Kuala Lumpur) i Borneo (Kuching), a także z dyscypliny
Inżynierii Softwarowej oraz Języków Programowania na
czterech uczelniach Nowej Zelandii (tj. na: Invercargill College,
Dunedin University, Timaru Polytechnic i Wellington
Institute of Technology) oraz na uniwersytetach z Cypru
(Famagusta) i Korei (Suwon). Na aż czterech z tych uczelni
(tj. na uniwersytetach z Cypru, Malezji, Borneo i Korei) był
zatrudniony na stanowisku profesora uniwersyteckiego. W
początkowej części 21 wieku dr inż. Jan Pająk tym wyróżnił
się też z grona nadal żyjących wówczas odkrywców i wynalazców
oraz jednocześnie obywateli Polski lub/i Nowej Zelandii, że stał
się najszerzej z nich znanym wtedy w świecie, najróżnorodniej
interpretowanym, a ponadto najbardziej produktywnym - na
przekór prowadzenia badań bez finansowania i na zasadach
jakoby prywatnego "hobby" naukowego wymuszanego oficjalną
dezaprobatą badanych przez niego obszarów wiedzy, oraz na
przekór iż wyniki jego badań stanowią jedną ze skrycie najzacieklej
obecnie na świecie zwalczanej i ukrywanej wiedzy i prawdy.
Tylko krótkie zilustrowanie i streszczenie najważniejszych z
jego odkryć, wynalazków i naukowo niepodważalnych dowodów
formalnych wymagało przygotowania aż szeregu półgodzinnych
filmów nauczających udostępnianych za darmo w internecie albo w
trzech językach, tj. polskim, angielskim i niemieckim - przykładowo: filmu
"Dr Jan Pająk portfolio"
polskojęzyczną wersję którego można oglądnąć pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=f3MuZec4jGM
i filmu
"Napędy Przyszłości"
polskojęzyczna wersja którego upowszechniana jest z adresu
https://www.youtube.com/watch?v=lBVQfl2bbtI;
albo też udostępnianych z narracją w języku polskim ale z napisami
w języku angielskim - przykładowo: filmu
"Świat bez pieniędzy: Ustrój Nirwany"
udostępnianego pod internetowym adresem
https://www.youtube.com/watch?v=W9YFI6Fer9E, czy filmu
"Zagłada ludzkości 2030"
upowszechnianego pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=o06UvHgahr8
(odnotuj, że owe napisy w języku angielskim mogą być "włączane"
lub "wyłączane" klikaniem na ikonkę "cc", tj. "subtitles/closed captions",
z dolnej-prawej części danego filmu). Niestety, dotychczasowe efekty
przełomowych wyników jego badań stanowią ilustrację jak doskonale
dzisiejszą sytuację z prawdą, wiedzą i "oficjalną nauką ateistyczną"
odzwierciedla mądrość życiowa wersetów Biblii z Mateusza 13:57,
Łukasza 4:24 i Jana 4:44, a także mądrość ludowa zawarta w przysłowiu
"prawda w oczy kole". Wszakże np. w Nowej Zelandii aż do dzisiaj
o istnieniu i wynikach jego badań niemal nikt NIE chce wiedzieć.
Z kolei np. w Polsce dla unieważnienia, zaprzeczenia, wyciszenia
i zwalczenia jego odkryć, wynalazków i dowodów formalnych sporo
rodaków konspiruje się w gangi postępujące jak monopole wypaczające
prawdę i zapominające o Bogu (tak jak przykładowo dokumentuje
to od #A5 do #A5bc strona o nazwie
totalizm_pl.htm),
a stąd jakie przyszłym pokoleniom usiłują pozostawić tylko kłamstwa,
śmieci, pozatruwaną wodę, powietrze i glebę, oraz wyniszczoną naturę.
Najgorsze jednak iż gro opanowanych chroniczną pasywnością
dzisiejszych mieszkańców Ziemi utrzymujących się z oderwanych
od życia "prac umysłowych" i wygłaszania "przemówień" bogatych
w słownikowe obietnice "co" jednak zupełnie pozbawionych wyjaśnień
inżynierskiej procedury "jak" ich zrealizowania, tak już odwykło
od wykonywania produktywnej "pracy fizycznej" i rzeczywistych
działań opisywanych np. w punktach #G3 do #G5 strony
wroclaw.htm,
i tak zatopiło się w iluzji, zakłamaniu i propagandzie swych
komórek, komputerów i telewizji, że NIE są już w stanie nawet
posadzić kilku użytecznych drzew na nieużytkach, miedzach
lub przy drogach, posiać jadalne warzywa w swych ogródkach,
czy podjąć jakiekolwiek rzeczywiste działania broniące ich, ichnich
potomków oraz pozostałych bliźnich przed szybko nadchodzącą
zagładą lat 2030-tych.
Czytającym moje strony internetowe warto przypomnieć,
że wielkość druku tej i wielu
innych moich stron daje się zwiększać aż do około 300%
ich standardowej wielkości. To zaś pozwala aby strony te
łatwo czytać bez użycia okularów. Każde bowiem
software użyte do ich wyświetlania ma wbudowany w
siebie tzw. "zoom". Np. w "Google Chrome"
ów "zoom" odsłania się kliknięciem na pionowy "trzykropek"
w prawym górnym rogu ekranu, poczym druk można zwiększać
lub pomniejszać klikając na plus lub minus owego "zoom".
"Firefox" ten sam "zoom" odsłania kliknięciem tam na trzyliniowy
myślnik, zaś "Internet Explorer" - po kliknięciu tam na 8-zębowy
"trybik". Także zdjęcia tej i
innych moich stron też daje się powiększać nawet do 500%
ich oryginalnej wielkości - co pozwala np. na
dokładne oglądnięcie sobie ich szczegółów - np. twarzy kogoś
kto nas interesuje. Najprościej uzyskać takie powiększanie zdjęcia,
najpierw na nie klikając - tak aby ukazało się ono w odrębnym
okienku. Potem należy (też kliknięciem) pokazać je sobie z tego
odrębnego okienka na ekranie komputera. Mając zaś je już na
ekranie komputera, można otworzyć sobie dla niego "zoom" jaki
opisałem powyżej dla powiększania druku tej strony, poczym
klikając na + lub - owego zoom można sobie owo zdjęcie z
ekranu dowolnie zwiększać lub pomniejszać.
Część #A:
Informacje wprowadzające tej strony:
#A1.
Co opisuje niniejsza strona internetowa:
Gdyby ktokolwiek nas zapytał jaki kraj na świecie jest
najbardziej tajemniczy, prawdopodobnie mielibyśmy
poważne trudnosci z dokonaniem wyboru. Wszakże
wiemy o piramidach z Egiptu, o tajemniczych
kamiennych monumentach z Południowej Ameryki,
o Wielkim Murze Chińskim i o wszelkich owych
tajemnicach jakie go otaczają, itd. Nigdy byśmy
zapewne nie przypuszczali, że miniaturowe wersje
tych tajemnic z wszelkich innych krajów, można
także znaleźć w Nowej Zelandii. I tak Nowa
Zelandia w części zwanej Coromandel posiada
dwie małe piramidy, w lasach Kaimanawa
posiada zasypaną popiołem wulkanicznym
zapewne ogromną piramidę o płaskiej platformie
górnej, jaką opisałem szerzej i ilustruję w
punkcie #C6 poniżej (w amerykach takie
płaskie platformy z piramid używane były m.in.
do obrządków religijnych), w tzw. Northland
posiada ona miniaturę Wielkiego Muru
Chińskiego, posiada ona także własne
miejsce eksplozji
jakie jest nawet bardziej spektakularne niż
słynna eksplozja Tunguska z 1908 roku z
Centralnej Syberii, a na dodatek do tego
wszystkiego posiada ona jeszcze wiele lokalnych
tajemnic jakie wcale nie występują w innych
krajach świata, oraz jakie w Nowej Zelandii mogą
być tanio badane przez wszystkich zainteresowanych.
Czyli owa popularna opinia o Nowej Zelandii,
że jest to kraj w jakim niemal wszystko jest
czyimś monopolem niedostępnym dla normalnej
kieszeni, oraz gdzie jedynie daje się zobaczyć 1000
owiec przypadających na każdego mieszkańca,
jest dosyć mylące. Problem leży jednak w
tym, że w sprawie tajemnic swego kraju
Nowozelandczycy są wyjątkowo nieśmiali
i skromni. Nie lubują się oni w przechwałkach
na temat posiadanych tajemnic. Szczególnie
jeśli tajemnice te nie są uznawane ani
wytłumaczalne przez dzisiejszą oficjalną naukę.
Raczej wolą zabrać swojego rozmówcę
na dobry kufel piwa, lub obejrzeć z nim
podniecający mecz rugby, niż wymądrzać
się w wyjaśnianiu miejscowych tajemnic.
W ten sposób, na przekór że kraj ten
dosłownie przelewa się tajemnicami,
ktoś musi mieć wiele szczęścia aby
cokolwiek znaleźć na ich temat w
miejscowych broszurkach turystycznych
czy w miejscowych oficjalnych publikacjach.
Niniejsza strona internetowa właściwie jest
wstępnym raportem który podsumowuje wyniki
moich "prywatnych badań" nad tajemnicami
Nowej Zelandii (jeśli uwierzyć że istnieje coś
takiego jak "prywatne badania" - wszakże
wszelkie badania w końcowym efekcie zawsze
służą całej ludzkości). Strona ta jest nastawiona na
ujawnienie w jakich obszarach badania te zostały
dokonane, oraz jakie wyniki one wniosły. Ponadto
wskazuje ona gdzie dokładnie w moich monografiach
naukowych badania nad daną tajemnicą zostały opisane
bardziej szczegółowo i dostarcza darmowych
egzemplarzy tych monografii dla załadowania sobie
do własnego komputera. Strona ta wskazuje też dokładne
dane innych źródeł informacji związanych z daną
tajemnicą, takich jak artykuły w gazetach, nazwy miejsc,
itp. Poprzez dostarczenie tego wszystkiego, identyfikuje
ona te rodzaje tajemniczych widoków i zjawisk, które są
warte oglądnięcia w Nowej Zelandii. Wszakże nie daje
się niczego znaleźć na ich temat w oficjalnych przewodnikach
turystycznych. Podczas czytania o opisywanych tutaj
tajemnicach, warto sprawdzić ich położenie na mapach
Nowej Zelandii. Mapy te można znaleźć na stronie internetowej
www.linz.govt.nz.
Ponieważ jestem naukowcem który strannie bada każdą
z tajemnic opisywanych poniżej, razem z prezentacją
każdej z nich podałem również moje własne wyjaśnienie
dla mechanizmu jaki za tajemnicą tą się ukrywa.
Zapraszam każdego do zweryfikowania zasadności
tych moich wyjaśnień.
#A2.
Istnieje też alternatywny obraz Nowej Zelandii:
Jeśli ktoś zwiedza Nową Zelandię za pośrednictwem
jakiejś oficjalnej wycieczki poprzez biuro podróży,
wówczas ogląda tam standardowe widoki. Znaczy
przewodnicy pokazują ten kraj pełen tajemnic i
niewyjaśnionych zjawisk mniej więcej w następujący
sposób: oto gejzery Rotoruy - aby móc oglądać
podobne poza Nową Zelandią trzeba się wybrać
aż do Islandii albo do USA, oto świecące się glizdy -
wyglądają one niemal jak zakotwiczone w jednym
miejscu robaczki świętojańskie z Europy lub
świetliki "klip-klip" z Malezji, oto lodowce
wybrzeża zachodniego - aby zobaczyć podobne
trzeba się wybrać do Norwegii lub na Alskę, tutaj
turyści mogą nabyć nowozelandzkich owoców -
są one tu niemal równie tanie jak w sklepach,
tutaj wolno pogłaskać owieczki - oczywiście
dopiero po wykupieniu tej atrakcji, itd., itp.
(Po przykład potraktowania przez biura podróży
patrz artykuł "Chinese get souvenirs, not the
Kiwi sights" (tj. w tłumaczeniu znaczeniowym
"Chińczykom oferowane są pamiątki, a nie
faktyczne widoki Nowej Zelandii") ze strony A5 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z piątku (Friday), January 25, 2008.
Z kolei życiowa rada dla turystów odwiedzających
Nową Zelandię zawarta jest w artykule "Travel in
groups, Asians told" (tj. "Zawsze poruszaj się w
grupie, Azjaci instruowani") ze strony A1
nowozelandzkiej gazety
The Press,
wydanie z czwartku (Thursday, July 3, 2008.)
Tymczasem w Nowej Zelandii można zobaczyć
też rzeczy których nie daje się zobaczyć w żadnym
innym kraju - tak jak niniejsza strona to wyjaśnia.
Większość też z nich jest do wglądu za darmo.
Trzeba jedynie wiedzieć gdzie ich poszukiwać,
oraz oczywiście trzeba nieco zboczyć z ustalonych
szlaków turystycznych.
#A3.
Cele do osiągnięcia poprzez niniejszą stronę:
Niniejsza strona ma na celu pokazanie alternatywnej
Nowej Zelandii. Znaczy pokazanie Nowej Zelandii
pełnej tajemnic, niewyjaśnionych zjawisk, naukowych
zagadek których niemal nikt nie bada, szokującej
historii której istnieniu oficjalnie się zaprzecza, itp.
Czyli zobaczenie tej unikalnej Nowej Zelandii, jaka
wcale nie jest powtórzeniem któregokolwiek z innych
miejsc na Ziemi.
* * *
Tak więc
proponuję rzucić okiem na te ciekawostki i tajemnice
Nowej Zelandii, które zdążyłem już przebadać i
przetransformować w poniższą ich prezentację.
Oto one.
#A4.
Opis płatnego serwisu gazetowego jaki pozwala łatwo
poznać interesujące nas artykuły i ilustracje gazetowe
wskazywane na tej stronie, podany jest w punkcie #D9 mojej strony o nazwie
faq_pl.htm:
Niniejsza strona zawiera szczególnie wiele
odsyłaczy do artykułów jakie publikowane
były w gazetach Nowej Zelandii (a czasami
też i w gazetach innych krajów). Wszakże
zgodnie z ustaleniami nowej tzw.
"totaliztycznej nauki"
artykuły w gazetach publikują prawdę o życiu -
w ten sposób zasadniczo różniąc się od często
błędnych i zwodniczych spekulacji i interpretacji
jakimi pozapychane są artykuły w czasopismach
naukowych pisane przez zawodowych
reprezentantów starej, monopolistycznej
"ateistycznej nauki ortodoksyjnej".
Aczkolwiek więc przy każdym powołaniu
się na jakiś artykuł gazetowy przytaczam
też zielony odsyłacz do strony internetowej
owej gazety, czytelnik ciągle może napotkać
najróżniejsze problemy jeśli zachce zapoznać
się z treścią owego artykułu. Dlatego aby
udogodnić moim czytelnikom dostęp do
artykułów lub ilustracji we wskazywanych
na swych stronach gazetach, w punkcie
#D9 swej odmiennej stony internetowej
z FAQ, tj. strony noszącej fizykalną nazwę
faq_pl.htm,
przytoczyłem link i opis strony dostępnej pod adresem
pressdisplay.com/pressdisplay/viewer.aspx,
jaka oferuje odpłatny światowy serwis gazetowy.
Niezależnie od wad, w rodzaju że za intensywne
użycie jego usług trzeba płacić (chociaż za
darmo każdego dnia można przeczytać dwa
artykuły lub dwie strony i dowolną liczbę
stron tytułowych gazet) i że strona internetowa
jaka go oferuje napisana jest w języku angielskim
zaś kiepsko przetłumaczona na tylko kilka najpowszechniejszych
języków świata (niestety bez polskiego), oraz
że działa słoniowato-wolno ponieważ korzystają
z niej tysiące użytkowników naraz, serwis ten
ma też aż cały szereg zalet. Przykładowo, oferuje
on wgląd do gazet z praktycznie niemal wszystkich
krajów świata i w praktycznie niemal wszystkich
językach świata - włączając gazety z Polski.
Udostępniane są tam całe gazety dokładnie w
formie w jakiej zostały one wydrukowane - tj. wraz
z zawartymi w nich zdjęciami, ogłoszeniami i
dodatkami. Stronę jaka nas interesuje można
sobie powiększyć, aby wygodniej było ją czytać.
Gazety daje się w nim przeglądać we własnym
domu - tak samo jak w rzeczywistym życiu
(znaczy wertując je stronę po stronie lub od razu
idąc do wybranej strony). Stare numery gazet są
tak samo łatwo w nim dostępne jak nowe. Link
do wybranej gazety i strony można przesyłać
w nim emailowo do znajomych aby za darmo
zapoznali się z artykułami jakie im polecamy.
Ponadto serwis ten ma opcję "darmowego
wypróbowywania" (po kliknięciu na guzik
"GET A FREE TRIAL") dla tych którzy
chcieliby sprawdzić czy okaże się on przydatny
dla ich potrzeb czytelniczych i sytuacji. Jeśli
więc czytelnik dysponuje funduszem pozwalajacym
mu skorzystać z tego odpłatnego serwisu, lub jeśli
serwis ten jest dostępny w instytucji czy w bibliotece
do jakiej czytelnik ma dostęp (np. w Nowej Zelandii
serwis ten jest dostępny za darmo w sporej liczbie
bibliotek publicznych), wówczas rekomenduję mu
aby skorzystał z niego w celu łatwego odnalezienia
i poczytania artykułów gazetowych (i gazetowych
ilustracji) powoływanych na moich stronach.
Opisy zaś jak zapoznać się w owym serwisie
z treścią wybranego artykułu, czy jak oglądnąć
sobie ilustrację na jaką ja powołuję się na swoich
stronach, przytoczyłem w owym punkcie
#D9 z mojej strony internetowej o nazwie
faq_pl.htm.
Część #B:
Tradycyjne niezwykłości Nowej Zelandii:
#B1.
Telepatyczny wykrywacz nadchodzących trzęsień ziemi -
znaczy starożytny instrument jaki alarmuje o zbliżającym
się trzęsieniu ziemi wystarczający czas wcześnie
zanim ono nas
uderzy umożliwiając nam w ten sposób efektywną ucieczkę:
Jeśli czytelnik interesuje się aparatem
zbudowanym przez starożytnych Chińczyków
w 132 roku AD (czyli niemal 2000 lat temu),
który to aparat już w owych czasach pozwalał
na zdalne wykrywanie gotujących się trzęsień
ziemi z odległości nawet przekraczających
500 km (tj. już wtedy pozwalał osiągać to
czego dzisiejsza nauka nadal NIE jest
w stanie osiągnąć), wówczas powinien
zaglądnąć albo do odrębnej strony o nazwie
seismograph_pl.htm,
albo też do do punktu #G4 pokrewnej strony
newzealand_visit_pl.htm - o atrakcjach Nowej Zelandii wywodzących się od ludzi.
Aparat ten opisany jest też w moim referacie
na konferencję naukową ICST-2005. Referat
ów może być znaleziony pod adresem
-ist.massey.ac.nz/conferences/icst05/proceedings/ICST2005-Papers/ICST_112.pdf.
Aż do 2010 roku replika addająca przybliżony
wygląd tego aparatu była wystawiona
w nowozelandzkim muzeum zwanym
Te Papa
(w 2010 roku została jednak usunięta z aktywnej
wystawy). Niestety, rozliczne próby jakie podejmowałem
aby przebadać i odbudować działającą rekonstrukcję
tego ratującego życie aparatu, były systematycznie
uniemożliwiane przez decydentów nauki - tak jak
pisałem to w punkcie #I1 strony o nazwie
seismograph_pl.htm.
Owo systematyczne zbijanie i uniemożliwianie
zbudowania działającej rekonstrukcji tego aparatu,
udowadniają że decydenci dzisiejszej oficjalnej
nauki wcale NIE są zainteresowani aby istniało
urządzenie zdolne do wczesnego wykrywania
nadchodzących trzęsień ziemi.
Fot. #B1 (K6 w [1/5]):
Powyższe zdjęcie pokazuje wygląd modelu owego
zdalnego wykrywacza nadchodzących trzęsień ziemi,
który aż do 2010 roku wystawiony był do publiczneg
oglądania w nowozelandzkim muzeum
Te Papa.
Urządzenie to już około 2000 lat temu udowodniło swym
działaniem, że jest ono w stanie telepatycznie wykryć
trzęsienie ziemi już z odległości około 500 kilometrów
i podnieść alarm na tyle wcześniej aby umożliwiło to
efektywną ucieczkę zagrożonych ludzi. Niestety, z
powodów opisanych szerzej w punktach #R1 do #R7
strony o nazwie
quake_pl.htm,
dzisiejsza "ateistyczna nauka ortodoksyjna" odmawia
podjęcia badań i rekonstrukcji tego telepatycznego aparatu.
(Odnotuj, że niespodziewane i raptowne usunięcie
tego telepatycznego aparatu z aktywnej wystawy w
muzeum Te Papa zaraz po zabójczym trzęsieniu ziemi
z Christchurch, opisuje wyjaśnienie z punktu #R2 strony o nazwie
quake_pl.htm -
streszczone też w podpisie pod "Fot. #D1" ze strony o nazwie
seismograph_pl.htm.)
Aparat ten odbiera "chi" (tj. sygnały telepatyczne) wysyłane
przez każde trzęsienie ziemi które dopiero się gotuje. Po
ich wykryciu podnosi on alarm
zanim trzęsienie to
uderzy. (Kliknij na to zdjęcie aby oglądnąć je w powiększeniu.)
Jako zawodowy naukowiec w upływem czasu też
wykształtowałem w sobie "naukowo-sceptyczną
naturę". Nakazuje mi ona, aby wszystko co akceptuję
jako prawdę wartą propagowania i opierania się na niej,
pedantycznie weryfikować na materiale dowodowym
wywodzącym się z różnych i wzajemnie od siebie
niezależnych "trzech świadków" - jakich
szczegółowo opisałem w (1) do (1c) z punktu #H1 swej strony
2020zycie.htm.
Jednak w opisanym tu moim przypadku ów naukowy
sceptycyzm zastał stopniowo przełamany dzięki
badaniom i zgromadzeniu wiedzy, która przekonywała
mnie do naukowo niewytłumaczalnej mocy
"świętego obszaru" z petońskiej morskiej
plaży, który oddalony jest od mojego mieszkania o
tylko około 400 metrów, zaś przeczytanie wskazywanych
i linkowanych poniżej opisów moich udokumentowań
którego polecam czytelnikowi.
W słoneczne jesienne popołudnie dnia 2018/4/25,
na pełnej ludzi plaży z małego miasteczka
Petone
leżącego na przedmieściu nowozelandzkicj stolicy
Wellington, ujrzałem płomień bijący z krzewu
wyrzuconego na plażę morskiego wodorostu,
jaskrawość jakiego już ze sporej odległości
wyglądała na zbliżoną do siły światła elektrycznej
spawarki - tyle że była ukształtowana we wdzięcznie
tańczący języczek płomienia, a NIE jak w spawarce
w silnie świecący punkt. Moje późniejsze badania
zidentyfikowały ten płomień jako objawienie mi się
płonącego krzewu
(nazywanego także
krzewem gorejącym).
Ów "płonący krzew" jarzył się bardzo silnym czerwonym
światłem w miejscu, które ze starych zdjęć daje się
wydedukować jako obszar prawdopodobnego położenia
prowizorycznego ołtarza pierwszej w Nowej Zelandii
prezbyteriańskiej (tj. chrześcijańskiej) mszy świętej
pod gołym niebem odbytej w niedzielę, dnia 23 lutego
1840 roku. Obecnie obszar położony o kilkanaście
metrów w głąb lądu - na którym zapewne stały
rzesze osób uczestniczących w owej mszy, oznacza
cementowy krzyż celtycki
fotografie jakiego pokazałem na "Fot. #B2a"
i "Fot. #B2b" poniżej. Chociaż w wersetach 3:1-5 z
"Księgi Wyjścia" w Biblii taki "gorejący krzew" jest
wskazywany jako oznaczenie położenia "świętego obszaru",
moja naukowo-sceptyczna natura, najpierw brała go
za wszystko inne niż to czym on faktycznie był - i to
na przekór iż po przybyciu do Petone w 2001 roku
z ogromnym zachwytem i zdumieniem podjąłem
dokumentowanie wprost rzucających mi się w oczy
naukowo niewytłumaczalnych niezwykłości tego
miasteczka - do zamieszkania w którym zmusiła
mnie nieustająca życiowa wędrówka "za chlebem".
Na szczęście, ta sama sceptyczna natura zawsze
zmusza mnie do powtarzalnego rewidowania całej
wiedzy jaką w międzyczasie zgromadziłem na
dany temat. W przypadku zaś "płonącego krzewu"
z miasteczka Petone wiedza ta już wówczas była
ogromna, wysoce wymowna i dobrze udokumentowana.
Przykładowo, obejmowała ona oparcie się mojego
zbudowanego z cegieł mieszkania w Petonie przed
potężnym trzęsieniem ziemi z dnia 2016/11/13 jakie
opisałem w punkcie #R2 i pod "Fot. #R2ab" ze strony o nazwie
quake_pl.htm,
a jakie w moim mieszkaniu roztrzaskało w kawałki
półkę na poprzysyłane mi z Polski książki o UFO
(czyżby symbolicznie usiłowało mi to przekazać, że
do zawartości tych książek odnosi się powiedzenie
iż "nie jest warta papieru na jakim została spisana"?),
chociaż pozostawiło nadal stojącą obok niej identyczną
moją półkę na Biblie i słowniki, oraz jakie zrujnowało
aż cały szereg budynków z praktycznie wszystkich
miejscowości otaczających Petone chociaż w samym
Petone żaden dom NIE został nim zburzony.
Powinienem tu dodać, że z powodu mojej
"naukowej" sceptyczności, w chwili kiedy owo trzęsienie
ziemi zaszło NIE zwróciłem uwagi na niezwykłość faktu,
iż z dwóch identycznych półek na książki jakie stały obok
siebie w identycznym zorientowaniu, ta która zawierała
książki o UFO została roztrzaskana, zaś tej co zawierała
równie ciężkie Biblie i słowniki nic się NIE stało. Te różnice
w sprawie ich przetrwania kładłem na karb "przypadku"
oraz falowej natury trzęsień ziemi w jakich nieszczycielskie
czynniki układają się w odmienne rozłożenie przestrzenne.
Jednak niedawno natknąłem się na widea, jakie pokazują
sytuacje kiedy w środku obszarów kompletnie zrujnowanych
jakimś nieszczęściem ciągle stoją nietknięte świątynie, te
więc widea uświadomiły mi iż przetrwanie mojej półki z
Bibliami to wcale NIE jest przypadek (przykład polskojęzycznego
wideo z ocalałą bazyliką pokazałem jako "Wideo #D3a"
z mojej strony internetowej o nazwie
day26_pl.htm,
zaś przykład angielskojęzycznego wideo dokumentującego
ocalałe wśród ruin meczety linkuję w 2 z punktu #F3 strony
quake_pl.htm).
Inne podobne zdarzenia jakie zawsze omijały Petone
wymieniłem w punktach #J1 i #J2 swej strony o nazwie
petone_pl.htm.
Pod naporem wyników powtarzalnych analiz tego co faktycznie
się dzieje w Petone, stopniowo pokonałem w sobie swój
niepotrzebnie "naukowy" sceptycyzm, zaś obecnie NIE
tylko sam prywatnie nieodparcie wierzę, że w Petone, NZ,
umiejscowiony jest chrześcijańsko święty obszar
o mocy podobnej do tej z
Jasnej Góry
z polskiego miasta
Częstochowa,
jak i wcale NIE ukrywam tych swych wierzeń, a otwarcie ujawniam
je innym do ewentualnego sprawdzania, badania, lub po prostu
zaakceptowania, za pośrednictwem swych opisów z punktu
#J3 i dołączonych do nich ilustracji oraz wideów z w/w strony
petone_pl.htm.
Ze swoich obserwacji światopoglądów innych ludzi
zdaję sobie sprawę, że tzw. sceptycyzm lub ateizm
w sprawach Boga, typowo wynika z faktu iż odwrotnie
niż ja, zamiast kontynuować gromadzenie nowej
wiedzy na ten temat, inni zadowalają się tym co
dawno wcześniej poznali z tylko jednego źródła -
a co wprowadziło ich w ów sceptycyzm lub ateizm.
Dlatego dla równie sceptycznych jak ja bliźnich
mam tu jedną uniwersalną radę:
nigdy NIE opierajcie całych
swych poglądów na tym co zdołacie dowiedzieć się z
tylko jednego źródła, a rozpraszajcie swą ignorancję
poprzez czerpanie wiedzy z wielu odmiennych źródeł
lub od co najmniej dwóch (a jeszcze lepiej - trzech)
światopoglądowo niezwiązanych ze sobą "świadków" -
tak jak Biblia nam to zaleca wersetami jakie zinterpretowałem
w punkcie #C5 ze swej strony internetowej o nazwie
biblia.htm.
Natomiast w sprawach Boga, czerpanie nowej wiedzy warto
zaczynać od punktu #I2 z mojej autobiograficznej strony o nazwie
pajak_jan.htm,
poczym wiedzę tę poszerzać ze źródeł tam powskazywanych.
Fot. #B2a: Oto moje zdjęcie pamiątkowego
celtyckiego krzyża kamiennego
wzniesionego przy plaży w Petone.
Szereg rzekomych "zbiegów okoliczności" jakich
doświadczyłem w Petone zdaje się sugerować,
że dziwne zjawiska jakie wyszczególniam
i opisuję w punktach #J1 do #J5 strony na nazwie
petone_pl.htm
zapewne dzieją się w związku ze znaczeniem owego
krzyża. (W punkcie #J5 wyjaśniam tam szczegółowo,
dlaczego w świecie dalekowzrocznie rządzonym
przez wszechmogącego Boga za pośrednictwem
Omniplanu, NIE istnieje takie coś jak "zbiegi
okoliczności", a istnieją wyłącznie wszechstronnie
zaplanowane działania Boga.) Przykładowo, ów
"płonący krzew"
(który ja w chwili jego zaobserwowania wziąłem
za "błędny ognik"), pojawił się na plaży koło owego
krzyża - czyli w miejscu w którym podczas upamiętnianej
tym krzyżem historycznie pierwszej mszy chrześcijańskiej
w NZ znajdowałby się ołtarz. Z kolei po przeciwstawnej niż
plaża stronie tego krzyża, tj. na wąskim pasie wysuszonej
trawy istniejącym pomiędzy obu pasami petońskiej jezdni
zwanej "The Esplanade", około lutego 2011 roku wylądowało
UFO najmniejszego typu K3, wypalając tam w trawie
zarys "serca" powszechnie uznawany jako znak "miłości" -
zdjęcie śladów tego lądowania pokazałem na "Fot. #J3c"
z w/w strony
petone_pl.htm.
Ponadto, od czasu kiedy zobaczyłem koło tego
krzyża ów "płonący krzew", odnotowałem kilka
dalszych intrygujących zdarzeń, część z których
udokumentowałem tam na "Fot. #J3def".
Osobiście też wierzę, że inne opisywane na tamtej
stronie dziwne zjawiska, np. fakt że wokoło Petone
skupiło się owych 10 "sprawiedliwych" opisywanych w
Biblii i że los (Omniplan) sprawił iż ja tu także zamieszkałem,
czy fakt że wszelkie kataklizmy jakie dotykają okoliczne
miasta pozostawiają Petone nietknięte, też mają jakiś
związek ze zdarzeniami i modlitwami upamiętnianymi
owym krzyżem. Wszakże werset 3:5 z bibilijnej
"Księgi Wyjścia" zdaje się sugerować, że
wydobywanie się ognia
z fragmentu wysuszonego krzewu wodorostu,
bez spowodowania popalenia ani osmolenia
tego krzewu, wskazuje miejsce w Petone będące
"ziemią chrześcijańsko świętą" -
co wyjaśnia też pochodzenie owych dziwnych
zjawisk graniczących z cudami, jakich zachodzenie
od dawna już odnotowuję i obserwuję w
Petone oraz opisuję na swej stronie o nazwie
petone_pl.htm.
Fot. #B2b: Oto zdjęcie napisu (w języku angielskim) z dolnej części
celtyckiego krzyża
z morskiego nabrzeża w NZ miasteczku Petone.
#B3.
Moralny mechanizm "samokarania
się" danej społeczności, zwany
przekleństwem wynalazców,
manifestujący się poprzez
wynalazczą impotencję:
W Nowej Zelandii szczególnie silnie działa
na twórczych ludzi mechanizm moralnego
"samokarania się" danej społeczności, który
ja bezosobowo nazywam "przekleństwem
wynalazców". W punktach #B4.4 i #H1
strony internetowej o nazwie
mozajski.htm
mechanizm ten wyjaśniam w następujący sposób:
" 'przekleństwo wynalazców' jest to moralny
mechanizm takiego sterowania losami twórczych
wynalazców i naukowców, aby z pomocą
symbolicznego przekierowania na nich następstw
niemoralności grup ludzkich wśród których
muszą oni żyć i pracować, spowodować efekt
'somoukarania się' owych grup i społeczności".
Innymi słowy, "przekleństwo wynalazców" powoduje
że niemoralne społeczności są karane "wynalazczą
impotencją". Oczywiście, za następstwami działania
tego mechanizmu moralnego kryją się konkretne
osoby i instytucje którym dana społeczność
pozwala wyniszczać twórczych ludzi ze swego
grona. Wykaz nowozelandzkich wynalazców
których zjawisko to zniszczyło, uniemożliwiając
im wdrożenie swoich wynalazków, zawarty
jest m.in. w punkcie #G1 strony
newzealand_visit_pl.htm.
Z kolei fototografie niektórych z owych
twórczych wynalazców, lub fotografie
niektórych z ich wynalazków, pokazane
są poniżej.
Fot. #B3a (11 z [6/2]): Dr Jan Pajak
i maszyna Wimshurst'a - czyli jeden z moich własnych
wytłumionych wynalazków. Odnotuj słynny "Saddle Hill"
według Maoryskich legend i moich badań ukrywający
w swym wnętrzu opisane w #F2 poniżej legowisko
"Taniwha", czyli stożkowate wzgórze widoczne na
zamglonym horyzoncie poza obrzeżem leżącego
pod nim miasta Dunedin.
Fotografia ta pokazuje mnie (dra inż. Jana Pająka)
trzymającego w rękach nową maszynę elektrostatyczną
Wimshurst'a, którą zakupiłem w czasach swej pracy
na Uniwersytecie Otago w Dunedin, NZ, z zamiarem
użycia jej jako inicjującego podzespołu do budowy
efektywnego urządzenia do "generowania czystej
darmowej energii" nazywanego
"telekinetyczna influenzmaschine"
albo "thesta-distatica" - po szczegóły patrz strona
telekinetyka.htm - a urządzeniach telekinetyki.
Niefortunnie, mój zamiar wykonania tych badań
rozwojowych okazał się niemożliwy ponieważ zostałem
wyrzucony z tamtej pracy na Uniwersytecie Otago.
Oryginalnie jest to rysunek 11 z monografii [6/2].
(Kliknij na to zdjęcie aby oglądnąć je w powiększeniu.)
Fot. #B3b (T3 z [10]): Pomnik Richard'a Pearce oraz Dr Jan Pajak -
czyli wynalazek i wynalazca zniszczeni przez własnych rodaków.
Powyższa fotografia pokazuje pomnik wystawiony Richard'owi Pearse
oraz jego samolotowi. Pomnik ten wzniesiony został niedaleko małego
miasteczka "Pleasant Point" z Wyspy Południowej Nowej Zelandii.
Oznacza on miejsce w którym samolot Pearse'a z sukcesem został
wypróbowany w locie. Więcej informacji na temat losów Richard'a
Pearce i jego samolotu zaprezentowanych zostało na stronie
mozajski.htm - o wynalazcy pierwszego w świecie samolotu.
(Kliknij na to zdjęcie aby oglądnąć je w powiększeniu.)
Fot. #B3c (T2 z [10]): Pierwszy
samolot na świecie zbudowany został i oblatany w carskiej
Rosji latem 1882 roku (tj. na 21 lat przed Braćmi Wright).
Pokazany on jest na powyższej ilustracji zreprodukowanej
ze starej rosyjskiej encyklopedii.
Na nieszczęście, tzw. "przekleństwo wynalazców"
spowodowało, że świat nigdy nie dowiedział się o
tym samolocie, podczas gdy jego plany i prototyp
gromadziły kurz w przepastnych archiwach carskiej
Rosji. Więcej danych o samolocie Możajskiego można znaleźć na stronie
mozajski.htm - o Aleksandrze Możajskim który jako pierwszy w świecie zbudował samolot.
(Kliknij na to zdjęcie aby oglądnąć je w powiększeniu.)
Fot. #B3d: Od około
2004 roku, w najważniejszym muzeum Nowej
Zelandii zwanym "Te Papa", na 3-cim piętrze wystawiony
był ten super-motocykl skonstruowany przez nowozelandzkiego
geniusza technicznego o nazwisku John Britten. (Kliknij na to
zdjęcie aby oglądnąć je w powiększeniu.)
(Motocykl ten ciągle był tam wystawiany w maju 2011 roku, kiedy
to dokonywałem kolejnej aktualizacji niniejszej strony.) Niestety,
ów niezwykle dobrze zapowiadający się wynalazca i konstruktor,
niespodziewanie zmarł na raka w 1995 roku, w środku najbardziej
twórczego okresu swego życia, w wieku około 45 lat.
Niektórzy mogą mieć wątpliwości, czy istnieje
jakiś związek pomiędzy np. śmiercią na raka w
młodym wieku, a "przekleństwem wynalazców".
Wszakże zgodnie z opisami z punktu #H1.6 strony
newzealand_visit_pl.htm,
działanie "przekleństwa wynalazców" jest wynikiem
wyniszczania twórców przez niemoralnych
reprezentantów społeczności wśród której owi
twórcy mieszkają. Jeśli jednak dobrze się zastanowić,
to rak jest powodowany m.in. przez trucizny
wprowadzane do żywności przez daną społeczność.
Z kolei owe trucizny są właśnie objawem wyniszczania
bliźnich przez niemoralnych reprezentantów danej
społeczności.
#B4.
Wynalazca którego warto poznać - czyli "rekordzista
świata" którego wynalazek był blokowany przez
ponad 60 lat (tj. przez ponad 2/3 długości jego życia):
Fot. #B4: Mr Peter
Daysh Davey demonstruje swoją "grzałkę soniczną".
Grzałka ta powstrzymywana była
przez "przekleństwo wynalazców"
przez rekordowy okres
ponad 60 lat. Szokująca historia
wynalazku owej grzałki
Pana Davey, opisana została też
na odrębnej stronie internetowej
boiler_pl.htm - o szokującej historii rewolucyjnej grzałki która bije wszelkie rekordy.
(Kliknij na powyższe zdjęcie aby
oglądnąć je w powiększeniu.)
#B5.
Ciekawostki techniki NZ:
Niezależnie od opisanego w punkcie #B1
powyżej aparatu do zdalnego wykrywania
trzęsień Ziemi, w starożytności na naszej
planecie zbudowanych zostało cały szereg
innych urządzeń technicznych, których
zaawansowanie technologiczne przekracza
nawet dzisiejszy poziom wiedzy i techniki
naszej cywilizacji. Niestety, z powodów
opisanych w punkcie #G1 strony
eco_cars_pl.htm,
technologia budowy tych cudownych urządzeń
technicznych została stracona dla naszej cywilizacji.
Urządzenia te muszą więc zostać wynalezione
przez ludzi od samego początku. Ponownie
wynalazki te będą więc musiały się przebijać
przez blokady "przekleństwa wynalazców".
Pełny wykaz oraz opisy owych "technicznych
cudów świata" zawarte są w punkcie #H3 odrębnej strony
newzealand_visit_pl.htm.
Z owych niezwykłych wysoko zaawansowanych zdobyczy
wiedzy i techniki, w Nowej Zelandii dotychczas wykrytych
zostało już aż cały szereg. Podajmy tu ich przykłady.
I tak jednym z bardziej niezwykłych z nich jest tzw.
Colenso Bell -
używany przez miejscowych w czasach kiedy rodzimi
mieszkańcy poza obrobką kamienia NIE znali obróbki
metali. Oznacza on, że już około 2000 lat temu NZ
była wizytowana przez okręty z poludniowo-wschodniej
Azji. Ten sam fakt potwierdza także tzw.
Mapa Piri Reisa
na jakiej można doszukać się zarysów Nowej Zelandii.
Jeszcze inną taką niezwykłością jest prawdopodobnie
piramida typu amerykańskiego, tyle że niemal
cała przysypana wulkanicznym popiołem - choć ukazująca
fragment kamieni swej najwyższej platformy, jaką opisałem
w podpisie pod "Wideo #J3z" ze swej strony o nazwie
petone_pl.htm.
Oprócz tej dużej piramidy, oraz kilku małych, w Nowej
Zelandii ma się znajdować nadal nieodkryta przez Europejczyków
ogromna kamienna rzeźba "Śpiącego Olbrzyma"
istnienie jakiej wspominam też w punkcie #I2 i w (6) z
punktu #K3 niniejszej strony, zaś opisuję dokładniej
w punkcie #J3.3 ze strony o nazwie
god_proof_pl.htm.
Podobnie jak lokalizacja owego "Śpiącego Olbrzyma"
przed Europejczykami w NZ jest też ukrywane położenie
cudownego niewidzialnego kryształu o parometrowej
wysokości, na który podobno można wejść lub jego
regularne kształty określić dotykiem, jednak NIE można
go zobaczyć oczami. Kryształ ten krótko opisałem w (1)
z punktu #K3 tej strony. Ciekawe, że zderzenie się z
jakimś twardym niewidzialnym obiektem, o który nawet
rozbił swego nosa, opisuje też Pan Andrzej Domała
w podrozdziale B5.1 z naszego gratisowego traktatu
[3b] "Kosmiczna Układanka" upowszechnianego stroną
tekst_3b.htm.
Przez północną część Wyspy Poludniowej NZ przepływa
szybka, burzliwa i bardzo niebezpieczna rzeka "Grey River".
Aby więc umożliwić lokalnym Maorysom przechodzenie na
jej drugą stronę, ktoś w dalekiej przeszłości podobno w
skale pod nią odparował wehikułem działającym na zasadzie mojego
Magnokraftukwadratowy tunel umożliwiający łatwe przechodzenie
na drugą stronę tej rzeki - zaś opisany w (3a) z punktu #C9.1 strony
ufo_proof_pl.htm.
Niestety, obecnie tunel ten jest już zasypany.
Niezwykłością jest też "eksplozja Tapanui"
opisana na mojej stronie o nazwie
tapanui_pl.htm
siła jakiej i cechy powodowanych przez nią zniszczeń
dowodzą iż została ona wywołana technicznie.
Z nowszych ciekawostek na uwagę zasługuje tzw.
Beverly Clock
zbudowany w 1864 roku i do dzisiaj (czyli przez już
ponad 150 lat) działający bez nakręcania na zasadzie
jaką w punkcie #B3 swej strony o nazwie
fe_cell_pl.htm
opisałem jako charakterystyczna dla działania silników
"perpetuum mobile".
Część #C:
Niezwykłości i cuda Nowej Zelandii wynikające
z nietypowej historii i kolei losów tego lądu:
#C1.
Brak rodzimych zwierząt lądowych:
Niemal każde państwo na świecie posiada
najróżniejsze miejscowe zwierzęta lądowe,
takie jak ssaki, węże, itp. Jednak nie Nowa
Zelandia. Miejscowe stworzenia Nowej Zelandii
głównie obejmują ptaki oraz kilka innych
gatunkow jakie mogły dostać się do Nowej
Zelandii za pośrednictwem podmuchów
wiatru, lub będąc uczepione do powierzchni
najróżniejszych obiektów jakie tam przypłynęły
niesione prądami oceanów. Oryginalnie
Nowa Zelandia nie miała więc ani węży,
ani ssaków, ani nawet ryb całkowicie
słodkowodnych. Oczywiście, to ma wiele
dobrych stron, bowiem w Nowej Zelandii
jak narazie nikt nie musi się bać np. węży.
Stąd scena taka jak ta pokazana na zdjęciu
z "Fot. #C1" narazie nie może się tam
zdarzyć. (Aczkolwiek najróżniejsi niszczycielscy
przemytnicy usilnie się starają aby przemycić
kilka jadowitych węży do Nowej Zelandii.)
Nowa Zelandia ukrywa jednak również i
naukową tajemnicę oraz rodzaj "paradoksu
fauny" wynikających z owego braku rodzimych
zwierząt lądowych. Mianowicie, dlaczego
Nowa Zelandia nie posiada owych miejscowych
zwierząt lądowych, na przekór że jest pełna
ich skamienielin?
Fot. #C1: Ogromny wąż dusiciel pyton uchwycony na zdjęciu
wkrótce po tym jak zadusił on człowieka - "tapper'a" i przystępował
do jego połknięcia. (Kliknij na to zdjęcie aby oglądnąć je w powiększeniu.)
(Nazwa "tapper" przyporządkowana jest w Malezji
do osób które spuszczają żywicę z drzew kauczukowych - pochodzi
ona od angielskiego słowa "tap" czyli "spuszczać".) Powyższa fotografia
ilustrowała artykuł "Python kills tapper" (tj. "Pyton zadusił tapper'a")
jaki ukazał się na stronie 7 w Malezyjskiej gazecie
The Sun,
wydanie datowane 6 września (September) 1996 roku. W czasie
kiedy owo zaduszenie człowieka przez ogromnego węża miało
miejsce w Malezji, ja właśnie przebywałem w tamtym kraju. Przez
więc spory czas owo zdjęcie odbierało mi smak na wybieranie się
na wycieczki do tropikalnej dżungli, co przed tym nieszczęśliwym
zdarzeniem było jednym z bardziej moich ulubionych zajęć ruchowych.
Wcale nie odstraszało mnie wówczas, że tropikalna dżungla w Malezji
jest pełna niebezpiecznych zwierząt. Oprócz węży dusicieli, takich jak
ten pokazany powyżej, żyją tam wszakże dzikie tygrysy i dzikie słonie,
ogromne mordercze krokodyle, silne i agresywne małpy (orangutany),
szerszenie i skorpiony których jedno ukąszenie zabija, a także całe
zatrzęsienie najróżniejszych jadowitych węży, ze wszystkimi odmianami
słynnej kobry na czele. Praktycznie też w tropikalnej dżungli wszystko
gryzie, drapie, rozcina, albo rani - niebezpiecznie jest tam więc dotykać
czegokolwiek. Odnotuj że powyższe zdjęcie pokazuję także na stronie
predators_pl.htm.
Powyższe warto też uzupełnić informacją, że
z różnych powodów coraz więcej morderczych
stworzeń, które kiedyś zagrażały ludziom tylko
w tropikalnych krajach, obecnie pomału trafia
do Nowej Zelandii. Jako przykład patrz opisy
z punktu #K1.6 poniżej - w tym opis spotkania z
morderczą meduzą którą ja kiedyś spotkałem
w tropikalnej Malezji, jednak którą podobno
można już spotkać w wodach Nowej Zelandii.
Czyżby były one oznaką najazdu owych
"Jeźdźców Apokalipsy" opisanych na stronie
przepowiednie.htm - o nadejściu na Ziemię czasów kiedy wypełniają się bibilijne przepowiednie.
#C2.
Niedawne całkowite zatopienie Nowej Zelandii:
Wyjaśnienie dla owego "paradoksu fauny"
oraz tajemnicy naukowej Nowej Zelandii,
czyli dla braku w niej rodzimych zwierząt
lądowych na przekór istnienia tam skamienielin
tych zwierząt, dostarczyły moje "hobbystyczne"
badania. Mianowicie, zgodnie z moimi
badaniami, paradoks ten wynika z faktu
że zgodnie z istniejącym materiałem
dowodowym Nowa Zelandia jakoby
najpierw okolo 23 000 lat temu
została całkowicie zatopiona w oceanie,
potem zaś około 13 500 lat temu wyłoniła
się ponownie z dna oceanu. Wszystkie
więc miejscowe zwierzęta lądowe zostały
w niej potopione. Tak właśnie twierdzą
też legendy miejscowych Maorysów.
Na to wskazuje znaczna ilość materiału
dowodowego obecnego w Nowej Zelandii
(np. wyjątkowo "ubita gleba", cieniutka
warstewka czarnej gleby, zaokraglone
kanty każdej dużej skały, itp.)
To także jest sugerowane przez alternatywną
historię Nowej Zelandii, jaką ja opracowałem
w wyniku swoich badań i jaką opisałem
w podrozdziale V3 swej starszej
monografii [1/4].
Jednak, oczywiście, wcale nie pokrywa
się ona z tym co ortodoksyjni naukowcy
Nowej Zelandii uparcie twierdzą - jako
przykład ich upartych zaprzeczeń, patrz
artykuł zatytułowany "NZ was never
underwater say scientists" (tj. "NZ nigdy
nie była pod wodą twierdzą naukowcy)
opublikowany na stronie A5 nowozelandzkiej
gazety
The Dominion Post,
wydanie z wtorku (Tuesday), dnia 15 stycznia (January 15), 2008 roku.
(W owym artykule jakiś naukowiec argumentuje,
że niemożliwość zanurzenia NZ pod ocean
jest potwierdzana przez obecność jaszczura
"tuatara" w Nowej Zelandii, a także przez molekularne
datowanie pyłku z "kauri" które
wykazuje że nowozelandzkie i australijskie
kauri wyodrębniły się od siebie już jakieś
40 do 90 milionów lat temu. Jednak owi
naukowcy nie uwaględniają w swoich
badaniach owych "fluktuacji czasu" opisywanych
w punktach #F1 i #F2 odrębnej strony internetowej o
eksplozji Tapanui,
które to fluktuacje mogły przenieść na trwałe
do naszych czasów niektóre gatunki fauny i
flory z czasów poprzedzających zatopienie NZ
w oceanie.) Z tego powodu prawdopodobnie
czytelnik powinien poznać ową alternatywną historię
Nowej Zelandii i porównać ją z materiałem
dowodowym obecnym w Nowej Zelandii,
takim jak przykładowo: (1) bardzo cienka
warstewka czarnej gleby, (2) pozaokrąglane
krawędzie miejscowych gór, wysoce (3)
sprężona i ubita gleba, itd., itp. Prawdopodobnie
pewnego dnia stanie się możliwym udowodnienie,
że ortodoksyjna historia Nowej Zelandii jest
jedynie życzeniem ortodoksyjnych naukowców,
podczas gdy naprawdę prawdziwa jest owa
alternatywna historia. To przywróciłoby
znaczenie legendom Maorysów, którzy
starają się nam przekazać ową alternatywną
historię przez całe lata, tyle że miejscowi
naukowcy nie bardzo są gotowi udzielić jej
należnej uwagi.
#C3.
Związki Nowej Zelandii z Ameryką Południową:
Aczkolwiek Nowa Zelandia leży w pobliżu
kontynentu Australii, faktycznie jest ona
wielopoziomowo pokrewna z daleką Południową
Ameryką. Przykładowo, niedawne badania
genetyczne dokonywane na gigantycznych
ptakach zwanych "Moa" (patrz ich opisy w
punktach #H2 i #H3 oraz #I1 poniżej),
wykazują że owe ptaki są bliskimi krewniakami
niewielkiego ptaka z Ameryki Południowej
podobnego do europejskiej przepiórki a zwanego
"tinamou". Opisy owych badań genetycznych
zawierają dwa artykułach, mianowicie
"Fat and lazy flying Moa brought down
to earth" ze strony A4 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z soboty (Saturday) January 30, 2010;
a także "Moa 'flew from South America' " ze
strony A2 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z wtorku (Tuesday), February 2, 2010.
Intrygującą ciekawostką ptaków Moa jest że
potwierdzają one odnotowywalną odmienność praw
natury wpływających na życie w Nowej Zelandii.
Odmienność ta wyjaśniana jest dokładniej w
punkcie #B1 oddzielnej strony
newzealand_visit_pl.htm.
Wywiera ona znaczący wpływ na organizmy
żywe. Przykładowo powoduje m.in. że sporo
emigrantów wierzy iż kobiety urodzone w
Nowej Zelandii często wykazują zupełnie odmienne
zachowania i nawyki niż np. kobiety urodzone
na półkuli północnej Ziemi. Owe badania genetyczne
dokonywane na ptakach Moa, a opisywane
w artykule "Mama Moa! The boys were given
such a bullying" ze strony A3 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z wtorku (Tuesday), February 9, 2010),
ujawniają szokujące zjawisko które dałoby
się nazwać "dyskryminacją i prześladowaniami
bazującymi na płci". Okazuje się,
że na przekór iż w młodej populacji tych ptaków
istniała taka sama liczba samców co samic, w
dorosłej populacji tylko około 1 samiec ciągle
był żywy na każde 5 samic. Wszystko wskazuje
więc na to że samice Moa prześladowały swoich
samców aż niemal do ich całkowitego wytępienia.
Niezależnie od wywodzenia się ptaków Moa z
Południowej Ameryki, w Nowej Zelandii żył także
ogromny ptak-ludojad przez lud Maori
(tj. Maorysów) zwany "Pouaki" zaś przez lud
Moriori z Chatham Islands zwany "Poua". Informacja
na temat owego mięsożernego ptaka zawarta
jest m.in. na stronie 177 książki [1#C3]
(cytowanej tu też jako [1#E4.4]) pióra Gary J Cook
and Thomas J Brown, "The Secret Land.
People Before" (StonePrint Press, Christchurch,
New Zealand, 1999, ISBN 0-9582040-0-4).
Aczkolwiek dotychczas NIE udało się znaleźć
(a może zidentyfikować) kości ani szczątków
owego gigantycznego ptaka-ludojada (wszakże
w Nowej Zelandii coś dziwnego dzieje się z
dowodowo-istotnymi szczątkami - patrz też
punkt #I2 poniżej), z jego opisów w maoryskich
legendach wynika że był on bardzo podobny
do ptaka zwanego Terrorbird który
żył właśnie w Południowej Ameryce
aż niemal do historycznych czasów.
Był on w stanie zmiażdżyć i zjeść człowieka
jednym klapnięciem swego potężnego dzioba.
Na dodatek do powyższego, w Nowej Zelandii
od samego początku rosło sporo roślin, w tym
uprawnych, które oprócz niej znane są jedynie
w Południowej Ameryce, np. ziemniaki czy
kukurydza.
#C4.
Pomarszczony czarny potwór-ludojad morski, który był jednak uprzejmy zrezygnować w ostatniej chwili ze zjedzenia mojej osoby:
Owego dnia z końcowej części lata 2002 roku
wybrałem się na spacer nad brzegiem
morza w opuszczonym i zaniedbanym byłym
przymorskim obszarze piknikowym kilkaset
metrów na południe od piaszczystej plaży przy
miejscowości Waikouaiti (patrz "Fot. #F5). W
owym czasie stały tam tylko ruiny jakby dużej
przebieralni czy ubikacji, oraz spory plac-łączka
ze śladami dawnych ognisk. Swój samochód
zaparkowałem na łączce owego obszaru
piknikowego tuż przy brzegu morza, oraz
zacząłem swój spacer wzdłuż brzegu, tuż
przy krawędzi wody. Byłem tam zupełnie sam.
Brzeg morza w tym miejscu był twardy
(pozbawiony piasku) i zbiegał w dół pod
kątem około 30 stopni, tak że woda dosyć
szybko stawała się głęboka.
Nie uszedłem daleko, kiedy po prawej stronie,
tylko jakieś trzy metry od mojej osoby, zobaczyłem
w morzu wyprzedzającego mnie czarnego,
pomarszczonego potwora. Podpłynął on do
mnie bezszelestnie i od tyłu, z całą pewnością
zamierzając mnie upolować. Gdyby wytrwał
przy swoim zamiarze zjedzenia mnie, wówczas
bym odnotował jego istnienie dopiero kiedy
bym już znalazł się w jego paszczy. Na
szczęście, z jakichś tam powodów w ostatniej
chwili najwyraźniej zmienił swoje zamiary.
Gdy ja go zobaczyłem, jego przednia cześć już
mnie wyprzedzała, zaś sam potwór wykonywał
właśnie łagodny manewr jakby odbijania się od
brzegu po którym ja spacerowałem. Jednak przez
sporą chwilę płynął niemal równolegle do brzegu,
wirując i w około połowie średnicy wystając ponad powierzchnię
wody - tak że miałem wystarczająco dużo czasu
i dobrą jego widzialność aby go sobie dokładnie oglądnąć.
Miał on kształt jakby czarnego torpeda czy walca
o tej samej średnicy około 1.5 metra na całej swej
długości. Jego długość oceniam na jakieś 20 metrów.
Jego powierzchnia (skóra) była czarna jak smoła
i NIE miała na sobie nawet najmniejszej części białej
czy koloru innego niż czarny. Skóra ta była też
bardzo dziwna, bowiem na całym obwodzie
i całej długości tego potwora była jakby silnie
pofałdowana czy pomarszczona. Mi ona
przypominała jakby gigantyczny pusty worek
z czarnej mokrej tkaniny, pościskany razem
i skręcony tak aby uformował walec. Owe fałdy
czy zmarszczki przebiegały podłużnie i wnikały
głęboko w cielsko tego potwora. Były też one
luźne i jakby bezwładne - tak jakby wogóle nie
miały w sobie mięśni. Wyglądało to niemal tak
jakby potwór wcale NIE miał solidnego ciała i
mięśni, a cały składał się z dużej liczby luźnych
i bezwładnych płatów poskładanych razem.
Fałdy te nadawały mu odpychający,
wręcz ohydny wygląd. Ponadto potwór ten
sprawiał też wrażenie że wogóle nie ma szkieletu.
W trakcie płynięcia wirował on bowiem wokół
swej centralnej osi w raczej niezwykły sposób.
Najbliższe co mi owo wirowanie przypominało,
to jakby ktoś złapał w wodzie za przednią część
jakiejś długiej, czarnej szmaty i zaczął tą część obracać -
podczas gdy reszta bezwładnej szmaty jest pociągana
przez ową przednią część i też zmuszana do wirowania.
Innymi słowy, ów potwór wcale NIE wirował wokół swej
osi tak jak wirowałaby duża ryba czy wieloryb, kiedy
to całe ich ciało obraca się równocześnie z taką samą
prędnością, a wirował jak korkociąg, czy jak owa
bezwładna szmata obracana za swą przednią część.
Potwór też jakby NIE miał oczu, a przynajmniej ja nie
widziałem żadnych oczu - na przekór że miałem dobrą
jego widoczność przez conajmniej dwa pełne jego obroty
wirowe wokół własnej osi. Nie miał też ani płetw
ani płaskiego ogona które by odstawały of jego
walcowatego cielska - nie wiem więc na jakiej
zasadzie płynął, choć widziałem że płynął
raczej szybko.
Od czasu kiedy widziałem owego potwora,
przymierzam jego obraz do wszystkiego co
już nam wiadomo że pływa to w morzach
Nowej Zelandii. Jednak do niczego on NIE
pasuje. Np. wiadomo, że drapieżne
orki
(po angielsku zwane "orcas" lub "killer whales")
używają podobnej do mojego potwora metody
polowania polegającej na cichym podkradaniu
się od tyłu do fok na brzegu morza, skąd
pożerają te foki jednym kłapnięciem swoich
potężnych paszcz. Jednak "orki" mają białe
łaty na brzuchu, ich skóra jest gładka, a ponadto
NIE są aż tak duże i nie mogą wirować w
sposób jaki ja widziałem.
W morzach okolic Nowej Zelandii żyją też
ogromne drapieżne mątwy (squids) zwane
"arkatutos" lub "colossal squid". Jeden z nich
pokazany jest poniżej na zdjęciu z "Fot. #I4".
Jednak mątwy te nie mają czarnego koloru,
a ich skóra ma zabarwienie w całej gamie
odcieni żółtego, czerwonego i brązowego.
Ich skóra jest też gładka - a nie pofałdowana
czy pomarszczona jak ta którą ja widziałem.
Nie są one też aż tak ogromne jak mój potwór.
Przykładowo, największy "colossal squid"
jakiego dotychczas złapano był długi na
8 metrów i ważył 495 kilo (tj. niemal pół tony).
Jego opis zawarty jest w artykule [C3] o tytule
"Here's looking at you, squid", ze strony A2 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z czwartku (Thursday), May 1, 2008.
Z badań też jego dzioba ustalono, że maksymalnie
mógł on wyrosnąc do długości 14 metrów
i do wagi 750 kg. W końcu taki "colossal squid"
ma ogromne białe oczy - faktycznie to największe
oczy świata. Przykładowo średnica gałek ocznych
w owym "colossal squid" opisanym w artykule
[C3] powyżej wynosiła 27 cm. Obecności takich
więc ogromnych białych oczu nie mógłbym
przegapić w potworze którego ja widziałem.
Wygląda więc na to, że w morzach Nowej
Zelandii żyje co najmniej jeszcze jeden
gigantyczny potwór-ludojad, którego nauka
ziemska nadal nie zna, a który zapewne
przycznia się sekretnie do owej znaczącej
liczby ludzi corocznie znikających w Nowej
Zelandii bez śladu ani wieści. (Po więcej
informacji o owych zniknięciach - patrz
punkt #K1 tej strony.)
Ja wcale nie jestem jedynym naukowcem który
ma podstawy aby twierdzić że w morzach Nowej
Zelandii nadal żyje co najmnie jeden ogromny
potwór ciągle niepoznany przez ziemską naukę.
W artykule "Hidden giants lurk in ocean deeps:
scientists" (tj. "Ukryte giganty czają się w głębinach
oceanów: naukowcy"), ze strony A14 gazety
"The New Zealand Herald",
wydanie datowane w poniedziałek (Monday), June
9, 2008, opisana jest naukowa metoda przewidywania
odkryć niepoznanych jeszcze zwierząt. Bazuje
ona na "krzywej trendu" w odkryciach danych
zwierząt. Jak się okazuje, zgodnie z ową metodą,
w głębinach oceanu ciągle ukrywa się jeszcze
cały szereg gigantycznych potworów nieodkrytych
przez dzisiejszą naukę.
Co mnie w owym przypadku najbardziej zastanawia,
to że cechy owego potwora zupełnie nie
pasują do jakiegokolwiek gigantycznego
stworzenia której jest już obecnie znane
ziemskiej nauce. Za to raczej dobrze pokrywają
się one z cechami gigantycznej czarnej
ośmiornicy głębinowej opisywanej przez
pradawny foklor żeglarski i przez stare legendy.
Ośmiornica taka miała być aż tak duża, że
potrafiła swymi mackami oplątać całe dawne
okręty - co by pasowało do wymiarów potwora
którego ja widziałem. Na dodatek wszystkie
ośmiornice są bardzo inteligentne (a stąd trudne
do złapania), zaś właśnie wysoką inteligencję
wykazywało zachowanie mojego potwora.
W końcu, jeśli dobrze się zastanowić, to
skoro telekinetyczne skażenie Nowej Zelandii
(to od
eksplozji UFO koło Tapanui)
faktycznie spowodowało wymutowanie się
gigantycznej mątwy (squid'a), nie ma powodów
dla jakich to samo telekinetyczne skażenie
nie mogłoby wymutować także i gigantycznej
ośmiornicy.
Powinienem tu też dodać, że w dniu 2014/6/4
skontaktowal się ze mną niejaki
Devon Wolley,
który wyjaśnił, że powyższe moje opisy ujawniają
zapewne ośmiornicę, jaka jest zdumiewająco podobna
w swym czarnym kolorze, wyglądzie i zachowaniu
do narazie jeszcze NIE odkrytej gigantycznej wersji
tzw. finned cirrate octopus. On bada
małe wersje tej ośmiornicy - angielskojęzyczne
opisy której zawarte są m.in. na stronie
tonmo.com/science/public/Finned_octopoda.pdf.
Narazie cztery gatunki małej wersji tej ośmiornicy zostały
już odkryte w wodach Nowej Zelandii. Istnienie też na
tyle gigantycznej ich wersji, jak ta jaką prawdopodobnie
ja zaobserwowałem, dotychczas NIE było znane. Czyżbym
więc zobaczył nieznaną dotychczas gigantyczną wersję
którejś z tych ośmiornic?
#C5.
Tajemnicze masowe śmierci stworzonek:
W Nowej Zelandii co jakiś czas ma miejsce
masowa śmierć jakiegoś pojedyńczego
gatunku zwierząt lub żyjątek. Dotychczas
natknąłem się już na wzmianki o aż kilku
przypadkach takiego masowego wymierania.
Aczkolwiek w każdym z tych przypadków
oferowane było ludziom jakieś dogodne
wyjaśnienie, wszystkie owe wyjaśnienia
faktycznie "nie trzymały się kupy" i wyglądały
tak jakby były jedynie "zasłoną dymną" która
ma ukryć jakieś faktyczne przyczyny o
których świat nie powinien się dowiedzieć.
Pierwszy z owych przypadków który zwrócił
moją uwagę było wyginięcie niemal wszystkich
dzikich królików. W początkowym okresie mojego
pobytu w Nowej Zelandii, tj, w latach 1982
do 1992, powierzchnia owego kraju dosłownie
roiła się od królików (chociaż nie można było
wówczas kupić mięsa królika w żadnym
sklepie tego kraju). W 1992 roku zmuszony
byłem jednak wyjechać "za chlebem" z owego
kraju - tak jak to opisuję na stronie
o mnie (Dr Jan Pająk).
Kiedy wróciłem do Nowej Zelandii w 1999 roku,
królików już nie było. Oficjalna wersja wyjaśnienia
stwierdzała, że jacyś rolnicy tak mieli dosyć
zniszczeń dokonywanych przez owe króliki,
że sprowadzili z Australii chorobę "maximatosis"
który wybiła większość z nich. Jednak rządowe
śledztwo NIE zdołało ustalić kto dokładnie
sprowadził ową chorobę, ani jak choroba
ta została rozprzestrzeniona po aż trzech
wyspach tego kraju. A tak szerokie
upowszechnienie wymagało ogromnej
skali czyichś działań, których utrzymanie
w kompletnej tajemnicy wymagałoby albo
niemal nadprzyrodzonych możliwości,
albo też wielkoskalowego spisku.
Kolejny przypadek masowego wymarcia opisany
był w artykule "Theories fly over dead bird mystery"
(tj. ”Latają teorie na temat tajemnicy martwych ptaków”)
opublikowanym na stronie A9 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z soboty (Saturday), February 21, 2009.
Opisano w nim jak w nowozelandzkim miasteczku
o nazwie New Plymouth tysiące martwych wróbli
zaczęło nagle spadać z nieba. Owo miasteczko
New Plymouth jest znane z ogromnej fabryki
rolniczych trucizn która rozsiewa po okolicy
trujące wyziewy. Jest więc możliwym że tamte
tysiące wróbli padły ofiarami wyziewów owej
fabryki. Gdyby jednak tak było, to dlaczego
owego faktu NIE podano do publicznej wiadomości.
Co jednak najbardziej mnie zaszokowało, to
że poza opublikowaniem niewielkiego artykułu
i pokazaniem spadających ptaków w telewizji
jako rodzaju sensacji, w Nowej Zelandii nikt się
tymi ptakami NIE zainteresował i nikt ich poważnie
NIE badał. Tymczasem kiedy podobne zjawisko
tysięcy martwych szpaków spadających z nieba
odnotowane zostało w pierwszych dniach
2011 roku w okolicach miasteczka Beebe
z Arkansas, USA, wszystkie pobliskie agencje
badawcze rzuciły się aby ustalić przyczyny.
Pierwszą informację o owych amerykańskich
martwych szpakach spadających z nieba usłyszałem
w poniedziałek dnia 3 stycznia 2011 roku, w
wiadomościach dzinnika telewizyjnego na kanale
"Prime" telewizji nowozelandziej, nadawanego
o godzinie 17:30 do 18:00. W owym dzienniku
jedynie poinformowano i pokazano owo dziwne
zjawisko. Jednak już następnego dnia, we wtorek
4 stycznia 2011 roku, około godziny 18:20 w
dzienniku telewizyjnym na kanale 3 TVNZ pokazano
licznych badaczy zbierających owe martwe ptaki,
oraz przytoczono wywiady z kilkoma rozhisteryzowanymi
tym zdarzeniem miejscowymi. Z wiadomości owych
jednoznacznie wynikało, że w przeciwieństwie
do Nowozelandczyków zupełnie nieporuszonych
takim spadaniem tysięcy martwych ptaków z nieba,
Amerykanie poczuli się ogromnie tym zafascynowani
i przerażeni, a co najważniejsze - rzucili sporo ludzi
i środków aby zagadkę tą wyjaśnić. W kolejnym
dzienniku o godziny 18:25 ze środy dnia 5 stycznia
2011 na TVNZ 3 wyjasniono że podobne deszcze
z martwych ptaków pojawiły się w kilku innych miejscach
USA, oraz że w miejscowej rzece z Beebe, USA także
wyzdychały wszystkie ryby. Dziennik ten stwierdził
że również na plażach Coromandel z Nowej Zelandii
pojawiły się martwe ryby "snapper" które zalegały
powierzchnię morza "jak okiem sięgnąć". Na temat
owego "deszczu martwych ptaków" z Beebe, USA,
oraz kilku innych podobnych deszczy z wielu
odmiennych krajów świata - włączając w to
Szwecję, pojawiły się także artykuły gazetowe,
np. patrz "Reason and logic fall from the sky"
(tj. "Wnioskowanie i logika spadły z nieba") ze strony A9 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z piątku (Friday), January 7, 2011) albo
patrz "Aflockalypse now - dead birds (and NZ fish)
fuel theories" (tj. "Alotokalipsa teraz - martwe ptaki
(oraz ryby z NZ) rozpalają teorie") ze strony A13 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z poniedziałku (Monday), January 10, 2011).
W około rok później martwe ptaki ponownie zaczęły
spoadać z nieba w tym samym Beebe - o czym poinformował
artykuł "Birds fall from sky but no sign world about
to end" (tj. "ptaki spadają z nieba jednak nie ma znaku
że ma nastąpić koniec świata") ze strony A15 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie ze środy (Wednesday), January 4, 2012).
Z kolei w artykule "Dead sardines crammed into LA
marine" (tj. "Zdechłe sardynki zapełniły port w
Los Angeles") ze strony A16 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z czwartku (Thursday), March 10, 2011)
pokazane jest zdjęcie całego portu morskiego w
USA wypełnionego po brzegi zdechłymi sardynkami.
Bardzo wymowna jest informacja z artykułu "Starving
turtles rot on beaches" (tj. "Zagłodzone żółwie gniją
na plażach") ze strony A14 gazety
The New Zealand Herald
(wydanie z wtorku (Tuesday), September 13, 2011).
Opisuje on zatrzęsinie zwłok ogromnych morskich
zółwi które zdychają z głodu spowodowanego
wymieraniem korali w tzw. "Great Barrier Reef"
i masowo wyrzucane są na plaże koło Brisbany
w Australii.
Na jeszcze jeden przypadek masowej śmierci
natknąłem się w artykule "Wild seas a likely
cause of mass fish deaths" (tj. "Dzikie morza
prawdopodobnym powodem masowej śmierci
ryb"), ze strony A6 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z soboty (Saturday), May 30, 2009.
Zgodnie z tym artykułem, nieżywe lub umierające
ryby masowo zalegały brzeg morza na wybrzeżu
Kapiti - czyli w relatywnie niewielkiej odległości
zarówno od nadmorskiego New Plymouth - gdzie
znajduje się opisana wcześniej fabryka rolniczych
trucizn, jak i od Petone - gdzie naturalne środowisko
beztrosko zatruwa miejscowa przetwórnia złomowanych
akumulatorów. Czyżby więc jakieś ścieki lub
wyziewy z którejś z owych fabryk zaległy w
głębinach morza i spowodowały masową
śmierć ryb? Jeśli zaś owe ryby są aż tak
nafaszerowane truciznami, że masowo
wymierają, to jak zawarte w nich substancje
wpływają na zdrowie ludzi którzy ryby te zjadają.
W przybliżeniu o owym czasie sławny stał się
też przypadek kiedy morskie ślimaki lokalnie
zwane "grey side-gilled sea slug" raptownie
zaczęły być trujące na przekór że poprzednio
uważano je za nieszkodliwe - po szczegóły
patrz punkt #K1.6 poniżej na tej stronie.
Powyższe przypadki wcale NIE kończą długiej
listy takich zdarzeń. Kolejny przypadek masowej
śmierci ryb opisany jest w artykule "Ministry probes
dead fish mystery" (tj. "Ministerstwo analizuje
tajemnicę nieżywych ryb") jaki ukazał się na
stronie A6 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie datowane w środę (Wednesday), June
9, 2010. Zgodnie z tym artykułem, na plażach o
całkowitej długości ocenianej przez niektórych
na 30 km, znajdujących się w północnej części
Nowej Zelandii, tj. w prowincji zwanej Northland,
zalegało tysiące nieżywych ryb. Artykuł ten pokazuje
nawet zdjęcie fragmentu owej plaży gęsto pokrytej
rybami. Mi oglądanie owego zdjęcia przypomniało
podobne zdjęcie plaży z tysiącami zdechłych ryb,
jakie spowodowane były tsunami z 26 grudnia 2004
roku - po jego opisy patrz punkt #D4 na stronie
day26_pl.htm.
Jeszcze inny przypadek opisany został w artykule
"Mass of floating snapper a mystery to officials"
(tj. "Masa martwych snapperów tajemnicą dla
władz") ze strony A9 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie datowane w czwartek (Thursday), December
2, 2010. W owym artykule opisano olbrzymie ilości
smakowitych ryb jadalnych zwanych "snapper" jakie
pływały martwe w pobliżu północnych brzegów Nowej
Zelandii. Z kolei w artykule "Ocean mystery: hundreds
of snapper found dead on beaches" (tj. "Zagadka
oceanu: setki snapper znajdowane martwe na plażach")
ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie ze środy (Wednesday), January 5, 2011,
pojawiła się informacja o ławicach martwych ryb
morskich zwanych "snapper" wyrzucanych na plaże
z półwyspu Coromandel w Nowej Zelandii.
Mnie osobiście strach najbardziej obleciał
kiedy podczas paceru około lutego 2010
roku ja sam natknąłem się na takie zdechłe
ryby na plaży w nowozelandzkiej miejscowości
Petone (w której ja sam mieszkam). Powodem
mojego strachu było, że wszystkie ryby
jakie wówczas spotkałem były tego samego
gatunku (tj. "płaszczki" - po angielsku
zwane "stingray") oraz dokładnie tak
samo duże (tj. około metrowej rozpiętości
"skrzydeł"). Podczas spaceru wzdłuż plaży
o długości około 1 km natknąłem się wówczas
na 12 takich uśmierconych dużych
ryb. Z moich zaś badań nad tsunami,
opisanych w punkcie #D4 ze strony
day26_pl.htm,
wiem że jednakowe co do gatunku i wielkości
ryby, giną kiedy ich ciała zaczynają rezonować
z wibracjami generowanymi podczas morderczego
trzęsienia ziemi. Wygląda więc na to, że w Nowej
Zelandii właśnie gotuje się jakieś śmiercionośne
trzęsienie ziemi - tak jak to opisałem w punkcie
#I1 owej strony
day26_pl.htm.
Podobnie wygląda sprawa owych masowych
samobójstw wielorybów popełnianych poprzez
ich wyrzucanie się na miejscowe plaże morskie.
W Nowej Zelandii przypadki takich masowych
samobójstw wielorybów czasami mają miejsce
co kilka miesięcy. Co je powoduje - tego narazie
nie ustalono. W obliczu powyższego NIE powinno
już dziwić, że w Nowej Zelandii także nasilenie
samobójstw ludzi należy do jednego z najwyższych
na świecie. Np. młodzież tak masowo tam się zabija,
że aż nałożony został zakaz pisania lub dyskutowania
samobójstw w publikatorach. Czyżby jakieś
nadprzyrodzone moce sprzeciwiały się zaludnieniu Nowej Zelandii?
Inny przykład niemal bibilijnego wymarcia - tym
razem owadów, opisuje niepozorny artykuł "Bug invasion
comes to light on east coast" (tj. "Najazd owadów
jaki wyszedł na jaw na wschodnim wybrzeżu"),
opublikowany na stronie A4 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), March 4, 2009.
Zgodnie z owym artykułem, maleńka nowozelandzka
miejscowość nazywana Whatatane doświadczyła
tak ogromnego "najazdu" i masowej śmierci
najróżniejszych owadów, szczególnie jakichś
czarnych żuków, koników polnych i świerszczy,
że owe zdechłe robaczyska musieli tam szuflami
wygarniać ze sklepów i ze stacji benzynowych.
Czy jest więc możliwym że gleba w niektórych
obszarach Nowej Zelandii jest już aż tak zatruta
rolniczymi chemikaliami, że zmusza to nawet
owady do ucieczki i do masowego wymierania
w ludzkich zabudowaniach?
* * *
Owych masowych śmierci naróżniejszych
stworzeń zaczyna ostatnio być aż tak dużo,
że Google opracował nawet specjalną mapę
która pokazuje gdzie i co tak masowo wyginęło.
Na mapie tej odnośnikami z kropką zaznaczone
są masowe śmierci które nastąpiły już w 2011
roku. Oto link do owej mapy:
mapa masowych śmierci żyjątek.
#C5.1.
Tragedia masowego wymierania pszczół -
zapowiedzią już bliskiej "śmierci głodowej" całej ludzkości:
Jest też już publiczną tajemnicą, że na całym
świecie, włączając w to również Nową Zelandię,
szybko i masowo wymierają pszczoły.
Przykładowo, jeszcze tylko kilka lat temu zobaczenie
pszczół koło mojego domu było normalnym
widokiem. Jednak kiedy w jeden słoneczny dzień
latem pod koniec 2010 roku celowo poszukiwałem
pszczół w okolicach swego domu - NIE znalazłem
już ani jednej. Za to widziałem ludzi spryskujących
jakieś chemikalia. W odcinku angielskiego serialu
telewizyjnego o tytule "Jamie's Food Escape", w
Nowej Zelandii nadawanego na TVNZ 1 we wtorek,
11 stycznia 2011 roku, w godzinach 20:30 do 21:30,
występował zawodowy hodowca pszczół z Grecji.
Twierdził on, że obserwowane obecnie ginięcie
i zanik pszczół jest spowodowany krótkimi falami
telefonów komórkowych. Zgodnie z jego obserwacjami,
kiedy postawił swoje ule w miejscu w którym istnieje
dobry odbiór jakiegokolwiek telefonu komórkowego,
wówczas pszczoły z tego ula stawały się chorowite
oraz szybko gubiły się i wymierały. Natomiast
kiedy stawia on swoje ule gdzieś w obszarze
zasłoniętym górami i leżącym poza zasięgiem
wszelkich telefonów komórkowych, wówczas
pszczoły tam kwitną, są zdrowe, oraz żyją i rozwijają
się normalnie. Tak więc ludzie nieoficjalnie wiedzą
już co zabija pszczoły, tyle że żaden dobrze-płatny
naukowiec NIE ma odwagi aby wypowiedzieć to
otwarcie i oficjalnie - zaś w ten sposób aby podpaść
bogatym korporacjom telekomunikacyjnym które
wóczas by zniszczyły jego karierę zawodową - tak
jak to wyjaśnia punkt #F1 na totaliztycznej stronie o nazwie
telepathy_pl.htm.
Najwyższy więc czas, aby narody przestały maszerować
prosto w paszczę "śmierci głodowej" i zmusiły swe rządy
aby te przełamały obecną naukową "zmowę milczenia",
tak że zamiast niezdrowej oraz niebezpiecznej dla życia
telekomunikacji radiowej, ludzkość zaczęła wreszcie
rozwijać telekomunikację bazującą na bezpiecznej i
zdrowej tzw. "telepatii" - opisanej w punktach #E1 i #F1 strony
telepathy_pl.htm.
Obecne raptowne wymieranie pszczół jest ogromną
tragedią dla całej ludzkości. Wszakże jest ono
zapowiedzią i wstępem szybko zbliżającej się
masowej "śmierci głodowej" ludzkości - którą to
śmierć wyjaśniam szerzej w punkcie #F1 swej strony
telepathy_pl.htm.
(Odnotuj, że taka "masowa śmierć ludzi" jest już
od dawna zapowiadana przez stare przepowiednie -
omawiane w np. "części #H" strony o nazwie .
przepowiednie.htm.)
Co najtragiczniejsze, to że ludzkość już obecnie
mogłaby zastąpić dzisiejsze niebezpieczne i
niezdrowe telefony komórkowe oraz urządzenia
do telekomunikacji radiowej które zabijają pszczoły,
przez całkowicie bezpieczne urządzenia do
komunikacji telepatycznej. Wszakże takie
urządzenia do komunikacji telepatycznej są
już od dawna postulowane do zbudowania przez
nowo-rodzącą się "naukę totaliztyczną" (jeden z
ich przykładów omówiony jest w "części #E" w/w strony
telepathy_pl.htm).
Niestety, przeszkodą w tym zastąpieniu szkodliwych
urządzeń radiowych przez bezpieczne urządzenia
telepatyczne jest lukratywny "monopol na wiedzę
i na edukację" zazdrośnie strzeżony przez dzisiejszą
"oficjalną naukę ateistyczną", która panicznie
boi się stworzenia sobie "konkurencji" w formie nowej
"nauki totaliztycznej" nastawionej na bezkompromisowe
ujawnianie prawdy - tak jak to wyjaśniłem np. w
punktach #A5 i #A2.6 swej strony o nazwie
totalizm_pl.htm,
albo w punkcie #A1 swej strony o nazwie
evolution_pl.htm.
Jak nieodpowiedzialnie dzisiejsza "oficjalna nauka
ateistyczna" traktuje niebezpieczeństwo fal coraz
potężniejszych i coraz sekretniej "usprawnianych"
telefonów komórkowych doskonale zilustrował to
krótki program "Seven Sharp" nadawany o 19:00
do 19:30 w poniedziałek dnia 2019/12/9 na kanale
1 TVNZ. W programie tym zatroskani ludzie wyrażali
swoje obawy, iż wprowadzenie w Nowj Zelandii
piątej generacji (5G) telefonów komorkowych zagraża
NIE tylko pszczołom, ale także zdrowiu ludzi - np.
poprzez możliwość indukowania raka. W odpowiedzi
na owe obawy, jakiś profesor (bodajże z uniwersytetu
w Auckland) powierzchownie wyjaśnił, że fale
radiowe ludzkość używa już przez bardzo długi
czas, że np. dzięki nim pracują wszystkie radia, oraz
że jak dotychczas NIE udowodniono ich niszczącego
wpływu na pszczoły albo na zdrowie ludzi. Wszystko
co wyjaśniał brzmiało pięknie, ale pozbawione
było jakichkolwiek danych. Przykładowo, NIE
wyjaśnił widzom, czy częstotliwość fal radiowych
używanych przez 5G jest bliższa do częstotliwości
np. tzw. długich fal radiowych, czy raczej bliższa
do częstotliwości fal z naszych kuchenek mikrofalowych -
co do których wiemy już z całą pewnością iż potrafią
one ugotować nawet surowe mięso. Nie wyjaśnił też
kto, kiedy i na czyje zamówienie (bo w dzisiejszej nauce
to też decyduje o rodzaju wyników) dokonał badań
jakie NIE wykazały niekorzystnego działania fal użytych
przez 5G. Nie wspomniał też nawet dlaczego dzisiejsze
mocarstwa z taką zaciekłością nie dopuszczają urządzeń
5G innych państw do krajów jakie znajdują się pod ich
wpływami. Samo więc zapewnienie tamtego profesora
iż 5G NIE jest niebezpieczne, zapewne można uważać
za warte tyle samo ile wynosiło jego wynagrodzenie
za wystąpienie w owym programie TVNZ. Osobiście
zresztą po dokonaniu opisywanego w punkcie #F11 strony
soul_proof_pl.htm
odkrycia, że miezależnie od "chorób ciała" istnieją też
"choroby duszy"
(przez dzisiejszą "oficjalną medycynę ateistyczną" błędnie
nazywane "chorobami umysłowymi"), zacząłem też natykać
się na coraz więcej przykładów materiału dowodowego,
że to właśnie owe krókie fale radiowe (typu używanego w
telefonach komórkowych) zaczynają indukować w ludziach
niektóre co bardziej dziwne z takich "chorób duszy".
Przykładem jednego z rodzajów takiego materiału
dowodowego mogą być omawiane na kanale 1 z TVNZ
w niedzielę dnia 2019/12/8 i godzinach 15-16, nocne
ataki paniki
(po angielsku zwane
panic attack),
które pojawiły się w dzisiejszych społeczeństwach razem
z telefonami komórkowymi, zaś na które przykładowo w
Nowej Zelandii obecnie cierpi już co czwarty mieszkaniec
owego kraju. (Ponieważ jednak omówienie tego materiału
dowodowego wymaga rozmiarowo większego opracowania,
kiedy znajdę wymagany ku temu wolny czas materiał ten
omówię w jakimś innym miejscu, zaś tutaj jedynie wstawię
link do miejsca jego omówienia.)
#C6.
Zasypana popiołem wulkanicznym prawdopodobnie
ogromna piramida stworzona w NZ przez Boga:
Wystający ponad poziom wulkanicznych popiołów
płaski wierzchołek tej piramidy w NZ jest znany pod nazwą
Kaimanawa Wall.
W amerykańskich piramidach takie płaskie wierzchołki
piramid były wykorzystywane do wykonywania religijnych
obrządków, a czasami i do składania ludzkich ofiar.
Najlepiej wierzchołek tej NZ piramidy jest zilustrowany
na następującym angielskojęzycznym wideo z YouTube
o długości 8:30 minuty:
- które to wideo zainteresowani czytelnicy mogą sobie też uruchamiać np. z adresu
https://www.youtube.com/watch?v=vP3hZrbVdd8
lub wyszukiwać w YouTube np. słowami kluczowymi:
the mystery of the kaimanawa wall .
Z badań nowej "totaliztycznej nauki" wynika, że tak
solidnie powznoszone kamienne piramidy wcale NIE
są budowane przez ludzi, ani przez jakichś "starożytnych
kosmitów", a razem z całymi kamiennymi miastami,
murami (typu muru inkaskiego) budynkami, sprzętami
domowymi, itp., były one stworzone przez Boga na użytek
pierwszych ludzi jakimi Bóg zaludnił naszą planetę.
Więcej informacji na temat stworzenia przez Boga
pierwszych na Ziemi miast, twierdz, murów (np.
słynnego muru chińskiego), budynków, sprzętów
domowych, wehikułów, gwiazdolotów, itp., czytelnik
znajdzie pod licznymi adresami linkowanymi na mojej stronie o nazwie
skorowidz.htm
za pośrednictwem hasła "megalityczne kamienne
budowle i miasta stworzone przez Boga".
Niniejszym mam przyjemność też dodać, że NZ
kościół katolicki planuje stworzyć szlak religijnej
pielgrzymki opisywanej w podpisie pod "Widea #J3xyz" ze strony
petone_pl.htm.
Szlak owej pielgrzymki przebiega zarówno w bliskości
omawianej tu piramidy, jak i w bliskości miejsca cudu
z Petone - jaki to cud opisuję w następnym punkcie #C7.
#C7.
Cud zamanifestowania się płonącego krzewu wodorostu na plaży w
Petone -
która to lokacja być może włączona będzie w szlak religijnych pielgrzymek po NZ:
W dniu 2018/4/25, czyli na miesiąc przed
moimi 72-mi urodzinami, na plaży w NZ miasteczku
Petone -
w miejscu odległym zaledwie około 400 metrów od
mojego mieszkania, zamanifestował mi się fascynujący
mnie cud. Mianowicie ujrzałem tam płonący krzew
wodorostu, jaki NIE tylko że telepatycznie ze mną
się "sprzeczał", ale także emitował bardzo silne czerwone
światło jakie przykuło moją uwagę już z odległości
około 100 metrów - pomimo że płomień który światło
to wydzielał ani NIE spowodował popalenia wysuszonego
na kość wodorostu z jakiego się wydobywał, ani NIE
osmalił tego wodorostu dymem czy sadzą. Informacja
zawarta w wersecie 3:5 z bibilijnej "Księgi Wyjścia"
zdaje się sugerować, że wydobywanie
się takiego czerwonego ognia z fragmentu wysuszonego
krzewu wodorostu, bez spowodowania popalenia ani
osmolenia tego krzewu, wskazuje obszar w Petone
będący "miejscem chrześcijańsko świętym".
Późniejszy materiał dowodowy, jaki zgromadziłem
na temat niezwykłych zjawisk zdarzających się w
miejscu pojawienia się tego płonącego krzewu, oraz
w pobliżu tego miejsca, zdaje się wyraźnie sugerować,
że miejsce to jest faktycznie terenem "chrześcijańsko
świętym" - jaki np. ma potencjał do spełniania się
modlitw o przywrócenie zdrowia, o spełnienie istotnych próśb
modlącej się osoby, itp. Część tego materiału dowodowego,
jaka nadawała się do opublikowania, spisałem w "części #J"
(szczególnie patrz tam punkt #J3 i towarzyszące mu ilustracje
oraz widea) z mojej strony internetowej o nazwie
petone_pl.htm.
Ów cud z plaży w Petone NIE jest jedynym cudem
czy niezwykłym wydarzeniem jaki osobiście doświadczyłem
w swym życiu. Spory wykaz (kilkadziesiąt) takich
osobiście doświadczonych cudów i niezwykłych
zdarzeń, wraz z linkami do ich opisów, przytoczyłem
w punkcie #F3 ze swej strony internetowej o nazwie
wszewilki.htm
oraz w punkcie #H2 ze swej strony internetowej o nazwie
god_proof_pl.htm.
Osobiście wierzę, że praktycznie każda inna osoba
także doświadcza w swym życiu wielu podobnych
cudów i niezwykłości. Tyle, że wierząc oficjalnej nauce
jaka nas okłamuje, iż zjawiska takie NIE istnieją, typowo
albo natychmiast to co widziała uznaje za przywidzenie
lub za wzrokową pomyłkę, albo też zamiast je zbadać
i udokumentować, raczej woli te swe doświadczenie
zignorować, poczym z upływem czasu szybko o nim
zapomnieć. Żyjącym dowodem o łatwości z jaką typowa
osoba ignoruje cuda i niezwykłe doświadczenia jest moja
wysoce sceptyczna żona, która razem ze mną przeszła
już przez aż kilka takich doświadczeń (np. zjadła ze mną
lody w lodziarni jaka NIE istnieje - patrz opisy z #D6 na stronie
timevehicle_pl.htm),
jednak o każdym z nich wymyśla potem dziesiątki
najróżniejszych "teorii", celem każdej z których jest
znalezienie wyjaśnienia jakie uzasadniłoby dlaczego
dany cud faktycznie NIE zaistniał, a ma jakieś "naukowo
racjonalne" wyjaśnienie.
Do powyższego mam przyjemność dodać, że w
bliskości tego zapewne chrześcijańsko-świętego
miejsca z Petone będzie przebiegała trasa opisanej
w poprzednim punkcie #C6 pielgrzymki religijnej.
Ponieważ zaś zgodnie z religijną tradycją pielgrzymka
ta będzie zapewne tak organizowana i nadzorowane
przez kościół katolicki, aby udział w niej mogły wziąść
nawet osoby o bardzo skromnym budżecie, niniejszym
zachęcam zainteresowanych czytelników do skorzystania
z owej pielgrzymki aby na ławkach już istniejących przy
Celtyckim Krzyżu jaki oznacza miejsce na plaży gdzie
ujrzałem ów płonący krzew wodorostu pomodlić się o
to co dla nich najważniejsze, a przy okazji całej pielgrzymki
aby tanio zwiedzić też turystycznie najciekawsze
miejsca Nowej Zelandii.
Część #D:
Efekty działania nadprzyrodzonego w Nowej Zelandii:
#D1.
Kamień który swoją nadprzyrodzoną
wędrówką dowodzi błędności dzisiejszej fizyki:
Motto:
"Prawdziwe życie swoje, a naukowcy swoje."
Jeśli wierzyć samozadufanym twierdzeniom
niektórych dzisiejszych fizyków, we wszechświecie
jakoby nie ma "nadprzyrodzonego". Według
nich wszystko co nas dotyka, to wyłącznie
działanie już poznanych praw fizyki. Jeśli jednak
rozglądnąć się uważnie dookoła, wówczas
szokuje jak wiele nadprzyrodzonego bez
przerwy ludziom się ujawnia, tyle że fizycy
z uporem przedszkolaków udają iż problem
rzeczowego badania nadprzyrodzoności
wcale nie istnieje. W punkcie #F1 odrębnej
strony internetowej
biblia.htm - o Biblii autoryzowanej przez samego Boga
wyszczególniłem długą listę doskonale znanych
fizykom zjawisk, które bezpośrednio dowodzą
istnienia nadprzyrodzoności. Znaczy dowodzą
one np. istnienia Boga, innego świata, softwarowo
nieśmiertelnej duszy ludzkiej, itp. Na niektórych
z owych zjawisk oparte nawet zostały już istniejące
formalne dowody naukowe na istnienie Boga, duszy,
innego świata, na stworzenie pierwszej pary ludzi
przez Boga, itp. (Dla zapoznania się z owymi naukowymi
dowodami na faktyczne istnienie nadprzyrodzoności
proponuję zajrzeć np. do moich stron internetowych
god_pl.htm - o naukowym i świeckim wyjaśnieniu istoty Boga,
dipolar_gravity_pl.htm - o "teorii wszystkiego" która naprawia błędy i niedoskonałości dzisiejszej fizyki,
nirvana_pl.htm - o ignorowanym przez dzisiejszą naukę zjawisku nirwany, oraz
evolution_pl.htm - o ewolucji w świetle "teorii wszystkiego" zwanej Konceptem Dipolarnej Grawitacji.)
Do wszystkich tamtych dowodów na istnienie nadprzyrodzoności,
w niniejszym opisie dodam jeszcze jeden materiał dowodowy.
Mianowicie wskażę tu przykłady kamieni odkrywanych
na Ziemi, które to kamienie wykazują nadprzyrodzoną
zdolność do odbywania inteligentnych wędrówek.
Ponieważ zgodnie ze stwierdzeniami dzisiejszej fizyki,
kamienie same nie mają prawa inteligentnie zmieniać
swojego położenia, rosnąca ilość materiału dowodowego
na temat tych nadprzyrodzonych kamieni posiada
jednoznaczną wymowę. Mianowicie istnienie takich
inteligentnie przemieszczających się kamieni jest
jeszcze jednym dowodem na błędność stwierdzeń
i fundamentów naukowych dzisiejszej fizyki w
szczególności, zaś całej "oficjalnej nauki ateistycznej"
w ogólności. Dowód ten dodaje się do całej gamy
innych podobnych dowodów na kompletną błędność
dotychczasowej fizyki ziemskiej, które już od dawna
wskazywane nam są przez moją naukową
Teorię Wszystkiego z 1985 roku
zwaną także
Koncept Dipolarnej Grawitacji.
Pierwszy kamień o którym się dowiedziałem że
posiada on nadprzyrodzoną zdolność do odbywania
inteligentnej wędrówki badałem osobiście już
około 1990 roku. Był to spory kamień istniejący
koło małej miejscowości Atiamuri na Wyspie
Północnej Nowej Zelandii. Maorysi nazywają go
"Te Kohatu-O-Hatupatu" (tj. "Kamień-Chroniący-Hatupatu").
Pokazuje go zdjęcie z "Fot. #D1" poniżej. Jest on
otoczony licznymi legendami. Jest także przedmiotem
kultu dla miejscowych Maorysów. Maorysi ci
modlą się do owego kamienia, oraz składają
mu liczne ofiary. W ten sposób Maorysi przekazują
temu kamieniowi unikalną formę inteligentnej
energii przez Chińczyków zwanej "chi", zaś przez
Koncept Dipolarnej Grawitacji
nazywanej "energią moralną" albo "zwow".
Dzięki zapasowi owej inteligentnej energii
zgromadzonemu w sobie, kamień z Atiamuri
jest w stanie odwzajemniać modły Maorysów
poprzez dokonywanie licznych uzdrowień
oraz poprzez przynoszenie szczęścia tym
co o nie proszą. Ja swego czasu badałem
fizykalnie kamień z Atiamuri, oraz stwierdziłem
że wykazuje on dosyć niezwykłe cechy.
Dla przykładu zdaje on się wydzielać jakiś
rodzaj promieniowania. Kiedy bowiem
umieściłem na nim film do fotografii
Roentgenowskich, ów film pokazał potem
dziwne naświetlone wzory. Kamień ten jest
także namagnesowany (jego namagnesowanie
daje się wykryć za pomocą zwykłego kompasu).
Najbardziej jednak nadprzyrodzoną cechą kamienia
z Atiamuri jest, że zgodnie z miejscowym
folklorem kamień ten ma odbywać "wędrówki".
Miejscowi ludzie twierdzą, że w przeszłości
był on odsuwany od krawędzi szosy, ponieważ
w swojej normalnej lokacji wprowadza on dosyć
poważne niebezpieczeństwo dla przejeżdżających
samochodów. Co jakiś bowiem czas rozbija się
na nim samochód zaś pasażerowie czasami nawet
tracą życie. Jednak po przesunięciu, kamień ten sam
powracał na swoje poprzednie miejsce. Podobno z
powodu jego wędrówek, w oficjalnej dokumentacji
tamtej szosy widnieje on w zupełnie innym miejscu
niż faktycznie znajduje się on w rzeczywistości.
Powodem ma być brak odważnego managera
który by się podpisał pod oficjalnie naniesionymi
poprawkami w dokumentacji tamtej drogi stwierdzającymi,
że kamień ten sam powrócił na swoje ulubione
miejsce. Znajomi zwrócili mi także uwagę na fakt,
że kamień ten cyklicznie zmienia kształt owej dziury
w swoim boku (w dziurę tą składane są ofiary Maorysów).
Owa dziura jednym razem jest ładnie zaokrągloną
elipsą, innym zaś razem jest wydłużona jak muszla
małży z ostrym czubkiem u góry. Ja sprawdzałem
te zmiany jej kształtu i faktycznie je odnotowałem -
chociaż w czasach kiedy dokonywałem owe sprawdzenia
za każdym razem kiedy otwór w kamieniu zmieniał
kształt, równocześnie zmianie ulegał utrwalony
na zdjęciach kształt tego otworu, co uniemożliwiało
udokumentowanie istnienia tych zmian kształtu.
(Tak nadal się dzieje ze zdjęciami cyklicznie zmieniającej
swą konstrukcję kaplicy pokazanej poniżej na
"Fot. #D2".) Jednak zdjęcia tego otworu
jakie oglądałem w internecie 2020 roku już
dokumentują faktyczne zmienianie się kształtu
tego otworu - patrz np. zestaw jego zdjęć z
https://www.google.co.nz/search?q=hatupatu+rock&source=lnms&tbm=isch
lub z
https://www.google.co.nz/search?q=Hatupatu+and+the+birdwoman&source=lnms&tbm=isch
i porównaj je z moim własnym jego zdjęciem
pokazanym na "Fot. #D1" poniżej.
Wygląda to tak, jakby ów kamień zdecydował,
że w dzisiejszych czasach bazbożności coraz
usilniej zaprzeczających prawdom jakie opisałem
np. w punktach #A0 i #G2 swej strony o nazwie
god_proof_pl.htm
oraz w punktach #K1 i #K2 innej strony o nazwie
god_istnieje.htm,
sam ten kamień też powinien zacząć udowadniać
ludziom swoją zdolność do nadprzyrodzonych
zachowań - potwierdzając tym prawdę tego co
poodkrywałem swymi badaniami.
Na temat owego niezwykłego kamienia istnieją
liczne legendy. Np. w otworze z tego kamienia
ukrył się z sukcesem chłopiec ścigany przez
gigantkę-ludojadkę, która potrafiła biegać aż tak
szybko jak szybko latają ptaki i która posiadała
niezwykle wyglądający dla nich długi nos jaki
im przypominał dziób ptaka, stąd którą w legendach nazwali
Kobietą-Ptaszycą (po angielsku "Birdwoman", po maorysku "Kurangaituku").
Chociaż gigantka ta po zapachu wywąchała, że
ów chłopiec zwany "Hatupatu" ukrywa się w owym
kamieniu, jej ogromne dłonie miały aż tak grube
palce, że NIE była ona w stanie "wydłubać" go
z owego kamienia (poczym oczywiście pożreć).
Ta informacja o grubości jej palców, w połączeniu
z obecnie znaną nam wielkością otworu w owym
kamieniu zdolnym pomiecić sporego chłopca, daje
pojęcie o ogromie owej gigantki, wzrost jakiej niektórzy
powtarzający dawne opowieści wysoce ostrożnie
oszacowywali jako sięgający około 8 metrów -
jednak patrz "Fot. #D1b" poniżej.
Faktycznie jednak z opowieści jakie na jej temat
wysłuchiwałem w dawnych czasach, wynika iż
była to dokładnie ta sama gigantka-ludojadka,
którą poniżej w punkcie #I2 opisuję pod nazwą
Hine-nui-o-Te-Po.
Tyle tylko, że obie opowieści na jej temat (tj. opowieść o
Hatupatu i Kobiecie-Ptaszycy
oraz opowieść o
Hine-nui-o-Te-Po)
zrodziły się ze zdarzeń opisywanych przez dwa
odmienne plemiona mieszkające w bardzo rzadko
zamieszkałej wówczas Wyspie Północnej NZ i
dla wielu powodów dawniej utrzymujących spory
dystans nawzajem pomiędzy sobą. Stąd oba te
plemiona NIE tylko niezależnie od siebie opisywały
doświadczone przez własnych współplemieńców
dwa odmienne zdarzenia historyczne, ale także
używały zupełnie odmiennych nazw dla opisania
tej samej gigantki zjadającej ludzi. Jednak oba
te plemiona były zgodne iż owa kobieta była
gigantką jaka zjadała ludzi i cechowała się
kilkoma nieobecnymi u ludzi zdolnościami
(np. ogromnej szybkości poruszania się dzięki
życiu w niedostępnym dla ludzi i szybszym od
naszego "nienawracalnym czasie absolutnym
wszechświata"), stąd oba referowały do niej słowem
Tipua
(co znaczy "Gigantka" o nadprzyrodzonych cechach),
bowiem słowo "tipua" w dawnych czasach istnienia
tylko bardzo niewielkiej liczby maoryskich słów
używane też było (obok wielu innych jego znaczeń)
do opisywania owych "gigantów". (To stąd bierze się też
nazwa "Te Kahui Tipua" dla gigantów z okolic
Timaru opisywanych w punkcie #I2 poniżej na tej stronie.)
Wyjaśnienia dla mechanizmu pozwalającego
kamieniom na wędrowanie dostarcza moja naukowa
Teoria Wszystkiego z 1985 roku, zwana także
Konceptem Dipolarnej Grawitacji.
Zgodnie z nią, we wszechświecie istnieje inteligentny
rodzaj energii, np. przez Chińczyków nazywanej "chi",
zaś przez ów Koncept Dipolarnej Grawitacji zwanej
"zwow" albo "energia moralna" (więcej informacji
na temat cech tej energii czytelnik znajdzie w (4) z punktu #K2 strony
nirvana_pl.htm,
lub w "części #D" strony o nazwie
god_istnieje.htm).
Owa inteligentna energia ma to do siebie, że wypełnia
ona inteligentne nakazy, np. myślowe. To właśnie ową
energię osoby uprawiające "kung fu" są w stanie
skierować np. na pręt stalowy który uderzają swoją głową
i nakazać jej aby ta rozbiła ów pręt w drobny proszek.
To także owa inteligentna energia powoduje że tzw.
feng shui
faktycznie działa w praktyce. (O działaniu "feng
shui" można sobie poczytać m.in. w punkcie #19 strony
wroclaw.htm - o mieście Wrocław,
oraz w punkcie #B1 strony
wszewilki_jutra.htm - o marzeniach lepszej przyszłości dla wsi Wszewilki.)
Ponieważ zgodnie z ową teorią "Koncept
Dipolarnej Grawitacji" wszelkie obiekty kultu
otrzymują od modlących się do nich ludzi porcje
owej inteligentnej energii, takie obiekty są też
w stanie nakazać posiadanej przez siebie energii
wykonanie jakichś specyficznych działań fizycznych.
To właśnie dlatego wszelkie obiekty czyjegoś
kultu, takie jak ów kamień z Atiamuri, czy też
jak owe słynne drzewa i kamienie które w
Malezji nazywane są Datuk, albo jak
uważane za dar Boga orzechy kokosowe,
które zachowują się jakby miały oczy i stąd
nigdy NIE spadają na głowy ludzi - patrz
opisy w punkcie #D1 mojej strony o nazwie
fruit_pl.htm,
są zdolne do nadprzyrodzonego powodowania
inteligentnych manifestacji fizykalnych.
Przykład takiego nadprzyrodzonego drzewa
"datuk" zilustrowany został i opisany na
stronach internetowych o nazwach
malbork.htm oraz
ufo_pl.htm(kliknij na niniejszy zielony napis aby je zobaczyć).
Owe malazyjskie drzewa i kamienie "Datuk"
uzdrawiają i pomagają lokalnym ludziom,
dokonują cudów, drzew "datuk" normalnie
nie daje się wyciąć bez zaryzykowania śmierci
wycinającego, itp. Posiadanie podobnych
nadprzyrodzonych mocy wykazują też słupy
totemowe z Borneo, o których to słupach
piszę w podrozdziałach I6.7 oraz I5.1 z tomu 5
monografii [1/5].
Owe słupy totemowe z Borneo nie dadzą się
fotografować, same karzą tych co nie są im
posłuszni, a ponadto potrafią uzdrawiać i
wypełniać życzenia tych co do nich się modlą.
W przeszłości miałem także okazję osobistego
doświadczenia nadprzyrodzonych mocy krzyżackiej
figury Matki Boskiej która kiedyś istniała w Polsce w
zamku z Malborka,
a która dała się poznać z antypolskiego działania.
Tamten posąg krzyżackiej Matki Boskiej
z Malborka jest znany m.in. z historycznie
dobrze udokumentowanego faktu, że polskie
działo którym chciano go zniszczyć zwyczajnie
eksplodowało - co udokumentowane zostało
w punkcie #C3 z mojej strony o nazwie
malbork.htm
opisującej ciekawostki zamku w Malborku.
Ponadto posąg ten posiadał przywiązaną do
siebie antypolską przepowiednię która wypełniła
się kiedy posąg ten został nadprzyrodzenie
zniszczony jakąś tajemniczą eksplozją. (Na
przekór owej antypolskiej przepowiedni oraz
antypolskiego działania owego posągu, ciągle
istnieją nierozważni Polacy którzy zdecydowali
się odbudować ten krzyżacki posąg o nadprzyrodzonych
mocach - po szczegóły patrz strona o
zamku w Malborku
oraz strona fundacji
Mater Dei
jaka to fundacja właśnie podjęła się go odbudować.)
Na temat takich właśnie obiektów kultu obdarzonych
nadprzyrodzonością, owa "teoria wszystkiego" zwana
Konceptem Dipolarnej Grawitacji
nie tylko dostarcza wyjaśnienie dla ich działania,
ale również udziela nam zdecydowanego ostrzeżenia.
Mianowicie, sama natura owych obiektów, ich
niedoskonałość intelektualna, a także mechanizm
za pośrednictwem którego dokonują one swoich
nadprzyrodzonych działań, są dalekie od doskonałości.
Dlatego takie obiekty, podobnie jak narowiste konie,
mają swoje "zagrania", nie używają racjonalnie swoich
mocy, potrafią kogoś lubić lub nieznosić, są stronnicze,
mogą się mścić, często działają w sposób mechaniczny,
oraz są dalekie od poczucia sprawiedliwości. Na przekór
więc, że niektórym ludziom potrafią one oddać jakąś
przysługę, generalnie to trzeba na nie bardzo uważać,
bo są one w stanie wyrządzić również wiele zła. Stąd
modlenie się do nich, oraz wynikające z tego modlenia
się przekazywanie im swojej "energii moralnej", jest
jakby dawaniem boskiej mocy "kapryśnemu
dziecku". To właśnie dlatego istnieją religie,
które ostrzegają np. przed modleniem się do
"złotego cielca", lub przed modleniem się do
obrazów. Przykładem takiego obiektu kultu, który
swoją stronniczością, kapryśnością, oraz brakiem
poczucia sprawiedliwości wyrządził Polakom wiele
zła, jest korzyżacki posąg Madonny z
zamku w Malborku
opisywany poprzednio.
O kolejnym dużym kamieniu który w nadprzyrodzony
sposób sam sobie wychodzi na spacer dowiedziałem
się z artykułu "Land where spirits still rule" (tj. "Ziemia
gdzie duchy ciągle rządzą") ze strony D1 gazety
"The New Zealand Herald",
wydanie datowane we wtorek (Tuesday), January
29, 2008. Artykuł ten opisuje nadprzyrodzone wędrówki
brązowego kamienia o wielkości typowego samochodu,
a nazywanego lokalnie "A spirit stone", którego każdy
może sobie oglądnąć jak leży tuż przy nowej "freeway"
wiodącej z Port-Moresby w Papua New Guinea aż do
brzegu morza. Oto dosłowne cytowanie z owego artykułu
w moim znaczeniowym tłumaczeniu: "Kiedy wyrąbywali
drogę przez niniejsze miejsce, odkryli że ów kamień był
zbyt twardy aby go rozłupać dlatego załadowali go na
ciężarówkę, zwieźli w dół do zatoki, oraz wrzucili go do
morza. Jednak następnego ranka był on spowrotem na
swoim miejscu. Tak stało się aż trzy razy. Wrzucali ten
kamień do zatoki jednak nocą on powracał, w końcu więc
pozostawili go tutaj."
(W oryginale angielskojęzycznym: "When they cut the
road through here, they found this stone was too hard
to break up so they put it on a truck, took it down to the
harbour, and dropped it in the sea. But the next morning
it was back here again. That happened three times.
They dropped the stone in the harbour but overnight
it returned, so finally they left it here.")
Nowa Zelandia i Papua New Guinea nie
są jedynymi krajami na Ziemi w których
kamienie w nadprzyrodzony sposób same
zmieniają swoje pozycje. Innym takim miejscem,
dosyć nawet sławnym, jest wysuszone dno
jeziora zwane "Racetrack Playa", a położone
w tzw. "Death Valley National Park", California,
USA. Po płaskim jak stół wysuszonym błocie
tego dna jeziora przemieszczają się kamienie zwane
Sliding Rocks of Racetrack Playa.
W 2007 roku dosyć dobrze ilustrowany artykuł
na ich temat dostępny był w Internecie pod adresem
http://geology.com/articles/racetrack-playa-sliding-rocks.shtml.
Ciekawe, że "oficjalna nauka ateistyczna"
mnoży najróżniejsze hipotezy i teorie, które
starają się wyjaśnić jak owe kamienie się
przemieszczają bez udziału nadprzyrodzonego.
Jednak nauka ta nie jest w stanie potwierdzić
empirycznie poprawności żadnej z owych teorii
i hipotez. Chociaż więc wielu dzisiejszych naukowców
jest tak zawziętymi ateistami i niedowiarkami,
że raczej by dało się "ukamieniować" niż
by otwarcie przyznało iż kamieniami tymi
poruszają jakieś nadprzyrodzone moce,
faktycznie istnienie owych mocy jest
jedynym racjonalnym wyjaśnieniem dla
tego co naprawdę się tam dzieje.
Tematyka niniejszej krótkiej strony nie pozwala
mi na dokładniejsze wyjaśnianie mechanizmów
które pozwalają aby "nadprzyrodzone" mogło
czasami fizykalnie manifestować swoją obecność.
Jednak mechanizmy takie wyjaśniam dokładniej
na całym szeregu innych stron internetowych
totalizmu.
Tym więc czytelnikom którzy zechcą się
dowiedzieć: (1) dlaczego dzisiejsza fizyka
zawiera podstawowy błąd już w sformułowaniu
swoich fundamentów który to błąd czyni ją ślepą
na fizykalne manifestacje nadprzyrodzoności
(tj. błąd ten polega na przyjęciu przez naukę błędnego
założenia że pole grawitacyjne jest tzw. "polem
monopolarnym"), (2) jak błąd ten daje się naprawić
(tj. proste naprawienie owego błędu polega na
uznaniu że pole grawitacyjne jest tzw. "polem
dipolarnym" - czyli na uznaniu stwierdzeń mojego "Konceptu
Dipolarnej Grawitacji"), oraz (3) jakie nadprzyrodzone
zjawiska daje się łatwo wyjaśnić po naprawieniu
tego błędu (tj. że "Koncept Dipolarnej Grawitacji"
dla istotnego powodu jest nazywany także naukową
"Teorią Wszystkiego z 1985 roku" ponieważ faktycznie
dostarcza on wyjaśnienia dla praktycznie wszystkiego
czego oficjalna nauka ziemska dotychczas nie
potrafiła wyjaśnić), proponuję zaglądnąć do
następujących totaliztycznych stron internetowych:
dipolar_gravity_pl.htm - o "teorii wszystkiego" która naprawia błędy i niedoskonałości dzisiejszej fizyki,
malbork.htm - o nadprzyrodzonych zjawiskach z zamku w Malborku,
timevehicle_pl.htm - o naturze czasu i o podróżach w czasie, oraz
telepathy_pl.htm - o wykorzystaniu zjawisk odrębnego świata w którym mieszka Bóg do zrealizowania nieskończenie szybkiej komunikacji telepatycznej.
* * *
Fot. #D1: Oto ja, tj. dr inż. Jan Pająk, zaś kurtuazyjnie
Prof. dr inż. Jan Pająk,
przy "chodzącym" kamieniu z Atiamuri o nazwie
"Te Kohatu-O-Hatupatu" (tj. "Kamień-Chroniący-Hatupatu").
(Powyższą jego fotografię wykonałem około 1990
roku.) Kamień ten najwyraźniej posiada nadprzyrodzoną
zdolność do dokonywania inteligentnej wędrówki.
Niestety, leży on tuż przy krawędzi dosyć
ruchliwej szosy. Wprowadza on znaczne
ryzyko dla ruchu po tej szosie, jako że
od czasu do czasu rozbijają się na nim
samochody i giną ludzie. Nie można go
jednak zniszczyć czy całkowicie usunąć,
bowiem jest on "świętym kamieniem" i
przedmiotem kultu lokalnych Maorysów.
Dokonuje on dla nich wielu cudów, podobnie
jak w Petone gdzie ja mieszkam cuda dokonują
się koło "krzyża celtyckiego" opisanego w #J3 strony
petone_pl.htm,
a także podobnie jak czynią to święte drzewa i kamienie zwane
Datuk
z Malezji (opisywane też i pokazane w "części #D" ze strony
malbork.htm),
słupy totemowe z Borneo oraz drewniani
"strażnicy" koreańskich wsi (opisane i pokazane
na "Fot. #D2" oraz "Fot. #D3ab" ze strony
malbork.htm),
czy zwykł kiedyś dokonywać też złowrogi pokrzyżacki posąg
Maryi
z Malborka. Dlatego co jakiś czas ponawiane
są próby przeniesienia tego kamienia
w miejsce nieco odleglejsze od szosy.
Zgodnie jednak z lokalnym folklorem,
po każdym takim przeniesieniu, kamień
ten ma zwyczaj wybierania się na
przechadzkę, wracając z powrotem
na swe stare miejsce. Kiedy badałem
ów kamień około 1990 roku, emitował
on jakieś dziwne promieniowanie
rejestrowalne na filmie fotograficznym.
Wykazywał też spore namagnesowanie
jakie było na tyle silne, że dawało się
wykryć zwyczajnym kompasem.
(Kliknij na tą fotografię aby zobaczyć ją w powiększeniu.)
Powyższy kamień ma też tę niezwykłą cechę,
że kształt widniejącego w nim otworu co jakiś
czas ulega zmianie - tak jak to opisałem w
punktach #D1 i #D2 tej strony. (Tj. jednym
razem otwór jest okrągły, innym zaś razem
zaostrzony u góry jak małża.) Co dziwniejsze,
kiedyś, gdy ów kształt otworu zmieniał się w
kamieniu, zmieniał się także i na uprzednio
wykonanych jego zdjęciach - co ja osobiście
sprawdzałem w latach 1990-tych, zaś co
nawet i dzisiaj czytelnik może sprawdzić
na wieży kaplicy z "Fot. #D2" poniżej.
Jednak w 2020 roku odkryłem, że w internecie
istnieją zdjęcia jakie zdołały udokomentować
zmiany kształtu jego otworu - tj. na których
kształt ten już się NIE zmienił wraz ze zmianą
w samym kamieniu - co staje się dodatkową
zagadką tego kamienia. (Tj. co wygląda jakby
ów kamień sam chciał udokumentować swe
nadprzyrodzone moce - patrz np. zestaw jego zdjęć z
https://www.google.co.nz/search?q=hatupatu+rock&source=lnms&tbm=isch
lub z
https://www.google.co.nz/search?q=Hatupatu+and+the+birdwoman&source=lnms&tbm=isch
i porównaj je z moim własnym jego zdjęciem
pokazanym powyżej.) Dlatego sugeruję aby
zapamiętać lub sfotografować jaki dzisiaj
jest ten kształt, poczym przyglądnąć się mu
ponownie lub go jeszcze raz sfotografować
za jakieś parę lat.
Fot. #D1b: Kiedy w NZ wysłuchuje się lokalnych
legend o żyjących tam aż do 18 wieku gigantach-ludojadach
o wzroście ostrożnie szacowanym na sięgający od
około 8 do nawet 15 metrów, albo kiedy czyta się
zacytowany w punkcie #I2 poniżej werset 13:33 z
"Księgi Liczb" w Biblii - wyjaśniający iż wzrost nas ludzi
miał się tak do wzrostu dawnych gigantów, jak wielkość
pojedyńczej szarańczy (czyli też wielkość co większego
ze znanych w Polsce "koników polnych" do jakich
szarańcza jest podobna) ma się do wielkości
człowieka, zwykle trudno wyobrazić sobie jak
ogromne i straszne te dawne giganty-ludojady
faktycznie były. Dopiero kiedy wzrokowo widzi się
ogrom autentycznej czaszki giganta
jaką ilustruje nam pokazany poniżej "Film #I2a",
albo też widzi się powyższą rękę giganta z łatwością
mieszczącą w garści dorosłą kobietę, wówczas
ogrom i straszność tych istot zaczyna docierać
do naszej świadomości, a ich wzrost nawet daje
się w przybliżeniu wyliczyć z prostych proporcji
liczbowych (np. proponuję aby czytelnik wyliczył
sobie wzrost giganta z "Film #I2a" z proporcji
wielkości jego czaszki do wielkości transportujących
tę czaszkę 4 niefortunnych mieszkańców wyspy Pitcairn).
To było podczas mojej profesury w Kuching na tropikalnej
wyspie Borneo, kiedy zobaczyłem znajdującą się tam
lokalną rzeźbę "ręki giganta". Tj. "ręka" ta dziwnym
trafem znajdowała się w tym samym mieście
Kuching, w jakim doświadczyłem niezwykłego zjawiska
trwającej nieustająco aż przez 9 miesięcy totaliztycznie
zapracowanej nirwany -
jaka potem stała się podstawą opracowania politycznego
"ustroju nirwany",
który to ustrój, miejmy nadzieję, już wkrótce będzie wdrożony
w życie aby wyeliminować z użycia ogromnie szkodliwe
dla ludzkości "pieniądze" jakie są pierwotnym źródłem
większości zła obecnie trapiącego mieszkańców Ziemi.
Wielkość owej "ręki giganta" z Kuching wskazywała,
że istota jaka by ją posiadała miałaby właśnie ciało
owej NZ gigantki zwanej
Kobietą-Ptaszycą (po angielsku "Birdwoman", po maorysku "Kurangaituku").
Wszakże wielokrotnie wysłuchiwane po moim
wyemigrowaniu do NZ opowieści poprzednich
generacji żyjących tam ludzi twierdziły, że gigantka
ta miała aż tak grube palce, iż nie była w stanie
wsunąć żadnego z nich do otworu kamienia
pokazanego powyżej na "Fot. #D1" aby "wydłubać"
z tego otworu ukrywającego się tam przed nią
chłopca o imieniu "Hatupatu", którego obecność
w owym kamieniu węch jej podpowiadał, jednak
wydłubania i pożarcia którego uniemożliwiała
właśnie grubość jej palców. Poprosiłem więc
znajomą aby zaochotniczyła jako modelka i
pozując na tej ręce upiększyła jej artystyczną
wartość, a jednocześnie aby uzmysłowiła ogrom
posiadającej taką rękę gigantki-ludojada. Tak
powstało powyższe moje "hobbystycznie-artystyczne"
zdjęcie - w którym jednak wówczas NIE odnotowałem,
że jako amator-fotograf przypadkowo "wyciąłem"
ze zdjęcia stopy tej modelki, co znacząco pomniejsza
jego artystyczną atrakcyjność. Jednak moim zdaniem
zdjęcie ciągle relatywnie dobrze nam ilustruje iż istnieją
dziś konkretne dane historyczne, pozwalające aby
precyzyjnie pomierzyć lub chociaż zgrubnie oszacować
grubość palców (a tym samym i przybliżony wzrost
oraz wagę) zjadającej ludzi gigantki z Północnej
Wyspy NZ, po angielsku zwanej
"The Birdwoman"
zaś po Maorysku opisywanej jako
"Kurangaituku Te Tipua"
(w innej zaś opowieści ludowej opisanej poniżej
w punkcie #I2 nazywana jeszcze inaczej - jako
"Hine-nui-o-Te-Po").
Wszakże do dziś przetrwał otwór w kamieniu w
jakim zdołał się schronić i przeżyć próbę zostania
"wydłubanym" grubymi palcami gigantki, poczym
zjedzonym, chudy chłopiec o imieniu "Hatupatu".
Otwór ten można więc dokładnie zmierzyć, lub
zgrubnie oszacować jego wymiary z mojego zdjęcia
"Fot. #D1" powyżej (stojąc tam przy kamieniu
dostarczam przecież "wzorca" wysokości 164 cm -
tj. mojego wzrostu). Z kolei raport "Hatupatu" ze
spotkania z ową gigantką, powtarzany potem przez
szereg generacji jego współplemieńców i przetrwały
aż do dzisiejszych czasów upewnia iż otwór w owym
kamieniu był mniejszy od grubości palców gigantki.
Te zaś dane moim zdaniem pozwalają oszacować,
że owa samotna gigantka z Wyspy Północnej NZ
była jeszcze wyższa i bardziej mocarna od opisanych
w punkcie #I2 poniżej męskich gigantów "Te Kahui
Tipua" z Wyspy Południowej NZ - wzrost jakich był
przekazywany jako dochodzący do około 8 metrów.
Ponadto powyższe zdjęcie ilustruje też dlaczego NZ
folklor twierdził, że owi giganci odgryzali ludziom
głowy jednym klapnięciem swych ogromnych szczęk,
poczym "chrupali" te głowy tak jak my chrupiemy orzeszki.
Odnotuj z opisów jakie przytaczam poniżej w punkcie
#I2 tej strony, że będąc genetycznie odmiennymi od
ludzi, w NZ gigantach wiele szczegółów było odmiennych
niż u ludzi. Przykładowo, część 2 ("Part2.html") artykułu z adresu
celticnz.co.nz/WhyManyBelieveOldHistory
wyjaśnia (i ilustruje zdjęciem czaszki giganta),
że nawet osada oczu w ich czaszkach miała odmienny
kształt niż ma ona w czaszkach ludzi - co doskonale
potwierdza też autentyczna czaszka NZ giganta pokazana
na "Film #I2a" poniżej. Ponadto mieli oni
nosy inne od przybyłych już po eksplozji Tapanui osiedleńców
NZ, tj. długie i szpiczaste jak marchewka - podobne do tych
jakie w dawnych czasach folklor ludowy przypisywał czarownicom,
diabłom i Drakuli. Ich nosy posiadały też nieporównanie doskonalszy
od ludzi zmysł węchu - jaki giganci zapewne odziedziczyli
od swoich nadprzyrodzonych "ojców", a jakiego doskonałość
daje się porównać do węchu dzisiejszych tropicielskich
psów. Nic więc dziwnego, że 'zjadanie lub
posiadanie przy sobie główki silnie śmierdzącego
czosnku, zgodnie z empirycznym doświadczeniem
dawnych ludzi efektywnie chroniło przed byciem
napastowanym w czasie snu nocami przez "ojców"
gigantów - czyli przez "nadprzyrodzone" istoty o
zwyczajach greckiego Zeusa, które zgodnie z
opisami w Biblii pospładzały wszystkie giganty'.
Naprawdę chroniące ludzi działanie wysoce
śmierdzących naturalnych substancji przed
atakami złych "nadprzyrodzonych" istot jest
zresztą potwierdzane przez wiele narodów świata.
Oprócz wspominanych powyżej wierzeń ludowego
folkloru kilku narodów Europy o odstraszającej złe
istoty mocy smrodu czosnku, potwierdzają je też
stare legendy z NZ opisane w punkcie #I2 niniejszej strony
newzealand_pl.htm.
Potwierdza je też zabawnie angielskie (przysłowie)
powiedzenie rymowane upewniające, że:
"jedno jabłko dziennie
utrzyma doktora z daleka, jedna cebula dziennie utrzyma
każdego z daleka, a jeden czosnek dziennie utrzymała
nawet Drakulę z daleka" - w oryginale
angielskojęzycznym: "one apple a day keeps doctor
away, one onion a day keeps everyone away, one
garlic a day keeps even Dracula away". Potwierdzają
je też stare Chińskie wierzenia, które zalecają aby
idąc w jakiekolwiek miejsce gdzie jest się wystawionym
na uczepienie się do nas i przyprowadzenie do swego
domu jakichś niewidzialnych złych "nadprzyrodzonych"
istot (np. na uroczyska lub samotne góry gdzie
"straszy", na stare cmentarzyska, na pogrzeby, itp.)
trzeba zabierać ze sobą silnie śmierdzący liść tzw.
Kaffir Lime,
zaś jak najszybciej po powrocie stamtąd (a najlepiej
jeszcze w drodze do domu) trzeba starannie umyć
odsłonięte obszary swego ciała i natrzeć ich skórę
owym śmierdzącym liściem. To właśnie dlatego stary
angielski (kosztowny) płyn po goleniu nazywający się
Old Spice
był kiedyś ogromnie popularny, chociaż będąc sporządzany
właśnie na bazie wyciągu z liści "Kaffir Lime" śmierdział
aż tak mocno, że sami Anglicy nazywali go "old stink"
(co znaczy "stary smród"), zaś kiedy ktoś podarował mi
jego butelkę mnie aż mdliło kiedykolwiek odważyłem się
nim posmarować. Niemniej, jak odkryłem to dopiero
znacznie później, ów "Old Spice" stosowano tak chętnie
wcale NIE ponieważ dobrze odkażał po goleniu, a głównie
ponieważ gro stosujących go wiedziało iż efektywnie
odpędza on wszelkie złe "nadprzyrodzone" istoty.
#D2.
Fluktuacje czasu, które w Nowej Zelandii powodują
zmiany tego co już zaszło w przeszłości, tyle że są one
odnotowywalne tylko dla przyjezdnych z dalekich stron:
W Nowej Zelandii na porządku dziennym mają
miejsce niezwykłe fluktuacje "nawracalnego
czasu softwarowego", jakich przykłady opisuję
dokładniej w punktach #D6 do #D6.1 swej strony
internetowej o nazwie
timevehicle_pl.htm,
oraz w podpisie pod "Fot. #D1" ze strony o nazwie
newzealand_visit_pl.htm,
zaś jakich przyczyny i mechanizm formowania
wyjaśniam szczegółowiej w punktach #C3 do #C4.1
innej swej strony o nazwie
immortality_pl.htm.
Powodem owych częstych w Nowej Zelandii
naturalnych fluktuacji czasu jest
eksplozja wehikułu czasu koło miasteczka Tapanui,
która miała tam miejsce w 1178 roku. Eksplozja
ta opisana jest dokładniej w punkcie #H1 do #H4
tej strony, a także na odrębnej poświęconej jej
stronie
tapanui_pl.htm - o eksplozji wehikułu czasu koło Tapanui.
Fluktuacje czasu są to rodzaje lokalnych zafalowań
tzw. "Omniplanu" jaki steruje stanem "przestrzeni
czasowej". (Owe "Omniplan" i "przestrzeń czasowa"
są to rodzaje tworu softwarowego opisywanego
dokładniej na stronach o nazwach
immortality_pl.htm,
dipolar_gravity_pl.htm, oraz
timevehicle_pl.htm.
"Omniplan" zawiera w sobie modele softwarowe
wszystkich obiektów (i ich losów) jakie istnieją
w całym naszym świecie fizycznym i we wszystkich
czasach przez które nasz świat fizyczny przechodzi.
"Omniplanu" oraz rządzonej nim "przestrzeni czasowej"
nie powinno się mylić z ideą "czasoprzestrzeni"
używanej przez dzisiejszą fizykę.) Efektem tych
zafalowań "Omniplanu" i "przestrzeni czasowej" jest,
że dla ludzi czy obiektów które zostały nimi objęte,
czas cofa się do tyłu, zaś ich cała historia powtarza
się od nowa już w nowym przebiegu ich czasu.
W nowym zaś nowym przebiegu ich czasu, ich
historia może już stać się nieco odmienna niż była ona
w poprzednim przebiegu czasu. Przykładowo, jeśli
takim zafalowaniem czasu objęty jest budynek, w
nowym przebiegu czasu architekt, który zaplanował
ten budynek, może już zaprojektować go nieco
inaczej, albo nawet może wystawić go w zupełnie
innym miejscu. Albo jeśli takie lokalne zafalowanie
czasu obejmuje tworzenie jakiejś rzeźby (np. tej
pokazanej na "Fot. #D1" z mojej strony o nazwie
newzealand_visit_pl.htm),
wówczas już w nowym przebiegu czasu artysta
formujący ową rzeźbę może zrealizować ją już
inaczej. Z kolei ludzie w nowym przebiegu czasu
mogą poślubić już kogoś innego, pracować w innym
miejscu, itp. Oczywiście ludzie objęci owymi fluktuacjami
czasu nie mają pojęcia, że ich doświadczyli, bowiem
cała ich historia z poprzedniego przebiegu czasu jest
z ich pamięci automatycznie wymazywana - tak jak to
wyjaśnia punkt #B1.1 ze strony
timevehicle_pl.htm - o wehikułach czasu.
Jednocześnie też wszystko, co w jakikolwiek sposób
dokumentuje obiekty powstałe, opisane, lub sfotografowane
przed obiektami pozmienianymi w wyniku takiej fluktuacji
czasu, programy Boga automatycznie korygują - tak
aby nowe formy tych obiektów harmonizowały z ich
dawniejszą dokumentacją. Jedyne co NIE zostaje
dostosowane do sytuacji zmienianych tymi fluktuacjami
czasu, to pamięci ludzi którzy mieszkają poza obszarem
objętym tymi fluktuacjami. Dlatego inni ludzie, którzy
odwiedzą miejsce takiej fluktuacji, jednak przybywają
do niego z miejsca leżącego poza obszarem objętym
taką lokalną fluktuacją czasu, będą pamiętali jak
wszystko wyglądało tam i było poprzednio. Ci co
bardziej spostrzegawczy pośród nich będą więc
zaskoczeni zmianami które ujrzą. Niestety, przy
dzisiejszym stanie naszej wiedzy, my wierzymy
jedynie w omylność naszej pamięci, natomiast
uważamy, że to co się stało w przeszłości nie
może już zostać zmienione. Dlatego typowo,
każdy kto w życiu odnotuje jakieś zmiany
spowodowane taką fluktuacją czasu, uważa
że to jego własna pamięć płata mu figle -
i dlatego natychmiast zapomina o całej sprawie.
Jako zawodowy naukowiec dobrze wytrenowany
w dostrzeganiu tego co inni ludzie zwyczajnie
ignorują lub przegapiają, ja osobiście zgromadziłem
sporą liczbę obserwacji, podczas których odnotowałem
zmiany zaszłe podczas zaistnienia takich fluktuacji
czasu - czasami nawet w obecności innych osób.
Najważniejsze z tych analizowanych przez siebie
przypadków opisałem w punktach #C6 do #C6.1,
oraz w punkcie #C8.1, ze strony
timevehicle_pl.htm - o wehikułach czasu.
Inny przypadek, z jakiego mam nawet fotograficzną
dokumentację, opisałem pod "Fot. #D1" ze swej strony
newzealand_visit_pl.htm.
Największą liczbę takich naturalnych fluktuacji czasu
odnotowałem w Nowej Zelandii. Osobiście nawet uważam,
że Nowa Zelandia bije wszelkie światowe rekordy pod względem
częstości i powszechności tego niezwyklego zjawiska.
Przykładowo w Nowej Zelandii istnieją obszary, gdzie
takie fluktuacje czasu są niemal chroniczne i pojawiają
się tam nie rzadziej niż co dwa lata. Jednym z takich
obszarów jest miasteczko Oamaru, innym zaś miejscowość
Ealing, leżące na Highway 1, pomiędzy Christchurch i
Dunedin. Przykładowo, niemal za każdym razem kiedy
z daleka przybywam do Oamaru, widzę odmienną
konfigurację wieży pokazanej poniżej na "Fot. #D2".
Często też zmienia się tam konfiguracja skał wiodących
do punktu obserwacyjnego migracji pingwinów. Z kolei
w okolicach Ealings, szosę "Highway 1" przecina linia
wysokiego napięcia. Linia ta niemal za każdym razem
przecina ową szosę w innym miejscu. Raz nawet
odnotowałem ją przed ową miejscowością (tj. po tej
stronie od Ealings, po której leży Christchurch). Typowo
jednak linia ta przecina szosę po stronie Dunedin od
miejscowości Ealings. Inne miejsca które podlegają
okresowym fluktuacjom czasu, obejmują małe wysepki
skalnej lawy znajdujące się tuż przy Lawyers Head w
Dunedin, oraz wodospad z punktem widokowym,
znajdujący się niedaleko Nelson, przy trasie z Christchurch
do Nelson poprzez Lewis Pass. Jeszcze innym zmieniającym
się tak kształtem jest otwór w kamieniu z "Fot. #D1" powyżej.
Tego typu zmieniających się konfiguracji jest jednak
w Nowej Zelandii zadziwiająco dużo. Tyle, że wypunktowanie
położenia i zmian kształtu ich wszystkich na niniejszej
niewielkiej stronie zajęłoby zbyt wiele miejsca.
Oczywiście, Nowa Zelandia wcale NIE jest jedynym
miejscem na Ziemi gdzie takie naturalne fluktuacje
czasu mają miejsce. Przykłady innych powszechnie
znanych takich miejsc obejmują m.in. szkockie
jezioro Loch Ness (gdzie owe fluktuacje czasu
okresowo przenoszą do naszych czasów i potem
zabierają z powrotem do przeszłości słynnego
potwora zwanego "Nessie"), a także jezioro Cini
w Malezji gdzie również okresowo widywany jest
potwór podobny do Nessie.
Jeśli dany obszar podlega takim lokalnym fluktuacjom
czasu, wówczas fluktuacje te pojawiają się tam w dosyć
regularny sposób. Dlatego jeśli czytelnik odnotuje jedno
z takich miejsc, cechujące się tym że po przybyciu do
niego z dalekich stron jego uprzednia konfiguracja uległa
zmianie, wówczas proponuję czytelnikowi aby je zapamiętał
oraz dokładniej oglądnął po następnym tam przybyciu z
daleka.
Naturalne fluktuacje czasu, które w Nowej Zelandii
są zjawiskiem naturalnym i wysoce powtarzalnym,
należy wyraźnie odróżniać od jednorazowych
celowych zmian wprowadzanych do przeszłości
przez dysponentów wehikułów czasu. Przykładowo,
anulowanie wyburzenia domu Pana Davey, które
opisuję na stronie
boiler_pl.htm - o szokującej historii rewolucyjnej grzałki która bije wszelkie rekordy,
jest tylko taką jednorazową zmianą przeszłości
wprowadzoną celowo do naturalnego
upływu czasu.
* * *
Fot. #D2: Oto wieża kaplicy przy szkole
średniej z miasteczka Oamaru, Nowa
Zelandia. Fotografia wykonana w lutym
2008 roku. Wieża ta ma tę cechę, że
dla przyjezdnych osób które przybyły
do Oamaru spoza obszarów objętych
powtarzającymi się w Oamaru lokalnymi
fluktuacjami czasu, wieża ta czasami zmienia
swoją konfigurację w odniesieniu do kaplicy
przy której się ona znajduje. Przykładowo,
jednym razem przylega ona do owej kaplicy,
lub jest w nią częściowo wbudowana - tak
jak na powyższym zdjęciu, innym zaś
razem stoi samotnie i zupełnie oddzielnie
w kilkumetrowej odległości od ściany owej
kaplicy. Co ciekawsze, w chwili kiedy
owa wieża zmienia swoje położenie
względem kaplicy, np. z uprzedniego
położenia kilka metrów na południe
od głownego budynku owej kaplicy
(tj. z sytuacji kiedy wieża ta stoi samodzielnie,
zupełnie NIE połączona z kaplicą żadnym
murem ani opatrzonym dachem przejściem,
a jednoczesnie kiedy jest bardziej niż
powyżej oddalona od obiektywu aparatu
jakim wykonałem powyższe zdjęcie),
w położenie pokazane powyżej (tj.
kiedy jest ona wyraźnie widoczna jako
częściowo wbudowana w sam budynek
kaplicy), wówczas także powyższe zdjęcie
i niniejszy jego opis-podpis, również
automatycznie i bez mojego udziału się
zmieniają w sposób jaki harmonizuje
z nowym położeniem tej wieży. Ja
osobiście już odnotowałem zajście
takiej zmiany. Jedyne co się NIE zmieni,
to nasza pamięć sytuacji owej wieży - ale
tylko jeśli w chwili fluktuacji czasu znajdujemy
się daleko od Oamaru. (Kliknij na powyższe
zdjęcie aby oglądnąć je w powiększeniu.)
Wieżę tą łatwo odnotować kiedy wjeżdza się do
miasteczka Oamaru samochodem, jadąc
"Highway 1" od kierunku Christchurch, a w kierunku
Dunedin. Powodem jest, że droga wjazdowa do
Oamaru, została z owego kierunku "nacelowana"
właśnie na ową z daleka widoczną wieżę. Stąd w
początkowej części po wjechaniu do Oamaru droga
ta jest prosta jak strzelił, zaś na jej końcu widać
właśnie powyższą wieżę. Dopiero tuż przed ową
wieżą droga ta skręca w lewo, przebiegając obok
kaplicy - tak jak powyższe zdjęcie to pokazuje. Jeśli
ktoś z daleka przybywa do Oamaru ową drogą,
wówczas powinien zwrócić
uwagę i dokładnie zapamiętać jaka jest konfiguracja
powyższej wieży w odniesieniu do kaplicy, przy której
wieża ta stoi, a jeśli ma czym, to nawet rekomenduję
aby wówczas sfotografował sobie ową wieżę w sposób,
który (jak powyżej) udokumentuje jej położenie wzgledem
kaplicy do jakiej przylega. Jeśli bowiem zajdzie
kolejna lokalna fluktuacja czasu, a ów przybysz będzie
ponownie przejeżdżał obok tej wieży następnym razem,
przybywając tu z daleka i to po upływie co najmniej
dwóch lat, wieża ta może wówczas już stać w zupełnie
odmiennej konfiguracji względem tego kościoła. Nawet
też, jeśli ktoś z powyższego zdjęcia zapamięta sobie
dokładnie jak obecnie wieża ta jest zorientowana, zaś
zaglądnie tu ponownie już po następnej lokalnej fluktuacji
czasu w Oamaru, wówczas powyższe zdjęcie też będzie
pokazywało tę wieżę już w innym zorientowaniu względem
kaplicy. (To dlatego rekomenduję aby czytelnicy osobiście
wykonali sobie zdjęcie tej wieży i co kilka lat wracali do jego
oglądania, bowiem wówczas wrodzony sceptycyzm ludzki
uniemożliwi tym, którzy oglądają własne zdjęcie, posądzanie
np. mnie, iż w jakimś celu zmieniam powyższe zdjęcie i
niniejszy pod nim podopis.) Inne moje zdjęcie, jakie być
może też w przyszlości ulegnie zmianie (jeśli sytuacja na
nim pokazana NIE była zmieniona tylko jednorazowo przez
jakieś istoty zdolne do cofania się w czasie), pokazałem
na "Fot. #D1" z mojej strony o nazwie
newzealand_visit_pl.htm.
Warto tutaj też dodać, że ludzie którzy mieszkają
w Oamaru, lub na tyle blisko tego miasta że też
objęci zostali fluktuacjami czasu które zmieniają
konfigurację powyższej wieży, NIE odnotują żadnych
zmian. Wszakże po każdej takiej fluktuacji przeżywają
oni nowy przebieg czasu razem z ową wieżą. Aby
więc odnotować fakt zmiany konfiguracji tej wieży,
należy do Oamaru albo przybywać ze znacznej
odległości - pamiętając jak owa wieża wyglądała
podczas uprzedniej wizyty, albo też mieszkając
daleko trzeba zapamiętać jak wygląda sytuacja
udokumentowana na jakimś zdjęciu tej wieży
pstryknietym przed kolejną lokalną fluktuacją
czasu w Oamaru. (W chwili bowiem owej fluktuacji,
obraz na zdjęciu automatycznie się zmieni, a także
sam się zmieni ewentualny opis-podpis tego zdjęcia -
jakie to zjawisko automatycznego eliminowania błędów typu
"nadmiarowość danych"
powodowanych zmianą przeszłości przez brak "upływu czasu"
w przeciw-świecie wyjaśniam dokładniej w #I1 i #I3 strony o nazwie
1985_teoria_wszystkiego.htm.)
Zapewne NIE muszę tutaj już dodawać, że jeśli
czytelnik sam się przekona, iż np. powyższa wieża
na jej zdjęciu (które dla pewności np. on sam sobie
pstryknął i przechowuje w sobie tylko znanym
miejscu) faktycznie zmieniła dobrze zapamiętane
w jego własnym umyśle, ale nigdzie NIE zapisane
(zapis bowiem też się zmieni), położenie i konfigurację
względem kaplicy do jakiej wieża ta należy, wówczas
czytelnik uzyska w ten sposób jeszcze jeden niepodważalny
dowód, iż faktycznie "życie ludzi przebiega w
"nawracalnym czasie softwarowym" -
tj. czasie jaki skrótowo opisałem we wstępie
i w punkcie #G4 mojej strony
dipolar_gravity_pl.htm,
oraz w punkcie #C9.1 jeszcze innej swej strony o nazwie
ufo_proof_pl.htm.
Istnienie tego "nawracalnego czasu softwarowego"
(w którym starzeją się ludzie), a także 365 tysięcy
razy szybciej od niego upływającego "nienawracalnego
czasu absolutnego wszechświata" (w którym starzeją
się atomy i minerały), ja odkryłem jako pierwszy naukowiec
w świecie. Jako też pierwszy naukowiec w świecie
to ja wynalezłem też zasadę działania i budowę
"Wehikułów Czasu", których faktyczne
zbudowanie umożliwia ludziom istnienie właśnie
tego "nawracalnego czasu softwarowego", a których
konstrukcję, zasadę działania, oraz główne cechy,
ja niedowiarkom opisuję w swych publikacjach
już począwszy od 1985 roku - po przykład owych
opisów patrz moja strona internetowa o nazwie
immortality_pl.htm,
lub patrz dostępny w
youtube.com
i na mojej stronie o nazwie
djp.htm
około 35-minutowy gratisowy film o tytule "Dr Jan Pająk
Portfolio". Oczywiście, ja w swoich publikacjach
od dawna wskazuję też już znacznie prostrzy i
bardziej powtarzalny eksperyment praktyczny, jaki
też niepodważalnie dowodzi, iż my (ludzie) żyjemy
i starzejemy się w sztucznie zaprogramowanym
przez Boga "nawracalnym czasie softwarowym".
Eksperymentem tym jest odnotowanie pozornego
odwracania się kierunku wirowania np. szprych
kół przekraczających około 11 Hz swej prędkości
obrotowej - po szczegóły patrz opis owego eksperymentu
zawarty w punktach #D1 i #D2 z mojej strony o nazwie
immortality_pl.htm.
#D3.
Nadprzyrodzone objawienie na temat przybycia
Drugiego Jezusa do Christchurch w 1999 roku,
po którym centralny Plac Katedralny w Christchurch
pozostał pięknie wyłożony "płytkami Jezusa":
W 1999 roku zaistniało nadprzyrodzone
objawienie w Christchurch, Nowa Zelandia,
które zapowiedziało że Drugi Jezus odwiedzi
to miasto w 1999 roku. Z tamtego objawienia
do dzisiaj pozostał m.in. wyłożony pięknymi
"płytkami Jezusa" centralny Plac Katedralny
w Christchurch. Spodziewano się bowiem,
że po tryumfalnym wkroczeniu do tego miasta
w ogniu i błyskawicach, to właśnie na owym
placu Drugi Jezus przeprowadzi masową mszę
świętą do mieszkańców Christchurch i okolicy.
Niestety, większość ludzi nie jest świadoma
istnienia i działania tzw. "kanonu niejednoznaczności" -
opisywanego m.in. w punkcie #B9 strony internetowej
god_pl.htm - o naukowych odpowiedziach świeckiej filozofii totalizmu na podstawowe pytania o Bogu.
Dlatego ludzie ci nie zdają sobie sprawy,
że nawet gdyby Drugi Jezus miał do swojej
dyspozycji moce Boga, ciągle i tak przestrzegałby
owego "kanonu niejednoznaczności" - znaczy
postępowałby skromnie i niewyróżniająco się
(tak jak każdy inny człowiek).
Dlatego jeśli Drugi Jezus faktycznie odwiedził
Christchurch w 1999 roku, wówczas przybył
tam dokładnie tak jak zapowiadała to nam
Biblia -
znaczy skromnie i nierozpoznany "jak złodziej" (patrz
Biblia,
Drugi List Św. Piotra Apostoła 3:10 "Jak złodziej zaś przyjdzie dzień Pański",
a także Apokalipsa Św. Jana 16:15 "Oto przyjdę jak złodziej").
Z kolei jeśli w 1999 roku Drugi Jezus przybył
do Christchurch "jak złodziej", wówczas za
pośrednictwem mieszkańców Christchurch
ponownie udzielił On ludzkości dokładnie tej
samej lekcji, której 2000 lat wcześniej Jezus
udzielił ludziom za pośrednictwem mieszkańców
Izraela. (Jak wiadomo, Izraelici do dzisiaj
oczekują na przybycie zapowiedzianego im
Mesjasza, bowiem Jezusa którego Bóg im
przysłał ponad 2000 lat temu, a którego ci
ukrzyżowali zamiast uszanować, nadal
uważają za zbyt skromnego i za zbyt
"ludzkiego" aby mógł on być zapowiadanym
wysłańcem Boga.)
Szerokie opisy tamtego nadprzyrodzonego objawienia
o przybyciu Drugiego Jezusa do Christchurch
w 1999 roku, razem z fotografiamii centralnego Placu
Katedralnego wyłożonego pięknymi "płytkami Jezusa",
są dostępne w punkcie #G2 odrębnej strony internetowej
przepowiednie.htm - o przepowiedniach: jak powstają i się wypełniają.
Te same opisy i zdjęcia są także dostępne w punktach
#73, #84 i #94 z podrozdziału L4 w tomie 8 drugiego wydania
monografii [8/2] "Totalizm".
Część #E:
Ciekawostki Nowej Zelandii wynikające z metody działania
Boga
polegającej na motywowaniu ludzi do "przysparzania
wiedzy" poprzez tymczasowe "symulowanie" na Ziemi
tajemniczych lub niszczycielskich zjawisk, obiektów i zwierząt:
W punktach #B1 i #B1.1 odmiennej strony o nazwie
antichrist_pl.htm
wyjaśniłem ustalenie nowej
"totaliztycznej nauki",
że nadrzędnym celem dla osiągnięcia którego Bóg
stworzył człowieka, jest
"przysparzanie wiedzy".
Niestety, aby owo "przysparzanie wiedzy" mogło być
zadowalająco intensywne, Bóg zmuszony był stworzyć
ludzi jako istoty "maksymalnie niedoskonałe". W rezultacie
tej maksymalnej niedoskonałości, jeśli pozostawić ludzi
samym sobie, wówczas zamiast "przysparzać wiedzę",
wybiorą oni raczej opychanie się kanapkami i np. oglądanie
telewizji. Dlatego, aby na przekór naturalnego ludzkiego
lenistwa, ciągle zmuszać ludzi do "przysparzania wiedzy",
Bóg wypracował też aż cały szereg najróżniejszych metod
motywowania u nawet największych leniwców wysiłku
przysparzania wiedzy. Jedna z owych boskich metod
motywowania, sprowadza się do tymczasowego "symulowania"
na Ziemi istnienia najróżniejszych tajemniczych, niebezpiecznych
lub niszczycielskich zjawisk, obiektów czy istot, oraz na
nastepnym konfrontowaniu wybranych ludzi z tymi boskimi
"symulacjami". W ten sposób na Ziemi "symulowanych"
jest ogromna różnorodność zjawisk, obiektów lub istot,
które NIE miałyby uzasadnienia aby się pojawić w świecie
pozbawionym Boga, tj. w świecie jaki nam wmawia błędna
i zwodnicza stara tzw. "ateistyczna nauka ortodoksyjna",
a jaki skorygowany został m.in. w punkcie #B1 strony o nazwie
changelings_pl.htm.
Przykładowo, dzięki tej metodzie boskiego motywowania do
poszukiwań wiedzy, ludzie z praktycznie całego świata
widują Yeti, potwory w rodzaju tego z Loch Ness, UFO i
UFOnatów, kręgi zbożowe, gryfy, krasnoludki, diabłów i
diablice, kości dinozaurów, oraz cały szereg innych
zjawisk, obiektów i istot. W niniejszej "części #E" tej
strony opiszę te z owych boskich "symulacji", jakie
powtarzalnie widywane są w Nowej Zelandii, zaś jakich
badaniem zajmowałem się na którymś z etapów mojego
życia.
Warto tutaj odnotować, że owe zjawiska, obiekty
i istoty, tymczasowo "symulowane" przez Boga
aby motywować ludzi m.in. do "powiększania
wiedzy", odznaczają się aż całym szeregiem
cech odróżniających je od zjawisk, obiektów
i istot trwale istniejących na Ziemi. Podajmy
tu chociaż kilka przykładów najważniejszych
z owych odróżniających je cech. Oto one:
1.
Kontrowersja. Bóg zawsze konfrontuje z nimi
wybranych ludzi w taki sposób, aby wzbudzić maksymalną
ilość kontrowersji, a tym samym aby pobudzić do
wigornych działań nawet osoby normalnie unikające
poszukiwania wiedzy. Przykładem tej kontrowersji
są doświadczenia dzisiejszych ludzi którzy raportują
obserwacje UFO lub UFOnautów.
2.
Poczucie humoru. Tymczasowe "symulowanie" takich
zjawisk, obiektów i istot, niemal zawsze dokonywane jest
w inspirująco humorystyczny sposób. Dla przykładu, w
artykule "Scientist claims genetic match gives link to yeti"
(tj. "naukowiec twierdzi iż genetyczna identyczność dostarcza
ogniwo do yeti"), ze strony B3 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z piątku (Friday), October 18, 2013, zawarta
jest informacja iż jakiś angielski naukowiec znalazł 100%
identyczność genów z aż dwóch odmiennych próbek
brązowych wlosów himalajskiego Yeti, do białych włosów
niedźwiedzia polarnego jaki podobno zył na Ziemi gdzieś
pomiędzy 40 000 a 120 000 lat temu. Z kolei w przypadku
opisanym w (6) z punktu #H2 na mojej stronie o nazwie
god_istnieje.htm
znaleziono kości dinozaurów celowo uformowane
artystycznie w rodzaj "dzieła sztuki".
3.
Brak świadków. Osoby wybrane przez Boga do skonfrontowania
z takimi "zasymulowanymi" zjawiskami, obiektami lub
istotami, niemal zawsze natykają się na NIE kiedy brak
jest innych świadków jacy mogliby potwierdzić ich obserwacje.
4.
Brak materiału dowodowego. Wszystko co Bóg
"symuluje" w tymczasowy sposób, otrzymuje takie cechy
jakie uniemożliwiają dowodowe potwierdzenie iż faktycznie
to istnieje.
Oto więc ciekawostki Nowej Zelandii których ilusywność
i tajemniczość spełnia powyższe cechy zjawisk,
obiektów, lub istot, tymczasowo "zasymulowanych"
przez Boga aby pobudzić tych wybrańców, którzy
zostali z nimi skonfrontowani, do poszukiwania
wiedzy i prawdy.
#E1.
Kręgi zbożowe i lądowiska UFO z Nowej Zelandii:
Nowa Zelandia jest doskonale znanym
krajem gdzie UFO grasuje zupełnie
swobodnie. Wystarczy wszakże przypomnieć
w tym miejscu słynny na całym świecie
film jaki w dniu 31 grudnia 1979 roku
uchwycił jarzący się wehikuł UFO ponad
miejscowoscią Kaikoura. Jedna klatka
z owego filmu została pokazana na rysunku
P23 z najnowszej
monografii [1/5].
Pilot samolotu transportowego "Argosy"
z którego ten historyczny film nakręcono,
Capt. Bill Startup, nie szczędził wysiłków
ani funduszy aby udowodnić światu istnienie
UFO i aby potwierdzić naukowo autentyczność
tego filmu. Wkróce jednak po nakręceniu
owego filmu, pilot ten przeszedł masywne
porażenie mózgu (brain stroke). Owo bardzo
tajemnicze porażenie mózgu Capt. Bill'a
Startup opisane zostało w podrozdziale
W4 z tomu 18 najnowszej
monografii [1/5]
dostępnej nieodpłatnie za pośrednictwem
niniejszej strony internetowej.
Niemal natychmiast po nakręceniu
owego filmu niezliczeni
pseudo-naukowcy
z wysoce podejrzaną zawziętością starali
się też zdyskredytować jego autentyczność i ważność.
Do dzisiaj jednak im się to nie udało. Wehikuł
UFO sfilmowany nad Kaikoura w Nowej Zelandii
w obecności całego szeregu świadków, do
dzisiaj stanowi więc jeden z niepodważalnych
dowodów filmowych na faktyczne istnienie
wehikułów UFO. Do dzisiaj też, jeśli ktoś
chce zobaczyć UFO, wówczas ma najwiekszą
szansę sukcesu właśnie w Nowej Zelandii.
Od kiedy mieszkam w Nowej Zelandii,
widuję wehikuł UFO średnio co jakieś 6 lat.
Najważniejsze ze swoich własnych obserwacji
UFO opisałem w podrozdziale VB4.1
ze starszej monografii [1/4] dostępnej nieodpłatnie
za pośrednictwem niniejszej strony internetowej.
Oczywiście, kiedy wehikuły UFO nalatują
na Nową Zelandię, lądują one także na ziemi.
Dlatego, jeśli ktoś wie za czym się rozglądać,
może znaleźć takie lądowiska UFO niemal
przy każdym budynku rolniczym z Wyspy
Południowej Nowej Zelandii (na Wyspie Północnej
roślinność jest znacznie bardziej witalna,
lądowiska UFO nie rzucają więc się tam
już tak w oczy). Ilustracje "Fot. #E1" i
"Fot. #E2" pokazują jak owe lądowiska
UFO wyglądają.
* * *
Lądowiska UFO są objaśnione w większej
liczbie szczegółów w podrozdziale V5.1 z
tomu 17 najnowszej monografii [1/5]. Są
tam także zilustrowane ich liczne przykłady.
Fot. #E1 (V3 z [1/5]): Tzw. "krąg zbożowy".
(Kliknij na to zdjęcie aby oglądnąć je w powiększeniu.)
Znaleziony on był w Ashburton, w lutym (February)
1992 roku. Jego dokładniejszy opis zawarty jest w
podrozdziale VB4.3.1 z tomu 17 starszej
monografii [1/4].
Owe kręgi zbożowe to po prostu lądowiska UFO
wykonane w zbożu. Formowane są one przez
wirujące pole magnetyczne używane przez UFO
do celów napędowych. Owo wirujące pole magnetyczne
ugina w dół źdźbła zboża podobnie jak uczyniłaby
to ogromna wirująca miotła. To zaś czyni owe
lądowiska UFO tak zadziwiająco precyzyjne, że
ludzcy żartownisie nie są w stanie zduplikować
ich doskonałości. Po więcej wyjaśnień na temat
napędu wehikułów UFO patrz strona internetowa
propulsion_pl.htm.
Fot. #E2: Okrągłe lądowisko wypalone w twardych
krzewach górskich przez ogromne UFO typu K8 - patrz ów okrąg
widoczny w centrum zdjęcia na około 2/3 jego wysokości.
(Kliknij na to zdjęcie aby oglądnąć je w powiększeniu.)
Średnica pierścienia wypalonego w tych krzakach wynosiła 98 metrów -
co można docenić po rzuceniu okiem na wielkość samochodów
na szosie poniżej niego. Sfotografowałem je w Wanaka, Nowa
Zelandia, na zboczu góry lokalnie nazywanej "Coromandel Peak".
Pole magnetyczne jakie wypaliło owo okrągłe lądowisko było tak
potężne, że spopieliło ono na szary proszek twarde krzaki górskie
jakie porastają zbocze owej góry. Aby było jeszcze ciekawiej, ów
szary proszek jest palny i może zostać zapalony zwykłą zapałką.
Żartownisie nigdy nie byliby w stanie wykonać tego lądowiska dla
żartu, tak jak to twierdzi nowozelandzka telewizja. Dzisiejsi ludzie
po prostu nie znają sposobu aby zamienić twarde krzaki górskie
na palny szary proszek. Ponadto zbocze na jakim owo ogromne
lądowisko zostało wykonane, jest praktycznie niedostępne dla
żartownisiów. Zauważ że podobne pierścieniowate lądowiska UFO,
tyle że wypalane np. w trawie, daje się zobaczyć w sporej części
obszaru Nowej Zelandii. Więcej danych na ten temat zawartych
jest w podrozdziale V5.1 z tomu 17 monografii [1/5].
#E2.
Obserwacje wehikułów UFO:
Nowa Zelandia jest krajem w której ma się
największą szansę zobaczenia wehikułu UFO.
Ponieważ jednak przygotowałem już wiele
stron internetowych na temat obserwacji
UFO (obejmujących też obserwacje UFO
w Nowej Zelandii), zamiast powtarzać tutaj
te informację raczej odsyłam czytelnika do
tamtych innych stron. Jako przykłady owych
stron proponuję oglądnąć:
landslips_pl.htm,
evidence_pl.htm,
aliens_pl.htm,
ufo_pl.htm,
tapanui_pl.htm,
oraz kilka onnych stron wyszczególnionych w menu.
#E3.
Latające kule światła:
Kule te są ogromnie niezwykłym zjawiskiem.
Widoczne są one gołym okiem. Zwykle mają
wielkość piłki ping-pongowej, oraz wyglądają
jak okrągłe lampy fluorescencyjne które jarzą
się upiornym białym światłem jakby księżyca.
Pojawiają się jednak też raporty o kulach nieco
większych rozmiarów, jakie mają wielkość
typowej piłki. Kule te są w stanie przelatywać
przez szyby i obiekty stałe, bez uczynienia
szkody tym obiektom lub sobie. Raportowane
mi było, że bez powodowania jakichkolwiek
uszkodzeń wlatywały one do środka zamkniętego
samochodu, a także do środka zamkniętego
namiotu. Jak dotychczas spotkałem się z
raportami jakie opisywały obserwacje owych
kul w aż dwóch lokacjach Nowej Zelandii, tj. w
kraterze Tapanui
(tj. w tym opisanym powyżej, w którym stos
7 wehikułów UFO eksplodował w 1178 roku),
oraz w Coromandel. W kraterze Tapanui pojawiają
się one nocami relatywnie często. Właściciel tego
krateru widział je wiele razy. Także grupa badaczy
z "Unexplained Phenomena Research Society"
zarejestrowanego w Dunedin, która zdecydowała
się zaobozować pod namiotami w tym kraterze
przez noc aby zobaczyć owe "orby", faktycznie
została "wypędzona" z krateru przez te jarzące
się kule w samym środku nocy. Owe upiornie
jarzące się obiekty zaczęły bowiem ich "atakować"
i "terroryzować" poprzez wlatywnie do ich namiotu.
(Ja do dzisiaj przyjaźnię się
Reinhard'em
który utrzymywał kontakt z uczestnikami tamtej grupy.)
* * *
Poniżej przytaczam cytat z fragmentu listu
datowanego 6.1.97 który otrzymałem od jednej
z czytelniczek moich publikacji. Zawiera on
najlepszy opis owych jarzących się "orbów"
jakie napotkałem w dotychczasowych badaniach.
(Oto treść tego cytatu w moim swobodnym
tłumaczeniu z angielskiego:)
"Właśnie teraz sobie uświadomiłam że niektórzy
z moich przyjaciół opowiadali jakieś kilka lat temu,
że wybrali się do krateru Tapanui i obeszli go naokoło
wzdłuż jego obrzeża, (dla jakiego powodu? Nie byłam
w stanie wydobyć od nich żadnego wyjaśnienia o czym
jest to wszystko - dopiero teraz zaczynam to rozumieć!)
Ja sądziłam że jest to jakiś zwariowany pomysł związany
z tą 'grypą Tapanui' która szerzy się tam naokoło, oraz
zastanawiałam się dlaczego u licha chcieli oni abym
wybrała się tam z nimi! Pamiętam jak opowiadali mi
coś na temat świateł (Ty wspominasz że wykazują one
'inteligencję') zaś ja im powiedziałam że wcale nie muszą wybierać się
aż tak daleko aby znaleźć ten rodzaj zjawiska, chociaż te światła jakie
ja sama widziałam były definitywnie inteligentne, jednak wcale nie tak
małe jak piłki golfowe. Jeśli o mnie chodzi, to uważam że jest wystarczająco
wiele do zobaczenia tutaj na górze bez wybierania się na południe,
a także aby być szczególnie ostrożnym wobec 'Strażnika' przed którym moja
matka ostrzegała mnie kiedy jeszcze byłam nastolatką, plus inni ze
starszyzny aż do ostatnich czasów kiedy byłam wystarczająco do nich
blisko a także następnego dnia ówczesna Rangatira Wahine powtarzała
mi ostrzeżenie abym nigdy nie podążała za wabiącymi ogniami 'Strażnika'
ponieważ nigdy bym już nie wróciła, było to jakieś 5 - 6 lat temu.
Inne światła, złote jarzące się sfery wielkości około piłki do siatkówki
jakie rozsiewają jasne złotawe promieniowanie rozświetlając w środku
cały dom w którym wówczas się zatrzymałam były znacznie bardziej interesujące.
Ja słyszałam o nich wcześniej oraz że to był nasz gospodarz który je
widział, jednak każdy się z nim drażnił i twierdził że wypił on zbyt
wiele 'Waipiro' jako że był on dosyć rozsmakowany w swoim piwie.
Jednak one istnieją, tak jak je opisałam. Nie mogłam spać owej nocy
i odnotowałam jasność bijącą ze stołowego za drzwiami, wyglądnęłam
więc przez firanki aby zobaczyć urzekający widok. Nie byłam w stanie
dobudzić się swojej koleżanki, aby patrzyła wraz ze mną, dlatego sama
wstałam z łóżka i zakradłam się do framugi drzwi w stołowym, ukrywając
się w cieniu przejścia, oraz mając wspaniały widok na owe jarzące się
sfery - i to wszystko jest prawda! Bawiąc się w przeskakiwanie siebie
nawzajem jak żaby, oraz skacząc w dół wzgórza, poprzez bagno, aż do
wody zatoki i jakieś 10 stóp od ściany domu, wszystkie przez jakiś
czas podążały wzdłuż linii płotów, skacząc wzdłuż wierzchołka płotu
z jednej sztachety na drugą potem na słupek, potem ponownie w najbardziej
dzecinną zabawę jaką kiedykolwiek mógłbyś zobaczyć! Kontynuowały tak aż
minęły nasz budynek i trochę dalej, potem zaś wróciły ponownie, czasami
skacząc jedna na grzbiet drugiej. Pechowo tak byłam zaintrygowana że
stopniowo wychyliłam się zbyt mocno ze stołowego i mnie w końcu zobaczyły
- natychmiast (a było ich co najmniej dwa tuziny) wszystkie ich światła
wygasły równocześnie, nawet tych jakie były dosyć daleko, było to urzekające
- jakbym to ja właśnie wyłączyła przycisk światła! Nagłość tego wygaszenia
była dosyć szokująca, niemal teatralna! Gdybyśmy znajdowali się w zabudowanej
przestrzeni wówczas bym posądzała że ktoś, w jakiś sposób wyprawia na nas
sztuczkę, jednak nie znajdowaliśmy się w widoku żadnego innego zabudowania
za wyjątkiem tych po drugiej stronie zatoki, jako że Haurakei Gulf
rozciągał się przed frontem naszego budynku, z prawej strony było strome,
porosłe rodzimą puszczą wzgórze, jakieś sto metrów z tyłu znajdowały
się bezludne wzgórza 200 - 300 stóp wysokie pokryte dziewiczą puszczą
jaka zaczynała się natychmiast za drogą która wspinała się wzwyż do
przełęczy, podczas gdy pozostała strona zajmowana była przez wybrzeże
zatoki morskiej. Dla mnie owo miejsce było najbardziej dezorientującym
w jakim przebywałam w całym swoim życiu, słońce nie wznosiło się
tam gdzie by się go spodziewało, zaś zachodziło w miejscu jakiego
nie dało się zrozumieć? Zmuszona byłam odwoływać się do mapy drogowej
aby zrozumieć dokładnie gdzie się znajduję, a przecież wcale nie
jestem nienawykła do lasu, jednak tutaj?! Aby jednak kontynuować
opowiadanie o owych światłach, to ciągle patrząc przez boczne okno
na drugą stronę bagna i w kierunku wzgórza po prawej stronie,
zostałam zaszokowana zobaczeniem zimnego, białego, nie jarzącego
się swiatła jakby lampy 'Strażnika' który się pojawił, jakie świeciło
przez około 2 - 3 sekundy, potem się wyłączało, zaś po krótkiej chwili
pojawiało się ponownie, wabiąc mnie abym podążyła za nim i go znalazła.
Wyglądało ono tak blisko, że nawet sprawdziłam teren i zaplanowałam swoją
drogę aż do jakiejś jednej trzeciej wysokości wzgórza, jednak wiedząc
doskonale że gdybym podeszła do niego bliżej wówczas by się odsunął
dalej aż, jak wszystkie przypadki o jakich słyszałam nam to potwierdzają,
osoba która go ściga całkowicie się zgubi. Istnieją legendy o tych co go
ścigali, itp."
Odnotuj że powyższy cytat
potwierdza iż owe kule światła wykazują inteligencję a nawet lubią się "zabawiać".
Potwierdza on także że są one doskonale znane przez lokalny folklor
nowozelandzki.
#E3.1.
Podobne kule światła widziane są też w innych krajach:
Obserwacje owych dziwnych latających kul
światła nie są ograniczone wyłącznie do Nowej
Zelandii. Podobna pojedyńcza kula zimnego
światła jest widywana na stokach Babiej Góry
w Polsce. Istnieje tam nawet lokalna legenda
stwierdzająca, że owa kula światła pilnuje skarbu
zbójeckiego ukrytego na zboczach owej góry.
Z tego powodu owa polska kula światła nazywana
jest "Strażnik". Polskie legendy stwierdzają
na jego temat, że osoba która stara się odnaleźć
ów skarb zbójecki, będzie przez tego strażnika
zwodzona przez tak długo, aż zagubi się na
śmierć. Więcej na temat owej polskiej kuli
światła zwanej "Strażnik" zawarte jest w
traktacie [4b].
Co mnie w tym wszystkim najbardziej intryguje,
to że folklor maoryski z Nowej Zelandii nie tylko
nazywa ową kulę światła tą samą nazwą "Strażnika"
co folklor z Polski, ale również opisuje w taki sam
sposób jej zwyczaj powodowania śmiertelnego
zagubiania się ludzi.
Podobne jarzące się kule są widywane jak wzlatują
one z wód rzeki Mekong, na granicy Tailandii i Laosu.
Lokalnie są one tam znane pod nazwą Naga Fireballs.
Najwięcej ich daje się zobaczyć koło świątyni buddyjskiej
w Phon Phisai, około 40 kilometrów od północnego
miasta tailandzkiego "Nong Khai". Owe kule światła
zdają się tam pojawiać ogromnie regularnie w październiku każdego
roku nocą przy pełni księżyca. Ich krótki opis zawarty jest w
artykule gazetowym o tytule "Goodness gracious, great balls of fire"
opublikowanym na stronie C10 z wydania datowanego 7 December 2003
nowozelandzkiej gazety
Sunday Star-Times.
W odcinku amerykańskiego serialu o tytule
"Weird or What?" nadawanym na kanale 3
telewizji Nowej Zelandii o godzinie 19:30 do
20:30 w poniedziałek, dnia 3 stycznia 2011
roku, pokazywano nocne ujęcia filmowe z USA
w których też utrwalone zostaly jasno jarzące
się "orby". Regularnie są one tam widywane
na zboczach bezludnej góry zwanej "Brown Mountain".
Z tego co zobaczyłem na owych ujęciach,
orby z USA wyglądają i zachowują się
dokładnie tak samo jak orby z Nowej Zelandii.
Miejscowa legenda stwierdza o nich, że są
one duchami indiańskich wojowników którzy
zginęli kilka wieków temu w krwawej bitwie jaka
miała tam miejsce pomiędzy dwoma szczepami
indiańskimi. (Być może, że ów odcinek serialu
da się ciągle oglądnąć z powtórzenia programu
"on demand" po wejściu na stronę owego kanału 3 TVNZ:
www.tv3.co.nz.)
#E3.2.
Czym właściwie są owe tajemnicze latające kule światła:
Istnieje wiele spekulacji na temat czym właściwie
są owe upiornie jarzące się kule. Dominująca
opinia jest, że posiadają one charakter duchowy
i reprezentują duchy tych co umarli w wyniku
eksplozji Tapanui (opisywanej powyżej).
Jednak ja osobiście jestem raczej przekonany,
że owe jarzące się kule to sterowane komputerowo
miniaturowe UFO-sondy, jakie latają bardzo wolno w
stanie telekinetycznego migotania.
W zależności od strony z której zostały zaobserwowane lub sfotografowane,
dzisiejsza UFOlogia nazywa owe UFO-sondy z użyciem albo niefortunnej
nazwy rods - co oznacza "pałeczki" albo też nieco właściwszej
nazwy orbs. Nazwa "rods" została im przyporządkowana ponieważ
kiedy są one fotografowane z boku podczas szybkiego lotu, wówczas
na zdjęciach wyglądają jak wydłużone, upiornie jarzące się pałeczki.
Z kolei nazwa "orbs" została im przyporządkowana kiedy podczas
lotu zostają sfotografowane od strony swej osi głównej, co nadaje
im okrągły kształt. Więcej informacji na temat owych "rods" (tj.
bezzałogowych, miniaturowych sond UFO) można znaleźć na
stronie internetowej
telekinesis_pl.htm
a także w podrozdziale U3.1.2 monografii [1/5]. Z kolei na
"Fot. #G1" i "Fot. #G2" ze strony
landslips_pl.htm
pokazane zostały ich zdjęcia uchwycone z pozycji dającej kształt "orbs"
(kliknij tutaj aby oglądnąć jedno z tych zdjęć).
Natomiast na "Fot. 5" ze strony
aliens_pl.htm,
oraz "Fot. U18" ze strony
explain_pl.htm
pokazane zostały ich zdjęcia uchwycone z pozycji dającej kształt "rods"
ujawniony albo w pojedynczym błysku, albo też w całym łancuchu kolejnych
błysków tzw. "stanu telekinetycznego migotania"
(kliknij tutaj aby spróbować oglądnąć jedno z tych zdjęć).
#E4.
Technicznie wyglądające kule ceramiczne które spadają z nieba:
Wszystko zaczęło się w Nowej Zelandii.
Najpierw tam zaczęły spadać z nieba
na ziemię dziwne ceramiczne kule.
Okoliczności w jakich je tam znajdowano
oraz sposób na jaki opadły one na powierzchnię
łąk i ogrodów ujawniały że definitywnie
musiały one pospadać z nieba. Potem
zaczęły one spadać z nieba także w innych
krajach. Poniżej opisuję wszystkie znane
mi przypadki znajdowania owych dziwnych
kul. Pokazuję także ich zdjęcia.
#E4.1.
Technicznie wyglądające ceramiczne kule spadłe z nieba na Nową Zelandię:
Kule ceramiczne pokazane poniżej należą do grupy
około ich tuzina, jakie znalezione zostały około
1983 roku na jednym z pastwisk farmy z okolic
Invercargill. Ja otrzymałem je bezpośrednio
od owego farmera. W międzyczasie jednak
zagnięły mi jego dane i adres. W zbliżonym czasie
byłem też kontaktowany przez kogoś z wybrzeża
zachodniego Nowej Zelandii (tzw. "West Coast"),
kto znalazł kilka takich kul na swoim własnym
ogrodzie.
Jedną z poniższych kul wysłałem do Polski dla
dokonania badań laboratoryjnych. Niestety, badania
te okazały się sprowadzać głównie do jej oglądnięcia,
tak że nadal pozostają nam nieznane zarówno
jej cechy, jak i jej możliwe pochodzenie i przeznaczenie.
Jeszcze inne gniazdo zawierające jedną różową
oraz ponad 100 białych takich kamiennych kul
znalazł w 1978 roku 12-letni wówczas Michael
McManaway z Blenheim w Nowej Zelandii.
(Adres znalazcy brzmiał w owym czasie:
39 Redwood Street, Blenheim, New Zealand.)
Znalezisko to niemal pokrywało się w czasie
ze słynnym sfilmowaniem wehikułu
UFO ponad Kaikoura w Nowej Zelandii - patrz
opis tego sfilmowania w punkcie #E1 powyżej.
(Miasteczka Kaikoura i Blenheim sąsiadują
ze sobą.) Jego znalezisko najpierw opisała
miejscowa gazeta "The Marlborough Express",
wydanie z 13 December 1978 roku w artykule
zatytułowanym "Boy uncovers mystery on
Wither Hills". Artykuł ten informował, że
pojedyncza kula waży około 150 gram
(około 3 razy więcej niż piłka golfowa),
oraz jest wykonana jakby z "marmuru".
Potem obszerniejszy artykuł o tytule "Mystery Balls"
opublikował na temat owych kul nowozelandzki
newsletter-miesięcznik o nazwie "UFOs and other
mysteries", wydanie z November 1982 (Issue
No. 10), strony 3 do 5. (Miesięcznik ten wydawał
prywatnym nakładem niejaki John Thompson,
w owym czasie używający adresu P.O. Box 537,
Blenheim, New Zealand.) Ten obszerniejszy
artykuł informował, że kule są wykonane ze
"sprężonej porcelany". Są one aż tak twarde
iż przecięcie jednej z nich wymagało użycia
piły diamentowej której zajęło około kwadrans
zaś snopy iskier aż buchały z kuli. Kula okazała
się pełna zaś jej jakby odkolorowana siatka
przebiegała ją na wskroś. Artykuł opisuje
również jakiś eksperyment na owych kulach,
który zdawałby się sugerować że kule te albo
generują jakieś silne pole, albo też polaryzują
pole grawitacyjne. Niestety, opis eksperymentu
jest zbyt mglisty aby móc być niezależnie
zweryfikowany. Z opisu tego wynikało że po
zawieszeniu jakoś metalowej rybki wędkarskiej
nad ową kulą, rybka ta jakoby zaczynała wirować.
Interesująco, na stronie 147 książki [1#E4.1]
pióra Elsdon Best, o tytule "Maori Religion and Mythology"
(Part 1, A.R. Shearer 1976, Wellington, New Zealand) -
referowanej również przy okazji dyskutowania
"chaosu jaki pierwotnej siły ewolucyjnej wszechświata"
w punkcie #E1 strony o nazwie
will_pl.htm,
znalazłem następujące stwierdzenie na temat
owych niezwykłych kamiennych kul - cytuję w moim
tłumaczeniu: ".. święte whatu, albo kamienie, ...
były ciągle pieczołowicie przechowywane w
Wanganui, ..." (w oryginale angielskojęzycznym:
"... the sacred whatu, or stones, ... were
still carefully preserved at Whanganui, ..."). Wygląda
więc na to, że owe kamienne kule spadające z nieba
przez szczepy Nowozelandzkich Maorysów były
uważane za "święte" - i pomyśleć że ja, a także
badacz UFO z Krakowa
w Polsce, ciągle gdzieś posiadamy owe święte
maoryskie kule.
Fot. #E3: Tajemnicze kule ceramiczne
o wielkości piłek golfowych, jakie powtarzalnie
pojawiają się na powierzchni pastwisk
Nowej Zelandii i innych krajów świata.
(Kliknij na tą fotografię aby zobaczyć ją w powiększeniu.)
Kule te mają kształt niemal okrągłych jajek.
Ujawniają one regularną siatkę pod powierzchnią,
ktora sugeruje że są one wytwarzane w przemysłowy
sposób. Okoliczności w jakich lokalni farmerzy
je znajdują sugerują, że kule te "spadają z nieba".
Jak narazie nie spotkałem się jednak z raportem
kogoś kto faktycznie zaobserwowałby moment ich
upadku z nieba.
#E4.2.
Ceramiczna kula spadła z nieba w Niderlandach:
W 2007 roku zostałem poinformowany, że
kolejną kamienną kulę o podobnej wielkości
i wyglądzie znalazł latem 2005 roku niejaki
Gerard Willems - email: gwillems1@chello.nl.
Jego kamienna kula leżała na pastwisku koło
niewielkiej miejscowości Brielle w Niderlandach.
Współrzędne geograficzne miejsca jej znalezienia,
odczytane z Google Earth, wynosiły: 51° 55' 7.24" N, 4° 10' 43.96" E.
Wygląd kamiennej kuli Pana Willems'a zilustrowany
jest na następującym zdjęciu
(kliknij na niniejszy napis aby zdjęcie to sobie oglądnąć).
#E4.3.
Ceramiczna kula znaleziona w Rumunii:
W lipcu 2008 roku otrzymałem emailem
informację o kolejnej takiej ceramicznej
kuli znalezionej w Rumunii. Osoba która
ja znalazłe to niejaki
Traian Lixandru - email: traianlixandru@gmail.com.
Oto jak on sam opisuje swoje znalezisko -
cytuję z jego emaila:
Znalazłem ją kiedyś w 1996 lub 1997 roku,
w kanale niedaleko od mojego domu we wsi
Domnesti, województwo Arges, 45°12'49" N,
24°50'47" E (według Google'owskiej Earth).
Właśnie czyściłem ten kanał z najróżniejszych
kamieni jakie tam się nagromadziły. Natychmiast
rzuciła mi się ona w oczy. Pomyślałem że jest
to mała piłka, jednak kiedy wziąłem ją w
ręce poczuła się bardzo ciężka i jakby ze skały.
Od owego czasu sądziłem że kamień ten
musi być rodzajem cudu natury, oraz nigdy
nie uwierzę że mógłby on być wykonany
przez ludzi.
(W oryginale angielskojęzycznym:
"I found it back in 1996 or 1997, in a canal near my home at my country - village Domnesti, in Arges county, 45°12'49" N, 24°50'47" E (as in Google Earth).
I was cleaning the canal from many stones that were there. I saw this stone immediately. I thought that was a little ball, but when I took it in my hands
it felt heavy and like a rock. Since then I was thinking that the stone must be a nature miracle, and refuse it to believe that was man made."
Oto jedno ze zdjęć swojej kuli które on mi dosłał
(kliknij na niniejszy napis aby zdjęcie to sobie oglądnąć).
#E4.4.
Podobne kule znajdowane były i czczone w Fiji już w 1860 roku:
Najstarsza wzmianka o opisywanych tu
kulach, jakiej istnienia jestem świadomy,
pochodzi z 1860 roku. Pochodzi ona z
raportu jaki przygotował zarządzający
brytyjską kolonią na Wyspie Fiji, czyli niejaki
Colonel Smythe - the Commisioner to Fiji
by the British Government. Opublikowana
ona jest na stronach 45 i 46 napisanej w
Nowej Zelandii książki [1#E4.4]
pióra Gary J Cook and Thomas J Brown,
"The Secret Land. People Before"
(StonePrint Press, Christchurch,
New Zealand, 1999, ISBN 0-9582040-0-4).
Autor owego raportu informuje jak dowiedział
się od miejscowych ludzi o przybyciu Rewa'ów
boga Wairu do Namusi w Fiji. Poprosił więc
miejscowego przewodnika aby mu pokazał
dokładne miejsce gdzie ów bóg przybył.
Ten zabrał go do niewielkiego drzewa z
dziuplą położonego na brzegu strumienia,
poczym po włożeniu ręki do owej dziupli
wyjął z niej jajo-kształtny kamień obcy dla
tej lokalizacji wielkości łabędziego jajka i
stwierdził że to właśnie jest "bóg". Następnie
włożył ponownie rękę do dziupli i wyjął z
niej kilka mniejszych kul o wielkości i
wyglądzie kul opisywanych tutaj - poczym
stwierdził że to są "dzieci boga". Z jakichś
więc niewyjaśnionych w owej książce powodów
miejscowi ludzie z wyspy Fiji uważali że
opisywane tutaj kule są "bogiem" oraz
"dziećmi boga" i oddawali im nabożną cześć.
Dalsza część owego raportu opisywała
kolejne znaleziska takich właśnie kul.
Jedna z nich znaleziona została w rozwidleniu
konarów drzewa, inna zaś w dziupli drzewa.
Owo znajdowanie opisywanych tutaj kul na
drzewach poświadcza, że musiały one "spadać
z nieba" - na przekór że mają one technologiczny
wygląd i cechy. Z kolei oddawanie im nabożnej
cześci i traktowanie jako "boga" sugeruje że ktoś
w związku z nimi widział coś nadprzyrodzonego.
Ponadto ów 1860 rok - w którym miało miejsce
tamto pokazanie brytyjskiemu zarządcy tychże
kul z Fiji, nastąpił na krótko po tym jak Nowa
Zelandia i Fiji zaczęły dopiero być zasiedlane
przez Europejczyków. Stąd te wyspy Pacyfiku
wówczas nie miały jeszcze żadnego przemysłu.
W tamtych czasach NIE było więc możliwym aby
kule te były np. jakimiś produktami, narzędziami,
lub odpadkami przemysłu. Najwyraźniej pojawiły
się więc tam w jakiś nadprzyrodzony sposób,
zaś miejscowi byli świadomi tej ich
nadprzyrodzoności.
#E5.
Inne dziwne obiekty które "spadły z nieba" w Nowej Zelandii:
Niezwykłe kule ceramiczne opisane w poprzednim
punkcie #E4 tej strony wcale nie są jedynymi
obiektami które ewidentne spadły z nieba w
owym kraju. W niniejszym punkcie wskażę
przykłady dalszych takich obiektów i substancji.
Oto niektóre z nich.
Niezidentyfikowany kawałek maszyny. W artykule
"Bay's unwelcome flying object still unidentified",
ze strony A3 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z soboty (Saturday), April 19, 2008,
opisano i pokazano fotografię metalowego
kawałka jakby wyłamanego siłą z jakiejś maszyny.
Kawałek ten "spadł z nieba" w Hawke's Bay.
Ważył on około 1 kilograma i był długości około
15 cm. Upadł on z nieba z taką siłą, że przebił
dach domu i sufit mieszkania, oraz zniszczył
dywan na ziemi. Jednocześnie jednak jego
pokryta lekką rdzą powierzchnia nie została
nadtopiona, co świadczy że wcale NIE spadł
on z kosmosu. Eksperci aeronautyki stwierdzili
że z całą pewnością NIE stanowi on części żadnego
z samolotów latających ponad Nową Zelandią.
Nowa Zelandia najwyraźniej jest też tradycyjnym
miejscem ponad którym UFOnauci opróżniają
swoje ubikacje. Bardzo dziwna substancja, która
wygląda jak zawartość półpłynnego kału z ubikacji,
która śmierdzi jak zawartość ubikacji, jednak
która po zbadaniu okazuje się substancją jakby
"mineralną" a nie "organiczną", co jakiś czas
opada na dachy nowozelandzkich domów.
Cały szereg przypadków opadania owego
"mineralnego kału" opisany jest w punkcie
#B8 strony internetowej
evidence_pl.htm - o dowodach nieprzerwanej działalności UFOnautów na Ziemi.
Relatywnie często w Nowej Zelandii "spada z
nieba" rodzaj węgla, który w punkcie #B3 strony
evidence_pl.htm - o dowodach nieprzerwanej działalności UFOnautów na Ziemi
opisany jest pod nazwą "węgla warstwowego".
Warto tutaj też dodać, że obiekty opisane w
punktach #G3 i #G4 tej strony również praktycznie
"spadły z nieba" w miejsca swego późniejszego
znalezienia.
#E6.
Nowozelandzkie Yeti - czyli małpopodobni UFOnauci widywani m.in. w Nowej Zelandii:
Gdyby projekt SETI skierował swoją uwagę
na naszą własną planetę - zamiast szukać
kosmitów na na odległych galaktykach,
wówczas jego badacze szybko by
odnotowali że po naszej planecie grasują
najróżniejsze rasy UFOnautów. Tyle tylko,
że owi UFOnauci starannie ukrywają przed
ludźmi swoją obecność na Ziemi - co dosyć
obszernie wyjaśniam na stronach internetowych
evil_pl.htm - o pochodzeniu zła na Ziemi, oraz
memorial_pl.htm - o metodach ukrywania swojej obecności przez UFOnautów.
Z ogromnej różnorodności ras UFOnautów
grasujących po Ziemi, dosyć unikalna jest
rasa owłosionych UFOnautów wyglądających
jak małpy. Rasa owa najlepiej jest znana na
świecie pod nazwą "Yeti". Warto jednak odnotować
że ową nazwą Yeti UFOnauci ci nazywani są
przez lokalną ludność Himalajów. W innych
zaś miejscach na Ziemi ci sami futrzaści
UFOnauci nazywani są innymi nazwami.
Zależnie od kontynentu i kraju przyjmują
oni nazwy: "Yeti", "Snowman", lub "Almas"
(Azja); Migoi (himalajski Bhutan); "Big-Foot"
lub "Oh-mah-ah" (USA), "Sasquatch"
(Canada), Yowie (Australia), oraz "Maeroero"
(Maorysi z Nowej Zelandii) - po szczegóły
patrz podrozdział V6 z tomu 17
monografii [1/5].
Faktycznie istnienie Yeti nie ulega już wątpliwości.
Przykładowo, zgodnie z artykułem "Expert says
Yeti sketch 'proof' " ze strony A15 nowozelandzkiej gazety
"Weekend Herald",
wydanie datowane w sobotę (Saturday),
June 7, 2008, cały skalp Yeti jest trzymany
w jednym z buddyjskich monesterów z himalajskiego
Bhutan'u.
Futrzaści UFOnauci wyglądający jak małpy
relatywnie często widywani są w Nowej Zelandii.
Rysunek odtwarzający dokładny wygląd tych futrzastych
UFOnautów, sporządzony przez aż trzech naocznych
świadków którzy ich widzieli, opublikowany był
w artykule "Aliens Sighted" (tj. "Kosmici widziani")
który ukazał się na stronach 1 i 5 już obecnie
nie istniejącej nowozelandzkiej gazety o nazwie
Sunday News (published by News Media
(Auckland) Ltd., Glenside Crescent, Auckland, New
Zealand, with office at 78 Victoria Street, Wellington),
wydanie z niedzieli (Sunday), May 14, 1989
(kliknij tu aby oglądnąć sobie ten rysunek).
W obserwacji tej trzech futrzastych UFOnautów
widzianych było przez trzech golfiarzy na
międzynarodowym polu golfowym o nazwie
"Wairakei International course". Pole to zlokalizowane
jest na północnej stronie miasta Taupo z
Północnej Wyspy Nowej Zelandii. Obserwatorom
udało się zbliżyć na odległość do około 50 metrów
od tych futrzastych UFOnautów. Stąd ich opis
jest relatywnie dokładny. Opisują oni wygląd
owych UFOnautów jak następuje: około dwumetrowego
wzrostu, szczupli, pokryci bujnym futrem, koloru
jaskrawo zielonego, o małpich rysach twarzy.
Kiedy zostali spłoszeni wydali dziwnie brzmiący
świdrujący dźwięk piszczący i uciekli w krzaki.
Obseracja zilustrowana w owym artykule była
trzecią z kolei obserwacją grupy takich samych
UFOnautów widzianych na owym polu golfowym.
Nowozelandzka wersja Yeti, przez miejscowych
Maorysów nazywana "Maeroero" opisana jest
również na stronie 159 książki pióra Robyn
Jenkin, o tytule "New Zealand Mysteries" (W.
Reed, Wellington, 1970, ISBN 0-589-00494-8).
Niezwykłe stworzenia widywane w Nowej Zelandii
i opisywane w rozdziale "What Animal Was That?"
ze stron 145 do 163 tamtej książki, dyskutowane
są także w punkcie #I1 strony
soul_proof_pl.htm.
W nowozelandzkich gazetach powtarzalnie i często
pojawiają się artykuły które zawierają opis materiału
dowodowego który dokumentuje faktyczne istnienie
owych Yeti-podobnych stworzeń.
Przykładowo, taki właśnie artykuł o tytule "Hoax,
legend, obsession" ukazał się na stronie B2
nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z wtorku (Tuesday), January 22, 2008.
Artykuł ten m.in. podsumowywał najpowszechniej
znane obserwacje Bigfoot i dowody na jego istnienie.
Inny artykuł o tytule "Expert says yeti sketch proof"
(tj. "Fachowiec stwierdza że rysunek yeti jest dowodem")
ze strony A15 nowozelandzkiej gazety
"Weekend Herald",
wydanie datowane w sobotę (Saturday),
June 7, 2008 opisuje istniejący skalp z Yeti
jaki ktoś oglądał w buddyjskiej świątyni w
Himalajach Bhutan'u.
Najbardziej szokujące jest, że zdjęcie Yeti
maszerującego sobie po powierzchni Marsa
zostało przesłane na Ziemię przez amerykańskiego
robota "Spirit" który ostatnie 4 lata automatycznie
fotografuje powierzchnię Marsa. Postać
tego Yeti na zdjęciu NASA z Marsa wypatrzył
najpierw jakiś amator i natychmiast umieścił
je w Internecie pod nazwą "Marsjański Bigfoot".
Jak ta postać wygląda, czytelnik sam może
to sobie zobaczyć wyszukując owego zdjęcia
w Internecie poprzez słowa kluczowe
Martian Bigfoot.
Oto reprodukcja tamtego marsjańskiego zdjęcia
z maszerującym Yeti - niestety tutaj niezbyt wyraźna
bowiem zreprodukowana ze zwykłej gazety
(kliknij tu aby oglądnąć sobie to zdjęcie).
Potem to samo zdjęcie zaczęły też pokazywać
gazety. Przykładowo w Nowej Zelandii ilustrowało
ono m.in. artykuł "Life on Mars or just a funny-shaped rock"
(tj. "Życie na Marsie czy też śmiesznie ukształtowana
skałka"), ze strony B1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z czwartku (Thursday), January 24,
2008. Oczywiście NASA twierdzi że zdjęcie to
pokazuje jedynie marsjańską skałę ukształtowaną
w postać maszerującego Yeti.
#E7.
Miniaturowe ludziki o "nadprzyrodzonych" mocach, widywane do dzisiaj w Nowej Zelandii:
Nowa Zelandia posiada znaczną ilość gór
i lasów do których ludzie bardzo rzadko
zaglądają. Ci zaś odważni którzy tam się
zapędzą, często raportują potem spotkania
z niezwykłymi istotami ludzko-podobnymi.
Istoty te są różnych wielkości i wyglądu, w
swej rozmaitości doskonale odpowiadając
raportowanym przez badaczy UFO rasom
i wielkościom najróżniejszych UFOnautów.
Tyle że kiedy ich wehikuły UFO nie są
równocześnie widziane przez ludzkich
obserwatorów, istoty te raczej są opisywane
jako nadprzyrodzone stwory, niż jako UFOnauci.
Niezależnie od dużych futrzastych stworów
podobnych do Yeti a opisanych w poprzednim
punkcie, w Nowej Zelandii często widywane
są też maleńkie ludziki. Co ciekawsze, ich
obserwacje dokonywane są nie tylko w
bezludnych lasach, ale również w mieszkaniach
i domach z gęsto zamieszkałych obszarów.
Wielkość tych ludzików może czasami być
aż tak mała, że ich wzrost przyrównywany
jest do wysokości litrowej butelki po coca-cola.
Wygląd tych istot odpowiada wyglądowi
innych równie maleńkich choć wysoce
złośliwych UFOnautów widywanych do dzisiaj
w praktycznie wszystkich krajach Ziemi i
znanych po świecie pod różnymi nazwami.
Przykładowo na obszarze Polski istoty te
nazywane są "krasnoludkami" - patrz
ich opis podany w punkcie #H2 strony
wszewilki.htm - o niezwykłościach wsi Wszewilki.
W Malezji nazywane są one "toyol" - patrz ich
zdjęcie publikowane jako "Fot. 20" na stronie
day26_pl.htm - o morderczym tsunami z dnia 26 grudnia 2004 roku
(kliknij na niniejszy zielony napis aby zobaczyć to zdjęcie).
Natomiast w Nowej Zelandii po angielsku
nazywane są one "children of the mist"
(tj. "dzieci z mgły"), "hobbits", lub "fairy",
zaś po maorysku "turehu" i "patupaiarehe".
Owe niezwykłe miniaturowe ludziki z Nowej
Zelandii są tam widywane do dzisiaj i to relatywnie
często. Ja osobiście znam aż pięć ludzi którzy
je widzieli na własne oczy i potem mi raportowali
swoją obserwację. (Jedną z tych osób jest
moja koleżanka, Anna Christie, innymi są moja
była studentka, Suzanne Poutu, mój przyjaciel
Anthony J. Huddy, oraz ta sama osoba
która opisała mi swoją obserwację ognistych
kul z punktu #E3 powyżej, jeszcze inną jest
znajoma której ojciec - wykładowca z Otago,
był przez owe złośliwe ludziki trapiony całymi
miesiącami aż do załamania nerwowego.)
Cztery z tych raportowanych mi obserwacji
dokonane zostały w domach, a jedna nawet
w sypialni. Tylko jedna obserwacja miała
miejsce na polu. Raporty z obserwacji
owych niezwykłych ludzików co jakiś czas
pokazują się też w prasie nowozelandzkiej.
Jeden z artykułów z takim raportem, którego dane
bibliograficzne sobie odnotowałem, nosił tytuł
"Hobbits and the lord of the forest", a opublikowany
był na stronie A14 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z wtorku (Tuesday), March 11, 2008.
Opisuje on obserwację takiej małej istotki na
obszarze prastarej rodzimej puszczy zwanej
Waipoua kauri forest.
W całej Nowej Zelandii krążą też opowieści,
iż jakoby pod bezludnymi obszarami tzw.
"Fiordland" (tj. południowo-zachodniego
krańca Nowej Zelandii) znajduje się podobno
podziemna "baza" owych małych "mist people".
Faktem też jest, że na owym obszarze co jakiś
czas znikają bez śladu samoloty jakie tam się
zapuszczają, zaś sam ów obszar nazywany jest
żartobliwie "Kiwi Bermuda Triangle" (co luźno
można tłumaczyć jako "nowozelandzki trójkąt
bermudzki") - po szczegóły patrz np. artykuł
"Lost without trace in Kiwi 'Bermuda Triangle' "
(tj. "zniknął bez śladu w nowozelandzkim 'trójkącie
bermudzkim' ") ze strony A5 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post Weekend,
wydanie z soboty (Saturday), January 28, 2012.
#E8.
Chupacabra ("czarna pantera") z Ashburton -
tj. makabryczna maskotka UFOnautów:
UFOnauci
dali się nam już dobrze poznać z jednego
swego sekretu, mianowicie że bez
przerwy ukrywają przed ludźmi swoją
nieustanną obecność na Ziemi. Niestety,
mają oni również wiele dalszych "tajemnic
i sekretów" do ukrycia przed ludźmi.
Jednym z nich jest ich "maskotka", albo
zwierzątko, jakie lubią trzymać na swoich
wehikułach UFO. Owa maskotka jest
ogromnie dziwnym produktem inżynierii
genetycznej. Faktycznie jest to bowiem
"poskładane zwierzę". Stanowi ono
genetyczne skrzyżowanie lwa z orłem.
Może ono mieć wiele maści i kolorów,
podobnie jak nasze psy domowe. Jednak
najczęściej widywane jest jako całkowicie
czarne. Wygląda wówczas trochę jak
czarna pantera, czarna puma,
czarny lepard, lub też jak muskularny
czarny pies (z rasy zwanej "rottweiler").
Jednak kiedy poczuje się zagrożone,
wówczas rozpościera ogromne czarne
skrzydła i ulatuje w powietrze. Straszną
częścią owego zwierzęcia jest to, że lubi
się pożywiać krwią. Z tego powodu UFOnauci
często wypuszczają je na ziemię w najróżniejszych
bezludnych miejscach, tak aby sobie mogło
zapolować na ziemskie zwierzęta i aby
nasyciło się ich krwią. W obecnych czasach
badacze UFO nazywają tego potwora słowem
chupacabra co dosłownie oznacza
"wysysacz kóz ("goat sucker") - jako że
lubuje się ono w wysysaniu krwi z kóz i z
owiec. Jednak w dawnych czasach to samo
potworne zwierzę znane było pod odmienną
nazwą gryfa. Kiedy taka chupacabra
(gryf) zabije jakieś stworzonko, ludzie zwykle
nie wiedzą, że padło ono ofiarą owego
potwora. Powodem jest, że gryf wcale
nie rozrywa na strzępy ani nie uszkadza
w żaden sposób swojej ofiary. Jedyne co
w niej czyni, to dwie niewielkie dziurki,
jakie zwykle stają się niewidoczne, bowiem
ukryte są w sierści ofiary. Potem zaś
wysysa ze swojej ofiary całą krew przez
owe dwa niewielkie otwory. Dopiero później,
kiedy chupacabra już odleci, niektóre miejscowe
(ziemskie) zjadacze padliny mogą się dobrać
do porzuconego korpusu i go nieco ponadgryzać.
Jednak tego nadgryzania NIE dokonuje sama
chupacabra. Kiedy potem ludzie znajdują zwłoki
ofiar tego potwora, zwykle sądzą że ofiary
te zmarły w "naturalny" sposób. Nie oglądają
więc ani badają ich wystarczająco wnikliwie
aby odkryć owe dwa małe otworki oraz
zupełny brak krwi.
* * *
Na przekór, że "symulacje" UFOnautów starają
się ukrywać te potwory przed ludźmi, w różnych
częściach świata są one widywane od czasu do
czasu. W takich przypadkach zwykle są one mylone
albo z dużymi czarnymi kotami, np. "czarnymi
panterami", czarnymi pumami, czarnymi
lepardami, itp., albo też z dużymi czarnymi
psami. Oczywiście, kiedy później ludzie
szukają aby znaleźć tego dzikiego
zwierza, okazuje się że jest on nieuchwytny
(w międzyczasie zapewne wraca on do UFO
i ulatuje w przestrzeń). W Nowej Zelandii ten
właśnie potwór powtarzalnie widywany jest
od wielu już lat w okolicach małego miasteczka
nazywanego Ashburton. Ja po raz pierwszy
usłyszałem o tamtych jego obserwacjach w
2003 roku, kiedy to był widziany właśnie
niedaleko owego Ashburton. Dane o tamtych
z nim spotkaniach przytoczyłem ponizej w
podpisie pod "Fot. #E4". (Odnotuj, że następne
"Fot. #E5" pokazuje muskularne psy rasy "rottweiler",
do których budowa i wielkość tego potwora często
jest porównywana.) Kolejnym raportem o obserwacjach
tego potwora w Nowej Zelandii na jaki się natknąłem,
był artykuł "Mystery 'panther' on the prowl" (tj.
"tajemnicza 'pantera' na czatach"), ze strony A7 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z wtorku (Tuesday), October 22, 2013.
Raportuje on o obserwacji jakby czarnego kota
o wielkości psa labradora, dokonanej wczesnym
rankiem przy miasteczku Fairlie (tj. też niedaleko
od Ashburton). Artykuł ten publikuje też wyraźne
zdjęcie ogromnego czarnego jakby "kota"
biegnącego po lodzie pobliskiego zamarzniętego
jeziora Clearwater, wykonane nieco wcześniej
przez inną osobę. (Zdjęcie to czytelnik
może sobie oglądnąć korzystając ze
światowego serwisu gazetowego
opisanego w punkcie #A4 na początku tej strony,
którego darmowe użycie dla oglądnięcia zdjęcia
owej czarnej "pantery" jest poinstruowane dokładnie
krok po kroku w punkcie #D9 mojej innej strony o nazwie
faq_pl.htm.)
Niestety, autentyczność tego zdjęcia,
podobnie jak wszystkie inne nowozelandzkie
obserwacje tego potwora, poddawana jest w
wątpliwość przez ekspertów (i przez władze) -
którzy uparcie twierdzą, że osoby raportujące
obserwacje tego potwora widują jedynie
zdziczałe koty domowe. W ten sposób
owi eksperci dodatkowo zaogniają
tejemniczość tych obserwacji - wszakże każdy
kto osobiście widział tego ogromnego potwora
o rozmiarach dużego muskularnego psa "rottweiler"
potrafi wyraźnie go odróżnić od mizernego
wyglądu zdziczałego kota domowego.
Przed tym jak tego potwora zaczęto widywać
w Nowej Zelandii, podobnie duży czarny stwór
opisywany jako przypominający wygląd pantery
lub kota widywany był (i nadal jest) w wielu innych
miejscach świata. Dzięki internetowi, prawdopodobnie
najbardziej słynny z owych miejsc stał się
Bodmin Moor w UK,
gdzie potwora tego
opisywano jako ogromną "cat-like creature".
W latach 2004 do 2006 owa podobna do kota
creatura z Bodmin Moor spopularyzowana
została nawet po całym świecie dzięki słynnej
reklamie telewizyjnej dla kart kredytowych "Visa".
Artykuł "Dossier sheds light on Britain's big
cat x-files" (tj. "Raporty rzucają światło na x-file
brytyjskiego dużego kota") ze strony A19 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z poniedziałku (Monday), March 8, 2010,
stwierdza że organizacja zwana "Natural England"
posiada w swoich zbiorach ponad 100 raportów o
obserwacjach niezwykłych zwierząt jakie NIE były
wcześniej znane widującym je ludziom, w tej liczbie
38 obserwacji dziwnego stworzenia które widzom
przypominało nieco w wyglądzie dużego kota.
W innym artykule o tytule "DNA may solve mystery
of Cotswolds elusive big cats" (tj. "DNA może rozwiać
tajemnicę nieuchwytnych dużych kotów z Cotswolds"),
ze strony B1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z wtorku (Tuesday) January 31, 2012,
owa "Natural England" chwali się nawet, że ma
próbki DNA tego "kota" i że zamierza z nich ustalić
naukowo jakie to zwierzę faktycznie je zostawiło.
Jednak ja jestem gotów się założyć, że z jakichś
tam powodów badania te okażą się nierozstrzygające -
tak jak zawsze to ma miejsce z "symulacjami" Boga
opisywanymi dokładniej np. w punktach #M1 i #F4 strony o nazwie
antichrist_pl.htm.
Tajemnicze, nieuchwytne, ogromne "koty" są też
widywane w Australii. Przykladowo w artykule
"Myth or mystery cat ... State wants to get to bottom
of sightings" (tj. "mit czy też tajemniczy kot ... Rząd
usiłuje wyjaśnić obserwacje"), ze strony A34 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z piątku (Friday), September 27, 2013,
opisywane są oficjalne wysiłki rządu z australijskiej
NSW aby wyjaśnić tajemnicze natykanie się ludzi na
ogromne koty jakie powtarzalnie są tam raportowane.
Kiedy ja miałem 17 lat, zostałem zaatakowany
w Polsce w okolicach Cieszkowa i niemal zabity,
przez jednego z owych koto-podobnych czy
lwo-podobnych potworów. To właśnie z tego
powodu badam je obecnie. Gdyby ktoś zechciał
dowiedzieć się więcej jak on mnie zaatakował,
jak wyglądał, oraz jak się zachowywał, proponowałbym
poczytać podrozdział R4.2 z tomu 15
monografii [1/5],
która dostępna jest nieodpłatnie za pośrednictwem
niniejszej strony internetowej. Ów podrozdział
R4.2 opisuje bowiem m.in. szczegóły przypadku
kiedy to ja sam zostałem zaatakowany przez
jedną z tych potwornych maskotek "symulacji"
UFOnautów. W 2008 roku stwór ten najprawdopodobniej
grasował w Niemczech - chociaż nikt go tam
nie widział. Zgodnie bowiem z artykułem
"Mystery of Germany's Rabbit Ripper" (tj.
"Tajemnica niemieckiego mordercy królików")
opublikowanym na stronie B2 nowozelandzkiej
gazety
The Dominion Post,
wydanie z piątku (Friday), July 11, 2008,
znajdowano tam masę nieżywych królików
których sposób uśmiercenia odpowiadał
metodzie zabijania używanej przez chupacabra.
Fot. #E4: Tajemnicza i
nieuchwytna czarna pantera
z Ashburton, Nowa Zelandia. (Kliknij
na tą fotografię aby zobaczyć ją w
powiększeniu.)
Nowa Zelandia nie ma dzikich drapieżników,
szczególnie wielkości pantery. Niemniej
potwór taki co jakiś czas jest tam widywany.
Jednak nigdy potem nie znajduje się
śladów jego łap, ani nadjedzonych ofiar
pozostawianych zwykle przez pantery.
Powyższa ilustracja została opublikowana
bez wyjaśnienia. Prawdopodobnie prezentuje
więc ona artystyczną wizję jak "czarna
pantera" wyglądałaby na tle nowozelandzkiego
krajobrazu. Podobny potwór jest jednak
powtarzalnie widywany w najróżniejszych
częściach Nowej Zelandii, a także w innych
częściach świata. Najsłynniejsza jego
obserwacja miała miejsce w piątek, 3
października (October) 2003 roku, w
Mayfield, 35 km na północny-zachód
od Ashburton, Nowa Zelandia. Obserwatorem
był Mr Chad Stewart, zawodowy kierowca
ciężarówki. Powyższy "Fot. #E4" ilustrował
artykuł "An unsolved mystery" (tj.
"Nierozwiazana tajemnica") jaki pojawił
się w lokalnej gazecie nazywanej
Ashburton Guardian
(P.O. Box 77, Ashburton, New Zealand).
Ja znalazłem ten rysunek dnia 14 października
2003 roku, na doskonałej stronie internetowej
owej gazety, która to strona może być
oglądana pod adresem
Ashburton Guardian.
Ponieważ obawiałem się, że
Ashburton Guardian
po jakimś czasie usunie ów rysunek
aby zrobić miejsce na następną porcję
interesujacych nowin, a także ponieważ
chciałem uczynić ten rysunek i jego opis
dostępny dla czytelników w językach innych
niż angielski, przeniosłem go tutaj dla wygody
oglądających tą stronę. Jednak wysoce
zalecam aby najpierw go oglądać na
oryginalnej stronie gazety
Ashburton Guardian,
gdzie jest on dostępny wraz z wysoce informacyjnymi
artykułami na temat owego tajemniczego potwora z
Ashburton. (Odnotuj, że strona owej gazety ma własną
wyszukiwarkę. Po wpisaniu w niej słowa "panther"
ukazuje się wykaz wszystkich artykułów na temat
owego iluzyjnego potwora.) Warto też odnotować,
że opisana w owej gazecie obserwacja "czarnej
pantery" z okolic Ashburton opublikowana została
także na stronach 31 do 32 książki pióra Nicola
McClay o tytule "New Zealand Mysteries",
Whitcoulls, 2005, ISBN 1-877327-36-0. Ponadto
liczne artykuły na jej temat powtarzalnie pokazywały
się w innych nowozelandzkich gazetach - jako
przykład patrz artykuł "'Panther' eludes expert
stalkers" jaki ukazał się na stronie A14
nowozelandzkiej gazety
Weekend Herald,
wydanie datowane w sobotę (Saturday),
August 19, 2006.
Fot. #E5: Niezależnie ode mnie,
tj. dr Jan Pająk, powyższe zdjęcie pokazuje
także, między innymi, dwa muskularne
czarne psy jakie należą do rasy zwanej
"rottweiler".
(Kliknij na tą fotografię aby zobaczyć ją w powiększeniu.)
(W celu dokładniejszego oglądnięcia tego zdjęcia
kliknij na nie.) Osoba w niebieskim skafandrze
która trzyma na smyczy jednego z tych psów,
to ja - dr Jan Pająk. Druga osoba to właścicielka
owych psów. Czarna chupacabra ("czarna pantera")
która zaatakowała mnie i niemal zabiła kiedy
miałem 17 lat, miała właśnie muskularną budowę
ciała oraz wielkość psa tej szczególnej rasy,
aczkolwiek jej kształt zewnętrzny znacznie od
psa tego się różnił. Odnotuj jednak, że psa tej
atletycznej rasy ja nigdy nie widziałem w Polsce,
zaś po raz pierwszy w życiu zobaczyłem go
dopiero po wyemigrowaniu do Nowej Zelandii.
Więcej danych na temat wyglądu dziwnego potwora
który zaatakował mnie i omal nie zabił kiedy byłem
17-letnim chłopcem, zawarte jest w podrozdziale
R4.2 z tomu 15 najnowszej
monografii [1/5]).
Część #F:
Podziemne tunele i jaskinie odparowane w Nowej Zelandii przez wehikuły UFO:
#F1.
Tunele UFO:
UFO mają tą niezwykłą zdolność, że kiedy
włączą swój tryb wiru magnetycznego, wówczas
formują one wirującą chmurę jarzącej się plazmy wokoło
swojej powłoki. Plazma, jak wiemy, jest ogromnie
niszczycielskim zjawiskiem. Faktycznie cokolwiek
nie da się pociąć z użyciem normalnych narzędzi,
wówczas jest to cięte właśnie plazmą. Dlatego
taka wirująca chmura jarzącej się plazmy która
otacza wehikuł UFO jest rodzajem jakby piły
tarczowej o przeogromnej mocy. Piła ta jest
w stanie wcinać się w skały i w budynki. Poprzez
użycie owych pił plazmowych, wehikuły UFO
są w stanie odparowywać długie, proste,
podziemne tunele. W Nowej Zelandii kilka
takich tuneli zostało już odkryte, niestety
żaden z nich nie został otwarty do badań.
Dla przykładu górnicy którzy pracowali
przy realizacji zapory wodnej "Clyde"
raportowali mi że aż cały szereg takich
prostych, szklistych tuneli został otwarty
podczas wierceń, jednak były one natychmiast
zacementowywane. Z tego powodu pierwszy
tunel UFO jaki zdołałem zobaczyć i zbadać,
znajduje się na Borneo a nie w Nowej Zelandii.
Jest to słynna "Deer Cave" pokazana na "Fot. #F3".
Ludzie są nietypowo (tj. sztucznie) sceptyczni
w sprawie istnienia UFO. Z tego powodu wyjaśniają
oni wszelkie dowody pozostawiane przez UFO
na najróżniejsze "naturalne" sposoby. To także
obejmuje tunele UFO. Typowe stwierdzenie jest,
że takie tunele to faktycznie jaskinie lawy ("lava
caves"), znaczy że wykonywane są one przez
przepływ lawy z pobliskiego wulkanu. Na szczęście
dla tuneli UFO, unikalny napęd magnetyczny
jakiego używają wehikuly UFO, nakłada na te
tunele cały szereg atrybutów, które faktywnie w
nich występują jednak które nie mogą być obecne
w "tunelach lawy". Dla przykładu, jedna grupa
takich atrybutów wynika z faktu, że wehikuły UFO
zawsze zmuszone są latać tak zwrócone że ich
podłoga jest niemal prostopadła do lokalnego
przebiegu linii sił ziemskiego pola magnetycznego.
Ponieważ wehikuły UFO mają kształt w przybliżeniu
dysku, taki ich lot oznacza, że muszą one
odparowywać tunele eliptyczne, jak ten pokazany
na "Fot. #F3", jeśli lecą one w kierunku magnetycznym
północ-południe. Z kolei muszą one odparowywać
tunele jakie mają w przybliżeniu przekrój trójkątny,
jak ten pokazany na "Fot. #F1", kiedy lecą one w
kierunku magnetycznym wschód-zachód. Zależność
kształtu tunelu jaki UFO odparowują, od kierunku
ich lotu, zilustrowana została na "Fot. #F2".
Inną cechą charakterystyczną tuneli UFO jest
istnienie w nich "podłogi pozornej". Faktycznie
bowiem kompletne tunele UFO są zawsze symetryczne
względem swej poziomej osi. Jednak ponieważ
tuż po przelocie wehikułu UFO duża ilość gruzu
skalnego opada na podłogę tych tuneli, a następnie
gruz ten pokrywany jest szybko twardniejącymi
oparami skały, niezależnie od faktycznej podłogi,
tunele UFO posiadają też ową "podlogę pozorną"
jaka przebiega na około połowie ich wysokości.
Stąd dolna połowa tych tuneli znajduje się pod
ową podłogą pozorną, zawsze będąc zapełniona
gruzem skalnym a często także i wodą. Owa
podłoga pozorna posiada także odmienną
konsystencję niż ściany samego tunelu. Faktycznie
też na "Fot. #F1" widzimy klasyczny wygląd
takiej podłogi pozornej. Z kolei "Fot. #F2"
ilustruje jak jest ona formowana i jak zalega
ona tunel UFO.
Tunele UFO występują praktycznie w każdym
kraju. Tyle że nie wszędzie ludzie o nich wiedzą.
Niniejsza strona, a także punkt #G4 strony o nazwie
magnocraft_pl.htm,
opisują i ilustrują zdjęciami takie tunele z Nowej
Zelandii i z tropikalnej wyspy Borneo. W Polsce
takie tunele UFO na pewno istnieją pod
Babią Górą -
o czym informuje raportujące faktycznie zdarzenie
opowiadanie Wincentego zacytowane m.in.
w podrozdziale V5.3.2 z tomu 17 mojej
monografii [1/5].
Lokalny zaś folklor staropolski informuje, że
w Polsce prawdopodobnie tunele takie także istnieją
pod Łysicą i pod Sobótką. Zdjęcie tunelu UFO
istniejącego w Korei pokazane zostało na stronach o nazwach
korea_pl.htm i
malbork.htm.
Zdjęcia zaś tuneli UFO z Ekwadoru i Australii
pokazane są w rozdziale V z tomu 17
monografii [1/5].
Po dalsze szczegóły o tunelach UFO proszę
przeglądnąć podrozdziały z mojej monografii
[1/5] wskazane pod ilustracjami "Fot. #F2" i
"Fot. #F3".
Fot. #F1: Czy powyższe zdjęcie pokazuje tunel UFO?
(Kliknij na tą fotografię aby zobaczyć ją w powiększeniu.)
Ja osobiście wierzę że tak. Ponieważ jednak nie mam możności
przeprowadzenia dokładnych badań na tym tunelu, trudno mi o
tym zawyrokować konklusywnie. Naukowcy ten tunel nazywaja
"jaskinia lawy" (tj. "lava cave"), jako że przepływ lawy wulkanicznej
jest jedynym naturalnym zjawiskiem które byłoby w stanie wyjaśnić
unikalne atrybuty tych podziemnych tuneli (poza ich technicznym
odparowaniem przez wehikuły UFO), jakich to atrybutów nauka
ortodoksyjna nie chce jednak uznać za powodowane technicznie.
Niemniej powyższe zdjęcie ilustruje, że ten szczególny tunel ujawnia
obecność wszelkich atrybutów występujących w tunelach UFO,
a także że byłoby dosyć trudno spowodować aby lawa płynęła
poziomo, czy nawet nieco trochę pod górę. Powyższa fotografia
niezwykłego tunelu pokazana jest na stronie 8 interesującej książki
autorstwa (i copyrights) niejakiego Bruce W. Hayward, o tytule
"Precious Land" (Geological Society Of New Zealand Guidebook
Number Twelve, Bush Press Communications Ltd., P.O. Box
33-029, Takapuna 1309, Auckland, New Zealand, 1996, ISBN 0-908678-60-6).
Opis jaki referuje do owego zdjęcia stwierdza że jest to "Wiri lava cave"
zlokalizowana na górze zwanej "Wiri Mountain", w Manukau District (koło
Auckland). Stwierdza on także, cytuję w moim wolnym tłumaczeniu:
"Przy kilku okazjach w latach 1980-tych czujność miejscowych
grotołazów uratowała ową jaskinię przed zniszczeniem przez
skradające się kamieniołomy. ... Negocjacje pomiędzy najróżniejszymi
ministerstwami aby nadać tej jaskini status rezerwatu zaczęły
się w 1987 roku zaś w 1996 roku wcale nie wyglądają one bliższymi
osiągnięcia tego celu." A więc wygląda na to że ktoś ogromnie
wpływowy życzy sobie aby owa jaskinia została szybko zniszczona
i nie była dostępna do oglądania przez ludzi. Z moich zaś
poprzednich badań wynika, że jest tak zawsze kiedy w grę
wchodzi jakiś materiał dowodowy na istnienie UFO, szczególnie
tak obrazowy jak tunele UFO - jako przykład takiego skrytego
chociaż upartego niszczenia materiału dowodowego na temat
UFO patrz traktat [4B] na ten temat, lub patrz strony internetowe
evil_pl.htm czy
memorial_pl.htm.
Fot. #F2 (G31 z [1/5]): Ta ilustracja pokazuje jak tunele UFO zostają odparowane,
oraz jakie są najważniejsze ich cechy wynikające z tego sposobu ich odparowania.
Szczegółowy opis atrybutów takich tuneli UFO zawarty jest w podrozdziale
G10.1.1 z tomu 3 monografii [1/5] (jaki to podrozdział wyjaśnia jak owe tunele
UFO są odparowywane przez wehikuły UFO), a także w podrozdziale V5.3.1
z tomu 17 monografii [1/5] (jaki wyjaśnia własności tunelu zwanego
"Deer Cave" który istnieje na Borneo oraz który pokazany jest poniżej).
Fot. #F3 (V6d z [1/5]): Fotografia najbardziej spektakularnego
tunelu UFO, jakim jest tzw. "Deer Cave" z północnego Borneo.
Tunel ten opisany został szczegółowo w podrozdziale V5.3.1 z
tomu 17 monografii [1/5]. Powyższe jego zdjęcie omawiane
jest również na stronie internetowej
magnocraft_pl.htm.)
#F2.
Legowiska Taniwha'ry:
Nowozelandzcy Maorysi mają liczne legendy
referujące do strach budzących stworów,
jakie oni nazywają "Taniwha" (słowo to
wymawiają oni w przybliżeniu jako "tanifar").
Faktycznie to niektórzy Maorysi twierdzą, że
widzieli te potwory nawet i w dzisiejszych czasach.
Owe stwory są im znane pod dwoma postaciami,
tj. (1) gigantycznych latających potworów.
oraz (2) szkaradnych istot nieco podobnych
do ludzi, a pokazanych na zdjęciu "Fot. #D1" ze strony o nazwie
newzealand_visit_pl.htm,
oraz na zdjęciu "#G2b" ze strony o nazwie
sw_andrzej_bobola.htm.
Jeśli zaś ktoś przeanalizuje wygląd i zachowanie
się owych stworów, owo zachowanie dokładnie
odpowiada zachowaniu dzisiejszych wehikułów
UFO i załogantów tychże wehikułów. Stąd jest
wysoce prawdopodobne, że Maorysi którzy nie
znali maszyn, wzięli latające wehikuły UFO i ich
załogantów za mistyczne stwory nazywając
je generalnym określeniem "Taniwha". Taka
możliwość jest dodatkowo potwierdzana faktem,
że identyczną nazwą "Taniwha" Maorysi zwykli
nazywać zarówno owe gigantyczne potwory,
jak i owe szatańskie stworzenia ludzko-kształtne
jakie kontrolowały (latały) w owych gigantach -
tj. ludzko-kształtne "Taniwha" z folkloru Maoryskiego
są podobne do dawnych "serpentów" i "diabłów"
oraz do dzisiejszych "UFOnautów" z folkloru
europejskiego. Wygląda więc na to, że dawni
Maorysi byli skołowani widząc ogromne latające
wehikuły UFO, z jakich wyłaniali się szatańsko
usposobieni członkowie załogi tych wehikułów.
Dlatego też nazywali oni "Taniwha" zarówno
same wehikuły UFO jak i załogantów tych
wehikułów UFO.
Dziwne podobieństwo pomiędzy wehikułami UFO
a gigantyczną wersją Taniwha, polega też na tym,
że każde z nich ma tendencję do ukrywania się przed
ludźmi wewnątrz jaskiń jakie odparowane zostały
przez wehikuły UFO we wnętrzu samotnie stojących
wzgórz. Zgodnie z legendami Maorysów, istnieje
sporo wzgórz w Nowej Zelandii, które posiadają
w swym wnętrzu ogromne beczko-kształtne jaskinie.
W tych jaskiniach potwory Taniwha ukrywały się
przed ludźmi. Jak dotychczas dowiedziałem się
o takich Taniwha ukrywających się we wnętrzu:
(1) "Saddle Hill" koło Dunedin (pokazanym
tu na "Fot. #B3a"), (2) "Matanaka Hill" koło
Waikouaiti (pokazanym tu na "Fot. 13b"), (3) świętej
góry Puketapu koło Palmerston, (4) góry
"Nimrod" koło Timaru, oraz kilku dalszych
jakich nazw ani położeń nie zdołałem zarejstrować.
Jeśli ktoś przeanalizuje dokładnie owe góry jakie
mają ukrywać w sobie Taniwha, okazuje się wówczas,
że góry te są ustawicznie pokrywane świeżymi
pierścieniami telekinetycznie stymulowanej roślinności.
(Można zobaczyć takie właśnie pierścienie na fotografii
z "Fot. #F5", a także "Fot. #E2" i "Fot. #I3".)
Z kolei jest już nam wiadomym, że właśnie takie pierścienie
stymulowanej roślinności są formowane kiedy
wehikuły UFO działające w trybie "telekinetycznego
migotania" wolno zanurzają się pod ziemię.
(Czym jest ów stan "telekinetycznego migotania",
wyjaśnione to zostało na stronie
telekinesis_pl.htm
zaś krótko podsumowane w punkcie #C1 ze strony o nazwie
dipolar_gravity_pl.htm.)
Czyli owe wypalone pierścienie roślinności są
rodzajem materiału dowodowego jaki potwierdza
prawdę w opowiadaniach Maorysów o Taniwha
ukrywających się w jaskiniach zlokalizowanych
we wnętrzu owych samotnych wzgórz!
Aby wszystko było nawet jeszcze bardziej niezwykłe,
podczas moich badań UFO spokałem naocznych
świadków, którzy faktycznie zostali uprowadzeni do
wehikułów UFO zaparkowanych w takich jaskiniach
z wnętrza samotnych gór. Jeden z tych świadków
został uprowadzony do wehikułu UFO, jaki "zaparkowany"
był w takiej jaskini która istnieje we wnętrzu tzw.
"Saddle Hill" koło Dunedin - patrz "Fot. #B3a".
Jego uprowadzenie dokonane zostało za pomocą
"promienia podnoszącego" który dla niego wyglądał
jak promień kolorowego światła. Opowiadał mi on,
że kiedy w swoim locie miał właśnie uderzyć w
powierzchnię Saddle Hill, zaczął się bać że mu
się coś stanie. Jednak w rzeczywistości przeniknął
on przez glebę i skały do jaskini w środku, potem
zaś do ogromnego wehikułu UFO jaki zawisał we
wnętrzu tej jaskini, tak jakby te twarde przeszkody
były wykonane z jakiegoś płynu. UFOnauci sądzili
że on śpi kiedy go uprowadzili, tymczasem on
jedynie pretendował że śpi, stąd mógł potem
opowiedzieć mi całą historię swojego uprowadzenia.
Inny świadek uprowadzony został do wehikułu UFO
jaki zaparkowany był we wnętrzu jaskini zlokalizowanej
w jednym ze wzgórz miasta Auckland. Niestety
wówczas jedynie wizytowal on Auckland (mieszkał
wtedy w Dunedin). Dlatego nie był obznajomiony
z owym miastem i dosyć skołowany swoim niezwykłym
przeżyciem, nie był więc w stanie powiedzieć mi
które wzgórze to było.
Jeśli jaskinia kryjąca się we wnętrzu dużej góry
odparowana zostanie przez wehikuł UFO typu
K10, wówczas jej średnica może przekraczać
jeden kilometr. Z kolei niewielkie wehikuły UFO
zawisające w takiej ogromnej jaskini oraz jonizujące
powietrze swoim polem magnetycznym wyglądałoby
w niej jak małe podziemne słońca. Gdyby więc
do takiej ogromnej jaskini częściowo wypełnionej
podziemnym jeziorem oraz z własnym jakby
poziemnym "słońcem" zabłądził ktoś z ludzi,
wówczas po powrocie na powierzchnię zacząłby
on opowiadać o całym "podziemnym świecie".
Właśnie taka gigantyczna beczko-kształtna
jaskinia ukrywająca się pod "Cairnmuir Hill"
położonym koło Cromwell przy drodze do wioski
o nazwie Nevis, została odkryta podczas wiercenia
tuneli odwadniających dla zapory wodnej Clyde.
Jest ona tak ogromna, że może pomieścić
w sobie nawet największy wehikuł UFO. Ogromne
jezioro wypełnione wodą mineralną znajduje się
na jej dnie. W okolicach zaś Cromwell krąży
sporo opowieści o tej oraz o innych podobnych
do niej podziemnych jaskiniach. Jest więc możliwe
że to właśnie echa podobnych opowieści zainspirowały
Juliusza Verne do napisania swojej "Podróży do
wnętrza ziemi". (Zapewne nie jest też przypadkiem
że akcja filmu telewizyjnego z 1999 roku o tytule
"Journey to the Center of the Earth", opartego na
owej opowieści J. Verne, toczy się właśnie w Nowej
Zelandii.) Wszakże J. Verne był świadom folkloru
nowozelandzkiego. W swoich innych książkach
referuje on nawet do istnienia "podziemnych światów"
pod Nową Zelandią, a także opisuje nowozelandzkiego
ptaka "kiwi".
* * *
W tym miejscu powinienem dodać,
że dokładna interpretacja kim
właściwie były owe straszne
Taniwha
których wojowniczy nowozelandzcy
Maorysi tak panicznie się bali,
zaprezentowana jest aż na calym
szeregu totaliztycznych stron, np.
w punkcie C2 strony o nazwie
god_istnieje.htm,
w punktach #D1 do #D3 strony o nazwie
newzealand_visit_pl.htm,
oraz w podpisie pod "Fot. #G2b" na jeszcze innej stronie o nazwie
sw_andrzej_bobola.htm
(o kościele z miasteczka Milicza).
Interpretacja ta podparta jest dosyć
sporym zdjęciowym materiałem
dowodowym pokazującym m.in.
wygląd owych strasznych "Taniwha"
oraz wygląd ich morderczej broni.
Z kolei wygląd "latającego serpenta"
który wywodzi się z podobnej do
Maoryskiej mitologii Kambodży,
pokazany jest na "Fot. #2" ze strony o
Biblii autoryzowanej przez samego Boga
Fot. #F4: Wycinek wnetrza jaskini zwanej "Batu Cave"
z Kuala Lumpur w Malezji, w której podobno mieszka Hinduski
bóg Murugan. (Zdjęcie rzeźby boga Murugan pokazane jest
na "Fot. #1" ze strony internetowej o
filozofii pasożytnictwa.)
(Kliknij na powyższa fotografię aby oglądnąć ją w powiększeniu.)
Owa jaskinia faktycznie zlokalizowana jest we wnętrzu
wzgórza stojącego samotnie. Z zewnatrz wzgórze to
wygląda bardzo solidnie, zaś jaskinia ukryta w jego
wnętrzu została odkryta tylko ponieważ część jego
zbocza uległa zawaleniu. W przeciwnym przypadku
ludzie nie mieliby pojęcia że ogromna jaskinia ukrywa
się we wnętrzu tego samotnego wzgórza. Batu Cave
jest też ukształtowana jak beczka, tak że z łatwością
jest ona w stanie pomieścić duży wehikuł UFO w swoim
wnętrzu. Jest zlokalizowana na jakiejś 1/3-ciej wysokości
wzgórza "Batu Hill". Stąd dominuje ona swoje otoczenie
i jako taka pozwala na dokonywanie bezpośrednich
uprowadzeń ludzi przez promień podnoszący wysyłany
z wnętrza owej jaskini. Nie jest więc przypadkiem że
zadeklarowana ona została "świętą jaskinią" przez
wyznawców religii hinduizmu, oraz że obecnie religijne
obrządki Taipusam są w niej prowadzone w styczniu
lub lutym każdego roku. Zauważ że jeden z bogów
hinduskich (tj. God Ganesh) posiada twarz przykrytą
maska gazową podobną do masek o jakich obecnie
wiemy że używane są przez rasę UFOnautow którzy
nie są w stanie oddychać ziemską atmosferą. Oczywiście
starożytni ludzie nie wiedzieli co to takiego maska
gazowa lub aparat do oddychania, stąd wierzyli
oni że Ganesh jest "Bogiem Słoniem".
Fot. #F5: Fotografia wzgórza zwanego
"Matanaka Hill" z Waikouaiti w północnym Otago.
(Ciekawe czy cztelnik wypatrzy że na zboczu tego
wzgórza jestem obecny i ja, tj. dr Jan Pająk.)
Zgodnie z legendami Maorysów, potwór "Taniwha"
żyje również we wnętrzu owej góry.
Jeśli przetłumaczymy ową legendę na dzisiejszy język,
jest wysoce prawdopodobnym że we wnętrzu owej
góry znajduje się jaskinia, zaś w owej jaskini
rezyduje wehikuł UFO który dokonuje uprowadzeń
ludzi mieszkających w pobliżu owej góry. Przez
dziwny zbieg okoliczności owo wzgórze zawsze
pokryte jest licznymi pierścieniami roślinności
spalonej urządzeniami napędowymi wehikułów
UFO. Na tej fotografii mozliwe jest zobaczenie
kilku takich pierścieni trawy wypalonej magnetycznie
przez UFO. Trzy największe z nich uszeregowane
są w poziomym rzędzie jeden przy drugim.
Można je łatwo dostrzec ponieważ ja (tj. Dr Jan
Pajak) stoje w środku centralnego z nich. Aby
uświadomić sobie jak ogromne są wehikuły UFO
które wypaliły owe pierścienie, wystarczy porównać
moją wielkość z wielkoącią owych powypalanych
pierścieni. Biały okrąg jaki trzymam w swoich
rękach ma dokładnie 1 metr średnicy, zaś jego
strzałka wskazuje położenie magnetycznej północy.
Jest wysoce prawdopodobnym, że takie pierścienie
magnetycznie powypalanej roślinności są formowane
kiedy wehikuły UFO wolno zanurzają się pod ziemię
w stanie telekinetycznego migotania
aby przenieść się do wnętrza jaskini zlokalizowanej
we wnętrzu owej góry.
Kiedy w lutym 2008 roku przejeżdżałem obok
"Matanaka Hill", odnotowałem że w miejscu jakie
pokazuje powyższe zdjęcie istnieje teraz rodzaj ogromnego
leja. Lej ten nie istniał w 1988 roku kiedy wykonywałem
powyższe zdjęcie. Powstał on zapewne z powodu
zawalenia się jakiejś części jaskini która znajduje
się we wnętrzu owej góry. Potwierdza więc on sobą,
że legendy Maoryskie posiadają jednak fizykalny
merit i że faktycznie w jaskini z wnętrza owej góry
mógł kiedyś ukrywać się wehikuł UFO.
Wierzenia że niektóre góry ukrywają wehikuły
UFO z ich szatańskimi załogantami nie istnieją
jedynie wśród nowozelandzkich Maorysów. Jak
to pokazuje "Fot. #F4", dokładnie takie same
wierzenia mają wyznawcy hinduizmu. Z kolei
"Fot. #2" na stronie o
Biblii autoryzowanej przez samego Boga
pokazuje serpento-kształtne wehikuły UFO
opisywane mitologią Kambodży. Co ciekawsze
także w Polsce istnieją liczne legendy na temat
smoków, diabłów i wiedźm kryjących się w jaskiniach
z wnetrza wybranych gór. Przykładowo legendy
twierdzą że w Polsce diabły i czarownice zlatywały
się do Babiej Góry, Łysej Góry, Sobótki, a także
do wzgórza na jakim obecnie stoi zamek w Malborku.
(Faktycznie to w zamku malborskim nawet obecnie
widywane są dziwne stwory zlatujące w dół do
podziemi - patrz zdjęcie jednego z nich pokazane
na stronie o
zamku w Malborku.)
Wszystkie też cechy owych polskich zadiablonych gór
zdają się pokrywać z cechami gór w Nowej Zelandii
które ukrywają Taniwha w swoim wnętrzu.
Część #G:
Ciekawostki Nowej Zelandii wynikające z eksplodowowania statku kosmicznego (a ściślej tzw. "wehikułu czasu") koło Tapanui w 1178 roku:
#G1.
Miejsce eksplozji UFO koło Tapanui:
Prawdopodobnie każdy słyszał o słynnej
eksplozji Tunguskiej w Centralnej Syberii,
z 1908 roku. Otóż Nowa Zelandia doświadczyła podobnej eksplozji w 1178 roku. Tyle
że owa nowozelandzka eksplozja była wiele razy bardziej potężna niż owa rosyjska.
Ponadto nowozelandzka eksplozja pozostawiła po sobie ogromny krater oraz liczne
inne dowody materialne, jakie można sobie pooglądać nawet obecnie. Owa eksplozja
UFO z Nowej Zelandii miała miejsce koło małego miasteczka nazywanego Tapanui.
Do dzisiaj można tam znaleźć liczne jej pozostałości, a także dowody materialne
że faktycznie miała ona miejsce. Niektóre z nich można zobaczyć na stronie
internetowej oznaczonej w "Menu 2" jako
Tapanui.
* * *
Ponieważ skompletowałem sporo badań nad ową eksplozją UFO koło Tapanui,
sporządziłem dla niej odrębną stronę internetową wyłącznie poświęconą
dla jej opisania. Jeśli więc czytelnik zechce teraz dowiedzieć się więcej
na temat owej gigantycznej eksplozji UFO, powinien przenieść się na stronę
Tapanui
która opisze ją w większej liczbie szczegółów.
Fot. #G1 (A1 z [5/4]): Widok krateru Tapanui ze znacznej odległości.
(Kliknij na tą fotografię aby zobaczyć ją w powiększeniu.)
To w tym miejscu w 1178 roku eksplodował stos około 7 wehikułów UFO
typu K6. Krater ten posiada około 1 kilometra średnicy. Odnotuj
ogromną sosnę rosnącą przy górnej krawędzi w pobliżu środka krateru.
Owa sosna jest także widoczna na poprzedniej fotografii tego krateru.
Kolejna sosna rośnie w środku krateru po jego lewej stronie. Odnotuj
też jak maleńkie są szopy w których właściciel tego krateru przechowuje
swoje narzędzia.
Powyższe oraz inne fotografie krateru Tapanui
są również pokazane na odrębnej stronie
tapanui_pl.htm - o eksplozji Tapanui.
Fot. #G2: Widok krateru Tapanui z jego południowego
końca. (Kliknij na tą fotografię aby zobaczyć ją w powiększeniu.)
Powyższa fotografia została wykonana w 1998 roku, wkrótce
po tym jak krater Tapanui przeszedł intensywne zabiegi
kultywacyjne. Pechowo, owe zabiegi zniszczyły wiele z originalnych
atrybutów tego miejsca eksplozji UFO (np. wyrównały zarysy
wewnętrznych kraterów jakie istniały we wnętrzu tego krateru).
Fot. #G3: Kiedykolwiek ekspedycja badawcza była organizowana
do krateru Tapanui, niespodziewanie w kraterze zaczynała panować
nieprzyjemna pogoda jaka czyniła owe badania niemożliwymi.
(Kliknij na tą fotografię aby zobaczyć ją w powiększeniu.)
Najczęściej taka nieprzyjemna pogoda objawiała się silnym wiatrem, lokalną mgłą,
lub silnym opadem deszczu jakie zdumiewająco ograniczały się tylko
do samego krateru. Raz w kraterze odnotowane zostało
tornado.
Na powyższej fotografii udokumentowany został dziwny aczkolwiek
potężny wiatr, jaki podczas jednej z takich ekspedycji badawczych panował
jedynie w samym kraterze Tapanui oraz na jego krawędzi, jednak
zanikał zaledwie kilka metrów od krateru. Później odkryłem że
niewidzialne wehikuły UFO są w stanie kształtować pogodę na
swoje życzenie i to w każdym miejscu w jakim starają się na
coś wpływać ową pogodą.
#G2.
Koncentrycznie powalone drzewa szlachetnego "totara" które pamiętają czasy Jezusa:
W 1178 roku potężna eksplozja koło Tapanui wykorzeniła drzewa,
z jakich niektóre już wówczas liczyły ponad 1000 lat. Drzewa te
w przeważającej części były słynnymi w Nowej Zelandii szlachetnymi
drzewami totara, które rosną bardzo wolno. Faktycznie to
drzewo totara o okolo 1 metra średnicy przed eksplozją Tapanui
musiało rosnąć ponad 1000 lat. Niektóre z tych drzew wywróconych
w 1178 roku przekraczały 2 metry średnicy. To zaś oznacza, że
były one już spore kiedy Jezus przebywał na Ziemi. Po ponad
850 latach leżenia martwymi, drewno z tych drzew (obecnie więc
mające ponad 2000 lat) jest ciągle tak twarde, że lokalni
przedsiębiorczy rzemielśnicy używają je dla wytaczania i rzeźbienia.
Zwykle wykonują z nich najróżniejsze pamiątki dla turystów.
Stąd jeśli ktoś ma wystarczająco dużo szczęścia aby natrafić
na takiego przedsiębiorczego rzemielśnika, wówczas za kilka
dolarów może kupić sobie pamiątkę wykonaną z drewna które
pamięta czasy Jezusa. Jednak nawet jeśli ktoś nie kupi sobie
takiej pamiątki, ciągle powinien przyglądnąć się dobrze owym
starym drzewom totara z nowozelandzkiego krajobrazu, ponieważ
zamrożone w nich jest wiele historii i zaskakujących zdarzeń -
po szczegóły patrz strona oznaczona w menu nazwą
Tapanui.
Fot. #G4 (C9a z [5/4]): Tak oto wyglądają stare kłody szlachetnych drzew
zwanych totara, jakie powykorzeniane były w 1178 roku przez podmuch
eksplozji Tapanui. (Kliknij na tą fotografię aby zobaczyć ją w powiększeniu.)
Na przekór swych owierzchni faktycznie wygladającej
na ich wiek, w środku mają one twarde i zdrowe szlachetne drewno czerwonego
koloru. Jakość tego szlachetnego drewna jest jeszcze wyższa niż drewno dębowe
z Europy. Miejscowi przedsiębiorczy rzemielśnicy używaja to szlachetne drewno
do wytaczania najróżniejszych pamiątek wysoce cenionych przez turystów z
powodu ich piękna. Aby pokazać jak owo zdrowe czerwone drewno wygląda,
usunąłem fragment powierzchni z przedniej części powyższej kłody. Zauważ,
że poza ową kłodą widoczny jest fragment okrężnej krawędzi nieco odstającej
z poziomu pastwiska. Wgłębienie jakie owa krawędź otacza, to właśnie krater
Tapanui. Powyższa stara kłoda drzewa totara zwykła leżeć jedynie około
400 metrów od krawędzi tego krateru.
#G3.
Niezwykłe "kamienie ceramiczne":
Wyobraźmy sobie eksplozję wehikułu UFO lecącego na niskiej wysokości tuż ponad powierzchnią lasu. Jego pędniki wypełnione po brzegi energią magnetyczną i rozlokowane na kształt czaszy reflektora, nagle uwalniają potężną falę uderzeniową o sile kilku milionów ton TNT skierowaną wzdłuż linii sił ziemskiego pola magnetycznego. Fala ta jak współczesny pocisk kumulacyjny wbija się w ziemię wyrywając w niej ogromny krater. Odłamy gleby poprzednio zalegającej ten krater, wymieszanej z fragmentami rosnących na niej drzew wyrzucone zostają w powietrze i rozbryźnięte na ogromne odległości od miejsca ich oryginalnego zalegania. Podczas lotu w powietrzu ze wszystkich stron oblewa je żar i ciśnienie eksplozji. Otoczone rozżarzonym powietrzem o ogromnym ciśnieniu bryły te w przeciągu sekund zamieniają się w kamienie których powierzchnia topnieje od gorąca. Pęd rozpalonego powietrza zaczyna modelować je w piękne aerodynamiczne kształty. Po opadnięciu i ostygnięciu wyglądają więc jak piękne naturalne rzeźby, o fantazyjnych kształtach i żywych kolorach. Z uwagi na ich fizykalne własności przypominające bryły porcelany, w Nowej Zelandii dosłownie nazywane są one "porcelanowymi kamieniami" (po angielsku "china stones"). We wszystkich swoich polskojęzycznych publikacjach dotyczących legendarnej eksplozji UFO koło Tapanui autor nazywa je "kamieniami ceramicznymi".
Na totaliztycznej stronie internetowej
tapanui_pl.htm - o eksplozji Tapanui
pokazane jest zdjęcie takiego ceramicznego kamienia
(kliknij tutaj aby oglądnąć owo zdjęcie).
#G4.
Poniewierające się w pobliżu krateru Tapanui odłamki statku kosmicznego zawierające kawałki niewystępującego w naturze czystego aluminium:
W okolicach krateru Tapanui do dzisiaj
daje się znaleźć niezwykłe odłamki które
najwyraźniej reprezentują fragmenty
pozaziemskiego statku kosmicznego
który tam eksplodował. Kiedyś odłamków
tam znajdowano tam sporo. Do dzisiaj
jednak większość z nich została już
wyzbierana i obecnie gromadzi kurz
w szufladach okolicznych rolników lub
kolekcjonerów.
Najpowszechniej występujący koło Tapanui
odłamek wygląda jak kawałek namagnesowanego
żelaza. Jeden z jego typowych przykładów
znajdujący się w zbiorach prywatnych autora
tej strony pokazano poniżej na "Fot. #G5"
(oraz na rysunku C14 z monografii [5/4]).
Wziąwszy pod uwagę jego wytopioną
powierzchnię, aerodynamiczny kształt,
sprasowaną strukturę, namagnesowanie
oraz technologicznie produkowany skład,
musi się dojść do wniosku,
że z całą pewnością reprezentuje on fragment
UFO które eksplodowało w kraterze Tapanui.
Faktycznie wygląda on jak nadtopiony
fragment jakiegoś urządzenia (np. sprasowanej
i nadtopionej głowicy frezarskiej z czarnymi
fragmentami ceramicznymi), wyrwany z
większej całości przez siłę eksplozji,
zaokrąglony na krawędziach przez żar
wybuchu, nafaszerowany ziarenkami
zeszklonego piasku, oraz namagnesowany
"magnetycznym błyskiem" eksplodujących
pędników statku.
Jest też interesującym zjawiskiem, że gleba
z okolicy krateru Tapanui wykazuje nadmiar
aluminium, podczas gdy jednocześnie brakują
w niej różne inne mikro-pierwiastki. Wygląda to
tak jakby aluminium było tam rozsiane przez
jakiś duży rozpadający się obiekt.
Analiza spektrometryczna odłamka posiadanego
przez autora wykazała następujący jego skład:
60% krzem, 30% żelazo, 10% aluminium.
W tym miejscu warto podkreślić, że w czystej
formie aluminium nie występuje w naturze.
Faktycznie aluminium jest pierwiastkiem
możliwym do otrzymania dopiero przez
technologię co najmniej tak zaawansowaną
jak nasza i na Ziemi nie zostało ono odkryte
aż do 1803 roku. Jednakże w czystej formie
wyprodukowano je dopiero w 1854 roku, zaś
do powszechnego użytku naprawdę weszło
ono dopiero po Drugiej Wojnie Światowej.
Obecnie proces pozyskiwania aluminium
z boksytu jest bardzo skomplikowany i
obejmuje użycie pieca rewerberowskiego
(Reverbier Oven), komory refrakcyjnej z
regeneratorem, oraz elektrolizy, przy
temperaturach przekraczających 950 C.
Oczywiście nowozelandzcy Maorysi nie
posiadali tych skomplikowanych technologii
(przed przybyciem białych osadników około
1840 roku nie znali oni zresztą obróbki
żadnego metalu), nie mogli więc wyprodukować
opisywanych tu odłamków.
Jak dotychczas autor osobiście przeegzaminował
cztery nienaturalnie wyglądające i silnie namagnesowane
odłamki metaliczne, znalezione w zasięgu opadów
z eksplozji w Tapanui (aczkolwiek słyszał o znacznej
liczbie takich odłamków zalegających szuflady
miejscowych kolekcjonerów niezwykłości, jednakże
ze względów czasowych i praktycznych nie zdołał
on dotrzeć do ich właścicieli). Dwa z nich posiadają
złocisty kolor i znajdują się w muzeum geologicznym
Uniwersytetu Otago w Dunedin Nowa Zelandia
(pokazane one są na "Fot. #8ab " ze strony internetowej
tapanui_pl.htm - o eksplozji Tapanui.
Dwa dalsze, podobne do tego pokazanego
poniżej na "Fot. #G5" są w posiadaniu autora
oraz w prywatnej kolekcji znajomego autora,
Ken'a Goldfinch. Piąty ogromny odłamek o
nienaturalnym kształcie, wyglądający jak
nadtopiony fragment samochodowej skrzynki
biegów, zajduje się na wystawie muzeum w
Invercargill (został on znaleziony na zielonych
łąkach równinowego Waikaka, t.j. jedynie
około 20 km na północny-zachód od krateru
Tapanui). Z uwagi jednakże na jego
zabezpieczenie przed bezpośrednim dotykiem
czy dostępem przez zwiedzających, autor nie
zdołał ustalić czy jest on namagnesowany.
Pokazany on jest na "Fot. #6" z w/w strony
o eksplozji Tapanui.
Dalsze szczegóły na temat niezwykłych odłamków
znajdowanych w pobliżu krateru Tapanui zawarte
są w punktach #D3, #E2 oraz #E3 totaliztycznej
strony internetowej
tapanui_pl.htm - o eksplozji wehikułów UFO koło Tapanui w Nowej Zelandii.
Fot. #G5 (C14 z [5/4], a także "Fot. #7" ze strony
tapanui_pl.htm - o eksplozji Tapanui).
Oto jeden z naukowo najbardziej niepodważalnych
dowodów na potwierdzenie faktu
że krater Tapanui powstał w wyniku
eksplozji pozaziemskiego statku
kosmicznego. Jest to fragment
statku kosmicznego lub jego wyposażenia,
rozerwany na strzępy przez siłę potężnej
eksplozji, wymieszany z miejscowym
piaskiem, sprasowany magnetyczną
eksplozją, stopiony, oraz namagnesowany
(z prywatnej kolekcji autora).
Odłamek ten zawiera w sobie m.in.
spore kawałki (duże ziarna) czystego
aluminium. Jak zaś każdemu wiadomo,
aluminium NIE występuje w naturze
w stanie czystym. Ponadto zawiera
on też żelazo które nadal jest silnie
namagesowane. To zaś zaprzecza
iż odłamek ten został namagnesowany
jeszcze przed stopieniem.
Jak bowiem wiadomo, stopione
żelazo traci namagesowanie.
Odłamek ten znaleziony został
w pobliżu krateru Tapanui. Kiedyś
podobnych odłamków znajdowano
w pobliżu krateru Tapanui dosyć
sporo. Do dzisiaj jednak niemal
wszystkie one zostały wyzbierane,
zaś obecnie gromadzą kurz w
prywatnych kolekcjach - podczas
gdy świat nie ma pojęcia o ich istnieniu.
(Kliknij na powyższe zdjęcie aby
zobaczyć je w powiększeniu.)
Jak czytelnik zapewne jest tego świadom,
aluminium w czystej postaci nie występuje
w naturze. Dawni Maorysi zamieszkujący
kiedyś Nową Zelandię nie znali też sztuki
wykonywani metali - oni też więc nie mogli
spowodować powstania pokazanych tutaj
odłamków zawierających aluminium. Jedynym
więc powodem dla którego w potopionych
odłamkach znajdowanych w okolicach krateru
Tapanui daje się znaleźć ziarna czystego
aluminium jest że odłamki te pochodzą z
eksplozji pozaziemskiego statku kosmicznego.
Odnotuj że moneta sfotografowana przy tym
odłamku (dawna nowozelandzka moneta
50 centów) ma 32 mm średnicy.
W tym miejscu warto też dodać, że wokoło krateru
Tapanui aż roi się od równie niepodważalnych
dowodów iż kiedyś eksplodował tam pozaziemski
statek kosmiczny. Przykładowo, niezależnie od
podobnych do powyższego, potopionych fragmentów
statku kosmicznego, znajdowano tam także odłamki
tajemniczego namagnesowanego metalu o wyglądzie
i cechach nieodróżnialnych od złota - ich przykład
pokazuje "Fot. #8ab" ze strony
tapanui_pl.htm - o eksplozji Tapanui.
(Ten tejemniczy metal szlachetny nadal pozostaje nieznany
nauce ziemskiej, wszakże złoto nie daje się namagnesować.)
Ponadto cała okolica jest tam namagnesowana,
stare lasy zostały tam popalone i powywracane,
wszystkie ptaki moa zostały tam czymś powyzabijane,
kiedyś gleba pokryta tam była cienką warstwą złota,
od krateru rozbryźgnięty został szklisty minerał zwany
"trinitite" - który powstaje wyłącznie podczas eksplozji
nuklearnych, a także duże pokłady dziwnego "czarnego
piasku" ("black sand") z pokrytego szkliwem sproszkowanego żelaza,
po ziemi poniewierają się bryły stopionej i sprasowanej
gleby z liśćmi i odłamkami drewna w środku (tzw.
"porcelanowe kamienie" lub "ceramiczne kamienie"),
z gleby odparowane zostały kompletnie wszelkie wrażliwe
na promieniowanie mikroelementy - takie jak selen, jod, wapno, itp.,
nadal szaleje tam tajemnicza choroba podobna
do popromiennej, krater jest siedliskiem niezwykłych
anomalii pogodowych, "latających kul światła"
opisywanych w punkcie #E3 tej strony, oraz
częstych obserwacji UFO, itd., itp.
Na dodatek do tego wszystkiego, miejscowe
legendy Maoryskie jednoznacznie stwierdzają
że kiedyś eksplodował tam statek kosmiczny,
podczas gdy liczne okoliczne nazwy opisują
sobą następstwa potężnej eksplozji (np. nazwa
"Ta-pa-nui" w języku Maorysów znaczy
"potężna-eksplozja", z kolei nazwa "Puke-ruau"
dla wzgórza na którym krater Tapanui jest
zlokalizowany znaczy "wzgórze-które-wstrząsnęło-światem".)
Nazwa syndrom Pearse'a jest wyrosłym
z prawdziwego życia ujęciem tragiczności
sytuacji która faktycznie spotkała Richarda
Pearse - tj. budowniczego i oblatywacza
pierwszego nowozelandzkiego samolotu.
(Opis losów tego wybitnego wynalazcy i
konstruktora zawarty jest w punkcie #B3
i w podpisie pod "Fot. #B3b" tej strony, a
także na odrębnej stronie
mozajski.htm - o Aleksandrze Możajskim.)
Syndrom ten w skrócie dałoby się zdefiniować
następująco: syndrom Pearse'a jest to
sytuacja życiowa kiedy jakieś wybitne osiągnięcie
techniczne lub naukowe jest prześladowane,
zaprzeczane, przemilczane, oraz otaczane
zmową milczenia przez mieszkańców kraju
w którym zostało ono uzyskane, zaś autor
tego osiągnięcia jest poddawany przez
własnych ziomków najróżniejszym formom
szykan i opresji. Oczywiście, sam
"syndrom Pearse'a" jest jedynie objawem,
podczas gdy choroba która go wywołuje
ma znacznie szersze korzenie. Przykładowo,
moim osobistym zdaniem sam Richard Pearse
doświadczył swego losu bowiem jego współziomkowie
praktykowali kult mięśni z którego wynikał
respekt tylko dla osiągnięć ciała oraz
ignorowanie osiągnięć intelektu. Z kolei np.
Aleksandra Możajskiego
syndrom ten dotknął z powodu paraliżującej
biurokracji która obezwładniała jego kraj.
Odwrotnością "syndromu Pearse'a" jest
"normalna sytuacja" - znaczy sytuacja
kiedy każde osiągnięcie jest promowane
tak jak być powinno i to przez kraj w którym
zostało ono uzyskane. Doskonałym
przykładem odwrotności tego syndromu są losy
impaktu z Kofels z Austrii.
Z jakichś niezrozumiałych dla mnie
powodów w Nowej Zelandii informacje o
impaktu z Kofels w Austrii
zostały zaprezentowane tak jakby był to jedynie żart prima-aprilisowy.
Mianowicie w prima-aprilisowym wydaniu nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z wtorku (Tuesday), April 1, 2008, strona B2,
ukazał się wymowny artykuł o tytule "Asteroid recorded
on tablet" (tj. "Opisy asteroidu na tabliczce"). Tymczasem w artykule
tym opisana została starożytna katastrofa której opis
w owej gazecie stanowi jakby "kalkową kopię" moich własnych
opisów nowozelandzkiej eksplozji UFO koło Tapanui
raportowanej w punkcie #G1 tej strony, a także na odrębnej stronie
tapanui_pl.htm - o eksplozji UFO koło Tapanui.
Jedynie geograficzne nazwy, daty i dane są inne.
Przykładowo, w tamtym opisie m.in. powołano
się na greckie mity które opisują niejakiego
Phaeton'a, syna Heliosa, który wybrał się na
przejażdżkę ognistym rydwanem swego ojca, jednak
utracił sterowanie nad tym rydwanem i wpadł w rzekę
Eridanus, powodując przy okazji ogromne zniszczenie.
Dwoje naukowców, mianowicie Dr Mark Hempsell and
Alan Bond, rozszyfrowali ze starej tabliczki Sumeryjskiej
(notabene niemal w połowie zniszczonej) co naprawdę tam się
stało, zaś swoje wyniki opisali oni w książce na ten temat
o tytule "A Sumerian Observation of the Kofels' Impact Event".
W owej książce zawarli wyliczenia oparte na treści rozszyfrowanej
Sumeryjskiej tabliczki glinianej, jakie podobno dowodzą
że tamta starożytna katastrofa miała miejsce tuż przed
świtem w dniu 29 czerwca 3123 BC, oraz że jej następstwa
m.in obejmowały zniszczenie bibilijnej Sodomy oraz
uformowanie eliptycznego obsuwiska ziemi o wymiarach
5 km na 500 metrów koło miejscowości Kofels
i Austriackich Alpach.
Najbardziej dla mnie szokujące jest porównanie
potraktowania jakie ów
impakt z Kofels w Austrii
otrzymał na świecie w porównaniu z potraktowaniem
wyników badań
eksplozji Tapanui z Nowej Zelandii.
Mianowicie, na przekór że impakt w Kofels jest
jakby "kalkową kopią" eksplozji Tapanui, jest on
hałaśliwie promowany, podczas gdy eksplozja
Tapanui jest celowo wyciszana przez miejscowych
naukowców i władze, oraz celowo poddawana
działaniu "syndromu Pearse'a". Oczywiście,
wynikiem takiej różnicy potraktowania jest,
że wszyscy ludzie mający jakikolwiek związek
z impaktem w Kofels znaleźli się w sytuacji
"wygrana-wygrana". Z kolei wszyscy ludzie
związani jakoś z eksplozją Tapanui znaleźli
się w sytuacji "przegrana-przegrana". Innymi
słowy, z uwagi na entuzjastyczną i właściwą
promocję impaktu z Kofels, jego autorzy
znaleźli międzynarodowe uznanie, wydawcy
publikacji na temat tego impaktu mają doskonały
business i darmową promocję, mieszkańcy
okolic Kofels uzyskali napływ turystów którzy
dodatkowo poprawią ekonomię owych okolic,
wierzący otrzymali jeszcze jeden dowód
naukowy na poprawność stwierdzeń
Biblii,
zaś nauka ziemska otrzymała ważny przypadek
do badań. Natomiast z powodu opresji, wyciszania,
przemilczania i negowania przez Nowozelandczyków
informacji na temat eksplozji Tapanui, badający
tą ekslozję
(czyli ja)
jedyne co otrzymał w nagrodę za swoje odkrycia
i lata badań, to utrata w 1990 roku pracy
wykładowcy na Uniwersytecie, oraz następujące
po tym lata bezzasiłkowego bezrobocia, publikacje
na temat tej eksplozji NIE są czytane bo miejscowi
luminarze prześcigują się w zaprzeczaniu ich
merytowi, w okolice krateru Tapanui niemal nikt
nie zagląda - pozostają więc one nadal (jak je opisywał
program lokalnej telewizji) "omiataną wiatrami dziczą",
nikt nie stara się naprawiać niezdrowych następstw eksplozji
Tapanui ani zachowywać jej dowodów dla przyszłych
pokoleń, zaś nauka ziemska odcięta została od
ogromnie ciekawego przypadku który mogłaby
badać powiększając tym wiedzę ludzkości.
Część #H:
Ciekawostki Nowej Zelandii wynikające z zafalowań "przestrzeni czasowej" spowodowanej eksplozjami wehikułów czasu:
#H1.
Powtarzalne choć krótkotrwałe pojawianie się w Nowej Zelandii zwierząt dawno już wymarłych:
Wehikuły UFO jakie eksplodowały
koło Tapanui reprezentują tzw.
wehikuły czasu.
Z kolei eksplozja wehikułu czasu wzbudza
potężne zakłócenia w "przestrzeni czasowej",
a więc również zakłócenia w ciągłości upływu
czasu na danym terenie. Czas zaczyna tam
wówczas falować tak jak fale na jeziorze. Ów
falujący czas z kolei posiada zdolność do
wynoszenia do naszych czasów najróżniejszych
zwierząt (lub ludzi), jakie normalnie żyją
w odmiennych czasach. Przykłady takich
dawno wymarłych już zwierząt krókotrwale
pojawiajacych się w naszych czasach w
bezludnych miejscach Nowej Zelandii,
obejmują gigantyczne ptaki moa, a
także przedpotopowego wodnego
stwora drapieżnego ("mosasaur"),
nieco podobnego do krokodyla. (Według
lokalnego folkloru, ów przedpotopowy
stwór drapieżny czasami nawet zjada
nieostrożnych ludzi którzy na niego
się natkną - oficjalnie brak jest jednak
jakichkolwiek informacji na ten temat.)
Na totaliztycznej stronie internetowej
tapanui_pl.htm - o eksplozji Tapanui
pokazane są zdjęcia gigantycznego ptaka moa
(kliknij tutaj aby oglądnąć jedno z tych zdjęć).
W tym miejscu warto sobie uświadomić, że
fluktuacje czasu występują w pobliżu każdego
byłego miejsca eksplozji wehikułu czasu.
Z kolei w historii Ziemi eksplodowało już
sporo takich wehikułów czasu w najróżniejszych
miejscach naszego globu (po szczegóły
patrz podrozdziały C7 do C7.3 w
monografii [5/4]).
Dlatego takie prehistoryczne zwierzęta pojawiają
się i znikają nie tylko w Nowej Zelandii, ale także
i w całym szeregu najróżniejszych innych
miejsc naszej planety. Najbardziej znanym
z nich jest słynny "Nessie" z jeziora Loh
Ness w Szkocji, a także podobny do dinozaura
potwór z jeziora Cini w Malezji.
#H2.
Dzisiejsze obserwacje wymarłego ptaka moa:
Już dawno wymarłymi zwierzętami
najczęściej pojawiającymi się w Nowej
Zelandii w wyniku owych zafalowań przestrzeni
czasowej są ogromne ptaki Moa. Co jakiś
też czas w Nowej Zelandii ludzie widzą
owe ptaki, lub odnajdują ich ślady - na
przekór że ptaki Moa całkowicie wymarły
w 1178 roku, tj. zaraz po owej eksplozji UFO
koło Tapanui. Stąd jednego dnia ludzie je
spotykają i widzą, następnego dnia nie daje się
już ich odnaleźć. Najnowszy przypadek kiedy to
dwóch australijskich naukowców odnalazło
świeże ślady tzw. "scrub moa" w nowozelandzkiej
puszczy z okolic Urewera, opisany został
w artykule zatytułowanym "Urewera moa
'probably emu' ", opublikowanym
na stronie A5 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z środy (Wednesday), January 9, 2008.
Te same świeże ślady moa opisane również
zostały w jeszcze jednym artykule o tytule
"Big birds puzzle experts" (tj. "Ogromne
ptaki zastanawiają ekspertów") który ukazał
się na stronie A8 nowozelandzkiej gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z czwartku (Thursday), January 10, 2008.
Powinienem tu dodać, że jeden z moich
znajomych, w 1987 roku sfotografował świeży szlak
z wyraźnymi odciskami stóp, wykonany przez
gigantycznego ptaka moa.
#H3.
Historyczne obserwacje wymarłego ptaka moa:
Obserwacje od dawna wymarłego już
ptaka moa przynoszonego do naszych
czasów przez takie zafalowania przestrzeni
czasowej wcale nie są ograniczone tylko
do naszych czasów - znaczy do czasów
kiedy wyobraźnia ludzi jest inspirowana
przez wystawy muzealne i przez filmy
dokumentarne w telewizji. Faktycznie to
owe wymarłe ptaki moa są widywane w
Nowej Zelandii od początku europejskiego
osadnictwa w tamtym kraju. Dla przykładu,
takie właśnie zafalowanie czasu najprawdopodobniej
jest odpowiedzialne za nastepującą wiadomość
która pojawiła się w nowozelandzkiej gazecie "The Southland Times",
wydanie z dnia 5 marca 1875 roku, strona 3, cytuję:
"Christchurch, 4 marca. Oświadczenie pojawiło
się w Globe od godnego zaufania korespondenta,
którego jednakże Globe nie ujawnił, że ślady moa
zostały odkryte w lasach Oxford Bush, czterdzieści
mil od Christchurch, dnia 2 marca. Trzy osoby
podobno widziały te ślady, każdy mierzący sześć
cali, z odstępem pomiędzy każdym śladem pomiędzy
siedmiu a dziewięciu stóp. Ślady te były sprawdzane
na dystansie pół mili". (W oryginale angielskojęzycznym:
"Christchurch, March 4. A statement appears in
the Globe from a trustworthy correspondent, whom
however the Globe does not vouch for, that moa’s
tracks had been discovered at Oxford Bush, forty
miles from Christchurch, on the 2nd March. Three
people are alleged to have seen footprints, each
measuring six inches, the distance between each
footprint being from seven to nine feet. The tracks
were followed for half-a-mile.")
#H4.
Trwałe przyniesienie do naszych czasów jaszczura "tuatara" zwanego "kluczem do wiedzy":
Jednym z bardziej znaczących przykładów materiału dowodowego
popierającego sporadyczne pojawianie się w naszych czasach
ptaka Moa, jest równoległe pojawienie się w Nowej Zelandii innego
stworzenia, które również mogło zostać pochwycone z odległych
epok geologicznych i przeniesione do obecnych czasów w efekcie
takich zaburzeń (zafalowań) przestrzeni czasowej. Jest nim sporej
wielkości stwór jaszczurowaty pokrewny do dinozaurów i nazywany
"tuatara". Został on dokładniej opisany w podrozdziale C7.3, w punkcie
E1 z rozdziału I, oraz w punkcie E1 z podrozdziału G5 monografii [5/4].
Żył on już na Ziemi około 150 milionów lat temu, zaś niektórzy z jego krewniaków pojawili się aż 225 milionów lat temu. W sensie wieku jest on więc mniej więcej rówieśnikiem dla węgla kamiennego, czyli rodzajem "żywej skamienieliny".
Zgodnie z teoriami zaproponowanymi w monografiach [5/4] i [1/4],
jaszczur tuatara najprawdopodobniej został przeniesiony do naszych
czasów z odległych epok geologicznych w efekcie zaburzenia
(zafalowania) owej tzw. "przestrzeni czasowej" w chwili eksplozji
koło Tapanui wehikułu czasu (po więcej danych patrz np. punkt #6
w rozdziale K z [5/4]). Gdyby teorie te były prawdziwe, wtedy oczywiście
możnaby je udowodnić lub obalić odpowiednimi badaniami - przykładowo
poprzez sprawdzenie czy istnieją jakieś dobrze udokumentowane
i niezawodnie datowane szczątki Tuatara pochodzące z czasów
poprzedzających eksplozję Tapanui. (Ja od dawna rozglądam
się za jakimiś dowodami że takie szczątkami istnieją. Jednak, jak
dotychczas, ku swemu zdumieniu, faktycznie nie zadołałem natrafić
na żaden ślad istnienia w Nowej Zelandii jakichkolwiek szczątków
tuatara starszych niż 900-letnich.)
Intrygującą ciekawostką "Tuatara" jest, że tłumaczenie znaczenia jego (maoryskiej)
nazwy brzmi "klucz do wiedzy". Ja wyjaśniam sobie to znaczenie w
następujący sposób. Maorysi utrzymywali (i utrzymują zresztą do dzisiaj)
żywe kontakty ze swoimi kosmicznymi "Tohunga", tj. kosmicznymi
nauczycielami i nadzorcami z UFO. Jako, że owi "Tohunga" posiadają wiedzę
UFOnautów,
doskonale wiedzą oni, że "Tuatara" pojawiły się w Nowej Zelandii
w wyniku silnego zafalowania przestrzeni czasowej. Jako takie,
nasze zrozumienie mechanizmu ich przybycia do naszych czasów
stanowi "klucz do wiedzy". Kiedy zaś Maorysi zostali o tym
poinformowani, z czasem zapomnieli uzasadnienia dlaczego
"Tuatara" są "kluczem do wiedzy", niemniej przez zwykły
szacunek do swoich "Tohunga" utrzymali ową nazwę dla
tej "żywej skamienieliny".
Żywe tuatara można zobaczyć w aż kilku miejscach
Nowej Zelandii. Prawdopodobnie najłatwiej dostępnym
z tych miejsc jest
muzeum w Invercargill
(o bezpłatnym wstępie), które utrzymuje swoją
własną sporą populację żywych tuatara. Oto zdjęcie
żywego jaszczura "tuatara" o około 40 cm długości,
utrzymywanego w owym "tuatarium" z muzeum w Invercargill
(kliknij tutaj aby zdjęcie to oglądnąć).
Część #I:
Ciekawostki Nowej Zelandii spowodowane skażeniem
przez eksplozję Tapanui gleby i wód owego kraju
niezwykłym polem telekinetycznym (które wyzwala
gigantyczne mutacje organizmów żywych):
Motto tej "części #I":
"W naszym świecie dalekowzrocznie rządzonym przez
wszechwiedzącego Boga, wszystko się dzieje dla istotnej
przyczyny i dla absolutnie rozumianego dobra ludzkości."
#I1.
Gigantyczne mutacje stworzeń zamieszkujących Nową Zelandię:
Podczas eksplozji Tapanui cała powierzchnia
Nowej Zelandii została skażona telekinetycznie.
Owe telekinetyczne skażenie zawarte jest w
glebie Nowej Zelandii do dzisiaj. Ma ono tą
niezwykłą zdolność, że wyzwala gigantyczne
mutacje organizmów żywych. Dlatego najróżniejsze
organizmy jakie zamieszkują Nową Zelandię
od czasu do czasu mutują do gigantycznych
rozmiarów. Stąd kiedy ktoś przebywa w Nowej
Zelandii, może się tam spotkać z takimi ogromnymi
mutacjami. Najsłynniejsze i naczęściej spotykane
z nich są liczne mutacje super-ptaka Moa.
Jedna z jego mutacji wyrastała do rozmiaru
żyrafy. (Moa normalnego rozmiaru są wielkości
indyka.) Ptaki te mogą być oglądane w praktycznie
każdym muzeum z terenu Nowej Zelandii.
Mutacje innych organizmów mogą być oglądane
głównie w gazetach, jako że muzea nie są
zainteresowane w ich eksponowaniu. Przykładem
takich mutantów pokazywanych głównie w
gazetach, może być gigantyczny rak pokazany
na "Fot. #I1", czy gigantyczne grzyby "purchawki"
("puff-balls") jakich kolorowa fotografia jest
pokazana na "Fot. #I2". (Opis owych "purchawek"
publikowany był w artykule "Sprouting puff-balls"
z nowozelandzkiej gazety z Dunedin o nazwie
Otago Daily Times
wydanie datowane w czwartek (Thursday),
26 marca 1998 roku, strona 11, sekcja
"Regional News". Artykuł ten ciągle jest
dostępny "on line" na stronie internetowej
owej gazety.) Pamietam też że wkrotce po
moim przybyciu do Nowej Zelandii w 1982
roku, jakaś gazeta (bodajże była to
The Press
z Christchurch) opublikowała fotografię
jadalnego grzyba wielkości dorosłego człowieka.
Ów rodzaj grzybów rośnie równiez w Polsce,
gdzie nazywany jest "prawdziwek". Znam go
doskonale bowiem jako mały chłopiec zbierałem
go bardzo często. Maksymalny rozmiar jaki
osiąga on w Polsce wynosi około 30 cm wzrostu.
Stąd ów nowozelandzki gigant był około 6 razy
wiekszy niż normalnie. Mechanizm jaki powoduje
owe gigantyczne mutacje organizmów żywych
opisany jest dosyć dokładnie w podrozdziale
JG9.3 z tomu 8 monografii [1/5].
* * *
W mojej prywatnej opinii, temat gigantycznych
mutacji z Nowej Zelandii, zamiast bycia wyciszanym,
powinien być pilnie badany. Jest tak ponieważ
właśnie obecnie nasza planeta przechodzi
przez gorączkę inżynierii genetycznej
("genetic engineering" lub "GE"). Chodzi bowiem
o to, że gigantyczne mutacje z Nowej Zelandii
mogą ukrywać wskazówki co nas czeka w
przyszłości jeśli pozwolimy aby GE dziko
rozprzestrzeniała się po naszej planecie
jak nieposkromiony pożar.
Fot. #I1: Gigantyczny mutant raka morskiego
lokalnie nazywanego "packhorse crayfish". (Kliknij na tą
fotografię aby zobaczyć ją w powiększeniu.)
Waży on 6.3 kilograma i mierzy 1.34 metra długości (normalnych
wymiarów rak tego gatunku jest około 10 razy mniejszy).
Został on złapany przez Mr Brian Hoult z Hikurangi,
koło Three Mile Reef w morze od Bream Bay, na północ
od Whangarei krótko przed 27 września (September)
2003 roku. Opisy tego raka, ilustrowane powyższą
fotografią, najpierw opublikowane były w gazecie
The Northern Advocate (P.O. Box 210,
Whangarei, New Zealand) która posiada prawa copyright
na powyższe zdjęcie. Ja zaś znalazłem je w artykule
"Monster crayfish could be 100" jaki pojawił się w
innej nowozelandzkiej gazecie
The Dominion Post,
wydanie z soboty, 27 września (Saturday, September 27),
2003 roku, strona A9. Powyższy gigantyczny rak jest
tylko pojedyńczym przykładem z ogromnej liczby
gigantycznych mutacji jakie bez przerwy pojawiają
się w Nowej Zelandii z powodu telekinetycznego skażenia
jej terytorium spowodowanego eksplozją Tapanui z
1178 roku. Ponieważ sprawa inżynierii genetycznej -
Genetic Engineering (GE) staje się tak paląca ostatnio,
w mojej opinii owa sprawa gigantycznych mutacji
nowozelandzkich powinna być pilnie badana.
Zdjęcie innego równie gigantycznego raka morskiego
po polsku nazywanego homarem, zaś po angielsku
crayfish lub lobster, pokazane zostało w artykule "New
home for old timer of the deep" (tj. "Nowy dom dla
staruszka z głębin") opublikowanym na stronie A4
nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z piątku (Friday), February 15, 2008.
Ten inny rak ważył około 6 kilogramów, był długi na
60 cm, oraz uważano że liczył on około 50 lat. Jego
mięso przy cenach w dniu jego złapania około $60
za kilo, warte było $360. Złapany on został koło
północnego końca Kapiti Island, oraz udostępniony
żywy do oglądania przez wizytujących "Marine Education
Centre" w Island Bay, Wellington, Nowa Zelandia.
Fot. #I2: Fotografia gigantycznych grzybów
popularnie nazywanych "purchawkami".
(Kliknij na tą fotografię aby zobaczyć ją w powiększeniu.)
Była ona opublikowana w artykule "Sprouting puff-balls"
z doskonałej gazety nowozelandzkiej z Dunedin o nazwie
Otago Daily Times
wydanie datowane w czwartek (Thursday),
26 marca (March) 1998 roku, strona 11,
sekcja "Regional News". Gazeta
Otago Daily Times
jest właścicielem praw copyright do powyższego
zdjęcia. Odnotuj że owa gazeta posiada doskonale
utrzymywaną stronę internetową jaka udostępnia
wszystkie jej dawne artykuły począwszy od 1 lipca
(July) 1997 roku. Powyższy artykuł, ale bez zdjęcia,
jest więc dostępny "on line" na owej stronie internetowej.
Interesującym w powyższym zdjęciu jest, że widać
na nim iż owe gigantyczne purchawki rosną wzdłuż
obwodu okręgu. To bowiem oznacza, że ich mutację
do gigantycznych rozmiarów spowodowało lądowanie
dyskoidalnego wehikułu UFO drugiej generacji,
którego pędniki nasyciły glebę polem telekinetycznym.
Na indukowanie takich gigantycznych mutacji grzybów
przez telekinetyczny napęd wehikułów UFO wskazuje
też fakt, że mutacje takie sporadycznie pojawiają się
również poza Nową Zelandią. (Wszakże telekinetyczne
wehikuły UFO lądują praktycznie we wszystkich częściach
świata.) Jako przykład patrz artykuł zatytułowany
"It's a $430,000 fungus - the biggest truffle found
for 50 years nets a small fortune at auction" opublikowany
na stronie B2 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
issue dated on Monday, December 3, 2007. Pokazane
jest tam zdjęcie 1.5 kilogramowej białej truffli, o średnicy
około 30 cm, znalezionej w Palaia koło Pisa we
Włoszech. Normalne białe truffle ważą 30 do 80
grams i osiągają średnicę nie większą niż 5 cm.
Stąd owa gigantyczna trufla miała średnicę większą
około 6 razy, podczas gdy wagowo była większa
około 18 razy od normalnej białej trufli.
Fot. #I3: Łąka cała pokryta kolistymi lądowiskami
telekinetycznych wehikułów UFO. (Kliknij na tą fotografię
aby zobaczyć ją w powiększeniu.)
Ja (tj. dr inż. Jan Pająk) stoję w centrum pierwszego
z owych lądowisk. Kilka dalszych takich pierścieniowatych
lądowisk UFO jest widocznych po mojej prawej stronie.
Takie lądowiska telekinetycznych wehikułów UFO są
podstawowym materiałem dowodowym, że to telekinetyczne
skażenie otoczenia jest odpowiedzialne za przyspieszony
wzrost ogranizmów żywych z Nowej Zelandii. Jest tak
ponieważ, jak powyższa fotografia to dokumentuje, roślinność
z pierścienia gleby poddanej działaniu telekinetycznego pola
napędzającego wehikuły UFO rośnie do około 12 razy szybciej
i wyżej niż otaczająca ją roślinność.
Fot. #I4: Gigantyczna mątwa (po angielsku "squid")
złapana w nowozelandzkich wodach. (Kliknij na tą fotografię
aby zobaczyć ją w powiększeniu.)
Powyższa fotografia pochodzi z artykułu "Tales of cannibalism
from the deep sea" (tj. "Wieści o kanabiliźmie z głębin morskich"),
jaki pojawił się na stronie A15 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy, 8 października (October) 2003 roku. Owa gazeta
The Dominion Post
jest też właścicielem copyrights do powyższego zdjęcia. Pokazana
tutaj mątwa jest około 10 metrów długa, zaś jej ostre szpony w
przeciągu sekund potrafią rozedrzeć na strzępy ciało człowieka.
Począwszy od 2008 roku cielsko podobnej gigantycznej mątwy
jest wystawione na stałe w nowozelandzkim muzeum narodowym
zlokalizowanym w stolicy Wellington a zwanym "Te Papa".
Fot. #I5: Gigantyczny pstrąg tęczowy z Nowej Zelandii.
(Kliknij na tą fotografię aby zobaczyć ją w powiększeniu.)
(Copyright The Press, Christchurch, New Zealand.) Był on 1.02 metra
długi, ważyl 17.5 kg, oraz nieoficjalnie został uznany za światowy
rekord. Został on złapany w Kanale Tekapo, przez Pana Tony Washington,
z Geraldine, New Zealand. Powyższa fotografia pochodzi z artykułu
"Fisherman angling for a world record" ("Rybak złapał światowy rekord")
pochodzący ze strony A4 nowozalandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z wtorku, 18 November 2003. Jednak ów artykuł bazował
na podobnym artykule o tytule "Record Fish hooked on a reel-in"
("Rekordowa ryba złapana na wędkę") jaki pojawił się na pierwszej
stronie z wydania datowanego November 18, 2003 gazety z Christchurch
nazywającej się
The Press,
której reporter wykonał powyższą fotografię. Stąd owa
The Press
posiada też prawa copyright do powyższego zdjęcia. Omawiane
artykuły stwierdzają, że poprzedni rekord światowy dla pstrąga
tęczowego wynosił 17 kg, oraz że był on złapany w dokładnie
tych samych wodach co powyższy. Z kolei na stronie A8 wydania
gazety nowozelandzkiej
The Dominion Post,
datowanego we wtorek, 2 grudnia 2003 roku, fotografia gigantycznego
brązowego pstrąga (brown trout) jest publikowana pod tytułem
"Tukituki titan". Dane na temat jego wagi lub wymiarów nie zostały
tam podane. Jednak szacując z porównania go do osoby która go
trzyma, jest on co najmniej wielkosci pstrąga pokazanego na
powyższej fotografii, jeśli nie nawet większy. Kolorowa fotografia
i dane jeszcze innego ogromnego pstrąga tęczowego,
opublikowane zostały w artykule "Farmed trout" z nowozelandzkiej
gazety
The Dominion Post,
wydanie z wtorku, dnia 27 grudnia (Tuesday, December 27), 2005 roku,
strona A2. Pokazany tam pstrąg miał 12 kilogramów wagi, zaś jego
całkowita długość wynosiła około 82 cm.
Aby uświadomić sobie jak gigantycznych rozmiarów
jest ów pstrąg pokazany na powyższym "Fot. #I5",
wystarczy wspomnieć że w 2003 roku najmniejsza długość
pstrąga ciągle dozwolona do łapania przepisami "Fish and Game
New Zealand" wynosiła 30 cm (co nadaje takiemu pstrągowi wagę
mniejszą niż 0.5 kg). To zaś oznacza, że powyzszy gigant był ponad
3 razy dłuższy od takiego minimalnego dorosłego pstrąga, oraz
ponad 35 razy cięższy od niego. Odnotuj że owa minimalna długość
ryb jest zawsze tak definiowana przez naukowców i prawników, aby
opisywała ona typowego dojrzałego dorosłego osobnika, jaki miał
już możliwość wytarcia się i wyprodukowania następnej generacji.
Gdyby więc powyższe różnice wielkości i wagi pstrągów odnieść do
ludzi, oznaczałoby to znalezienie w Nowej Zelandii ludzkiego giganta,
który jest ponad 3 razy wyższy od typowego dorosłego człowieka
(czyli ma wzrost około 5 metrów), oraz czyja waga przekracza
około 35 razy wagę typowego dorosłego człowieka (czyli wynosi
ponad 2.8 tony). Aby było dziwniej, zgodnie z legendami koło
Timaru w Nowej Zelandii zwykł istnieć szczep tego typu ludzkich
olbrzymów. Był on nazywany "Te Kahui Tipua" - patrz punkt #I2 poniżej.
W tym miejscu warto dodać, że angielskojęzyczne
wyrażenie "catch 30 pounder" (tj. "złapać 30-to
funtowca") jakie bezpośrednio referuje do złapania
pstrąga o wadze 30 funtów, lub więcej, w rzekach
Szkocji, w dawnym języku angielskim stanowiło
symbol niemożliwości. Jedynie ostatnio
zostało ono zastąpione powiedzeniem "if pigs could
fly" (tj. "gdyby świnie mogłyby latać") które jest
najnowszym symbolem niemożliwości.
Tzw. "sceptycy" skonfrontowani ze zdjęciem
powyższego pstrąga prawdopodobnie zignorują
wyjaśnienie, że to telekinetyczne skażenie naturalnego środowiska
Nowej Zelandii, tj. produkt uboczny eksplozji Tapanui, spowodowało
wzrost takich gigantycznych organizmów. Prawdopodobnie
by też argumentowali, że ryby rosną podczas całego życia.
Jeśli więc da im się wystarczająco dużo czasu i wystarczająco
dużo pokarmu, wówczas mogą osiągnąć dowolny rozmiar.
Aczkolwiek musimy zgodzić się z takimi argumentami w
odniesieniu do niektórych ryb, nie mogą one być ekstrapolowane
do innych gigantycznych stworzeń Nowej Zelandii. Dla przykładu,
nikt nie może argumentować, że jeśli weźmie się młodego
indyka, da mu pod dostatkiem jedzenia i pozwoli mu się rosnąć
dowolnie długo, wówczas osiągnie on wielkość nowozelandzkiego
super-ptaka Moa. (Oryginalna wielkość tzw. "bush Moa"
z jakiej wszelkie olbrzymie Moa potem się wymutowały,
była właśnie wielkości indyka.) Z kolei istnieje na tyle wiele
odmiennych gatunków stworzeń wyrastających w Nowej
Zelandii do gigantycznych rozmiarów, że musi w tym
kryć się "coś wiecej" niż zwykły przypadek. Moja teoria o
telekinetycznym skażeniu
Nowej Zelandii, jakie po raz ostatni na masywną skalę
miało miejsce w 1178 roku podczas
eksplozji UFO koło Tapanui,
jak dotychczas jest jedyną teorią naukową która wyjaśnia
czym właściwie jest owo "coś więcej". Ponadto owa
teoria posiada potwierdzenie w najróżniejszym empirycznym
materiale dowodowym, dla przykładu w ponad 12 razy
wyższym i szybszym wzroście roślin na byłych lądowiskach
telekinetycznych UFO.
#I2.
Tajemniczo "znikające szkielety" gigantów-ludojadów z Nowej Zelandii,
oraz ogromnie istotne prawdy jakie usuwaniem tych szkieletów
ukrywa jakaś "moc" sprawująca faktyczną władzę nad ludzkością:
Motto:
"Zawsze kiedy ktoś ukrywa coś przed tobą, możesz być absolutnie
pewnym, że wiąże się z tym jakaś bardzo istotna prawda, którą
ukrywający stara się przed tobą zataić" (czyli kolejna
ogromnie istotna prawda życiowa powtarzalnie dowodzona
zachowaniami wszystkich skorumpowanych posiadaczy władzy)
W latach 1999 i 2000 pracując na małej Politechnice
w miasteczku "Timaru" na Wyspie Południowej Nowej
Zelandii krótko zajmowałem się badaniami losów
"znikających szkieletów" nowozelandzkich
ludzko-wyglądających gigantów-ludojadów (kanibali) -
o wzrostach podobno sięgających nawet do około
8 metrów wysokości. Legendy lokalnych Maorysów
twierdziły bowiem, że okolice owego miasteczka
Timaru aż do około 18 wieku zamieszkiwane były
przez taki niebezpieczny dla ludzi szczep lokalnych
gigantów, jaki Maorysi nazywali "Te Kahui Tipua".
Z upływem czasu okazało się także, że analogicznie
jak działo się to w Timaru, takie tajemniczo "znikające
szkielety" ludzko-wyglądających gigantów odkrywane
były też (i są do dzisiaj) po całym świecie - zawsze
też bez względu na to gdzie je znaleziono, niemal
natychmiast po ich odkryciu znikają one w zupełnie
niewyjaśniony sposób. Z wersetów zaś Biblii jakie
zacytuję poniżej w tym punkcie #I2 klarownie
wynika, że tacy (lub nawet jeszcze wyżsi) giganci
byli "hybrydami" zrodzonymi poprzez mieszanie
się nasienia ówczesnych "synów" Boga i ziemskich
kobiet. Z innych zaś starożytnych tekstów może
nawet wynikać wyjaśnienie dlaczego te szkielety
są w stanie tak tajemniczo znikać. Teksty te
stwierdzają bowiem, że pod nazwą owych "synów"
Boga kryją się istoty obecnie nam znane jako "upadłe
anioły" oraz "diabły" (tj. podwładni Lucyfera) -
pod opresją i okupacją których zgodnie z Biblią
nasza Ziemia jest zamęczana aż do dzisiaj. Z kolei
w obecnych czasach istoty te nazywamy "UFOnauci" -
po wyjaśnienia i dowody patrz punkty #A3.4 i (4)
w #A3.1 ze strony
partia_totalizmu.htm
oraz punkt #K1 ze strony o nazwie
evil_pl.htm.
Stąd istnienie tych szkieletów i ich systematyczne
znikanie jest NIE tylko jednym z przelicznych
empirycznych dowodów, między innymi, na
istnienie Boga, ale także i na kontynuację
na Ziemi działań tamtych upadłych "synów"
Boga. Z kolei tajemnicze i uparte znikanie
tychże szkieletów aż do obecnych czasów
jednoznacznie implikuje, że powodujący owo
znikanie byli "synowie" Boga aż do dzisiaj operują
na Ziemi - chociaż NIE otrzymują już wsparcia
Boga w swych postępowaniach. (Wszakże Bóg
ma moc spowodowania iż owe szkielety znikałyby
jeszcze przed ich odkryciem przez ludzi - jeśli więc
znikają one dopiero po ich odkryciu, jest to oznaką
iż ich znajdowanie przez ludzi NIE jest przeciwstawne
do intencji Boga.) Sytuacja z tymi upadłymi "synami"
i z zamęczaną przez nich ludzkością wygląda więc
dokładnie tak jak staram się to uświadomić,
między innymi, w (4') z punktu #B3 swej strony
fe_cell_pl.htm.
Oto wiadomość w starej NZ gazecie z 1875 roku jaka
zaincjowała tamte moje początkowo "niewinne"
badania nowozelandzkich gigantów-ludojadów w
czasach kiedy istnienia gigantów na Ziemi niemal
nikt jeszcze obiektywnie i poważnie NIE badał, zaś
ja jeszcze NIE wiedziałem iż istnieje jakaś władcza
"moc" jaka usilnie stara się ukryć prawdę na ich
temat (a także ukryć prawdę na tematy
UFO, okupacji Ziemi, eksploatacji i wyniszczania
ludzi, telekinezy, telepatii, "perpetuum mobile",
wszechświata, pochodzenia życia, dowodów na
istnienie Boga, itp. - patrz punkty #K1 i #K2 ze strony o nazwie
god_istnieje.htm).
I tak nowozelandzka gazeta o nazwie
The Timaru Herald,
w swoim wydaniu datowanym 24 lutego
1875 roku, strona 3, pisze co następuje -
cytuję w moim tłumaczeniu na polski:
"Odkrycie resztek ludzkich.
Bardzo duży szkielet został znaleziony wczoraj jakieś
7 stóp pod powierzchnią piasku na półwyspie rzeczki
Saltwater Creek. Pan Bullock, woźnica, podczas
gromadzenia piasku dla potrzeb budowlanych,
wpadł na ten relikt przeszłych wieków i przywiózł
fragmenty do miasteczka. Mieliśmy możliwość
ich przeglądnięcia, i zostaliśmy uderzeni przez
ich symetrię nie mniej niż przez ich ogromne
rozmiary. Wyglądają jak należące do osoby
gigantycznych rozmiarów; jednak jak narazie
są niekompletne co czyni trudnym wyznaczenie
wymiarów jego ciała. Kości szkieletu są bardzo
rozłożone, fakt jaki rozpatrywany w powiązaniu
z suchością miejsca w jakim został znaleziony,
prawdopodobnie sugeruje jego znaczny wiek.
Powinniśmy mieć więcej do powiedzenia na
temat tego interesującego odkrycia w naszym
następnym wydaniu."
(W oryginale angielskojęzycznym: "Discovery of
Human Remains. A very large skeleton was found
yesterday, about 7 feet below the surface of the
sand on the Saltwater Creek spit. Mr Bullock, the
carter, in removing some sand for building purposes,
dropped across this relic of a past age and brought
the fragments to town. We have had an opportunity
of inspecting them, and were struck by their symmetry
no less than their great size. They appear to have
belonged to a man of gigantic statue; but are so far
incomplete as to render it difficult to ascertain the
dimensions of his frame. The bones are much decayed,
a fact which taken in connection with the dryness
of the situation where they were found, probably
indicates for them a great antiquity. We shell have
some more to say about this interesting discovery
in our next issue.")
Ja badałem sprawę owego ludzkiego giganta
z Timaru, kiedy w latach 1999 i 2000 zatrudniony
byłem jako wykładowca Politechniki "Aoraki" zlokalizowanej
w tymże miasteczku. (W jakiś jednak czas po zwolnieniu
mnie i po zatrudnieniu innego wykładowcy na moje stanowisko,
Politechnika ta została zlikwidowana poprzez włączenie
jej w skład innej, bazującej w Christchurch.) Wyniki tamtych
swoich badań i poszukiwań opublikowałem w rozdziale
B traktatu [7/2]. Aczkolwiek NIE jest znany faktyczny
wzrost giganta-posiadacza tamtego szkieletu, niektórzy
z opowiadających o nim twierdzili, że mógł on sięgać nawet
do 8 metrów wysokości. Podobno miał on tak ogromną
czaszkę, że głowa normalnego człowieka całkowicie
się mieściła w jego ustach - tak że gigant mógł ją
schrupać podobnie jak my chrupiemy orzeszki.
Dosyć dobre więc pojęcie jak ogromna była czaszka
tego nowozelandzkiego giganta daje nam inna ogromna
czaszka pokazana na "Film #I2a" poniżej -
tj. na 0:38 sekundzie filmu jaki w maju 2020 roku
znalazłem w YouTube pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=dknU4oQXQ-w -
aczkolwiek na przekór rzekomego jej pochodzenia
też z Nowej Zelandii, na istnienie znaleziska i zdjęcia
tej innej NZ czaszki pomimo prowadzenia szerokich
badań NZ gigantów nigdy uprzednio się NIE natknąłem.
(Badania potwierdzające autentyczność jej zdjęcia z
owego filmu podjąłem dopiero w maju 2020 roku -
zapewne za co owa władcza "moc" natychmiast ostentacyjnie
zepsuła mi "smart" telewizor jaki uprzednio pozwalał mi
wygodnie i szerokoekranowo przeglądać filmy YouTube.)
Ów gigant z Timaru znaleziony w 1875 roku należał do
tajemniczego szczepu lokalnych gigantów, jaki legendy
miejscowych Maorysów nazywały "Te Kahui Tipua".
Kilku męskich osobników z tego szczepu miało
przetrwać w okolicach Timaru aż do około 18
wieku. Opisywani oni byli jako podobne do ludzi
olbrzymy o czarnej jak smoła skórze, używający
język i zdolne do porozumiewania się z ludźmi,
którzy posiadali sporządzaną przez siebie odzież
i prymitywną broń, jednak byli niebezpieczni
bowiem nawykli zabijać i zjadać normalnych ludzi.
Uważani oni byli za posiadaczy magicznych mocy -
przykładowo biegali wielokrotnie szybciej od ludzi.
Szybkość ich biegu była porównywana do szybkości
lotu ptaków - co potwierdza moje ustalenie, że
nadal żyli oni w przedpotopowej szybkości przebiegu
"nienawracalnego czasu absolutnego wszechświata",
który upływając ponad 365 tysięcy razy szybciej od
"nawracalnego czasu softwarowego" obecnych
ludzi pozwalał im wszystko wykonywać z wielokrotnie
większą szybkością niż czynią to dzisiejsi ludzie (patrz
opisy tego przedpotopowego czasu z punktu #C4.1 strony
immortality_pl.htm).
Liczne szkielety owych gigantów z okolic Timaru zostały
odkryte, jednak wkrótce potem wszystkie trwale
poznikały w bardzo tajemniczych okolicznościach.
Moje usiłowania ustalenia co i jak z nimi się działo
zdawały się sugerować, że niemal od chwili ich
odkrywania w Timaru ktoś przy władzy nakładał
na nie zakazy ich pokazywania ciekawskim, poczym
po ich wydobyciu z ziemi natychmiast przekazywano
je do istniejącego już wówczas muzeum w Christchurch,
skąd były one wysyłane gdzieś dalej. Jednak żadnego
materiału dowodowego ani dokumentacji na potwierdzenie
tych szeptanych rumorów NIE udało mi się zdobyć.
Najbardziej ostatnie odkrycie dwóch takich gigantycznych
szkieletów ludzkich miało miejsce w latach 1960-tych,
w obszarze Timaru nazywanym "Maori Park". Miejscowa gazeta
Timaru Herald
także podobno rozpisywała się szeroko na ich temat,
zaś sporo miejscowych ludzi ciągle pamiętało tamte
opisy - chociaż NIE znalazłem ani jednego świadka,
który naocznie widziałby te szkielety (podobno dostęp
do miejsca ich wydobywania był niedozwolony). Niestety,
prowadząc te badania na zasadach "hobby", ja nie
byłem w stanie pozwolić sobie na wkład pracy
długotrwałego poszukiwania jaki byłby wymagany
dla znalezienia szczegółów wydawniczych oryginalnych
artykułów na ich temat. Wkrótce też po ich odkryciu,
jak wszelkie inne szczątki nowozelandzkich gigantów,
także i te zniknęły w bardzo tajemniczych okolicznościach
(a ściślej w okolicznościach przez kogoś o dużej
władzy celowo i zamierzenie okrywanych tajemnicą).
W czasach mojego pobytu w Timaru nikt NIE potrafił
już wskazać co dokładnie z nimi się stało.
Ja podjąłem dłuższy wysiłek prześledzenia dalszego
losu giganta opisanego w powyżej cytowanym
artykule z 1875 roku. W efekcie szerokich wypytywań
wszystkich miejscowych z którymi miałem kontakt,
natknąłem się na informację o kimś, kto posiadał
ogromną dolną szczękę jakiejś gigantycznej osoby
(czy ludzkopodobnej istoty) jako rodzaj makabrycznej
pamiątki. Znalazłem nawet jednego świadka, który
osobiście widział ową szczękę i mi o niej opowiedział -
aczkolwiek nic NIE wiedział lub NIE pamiętał skąd jej
posiadacz ją pozyskał. Z upływem czasu ów opowiadający
okazał się być jedynym naocznym świadkiem z jakim
osobiście rozmawiałem i jaki na własne oczy widział
fragment szkieletu nowozelandzkiego giganta. Niestety,
po opuszczeniu Timaru utraciłem z nim kontakt.
Próbowałem także podążać za informacjami o owej
szczęce aby odnaleźć jej posiadacza. Kiedy jednak
byłem już bardzo bliski odnalezienia Nowozelandczyka
ją posiadającego (tj. trafiłem na ślad jego rodziny),
niespodziewanie na końcu 2000 roku zostałem
usunięty z pracy na Politechnice "Aoraki" z Timaru
(na szczęście tym razem już bez otrzymania
wilczego biletu).
Aby więc móc zarabiać na swój "chleb powszedni"
w trapionej nieustającym kryzysem ekonomicznym
NZ, natychmiast musiałem przenieść się do miasteczka
Petone -
w którym mieszkam do dzisiaj.
Z opowiedzianego mi wyglądu owej szczęki giganta poznałem
jej najważniejsze cechy. Najsilniej podkreślany był
jej ogrom. Zgodnie z tym co o niej się dowiedziałem,
jej wielkość była rzędu wielkości czaszki jaką ilustruje
zdjęcie z "Film #I2a" poniżej. Szczęka ta z łatwością
więc mieściła w sobie całą głowę normalnego człowieka -
co zawsze o tych gigantach podkreślał lokalny folklor.
Drugą podkreślaną cechą była jej relatywna nowość
i kompletność. Szczęka ta wcale więc NIE mogła
przeleżeć pod ziemią całych wieków, a wręcz
wyglądała jakby pozyskano ją od kogoś niedawno
umarłego i relatywnie młodego (np. ciągle miała
wszystkie zęby). Trzecią najdziwniejszą jej cechą miało
być, że podobno ta dolna
szczęka ludzkiego giganta posiadała aż dwa rzędy
zębów. Ponieważ posiadanie dwóch
rzędów zębów jest sprzeczne ze wszystkim co wiem,
tę trzecią cechę uznałem za przywidzenie lub psikus
pamięci - jednak pomięć usłyszenia o niej pozostała.
Wszakże oznaczałaby ona, iż posiadający ją gigant
był istotą genetycznie odmienną od ludzi. Stąd
bardzo zainteresował mnie około 30 minutowy
angielskojęzyczny film o tytule "Giants Emerging
Everywhere - They Can't Hide This" jaki
w maju 2020 roku znalazłem w YouTube i opisuję go
oraz linkuję też poniżej w "Film #I2b".
Film ten bowiem dokumentuje właśnie tajemniczo
"poznikany" materiał dowodowy na istnienie
gigantów na Ziemi. Powyższy angielskojęzyczny
film czytelnik znajdzie pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=sVmOnwng6gs .
Ja uważnie przeglądałem ów film i na 7:50 minucie
jego długości najpierw zaszokowało mnie wyraźne
ujęcie czaszki rzekomego giganta o dwóch rzędach zębów -
na filmie zdjęć czaszek jest więcej, jednak ponieważ
są one sfilmowane ze starych gazet, trudno przeanalizować
ich uzębienie. Nawet też jeśli NIE zna się angielskiego,
ciągle warto aby oglądnąć owe zdjęcia z 7:50 minuty
długości tego filmu. W krótki czas później natknąłem się
ponownie na oglądany przez siebie około trzy lata wcześniej
i opisywany poniżej na "Film #I2b" inny agielskojęzyczny
film z YouTube o tytule "Who Lived on Earth 100,000
Years Ago?". Na 9:27 minucie jego długości też ze
zdumieniem odkryłem NIE widzianą tam uprzednio
przez siebie czaszkę rzekomego giganta z dwoma rzędami
zębów. Czytelnik może film ten oglądnąć sobie z adresu
https://www.youtube.com/watch?v=0XYWpraTgaY
- jaki ponownie linkuję też poniżej na "Film #I2b".
Ponieważ w NZ w latach 1999 i 2000 (zresztą także
i dzisiaj) ludzie NIE wiedzieli, że dawni ludzcy giganci
mogli posiadać aż podwójne rzędy zębów w obu
szczękach, omawiane zdjęcia z YouTube mogą
być albo dowodem, że ktoś przysłowiowo "wpuszcza
ludzkość w maliny" i celowo wprowadza na fałszywe
tropy w sprawie uzębienia gigantów, albo też
dowodem na faktyczne istnienie w Timaru
autentycznych szkieletów przedpotopowych
gigantów (tj. dzieci "synów" Boga) i na fakt ich
bycia oglądanymi przez naocznych świadków -
z jednym z których to świadków ja osobiście
rozmawiałem. Ponadto, jeśli są one faktem
a NIE celowym zwodzeniem, wówczas mogą
one też być dowodem, że giganci, na przekór
swego wyglądu i zachowań podobnych do ludzkich,
faktycznie byli genetycznie drastycznie odmiennymi
niż ludzie istotami, jacy od swoich "ojców" odziedziczyli
geny instynktownej wrogości do ludzi i traktowania
ludzi jako pokarmu. To zaś dodatkowo potwierdzałoby
stwierdzenia Biblii, że giganci to faktycznie
"hybrydy" powstałe w wyniku zmieszania
nasienia "synów" Boga i ziemskich kobiet.
Dlatego moim zdaniem sprawę dwóch rzędów
zębów w czaszkach gigantów trzeba obiektywnie
badać, jednak aż do uzyskania decydującego
rozstrzygnięcia (tj. potwierdzenia lub zaprzeczenia)
koniecznie trzeba ją uważać za "możliwość",
jednak narazie NIE za potwierdzony fakt czy
za celowe zwodzenie ludzkości.
Systematyczne ginięcie szkieletów gigantów też jest
rodzajem "materiału dowodowego" aż na kilka faktów
i prawd. Przykładowo ujawnia ono, że kości gigantów
są dowodem na coś ogromnie dla ludzkości ważnego,
co do czego jakaś sekretna
moc,
która zniewala naszą planetę już od tysiącleci
i o której piszę więcej np. w punktach #B1 do
#B5 na swej stronie internetowej o nazwie
evil_pl.htm,
w (4') z punktu #B3 innej mojej strony o nazwie
fe_cell_pl.htm,
oraz w punkcie #K1 jeszcze innej mojej strony o nazwie
evil_pl.htm,
nie życzy sobie aby ludzkość dowiedziała się tego czegoś
ważnego z kości ludzkich gigantów znalezionych zarówno
w Timaru, NZ, jak i w jakimkolwiek innym miejscu na
świecie. NIE daje się też wykluczyć, że owa
istotna dla ludzkości
wiedza, może posiadać jakiś związek z dwoma rzędami
zębów podobno obecnych w czaszkach gigantów.
Dlaczego zaś owe dwa rzędy zębów byłyby aż tak
istotne, na obecnym etapie ludzkiej wiedzy możemy
jedynie spekulować. Przykładowo, czy mogłyby one
stanowić ostateczny dowód jaki w przyszłości obaliłby
monopol na edukację i na badania starej "oficjalnej
nauki ateistycznej" np. dzięki udowodnieniu, że drugiego
(ewolucyjnie niepotrzebnego) rzędu zębów NIE mogła
wytworzyć tzw. "naturalna ewolucja", a chociaż wcale
niepotrzebne, dla jakiegoś innego i bardzo istotnego
powodu musiały one być dalekowzrocznie stworzone
przez samego Boga i wkodowane w genetykę owych
gigantów - z kolei obalenie tego monopolu uniemożliwiłoby
dalsze utrzymywanie władzy nad ludzkością przez ową
wszechwładną "moc"? A może chodziłoby tu o ukrycie
faktu, iż ludzkość od tysiącleci jest rabowana z tzw.
"energii moralnej" i z innych surowców przez swych
technicznie wyżej zaawansowanych krewniaków nadal
zarządzanych przez owych upadłych "synów" Boga?
Wszakże istnienie tej "energii moralnej" oraz odkrycie,
że dla ludzkiej duszy "energia moralna" jest tak
samo niezbędna jak "tlen" jest dla ludzkiego ciała,
już zostały potwierdzone przez moje badania doznawanego
podczas profesury na Borneo zapracowanego zjawiska
9-miesięcznej szczęśliwości nirwany.
Tymczasem ów absolutnie niezbędny ludziom do życia
szczególny rodzaj inteligentnej energii, jaką ja nazywam
"energią moralną", wprogramowany został
w ludzkie dusze i ciała dopiero po bibilijnym potopie -
tak jak wyjaśniam to w punkcie #A1 swej strony internetowej
evolution_pl.htm.
Ciała i dusze przedpotopowych gigantów NIE zawierały
więc jeszcze programów wykorzystania działania owej
energii. Stąd każdy kto z energii tej rabuje dzisiejszych
ludzi, faktycznie też musi być krewniakami ludzi jacy
od ludzkości odseparowali się dopiero po bibilijnym
potopie - tak np. jak uczynili to mieszkańcy
tajemniczego królestwa "Agharty"
jakie opisuję szerzej w punkcie #A3.4 swej strony o nazwie
partia_totalizmu.htm,
oraz w części (C) z punktu #J4 swej strony o nazwie
hurricane_pl.htm.
Wszakże fakt iż mając takich krewniaków, którzy zaczynali
wraz z nami, jednak obecnie mają już aż tak wyżej od
naszej zaawansowaną technikę, czyni ze szkieletów
gigantów dowody, iż owi nasi krewniacy nieustająco,
choć sekretnie, aktywnie i agresywnie spychają nas
w dół w rozwoju, między innymi poprzez utrzymywanie
nas w niszczycielskiej mocy "pieniędzy", poprzez
sabotażowanie i blokowanie naszych wynalazków, poprzez
indukowanie światowych pandemii w rodzaju "koronawirusa"
jaki w 2020 roku sparaliżował bazującą na "pieniądzach"
ekonomię całej ludzkości, a także poprzez cykliczne
poddawanie ludzkości tzw.
"resetom cywilizacyjnym" -
następny z których właśnie się zbliża. Jeśli zaś dobrze się
zastanowić, rabowanie od nas "energii moralnej" NIE powinno
być powodem aż tak powypaczanego ich postępowania. Wszakże
owi nasi moralnie wypaczeni krewniacy mogliby sami tę energię
sobie generować poprzez fizyczne wykonywanie wymaganej
"pracy moralnej" motywowanej dobrem swych bliźnich,
tj. wykonywanie pracy fizycznej jaka w każdym aspekcie jest
zgodna z nakazami Biblii - tak jak opisałem to w #D3, #D2 i #C6 strony
nirvana_pl.htm.
Jednak jak to raportował nam Polak, Ś.P. Andrzej
Domała, po swym uprowadzeniu na planetę "Nea"
opisywanym w traktacie [3b] dostępnym poprzez stronę
tekst_3b.htm,
szatańsko pasożytnicza i leniwa natura naszych moralne
powypaczanych krewniaków Neatańczyków wcale NIE pozwala im
wykonywać jakiejkolwiek moralnie motywowanej pracy fizycznej
generującej "energię moralną". Stąd aby ciągle podtrzymywać
swoje życie tą absolutnie niezbędną do życia energią, oni
rabują ją od ludzi, w dawnych czasach podszywając
się pod rzekomych Bogów, zaś obecnie zwyczajnie ukrywając
się przed ludźmi - prawdopodobnie pod legendarną nazwą
podziemnego królewstwa Agharty (i UFOnautów).
Wygląda więc na to, że to ta "mroczna moc" działając
rękami manipulowanych przez siebie osób, m.in. może
eliminować z Ziemi kości gigantów, obawiając się iż
owe kości zaprowadzą nas do odkryć niektórych z
ukrywanych przez nich prawd, np. iż za każdym
razem kiedy ludzie dowiadują się prawdy na ich
temat, istoty te kultywując w sobie ową wrodzoną
wrogość do ludzi i traktowanie ludzi tylko jako źródła
użytecznych dla nich surowców, technicznie organizują
kolejny "reset cywilizacyjny" na Ziemi -
w wyniku którego ludzkość cofana jest w rozwoju
z powrotem niemal do przysłowiowej epoki "kamienia
łupanego" tak jak wraz z moim przyjacielem
zilustrowaliśmy to około 30-minutowym filmem
Zgłada Ludzkości 2030.
Aż do roku 1178 NZ była pełna gigantów.
Dobre warunki ich bytowania zapewniały ogromne
ptaki Moa, które dostarczały NZ gigantom
niewyczerpane źródło mięsa. Nawet po morderczej
eksplozji Tapanui z 1178 roku
ciągle koło Timaru żyło kilku męskich gigantów-ludożerców
z plemiona "Te Kahui Tipua", którzy jakimś cudem tę
katastroficzną eksplozję przeżyli. Ponieważ NIE było
wśród nich kobiety, a wymarli dopiero w 18 wieku,
w sumie niektórzy z nich pozostawali żywymi przez
co najmniej 700 "ludzkich lat"! Współzamieszkiwali oni
Wyspę Południową NZ wraz ze zjadanymi przez nich ludźmi.
(Można nawet spekulować, że właśnie z powodu wzorowania
się na kanibaliźmie tychże gigantów, z upływem czasu także i
ludzie w okresach głodów zaczęli w NZ praktykować ludożerstwo.)
Natomiast żeńską gigantką, która była jedyną z gigantów
żyjących na Wyspie Północnej NZ, jaka też przetrwała eksplozję
Tapanui i stąd też żyła już w czasach, które w Europie uznawane
są za "historyczne", była ciemnoskóra kanibalka nazywana
Hine-nui-o-Te-Po -
nazwę ktorej daje się tłumaczyć słowami "Olbrzymia-kobieta-nocy".
Podobno była ona
"nokturalna",
tj. aktywna nocami, zaś śpiąca podczas dnia. Ówczesnym
ludzkim mieszkańcom NZ posiadającym wówczas krótkie i
"płaskie" nosy ludów zamieszkujących obszar Południowego
Pacyfiku, dość niezwykły i rzucający się w oczy wyglądał
też jej wąski i długi nos, karykaturalnie dla "czarownicy"
przedstawiony na "Fot. #E2b" ze strony o nazwie
ufo_pl.htm
zaś na faktycznie żyjących przykładach pokazany
na "Fot. #G1" i "Fot. #G2" ze strony o nazwie
evil_pl.htm -
jaki to nos typowo był przypisywany UFOnautom, "diabłom" i czarownicom,
a jaki zapewne ona odziedziczyła od swoich nieziemskich "ojców".
Z uwagi na jej nawyk delektowania się nadal pół-żywym mięsem
ludzkim, później gigantkę tę przemianowano na "boginię śmierci".
Jednak z opowiadań jakie o niej słyszałem w dawniejszych
czasach, które to opowiadania były bardziej realistyczne i
pełniejsze konkretów od tego co na jej temat opisują już
znacząco "poudoskonalane" legendy obecnie publikowane
w internecie, wynikało dosyć jednoznacznie, że była ona
dokładnie tą samą gigantką-ludojadką jaką opisują też
opowieści o gigantce zwanej
Kurangaituku Te Tipua -
wskazywane w punkcie #D1 powyżej na tej stronie. Gigantka
ta nadal żyła i polowała na ludzi jeszcze około 1300 roku
(czyli tylko około 700 lat temu), kiedy to do NZ przybyły
obecnie zamieszkujące ją plemiona, słowne raporty których
powtarzane następnym pokoleniom przekazały aż do naszych
czasów informacje jakie tu opisuję. NZ była wówczas już
znacząco wyludniona eksplozją Tapanui oraz pozbawiona
jej nieszczycielską furią ogromnych ptaków Moa jakimi
uprzednio żywili się lokalni giganci. O tym, że gigantka ta
ciągle żyła w owych czasach, świadczą szczegóły zdarzenia
jakie na jej temat logicznie, spójnie i realistycznie opisywały
mówione raporty, które ze szczerością, obiektywnością i
humorem powszechnie powtarzano nawet na oficjalnych
imprezach (np. takich jak szkolenia uczelnianych wykładowców)
jeszcze na początku lat 1980-tych - czyli w czasach zaraz
po mojej emigracji do NZ. Wymowne szczegóły i zachowania
opisywane owymi raportami, dowodziły iż reprezentują one
powtarzane następnym generacjom sprawozdanie ze zdarzenia
zaobserwowanego z ukrycia przez kilku przerażonych naocznych
świadków. W zdarzeniu tym głównym bohaterem był wędrujący
z grupą współplemieńców "jurny" młodzieniec.
Zobaczył on tę śpiącą gigantkę-ludojadkę znaną im z
nieposkromionego zachowywania się. Zapewne też czuł
do niej nieodparty męski pociąg. Wszakże była kobietą -
miała więc też wszystko to co mają ludzkie kobiety.
Była jednak gigantką - wszystko to u niej było więc
ogromnych rozmiarów. Ciepły zaś klimat Wyspy Północnej
NZ pozwalał jej biegać nago - wszystkim chętnym
ujawniała więc obdarzające ją w takiej obfitości kuszące
jej "atrakcje". Biedny młodzieniec zapewne został "olśniony"
tym co u niej zobaczył i zapomniał o ostrożności. Odstąpił
więc od swych przerażonych jej widokiem współplemieńców
pozostających w ukryciu, sam zaś podkradł się do tej złowieszczej
gigantki o skórze czarnej jak smoła, śpiącej nago w dosyć zapraszającej
pozie, aby spróbować ją sobie podporządkować w sposób niezliczoną
liczbę razy potwierdzany uprzednio przez mężczyzn na
wojowniczych kobietach jako działający niezawodnie - tj.
po męsku ją uwodząc. Wszakże najróżniejsze stare źródła
pozwalają się domyślać, że tysiąclecia męskich doświadczeń
z kobietami upowszechniły wiarę u dawnych mężczyzn iż
najefektywniejszy sposób "ujarzmienia złośnicy"
wymaga aby ją uwieść. Te dawne wierzenia zdawały się
stwierdzać, że dobra doza męskich hormonów uwodziciela
rozbudza uprzednio uśpione kobiece hormony i instynkty,
powodując iż kobieca natura zaczyna górować nad dzikością
i wojowniczością, transformując uprzednią czupurną złośnicę
i pogromczynię, w uległą, oddaną i oczekującą czułości
kobietę - tak jak od urodzenia ma ona to wkodowane w swe
kobiece przeznaczenie. Kiedyś podobno też wierzono iż np.
jednym z dowodów na efektywne okiełznywanie kobiet ich
uwodzeniem, są przysłowiowe "staropanieńskie zachowania"
jakie zawsze demonstrują swemu otoczeniu kobiety, które
zdołały się oprzeć wszelkim próbom uwodzenia. Najszerzej
znanym podsumowaniem tego rodzaju dawnych męskich
wierzeń i doświadczeń był zainspirowany sztuką słynnego
Shakespeare brytyjski film z 1967 roku o tytule
"The Taming of the Shrew"
z Elizabeth Taylor i Richardem Burton w rolach
głównych - w Polsce kiedyś wyświetlany pod tytułem
"Poskromienie Złośnicy".
(Odnotuj jednak, że tamte dawne męskie wierzenia skutecznie
zwalczyły dzisiejsze wojownicze "feministki" nasilające "wojnę
płci" starającą się odwrócić sytuację i to mężczyzn podporządkowywać
obecnie zarządowi kobiet m.in. poprzez utrzymywanie "monopolu
małżeńskiego" np. tylko jednej kapryśnej żony opisywanego
szerzej w punkcie #J2.2.2 z mojej strony internetowej o nazwie
morals_pl.htm -
"feministki" te odniosły już sukces m.in. w spowodowaniu iż
w obecnych czasach tamten słynny film-perła empirycznej
wiedzy ludowej stał się już niemal "zakazanym filmem"
jakiego oglądanie jest celowo utrudniane.) Wracając jednak
do losów owego jurnego młodzieńca, pechowo dla niego,
kiedy zabrał się już do realizacji tej metody podporządkowania
sobie uprzednio jeszcze nieujarzmionej ludojadki, hałaśliwy lokalny ptak
"wachlarzówka"
(po angielsku zwany "fantail") narobił hałasu i obudził
gigantkę. Ta zaś złożyła razem swoje uprzednio zapraszająco
otwarte mocarne nogi i zmiażdżyła jurnego młodzieńca
stojącego pomiędzy obu jej nogami (poczym
zapewne go zjadła) na oczach jego przerażonych
współplemieńców obserwujących z ukrycia całe to zdarzenie.
Wiadomo zaś, że plemiona obecnie zamieszkujące
NZ przybyły tutaj dopiero około 1300 roku - czyli
owa gigantka-ludojad żyła i nago uganiała się za
swoimi ludzkimi przekąskami NIE wcześniej niż
już w okresie europejskiego średniowiecza.
Niestety, tamte powszechnie, szczerze i z humorem
opowiadane zaledwie około 40 lat temu losy
"jurnego" młodzieńca, jakiego uwodzona
przez niego gigantka zmiażdżyła na oczach jego
przerażonych współplemieńców, w dzisiejszych
czasach zostały konfundująco upiększone, oczyszczone
z oryginalnie zawartych w nich elementów męskiej
zmysłowości i metod działania, politycznie skorygowane,
opatrzone wyidealizowanym symbolizmem, świętością
i magicznymi mocami, oraz przeniesione do czasów
przedpotopowej przeszłości w jakich obie wyspy obecnej
NZ zapewne jeszcze NIE istniały. W rezultacie, bohater
owej opowieści, czyli jurny młodzieniec, w przeciągu
zaledwie około 40 ostatnich lat, w oficjalnie upowszechnianych
obecnie i zmienionych już wersjach tej historyjki został
nielogicznie zastąpiony przez zupełnie innego bohatera,
czyli przez nazywanego po imieniu przedpotopowego
giganta pół-boga (pomimo iż ten sam po imieniu nazywany
gigant pół-bóg w opowieściach wielu plemion i innych
wysp umiera na zupełnie odmienne sposoby). Zastąpienia
tego dokonano też bez uwzględnienia logicznie oczywistego
faktu, że kobieta-gigantka była w stanie zmiażdżyć
ściśnięciem swych nóg tylko mężczyznę normalnego
ludzkiego wzrostu, za to równy jej wielkością, lub nawet
znacząco przewyższający ją siłą męski gigant pół-bóg
mógłby bez trudu uzyskać od niej wszystko na co tylko
przyszłaby mu ochota. Z kolei zwykła ambicja męska
jurnego młodzieńca aby okiełznać zapewne pociągająco
działającą na jego zmysły gigantkę, po zaledwie około
40 latach okazuje się być już przeinterpretowana we
wzniosły i pozbawiony zmysłowych motywów cel
zdobycia nieśmiertelności dla dobra całej ludzkości.
Nie wspomnę tu już faktu, że gdybym 40 lat temu
słyszał dzisiejsze napuszone wzniosłościami jednak
odarte w prawdy i konkretów obecne wersje tej samej
opowieści, wówczas zamiast dokonania na nich naukowej
analizy w celu wyciągnięcia historycznie i dowodowo
liczących się wniosków, z pewnością bym je wszystkie
zignorował jako nielogicznie brzmiące nonsensy ("mumbo-jumbo").
Posądzam więc, że w świetle tego co staram się
wyjaśnić np. w punkcie #K1 ze swej strony o nazwie
evil_pl.htm,
tak (niestety) musi już widać być ze wszystkimi ludowymi
opowieściami, z których pospisywaniem i upowszechnieniem
zwlekano, stąd zamiast pospisywać je w czasach otwartości
i szczerości (tak jak wyjaśniłem to w (2') z punktu #K1 strony
god_istnieje.htm),
odkładano to odpowiedzialne spisywanie aż do
dzisiejszych "politycznie korygowanych" czasów
(w których prawda i rzetelność jest mniej istotna
niż miło brzmiące słowa - jakich milej jest wysłuchiwać).
Biedne więc te nasze przyszłe pokolenia, które po
obecnych korekcjach starych legend NIE będą
już w stanie odnaleźć jakiegokolwiek sensu ani
ponadczasowej prawdy w opowieściach tak nielogicznie
pogmatwanych przez dzisiejsze pokolenie - na
przekór iż oryginalnie opowieści te rzetelnie raportowały
faktycznie zaszłe historyczne zdarzenia kryjące
w sobie sporą dozę istotnej dla ludzi praktycznej
wiedzy, doświadczenia i mądrości.
Muszę tutaj się przyznać, że kiedy
poszukiwałem świadków i informacji o NZ
gigantach "Te Kahui Tipua" podczas swych
częstych wyjazdów w teren w czasach pracy
w Timaru, jednocześnie niemal ignorowałem
napotykany wtedy materiał dowodowy o eksplozji
Tapanui z 1178 roku - jaką opisałem m.in. na stronie o nazwie
tapanui_pl.htm.
A tego materiału dowodowego napotykałem wówczas
sporo. Przykładowo, niedaleko od Timaru znajduje się tzw.
"Peel Forest Park"
zlokalizowany w relatywnie wąskiej dolinie. Las ten
był osłonięty wznoszącym się przy nim grzebietem
góry przed niszczycielską furią Tapanui eksplozji.
Przetrwały więc w nim ową morderczą eksplozję
liczne majestatyczne olbrzymy bardzo wolno rosnących
drzew "totara" liczących już ponad 1000 lat -
tyle że ich wierzchołki wystające ponad poziom grzbietu
góry były równiutko poupalane i poucinane podmuchem
i ogniem tej potężnej eksplozji. Można je tam było łatwo
pooglądać wędrując szlakiem o nazwie "Big Tree Walk".
Powodem dla jakiego czułem wówczas niechęć do
dalszych badań następstw eksplozji Tapanui była świeża
pamięć usunięcia mnie z pracy w 1990 roku za badania
miejsca eksplozji UFO koło Tapanui z 1178 roku,
które to usunięcie było dodatkowo pogorszone
przypięciem mi tak zwanego
"wilczego biletu" -
jaki spowodował iż NIE mogłem już znaleźć pracy
w NZ, stąd dla zarobienia na "chleb powszedni"
zmuszony byłem podjąć pracę poza jej granicami.
Obecnie jednak żałuję iż NIE kontynuowałem
wtedy badań eksplozji Tapanui wiążąc je ze swymi
nowymi badaniami owych "znikających szkieletów gigantów".
Jeśli bowiem dobrze pamiętam, wszystkie miejsca w Timaru
w jakich znajdowano owe szkielety gigantów zlokalizowane
były pod dużymi zaspami (nasypiskami) z piasku wyglądającymi
i zorientowanymi dokładnie tak jak zaspy i wydmy
utworzone z piasku niesionego przez podmuch fali
uderzeniowej eksplozji Tapanui, tj. piasku jaki podobnie
do zasp śnieżnych osadzał się poza przeszkodami terenowymi.
Innymi słowy, zlokalizowanie tych szkieletów pod piaskowymi
zaspami uformowanymi przez falę uderzeniową eksplozji
Tapanui w podobny sposób jak zimowe wiatry formują
zaspy śnieżne, dowodzi iż wszystkie szkielety gigantów
znajdowane w Timaru pochodziły od ich nosicieli jacy
zginęli będąc zasypanymi piaskiem niesionym przez
falę uderzeniową eksplozji Tapanui. (To zaś oznacza,
że cmentarzysko gigantów "Te Kahui Tipua" z Timaru
pouśmiercanych eksplozją Tapanui faktycznie jest jakby
NZ odpowiednikiem dla ofiar eksplozji wulkanu z
włoskiej Pompea.)
Potwierdzenie więc tej możliwości wnosiłoby sporo
do naszego poznania prawdy, a także wskazywałoby
miejsca gdzie pod piaskiem potencjalnie kryją
się następne takie szkielety. Jednocześnie moje
unikanie kontynuowania w Timaru badań eksplozji
Tapanui na nic się NIE zdało, bowiem wcale NIE
wiedząc o tym, poprzez zajęcie się badaniami gigantów
też naraziłem się tej samej "mocy", która już raz mnie
ukarała za badania eksplozji Tapanui. W rezultacie,
z Politechniki w Timaru też zostałem szybko zwolniony
już pod koniec 2000 roku, na szczęście tym razem
bez otrzymania "wilczego biletu". Chociaż też mnie
zapewniono iż jakoby mają nadmiar wykładowców,
wkrótce po swoim odejściu widziałem ogłoszenie w
gazecie zapraszające do składania podań o moją
uprzednią pozycję. Niemniej istnieje znaczące dobro
jakie wyniknęło z tamtego zatrudnienia. Jest nim, że
to właśnie owa gazetowa wiadomość z 1875 roku,
oraz następujące po jej odkryciu moje badania,
zainicjowały potem drogę poznawczą do szokujących
wniosków, ku wyciąganiu jakich z upływem czasu
wyniki tamych badań gigantów-ludojadów stopniowo
mnie prowadzą, a jakie niezależnie od niniejszego
punktu #I2 zaowocowały, między innymi, empirycznymi
upewnieniami opisanymi w punktach #K1 i #K2 strony o nazwie
god_istnieje.htm
oraz ostrzeżeniami z punktu #K1 innej strony o nazwie
evil_pl.htm.
Niestety, wkrótce po odkryciu szkielety wszystkich
tych licznych NZ gigantów zawsze tajemniczo znikają.
W podobny sposób jak szkielety "Te Kahui Tipua"
z Timaru na Wyspie Południowej, na Wyspie Północnej
poznikały też m.in. szkielety Maoryskich olbrzymów
jakie znalezione zostały w jaskini grobowcowej z
Portu Waikato, jakieś 70 mil na południe od Auckland,
New Zealand. Owe szkielety z Port Waikato opisane
zostały w artykule [2VB5.1.1] o tytule "Caves could
reveal secret of tall Maoris" (tj. "Jaskinie mogą
odsłonić sekrety olbrzymich Maorysów"), opublikowany
w gazecie "N.Z. Truth", wydanie ze środy (Wednesday),
29 September 1965, strona 13. Wysoce wymowny,
bo wyraźnie związany z przebiegiem eksplozji Tapanui, zdaje
się też być scenariusz zagłady całego szczepu gigantów innego
obszaru Wyspy Północnej NZ. Odkrycia (i pospiesznego
ukrycia) rzekomego "cmentarzyska" setek ich porozrywanych
jakby od eksplozji i wymieszanych ze sobą szkieletów
dokonano pod piaskami plaży w obszarze nazywanym
Mangawhai Harbour - o współrzędnych geograficznych:
36:08'S, 174:34'E. Ów "harbour" znajduje się na południe
od NZ miasta Whangarei i na południe od tamtejszego
półwyspu "Bream Tail". Opisałem je w podrozdziale B1.1 ze swej
monografii [7/2].
Lokalizacja i cechy tamtych szkieletów sugerują iż giganci
ci zginęłi kiedy żar rozbłysku eksplozji Tapanui zaczął palić
ich skórę - co spowodowało iż cały szczep owych gigantów
powskakiwał do pobliskiego morza by przed żarem tym się
chronić. Po jakimś czasie dotarła jednak do nich także fala
uderzeniowa tej eksplozji, jaka rozczłonkowała ich ciała i
ich pouśmiercała, zaś piasek niesiony ową powietrzną falą
uderzeniową uformował nad nimi rodzaj jakby "zaspy" podobnej
do śniegowej, jaka zakrywała ich szkielety aż do naszych czasów.
Także wszelkie odkrycia pozostałości gigantów dokonane
poza Nową Zelandią spotyka podobnie tajemniczy los.
Przykładowo w książce [3VB5.1.1] pióra William'a R.
Corliss'a, "Incredible Life: a Handbook of Biological Mysteries",
Source Book Project (P.O. Box 107, Glen Arm, MD 21057, USA)
April 1981, ISBN 0-915554-07-0, na stronach 34 do 35
widnieje historyczna wzmianka, że Patagonię w Południowej
Ameryce już w czasach historycznych zamieszkiwali
wielkoludzi powyżej 4 metrowej wysokości. Ostatnia
historycznie udokumentowana styczność Europejczyków
z takim wielkoludem miała miejsce w 1559 roku, zaś
ich groby i szkielety ciągle jeszcze znajdowano w
1615 roku. Ciało jednego z ostatnich z owych gigantów
Patagońskich chciano nawet przetransportować do
Hiszpani. Niestety statek który je przewoził, zapewne
za sprawą okupujących nas UFOnautów, natknął się
na silną burzę u wybrzeży Północnej Afryki i zatonął.
W ten sposób zaginął i ów najbardziej ewidentny
dowód na istnienie gigantów na Ziemi. Z kolei w Syrii
do dzisiaj istnieje sarkofag bibilijnego olbrzyma, Abla.
(Tego który został zabity przez swego brata Kaima -
patrz Biblia, Genesis, 4:8.) Sarkofag ten jest długi
na jakieś 5 - 6 metrów. Jego kolorowe zdjęcie
opublikowane zostało w książce [4VB5.1.1] pióra
Andrzeja Olszewskiego, "Paradoksy tajemnicy
wszechświata" (Warszawa 1998, ISBN 83-900944-2-8,
314 stron; Konsultacje w sprawie dystrybucji:
Wydawnictwo A. Olszewski, 00-976 Warszawa
13, skr. pocztowa 87). Aby jednak powstrzymać
docieranie turystów do tego sarofagu i stąd
powstrzymać upowszechnianie się po świecie
informacji o jego istnieniu, zapewne za sprawą
okupujących nas UFOnautów obszar w jakim
się on znajduje zamieniony został w pilnie
strzeżoną strefę wojskową obecnej Syrii.
Dnia 5 listopada 2017 roku oglądałem angielskojęzyczne
wideo z YouTube dokumentujące aż cały szereg odkryć
kości ludzkich gigantów, znajdowanych w wielu odmiennych
częściach świata. Wideo to nosiło tytuł "Who Lived on Earth
100,000 Years Ago?", zaś dostępne ono było pod adresem
youtube.com/watch?v=0XYWpraTgaY.
Sporo jeszcze innych filmów o ludzkich olbrzymach można
odnaleźć w YouTube używając słów kluczowych
ludzkie giganty.
Dla ujawnienia całego szeregu innych istotnych dla
ludzkości prawd wiążących się z tajemniczo znikającymi
kośćmi gigantów, warto odnotować też wyniki moich
badań dokumentujących, że w czasach bibilijnego potopu
Bóg przeprogramował upływ życia ludzi na zupełnie nowy
rodzaj "ludzkiego czasu", który w swoich opracowaniach ja nazywam
nawracalnym czasem softwarowym oraz który upływa
ponad 365 tysięcy razy wolniej od czasu atomów, minerałów,
skamienielin i czasu w jakim żyje sam Bóg - opisy tego
nadal ignorowanego przez starą "oficjalną naukę ateistyczną"
rodzaju "ludzkiego czasu" zawarte są w punkcie #C4.1 z mojej strony
immortality_pl.htm,
a także we "wstępie" i w punkcie #G4 innej mojej strony o nazwie
dipolar_gravity_pl.htm.
Mianowicie, na bazie sporego materiału dowodowego ja
doszedłem do logicznego wniosku, że w czasie bibilijnego
potopu Bóg NIE tylko przeprogramował upływ ludzkiego
życia na ów sztucznie przez siebie zaprogramowany i
wolniejszy od czasu Boga "nawracalny czas softwarowy",
ale także wydatnie zmienił genetykę wszystkich ludzi,
tak aby znaczącemu zmniejszeniu uległ ich wzrost -
z panujących przed potopem rozmiarów olbrzymów,
do wielkości istniejących obecnie. Przed potopem
bowiem NIE tylko giganci, ale także wszyscy ludzie mieli
olbrzymi wzrost, u normalnych ludzi zbliżony, lub nawet
przekraczający, 5 metrów. Moim też zdaniem, podwójne
rzędy zębów w czaszkach gigantów (jeśli faktycznie
istnieją), mogły zostać dalekowzrocznie i celowo
stworzone przez Boga aby w przyszłości ludzie mogli
łatwo odróżniać, a stąd różnicować w swych badaniach,
które istoty są faktycznymi gigantami zaistniałymi poprzez
mieszanie nasienia "synów" Boga i kobiet człowieczych (patrz
werset 6:4 z bibilijnej "Księgi Rodzaju" stwierdzający - cytuję
z katolickiej "Biblii Tysiąclecia": "A
w owych czasach byli na ziemi giganci; a także później, gdy
synowie Boga zbliżali się do córek człowieczych, te im rodziły.
Byli to więc owi mocarze, mający sławę w owych dawnych
czasach." Jak zaś ogromni niektórzy z owych
gigantów mogli wyrastać, Biblia stwierdza w wersecie 13:33
z "Księgi Liczb" - cytuję z katolickiej "Biblii Tysiąclecia":
"Widzieliśmy tam nawet olbrzymów
- a w porównaniu z nimi wydaliśmy się sobie jak szarańcza
i takimi byliśmy w ich oczach". (Łatwo więc
wyobrazić sobie ich ogrom, porównując siebie do wielkości
typowego "konika polnego" - do którego podobna jest
szarańcza.)
Z ogromem tych istot doskonale więc zgadzają się Maoryskie
legendy o "Śpiącym Olbrzymie" - skamieniałe i wielkie
jaka cała skalista góra ciało którego ma istnieć nadal nieodkryte
przez Europejczyków w puszczy półwyspu Coromandel z Nowej
Zelandii - po szczegóły patrz punkt #J3.3 ze strony o nazwie
god_proof_pl.htm.
Niefortunnie dla ludzkiej wiedzy, ów odkryty dopiero
dzięki mojej naukowej
Teorii Wszystkiego z 1985 roku
fragment wiedzy dotyczący zmiany podczas bibilijnego
potopu zarówno wymiarów ciał ludzkich, jak i wymiarów
wszelkich innych stworzonych przez Boga istot, a także
i zasady upływu "czasu ludzkiego" i innych istot,
posiada ogromnie istotne znaczenie dla cywilizacyjnego
awansu ludzkości (np. dla podjęcia przez ludzkość budowy
wehikułów czasu oraz
generatorów czystej darmowej energii
mojego wynalazku). Z uwagi zaś na ową ogromną istotność
tej wiedzy, zgodnie z działaniem pola moralnego i praw
moralnych ludzkość musi najpierw włożyć proporcjonalnie
wielki wkład pracy aby sobie "zarobić" na poznanie tej bezcennej
wiedzy. Jak jednak narazie nikt z ludzi, (poza jedynym doktorem
inżynierem Janem Pająk, czyli mną), jakoś NIE kwapi się aby
włożyć wymagany wkład pracy w zapracowanie sobie na tę wiedzę.
Stąd Bóg pozwala aby jakieś wszechwładne "moce" (np. mieszkańcy
Agharty) blokowały tę wiedzę przed jej upowszechnieniem
się wśród ludzi - aż do czasu kiedy cała ludzkość zapracuje
sobie na jej poznanie. Jedną zaś z form owego blokowania
dostępu do wiedzy o istnieniu aż dwóch rodzajów upływu
czasu, oraz dokonanej podczas potopu zmiany rodzaju
czasu w jakim starzeją się ludzie i wszelkie żyjące istoty -
posiadanie jakiej to wiedzy musi być zapracowane przez
całą ludzkość, może być pozwolenie na tajemnicze eliminowanie
materiału dowodowego jaki prowadziłby do niedozwolenie
szybkiego poznania owej wiedzy przez tych co na jej posiadanie
jeszcze NIE zasługują (w tym owo tajemnicze eliminowanie
przypadkowo odkrywanych przez ludzi szkieletów gigantów,
lub np. ich dwóch rzędów zębów i genetyce sprzed bibilijnego potopu).
Więcej na temat moich ustaleń, że przedpotopowi ludzie mieli
rozmiary gigantów, można sobie też poczytać w #A4 z punktu
#C4.1 strony o nazwie
immortality_pl.htm.
Pytania związane z opisanym tu wyjaśnieniem, jakie też mnie
znacząco nurtują, to (1) "czy owe giganty musiały wymrzeć,
ponieważ starzenie się ich ciał, a także wszelkie inne ich funkcje
życiowe - np. szybkość ich biegania, nadal postępowało tak
jak przed bibilijnym potopem, tj. według nienawracalnego czasu
absolutnego wszechświata?", (2) "czy dysponując kośćmi relatywnie
niedawno zmarłego z owych ludzkich gigantów dzisiejsza oficjalna
nauka dysponuje już możliwościami naukowego potwierdzenia,
że starzenie się tych gigantów następowało według nienawracalnego
czasu absolutnego wszechświata, a NIE - jak u dzisiejszych ludzi,
według nawracalnego czasu softwarowego?", a także (3) "czy
maoryska nazwa oznaczająca 'klucz do wszechwiedzy'
dla nowozelandzkiego jaszczura
tuatara
ujawnia nam jeszcze jedno stworzenie, przebadanie którego
zwolna poprowadzi ludzi do potwierdzenia istnienia i działania
na Ziemi aż dwóch rodzajów czasu jakie ja odkryłem a jakie
upływają ze znacząco odmiennymi od siebie szybkościami?".
W tym miejscu warto też dodać,
że sytuacja identyczna jak ze szkieletami ludzkich gigantów
istnieje też w sprawie znikających mumii z Ameryki i Egiptu,
jakie posiadają wydłużone, jajowate czaszki, identyczne do
czaszek jednej z ras UFOnautów widywanych na Ziemi - o
czym piszę szerzej m.in. w punkcie #M1 swej strony o nazwie
antichrist_pl.htm.
Niezależnie od gigantów i przedpotopowych ludzi
o wzrostach olbrzymów, olbrzymi ludzie mogą
wyrastać także z kilku jeszcze innych powodów,
np. z powodu życia i wyrastania w natelekinetyzowanym
otoczeniu. Oczywiście, nawet gdyby okazało się, że
czaszki gigantów miały jednak po dwa rzędy zębów,
czaszki tak powstałych ludzkich olbrzymów miałyby
tylko jeden rząd zębów. Dzisiejsza medycyna też
uznaje już aż kilka odmiennych powodów, dla jakich
ludzie mogą wyrastać na olbrzymów. Niestety, wśród
tych trwała telekinetyzacja ich ciał nadal
NIE jest jednak uznawana - na przekór istnienia
ogromnego materiału dowodowego jaki potwierdza
ten właśnie powód. Istnieje jednak jeden rodzaj
empirycznego materiału dowodowego, który wskazuje
trwałą telekinetyzację jako główny powód dla
mutowania się w Nowej Zelandii potomków zwykłych
ludzi do rozmiarów olbrzymów. Dowodem tym
jest empiryczne odkrycie dawnych Maorysów
(przekazywane nam w formie ich tradycji słownej),
że jeśli szczątki ludzkiego olbrzyma pochowane
są w ogródkach warzywnych, wówczas warzywa
również wyrastają tam do olbrzymich rozmiarów.
(Właśnie z powodu owego empirycznego odkrycia,
w dawnych czasach Maorysi zwykli zakopywać fragmenty
ludzkich olbrzymów w ich ogródkach warzywnych.)
Najbardziej istotny w tym odkryciu jest mechanizm
z użyciem jakiego zdolność do wyrastania do
olbrzymich rozmiarów jest przenoszona z
resztek ludzkich olbrzymów na warzywa. Jeśli
bowiem dany ludzki olbrzym wyrósł z powodu
jakiejś choroby, wówczas jego resztki nie byłyby
w stanie wzbudzić wzrostu gigantycznych warzyw.
Jednak jeśli dany ludzki olbrzym uzyskał swój wzrost
z powodu trwałego natelekinetyzowania, albo
życia w odmiennym od ludzkiego czasie, wówczas
natelekinetyzowane pierwiastki zawarte w jego ciele
(a być może też ich podatność na działanie odmiennego
czasu), zostałyby zaabsorbowane przez warzywa,
indukując w nich również wzrost do olbrzymich
rozmiarów - na tej samej zasadzie jak olbrzymi
wzrost warzyw, np. kolosalnej dyni (po angielsku
pumpkin),
jest powodowany po ich posadzeniu na Alasce
w obszarze natelekinetyzowanym wędrówką
ziemskiego bieguna magnetycznego, lub
jak na lądowiskach telekinetycznych UFO
wszystkie rośliny wyrastają do kilkakrotnie
wyższych rozmiarów (patrz "Fot. #I3" powyżej).
To zaś oznacza, że istnieje empiryczny materiał
dowodowy, jaki wskazuje na wyrastanie ludzkich
olbrzymów także z powodu trwałego natelekinetyzowania
ich ciał. Wiecej na temat trwałej telekinetyzacji można
znaleźć w podrozdziałach KB1 i KB2 z tomu 9 monografii [1/5].
Wnioski z moich krótkich jednak owocnych badań
NZ gigantów są jednoznaczne. Mianowicie potwierdzają
one że: (1) kolosalne giganty-ludojady faktycznie i
z całą pewnością grasowały w NZ aż do historycznych
czasów 18 wieku, (2) jakaś do dzisiaj operująca na Ziemi
"moc" o ogromnych wpływach i władzy tajemniczo,
wysoce umiejętnie i nieopisanie zawzięcie usuwa, fałszuje
i "obrzydza" wszelkie znalezione przez ludzi dowody istnienia
gigantów - np. patrz "Film #I2c" poniżej,
(3) osoby które badają gigantów są skrycie prześladowane
i aktywnie niszczone przez ową "moc", (4) potomkowie
zwykłych ludzi też wyrastają do wzrostu gigantów jeśli są
spładzani w natelekinetyzowanym otoczeniu, (5) faktyczni
przedpotopowi giganci byli genetycznie odmienni od ludzi,
bowiem rodzili się w wyniku mieszania nasienia "synów"
Boga i ludzkich kobiet - tak jak opisuje to Biblia oraz tzw.
"Księga Henocha" (teksty której są już dostępne w języku polskim - patrz
https://www.google.pl/search?q=ksi%C4%99ga+henocha+po+polsku+online oraz
https://www.youtube.com/watch?v=hIoeyT8GnPg ),
(6) giganci wykazywali instynktownie dziedziczoną od
swoich nieziemskich "ojców" wrodzoną wrogość do
zwykłych ludzi i traktowanie ludzi wyłącznie jako źródła
"pożywienia", oraz (7) kości owych gigantów zakopywane
w ogródkach warzywnych posiadały dawniej szeroko
znaną przez lokalną ludność z obszaru Południowego
Pacyfiku zdolność przekazywania rosnącym przy nich
warzywom "programu wzrostu", który powodował iż
warzywa te także wyrastały do gigantycznych wielkości.
Film #I2a:
Typowo ludzie NIE zdają sobie sprawy jak ogromni i straszni
w porównaniu do nas byli dawni giganci-ludojady, oraz jak
szeroki i rzetelny materiał dowodowy to potwierdza (m.in.
włącznie z Biblią). Aby więc sobie uświadomić rozmiary, moc
i śmiercionośność dawnych gigantów warto przeglądnąć 0:38
sekundę z 1:37-minutowego angielskojęzycznego filmu o tytule
8 OCCASIONS WHEN GIANT HUMAN SKELETONS WERE FOUND,
jaki w maju 2020 roku znalazłem w YouTube pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=dknU4oQXQ-w.
Dla naukowej rzetelności mam jednak obowiązek tu
dodać, że pomimo rzekomego pochodzenia z Nowej
Zelandii pokazanej na nim czaszki giganta, na istnienie
znaleziska i zdjęcia tej innej NZ czaszki ja sam nigdy
uprzednio się NIE natknąłem w trakcie prowadzenia
swych efektywnych, obiektywnych i rzetelnych
(aczkolwiek z przymusu "hobbystycznych" - bowiem
oficjalnie prześladowanych) badań NZ gigantów.
Wysiłki potwierdzenia autentyczności owego zdjęcia
podjąłem dopiero po oglądnięciu powyższego filmu.
Jednocześnie zdaję też sobie sprawę, że zarówno
dzisiaj istniejące graficzne oprogramowanie komputerów,
jak i narzędzia, materiały oraz techniczne umiejętności
dzisiejszych producentów rekwizytów, umożliwiają
relatywnie łatwe fabrykowanie czaszek i zdjęć typu
pokazywanych na powyższym filmie, oraz na obu
filmach linkowanych z następnego "Film #I2b". Pomimo
tego powyższą ogromną czaszkę pokazuję tu ponieważ
informacje o takich właśnie ogromnych wielkościach
czaszek znajdowanych w NZ były najczęściej raportowane
przez tych co powtarzali uprzednio zasłyszane opowieści
na ich temat, a także ponieważ warto aby czytelnik
zobaczył i zrozumiał dlaczego stary folklor NZ uparcie
twierdził iż owi giganci-ludojady (kanibale) byli w stanie
odgryzać głowy normalnych ludzi jednym klapnięciem
swych szczęk poczym schrupać te głowy tak jak my
obecnie chrupiemy orzeszki.
Oczywiście, po odkryciu istnienia
omawianego tu zdjęcia gigantycznej czaszki z NZ
natychmiast podjąłem wysiłek aby ustalić więcej informacji
na ten temat. Rozkaz wyszukiwania dla słów kluczowych
giant skull Pitcairn Island New Zealand 1934
faktycznie ujawnił sporo referencji do tego zdjęcia. Wszystkie
one jednak wywodziły się z jego pierwszej publikacji datowanej
około 2013 roku, jaka najpierw pojawiła się pod już NIE istniejącym adresem
intellectualrevolutionary.wordpress.com.
Informacja jaka towarzyszyła tej pierwszej publikacji owego
zdjęcia stwierdzała - cytuję:
"Ten gigantyczny szkielet był znaleziony na nowozelandzkiej Wyspie Pitcairn w 1934 roku. Miejscowi rolnicy starają się ukryć fragmenty gigantycznego szkieletu znalezionego koło 'Jaskini Chrześcijan'. Trzech z nich później znaleziono martwych w dziwnych okolicznościach. Czwarta osoba zniknęła wkrótce po wykonaniu tego zdjęcia i nigdy nie została znaleziona. Tożsamość fotografującego nigdy nie została ujawniona."
(W angielskojęzycznym oryginale: "This giant skeleton was found in Pitcairn Island, New Zealand in 1934. Local farmers are trying to hide pieces of a giant skeleton found near 'Christians cave'. Three of the men were later found dead under strange circumstances. The forth man disappeared soon after this photo was taken and was never found. The photographer's identity has never been revealed.")
Jak widać pochodzenie tego zdjęcia opisano jako bardzo
dramatyczne. Stąd gdyby wybrać się do NZ Wyspy Pitcairn
(tj. na: 25:04'S, 130:06'W) wówczas dałoby się jednoznacznie
ustalić poprzez rozmowy z miejscowymi oraz sprawdzenie
znanych nam danych i konfiguracji terenu, czy zdjęcie jest
prawdziwe czy też sfabrykowane. Niestety, sub-tropikalna
Wyspa Pitcairn leży ponad 5 tysięcy kilometrów od NZ (tj.
od Auckland), zaś dotarcie do niej jest kosztowne, trudne
i wiąże się ze znacznymi niewygodami. Stąd np. w moim
własnym przypadku wybranie się tam NIE wchodzi już w
rachubę. Warto tu też dodać, że historyczne źródła opisują,
jak pierwsi obecni osadnicy przybywając do wyspy Pitcairn
odkryli ją bezludną, jednak zapełnioną artefaktami starożytnej
kultury oraz licznymi kośćmi jej byłych mieszkańców
wyglądającymi jakby ci starożytni zasiedleńcy tej wyspy
zostali przez kogoś zjedzeni.
Można więc opracować spekulacyjny scenariusz
zdarzeń, jaki rzeczywiście wygląda tak jakby
czaszka pokazana omawianym tu zdjęciem
autentycznie pochodziła od giganta-ludojada.
Zgodnie z tym scenariuszem: (a) gigant-ludojad
skądś wziął się na owej maleńkiej wyspie Pitcairn
(być może któryś z zarządzających Ziemią "synów"
Boga miał podobnie jak grecki bóg Zeus kolejny
stosunek z lokalną kobietą i ta też urodziła mu
giganta), (b) aby zaspokajać swój ogromny apetyt
gigant ten pozjadał wszystkich oryginalnych mieszkańców
wyspy, (c) następnie sam umarł z głodu, (d) zaś
kiedy owa "moc" blokująca nasze poznawanie prawdy
o gigantach odkryła w 1934 roku iż nowi osiedleńcy
zgodnie z wyspiarską wiedzą i wiarą jaką opisałem
w #I2 powyżej ukryli właśnie znalezione kości
giganta aby po zakopaniu ich na swoich ogródkach
warzywnych móc produkować warzywa-giganty
(kliknij tu aby poczytać i oglądnąć artykuł dziennikarki Megan Sutherland z "Timaru Herald" datowany 2017/5/12 o gigantycznych dyniach z Timaru - prawdopodobnie pod ogródkiem z tymi dyniami są pogrzebane kości kolejnego giganta szczepu z Timaru),
(e) owa "moc" wysłała do Pitcairn swych "kurierów
czasowych" i ci polikwidowali wszystkich czterech
naocznych świadków oraz (f) spowodowali "zniknięcie
kości giganta", jednak (g) NIE byli w stanie odnaleźć
i unieszkodliwić anonimowego fotografa który wykonał
omawiane tu zdjęcie, (h) stąd po opublikowaniu zdjęcia
przez potomka tego fotografa (i) świat może obecnie
oglądać czaszkę giganta i poznawać prawdę. (Dobrze
więc byłoby aby ktoś kiedyś sprawdził, jak powyższy
mój spekulacyjny scenariusz ma się do rzeczywistości.)
Dziś warto jest wiedzieć, że owa okupująca
i eksploatująca nas "moc" ma to doskonałe
narzędzie z pomocą jakiego "unieszkodliwia"
ona wszystko co w przyszłości okazuje się działać na jej szkodę.
Narzędziem tym są tzw. "kurierzy
czasowi" jakich opisałem m.in. w punkcie #D5 ze strony o nazwie
timevehicle_pl.htm.
Mianowicie, dysponując wehikułami czasu "moc" ta
nieustannie wysyła swych "kurierów czasowych" do przeszłości
aby informować tam żyjących pobratymców co z zaszłych
tam zdarzeń działa na niekorzyść ich interesów, a stąd
trzeba to "unieważnić". Przykładowo, kiedy się okazało,
że czaszka giganta ukryta przez rolników z Pitcairn,
w naszych obecnych czasach udowodniła światu iż
giganci faktycznie istnieją, owi "kurierzy czasowi" nakazali
swym "pobratyńcom" żyjącym w 1934 roku aby czaszka
ta zniknęła, zaś naoczni jej widzowie umarli. W nowym
więc przebiegu czasu mamy sytuację jak ta opisana
powyżej. Jedynie więc zdjęcie tej czaszki wykonane
anonimowo przetrwało do naszych czasów, ponieważ
owi "pobratymcy" NIE otrzymując informacji od przybyłych
"kurierów czasowych" kto był wykonawcą tego zdjęcia,
NIE byli już w stanie znaleźć tego wykonawcy i też go
zlikwidować oraz jednocześnie zniszczyć owo zdjęcie.
NIE bez bardzo istotnego powodu Biblia nakazuje więc
w wersecie 6:3 z "Ew. w/g św. Mateusza" - cytuję z
katolickiej "Biblii Tysiąclecia": "...
niech nie wie lewa ręka co czyni prawa ..."
Tylko bowiem tego dobra jakie wykonujemy anonimowo
owa zła "moc" NIE jest już w stanie zneutralizować, stąd
faktycznie służy ono dobru naszej cywilizacji (m.in. naszej
cywilizacji służą tylko dokumentujące prawdę zdjęcia
wykonywane anonimowo - np. powyższe zdjęcie,
publikowane anonimowo zdjęcia UFO, itp.). Niestety,
dla mnie niniejsza wiedza przyszła już za późno. Owa
"moc" wie już kim jestem, NIE ma więc najmniejszego
problemu z neutralizowaniem każdego mojego wysiłku.
Jednak ty czytelniku możesz już owocniej skorzystać z
tak dużym kosztem zdobytej wiedzy!
Film #I2b:
Sfilmowaną czaszkę ilustrującą dwa rzędy zębów
w maju 2020 roku znalazłem aż na dwóch filmach
dostępnych w YouTube, mianowicie na 9:27 minucie
około 11-minutowego filmu o tytule
"Who Lived on Earth 100,000 Years Ago?"
(tytuł którego oznacza "Kto żył na Ziemi 100,000 lat temu?") z adresu
youtube.com/watch?v=0XYWpraTgaY,
oraz na 7:50 minucie około 30 minutowego rzetelnie i
wyczerpująco udokumentowanego angielskojęzycznego filmu o tytule
"Giants Emerging Everywhere - They Can't Hide This"
(tytuł którego oznacza "Giganty pojawiają się wszędzie -
oni nie mogą tego już ukryć") uruchamianego z adresu
https://www.youtube.com/watch?v=sVmOnwng6gs.
Niestety, pokazany na tamtych minutach drugi rząd zębów
widać jedynie w górnej szczęce (która przy ewentualnej
próbie zwodzenia badaczy gigantów byłaby łatwiejsza do
sfabrykowania niż dolna szczęka). Ponadto w najbardziej
istotnych miejscach film ten jakby celowo jest zaciemniony
lub prześwietlony, zaś rozmiary rąk trzymającego tę czaszkę
w porównaniu do rozmiarów samej czaszki ujawniają iż
pokazana czaszka ma rozmiary typowego człowieka - a
nie ludzkiego giganta. Intrygujące jest też, że ja powyższe
filmy czaszki z dwoma rzędami zębów znalazłem i oglądałem
w YouTube dopiero w maju 2020 roku, chociaż jeden z nich
oglądałem uprzednio w 2017 roku i owej czaszki z dwoma
rzędami zębów wówczas na nim NIE odnotowałem (co oczywiście
mogło też wynikać z chwilowego rozproszenia mojej uwagi
lub z przeoczenia). Trzeba jednak również pamiętać, że owa
potężna "moc", która od setek już lat systematycznie ukrywa
przed upowszechnieniem i niszczy wszystkie szkielety bibilijnych
gigantów jakie ludziom udało się poodkrywać, oraz która skrycie
blokuje i obrzydza wszystkie moje publikacje i całość wyników
moich badań, niemal z pewnością stara się też (i jest w stanie)
zmyślnie zniechęcać ludzi do badania gigantów aż na cały szereg
odmiennych sposobów - tak aby prawda na ich temat NIE została
ustalona, ani aby ludzkość NIE powyciągała ogromnie dla niej
istotnych wniosków, część z których to wniosków dyskutuję
w punkcie #I2 powyżej, inne zaś daje się wyciągać z
15-minutowego polskojęzycznego filmu z YouTube o tytule
"Przedpotopowa Księga Gigantów odkryta w Qumran",
oraz m.in. z wersetu 6:4 z bibilijnej "Księgi Rodzaju". Wnioski
te wszakże sugerują, że genetyka bibilijnych gigantów (a
stąd też szczegóły ich ciał i szkieletów) ma potencjał aby
potwierdzać ich powstanie ze zmieszania się nasienia "synów"
Boga i ludzkich kobiet. Między wierszami wnioski te więc
też nas ostrzegają, że Ziemia i ludzkość aż do dzisiaj znajdują
się w mocy zwodniczych intencji owych "upadłych aniołów"
(tj. byłych "synów" Boga), a stąd że to co wyjaśniam
np. w punkcie #K5 ze swej strony o nazwie
god_istnieje.htm,
lub w punkcie #K1 swej strony o nazwie
evil_pl.htm,
na przekór wieloletniego stanowienia przedmiotu ataków i drwin
starannie ukrywających się przed nami anonimowych indywidułów,
faktycznie dla ludzi już wkrótce może okazać się sprawą życia
i śmierci oraz kontynuacji istnienia lub nawet całkowitej zagłady.
Zilustrowany przykładem z "Film #I2a" ogrom głów
i czaszek gigantów był najpowszechniej potwierdzaną
informacją (w tym nawet przez Biblię - absolutną prawdę
całej treści której gwarantują wszystkie moje naukowe
badania). Natomiast wiadomość o istnieniu aż dwóch
rzędów zębów w czaszkach gigantów narazie potrafię
przyporządkować tylko do jednego źródła. Stąd dla
powodów statystycznych i naukowej rzetelności narazie
istnienie takich dwurzędowych zębów u gigantów np.
ja uważałbym za wprawdzie możliwe, jednak nadal
NIE dowiedzione - a stąd wymagające dalszych
uważnych empirycznych badań i sprawdzeń.
Szukając w internecie rzetelnej informacji o dwóch
rzędach zębów, pod adresem
http://www.yowiehunters.net/viewtopic.php?f=45&t=5491&p=43974
natknąłem się na angielskojęzyczną informację, że
jedna australijska
Aborygenka miała właśnie takie dwa rzędy zębów
w dolnej szczęce, tyle że ktoś z władz,
kto zapewne wiedział w tej sprawie coś więcej niż
my obecnie wiemy, natychmiast nakazał hirurgicznie
ów drugi rząd usunąć. Informacja ta stwierdza, cytuję:
The Newcastle Sun Thu 9 Sep 1954 Page 14
Double Set Of Teeth
PERTH: Eight-year-old
aboriginal Rosemary Cameron,
of Yalgoo, is receiving special
treatment at Geraldton for a
rare malformation of her teeth.
She has two rows of
teeth in her lower jaw.
Orphaned by the loss of
her father in 1952, Rosemary
was living with her uncle and
aunt at Yalgoo when a Native
Affairs Department officer
discovered that she had a
malformation of her teeth
that woud eventually disfigure
her face. At Geraldton District
Hospital one row of teeth
was removed under a
general anaesthetic.
She will have to have
dental treatment for at
least another year.
Rosemary is attending
the Geraldton State School
during her stay in the
town. Co może dziwić w tym
przypadku, to niewytłumaczalny
pośpiech z jakim władze natychmiast
hirurgicznie usunęły jej ów drugi rząd
zębów, bez uwzgędnienia faktu iż
dziewczynie wcale dodatkowy rząd zębów
NIE przeszkadzał ani NIE powodował
kłopotów zdrowotnych, natomiast ich
usunięcie operacją spowodowało NIE
tylko problemy i cierpienia samego procesu
jej przeprowadzania, ale ponadto wprowadzało
też niebezpieczeństwo rozciągających
się na resztę życia tej dziewczyny
zdrowotnie niepożądanych następstw.
Film #I2c:
Aczkolwiek dla powodów opisanych w punkcie #I2
powyżej wielu będzie wmawiało iż powyższy film to
fabrykacja, w rzeczywistości jest to stara kronika
filmowa pokazująca faktycznie sfilmowanego giganta,
o ponad 4-metrowej wysokości, jaki brał udział w
japońskiej paradzie militarnej. Ten niemal 3 minuty długi film nosi tytuł
"Giant of Japan military parade"
(tytuł którego oznacza "Gigant Japońskiej Parady Militarnej") i jest upowszechniany poprzez adres
youtube.com/watch?v=-uigLE6EI1g,
zaś jego "specjalnie" zaprojektowana kopia jest też dostępna pod adresem
https://www.youtube.com/watch?v=jbPqaAfpnrM.
Z tego co udało mi się wyszukać z trudnego do wyłowienia prawdy
internetu, powyższa kronika filmowa miała być nakręcona kiedyś
w latach 1890-tych, czyli w czasach gdy aby na filmie pokazać
giganta koniecznym było sfilmowanie faktycznego giganta.
Powyższy gigant ma pochodzić ze szczepu
jakiego ostatni żyjący osobnik (ten z filmu) mieszkał od 1750
do 1945 roku (tj. przez 195 "ludzkich lat") na wyspie "Hahajima"
(sprawdzałem - wyspa ta istnieje,
choć prawda o żyjących na niej długowiecznych gigantach jest
w internecie podejrzanie natrętnie zagłuszana). Natknąłem się
też na informację, że w przedwojennych archiwach cesarskich
Japonii nadal istnieją stare zapisy, które specyficznie informują
o istnieniu tych gigantów i o nakręceniu powyższej kroniki
filmowej - jednak kiedy chciałem dotrzeć do ich danych i opisów
okazało się, że w internecie dostęp do nich jest celowo blokowany.
Wiadomo też, że kamery do nakręcania ruchomych filmów
były budowane w Anglii od 1887 roku. Czyli powyższy film
był nakręcony zaledwie między 3 a 12 lat później - tj. kiedy
nikt nawet NIE myślał jeszcze o fabrykowaniu nieprawdziwych
filmów.
Odnotuj też strategię opisywaną powiedzeniem
"jeśli chcesz ukryć
drzewo, posadź wokół niego cały las".
Zamęczająca i eksploatująca naszą cywilizację "moc"
często używa tej strategii dla eliminowania wartości
dowodowej tej z prawd, trafieniu której do wiadomości
publicznej NIE udało się jej zapobiec. W punkcie #A5 swej strony
totalizm_pl.htm
opisałem przykłady jak ta właśnie strategia została
użyta dla zablokowania poznawania przez ludzi prawdy
moich: "Teorii Wszystkiego z 1985 roku", "Filozofii
Totalizmu" oraz gwiazdolotu zwanego "Magnokraft".
Poznawanie prawdy i autentyczności powyższej starej
kroniki filmowej dokumentującej istnienie faktycznego
filmu giganta, ta sama "moc" zmyślnie powstrzymuje
omawianą strategią poprzez włączanie fragmentów tej
starej kroniki do szeregu najróżniejszych dzisiejszych
filmów celowo pozapełnianych bzdurnymi i oczywistymi
fabrykacjami - tak aby oglądający nabrali nawyku
wierzenia, iż owa stara kronika filmowa też jest
najnowszą fabrykacją! Przykładowo, aby zniszczyć
wartość dowodową powyższego fragmentu starej
kroniki filmowej, w 2007 roku "moc" ta celowo nakręciła
kosztowną jej parodię filmową o tytule "Big Man
Japan" (tj. "Duży Człowiek Japonii") i powplatała
w jej fabułę fragmenty powyższej kroniki - czyniąc
z tą kroniką to samo, co aby zniszczyć naukową
wartość poznawczą mojej "Teorii Wszystkiego z
1985 roku" w 2014 roku osiągnęła ona poprzez
nakręcenie kosztownego filmu
"Teoria Wszystkiego".
W ramach tej samej strategii, owa moc indukuje też
usilne zafascynowanie pracowników "oficjalnej nauki
ateistycznej" mało istotnymi dla ludzkości przedpotopowymi
"kośćmi dinozaurów", zmyślnym celem którego jest
aby zafascynowanie "kośćmi
dinozaurów" odwiodło od (oraz zniechęciło pracowników
oficjalnej nauki i ich mocodawców do) podejmowania
badań znacznie istotniejszego dla ludzkości i pokrewnego
tematu wymarłych dopiero niedawno "ludzkich gigantów" -
tak jak wyjaśniam to dokładniej w punkcie #H2 swej strony o nazwie
god_istnieje.htm.
Ponadto "moc" ta masowo publikuje wypowiedzi
rzekomych "ekspertów" (tyle, że "eksperci" ci nikomu
NIE są znani i zawsze wypowiadają się anonimowo)
jacy usilnie wmawiają oglądającym pozbawionym zdolności
do formowania własnych opinii iż ta stara kronika też
jakoby jest fabrykacją. Niestety, niewielu oglądających
tę starą kronikę jest dziś świadomymi, że właśnie toczy
się zawzięta bitwa o prawdę, w której owa stara
japońska kronika filmowa, a także zdjęcie z poprzedniego
"Film #I2a", należą do owych skromnych i trudnych do
odszukania broni będących w dyspozycji prawdy, jakie
po naszej stronie walczą z ową "mocą" o przetrwanie,
życie i dobro wszystkich ludzi z planety Ziemia.
Film #I2d:
Oto wideo zestawiające autentyczne zdjęcia
faktycznych ludzkich gigantów, sfotografowanych
w relatywnie niedawnych czasach - tj. już po
wynalezieniu fotografii. Tyle, że o istnieniu
tych gigantów świat albo NIE został dotychczas
poinformowany, albo też wiedział jednak już
zapomniał. Proponuję odnotować, że rysy twarzy
odmiennych z owych gigantów wykazują sporo
cech wspólnych dla ich wszystkich, wymowę
czego warto byłoby uważnie przebadać, zamiast
wyjaśniać niedorzecznymi teoriami dzisiejszej
oficjalnej nauki i medycyny ateistycznej - po
więcej szczegółów patrz (g) i (i) z punktu #H3 strony
2020zycie.htm.
#I3.
Dlaczego mutowanie się olbrzymów ludzkich,
zwierzęcych i roślinnych dostarcza
materiału dowodowego na istnienie
innego świata, Boga, nieśmiertelnej duszy, itp.:
Stara, monopolistyczna "oficjalna nauka ateistyczna"
nie uznaje istnienia Boga zdolnego do stworzenia
istot żyjących, zaś jej już ponad 100% korupcja
(patrz efekty działania 100% korupcji opisane w
punkcie #E3 mojej strony
pajak_dla_prezydentury_2020.htm)
uniemożliwia jej uznanie istnienia telekinezy ani
zdolności telekinetycznego skażenia naturalnego
środowiska do zaindukowania mutacji gigantów.
Dlatego powstawanie gigantycznych mutacji
ludzkich, zwierzęcych i roślinnych ta obecnie
działająca już tylko jako hamulec postępu stara
nauka wyjaśnia najróżniejszymi przypadkami,
chorobami, itp. - czyli bez uwzględnienia istnienia
Boga ani istnienia oraz wpływu telekinezy. Jednak
jeśli przeanalizuje się materiał dowodowy jaki dostępny
jest już obecnie na naszej planecie, wówczas staje
się oczywiste, że pierwotnym powodem powstawania
dużej proporcji mutacji genetycznych, zwłaszcza
o trwałym charakterze, jest właśnie zjawisko
telekinezy. Jak zaś wyjaśnione to zostało
na stronie internetowej o nazwie
dipolar_gravity_pl.htm -
prezentującej moją naukową (jednak nadal blokowaną
przed upowszechnianiem przez "oficjalną naukę ateistyczną")
Teorię Wszystkiego z 1985 roku,
telekineza istnieje tylko ponieważ równolegle
do naszego świata fizycznego istnieje również
jeszcze jeden niewidzialny świat, przez moją
Teorię Wszystkiego nazywany "przeciw-światem",
zaś przez ludzi i religie nazywany "zaświatem"
"innym światem", itp. To właśnie w owym
przeciw-świecie rezyduje
Bóg który nas stworzył,
a także to do niego po śmierci przenoszą się nasze
dusze wykazujące "softwarową nieśmiertelność".
Z tego powodu fakt pojawiania się na Ziemi
gigantycznych mutacji najróżniejszych stworzeń
jest faktycznie jeszcze jednym z całego szeregu
biologicznych dowodów na
istnienie przeciw-świata,
istnienie Boga,
istnienie nieśmiertelnej duszy,
itp. Cała lista owych dowodów jest zaprezentowana
i dyskutowana na odrębnych stronach internetowych,
np. w punktach #G2 i #G3 mojej strony o nazwie
god_proof_pl.htm - o naukowych dowodach na istnienie Boga.
Część z tych dowodów jest też omawiana
w punkcie #F2 odrębnej strony internetowej
biblia.htm - o Biblii zainspirowanej przez samego Boga.
Część #J:
Ciekawostki Nowej Zelandii wynikające z prawdopodobnego zaistnienia
w owym kraju jeszcze wcześniejszych od Tapanu eksplozji statków kosmicznych:
#J1.
Czyżby jeszcze jeden krater po eksplozji UFO?
Istnieje jeszcze jeden duży starożytny krater
położony na Wyspie Północnej Nowej Zelandii,
którego pochodznie wcale nie jest jednoznaczne.
Wygląd tego krateru pokazany został na zdjęciu
z "Fot. #J1". Problem z nim jest, że posiada on
wszelkie cechy krateru po ekspolozji UFO, a
jednocześnie nie wykazuje posiadania cech
charakterystycznych dla kraterów wulkanicznych.
Czyżby więc było to jeszcze jedno miesce
eksplozji wehikułu UFO, podobne do Tapanui,
tyle że kilka tysięcy lat starsze niż Tapanui?
Fot. #J1: Widok z lotu ptaka na tajemniczy krater jaki
istnieje na Wyspie Północnej Nowej Zelandii. (Kliknij
na tę fotografię aby zobaczyć ją w powiększeniu.)
Powyższa fotografia została opublikowana na stronie 48 w interesującej
książce pióra Phillip'a Andrews, zatytułowanej "TARAWERA
and the terraces". (Książka ta dostępna jest bezpośrednio od
jej autora pod adresem 27 Alastair Avenue, Rotorua, Nowa
Zelandia, w cenie $21.00). Podpis pod tym starożytnym
kraterem informuje że jest on zlokalizowany koło "Te Whekau
lagoon", znaczy w trójkącie pomiędzy trzema jeziorami,
mianowicie Tarawera, Okareka, oraz Okataina (tj. około 50
kilometrów na wschód od Rotorua). Chociaż ów obszar jest
sejsmicznie bardzo aktywny, faktycznie powyższy krater nie
wykazuje posiadania cech typowych dla pochodzenia wulkanicznego.
Jego cechy są jednak ogromnie podobne do cech krateru
Tapanui pokazanego na "Fot. #G1" powyżej. To indukuje najróżniejsze
zapytania, przykładowo czy jest to możliwe że dzisiejsza aktywność
sejsmiczna Rotorua spowodowana została właśnie poprzez
zniszczenie płyty tektonicznej w owym obszarze przez potężną
eksplozje UFO jaka miała tam miejsce w starożytności.
Powyższa fotografia jest zreprodukowana za pozwoleniem
Philip'a Andrews (p-j.andrews@xtra.co.nz), który wykonał
tą fotografię "Te Whekau lagoon", jednak nie uważa że
przedstawia ona cokolwiek innego niż zwykły krater po
eksplozji wulkanicznej.
Fot. #J2 (C4d z [5/4]): Fotografia krateru Schooner z USA,
uformowanego poprzez napowierzchniową eksplozję nuklearną.
Jest ona objaśniona bardziej szczegółowo w
rozdziale C z monografii [5/4]. Ilustruje ona
że najważniejsze cechy konfiguracyjne takiej napowierzchniowej eksplozji
nuklearnej zaczynają się upodabniać do cech ujawnianych przez kratery
z rysunków "Fot. #J1" i "Fot. #G1". Pechowo, nasza dzisiejsza cywilizacja
nie jest jeszcze w stanie formować kraterów poprzez eksplozje napowietrzne.
Jednak możemy ekstrapolować atrybuty takich kraterow z eksplozji napowietrznych
poprzez ekstrapolowanie atrybutów kraterów z podziemnych i napowierzchniowych
eksplozji. Jak wówczas się okazuje, takie kratery z eksplozji napowietrznych
powinny wyglądać dokładnie tak jak owe pokazane na ilustracjach "Fot. #J1"
i "Fot. #G1". Jednak tylko napowietrzne eksplozje wehikułów innych cywilizacji
są w stanie wytworzyć wystarczającą gęstość przestrzenną energii jaka jest
wymagana dla wytworzenia krateru. To praktycznie oznacza, że kratery z
rysunków "Fot. #J1" i "Fot. #G1" muszą pochodzić z napowietrznych
eksplozji wehikułów UFO (tj. nie istnieje żaden inny sposób na jaki kratery
takie mogłyby zostać uformowane).
Część #K:
Co jeszcze warto wiedzieć odwiedzając Nową Zelandię, chociaż przewodniki turystyczne raczej o tym nie napiszą:
#K1.
Niebezpieczeństwa Nowej Zelandii:
Każdy kraj, w tym także Nowa Zelandia, kryje
w sobie najróżniejsze niebezpieczeństwa dla
wizytujących. Niebezpieczeństwa te można
zaklasyfikować do dwóch kategorii, mianowicie
takie które są unikalne tylko dla danego kraju
(w rodzaju jego jadowitych stworzeń, przyrody,
chorób, przestępców, prawodawstwa, itp.), oraz
takie które czyhają na ludzi praktycznie w niemal
każdym kraju (w rodzaju ostrzeżeń które często zwykł
powtarzać już mój dziadek, np. "w życiu trzymaj się
z daleka od lekarzy, dziennikarzy i prawników",
lub które powtarzała już moja babcia, np. "jeśli
ktoś samotnie wybiera się na pustkowie, ma
szczęście jeśli został tylko pobity, obrabowany,
lub zgwałcony, jednak zdołał ujść z życiem").
W statystycznym sensie te niebezpieczeństwa
unikalne dla danego kraju są dosyć znaczące.
O ich wielkości świadczy np. artykuł "Missing
8000 New Zealanders a year" (tj. "ginie 8000
Nowozelandczyków na rok") ze stron A16 do
A17, nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z soboty (Saturday), April 19, 2008 -
który omawia sprawy związane z niewyjaśnionymi
zaginęciami ludzi w niewielkiej (bo tylko
około cztero-milionowej) Nowej Zelandii.
Jak to fajnie ujął artykuł "Foreign visitors with
accents being targeted for attack" - tj. "Zagraniczni
odwiedzający z akcentem są wybierani do ataku"
ze stony A5 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z czwartku (Thursday), April 24, 2008,
jednym z problemów ludzi zwiedzających Nową
Zelandię jest, że typowo NIE zdają oni sobie
sprawy z niebezpieczeństw tego kraju. Z kolei,
nie będąc świadomym owych niebezpieczeństw,
turyści ci NIE unikają sytuacji kiedy wystawiają
się na działanie tego co niebezpieczne. Dlatego
bez względu na to gdzie się ktoś wybiera, zawsze
warto wiedzieć na jakie niebezpieczeństwa można
tam się natknąć, oraz potem uwzględniać je w
swoim postępowaniu. W przypadku Nowej Zelandii,
jej sława jako wyjątkowo "bezpiecznego kraju"
powstała ponad 25 lat temu, w
czasach dobrobytu za rządów Sir Roberta Muldoon,
kiedy faktycznie Nowa Zelandia była równie
bezpieczna, jak bezpieczną w 2007 roku ja znalazłem
Koreę Południową
(i jaka bezpieczna Korea ta zapewne pozostaje
do dzisiaj). Niestety, świat się zmienia i także
owa sława Nowej Zelandii należy już tylko do przeszłości.
Poznajmy teraz najważniejsze z niebezpieczeństw
na które można się natknąć w Nowej Zelandii.
#K1.1.
Niebezpieczna natura:
Nowa Zelandia ma bardzo gęste puszcze
w których łatwo zabłądzić. Corocznie błądzi
w nich spora liczba ludzi. Niektórzy z owych
błądzących umierają potem z wyczerpania i
zimna (tzw. "hypothermia"). Faktycznie to
przyjezdni sami nie powinni się zapuszczać w taką
nowozelandzką puszczę bez GPS (tj. bez "Global
Positioning System") oraz bez dokładnej mapy danych
okolic. Jeśli zaś wędrują przez nią w grupie, nie powinni
się oddzielać od przewodnika i od reszty współtowarzyszy.
Naturalne niebezpieczeństwa Nowej Zelandii
obejmują też relatywnie tam częste tzw.
błyskawiczne powodzie (po angielsku
"flash floods"). Powstają one jeśli tzw.
"oberwanie chmury" następuje ponad jakąś
doliną. Wzdłuż owej doliny przemieszcza się
wówczas ściana wody zmieszanej z głazami i belkami.
Uśmierca ona i niszczy wszystko na swej drodze.
Przykładowo we wtorek, dnia 15 kwietnia 2008 roku
utopiło się tak aż sześcioro 16-letnich uczni chrześcijańskiego
College z Auckland wraz z ich nauczycielem, kiedy
to wybrali się wycieczkę wzdłuż strumyka który
nagle i niespodziewanie zamienił się w ryczącą
powodziową rzekę. Szczegóły tego nieszczęścia
wstępnie opisane były m.in. w artykule "Teens
swept away" (tj. "Nastolatki zmiecione powodzią")
ze strony A1 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie datowane w środę (Wednesday), April 16, 2008.
Z kolei dokładniejszy raport o tej tragedii, przytaczający
zdjęcia, zawarty był w artykule "Taken by the river"
(tj. "zabrani przez rzekę") ze strony A1 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z czwartku (Thursday), April 17, 2008.
#K1.2.
Częste mgły gęste jak mleko:
Mgły same w sobie nie są niebezpieczne.
Jeśli jednak działają one w połączeniu np.
z brakiem urządzeń naprowadzających samoloty
na lotniskach, jak to ma miejsce we większości
lotnisk Nowej Zelandii - w tym nawet lotniska
w stolicy owego kraju, wówczas mogą stać
się mordercze. Tymczasem w Nowej Zelandii
przez około pół roku, znaczy od około kwietnia
do około września, gęste jak mleko mgły
pojawiają się relatywnie często (w 2010
roku pojawiały się one nawet w środku lata).
Mgły te łączą się z faktem, że dla zaoszczędzenia
kilku dolarów lotniska owego kraju nie mają systemów
naprowadzania samolotów, tak aby owe samoloty
mogły odlatywać i lądować we mgle i w ciemności.
Tymczasem samoloty są najbardziej podstawowym
środkiem lokomocji w tym długim jak kiszka i podzielonym na trzy wyspy kraju.
W tej sytuacji mgły Nowej Zelandii stają się wysoce
niebezpieczne. Przykładowo, są one "wypadkiem
który czeka aby się przydażyć". Ponadto są one
powodem ogromnej niewygody dla turystów
i podróżujących po Nowej Zelandii. Co jakiś
bowiem czas cała komunikacja lotnicza w owym
kraju zanika właśnie z powodu mgły. To ogromnie
frustruje wielu turystów którzy mają długie
międzynarodowe bilety, jednak mgła na lotniskach
Nowej Zelandii powoduje że tracą oni połączenia
do swoich samolotów i potem muszą odczekiwać
czasami kilka dni na nowe połączenia (nie
wspominając już o dodatkowych kosztach). Przykłady
takich mgieł które sparaliżowały komunikację
lotniczą tego kraju opisane są w punkcie #C1 strony
cloud_ufo_pl.htm - o chmurach ukrywających w sobie wehikuły UFO,
a także np. w artykule "PM caught in delays as fog
closes airports" (tj. "Przywódca kraju złapany w
opóźnieniach kiedy mgła pozamykała lotniska"),
ze strony A5 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie datowane we wtorek (Tuesday), June 17, 2008.
#K1.3.
Wulkany, trzęsienia ziemi, gejzery i ich
niebezpieczeństwa (np. uduszenia siarkowodorem):
Nowa Zelandia leży w strefie silnej aktywności
wulkanicznej. Do dzisiaj zagraża w niej ludziom
wiele wulkanów, zaś silne trzęsienia ziemi są
tam niemal "normalką". Tak jednak się składa,
że wielu turystów chce zaglądnąć sobie do wulkanicznego
krateru. Stąd z wystającego z morza czubka
aktywnego wulkanu lokalnie znanego pod nazwą
"White Island" (tj. "Biała Wyspa") zaś
przez Maorysów zwanego "Whakaari" przedsiębiorczy
miejscowi stworzyli "atrakcję turystyczną".
Dowozili tam więc chętnych turystów praktycznie
niemal codziennie. Jednak w poniedziałek,
dnia 2019/12/9, o godzinie 14:11, wulkan ten
eksplodował kiedy na jego wyspie znajdowało
się około 50 turystów. Wszyscy oni zostali
poparzeni palącym podmuchem jego wybuchu,
oraz spryskani kwasami zawartymi w jego popiołach
i wyziewach. W rezultacie 8 z nich natychmiast
zginęło i nawet NIE otrzymało szansy ucieknięcia
z wyspy, reszta zaś z popaloną większością skóry
swego ciała (typowo z popalonym około 80%
powierzchni swej skóry), po uratowaniu ich przez
motorówki jakie oryginalnie ich tam dowiozły, wylądowała
w NZ szpitalach. Z tych którzy wylądowali w szpitalach,
do chwili mojego aktualizowania niniejszej strony
w dniu 2019/12/13 umarło następnych 8 osób.
Więcej informacji na temat tamtej tragicznej
eksplozji wulkanu z NZ "Białej Wyspy" czytelnik
znajdzie w internecie poszukując np. rozkazem:
https://www.google.co.nz/search?q=white+island+explosion.
Warto tu dodać, że ludzie ginęli na White Island
już wcześniej. Przykładowo w 1914 roku zawalił
się fragment krateru tego wulkanu, niszcząc znajdującą
się tam fabrykę siarki i małą wioskę - umarło wówczas
12 ludzi. Warto też dodać, że na kilka dni przed eksplozją
z dnia 2019/12/9 wulkanolodzy ostrzegali iż pojawiły
się oznaki zbliżającej się eksplozji, jednak NIE powstrzymało
to lokalnych przedsiębiorstw turystycznych przed
dowożeniem turystów na ową wyspę. Intrygujące
jest też, że początkowo NIE było danych ilu turystów
znajdowalo się na Białej Wyspie w chwili eksplozji,
stąd konieczne było prowadzenie dodatkowego śledztwa
i poszukiwań aby liczbę tę ustalić - ciekawe czy została
ona ustalona precyzyjnie.
Jedną z powszechnie zwiedzanych atrakcji
wulkanicznej Nowej Zelandii są też gejzery
istniejące w (i koło) miejscowości Rotorua.
Oglądający te gejzery zwykle też zostają
w Rotorua na noc. Jedną zaś z atrakcji
pozostania tam dłużej jest wzięcie kąpieli w
gorącej wulkanicznej wodzie. Kąpiele takie
są tam oferowane wszędzie, nawet w motelach.
Jak jednak jest wiadomym, spod ziemi wydobywa
się nie tylko gorąca wulkaniczna woda, ale czasami także
różne gazy. Najgroźniejszym z nich jest siarkowodór.
Od czasu też do czasu raptowny i znacznie większy
niż normalnie ulot tego gazu spod ziemi powoduje
śmierć osób samotnie biorących takie kąpiele.
Przykładowo, z artykułu "Coroner urges rethinking
on two hot pool deaths" (tj. "Prowadzący śledztwo domaga się
rozważenia sprawy śmierci w gorących źródłach"),
opublikowanego na stronie A3 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post Weekend,
wydanie z soboty-niedzieli (Saturday-Sunday),
June 14-15, 2008, wynika że tylko od około
2000 roku w Rotorua udusiły się siarkowodorem
co najmniej 4 osoby. Z kolei podobny artykuł
"Hydrogen sulphide linked to two Rotorua hot-pool
deaths" (tj. "Siarkowodór obciążany dwoma
śmierciami w gorących basenach Rotorua"),
ze strony A10 nowozelandzkiej gazety
"Weekend Herald",
wydanie datowane w sobotę (Saturday),
June 14, 2008, opisuje dwie śmierci
przez takie zaduszenie siarkowodorem. Jeśli
więc ktoś bierze sobie kąpiel w źródłach gorącej
wulkanicznej wody z Rotorua, nie powinien czynić
tego samotnie, oraz powinien zważać na ewentualną
falę silnego smrodu siarkowodoru (tj. gazu który
śmierdzi jak stare zepsute jajka).
#K1.4.
Trujące rośliny:
Niemal każdy kraj ma jakieś trujące rośliny.
W relatywnie niewielkiej Nowej Zelandii żyje
ponad 100 silnie trujących roślin. Z tej liczby
większość jest rodzima dla wysp tego kraju.
Dlatego NIE jest znana przyjezdnym z innych
kontynentów. Faktycznie, to jak wyjaśnia to strona
newzealand_visit_pl.htm,
Bóg nie zamierzał aby Nowa Zelandia była
zamieszkała, stąd Bóg zapełnił ją truciznami i niebezpieczeństwami.
Opisowi tych trucizn poświecone są liczne
grube tomiska książek - przykładowo patrz
książka pióra H. E. Connor, "The Poisonous
Plants in New Zealand" (E.C. Keating, Wellington,
1977, ISBN 0-477-01007). Na tej stronie nie
mam też zamiaru konkurować z owymi książkami,
a jedynie chcę zwrócić uwagę czytelnika na
sam problem, poprzez wskazanie przypadków
zatrucia, które były na tyle groźne że aż dostały
się do nowozelandzkich publikatorów.
Najgłośniejszym przypadkiem zatrucia z jakim
dotychczas się spotkałem w Nowej Zelandii był
sok z rodzimego drzewka
zwanego tutu. Niewielkie ilości tego soku
są w stanie uśmiercić nawet słonia. Tutu jest
to niewielkie drzewko, często wielkości krzaka.
Jego liście rosną parami po obu stronach jakby
"kwadratowych" gałązek. Liście te wyglądają
nieco podobnie jak liście laurowe ("bobkowe").
Drzewo to ma też smakowicie wyglądające,
czarno-purpurowe jagody podobne do czeremchy.
Wszystko jednak w tym drzewie jest silnie trujące,
na przekór że wygląda smakowicie. Jego trucina
"tutina" jest też piorunująco śmiertelna - podobno
dla zabicia człowieka wystarcza jej tylko jeden miligram.
W dawnych czasach drzewo to spowodowało śmierć wielu
nieostrożnych ludzi którzy nie znali jego morderczych
cech, oraz wielu zwierząt domowych. W marcu 2008
roku, słodka rosa z soków tego drzewa, pozbierana
przez pszczoły, spowodowała groźne zatrucia
miodem aż kilkunastu ludzi. Opisy tych zatruć
spowodowanych przez miód z tutu, zawarte są
m.in. w artykułach "Toxic honey link in three new
cases" (tj. "Trzy nowe przypadki łączy zatruty
miód") ze strony A3 nowozelandzkiej gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z poniedziałku (Monday), March 24, 2008;
oraz "Poison honey culprit killed two elephants"
(tj. "Trucizna ta sama co w miodzie zabiła dwa
słonie"), ze strony A12 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), March 26, 2008.
Sporo roślinnych trucizn na świecie działa morderczo
tylko jeśli dostanie się do krwioobiegu. Przykładowo
tak właśnie działa malezyjska "kurara" sporządzana
z drzewa zwanego "Ipoh", tak też działa mleczko
(sok) z krzewu bananowego - po szczegóły patrz
opisy tych trucizn w podpisie pod "Fot. #D3" ze strony
fruit_pl.htm - o tropikalnych owocach i o filozofii ich jedzenia,
lub patrz opisy drzewa Ipoh z punktu #F1 strony
healing_pl.htm - o foklorystycznych metodach przywracania zdrowia.
Natomiast jeśli owe trucizny się zjada, wówczas
stają się one nieszkodliwe. Jednak trucizna "tutina"
zawarta w soku drzewka tutu jest mordercza bez
względu na to jak na kogoś zadziała - a więc też
i po jej zjedzeniu, a nawet po przerobieniu przez
pszczoły na miód.
Aczkolwiek drzewo tutu jest prawdopodobnie źródłem
największej ilości kłopotów, nie jest ono jedyną
trującą rośliną Nowej Zelandii. O innej silnie trującej
roślinie tego kraju pisał artykuł "Dog dies from
karaka berries" (tj. "Pies zdechł od karaka jagód")
ze strony A13 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), March 25, 2009;
oraz podobny artykuł "Dog's death warns humans"
(tj. "Śmierć psa ostrzega ludzi") ze strony A8 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie ze środy (Wednesday), March 25, 2009.
Jak wynika z obu tych artykułów, apetyczne
(pomarańczowe w kolorze) jagody rodzimego
dla Nowej Zelandii drzewka "karaka" po opadnięciu
na ziemię w miejskim parku z Auckland wyglądały
tak apetycznie, że skusiły psa. Po ich zjedzeniu
pies zdechł. Oprócz psów, trucizna z jagód
tego drzewka jest też śmiertelna dla ludzi. Kolejną
bardzo często spotykaną rodzimą trującą rośliną
tego kraju jest ozdobne drzewko o pięknych żółtych
kwiatach, nazywane
kowhais.
Oczywiście, Nowa Zelandia ma też szereg
trujących roślin przywiezionych z innych
krajów - np. "rhus", "ivies", konwalie - po angielsku
nazywane "lilies of the valley", oraz "deadly nightshades"
nazywane także "atropa belladonnas". Do najsilniej
trujących z owych przywiezionych roślin należą:
oleander, castor oil bean, foxglove (digitalis), oraz
white cedar berries. Silnie trujące są także niektóre
odmiany nowozelandzkich grzybów (np. muchomory) -
te jednak łatwo rozpoznać bo większość z nich wygląda
identycznie jak podobne trujące grzyby z innych krajów.
#K1.5.
Trujące ryby:
Na dodatek do trujących roślin, w morzach
z okolic Nowej Zelandii można spotkać także
trujące ryby. Najbardziej trująca z nich jest
słynna "Puffer Fish" (tj. ta z małymi kolcami,
która po złapaniu sama siebie "nadmuchuje"
jak balonik). Trucizna zawarta w jej skórze
oraz w jej wątrobie po zjedzeniu jest nawet bardziej
śmiertelna niż "tutina". Na szczęście, z powodu
zimnej wody mórz Nowej Zelandii, owa trująca
ryba NIE jest spotykana tam aż tak często.
Jednak w innych (biedniejszych) krajach,
w których żyje ona w dużych ilościach i w
których jest ona najtańszą rybą, np. w Sri
Lanka, pomyłki przy usuwaniu z niej trucizny
przed jej zjedzeniem niemal codziennie
uśmiercają tam jakichś biednych ludzi.
#K1.6.
Jadowite stworzenia:
Nowa Zelandia oficjalnie nie ma jadowitych
węży. Gdy ja tam emigrowałem w 1982
roku, jedynym jadowitym stworzeniem ze
śmiercionośnym jadem był tam wówczas
niewielki pająk po Maorysku zwany
Katipo.
Ma on czarny odwłok wielkości ziarenka grochu.
Jest on też łatwo rozpoznawalny z powodu
jaskrawo-czerwonego zygzakowatego paska
biegnącego podłużnie po grzbiecie jego
czarnego odwłoka. Typowo żyje na suchych
wydmach nadmorskich. Jeśli po jego ukąszeniu
NIE zostanie podana odtrutka, może on okazać
się śmiertelny. Faktycznie też przed 1951
rokiem ktoś umarł w Nowej Zelandii od ukąszenia
katipo. Relatywnie niedawny szokujący przypadek,
kiedy ów "katipo" ukąsił w penisa niebacznego
kanadyjskiego turystę któremu na szczęście
szpital uratował życie, opisany jest w artykule
[1#K1.6] o tytule "Agony after spider
bites trouser snake" (tj. "Cierpienia po tym jak
pająk ukąsił węża w spodniach"), ze strony A3 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z piątku (Friday), May 14, 2010.
Następny przypadek ukąszenia przez tego
jadowitego pająka Nowej Zelandii, opisany
został w artykule [2#K1.6] o tytule
"Ocean kayaker survives nasty katipo bite"
(tj. "oceaniczny kajakowicz przeżył paskudne
ukąszenie katipo"), ze strony A5 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z piątku (Friday), March 9, 2012. O
owych jadowitych pająkach warto też wiedzieć,
że począwszy od 10 czerwca 2010 roku
są one na liście "absolute protected" żyjątek
Nowej Zelandii, co oznacza że jeśli ktoś
nieopatrznie zabije jednego z nich i dowiedzą
się o tym miejscowe władze, wówczas grozi
mu więzienie lub grzywna 100000 dolarów -
po szczegóły patrz ilustrowany artykuł [3#K1.6]
"Don't squash the katipo - or you'll be off to
prison" (tj. "nie rozgniataj katipo - bo zamkną
cię w więzieniu"), ze strony A5 gazety
The Dominion Post,
wydanie z piątku (Friday), June 11, 2010.
Oczywiście, już w 1982 roku żyły też w Nowej
Zelandii owe nieszkodliwe dla normalnych ludzi
jadowite stworzonka które występują również w
praktycznie każdym innym kraju, takie jak trzmiele,
osy i pszczoły. Chociaż one też mogą boleśnie
ukąsić, jednak dla osób które nie mają na nie
uczulenia do niedawna pozostawały one raczej
nieszkodliwe. (Niestety, ostatnio i od nich ludzie
zaczynają umierać - po szczegóły przypadków
śmierci od os patrz punkt #L4 na stronie o nazwie
wszewilki.htm.)
W miarę jednak jak czas upływa, ludzie importują
do Nowej Zelandii coraz więcej jadowitych stworzeń
które są w stanie porazić lub zabić swoim jadem
nawet całkowicie zdrowe i silne osoby. Ponadto,
ostatnie ocieplanie się klimatu Ziemi powoduje,
że morzami zaczynają docierać do Nowej Zelandii
jadowite morskie stwory z tropiku dla których
uprzednio wody tego kraju były zbyt zimne.
Dla obu tych powodów, tj. importu przez ludzi
i ocieplania się klimatu, kiedy w marcu 2009
roku artykuły w gazetach opublikowały wykaz
jadowitych stworzeń czyhających na ludzi w
Nowej Zelandii, ich lista obejmowała wówczas
już ponad 10 takich paskudów. (Artykuły z
opisami i zdjęciami owych jadowitych paskudów
to [1#K1.6] "NZ's natural nasties" (tj. "Naturalne paskudy
Nowej Zelandii") ze strony A4 gazety
The Dominion Post,
wydanie ze środy (Wednesday), March 4, 2009;
oraz [2#K1.6] "What not to do when critters strike"
(tj. "Czego nie czynić kiedy paskud ugryzie"), ze
strony A2 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z czwartku (Thursday), March 5, 2009.)
Oto więc ich wykaz.
(1) Jadowite owady.
Oprócz owego rodzimego jadowitego pająka Nowej
Zelandii opisanego powyżej (tj. "katipo"), obecnie
grycie tam ludzi także jego równie jadowity krewniak
z Australii - zwany "redback". Niedawno i ten jadowity
pająk zasiedlił się w Nowej Zelandii. W Australii od
dawna zasiewał on spore spustoszenie (faktycznie
gdy jeszcze nie istniała odtrutka dla jego jadu, od
jego ukąszeń umarło aż kilku ludzi) - po szczegóły
patrz artykuł "Plague of redbacks puts paid to Outback
hospital" ze strony B3 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z czwartku (Thursday), April 24, 2008.
(2) Jadowite węże morskie. Obecnie można
już na nie się natknąć w wodach lub na plażach
Nowej Zelandii. Przykładowo,
żywego jadowitego węża morskiego "żółtobrzucha" -
po angielsku zwanego "yellow-bellied sea snake",
którego prądy morskie uniosły aż do Nowej
Zelandii, złapano w dniu 23 kwietnia 2008 roku
na plaży z północnego krańca tego kraju - po
szczegóły patrz artykuł "Snake found
on beach" ze strony A7 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z piątku (Friday), April 25, 2008.
(3) Mordercze ślimaki morskie.
W ciepłych wodach morskich północnej
części Nowej Zelandii, przykładowo w okolicy
tzw. "Bay of Island", spotkać można jadowitego
ślimaka po angielsku nazywanego "cone shell
snail" - którego jad może uśmiercić człowieka
w około 20 minut od ukąszenia. Opisy i zdjęcie
tego ślimaka o czerwonym kolorze podane są
w artykule "Toxic killer lurking in NZ waters" (tj.
"Trujący morderca czai się w nowozelandzkich
wodach"), ze strony A6 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z wtorku (Tuesday), January 6, 2009.
Począwszy od 2009 roku, w Nowej Zelandii nagle
trujące zaczęły też być zwykłe ślimaki morskie
lokalnie zwane "grey side-gilled sea slug" - które
uprzednio uważano za nieszkodliwe po zjedzeniu.
Owe ślimaki już uśmierciły sporo psów i innych
zwierząt które nieopatrznie zjadły je na plażach.
Podobno zjedzenie tylko około łyżki ciała tego
apetycznie wyglądającego ślimaka może
obecnie uśmiercić człowieka. Upowszechniane
są rumory, że powodem ich nagłego trucia jest
zakumulowanie w ich ciałach trucizn na szczury
obficie ostatnio rozsiewanych samolotami po
lasach i wyspach przez agencje rządowe NZ.
Stąd coraz częściej słyszy się nawoływania w
rodzaju tych z artykułu "Science Minister backs
calls for Govt funding to study toxic sea slugs"
(tj. "Minister nauki popiera apele do rządu aby
badać trujące ślimaki morskie"), ze strony A7 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z wtorku (Tuesday), February 23, 2010.
(4) Jadowite ryby - znaczy ryby które
na zewnątrz ciała posiadają co najmniej jeden
kolec ociekający jadem. Takich jadowitych
ryb żyje już w wodach Nowej Zelandii aż kilka.
Najczęściej z tych spotkać można tzw. "płaszczkę"
(tj. "stingray") która czai się na dnie w płyciznach
morskich, szczególnie na wylotach rzek i w
obszarach przypływowych. Ma ona jeden lub
kilka jadowitych kolców na zwinnym jak wąż
ogonie, a czasami też wzdłuż grzbietu. Podrażniona,
kolec ten błyskawicznie wbija w swoją ofiarę.
Inne jadowite ryby spotykane w Nowej Zelandii
to: scorpion fish, spiny dog fish, elephant fish,
brown bullhead catfish.
(5) Jadowity sea urchin (tzw. "Kina").
Jest to rodzaj jakby "jeża" (jadalnego i przez
Maorysów uważanego za przysmak) żyjącego
na dnie morza - czyli kłębka jadowitych kolcy.
Jeśli się na niego przypadkowo nadrepnie,
wówczas ma się poważne kłopoty z powodu
jadu tychże kolców.
(6) Jadowite meduzy. W miarę ocieplania
się klimatu przypływa ich coraz więcej do brzegów
Nowej Zelandii. Najbardziej jadowite z nich jakie
zgodnie z w/w artykułami [1#K1.6] i [2#K1.6] obecnie
docierają już nawet do Nowej Zelandii, to tzw. "Portuguese
man-of-war" oraz "bluebottle - obie pirunująco
mordercze. W dniu 28 kwietnia 1996 roku ja
osobiście natknąłem się na całą ławicę tych
śmiercionośnych meduz w tropikalnej Malezji,
a nawet uwiedziony ich pięknymi kolorami chciałem
dotknąć jedną z nich swoją ręką - na szczęście
zostałem w porę ostrzeżony. Jednak o dwóch
turystach uśmierconych przez owe meduzy na
dokładnie tej samej plaży, których nikt w porę
nie zdołał ostrzec przed dotknięciem tych
stworzeń, poczytałem sobie następnego dnia
w miejscowych gazetach. Oto jak tamto spotkanie
ze śmiercią opisałem w jednym ze swoich
ówczesnych listów do brata w Polsce:
"W międzyczasie miałem tu w Malazji przygodę którą chciałbym Ci opisać. Dosłownie bowiem niemal że na ochotnika wziąłem własną śmierć w swoje ręce. Gdyby nie ostrzegająca mnie reakcja Sue zapewne dzisiaj już bym nie żył. Oto cała historia. Na trzy dni, t.j. sobotę, niedzielę i poniedziałek 27-29 kwietnia 1996 roku, wybraliśmy się z Sue do Langkawi - znanej wyspy wypoczynkowej w północno-zachodniej części Malazji. Po pełnym emocji przelocie samolotem (strasznie w czasie lotu rzucało, zaś w ostatniej chwili samolot przerwał lądowanie i zarócił do Penang gdzie spędziliśmy czekając ponad godzinę aż w Langkawi poprawią się warunki pogodowe), dotarliśmy do naszego hotelu "Holiday Villa Beach Resort" zlokalizowanego tuż przy pięknej plaży na południowo-zachodnim wybrzeżu tej wyspy. Wkrótce też zaczęliśmy spacerować po złotych piaskach otaczającej hotel plaży, która jest najlepszą plażą w całej Langkawi. Na taki sam spacer wyszliśmy też i w niedzielę, 28 kwietnia. Brodząc po niemal gorącej wodzie morskiej, spostrzegłem wtedy ogromną meduzę w przybliżeniu wielkości cynowego wiadra do studni na Wszewilkach. Była cała lekko czerwonawa jak galaretka z czarnej pożeczki - kolor bardzo dziwny jak na meduzę. Jej kolor nadawał jej wygląd jakby chorej lub umierającej. Fale zwolna zmywały ją ku piaskowi plaży. Zrobiło mi się jej żal że wkrótce zginie wyrzucona falami na piasek, pochyliłem się więc nad nią i powiedziałem Sue że wezmę ją na ręce i wyholuję na głębszą wodę. Reakcja Sue nieco mnie zaszokowała, bowiem Sue zaczęła krzyczeć abym uciekał bo te meduzy są śmiertelnie niebezpieczne. Ja jej nie wierzyłem, bowiem pamiętałem meduzy z Bałtyku i z Morza Czarnego które można było dotykać bez obaw. Tylko więc z grzeczności dla Sue odeszłem od meduzy na kilka kroków, jednak przez dłuższą chwilę patrzyłem czy to "biedne stworzonko" zdoła uniknąć wyrzucenia na piasek. Potem, wobec - jak wówczas sądziłem, histerycznego zachowywania się Sue, która z paniki aż tupała w miejscu przy skraju wody i krzykiem przynaglała mnie do ucieczki, podjąłem kontynuowanie spaceru - ja brodząc beztrosko po wodzie, zaś Sue stąpając ostrożnie po piasku. Podczas dalszego spaceru dostrzegłem i minąłem kilka następnych podobnych meduz. O całej sprawie zapomniałem aż do powrotu do Kuala Lumpur, kiedy to z gazet się doczytałem, że identyczna meduza, niemal dokładnie w tym samym miejscu plaży gdzie ja ją spotkałem, uśmierciła w ten sam dzień (niedzielę) aż dwoje ludzi. Kopię wycinków z gazet na ten temat załączam Ci z niniejszym listem. Gdybym więc uległ pokusie i wziął na ręce owo stworzenie aby wynieść je na głębszą wodę, z uwagi na krótką drogę jadu z rąk do serca (paraliżowanego przez jad tej meduzy) zapewne dzisiaj już bym nie żył. Malezja ma wiele bardzo niebezpiecznych stworzeń!"
(Niestety, nie zapisałem sobie danych edytorskich
artykułów gazetowych o owych uśmierconych
przez meduzy turystach. W razie potrzeby czytelnik
powinien jednak sam sobie je znaleźć w poniedziałkowym
wydaniu, z dnia 29 kwietnia 1996 roku, w którejś
z popularnych gazet Malezji - być może iż w
"New Straits Times".)
I pomyśleć że w wyniku ocieplania się klimatu
owe śmiercionośne meduzy zaczynają pomału
docierać aż do wybrzeży Nowej Zelandii.
Jak powyższy wykaz ujawnia, zdecydowana większość
jadowitych stworzeń Nowej Zelandii narazie spotyka się
w morzu. Najbardziej więc trzeba tam uważać kiedy
się wchodzi do wody.
#K1.7.
Drapieżniki i ludojady:
Oficjalnie na lądzie Nowej Zelandii nie ma
ani drapieżników, ani innych ludojadów.
Za najbardziej niebezpiecznego drapieżnika
tego kraju oficjalnie uznaje się rekiny
które czasami atakują ludzi pływających
w morzach tego kraju. Intrygującą ciekawostką
co najmniej niektórych rekinów Nowej Zelandii
jest, że mają one jakąś nadprzyrodzoną zdolność
do zdalnego hipnotyzowania swoich ofiar, tak
aby te nie czuły bólu ugryzienia. Stąd ofiary
nowozelandzkich rekinów nawet nie wiedzą że
kawałek ich ciała został już odgryziony przez
rekina - po więcej informacji patrz punkt #F4.1
z totaliztycznej strony
stawczyk.htm.
Nieoficjalnie jednak na pustkowiach Nowej Zelandii
można czasami natknąć się na potwora-ludojada
czy na jakieś inne niebezpieczne zwierzęta.
Ich przykładami są owe widywane sporadycznie
iluzoryczne drapieżniki czy ludojady opisywane
w punktach #C4, #E7 i #H1 niniejszej strony
newzealand_pl.htm - o tajemnicach i ciekawostkach Nowej Zelandii.
#K1.8.
Odmienne prawa:
W Nowej Zelandii panuje lewostronny ruch drogowy.
Sporo turystów przybywających do Nowej Zelandii
planuje zwiedzać ten kraj w wynajętych samochodach.
Wynajęcie samochodu kosztuje wszakże relatywnie
niewiele. Problem jednak jest taki, że ruch w Nowej
Zelandii jest lewostronny. Stąd osoby które przybyły
z krajów o prawostronnym ruchu drogowym czasami
popełniają błędy na ruchliwych drogach, często
przypłacając to życiem swoim i swoich pasażerów.
Innym niebezpieczeństwem stwarzanym przez prawo
Nowej Zelandii jest dysproporcja w karach
za gwałt i za morderstwo. Mianowicie, kary
za oba te przestępstwa są na tyle podobne do siebie,
że miejscowym gwałcicielom lepiej się "opłaca"
po gwałcie zamordować swoją ofiarę niż pozwolić
jej ujść z życiem aby potem mogła ona dopomagać
policji w złapaniu swego gwałciciela. (W Nowej Zelandii
NIE ma "kary śmierci" za morderstwo.) W rezultacie
przerażająco często miejscowe gazety opisują
kolejny przypadek kiedy następna młoda
i atrakcyjna turystka podróżująca samotnie
albo zniknęła bez wieści, albo też znaleziono ją
zamordowaną - jako przykład patrz artykuł "Sniffer
dog aids search for tourist", ze strony A5 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z wtorku (Tuesday), April 22, 2008.
(Tak nawiasem mówiąc to ciało atrakcyjnej izraelskiej
turystki opisywanej w owym artykule znaleziono
dopiero w piątek, 16 maja 2008 roku, i to tylko
ponieważ jej rodzina wydała ponad $100 000
prywatnych pieniędzy na jej poszukiwania - po szczegóły
patrz artykuł "Inquiry into search delay" ze strony A2
The New Zealand Herald,
wydanie z wtorku (Tuesday), May 20, 2008.)
Z uwagi właśnie na tą dysproporcję w karach za
gwałt i za morderstwo, ja osobiście odradzałbym
atrakcyjnym kobietom samotnego zwiedzania Nowej
Zelandii - szczególnie o czasie i w miejscach gdzie
mogłyby wystawić się na niebezpieczeństwo gwałtu.
Jeszcze innym niebezpieczeństwem stwarzanym
przez prawo Nowej Zelandii jest dysproporcja
pomiędzy prawami przestępców a prawami
ofiar przestępstw. W praktyce dysproporcja
ta jakby popiera i cichcem nagradza przestępczość.
Faktycznie też z powodu braku kary śmierci za
morderstwo, oraz owo jakby popieranie przestępczości
przez prawo, bez względu na czyjąś płeć i wiek
zwiedzanie tego kraju najlepiej realizować w dużej
grupie, a conajmniej zawsze we dwoje (tj. razem z
kimś zaufanym). Właśnie taką zresztą radę oficjalnie
udziela japońskim turystom towarzystwo
Nowozelandzko-Japońskie - po szczegóły patrz
artykuł "Travel in groups, Asians told" (tj. "Zawsze
poruszaj się w grupie, Azjaci instruowani") ze strony
A1 nowozelandzkiej gazety
The Press,
wydanie z czwartku (Thursday, July 3, 2008.)
Nowozelandzcy Maorysi wierzą że w niektórych
obszarach rodzimej nowozelandzkiej puszczy
rodzimej żyją wrogie ludziom nadprzyrodzone
istoty które dybią na ludzkie życie. Przykłady
takich śmiercionośnych istot opisane są na
niniejszej stronie
(newzealand_pl.htm)
w punktach #E3 (patrz tam "Strażnik"), #E6
("Maeroero"), oraz #E7 ("lord of the forest");
a także na stronie
sw_andrzej_bobola.htm.
(patrz tam "Fot. #5abc").
Jeśli więc w obszary te zapuści się samotnie
ktoś o umyśle podatnym na manipulacje owych
niebezpiecznych istot, jego zguba jest niemal pewna.
W latach 2001 do dziś (2010) ja mieszkałem
koło jednego z takich miejsc. Nazywa się ono
"Rimutaka Forest Park" i położone jest
niedaleko Petone (tj. chronionego przez Boga
przedmieścia Wellington w którym ja mieszkam -
po więcej szczegółów na temat owej boskiej
ochrony Petone patrz punkt #I3 strony o nazwie
day26_pl.htm).
Na przekór bliskości owego Rimutaka
do buszującej życiem stolicy Nowej Zelandii,
niemal co roku ktoś tam umiera lub
ginie albo w tajemniczych, albo też w
kryminalnych, okolicznościach. Mną osobiście
najbardziej wstrząsnęła śmierć w owej puszczy
niedoświadczonego, bo 26-letniego naszego rodaka,
który wyruszył tam na samotną wycieczkę w
sobotę dnia 31 maja 2008 roku, zaś którego
ciało znaleziono dopiero w sobotę 7 czerwca
2008 roku. Bezowocnymi poszukiwaniami jego
ciała zainteresowana była wówczas cała Nowa
Zelandia - przykładowo patrz artykuł "Searchers
remain hopeful of finding Polish tourist" (tj. "Szukający
mają nadzieję znalezienia polskiego turysty"), ze
strony A5 gazety
The New Zealand Herald,
wydanie z piątku (Friday), June 6, 2008. Kiedy
go w końcu znaleziono, jego ciało leżało w strumieniu
pod zatorem z powalonych drzew. Nie udało się
nawet ustalić jak i od czego zginął. Wprawdzie
prasa spekulowała że być może padł on ofiarą
tzw. "flash flood" (tj. "błyskawicznej powodzi"
opisanej powyżej w punkcie #K1.1), jednak nikt
takiej powodzi w owym czasie tam nie odnotował.
Jego los ponownie potwierdza, że do nowozelandzkiej
puszczy nie powinno się wybierać samotnie.
W około pół roku po śmierci tego Polaka, bo
już w styczniu 2009 roku, mroczne moce z owych
Rimutaka pochłonęły następną ofiarę, tym razem
Nowozelandczyka. Rozkładające
się ciało tego następnego zaginionego znaleziono
dopiero pod koniec marca 2009. Krótki opis losów
jego poszukiwań i przypadkowego znalezienia
zawarty został w artykule "Pilot's hunch finds
missing man's car", ze strony A3 nowozelandzkiej gazety
The Dominion Post,
wydanie z poniedziałku (Monday), March 23, 2009.
Ciekawe, że takie "miejsca nawiedzone złymi
mocami" istnieją w wielu rejonach świata. Inne
podobnie śmiertelne miejsce, które znam osobiście
i w którym także co jakiś czas ktoś umiera
w raczej tajemniczych okolicznościach, jest
opisane w punkcie #H4 strony internetowej
wszewilki.htm.
#K2.
Przemilczane ciekawostki:
Nowa Zelandia ukrywa także sporo ciekawostek,
o istnieniu których świat zwykle nie ma pojęcia.
Opisy niektórych z owych ciekawostek przytoczyłem
na odmiennej stronie internetowej
newzealand_visit_pl.htm.
#K3.
Jeszcze inne ciekawostki Nowej Zelandii o których istnieniu słyszałem,
jednak których brak funduszy i czasu dotychczas nie pozwolił mi przebadać:
Powyższe tajemnice wyczerpują listę tych jakie zdołałem dotychczas
przebadać i opisać. Niestety, proces ich uzdatniania do zaprezentowania w
internecie zajmuje wiele czasu. Wszakże wszelkie badania nowozelandzkich tajemnic
jakie tutaj raportuję dokonuję wyłącznie jako osobiste hobby naukowe, znaczy
w swoim własnym czasie przenaczonym na odpoczynek, oraz na mój prywatny koszt.
Ponadto staram się ukrywać prowadzenie tych badań jeśli to tylko jest to możliwe,
aby NIE narażać się na niepotrzebne prześladowania.
Niemniej, chociaż postęp jest wolny, badania ciągle prą do przodu. W chwili
obecnej jest mi już wiadomo o kilku następnych intrygujących tajemnicach
Nowej Zelandii, jakie umieściłem w kolejce do przebadania na ile mi to czas
i moje skromne osobiste środki finansowe pozwolą, oraz jakie zaprezentuję
tutaj zaraz po tym jak zakończę ich badanie. Dla przykładu, słyszałem jeszcze o:
(1) mitycznym niewidzialnym krysztale zlokalizowanym w geograficznym
centrum Nowej Zelandii, jakiego podobno można dotknąć, jednak nie można
zobaczyć (być może że kryształem tym jest
komora oscylacyjna
działająca w tzw.
stanie telekinetycznego migotania -
po szczegóły patrz strona
telekinesis_pl.htm - o telekinezie indukowanej technicznie);
(2) tajnej szkole Maoryskich szamanów jaka wciąż operuje ukryta w dziczy
Nowej Zelandii, a do jakiej egzamin wstępny polega na psychokinetycznym zrzuceniu
ze stołu kamienia wielkości pięści bez fizycznego dotknięcia owego kamienia;
(3) dwóch co najmniej 1000-letnich kamiennych piramidach około 2-metrowej
wysokości, z pobliża miejscowości Opoutere przy podstawie Coromandel Peninsular;
(4) tajemniczego Wielkiego Muru Nowej Zelandii z północnej części Wyspy
Północnej - który jest jak miniaturowa wersja Wielkiego Muru Chińskiego, Muru z Peru,
czy Muru Hadriana z Brytanii (zbudowanego w 122 roku AD);
(5) szczątków kamiennej piramidy czy budowli w Kaimanawa Forests
spomiędzy Taupo i Napier - patrz punkt #C6 powyżej;
(6) gigantycznej figury ludzkiej tzw. Śpiącego Olbrzyma jakiej wygląd
i istnienie wyjaśniam dokładniej w punkcie #I3.3 odrębnej strony internetowej
god_proof_pl.htm -
o dowodach naukowych że Bóg faktycznie istnieje,
a także w podrozdziale V3 mojej starszej monografii [1/4];
(7) legendarnego plemienia niezwykłych istot z mgły które podobno
posiadają swoje podziemne miasto w nowozelandzkiej prowincji Firdland;
oraz wiele więcej.
Dlatego być może warto aby czytelnik powrócił do tej strony ponownie, jako
że wówczas najprawdopodobniej znajdzie na niej opisy znacznie większej
liczby tego typu tajemnic.
Część #L:
Podsumowanie, oraz informacje końcowe tej strony:
#L1.
Podsumowanie tej strony:
Ja osobiście nie spotkałem się jeszcze z
krajem w którym współistnieje ze sobą tak
szeroka i tak duża różnorodność tajemniczych
obiektów i niewyjaśnionych zjawisk. Jakaż szkoda
że położenie Nowej Zelandii na peryferiach
świata uniemożliwia włączenie się większej
liczby badaczy z innych krajów do wyjaśniania
tejemnic tego kraju. Jak też szkoda, że
rodzimi naukowcy Nowej Zelandii wybrali
pełne godności ignorowanie wszystkiego
co tajemnicze lub niewyjaśnione w ich
własnym kraju i udawanie że problem
badania niewyjaśnionego zupełnie tam
nie istnieje.
#L2.
Jak
blogi totalizmu
pozwolą ci na bieżąco śledzić co
aktualnie bada autor tej strony (tj.
dr inż. Jan Pająk)
oraz które jego witryny internetowe
zawierają najaktualniejsze strony:
Najbadziej istotne zdaniem autora tej strony
wyniki jego badań, ustalenia, ciekawostki
na jakie się natknął, itp., są systematycznie
publikowane na blogach
filozofii totalizmu.
>br>
Owo systematyczne publikowanie blogów totalizmu
ma aż kilka celów. Przykładowo, częściowo neutralizuje
ono chroniczne już pomijanie w internetowych
wyszukiwarkach linków do aktualnych opracowań
autora - wszakże każdy nowy wpis do bloga totalizmu
wskazuje także adresy do najnowszych jego opracowań.
Informuje ono też zainteresowanych czytelników
co nowego autor ustalił lub odkrył. Niestety, NIE
ma co tu "owijać w bawełnę" - wszelkie
wyniki badań autora tej strony, w tym blogi totalizmu,
od wielu już lat są intensywnie blokowane,
sabotażowane i obrzydzane przez kogoś
ogromnie wpływowego. Jeśli czytelnik mi
tu NIE wierzy, wówczas proponuję aby w
którejkolwiek wyszukiwarce internetowej
znalazł link np. do adresu z aktualną wersją
strony z jakiej czyta niniejsze słowa - a co
najwyżej znajdzie wówczes jedynie linki do
przestarzałych wersji tej strony (tj. do wersji,
których z różnych powodów NIE mogę już
aktualizować). W rezultacie bliźni do których
wyniki moich badań są adresowane, NIE
mają jak z nimi się zapoznać. Tym więc,
którzy przypadkowo natkną się na niniejsze
słowa radzę aby zamiast polegać na wyszukiwarkach,
raczej na bieżąco śledzili wyniki moich najnowszych
badań, jakie systematycznie publikuję na tzw.
"blogach totalizmu". Aczkolwiek blogi te,
podobnie jak wszystkie moje strony internetowe,
też są deletowane i ukrywane, w chwili obecnej
te z nich, które faktycznie ja autoryzuję
(tj. które faktycznie zawierają opisy z tzw.
"pierwszej ręki" jakie ja osobiście przygotowałem)
i które narazie nadal istnieją, czytelnik znajdzie pod adresami:
totalizm.blox.pl/html/ (ten zawiera wpisy od #3 - tj. od 2005/4/29)
totalizm.wordpress.com (wpisy od #89 - tj. od 2006/11/11)
kodig.blogi.pl (wpisy od #293 - tj. od 2018/2/23)
drjanpajak.blogspot.co.nz (wpisy od #293 - tj. od 2018/3/16)
(Odnotuj, że do dzisiaj NIE ostał się już żaden
z oryginalnych blogów totalizmu zawierających
wpisy począwszy od numeru #1 - aczkolwiek
pierwsze dwa blogi z powyższgo spisu nadal
oferują znaczną większość wpisów jakie przygotowałem.)
Aktualne zestawienie adresów moich blogów
zawarte jest też na stronie z tematycznym
skorowidzem wyników moich badań - tj. na w/w stronie o nazwie
skorowidz.htm.
Na szczęście, od 2018/10/30 dostępna jest też
w internecie elektroniczna publikacja [13] o tytule
"Wpisy do blogów totalizmu". Można ją sobie
przeglądnąć lub załadować za pośrednictwem strony o nazwie
tekst_13.htm (kliknij tu aby ją przeglądnąć).
W swych 7 tomach zredagowanych jak elektroniczne
książki pisane bezpiecznym (bo odpornym na wirusy)
i wygodnym formatem PDF oraz pozaopatrywane w
"spisy treści" (z numerami, tytułami i datami
opublikowania kolejnych wpisów do blogów totalizmu),
publikacja [13] oferuje do przestudiowania wszystkie
wpisy z blogów totalizmu, jakie dotychczas były
opublikowane - włącznie z często też publikowanymi
angielskojęzycznymi wersjami polskojęzycznych wpisów.
Ponadto tekst owej [13] ma dwie wersje, mianowicie (1)
o "dużym druku" (20 pt) - ułatwiającym czytanie
przez osoby o słabym wzroku (np. starsze wiekiem),
oraz (2) o "typowym druku" (12 pt) - przeznaczonym
do czytania przez osoby o nadal ostrym wzroku.
Na końcu każdego wpisu do blogów totalizmu staram
się podać zestaw adresów witryn internetowych,
które oferują najaktualniejsze wersje wszystkich
moich stron internetowych (odnotuj, że z powodu
powtarzalnego deletowania witryn z moimi stronami,
adresy te zmieniają się z upływem czasu). To z
zestawień adresów owych witryn publikowanych
pod najnowszymi wpisami do blogów totalizmu
rekomenduję ściągać i czytać najaktualniejsze
wersje moich stron oraz opracowań.
Warto tu też dodać, że osobom starającym się
poznać moje autentyczne opisy wyników swych
badań, wyszukiwarki internetowe usilnie podsuwają
blogi (i inne internetowe publikacje), które wyglądają
jak moje, jednak zawierają jedynie czyjeś prywatne
opinie o moich badaniach (często mijające się z
prawdą, a niekiedy nawet celowo zwodzące czytelników).
W chwili pisania niniejszego punktu, owe NIE moje blogi
(na jakie już się natknąłem) były dostępne pod adresami:
Niniejszym mam przyjemność poinformować
czytelników, że z okazji 70tej rocznicy urodzin
autora tej strony (tj. mnie), wyprodukowany
został i opublikowany około 35 minutowy
film Dominika Myrcik, jaki od maja 2016
roku upowszechniany jest gratisowo w
youtube.com.
Film ten nosi tytuł
"Dr Jan Pająk portfolio"
i prezentuje graficznie najważniejszy mój naukowy dorobek życiowy.
Jego polskojęzyczną wersję można sobie oglądnąć pod adresem
youtube.com/watch?v=f3MuZec4jGM,
lub uruchomić ją z wideowej "playlist" o nazwie
djp.htm
jaką zaprogramowałem do przeglądania na "smart" telewizorach koreańskiej
firmy LG lub na komputerach PC z wyszukiwarką "Google Chrome".
Zapraszam i zachęcam czytelników do jego oglądnięcia. Działające
zielone linki,
adresy internetowe, ulotki promocyjne w trzech językach,
oraz pełne opisy wszystkich trzech wersji językowych
(tj. polskiej, angielskiej i niemieckiej) tego doskonale
zaprojektowanego i wykonanego HD i HQ filmu, są
dostępne na specjalnie poświęconej mu stronie o nazwie
portfolio_pl.htm.
Aktualne adresy emailowe autora tej strony, tj. oficjalnie
dra inż. Jana Pająk,
zaś kurtuazyjnie Prof. dra inż. Jana Pająk,
pod jakie można wysyłać ewentualne uwagi, własne
opinie, lub informacje jakie zdaniem czytelnika
autor tej strony powinien poznać, podane są na
stronie internetowej o nazwie
pajak_jan.htm
(dla jej wersji w języku HTML), lub o nazwie
pajak_jan.pdf
(dla wersji owej strony w bezpiecznym formacie PDF).
Prawo autora do używania kurtuazyjnego
tytułu "Profesor" wynika ze zwyczaju iż "z profesorami
jest jak z generałami", znaczy raz
profesor, zawsze już profesor. Z kolei
w swojej karierze naukowej autor tej strony był
profesorem aż na 4-ch odmiennych uniwersytetach,
tj. na 3-ch z nich był tzw. "Associate Professor"
w hierarchii uczelnianej bazowanej na angielskim
systemie uczelnianym (w okresie od 1 września
1992 roku, do 31 października 1998 roku) - który
to Zachodni tytuł stanowi odpowiednik "profesora
nadzwyczajnego" na polskich uczelniach. Z kolei
na jednym uniwersytecie autor był (Full) "Professor"
(od 1 marca 2007 roku do 31 grudnia 2007 roku -
tj. na ostatnim miejscu pracy z naukowej kariery
autora) który to tytuł jest odpowiednikiem pełnego
"profesora zwyczajnego" z polskich uczelni.
Proszę jednak odnotować, że dla całego szeregu
powodów (np. mojego chronicznego deficytu czasu,
prowadzenia badań wyłącznie na zasadzie mojego
prywatnego hobby naukowego, pozostawania
niezatrudnionym i wynikający z tego mój brak
oficjalnego statusu jaki pozwalałby mi zajmować
oficjalne stanowisko w określonych sprawach,
istnienia w Polsce aż całej armii zawodowych
profesorów uczelnianych - których obowiązki
zawodowe obejmują m.in. udzielanie odpowiedzi
na zapytania społeczeństwa, itd., itp.)
począszy od 1 stycznia 2013 roku
ja przyjąłem żelazną
zasadę, że NIE odpowiadam na żadne emaile
wysyłane do mnie przez czytelników moich
stron - o czym niniejszym szczerze
i uczciwie informuję wszystkich zainteresowanych.
Stąd jeśli czytelnik ma sprawę która wymaga
odpowiedzi, wówczas NIE powinien do mnie
pisać, bowiem w takiej sytuacji wysłanie mi
emaila domagającego się odpowiedzi w świetle ustaleń
filozofii totalizmu
byłoby działaniem
niemoralnym. Wszakże spowodowałoby,
że czytelnik doznałby zawodu ponieważ z całą
pewnością NIE otrzymałby odpowiedzi. Ponadto
taki email odbierałby i mi sporo "energii moralnej"
ponieważ z jego powodu i ja czułbym się winnym,
że NIE znalazłem czasu na napisanie odpowiedzi.
Natomiast w/g totalizmu "moralnym działanien"
w takiej sytuacji byłoby albo niezobowiązujące
mnie do odpisania przesłanie mi jakichś informacji
które zdaniem czytelnika są warte abym je poznał,
albo teź napisanie raczej do któregoś z zawodowych
profesorów polskich uczelni - wszakże oni są
opłacani z podatków obywateli między innymi za
udzielanie odpowiedzi na zapytania społeczeństwa,
a ponadto wszyscy oni mają sekretarki (tak
że korespondencja NIE zjada im czasu który
powinni przeznaczać na badania).
Disclaimer. Odnotuj że poglądy wyrażone na niniejszej stronie NIE są
podzielane przez właścicieli innych niż moje fotografii pokazanych tutaj,
nawet jeśli właściciele owych fotografii zgodzili się abym wykorzystywał
ich zdjęcia. Chociaż fotografie reprezentują najbardziej obiektywny materiał
dowodowy, ciągle sytuacje jakie one uchwyciły mogą być interpretowane na
kilka odmiennych sposobów.
* * *
Niniejsza strona należy do większego łańcucha stron internetowych
poświęconych najróżniejszym tajemnicom i ciekawostkom (oferując
m.in. nieodpłatne monografie na ich tematy). Łańcuch ten obejmuje
strony zestawione w "Menu 2".
Niniejsza strona dostępna jest także w formie
broszurki oznaczanej symbolem [11],
którą przygotowałem w "PDF" (od "Portable
Document Format") - obecnie uważanym za
najbezpieczniejszy z wszystkich internetowych
formatów, jako że do niego normalnie wirusy
się NIE doczepiają. Ta klarowna broszurka
jest gotowa zarówno do drukowania, jak i do
wygodnego czytania z ekranu komputera.
Ciągle ma ona też aktywne wszystkie swoje
zielone linki.
Stąd jeśli jest czytana z ekranu komputera
podłączonego do internetu, wówczas po
kliknięciu na owe linki otworzą się linkowane
nimi strony lub ilustracje. Niestety, ponieważ
jej objętość jest około dwukrotnie wyższa niż objętość
strony internetowej jakiej treść ona publikuje,
ograniczenia pamięci na sporej liczbie darmowych
serwerów jakie ja używam, NIE pozwalają aby
ją na nich oferować (jeśli więc NIE załaduje
się ona z niniejszego adresu, ponieważ NIE
jest ona tu dostępna, wówczas należy kliknąć
na któryś odmienny adres z
Menu 3,
poczym sprawdzić czy stamtąd juź się załaduje).
Aby otworzyć ową broszurkę (lub/i załadować
ją do własnego komputera), wystarczy albo
kliknąć na następujący zielony link
albo też z którejś totaliztycznej witryny otworzyć
sobie plik nazywany tak jak w powyższym linku.
Jeśli zaś czytelnik zechce też sprawdzić, czy jakaś
inna totaliztyczna strona właśnie studiowana przez
niego, też jest już dostępna w formie takiej PDF
broszurki, wówczas powinien sprawdzić, czy
wyszczególniona ona została w linkach z "części
#B" strony o nazwie
tekst_11.htm.
Owe linki wskazują bowiem wszystkie totaliztyczne
strony, które już zostały opublikowane jako takie
broszurki z serii [11] w formacie PDF.
Życzę przyjemnego czytania!
* * *
If you prefer to read English,
click on the flag (jeśli preferujesz angielski,
kliknij na poniższą flagę)
Data zapoczątkowania budowy tej strony internetowej: 10 października 2003 roku
Data najnowszego aktualizowania tej strony: 22 września 2023 roku
(Sprawdź w adresach z
Menu 4
czy istnieje już nowsza aktualizacja)